Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 29 sierpnia 2023

JESTEM KRÓLEM WASZYM PRAWDZIWYM, A NIE MALOWANYM..." - Cz. XXIV

CZYLI, JAK TO W POLSCE
NARÓD WYBIERAŁ SWOICH KRÓLÓW?





BATORY - KOSZMAR MOSKALA

Cz. X




GDAŃSK
 (ok. 1575 r.)




GDAŃSKA ZADRA
Cz. VI


 7 sierpnia 1577 r. król Stefan Batory z 16 000 żołnierzy ponownie podchodzi pod Latarnię (ową gdańską twierdzę którą już wcześniej zamierzał zdobyć, ale musiał się wycofać). Szybko wyrastają szańce na których stają armaty i zaczynają pluć ogniem w mury twierdzy. Po kilku dniach nieustannego ostrzału, wali się w gruzy wieża Latarni, a w murach twierdzy powstaje wyłom. Gdańszczanie wycofują się na wcześniej przyszykowane szańce, do których jednak król nie ma jak się dostać, ze względu na idącą w poprzek rzekę. Batory nakazuje przerzucić tratwy przez Wisłę, ale zamiar ten udaremniają Gdańszczanie. 23 sierpnia król Batory każe powiązać ze sobą łódki, na których umieszcza piechotę polską, węgierską i częściowo najemną piechotę niemiecką - żołnierze docierają do szańców i rozpoczyna się tam zażarta bitwa. Pierwszego dnia jednak obrońcom udaje się udaremnić atak wojsk królewskich, ale dnia następnego bitwa rozpoczyna się na nowo. Zewsząd słychać chrząszcz szabel i huk wystrzałów z broni palnej. Tego dnia pada martwy Jan Winkelbruch - dowódca obrony twierdzy (ugodzony kulą między oczy), ale obrońcom wciąż udaje się powstrzymywać atakujących. Sytuacja ta powtarza się w ciągu kilku kolejnych dni, aż wreszcie 1 września Gdańszczanie dokonują wypadu na most powiązany ze sobą liniami z tratew i łódek, rąbią go i tym samym odcinają jakieś 600 żołnierzy królewskich rot piechoty. Gdańszczanom pomagają duńskie okręty wojenne, ostrzeliwujące Polaków z morza, a ich dowódca Klaus Ungern (który w tych dniach stał się bohaterem gdańskiej ulicy i był na ustach praktycznie wszystkich Gdańszczan), oficjalnie już zaczyna dążyć do podporządkowania miasta królowi duńskiemu - Fryderykowi II Oldenburgowi. Senat miejski jest zaniepokojony tymi planami, ale tak naprawdę ma związane ręce, gdyż należy najpierw zmusić króla do odstąpienia od miasta.

Batory widząc, że wysiłki jego żołnierzy są niweczone nie tylko przez obrońców Latarni, ale również przez zmasowany ogień floty duńskiej, nakazuje okrętom stworzonym w Elblągu przez Kłoczowskiego (o czym pisałem w poprzedniej części) uderzyć na Duńczyków. Jednak 6 okrętów, mających na swym pokładzie łącznie zaledwie 8 armat, nie było w stanie sprostać sile Duńczyków i po pierwszej wymianie ognia flota Kłoczowskiego rozstąpiła się. Królowi Batoremu znowu los nie sprzyjał i widząc że niewiele już zdziała pod Latarnią, 3 września nakazał stamtąd odwrót. Teraz to Duńczycy postanowili wykonać kontruderzenie i 10 września 22 okręty (z 2500 żołnierzami na pokładzie) pod wodzą admirała Eryka Munka wpadły do Zatoki Fryskiej, ostrzelały Frombork, ograbili okoliczne wioski i przejęły bądź zatopiły część okrętów handlowych stojących w portach we Fromborku i Elblągu (przyjęto aż 60 okrętów, zaś kilkanaście zatopiono). Nocny atak Duńczyków (16-17 września), był tak szybki i niespodziewany, że o mało nie zdobyli oni szturmem Elbląga. Jednak miasto ocalił przybyły tam Kasper Bekiesz, na czele 300 osobowego oddziału Węgrów (notabene Bekiesz niegdyś walczył o władzę nad Siedmiogrodem z Batorym i przegrał. Batory jednak darował mu życie i wybaczył, a ten stał się następnie wiernym zwolennikiem nowego króla Rzeczypospolitej). W obozie królewskim zaczęły kończyć się proch i kule, mimo to Batory wciąż był zdeterminowany by zdobyć Gdańsk i powtarzał, że "tym złym ludziom ani rzeki, ani wody, ani błota nie pomogą". Jednak wciąż do tej pory niewiele król osiągnął, a nadal potrzebował nowych armat prochu i kolejnych żołnierzy. Jednak trudna sytuacja była również po stronie Gdańszczan. W mieście zaczęło brakować żywności, ceny poszły horendalnie w górę i ludzie coraz częściej zaczęli się burzyć. Gdańsk żył i bogacił się przecież dzięki jedności z Polską. Teraz zaś pozbawiony tej łączności poprzez blokadę i odmowę uznania nowego monarchy, popadał coraz większe tarapaty. Poza tym miasto traciło ogromne pieniądze na przerwaniu handlu morskiego. Do tego jeszcze nałożyli się Duńczycy, ze swoimi planami podporządkowania miasta Fryderykowi Oldenburgowi, co w ogóle doprowadziłoby do finansowej zapaści Gdańska, poprzez odcięcie go od rynku polskiego.


ALEGORIA ŁĄCZNOŚCI GDAŃSKA Z POLSKĄ



Coraz częściej więc po stronie gdańskiej zaczęły pojawiać się głosy, że tę wojnę należy zakończyć, należy ją zakończyć w interesie miasta i jego przetrwania. 28 września wystrzelono po raz ostatni kule z armatnich dział i od tego czasu trwała przerwa w działaniach zbrojnych, przy czym każda ze stron liczyła na jak najszybsze zakończenie tego konfliktu. Powody Gdańska już przedstawiłem, natomiast królowi śpieszno było do Inflant, gdzie car Iwan IV Groźny poczynał sobie coraz bezczelniej. I chodź król - jako choleryk - nadal pragnął podporządkować sobie miasto siłą, to coraz bardziej musiało do niego docierać, że ta wojna jest bez sensu i zajmuje tylko czas, pieniądze oraz żołnierzy, którzy potrzebni są zupełnie gdzie indziej (jak choćby na Podolu, które w marcu 1577 r. zostało najechane przez czambuły tatarskie i dotkliwie spustoszone). Obie strony realnie nie miały powodu żeby ze sobą walczyć, a jedynym powodem były kwestie ambicjonalne. Żadna ze stron nie chciała ustąpić z powodów godnościowych, chociaż Gdańszczanie szukali sposobu, aby król zgodził się na zniesienie Statutów Karnkowskiego (wprowadzonych w życie w 1570 r. i mocno ograniczających autonomię miasta) na czym im bardzo zależało, a wtedy z pewnością szybko uznaliby go jako swojego króla. Król przebywał wówczas (początek października 1577 r.) w Malborku, gdzie przybyli również posłowie z Brandenburgii od elektora Jerzego Fryderyka z Ansbachu, któremu kilka miesięcy wcześniej Batory (w zamian za 200 tys. złotych) obiecał opiekę nad chorym umysłowo jego kuzynem, księciem pruskim - Fryderykiem Albrechtem Hohenzollernem. Teraz posłowie pruscy w imieniu swego pana, przybyli do Malborka aby zrealizować tamtejszą obietnicę. Małżonka chorego władcy - Maria Eleonora oraz stany pruskie prosiły króla Batorego aby czym prędzej wyznaczył odpowiedniego opiekuna. Najchętniej widzieliby takowego spośród dworzan królewskich, bowiem Jerzy Fryderyk elektor Brandenburgii był w Prusach bardzo niepopularny (zresztą Prusacy uważali się za lepszych od Brandenburczyków i nie chcieli być od nich zależni, woleli nawet zostać włączeni do Królestwa Polskiego niż przejść pod władzę margrabiego Ansbach. Zresztą było to widać nawet w kształcie najważniejszych miast. Królewiec był wówczas jednym z najbardziej rozwiniętych miast Bałtyku, Berlin w większości był miastem na wpół chłopskim, drewnianym i małym - jeszcze w 1680 r. czyli w sto lat później, Berlin był w większości miastem drewnianym okrytych słomą dachach - dlatego też Prusacy nie chcieli podlegać "chłopskiemu elektorowi" i prosili króla aby wyznaczył jakiegoś polskiego opiekuna).

Król zapewne doskonale zdawał sobie sprawę, że oto nadarza się okazja do cofnięcia niefortunnej decyzji Zygmunta I Jagiellończyka z 1525 r. i po śmierci Fryderyka Albrechta całe Prusy Książęce włączone zostałyby teraz do Korony Polskiej (zgodnie z umową z 1525 r.). Ale zapewne dając wcześniej słowo Jerzemu Fryderykowi, nie chciał teraz uchodzić za krzywoprzysiężcę, dlatego też przyznał opiekę nad chorym umysłowo księciem właśnie margrabiemu z Ansbach. Król uczynił to bez zgody i woli sejmu, a jedynie uzgodniwszy to z kilkoma senatorami. Wkrótce potem szlachta wypomni mu ten właśnie czyn, gdy król będzie potrzebował pieniędzy na wojnę z Moskalami. Batory uczynił tak zapewne po pierwsze aby nie tracić czasu (gdyż zwołanie sejmu trwałoby co najmniej tydzień lub dwa, a potem kilka a często kilkanaście następnych tygodni  trwałyby obrady). Po drugie zaś Batory uczynił tak z przyzwyczajenia, bowiem będąc władcą Siedmiogrodu, tak naprawdę nie musiał się liczyć z wolą tamtejszych możnych i mógł prowadzić - w większości - samodzielną politykę. W Polsce było inaczej, tutaj bez zgody sejmu król mógł niewiele uczynić. Tutaj rządził naród, a król był jedynie kimś w rodzaju "Primus Inter Pares", tylko że uświęcony koroną królewską. Król był niezwykle szanowany, jego osoba otaczana czcią i poważaniem (w obecności króla nikt nie mógł nosić nakrycia głowy, o wyciągnięciu szabli nawet nie wspominając. Choć raz zdarzyło się że to król wyciągnął szablę przeciwko szlachcie, było to na sejmie 1605 r gdy do Zygmunta III przemawiał Jan Zamoyski - wówczas już stojący nad grobem, dlatego też w obecności monarchy siedział na krześle. Zamoyski ozwał się wówczas tymi oto słowy: "Nie spiesz się do szabli królu, aby potomność ciebie Cezarem, nas nie nazwała Brutusami"), ale król nie mógł podejmować samodzielnie decyzji politycznych bez zgody i woli narodu - czyli szlacheckiej braci. Na tym polegała różnica pomiędzy rządami w Polsce, a rządami w jakimkolwiek innym europejskim kraju, w którym rządy sprawował monarcha (w filmie "Kanclerz" z 1989 r. Samuel Zborowski podczas koronacji Henryka Walezego w lutym 1574 r. wypowiada do Jana Zamoyskiego takie oto słowa: "To jest właśnie Rzeczpospolita Janie. Na całym świecie nie ma takiego kraju, gdzie ktoś odważyłby się podejść do ołtarza i dotknąć Korony").




Tak więc król Batory zgodził się przekazać prawo do opieki nad księciem pruskim na ręce elektora Brandenburgii, czym wywołał ogromny smutek stanów pruskich. Ale właśnie wtedy w Malborku posłowie z Brandenburgii przekazali królowi list od senatu Gdańska, który w pokornych słowach prosił o zakończenie tej niefortunnej wojny i wznowienie rozmów mających przywrócić pokój. Miało to miejsce 4 października 1577 r. Po tym jak król wyraził zgodę na przysłanie posłów, Gdańsk tak właśnie uczynił i przez kolejne dwa miesiące trwały intensywne rozmowy nad kształtem i warunkami pokoju, pomiędzy zbuntowanym miastem a Rzeczpospolitą. Rozmowy te jednak miały różną intensywność. Gdy np. król Batory wypuścił z więzienia w Malborku, trzymanych tam już od kilku miesięcy posłów gdańskich Konstantego Febera i Jerzego Rosenberga (25 września), senat Gdańska głosował przeciwko dalszym porozumieniom pokojowym z królem, uznając ten gest za królewską słabość. Dopiero interwencja posła saskiego - Abrahama Bocka doprowadziła do zmiany ich decyzji i przekazania owego listu do króla delegacji z Brandenburgii. Wreszcie 12 grudnia 1577 r. obie strony podpisały układ pokojowy, na mocy którego miasto Gdańsk miało przeprosić króla za swój bunt, złożyć przysięgę wierności w obecności jego komisarzy i wypłacić należne podatki. Dodatkowo obciążone zostało karą za bunt w wysokości 200 000 złotych (płatnych w ciągu czterech lat) i 20 000 złotych za zniszczenie klasztoru w Oliwie. W zamian król znosił interdykt - którym wcześniej obłożył miasto, potwierdził przywileje Gdańszczan i wolność wyznania augsburskiego. Sprawa zniesienia Statutów Karnkowskiego nie została wówczas uzgodniona, odłożono ją na czas obrad sejmu. W układzie tym przewidziano jeszcze triumfalny wjazd króla do miasta, ale Batory (zapewne za radą Zamoyskiego) odłożył ów wjazd, który niewątpliwie byłby upokarzający dla Gdańszczan na inną, "stosowniejszą porę" (ta stosowniejsza pora za życia Batorego już nigdy nie nastąpiła).

Zamiast króla do miasta 16 grudnia wjechali jego reprezentanci, czyli królewscy komisarze: podkanclerzy litewski Eustachy Wołłowicz, kasztelan lubelski Andrzej Firlej i sekretarz królewski ksiądz Hieronim Rozrażewski. Przyjęli oni przysięgę wierności władz miasta w budynku senatu (dwór Artusa). Batory chciał mieć odtąd spokój nad Bałtykiem, dlatego też nie zważał ani na prośby stanów pruskich (które już w maju 1577 r. gotowe były zapłacić 100 000 złotych, w zamian za nie przysyłanie do nich elektora brandenburskiego - Jerzego Fryderyka), ani na wzrost pozycji Elbląga, jako portu konkurencyjnego dla Gdańska (z chwilą bowiem zawarcia układu z Gdańskiem, pozycja Elbląga słabła z każdym rokiem, gdyż król przestał się tym miastem interesować). Król przestał też się interesować rozwojem polskiej floty i już nigdy więcej do tego pomysłu i tych planów z czasów wojny z Gdańskiem nie powrócił. Od tej chwili królewskie zainteresowanie biegło tylko w dwóch kierunkach: Wschód i Południe. Na wschodzie należało wreszcie utemperować cara Iwana, na południu zaś - po szczęśliwym zakończeniu wojny z Moskwą - plany Batorego opierały się o wyzwolenie Węgier, a nawet zdobycie Konstantynopola. Co prawda jego polityka swe ostrze opierała również przeciwko Habsburgom, ale na pewno już nie przeciw Hohenzellernom, a poza tym dość intensywne kontakty króla z książętami i elektorami krajów Rzeszy też musiały mieć wpływ na jego politykę bałtycką, szczególnie w odniesieniu do Prus Książęcych. Cóż, czy można winić Węgra o to, że pragnął wyzwolić swoją ojczyznę, wcześniej bijąc Moskali? Na Bałtyku Batory chciał mieć spokój, a spokój zapewniał mu tu właśnie elektor Brandenburgii, który otrzymał od króla prawo do opieki nad swym cierpiącym na manię prześladowczą kuzynem. Ale przecież jeżeli dobrze się przyjrzymy, to wśród najbliższych doradców Batorego, znajdziemy ludzi o bardzo podobnej mentalności, jak choćby królewski kronikarz i poseł do wielu krajów Rzeszy - Niemiec z urodzenia, Polak z obyczaju i wychowania - Reinhold Heidenstein, czy też jego protektor i przyjaciel kanclerz Jan Zamoyski (anty-niemieckość Zamoyskiego godziła bowiem tylko w Habsburgów, Hohenzellernowie i inni książęta Rzeszy, byli już przez niego uważani za godnych zaufania a często hołubieni).




Przenieśmy się teraz na Wschód, bo tam właśnie będzie odtąd spoglądał wzrok i zainteresowanie króla Batorego.


CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz