Łączna liczba wyświetleń

środa, 11 sierpnia 2021

"JESTEM KRÓLEM WASZYM PRAWDZIWYM, A NIE MALOWANYM..." - Cz. I

 CZYLI, JAK TO W POLSCE 

NARÓD WYBIERAŁ SWOICH KRÓLÓW?

 



 

WSTĘP

CZYLI - NAJSWOBODNIEJSZY NARÓD EUROPY

 





 O tym, że Polacy od zawsze byli najswobodniejszym, najbardziej wyczulonym na wszelkie autokratyczne i absolutystyczne tendencje - narodem, zapewne nie muszę pisać, gdyż jest to oczywistość sama w sobie. W żadnym innym kraju, w którym naród propagował idee republikańskie i starał się kontrolować władzę zwierzchnią, nigdy nie było aż tylu zabezpieczeń nakładanych przez obywateli na władze centralne (w tym przypadku na władzę królewską) ile ich było właśnie w Polsce. Doprawdy bycie królem w naszym kraju nie należało do zadań łatwych i przyjemnych, ale jednocześnie było też wyzwaniem dla wybitnych jednostek, które potrafiły tak wkomponować swoje absolutystyczne cele, aby był one zgodne z założeniami i wyzwaniami całego narodu. Do takich postaci należał np. król Władysław II Jagiełło (choć w ostatnich latach swego życia był on już całkowicie zależny od biskupa krakowskiego - Zbigniewa Oleśnickiego, który miał umożliwić jego synowi wstąpienie na tron po śmierci Jagiełły), postacią taką była również królowa Bona Sforza, która umiała wymóc na szlachcie (czyli narodzie) podporządkowanie się jej woli, a także król Stefan Batory - autor słów, które dałem w tytule. Wybrany na sejmie elekcyjnym w grudniu 1575 r., jako mąż królowej Anny Jagiellonki (siostry ostatniego męskiego członka tej dynastii - Zygmunta II Augusta, który zmarł 7 lipca 1572 r.), już po ucieczce z kraju (w nocy 18/19 czerwca 1574 r.) Henryka Walezego (de Valois), brata króla Francji - Karola IX, który wstąpił na francuski tron po jego śmierci - 30 maja 1574 r. (notabene Henryk w polskiej heraldyce najczęściej nie jest numerowany, a jeśli już, to mówi się o Henryku III - królu Francji, natomiast zgodnie z polską chronologią byłby on określany numerem IV, jako Henryk IV. Co prawda jego poprzednicy o tym imieniu nie byli królami a książętami władającymi podczas rozbicia dzielnicowego większością kraju, ale tak jednak poprawnie brzmiałaby numeracja tego - panującego zaledwie cztery miesiące - polskiego monarchy), został koronowany i poślubiony Annie Jagiellonce - 1 maja 1576 r.

Był to jeden z największych władców w polskich dziejach. Potrafił poskromić zbuntowany Gdańsk, zmusić szlachtę do płacenia podatków na tę (trwającą z przerwami od 1558 r.) wojnę z Moskalami, którą zakończył ostatecznym zwycięstwem w trzech kampaniach 1579, 1580 i 1581 i ostatecznie pokojem w Jamie Zapolskim z 15 stycznia 1582 r. zwracając Rzeczypospolitej wszystkie te ziemie, które utraciła w poprzednich latach na korzyść cara Iwana IV Groźnego i zapewniając Polsce oraz Litwie pierwsze miejsce wśród europejskich mocarstw. Co prawda nie wszystkie posunięcia tego króla były korzystne dla państwa (np. wielkim błędem była zgoda - udzielona w 1577 r. - aby przedstawiciel Hohenzollernów z Brandenburgii otrzymał prawo do kurateli nad chorym umysłowo księciem pruskim, w zamian tylko za hołd z Prus i 200 tys. guldenów kontrybucji. Tym samym bowiem otwarta została możliwość połączenia Prus Książęcych i Brandenburgii pod jednym panowaniem, a co za tym idzie - prosta droga do rozbiorów Polski, które nastąpiły dwieście lat później). Stefan Batory potrafił także poskramiać butę wielmożów, zbytnio zapatrzonych w interesa własne lub też swego stanu, a nie zważających zbytnio na dobro kraju. Gdy na sejmie warszawskim (20 stycznia - 6 marca 1578 r.) słyszał zewsząd gardłowanie szlachty przeciwko nowym podatkom na wojnę z Moskwą i tym, jakie według nich były obowiązki króla wobec narodu, wzburzony tym wielce, rzekł wówczas do zgromadzonych: "Jestem królem waszym prawdziwym, nie wymyślonym ani malowanym. Chcę panować i rządzić i nie ścierpię, aby ktoś z was mi w tym przeszkadzał. Bądźcie strażnikami waszej wolności, ale nie pozwolę, abyście byli moimi nauczycielami". Uchwalono wówczas nie tylko nowe podatki, ale powołano Trybunał Koronny (mający rozpatrywać apelacje sądów w sprawach karnych i cywilnych), a także tzw.: piechotę wybraniecką - formację militarną, złożoną z chłopów pochodzących z dóbr królewskich, którzy w zamian za służbę wojskową, byli zwolnieni z wszelkich obciążeń fiskalnych i osobistych. Silny władca, a do tego władca zwycięski, był więc prawdziwym wyzwaniem dla "najswobodniejszego narodu Europy", który często (choć nie zawsze - bo np. już w lutym 1581 r. szlachta kategorycznie zapowiedziała że nie da już więcej pieniędzy na nową kampanię i pomimo wielu zwycięstw oraz opanowania znacznych terenów podchodzących pod Nowogród Wielki, a także podejścia pod Toropiec - rezydencję cara, z której ten ledwie ostrzeżony, musiał uciekać w samej tylko koszuli i w towarzystwie kilku dworzan - szlachta pragnęła jak najszybciej tę wojnę zakończyć), potrafił łamać opór szlacheckiej braci.




Niektórzy złośliwcy twierdzą, że król Stefan Batory wolał toczyć wojny, aby uciec od łoża królowej Anny, która była już sędziwa (starsza od swego męża o dziesięć lat) i dość brzydka. Jednak prawda jest taka, że Batory potrafił skutecznie poskramiać nazbyt "wolnościowe" zapędy narodu, gdyż wolność - o czym warto pamiętać - jest oczywiście wartością niesłychanie ważną, ale znacznie ważniejsza jest odpowiedzialność za losy swego kraju - a wydaje się że te wartości czasami niknęły w głosach obywateli, domagających się utrzymania własnych swobód i wolności. Wydaje się też (patrząc na poczynania szlachty polskiej - o której to francuski podróżnik z początku XVII wieku napisał, iż gdyby naród polski potrafił się zjednoczyć i przestać toczyć wzajemne spory, żadna siła w Europie nie byłaby w stanie powstrzymać Polaków przed opanowaniem Wschodu i Zachodu, aż pod granice Chin) że szlachta polska była wybitnie pacyfistyczna i wroga wszelkim działaniom wojennym, miłująca zaś spokój i ciepło domowych pieleszy (książę Jeremi Wiśniowiecki podsumował stan szlachecki krótko, mówiąc: "pierzyna - łacina - dziecina"). To nie prawda. Polska szlachta wcale nie była pacyfistycznie nastawiona (czego dowodem są ponawiane okresowo co jakiś czas interwencje zbrojne w państwach naddunajskich, czy w Rosji o obsadę rosyjskiego tronu), a jej "pacyfizm" wynikał tylko i wyłącznie z faktu, że iż mogła ona spełniać wszelkie swoje potrzeby w granicach olbrzymiego kraju, jakim była ówczesna Polska i nie musiała uczestniczyć ani w wyprawach zdobywczych na inne kraje, ani też w kolonizacji obcych ziem. Natomiast każdy nowy podatek na cele wojenne, każde wzmocnienie wojska, było uważane za bezpośrednie godzenie w interesy obywateli i mogły zostać użyte w celu wzmocnienia władzy królewskiej oraz odebrania narodowi jego praw i przywilejów. Dlatego tak alergicznie reagowano na każde nowe podatki na wojsko i na jakiekolwiek wojny zdobywcze. Problem polegał tylko na tym, że nie uświadamiano sobie faktu, że odebrać wolność wcale nie musi król rodzimy, a uczyni równie sprawnie i szybko to ktoś obcy, gdy już państwo ulegnie odpowiedniemu osłabieniu i destrukcji wewnętrznej. I tak się właśnie stało - ostatecznie przyszli obcy i podzielili się naszą Polską, rozrywając ją na trzy części.

Aby podsumować owe prawa i wolności obywatelskie, jakimi cieszył się w Rzeczpospolitej ówczesny naród polityczny (czyli szlachta, stanowiąca dość duży odsetek społeczeństwa), warto tu przytoczyć słowa amerykańskiego historyka - Roberta Howarda Lorda, który tak oto pisał o ówczesnej Polsce: "Wielki zapał dla swobody w każdej gałęzi życia, zasada władztwa narodu, przyzywająca wszystkich obywateli do uczestniczenia w odpowiedzialności rządu, pojęcie państwa nie tylko rzeczy samej w sobie, ale jako narzędzia służącego dobru społecznemu, wstręt do monarchii absolutnej, stałej armii i militaryzmu, niechęć do wszczynania wojen napastniczych, natomiast wybitna dążność do stwarzania dobrowolnych unii z ludami sąsiednimi - oto niektóre z uderzających cech dawnego państwa polskiego, co je stawia jako jednostkę arcywyjątkową między rabuśniczymi i żołdackimi monarchiami owych wieków", Joseph Conrad zaś dodawał: "Scalanie obszarów Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, które uczyniło ją na czas pewien mocarstwem pierwszej rangi nie zostało dokonane siłą (...) czterdziestu trzech przedstawicieli krain litewskiej i ruskiej pod przewodem najznaczniejszego z książąt zawarło związek polityczny, jedyny w swoim rodzaju w historii świata, spontaniczną i całkowitą unię suwerennych państw, świadomie wybierając drogę pokoju. Żaden dokument polityczny nie wyraził nigdy ściślej prawdy niż wstępny ustęp pierwszego Traktatu Unijnego (1413). Zaczyna się on od słów: "Ten związek, będący wynikiem nie nienawiści, lecz miłości" - słów, których nie skierował do Polaków żaden naród w ciągu ostatnich lat stu pięćdziesięciu". Rzeczpospolita była więc oazą nie tylko wolności politycznej i osobistej (Joseph Conrad pisał: "Nie było w dziejach państwa mniej obciążonego politycznym rozlewem krwi niż Państwo Polskie"), ale również oazą tolerancji, o czym dobitnie wyraził się pruski feldmarszałek, autor zwycięskiej wojny z Francją w 1870 r. - Helmut von Moltke, pisząc: "Starodawni Polacy odznaczali się wielką tolerancją (...). Przez długi ciąg czasu przewyższała Polska wszystkie inne kraje Europy swoją tolerancją", a także francuski historyk - Claude Carloman de Rulhiere: "Jest pierwszym w Europie państwem, które przykład tolerancji dało. Meczety stały tam pomiędzy Kościołami chrześcijan i Żydów bożnicami. Rzeczpospolita nie miała wierniejszych poddanych nad Mahometanów, pod jej opieką osiadłych, Żydzi pilnowali dochodów w dobrach Szlachty, która się więcej fakcjami niżeli gospodarstwem trudniła. (...) Nigdzie fanatyzm swojej nie zapalił pochodni. Nie było kłótni, nie było niechęci". Jak więc ten "najbardziej swobodny naród Europy" który tak nienawidził wszelkich przymusów i obciążeń - wybierał swoich władców? Oto odpowiedź.  



POCZĄTEK

LUDWIK ANDEGAWEŃCZYK 

i ZJAZD KOSZYCKI - 1374 r.


 
Według tego, co można wyczytać u średniowiecznych kronikarzy (Gall Anonim, Gaweł Mnich, Mateusz Cholewa, Jan Długosz) pierwotną formą wyboru władcy u ludów słowiańskich był wiec, czyli zebranie wszystkich mężów danego plemienia w celu wyboru władcy lub przedyskutowania decyzji co do wyprawy wojennej. Ale forma wiecu dość szybko zanikła, szczególnie od chwili, gdy Polska przyjęła chrześcijaństwo, a wizerunki dawnych słowiańskich bogów (takich jak choćby Perun - utożsamiany z Zeusem, Swaróg - odpowiadający Hefajstosowi, czy Swarożyc - bóg ognia) po 966 roku zostały obalone i z czasem poszły w zapomnienie. Dynastia Piastów, od czasów Mieszka I (który - co ciekawe - władał krajem o nazwie Slavonia i pod taką nazwą występuje nasz kraj w kronice niemieckiego biskupa Tietmara z Merseburga, ale już od wstąpienia na tron jego syna - Bolesława I Chrobrego, kraj zwie się Polenus lub Poleniorum, a naród Poleanami = Polanami. Jednak nazwa "Polska", "Polacy" wcale nie wywodzi się od słowa Polanin, a od dwóch połączonych ze sobą słów: "Po" i "Lach", co znaczyło "pochodzący z lechickiego rodu", lub "ci którzy następują po Lachach"), była już w zasadzie dynastią dziedziczną, w której (z reguły) najstarszy syn dziedziczył władzę nad krajem po swym ojcu. I tak było przez ponad 400 lat, aż do śmierci ostatniego Piasta na polskim tronie - króla Kazimierza III Wielkiego. Ów monarcha, który nie mógł spłodzić męskiego potomka z żadną ze swoich kolejnych żon, zmuszony był przekazać następstwo polskiej korony synowi swojej siostry, wówczas małżonki króla Węgier Karola I Roberta z dynastii Andegawenów - Elżbiecie (notabene Kazimierz Wielki szczególnie nie znosił swej drugiej żony - Adelajdy z Hesji, która była bezpłodna. Zdradzał ją na potęgę z innymi kobietami, a ostatecznie - pragnąc przymusić do zgody na rozwód, na co ona nie chciała przystać - zamknął ją na 13 lat na zamku w Żarnowcu, a sam przez ten czas ponownie się ożenił, czym popełnił bigamię. Po jakimś czasie ożenił się po raz czwarty z kolejną kobietą - Jadwigą Żagańską, nie mając rozwodu z poprzednimi żonami, i wówczas popełnił bigamię podwójną. Co ciekawe, Adelajda żaliła się na swój los swemu ojcu - landgrafowi Hesji Henrykowi II Żelaznemu, ale ten kategorycznie zabronił córce rozwodu i zapowiedział że jeśli to uczyni, nie ma po co wracać do Hesji. Biedna kobieta siedziała więc w wieży na żarnowieckim zamku, powoli odchodząc od zmysłów, zdradzana i upokarzana przez swego męża. Ostatecznie Kazimierz zezwolił jej na wyjazd z kraju i powrót do Hesji w 1356 r. po piętnastu latach małżeństwa, z czego trzynaście spędziła ona samotnie w Żarnowcu).  






Kazimierz Wielki uznał dziedzicem korony (na zjeździe w Krakowie w lipcu 1339 r.) syna swej starszej siostry Elżbiety i jednocześnie następcę węgierskiego tronu, 13-letniego Ludwika. Oczywiście jedynie w tym wypadku, gdy Kazimierz nie spłodzi własnych synów, dlatego potem tak bardzo mu zależało na narodzinach potomka, gdyż nie przepadał za Ludwikiem i nawet postarał się, aby po swej bezpotomnej śmierci (nie licząc jego czterech córek, które jednak nie miały żadnych praw do korony) tron polski objął jego wnuk - Kazimierz (Kaźko) książę słupski, którego usynowił w 1368 r. Ten manewr jednak mu się nie powiódł i ostatecznie po śmierci Kazimierza (5 listopada 1370 r.) królem Polski został Ludwik, który od tej chwili dzierżył w swym ręku dwie korony: polską oraz węgierską. Wkrótce po swej koronacji w Krakowie (17 listopada) Ludwik opuścił kraj i powrócił na Węgry, mianując w Polsce swą regentką, matkę - Elżbietę, która od czasu wyjazdu z Polski (w 1320 r. gdy miała zaledwie lat 15), odwiedziła kraj swego ojca tylko dwa razy (w 1352 i 1356). Teraz zaś, już jako sędziwa matrona miała objąć regencję, czyli de facto sprawować władzę w Królestwie Polskim w imieniu swego syna Ludwika. W ciągu tych pięćdziesięciu lat od jej pierwszego wyjazdu z kraju, Polska bardzo się zmieniła pod rządami Kazimierza Wielkiego. Gdy jako nastoletnia księżniczka opuszczała ojcowiznę i wyruszała by zostać żoną króla Węgier, Polska była małym, wypompowanym z pieniędzy, osłabionym i wyniszczonym długoletnią wojną z Czechami, napadami Krzyżaków i Litwinów kraikiem w środku Europy. Gdy zaś wracała do Krakowa jako regentka, zastała kraj rozległy terytorialnie, zasobny i bezpieczny, kraj umocniony łańcuchem twierdz obronnych, pełnym nowych szlaków komunikacyjnych, ułatwiających rozwój handlu i wzrost gospodarczy. Kraj ze skodyfikowanym prawem (Statut Wiślicki Kazimierza Wielkiego z roku 1347), kraj, w którym w ciągu 37 lat rządów jej brata, powstało 65 nowych miast, nie licząc twierdz i systemów fortyfikacji złożonych z kilku zamków (łącznie Kazimierz wzniósł 53 nowe zamki i odnowił stare). I wreszcie kraj, w którym był już uniwersytet (założony w Krakowie w 1364 r.). Ta nowa Polska była królestwem nie tylko majętnym, ale również bezpiecznym i silnym, zupełnie też nie przypominała owego zrujnowanego najazdami miejsca, które opuszczała Elżbieta będąc jeszcze panną. 




Szlachta polska była niezadowolona z faktu, że krajem włada niewiasta i często dawała temu upust (np. nazywając Elżbietę pogardliwie "Królową Kikuta" - jako że będąc jeszcze żoną Karola Roberta, została wraz z małżonkiem zaatakowana - 17 kwietnia 1330 r. - przez wzburzonego węgierskiego możnowładcę - Felicjana Zacha, który tym samym mścił się za pozbawienie cnoty jego córki Klary przez Kazimierza, który odwiedził siostrę i przez pewien czas bawił w Wyszehradzie. Podczas tego ataku - którego celem było zamordowanie rodziny królewskiej - Elżbieta straciła cztery palce prawej dłoni i odtąd, aż do końca swego życia, aby ukryć ten fakt, nosiła rękawiczki). Opinie o jej rządach w Polsce przetrwały prawie same negatywne (np. twierdzono że: "Za jej rządów działy się w Królestwie Polskim liczne grabieże, łupiestwa i rozboje", a także że: "Nikt nie mógł uzyskać u królowej zwrotu niesłusznie zabranych dóbr albo rozstrzygnięcia poważnych spraw (...) Tajemnym donosom oskarżycieli dawała łatwy posłuch i ufając ich podszeptom bardzo wielu sprawiedliwym i jej synowi najwierniejszym wyrządzała krzywdy"). Król Ludwik jednak miał ten sam problem, co Kazimierz - spłodził same córki (Katarzynę, Marię i Jadwigę) a z utęsknieniem oczekiwał narodzin syna, którego nie dane mu było nigdy począć. Problem z następstwem polskiego tronu powracał więc ponownie i stawał się taką samą zmorą rządów Ludwika, jaką był za czasów Kazimierza. I wówczas to właśnie Elżbieta uznała, że tron po Ludwiku powinna objąć jego najstarsza córka - Katarzyna. Już w 1373 r. Elżbieta (opierając się na możnowładczych rodach: Toporczyków, Lelewitów, Korczaków, Różyców i Śreniawitów) wymogła na panach polskich prawo do tronu po śmierci Ludwika dla jednej z jego córek (myślała wówczas głównie o Katarzynie). Aby jednak to oficjalnie potwierdzić, Ludwik, na zejdzie w Koszycach (wrzesień 1374 r.), uzyskał zgodę polskiej szlachty na objęcie tronu przez jedną z jego córek, tę, którą "On sam, lub jego matka czy żona wyznaczy". W zamian król musiał się zgodzić na wydanie specjalnego przywileju dla szlachty w którym godził się na obniżenie podatków z 12 na 2 grosze od łana. Ponoć szlachta tak bardzo domagała się wprowadzenia tego przywileju, tak pomstowała na podatek stały, że jedynie pod tym warunkiem godziła się uznać córki Ludwika za przyszłe kandydatki do tronu. Poza tym szlachta wymogła na królu, by przyrzekł utrzymać nienaruszalność terytorialną kraju (bowiem Węgrzy chcieli przyłączyć do swego kraju Ruś Halicką ze Lwowem), oraz że nie będzie powoływał obcych na urzędy w Królestwie Polskim. Ludwik musiał się również zgodzić na uwolnienie szlachty z obowiązku budowy i utrzymywania zamków granicznych, a także z obowiązku wypraw wojennych do innych krajów w ramach pospolitego ruszenia, a jeśli już miało do nich dojść, to domagano się od króla odpowiedniego wynagrodzenia za każdy dzień spędzony poza krajem. Ludwik musiał się na to wszystko zgodzić (17 września 1374 r.) a w zamian uzyskał potwierdzenie objęcia tronu po swej śmierci przez jedną z jego córek.  




Do polskiego tronu była wyznaczona księżniczka Katarzyna, niestety zmarła ona w młodym wieku (zaledwie ośmiu lat) w 1378 r. Teraz pozostały już tylko dwie młodsze córki Ludwika - Maria i Jadwiga, z czego ta pierwsza miała panować w Polsce, a druga na Węgrzech. Królowa Elżbieta ostatecznie opuściła Polskę i zakończyła swe regencyjne rządy w styczniu 1377 r. gdy (w grudniu 1376 r.) doszło w Krakowie do mordu Węgrów z jej otoczenia. Ostatecznie zmarła w Budzie - 29 grudnia 1380 r. w wieku 75 lat (powiadano że jej długowieczność związana była z działaniem pewnego tajemniczego środka odmładzającego, którego recepturę sama opracowała). Jej syn - Ludwik, zmarł wkrótce potem (10 września 1382 r.) w wieku 56 lat. Obie jego córki były wtedy jeszcze dziećmi (Maria miała lat jedenaście, zaś Jadwiga ledwie dziewięć). O ich losie decydowała teraz matka - jedna z najpiękniejszych kobiet ówczesnej Europy (po której to obie dziewczęta - a szczególnie Jadwiga - odziedziczyły urodę). Była to Elżbieta, córka bana Bośni - Stefana II Kotromanicia i Elżbiety, księżniczki kujawskiej. Elżbieta Bośniaczka (bo pod tą nazwą przeszła do historii) długo pozostawała w cieniu swego męża i jego ambitnej, oraz energicznej matki, ale wraz z ich śmiercią wypłynęła na głębokie wody europejskiej polityki dynastycznej. To ona teraz decydowała która z córek obejmie jaki tron i za kogo księżniczki te wyjdą za mąż. Jej pierwszym posunięciem była też zmiana postanowień swego męża co do losów obu księżniczek w kwestii dziedziczenia i teraz to właśnie Maria objęła tron węgierski (już 11 września 1382 r.), zaś młodsza Jadwiga zostać miała królową Polski. Od tej chwili to ta księżniczka, przyszła żona "barbarzyńcy z Litwy"  Jogaiłły (Władysława II Jagiełły) była teraz kandydatką do polskiego tronu, na co zgodzili się też polscy panowie (w listopadzie 1382 r. na zjeździe w Radomsku - gdzie zgodę wydała szlachta wielkopolska i w Wiślicy - szlachta małopolska). Teraz już tylko oczekiwano na szybki przyjazd nowej królowej do Krakowa. 






CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz