Łączna liczba wyświetleń

środa, 9 sierpnia 2023

DEMETRIUSZ, PYRRUS, ARATOS... - Cz. IX

CZYLI, PRAWDZIWI "CELEBRYCI" 
EPOKI HELLENISTYCZNEJ





I

DEMETRIUSZ POLIORKETES

(337-283 r. p.n.e.)

Cz. IX






 Nim na równinach Persydy doszło do pierwszego starcia pomiędzy armią Eumenesa i Antygona Jednookiego, miało miejsce jeszcze jedno ciekawe wydarzenie w owym 317 r. p.n.e. Mianowicie zamknięci już od trzech lat przez Antygona w jednej z anatolijskich twierdz, oficerowie z armii Alketasa (brata Perdikkasa), stwierdzili że nadszedł dogodny czas, aby zbiec ze swego więzienia. Attalos, Polemon, Dokimos, Antypater (nie był to oczywiście ów zmarły w 319 r. p.n.e. regent Królestwa Macedonii, tylko jakiś inny Antypater) i Filotas przekupili kilku żołnierzy strzegących owej twierdzy w której siedzieli aby ich uwolnili, a gdy tak się stało zajęli arsenał - gdzie się uzbroili - i choć było ich tylko ośmiu, górowali znacznie determinacją i wyszkoleniem nad 400 żołnierzami strzegącymi twierdzy. Pochwycili dowódcę straży Ksenopejtesa i zrzucili go w przepaść z wysokości murów, a następnie wdali się w walkę z pozostałymi żołnierzami (którzy pozbawieni dowództwa szybko zaczęli ustępować), a gdy padło ich wystarczająco wielu, rzucili się do ucieczki. Tak oto ośmiu byłych oficerów Aleksandra Wielkiego zmusiło do ucieczki garnizon złożony z 400 żołnierzy macedońskich, zdobywając całą twierdzę, a wraz z nią broń i zaopatrzenie. Zdołali też przyciągnąć na swoją stronę ok. 50 żołnierzy będących poza twierdzą, ale nie mieli jasnej wizji co robić dalej. Antygon ruszył przeciwko Eumenesowi do Górnych Satrapii, dlatego też Dokimos twierdził, że należy opuścić twierdzę i połączyć się z Eumenesem w Persydzie. Przeciwni temu pomysłowi byli jednak Attalos i jego brat Polemon - którzy sądzili że twierdza jest w stanie się obronić, mieli tam pod dostatkiem żywności i broni, natomiast poza murami byliby łatwym celem (tym bardziej że było ich niewielu). Zwyciężyło stanowisko Attalosa, jednak żołnierze okolicznych twierdz wierni Antygonowi bardzo szybko się zmobilizowali i w liczbie 500 macedońskich falangitów, 400 konnych hetajrów i ok. 3000 miejscowej różno-plemiennej ludności, podeszli pod twierdzę i przystąpili do jej oblężenia. Diokimos, zdając sobie sprawę że na dłuższą metę (bez wsparcia ze strony wojsk Eumenesa lub Poliperchona, co w ogóle nie wchodziło w rachubę) nie da się utrzymać twierdzy, szukał możliwości ucieczki stamtąd, a przede wszystkim przejścia na drugą stronę. Udało mu się znaleźć boczne wyjście z twierdzy, którym to wysłał swego posłańca do Stratoniki - małżonki Antygona - oferując jej swą służbę. Posłaniec jednak nie powrócił, więc Diokimos sam wydostał się z twierdzy i stanął przed obliczem Stratoniki, ta jednak nie uwierzyła mu i kazała go aresztować. A tymczasem Attalos, Polemon i inni ich towarzysze (dzięki swemu męstwu,  doświadczeniu wojskowemu i determinacji), skutecznie odpierali kolejne ataki sił wiernych Antygonowi, jednak ze względu na ich nieznaczną liczbę, bez wsparcia z zewnątrz nie mieli szans na zwycięstwo.

Tymczasem Antygon (w końcu czerwca 317 r. p.n.e.) przekroczył Tygrys (budując most pontonowy na rzece), połączył się z armią Seleukosa i Pithona (o którym to pisałem w poprzedniej części) i ruszył do Suzy, której komendant - Ksenofilos, miał go wesprzeć finansowo. Ksenofilos otrzymał jednak wcześniej rozkaz od Eumensa z zakazem wpuszczania Antygona do twierdzy i udzielania mu jakiejkolwiek pomocy - w tym również finansowej, a rozkaz ten poparty był wsparciem że strony królów (jeszcze wówczas nie wiedziano, że Olimpias kazała zamordować Filipa III Arridajosa i jego małżonkę - królową Eurydykę). Tak więc Antygon podszedł pod Suzę i zażądał od Ksenofilosa aby wpuścił go do twierdzy (oraz miasta), a następnie oddał mu tam zgromadzony skarb. Ksenofilos odmówił, więc Antygon mianował Seleukosa satrapą tej krainy i polecił mu zdobyć Suzę, sam zaś wyruszył przeciwko Eumenesowi. Tymczasem Eumenes wkroczył do kraju Uksjów (wolnego plemienia) i dotarł do rzeki Kopratas (dopływ Tygrysu) zaledwie dzień drogi od Suzy. Postanowił rozlokować posterunki na całej długości rzeki, tak, aby mieć pewność w którym miejscu Antygon postanowi ją przekroczyć. Ponieważ jednak nie dysponował tak dużymi siłami, posłał gońca do Peukestasa (satrapy Persydy, o którym pisałem w poprzedniej części), z rozkazem aby przyprowadził mu wsparcie. Peukestas jednak (rozczarowany tym, że to wódz Srebrnych Tarcz Antygenes, wyszedł zwycięsko z ich konfliktu - o którym również pisałem w poprzedniej części), odmówił wsparcia. Wzburzone emocje jednak szybko ustąpiły, gdy Peukestas uświadomił sobie, że po zwycięstwie Antygona on również utraci swoją satrapię (a najprawdopodobniej i życie) zatem szybko zmienił zdanie i osobiście przyprowadził na pomoc Eumenesowi 10 000 perskich łuczników (stało się to w ciągu zaledwie jednego dnia, dzięki doskonale opracowanemu perskiemu systemowi komunikacji, który polegał na tym, że obserwatorzy stali na wzgórzach na odległość ludzkiego głosu i przekazywali sobie w ten sposób informacje, czasem też - ale rzadziej - używano sygnałów świetlnych - czyli rozpalano ogniska). Był początek lipca gdy Antygon (w potwornym upale panującym na tych terenach), maszerował na spotkanie Eumenesa. Pochód w dzień był tak zabójczy, że aby uniknąć strat w ludziach (których uniknąć i tak się nie dało z powodu wysokich temperatur i odwodnienia organizmu) maszerowano nocą. Gdy wreszcie wojsko Antygona dotarło do rzeki Kopratas, uszczęśliwieni żołnierze pragnęli rzucić się w nurt tej rzeki, aby ochłodzić ciało, po drugiej jednak stronie stały siły Eumenesa gotowe do walki. Ci, którzy pierwsi weszli do rzeki, zginęli w wyniku strzał wystrzelanych z łuków, tak więc reszta szybko zrezygnowała z planów kąpieli w owej rzece.

Antygon i Eumenes mogli się sobie teraz przyglądać z obu brzegów rzeki (było to ich pierwsze spotkanie, od czasu opuszczenia przez Eumenesa twierdzy Nora). Antygon jednak aby zwyciężyć, musiał przeprawić się przez rzekę, a to nie było łatwe, ponieważ jej nurt był zdradliwy. Poza tym żyło w niej również wiele różnych niebezpiecznych zwierząt, które mogły stanowić pewną przeszkodę przy przeprawie, jednak 
nie miało to żadnego znaczenia, ponieważ celem było pokonanie sił Eumenesa i wygranie tej wojny. Szukając dogodnego miejsca do przeprawy (tak, aby nie napotkano tam wojsk Eumenesa). Znalazłszy takie miejsce, Antygon przerzucił na drugi brzeg 9000 żołnierzy piechoty i 400 jeźdźców swej armii, licząc że uda mu się zaskoczyć Eumenesa, uderzając nań z flanki. Eumenes jednak (otrzymawszy wiadomość o przeprawie), zebrał 4 000 falangitów (głównie Srebrnych Tarcz) i 1400 żołnierzy jazdy i wyruszył drogą okrężną przez most na Tygrysie - tak, aby obejść wojska Antygona od tyłu. Spadł na nich nagle, tak, iż nie byli gotowi nie tylko na odparcie ataku, ale wręcz byli zaskoczeni nagłym pojawieniem się wojsk Eumenesa na ich tylnej pozycji - tuż przy samej rzece. Siły złożone z lokalnych wojowników natychmiast rzuciły się do ucieczki, walkę podjęli jedynie Macedończycy, ale trwała ona krótko i oni również woleli wybrać albo niewolę albo ucieczkę. Większość chciała uciekać, jednak łodzi było zbyt mało aby pomieścić ich wszystkich, tak więc, gdy powsiadali na nie, łodzie te zaczęły tonąć, a wraz z nimi zebrani tam żołnierze. Niektórzy zrzucili się aby przepłynąć rzekę wpław, nie był to jednak dobry pomysł ze względu na silny nurt tam panujący. Większość więc którzy podjęli się ucieczki potonęła w odmętach rzeki Kopratas i tylko dosłownie garstce udało się przedostać na drugi brzeg. Zaś 4 000 (nie umiejących pływać) żołnierzy Antygona, poddało się Eumenesowi. Antygon zaś przyglądał się temu z drugiego brzegu rzeki i nic nie mógł zrobić aby pomóc swym żołnierzom, ze względu na niewystarczającą liczbę łodzi jakimi dysponował. Tak więc po raz kolejny los okazał się łaskawy dla "wybrańcy bogów" czyli Eumenesowi (oczywiście większość tego szczęścia które spadało na Eumenesa, nie było wynikiem zbiegu okoliczności czy przypadku, ale często przemyślaną i wykalkulowaną akcją, ogromną rolę miała w tym również inteligencja oraz spryt Eumenesa. Należy jednak dodać, że przynajmniej w tych 30 może 20% był on dzieckiem szczęścia).




Po tej porażce skierował się teraz Antygon do miasta Badake w Suzjanie, jednak marsz w tym kierunku była kolejną morderczą drogą dla jego żołnierzy (wielu z nich po drodze zmarło z powodu wysokich temperatur). Jednak gdy już dotarli do Badake, spędzili tam kilka dni regenerując siły i uzupełniając zapasy. Antygon wyznaczył teraz kolejny cel - Ekbatana Medyjska, do której dotarcie jednak nie było takie proste. Wiodły tam dwie drogi, pierwsza: przez kraj Kolonów i ich stolicę Kolonos - leżącą na szlaku starej perskiej Drogi Królewskiej, wiodącej do Suzy i Efezu w Azji Mniejszej; oraz druga: przez górskie ziemie plemienia Kassjanów. Obie miały swoje plusy i minusy. Pierwsza - choć była dłuższa - to jednak łatwiej było na niej zaopatrzyć się w żywność i w wodę, jednak wybranie tej trasy oznaczało kilkudziesięciodniowy marsz w potwornym upale, czego żołnierze już nie chcieli. Druga trasa była mniej bezpieczna, bo wiodąca przez górskie szlaki gdzie trudno było zaopatrzyć się w żywność, posiadała jednak taki plus, że tam, w rześkim górskim klimacie upał nie doskwierał by tak bardzo żołnierzom. Zdając sobie sprawę że żołnierze nie wytrzymają już kolejnego piekielnego marszu, wybrał Antygon drogę górską, jednak wówczas pojawił się kolejny problem. Plemię Kassjanów - przez które to ziemie miano przejść, było plemieniem wolnym, a jednocześnie plemieniem dzikim i barbarzyńskim. Zamieszkiwali oni górskie jaskinie i żywili się żołędziami, grzybami oraz wędzonym mięsem upolowanych górskich zwierząt. Należało też - przechodząc przez ich tereny - uzyskać mimo wszystko ich zgodę, a to oznaczało że trzeba było im zapłacić za przejście. Antygon jednak posiadając przy sobie znaczną armię i uważając że zwycięskim Macedończykom nie godzi się opłacać barbarzyńcom, zamierzał przyjść przez te tereny siłą, wysyłając jako straż przednią lekkozbrojnych peltastów (włóczników), wspartych łucznikami i procarzami - którzy mieli wyrzucić z jaskiń Kassjanów i tym samym zażegnać ewentualne niebezpieczeństwo grożące z ich strony. Dowódcami tych sił mianował Antygon Nearcha z Krety (dawnego towarzysza Aleksandra Wielkiego, satrapę Licji i Pamfilii, a także dowódcę floty w 326 r. p.n.e.) oraz Pithona. Mieli oni oczyścić teren i zabezpieczyć swobodne górskie przejście dla falangitów Antygona. Niestety, oddziały te dotarły za późno i udało się wyeliminować tylko pierwsze pozycje Kassjanów, reszta zdołała umknąć i kryjąc się za skałami, skutecznie razić z łuków wojska Nearcha i Pithona. Ich straty były coraz większe, a jednocześnie nie udało się osiągnąć zakładanego celu - czyli wygnać z górskiego szlaku Kassjanów.

Tak więc gdy na te tereny weszli falangici Antygona (również prowadząc ze sobą słonie - ową broń pancerną starożytności), znaleźli się wręcz w potrzasku. Kasjanowie atakowali ich zewsząd, zasypując setkami strzał i spuszczając na ich głowy ogromne głazy. Żołnierze Antygona nie byli na to przygotowani, nie mogli się też ochronić przed strzałami ze względu na zbyt mało miejsca - gdyż stłoczeni byli dosłownie niczym sardynki w puszce, a to ułatwiało Kassjanom ataki. Wielu żołnierzy poległo, wielu spadło w górskie przepaście (zginęło też kilka słoni), i Antygon teraz pożałował, że nie opłacił się Kassjanom za bezpieczne przejście przez ich ziemie, ale było już na to za późno i teraz należało czym prędzej wyjść z górskiego szlaku aby zminimalizować ponoszenie dalszych strat. Gdy zaś wreszcie (po dziewięciu dniach marszu) udało się opuścić niebezpieczny teren, wielu było rannych (nie mówiąc już o tych którzy zginęli) co budziło powszechne niezadowolenie wśród żołnierzy Antygona jako ich wodza. Całe to niezadowolenie szybko mogło przemienić się w otwarty bunt przeciwko Antygonowi, o czym ten zdawał sobie doskonale sprawę i gdy tylko dotarli do Medii, zapewnił żołnierzom wszelką możliwą pomoc i wsparcie. Siadał z nimi, rozmawiał, jadał z nimi, nawet osobiście zajmował się rannymi, wszystko po to, aby żołnierze nie porzucili służby i nie pozbawili go marzeń jakie zapewne miał, widząc już siebie w roli króla co najmniej Azji Mniejszej, a być może także Syrii i kto wie - Egiptu? Ostatecznie załagodził więc ów konflikt, jednocześnie wysyłając Pithona aby w całej Medii szukał koni i jeźdźców, którzy mogliby wesprzeć jego armię. Pithon przywiódł ze sobą 2000 jeźdźców medyjskich, 1000 koni wraz z uprzężą, oraz ogromną liczbę zwierząt jucznych, co uzupełniło straty armii Antygona (konie i zwierzęta oddał on swoim żołnierzom, czym ponownie zyskał ich szacunek i poparcie). Tymczasem Eumenes - widząc rozprężenie jakie pojawiło się w jego obozie, gdy poszczególni satrapowie dowiedzieli się, że Antygon jest już w Medii i może zagrozić ich władzwu - postanowił wyruszyć do Persepolis (dawnej religijnej stolicy władców Persji z rodu Achemenidów, założonej przez króla Dariusza I Wielkiego w 518 r. p.n.e.) aby zapewnić ochronę Górnym Satrapiom. Droga jaka ich wiodła do celu obliczona była na dwadzieścia cztery dni marszu, przy czym mniej więcej połowa wiodła przez ziemie pustynne, na których praktycznie nie było możliwości uzupełnienia zapasów, a jednocześnie trzeba było maszerować w potwornym upale; dopiero druga połowa marszu wiodła przez tereny górzyste, o rześkim powietrzu, na których można było zaopatrzyć się nie tylko w owoce (które porastały wysoczyznę), ale również w dzikie zwierzęta.




Tak więc rozpoczął się marsz, który początkowo był dość uciążliwy, ale gdy tylko armia Eumenesa dotarła do wzgórz, sytuacja natychmiast się odmieniła. Żołnierze widząc pięknie porośnięte, trawiaste równiny, wspaniałe kwietne pola, które wręcz przypominały ogrody i liczne źródła z których można było czerpać wodę - praktycznie nie chcieli stamtąd wychodzić i wydawało im się jakby trafili do krainy zmarłych, na Pola Elizejskie (wcześniej opuszczając piaszczyste i skąpane w morderczym słońcu Łąki Asfodeli). Należało jednak iść dalej i gdy opuszczono zielone łąki medyjskie a armia Eumenesa weszła do Persydy, a potem weszła do Persepolis, natychmiast Peukestes - jako satrapa tych ziem -  zewsząd ściągał zwierzęta ofiarne aby złożyć je na ołtarzach bogów (w tym Boga Aleksandra i jego ojca Filipa), w podziałce za bezpieczne dotarcie do celu. Rozlokowano też zaraz wojsko (w kręgach znajdujących się w niewielkich od siebie oddaleniach, tak aby jeden ubezpieczał drugiego w chwili ataku), a następnie Peukestes urządził w odbudowanym już nieco (po pożarze sprzed 13 lat, do którego to ponoć namówiła Aleksandra Wielkiego jego kurtyzana Tais, jako zemsta za spalenie Aten przez Persów w czasie ich inwazji na Grecję w 480 r. p.n.e.) pałacu królewskim w Persepolis, wystawną ucztę dla satrapów i wodzów walczących z Antygonem Jednookim. Ustawiono więc sofy wokół stołów (Grecy i Rzymianie spożywali obiady i kolacje na leżąco a nie na siedząco, na siedząco jadano tylko śniadania) na których znalazło się wyszukane mięsiwo i wszelkiego typu owoce, miła odmiana po trudach marszu i wojennych wyrzeczeń. Sofy jednocześnie przykryto zwisającymi z sufitu białymi kotarami, a także sprowadzono na owe przyjęcie (sympozjon?) mnóstwo lokalnych dziewcząt, które to przegrywały na fletach, grały na kitarze i lutni, a także tańczyły. Większość z nich pełniła funkcję heter i miała za zadanie sprawić radość tym mężczyznom, którzy je wynajęli (oczywiście nie należy też łączyć hetery ze zwykłą prostytutką, ale tego chyba nie muszę wyjaśniać). Tak oto oficerowie armii Eumenesa odpoczywali, relaksując się przed czekającymi ich już wkrótce kolejnymi krwawymi zmaganiami z Antygonem i jego armią.




CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz