CZYLI JAK TO PO ZAKOŃCZENIU
I WOJNY ŚWIATOWEJ
NIEMCY PLANOWALI ODRODZIĆ
DAWNĄ POTĘGĘ RZESZY?
IV
CELE i NAKAZY
Zbliżała się szósta, gdy dwaj przyjaciele wchodzili do klubu. U wejścia do sali poddać się musieli ścisłej kontroli ze strony kilku członków stowarzyszenia, którzy posiadali listę zaproszonych i dawali znaczek każdemu, kto się wylegitymował. Na znaczku, jaki otrzymał rotmistrz, widniało: B. 25.
- Jest to tymczasowe twe nazwisko - objaśnił major - i zarazem wskazówka, do jakiej należysz grupy mobilizacyjnej.
W wielkim salonie zastali już liczne zgromadzenie. Niejeden nosił jeszcze wyraźne cechy oficerskie. Seelow spotkał tu kilku dawnych znajomych i serdecznie uścisnął im dłoń. Sala zapełniała się coraz bardziej. Napięcie nerwów wzmagało się, rozmowa toczyła się w tonie przytłumionym. Nagle uciszyło się, bo przez boczne drzwi wszedł generał. Wkroczył z lekkim dla zebranych pokłonem i stanął u końca długiego stołu. Seelow ciekawie ogarnął okiem wysoką tę postać, znaną mu od dawna dobrze.
(Przypis tłumacza książki: "Przypuszczać można, że autor ma tu na myśli generała Ludendorffa, który nie postradał nic ze swych wpływów. Wszelako pewne wątpliwości mógłby nasunąć fakt, że przedmówca tej książki, a sztabowiec tego generała, w roku 1918 przybył do głównej kwatery niemieckiej i żądał odwołania Ludendorffa ze stanowiska niemal generalissimusa jako niestosownego. Niejeden generał stracił wiarę w jego zdolności. Historyk Hans Delbrück zaś w pracy poświęconej Ludendorffowi nazywa go "zwariowanym kadetem").
Włos jego zbielał, twarz nieco wychudła, rysy zaostrzyły się. Ruchy starca wszakże były energiczne i zdrową muskulaturę zdradzające, a ogień młodzieńczy strzelał z oczu, gdy wzrok jego przesunął się po spiskowcach. Oparłszy ręce na stole, przez chwilę patrzył przed siebie, po czym odezwał się:
- Panowie! Nadeszła wielka chwila, na jaką was zwołałem. I zebraliśmy się pod wielkim hasłem. A hasło to brzmi: "Odrodzenie Niemiec!" Piętnaście lat hańby i niewoli pozostało za nami, a zarazem piętnaście lat nieustannej pracy, niezmordowanych mozołów w celu wynalezienia wyjścia z niedoli. Otóż teraz widzimy tę drogę przed sobą. Przyszłość przed nami stoi jasna i wielka. Wy, moi panowie, jesteście do tego powołani, by narodowi jutro to zapewnić. Trzykrotnie poddawano każdego z was próbie i wyszliście z tej próby zaszczytnie. Macie być przywódcami narodu i jako pierwsi oddać swe życie za wolność. Na jakim posterunku każdy z was stanie - dowiecie się o tym od bezpośrednich swych przełożonych. Ja zaś wskażę wam nasze cele. Musicie bowiem być poinformowani o tym, za co walczyć macie, i objaśnić to ludowi...
(W tym momencie pozwolę sobie na małą pauzę, w celu zakomunikowania kto pierwszy w dziejach stawiał sobie za cal, aby obywatele i żołnierze byli poinformowani co do celów prowadzenia wojny i by wiedzieli konkretnie o co się biją, a nie tylko na zasadzie "Bóg z nami!" i naprzód pod rozkazami swoich dowódców, jak było od zawsze? Otóż pierwszym, który nie tylko elitom, ale i społeczeństwu, a przede wszystkim żołnierzom wyjaśniał o co się biją, był nie kto inny, jak... król Polski i wielki książę Litwy - Stefan Batory. Król ten, zaraz po rozwiązaniu sprawy zbuntowanego Gdańska, wręcz rwał się do walki z carem Iwanem IV Groźnym, który od 1558 r. zajmował Inflanty i część ziem litewskich (Połock - 1563 r.), zaś w 1577 r. zorganizował wielką ofensywę w Inflantach, która zakończyła się ich opanowaniem, prócz pozostającego w szwedzkich rękach Rewla i Rygi, która - choć oficjalnie była Wolnym Miastem - zadeklarowała wierność Rzeczypospolitej. Wojska Iwana w czasie tej wojny dopuszczały się niewyobrażalnych zbrodni na ludności miejscowej i jeśli jakaś twierdza zbyt długo się broniła, to po jej zdobyciu urządzano masakrę mieszkańców, połączoną z wbijaniem na pal, ćwiartowaniem czy też rozrywaniem końmi. Ci co mieli szczęście, poszli do Moskwy jako jeńcy, a tak naprawdę carscy niewolnicy. Nic więc dziwnego, że ludność miast i twierdz sama często obezwładniała obrońców i poddawała miasto carskiemu wysłannikowi - duńskiemu księciu Magnusowi, który twierdził że jest jedyną obroną i nadzieją przed gniewem Iwana. Car zaś, pewny siebie i przekonany o swej sile i liczebnej potędze, słał do Batorego listy, w których nie tylko nie tytułował go "bratem" - jak to w kontaktach dyplomatycznych pomiędzy monarchami było w zwyczaju, i pisał wprost: "Ty, sosied" - co oczywiście znaczyło tyle, jak by się pogardliwie zwracał do sąsiada, ale również domagał się - w zamian za pokój - oddania całych Inflant i Kurlandii, Witebska, Mścisławia, Orszy, Kijowa i Kaniowa, a nowa granica miałaby stanąć na Dnieprze. Póki Batory walczył ze zbuntowanym Gdańskiem, miał związane ręce i słał do Moskwy posłów, którzy przynajmniej mieli wynegocjować zawieszenie broni, ale słysząc owe warunki, na jakich byłoby to możliwe, zgodzić się na to nie mogli. Zresztą sami występowali z żądaniami, zwrocie Litwie i Koronie: całych Inflant, Połocka, Smoleńska, Czernihowa, Staroduba, Nowogrodu Siewierskiego, Briańska, Wielkich Łuków, Pskowa i Nowogrodu Wielkiego. Poza tym cara do pasji doprowadzał fakt, iż król i cała Rzeczpospolita, nie chce uznać jego tytułu i po staremu tytułują go gosudarem - czyli wielkim księciem, zaś carem określa się w Polsce np. chana Tatarów. Przez cały rok 1578 Batory szykował się do wojny, a plany miał doprawdy bardzo ambitne (zdobycie Smoleńska i Moskwy). Już wówczas król tłumaczył narodowi o co właściwie idzie w tej wojnie: "Idzie tu tedy nie o pożytek Jego Królewskiej Mości (...) ale idzie o sławę narodu naszego, idzie o zadzierżenie Rzeczypospolitej, idzie o to, jako starości swej pościelemy, jako potomstwo nasze zostawiemy".
Iwan zaś - w swej korespondencji dyplomatycznej np. do Konstantynopola - kazał zwać się również "Cesarzem Niemców" jako że opanował Inflanty, które w dużej mierze zasiedlone był przez ludność niemieckojęzyczną. legat papieski - Antonio Possevino tak pisał o Iwanie w liście do papieża Grzegorza XIII: "Można sobie wyobrazić, jakie plany będzie miał wobec Niemiec i całego Zachodu". Stefan Batory starał się aby każdy jego dowódca i każdy żołnierz wiedział, że ta wojna, nie jest wojną ani o łupy, ani o ziemie, a wojną o przetrwanie Rzeczypospolitej. Konflikt ten przedstawiał jako starcie sił dobra i zła (drukarnia obozowa Walentego Łopczyńskiego słała do Rzymu, Wiednia, Paryża, Madrytu i Londynu takie właśnie uzasadnienia), że wojna toczy się o ucywilizowanie wschodnich barbarzyńców, którzy stanowią śmiertelne niebezpieczeństwo dla Europy. W liście do Iwana zaś, w którym otwarcie wypowiadał mu wojnę - 26 czerwca 1579 r. - Batory pisał: "A za króla Henryka (Walezego) (...) zdzierżyłeś (...) Parnawę i insze zamki pobrał nad obietnice i upomnienie swe, co jako u ciebie, tak i u przodków twych czynić nie nowina. (...) Zygmuntowi Augustowi pod tym glejtem Połock wziąłeś i równie takeś się zachował, jako i przeciw nam (...) A tak iż umysł twój poskromić się nie chce i do wielkich a znacznych krzywd dawnych i teraźniejszych więcej i więcej przyczyniasz (...) wszystkich szkód i krwi rozlania poddanych naszych chcemy za pomocą Bożą pozyskować. Krwi poddanych twych, ludzi chrześcijańskich nie pragniemy" - ostatnie zdanie było skierowane nie do Iwana, a do jego bojarów i ludu. Poseł Bazyli Łopaciński, który wręczył carowi w Moskwie wypowiedzenie wojny, po odczytaniu listu, wyciągnął z pochwy swoją szablę i teatralnym gestem zbliżył ją do głowy cara, za co został wtrącony do lochu. Wojna roku 1579 zakończyła się odzyskaniem Połocka i kilku innych, mniejszych twierdz. Wojna 1580 r. to zajęcie Wieliża, Uświatu, Wielkich Łuków i Starej Russy nad Jeziorem Ilmeń po którego drugiej stronie leżał Nowogród Wielki, oraz zwycięstwem w bitwie pod Toropcem. Teraz to car godził się na pokój i był w stanie oddać Połock, Kurlandię - czyli ziemie, których już nie kontrolował, oraz część Inflant, ale Batory żądał całych Inflant, Smoleńska, Nowogrodu i zwrotu kosztów wojny. Wojna więc trwała dalej i w kampanii 1581 r. król Stefan Batory podszedł pod Psków, a pod Rżewem wojsko hetmana polnego litewskiego - Krzysztofa Radziwiłła "Pioruna" (ten przydomek otrzymał od żołnierzy, ze względu na szybkie marsze i błyskawiczne ataki jakie przeprowadzał) rozbiło armię moskiewską i otworzyło sobie drogę do Staricy - leniej rezydencji cara, z której ten musiał uciekać w samej koszuli. Poza tym jeden polski oddział dotarł w tej kampanii aż do... rzeki Wołgi. Ponieważ szlachta - pomimo tych olśniewających zwycięstw - nie zgodziła się na nowe podatki, wojnę należało zakończyć i w styczniu 1582 r. w Jamie Zapolskim Rzeczpospolita odzyskała całe Inflanty i wiele innych miast i twierdz na granicy moskiewskiej, ale Nowogrodu i Pskowa nie udało się zdobyć i król myślał o kolejnej, czwartej wyprawie, tylko nie mógł się zdecydować, czy pójść na Moskwę, czy na... Konstantynopol. Ostatecznie zmarł tuż przed nowoprojektowaną wyprawą w grudniu 1586 r.).
- Od pierwszej chwili musicie oddać się na usługi wielkiego zadania, jakie teraz przychodzi nam spełnić, jeśli nie mamy przeoczyć i zmarnować korzyści, którą los nam dał w tej może bezpowrotnej godzinie, jeżeli słabość i połowiczność nie mają uczynić ujmy wielkiemu dziełu, jak to bywało już w dziejach Niemiec. Pierwszym i najpiękniejszym zadaniem naszym jest oczyszczenie ojczyzny ze wszystkich obcokrajowców. Mamy odpowiednie środki i siły. A nadto posiadamy potęgę, która pozwoli nam przeforsować naszą wolę, o ile będzie nam się podobało. Moi panowie, jest to myśl niepodobna prawie do ogarnięcia! Myśl, która jedynie w głowach niemieckich mężów nie zamienia się w zbrodnię (😏). Wyobraźmy sobie bowiem Brytyjczyka lub Francuza w posiadaniu takiej nieograniczonej potencjalności. Własny nasz los dzisiejszy daje nam wyobrażenie o tym, co stałoby się z narodami tej ziemi. Nam suma tej potęgi ma służyć przede wszystkim do wskrzeszenia naszego dawnego państwa i do stworzenia wygodnego domu dla wszystkich, co noszą imię Niemca. Już nikt nie przeszkodzi nam w połączeniu się z braćmi, od dawna już wzdychającymi do nas, i potem będzie to bodaj tylko kwestią czasu, a przyłączą się do tego zjednoczonego, potężnego państwa z własnej woli wszyscy ludzie niemieckiego języka. Przymusu nie będziemy wywierali na nikogo. Prócz tego mamy tylko obowiązek wobec samych siebie. Trzeba będzie przeto zapewnić sobie granice z natury militarnie silne. Na chwilę wprawdzie mamy nieograniczoną przewagę, ale któż wie, na jak długo. Każdego dnia inny naród może wejść w posiadanie wynalazku, który pozwoli mu wziąć górę. Są to ewentualności, z jakimi w tych czasach coraz pośpieszniejszego postępu na wszystkich polach nauki i techniki liczyć się musimy. Można nawet przypuścić, że jeden osobnik posiądzie środki, wyposażające go w potęgę nieprzeczuwaną, jak niegdyś pierścień Nibelungów. Jest przeto nakazem instynktu samozachowawczego zabezpieczyć się o ile można przeciwko wszelakim możliwym przewrotom. A dzisiaj nie zabraknie nam już jak dawniej zrozumienia tego głosu instynktu. Nadto wzgląd na własne bezpieczeństwo nakazuje nam dążyć do tego, by w granicach naszego państwa mieszkał wyłącznie jednolity lud z pienia niemieckiego, gdyż mieszana narodowościowo ludność na pograniczu była zawsze kością niezgody między narodami. Nie potrzeba chyba już dzisiaj przeprowadzać dowodu, że tam, gdzie zamieszkują pomieszane różne narodowości, fakt ten nie przyczynia się do wzajemnego zrozumienia i zażegnania przeciwieństw. Przeciwnie, podsyca te przeciwieństwa tak, że każda narodowość rości sobie pretensje do ziemi ich zamieszkania, i prowadzi to prędzej czy później do rozprawy orężnej. Przyjazny stosunek z sąsiadami, wymiana dóbr duchowych i materialnych, ale nie współżycie na jednym terytorium - to będzie naszą zasadą wytyczną (jakże mnie to nie dziwi, przecież to samo twierdzili naziści). Dalsze przeobrażenia, jakie zajdą w politycznym ukształtowaniu świata, wymagać nie będą naszego czynnego wystąpienia, bo nastąpią one same przez się. Skoro wytrącimy naszym głównym wrogom broń z ręki, z której pomocą trzymają pół świata w zależności i lennictwie, wówczas nastanie dopiero rzeczywista wolność ludów. We wszystkich częściach świata kolonie i państwa, pod protektoratem będące, zamienią się w wolne kraje. My zaś, moi panowie, będziemy mieli tę wzniosłą świadomość, że jest to naszym dziełem. Powrót Niemiec w grono rady narodów, potęga Niemiec - znaczy tyle co kres wszelakiego ucisku i wyzysku.
(Kolejny przypis tłumacza książki: "Słowa owego "generała" są charakterystycznym wyrazem dawnej a nie wykorzenionej utopii, z megalomanii i samo adoracji niemieckiej wypływającej, a skrystalizowanej w znanym zdaniu: "Am deutschen Wesen wird die Welt genesen" ("Pod wpływem niemczyzny ozdrowieje świat"). Dotąd zawsze potęga Niemiec niosła ucisk i wyzysk. Nie ma żadnego argumentu, który przemawiałby za tym, że po odwecie Niemiec byłoby inaczej. Przeciwnie, wszystko co "generał" mówi wyżej, dowodzi, że Niemcy trzymałyby świat w żelaznych kleszczach zawisłości i niewoli, pod grozą nowych promieni i nowych gazów trujących").
Pod koniec przemówienia generał podniósł głos ze wzrastającym przejęciem. Po krótkiej pauzie ciągnął:
- W najbliższych dniach zajdą decydujące zdarzenia. Wiadomo panom, że Francja i Anglia bynajmniej nie zabierają się do ewakuacji Nadrenii, aczkolwiek przewidziane Traktatem Wersalskim lat piętnaście minęło już. Nasz rząd nareszcie zerwał się do czynu i zażądał niedwuznacznej deklaracji w tej sprawie. Odpowiedź może nadejść lada dzień, a jaką będzie - nie ma wątpliwości. Owi pionierzy sprawiedliwości mają zawsze pretekst pod ręką. Z powodu nowego pogwałcenia raz jeszcze rozgorzeje oburzenie we wszystkich sercach niemieckich, i to wykorzystamy. Oburzenie to będzie bodźcem w czekających nas bojach. Moi panowie, dziękuję wam za waszą współpracę nad wielkim dziełem. Otrzymacie, panowie, teraz specjalne poruczenia. A gdy wybije godzina walki, idźcie z Bogiem "fuer Kaiser und fuer's Reich" ("za Cesarza i za Rzeszę").
Jak gdyby oczekując na te słowa, wszyscy nagle wybuchli po chwili zupełnego milczenia radosnymi okrzykami i oklaskami. A po zwykle kamiennych rysach generała przesunął się lekki uśmiech. Nakazał milczenie ruchem ręki i raz jeszcze rzekł:
- Tak jest, panowie, także fuer Kaiser. Nie chciałbym wszakże być źle zrozumianym. Od lat piętnastu mamy demokrację, samookreślenie ludu. Według mego zdania nigdy już nie wyzbędziemy się tego. Stało się na wieczyste czasy niemożliwością, aby w Niemczech mógł utrzymać się dłuższy czas rząd, który nie opierałby się na wyraźnej woli większości. Odpychamy przeto myśl narzucenia ludowi monarchicznej formy rządu, i upraszam panów, abyście pod tym względem zaniechali wszelkiej propagandy. Jednak mam to przekonanie, że lud sam z własnego wyboru zażąda cesarza, a w takim razie my chyba nie będziemy należeli do tych, co by się temu sprzeciwiali. Gdyby kto z panów miał pod tym względem wątpliwości, to... trudno. Dawne pokolenie zeszło do grobu. Młodzi zaś wyrośli i dojrzeli w twardej szkole, którą przeszedł każdy Niemiec. Możecie przeto patrzeć w przyszłość z ufnością. Ale długo jeszcze będzie naród niemiecki mówił o "bez-cesarskich, strasznych czasach".
To rzekłszy generał się skłonił z podziękowaniem. Powitał jeszcze kilku starych znajomych, których ujrzał w pobliżu, i potem szybko znikł w ubocznych drzwiach, przez które wchodził. Obecność jego w klubie powinna była trwać jak najkrócej. Zaczym wezwano obecnych, stosownie do otrzymanych numerów i liter, do różnych pokojów, gdzie członkowie ścisłego sztabu uświadomili ich, jakie mają pełnić funkcje. Gdy rotmistrz wyszedł, zastał już czekającego nań Sollinga w przedpokoju. W milczeniu ruszyli ku domowi przez Tiergarten, obleczony w kiry nocy.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz