Łączna liczba wyświetleń

1,272,990

środa, 29 stycznia 2025

ZAPRZAŃSTWO JAKICH MAŁO! - Cz. XVIII

CZYLI HISTORYCZNA REFLEKSJA JAKO 
MEMENTO DLA WSPÓŁCZESNOŚCI





POWSTANIE i WOJNA 
Cz. XVIII





Ogólny smutek i przygnębienie dotknęło wojsko po śmierci księcia Jeremiego Wiśniowieckiego (20 sierpnia 1651 r.), uznając w nim jednego z najbardziej wojowniczych bohaterów Rzeczpospolitej. Pojawiły się też oskarżenia o morderstwo, szczególnie winnym miał tu być hetman wielki Mikołaj Potocki, skonfliktowany z Wiśniowieckim, któremu zarzucano iż był zazdrosny o jego popularność i sławę wojenną. Żadnych wątpliwości co do otrucia Wiśniowieckiego nie miał natomiast Natan Hannover (ben Mosze), dla którego Wiśniowiecki był prawdziwym wybawicielem, jako że ocalił on i wyprowadził ze zbuntowanej Ukrainy tysiące Żydów, tym samym ratując ich od niechybnej śmierci z rąk Kozaków (dla Kozaków bowiem wrogami były trzy postacie: ksiądz katolicki, szlachcic - czyli "Pan-Lach" i Żyd, a często było i tak podczas tego powstania, że wszyscy oni wisieli na gałęziach obok siebie). Hannower sam był bowiem tym, który uniknął w 1648 r. śmierci, ocalony przez wojska Wiśniowieckiego, które bezpiecznie przeprowadziły Żydów i tę część szlachty która nie była w stanie dobyć broni (czyli głównie kobiety i dzieci), do bezpiecznych województw na zachodzie Korony Królestwa Polskiego, zatem jego śmierć była dlań bardzo podejrzana i otwarcie pisał (jako że był kronikarzem): "W owym czasie zazdrościli panowie bardzo ks.  Wiśniowieckiemu coraz to większych godności i zaszczytów i dali mu do picia truciznę". Ponieważ głosy o otrucie ruskiego kniazia były coraz głośniejsze, przeto postanowiono zrobić sekcję zwłok, aby przekonać się jaka jest prawda. Ostatecznie okazało się że nie znaleziono żadnych śladów trucizny, ale wyniki sekcji były następujące: "Kiszki tak łojem oblane, jako u wieprza nie mogą być tłustsze, serce tak tłustość oblała, że szpilką nie było gdzie tknąć i płuca bardzo zniszczały". Innymi słowy nadwaga, brak ruchu (bo jazda konna to nie jest ruch), tłuste posiłki i nieumiarkowany tryb życia zrobiły w końcu swoje. Do tego doszła zaraza, która w ciągu kolejnych miesięcy zaczęła rozprzestrzeniać się na terenie prawie całego kraju, dochodząc aż do Gdańska i Pomorza.

Wojna jednak trwała dalej i już 23 sierpnia wojska koronne zdobyły twierdzę Trylis, usuwając stamtąd 600 osobową załogę kozacką. 3 września pod Wasylkowem połączono się z Armią litewską (liczącą 4 500 żołnierzy) prowadzoną przez hetmana polnego Janusza Radziwiłła. 13 września połączone siły rozbiły obóz pod Hermanowem, skąd 20 września ruszono pod Białą Cerkiew (gdzie siły swoje zgromadził Chmielnicki i wspomagający go Tatarzy). Na północ od Białej Cerkwi leży miasto Kijów, który 4 sierpnia 1651 r. został zajęty właśnie przez wojska litewskie Janusza Radziwiłła. Pułkownik Chmielnickiego - Anton Żdanowicz nie próbował nawet bronić miasta i czym prędzej się zeń wycofał. Metropolita kijowski Sylwester Kossow witał Radziwiłła podobnie, jak wcześniej witał Chmielnickiego, czyli z wielką pompą i uniżeniem. Wojska litewskie wjechały do miasta przez Złotą Bramę kijowską, a moment ten uchwycił na swym obrazie (ogromnym, płótno 130 x 390 cm.) malarz Abraham van Vestervelda (obraz ten został skradziony z Polski przez Niemców w czasie okupacji naszego kraju i jak dotąd się nie odnalazł. Pewnie jest w jakichś prywatnych zbiorach byłych miłośników Hitlera w Niemczech). Radziwiłł zamówił również z tej okazji dla króla Jana Kazimierza specjalny medal u Sebastiana Dadlera w Hamburgu, na którym były wygrawerowane Biały Orzeł, litewska Pogoń, liczne herby różnych województw Rzeczypospolitej, widok Kijowa i wjeżdżającą doń armię Radziwiłła, oraz napis: "Oto Ci królu Janie Kazimierzu Radziwiłł oddaje w ręce rozbite mury Kijowa i sajdaki buntowników".


RYCINA Z ZAGINIONEGO OBRAZU: 
WJAZD HETMANA JANUSZA RADZIWIŁŁA PRZEZ ZŁOTĄ BRAMĘ DO KIJOWA - 1651



Gdy połączone wojska koronne i litewskie zbliżały się do Białej Cerkwi, drogę zastąpili im posłowie wysłani przez Chmielnickiego, który zaproponował pokojowe rozwiązanie całego konfliktu. Proponował on bowiem powrót do ustalenia zborowskich z 1649 r. oraz oczywiście zgodę na powrót panów do swych gospodarstw na Ukrainie (jednak bez prywatnych pocztów wojskowych). Hetman wielki Mikołaj Potocki i hetman polny Marcin Kalinowski byli za kontynuowaniem rozmów, ale sprzeciwili się temu zarówno Janusz Radziwiłł jak i Aleksander Koniecpolski, którzy dążyli do rozbicia Kozaków i Tatarów oraz ostatecznego zakończenia powstania. Nocą 22 września rozmowy zostały zerwane i obie strony przygotowywały się do bitwy. Ustawienie wojsk było następujące: w centrum pola i na lewym skrzydle stanęły wojska koronne, na prawym wojska litewskie Janusza Radziwiłła, a litewscy Polacy (czyli Koroniarze mieszkający w Wielkim Księstwie) stanęli w okolicach wsi Hermaniwki. Bitwę rozpoczęły wojska litewskie, wkrótce potem ruszyły wojska centrum i lewej flanki, siejąc popłoch w szeregach Tatarów i Kozaków, którzy szybko rzucili się do ucieczki, zamykając we własnym obozie otoczonym spiętymi ze sobą wozami, uniemożliwiającymi dalszy atak strony polsko-litewskiej. Pole zostało zapełnione setkami zabitych Kozaków i Tatarów. Na drugi dzień w niedzielę 24 września Kozacy rozpoczęli budowę grobli, hetman Potocki wysłał więc znów żołnierzy którzy przepędzili ich na bagna i tam oni potonęli. 25 września Kozacy rozpoczęli kontratak, próbując zdobyć Hermaniwkę, ale uderzenie Janusza Radziwiłła zmusiło ich do ucieczki i ponownego zamknięcia się w obozie (nie doszło do zniszczenia armii kozackiej tylko dlatego, że hetman Potocki nie udzielił wsparcia Radziwiłłowi w kluczowym momencie, gdy Kozacy znaleźli się między wojskiem litewskim a koronnym i gdyby tylko Koroniarze ruszyli, byłoby drugie Beresteczko. Potocki tłumaczył się potem że nie udzielił wsparcia, ponieważ przybył tutaj na rozmowy pokojowe, a nie dla kontynuowania wojny, co wydaje się niezwykle głupim tłumaczeniem, zakrawającym wręcz o sabotaż). W każdym razie zamknięci w swoim obozie z wozów Kozacy i Tatarzy nie byli już zdolni do dalszego kontynuowania bitwy i musieli prosić o pokój. 26 września do obozu Potockiego przybyli heroldowie kozaccy z prośbą o podjęcie rozmów pokojowych.




Hetman Potocki wymienił kilka powodów, dla których należałoby podjąć się owych rozmów. Po pierwsze epidemia, która zaczęła zbierać coraz większe żniwo wśród żołnierzy, po drugie kończył się kontrakt pomocniczych oddziałów kawalerii na czwarty rok wojny, a pieniędzy na kolejne lata Sejm nie uchwalił, po trzecie w obozie zaczął się szerzyć głód (co było zapewne powodem owej zarazy), po czwarte twierdził hetman że w każdej chwili może przybyć chan na czele całej Ordy, a po piąte wreszcie stwierdził otwarcie że... Januszowi Radziwiłłowi nie można ufać, gdyż nie chce się on podporządkować dowództwu koronnemu. Radziwiłł na owym zebraniu był jakby nieobecny, utracił wszelką chęć kontynuowania wojny. Natomiast coraz bardziej wzrastała w nim niechęć do Koroniarzy, Polaków, których uważał za nieszczerych i bałamutnych. Prywatnie powtarzał że gdyby nie upór Potockiego, byłoby już dawno po bitwie i nie trzeba by było rozmawiać z Chmielnickim i układać się z nim, gdyż zapewne stałby się jeńcem lub też legł by martwy. Ale otwarcie stwierdził jedynie że w wyniku "wielkiego nierządu i nieochoty" jest za pokojem. Rozmowy pokojowe trwały trzy dni i zakończyły się 28 września podpisaniem traktatu w Białej Cerkwi, na mocy którego zmniejszono rejestr kozacki o połowę (z 40 do 20 000), przy czym ich obecność została ograniczona jedynie do województwa kijowskiego (a nie jak w ugodzie zborowskiej, również do bracławskiego i czernichowskiego), natomiast województwa bracławskie i czernichowskie wracały bezpośrednio pod zarząd Korony. Panowie polsko-litewsko-ruscy mogli wrócić do swoich ziem i majątków (również w otoczeniu swoich prywatnych oddziałów wojskowych, jeśli takowe posiadali i jeśli było ich na nie stać, co w obecnej sytuacji nie było takie pewne, tym bardziej że większość dotychczasowych magnatów którzy posiadali wielkie majątki na Ukrainie, mocno podupadła finansowo, a niektórzy wręcz stali granicy bankructwa). Wiara grecka (czyli prawosławna) była dominująca jedynie w województwie kijowskim, natomiast wiara rzymskokatolicka miała tam zostać objęta amnestią. Do królewszczyzn i szlacheckich majątków na Kijowszczyźnie mogli wrócić teraz również Żydzi i wieść życie takie, jakie wiedli przed wybuchem powstania Chmielnickiego. Natomiast najważniejszym punktem podpisanym przez Tatarów było stwierdzenie: "Horda... wiernie i życzliwie służy Rzeczypospolitej we wszystkim".


ANDRZEJ KMICIC PRZYWRACA WŁAŚCIWE RELACJE RZECZPOSPOLITEJ Z CHANATEM KRYMSKIM 👍



Traktat białocerkiewny podpisali, ze strony polskiej: hetmani Mikołaj Potocki i Marcin Kalinowski, następnie Adam Kisiel, Stanisław Lanckoroński, Zbigniew Gorajski i Mikołaj Kazimierz Kossakowski; ze strony litewskiej: hetman Janusz Radziwiłł, Jerzy Karol Chlebowicz i Wincenty Gosiewski. W imieniu Kozaków podpis złożył oczywiście Bohdan Jeremi Chmielnicki. Na sporządzenie nowego rejestru wyznaczono niezwykle krótki termin, od połowy października do Bożego Narodzenia 1651 r. (a to oznaczało że szlachta, która licznie już szykowała się do powrotu do swoich majętności - dla niektórych te powroty skończą się tragicznie, o czym jeszcze napiszę - nie mogła rozpocząć jakichkolwiek prac, gdyż nie było wiadomo kto ma powrócić na dane posiadłości i póki nie zostanie sporządzony rejestr, nie można nikogo z Kozaków przymuszać do pracy, żeby bowiem nie zmusić kogoś, kto jest wpisany w rejestrze). Oczywistym było że ów traktat nie mógł zadowolić żadnej ze stron, a stanowił jedynie podstawę do rozpoczęcia negocjacji pokojowych w przyszłości. Chmielnicki nie zamierzał go uznawać, gdyż i tak orientował się na Osmanów lub Moskwę, natomiast strona polsko-litewska miała do niej wiele zastrzeżeń i ostatecznie na sejmie po nowym 1652 r traktat nie zostanie ratyfikowany gdyż - i tu ciekawostka - nie zgodzi się na to... jeden poseł. Zresztą rok 1652 to rok pierwszego wprowadzenia w życie zasady liberum veto, która ostatecznie doprowadzi Rzeczpospolitą na skraju upadku w wieku XVIII (piszę "na skraj", gdyż należy pamiętać że nasi przodkowie rozwiązali ten problem, ostatecznie wprowadzając pierwszą w Europie nowożytną konstytucję, zwaną Konstytucją 3 Maja. To że nie udało się Jej obronić w wojnie polsko-rosyjskiej roku 1792 i po zdradzie króla Stanisława Augusta Poniatowskiego - byłego kochanka carycy Katarzyny II, to już zupełnie inna kwestia). Należy jednak pamiętać (co zostało w błędnie przedstawione w serialu komediowym "1670", że zasada liberum veto obowiązywała tylko i wyłącznie na Sejmie Walnym, Sejmie Konwokacyjnym lub ewentualnie Sejmie Koronacyjnym, natomiast nie obowiązywała na sejmikach, gdzie ustawy przechodziły zwykłą większością głosów).


"Cyceron powiedział też: jeżeli Polacy podniosą sobie podatki, czeka ich rychła zguba"
"To absurd, Cyceron żył na długo przed polską państwowością!"
"To przepraszam bardzo, jeśli Cycerona nie obchodził los Polaków, to dlaczego mielibyśmy słuchać jego rad?" 🤭



Po podpisaniu traktatu w Białej Cerkwi, hetman Chmielnicki (który zgodnie z traktatem nadal pozostawał hetmanem zaporoskim i miał prawo mianować pułkowników oraz starszyznę kozacką), udał się do obozu hetmana Wielkiego Mikołaja Potockiego na wspólną ucztę. To jest jedna z dość dziwnych zwyczajów tamtych czasów, trochę niezrozumiana dzisiaj, a mianowicie że ludzie którzy się naprawdę nienawidzili, którzy mordowali się w sposób niezwykle okrutny, po podpisaniu pokoju potrafili usiąść ze sobą przy jednym stole, pić, biesiadować, śmiać się i radować. Według mnie to trochę chore bowiem nie wynikało to z jakichś wewnętrznych uczuć, tylko po prostu było swoistym konwenansem chwili i za moment ci sami ludzie mogli znów przelewać krew i nie byłoby to dla nich żadnym problemem, że jednego dnia wlewają w siebie litry węgrzyna (takie wino z Węgier, szczególnie lubiane w Rzeczpospolitej) a drugiego dnia przelewają krew. W każdym razie podczas owej biesiady, pijany Chmielnicki kilkukrotnie obraził hetmana Potockiego, za co go na drugi dzień (ustami Wyhowskiego) "serdecznie przepraszał". Podczas tego spotkania malarz Abraham van Vesterveld wykonał jedyny znany szkic postaci Bohdana Chmielnickiego, który następnie posłużył gdańskiemu miedziorytnikowi - Wilhelmowi Hondiusowi do wykonania (jeszcze w tym samym 1651 r.) portretu Chmielnickiego, który potem był kolportowany w różnych mutacjach. A tymczasem król Jan II Kazimierz i królowa Ludwika Maria postanowili wybrać się nad morze, do Gdańska (królowa była bowiem już w zaawansowanej ciąży i rychło spodziewała się rozwiązania).


JESZCZE JEDEN ZABAWNY FRAGMENT Z SERIALU 1670: 

"Wiem jak wygrasz tę dysputę. Pójdziemy do lasu, nazbieramy pęk suchych rózg i całą noc będziemy się chłostać aby udobruchać Stworzyciela"
"Świetnie, zapiszmy ten pomysł żeby nam nie wyleciał i myślmy dalej" 😂



CDN.
 

wtorek, 28 stycznia 2025

NA LUZIE... - 6

POLITYCZNE MEMY



 Biorąc pod uwagę niezwykłą aktywność, a jednocześnie skuteczność Donalda Trumpa od pierwszych dni jego prezydentury, przyznać się muszę że... zazdroszczę Amerykanom prezydenta. Chciałbym bowiem aby nasi przywódcy, byli przynajmniej tak skuteczni jak Wiktor Orban, chociaż dlaczego mielibyśmy nie mieć kogoś takiego jak Trump (oczywiście unikając przekładania jeden do jednego, chodzi mi po prostu o konsekwencje i żelazną wolę w podjęciu się prób zmiany ustroju Rzeczypospolitej, bo bez tego nic się zrobić nie da). Powinniśmy bowiem według mnie powrócić w całej pełni do systemu prezydenckiego Iza wzór przyjąć Konstytucję kwietniową z roku 1935 (oczywiście z pewnymi zmianami, jak choćby odrzuciłbym możliwość wskazywania przez ustępującego prezydenta swego następcy, którego następnie wybierać miało Zgromadzenie Narodowe, natomiast gdyby pojawił się kontrkandydat, wówczas dochodziło do głosowania powszechnego. W tym przypadku pozostawiłbym wybór prezydenta taki, jak dotychczas, ale prezydent byłby prezydentem a nie politykiem który, choć wybierany jest w wyborach powszechnych, to jego kompetencje są tak żałośnie małe, że jedyne co skutecznie może uczynić to wetować ustawy rządu. To jest w ogóle paradoks, a konstytucja Kwaśniewskiego z roku 1997 powinna już dawno wylądować na śmietniku historii). Sejm ograniczyłbym do 100 posłów, Senat co najwyżej 20 senatorów, A tak w ogóle to najlepiej byłoby ograniczyć możliwość startowania w wyborach kandydatów partyjnych, a wprowadzić kandydatów społecznych, mniej więcej tak, jak było to w konstytucji z roku 1935).

Polska musi przeprowadzić skuteczne reformy ustrojowe, gdyż z tym co mamy obecnie daleko nie zajedziemy. I tak jak mówi Trump: "wiercić, wiercić i raz jeszcze wiercić, rozwijać przemysł, CPK, stocznie, również kopalnie, a z pewnością energię atomową. No i oczywiście sztuczna inteligencja - co jest co uważam jest podstawą (chodź obecnie wszyscy tak bardzo "jarają" się tą sztuczną inteligencją, tak jak w latach 40-tych i 50-tych jarano się bronią atomową i każde państwo, a przynajmniej każde państwo które chciało utrzymać status mocarstwa, musiało mieć taką broń w swoim arsenale. Uważam jednak że powinien powstać międzynarodowy układ dotyczący limitów rozwijania sztucznej inteligencji, tak jak jest to poczynione w przypadku broni atomowej. Pamiętajmy bo wiem że tym naszym dążeniu do rozwijania sztucznej inteligencji możemy sami sobie zgotować kuku A jeśli sztuczna inteligencja osiągnie jeszcze wyższy poziom inteligencji, takiej której nie będziemy mogli już kontrolować, to możemy skończyć jak indianie północnoamerykańscy po rozpoczęciu kolonizacji. Po prostu nie chodujmy sobie wroga, który potem może nas... "usunąć" (bo uzna np. że człowiek jest zagrożeniem dla planety i aby ocalić ziemię oraz inne gatunki postanowi nas wyeliminować) i niekoniecznie mam tutaj na myśli sytuacje podobne do tych, w rodzaju Terminatora. Usunięcie ludzkości może przebiegać zupełnie bezkrwawo, np. uzależniając nas od wirtualnego świata. Świata gdzie jest samo piękno, sama dobroć, gdzie wszyscy nas kochają i gdzie jesteśmy kimś i skąd w żaden sposób nie będziemy chcieli odejść (bo jednak świat rzeczywisty nie jest przyjemny, jest miejscem codziennej walki o byt, jest miejscem 1000 problemów i kłopotów które często trudno nam rozwiązać. W wirtualnym świecie tego nie będzie, raj! Raj który zakończyć się dla nas może całkowitym upadkiem, bo skoro ludzie większość czasu będą chcieli przebywać w świecie nierzeczywistym, to wszelkie kontakty międzyludzkie w świecie realnym całkowicie ustaną, a co za tym idzie również prokreacja. I może dojść do sytuacji, że ostatni starzec na Ziemi umrze z głodu lub pragnienia, wciąż będąc podłączonym do sieci kontrolowanej przez sztuczną inteligencję. To co mówię, to wcale nie są bajki i dlatego uważam że powinien powstać międzynarodowy układ dotyczący limitów rozwoju sztucznej inteligencji bez względu na wszystko, tak jak ma to miejsce w przypadku broni atomowej. Jeśli bowiem nie chcemy zniszczyć świata na którym żyjemy i nie chcemy sami siebie wykończyć (wystarczy bowiem popatrzeć co się dzieje z młodym pokoleniem wpatrzonym w ekrany smartfonów, laptopów czy komputerów) to powinniśmy to czym prędzej uczynić.

A, i pamiętajmy że dzisiaj przypada 80 rocznica wyzwolenia niemieckiego nazistowskiego obozu Auschwitz-Birkenau (i żeby nie było, więc powiem - tak, obóz wyzwoliła Armia Czerwona, bo któż inny mógłby go wyzwolić w sytuacji gdy Amerykanie dogadali się z Sowietami że oddają im pół Europy?), obozu który Niemcy stworzyli dla Polaków i Polacy byli pierwszymi ofiarami tej maszynki do mięsa od roku 1940. Żydzi zaczęli tam się pojawiać dopiero po styczniu 1942 r. 

Ok. Więc teraz kolejna porcja politycznych memów.



"DRUGA TURA BEZ BĄŻURA!"



RAFAŁ CZASKOSKI - KRAKOWSKIE "CZY" POKOLENIA(ZWANY TEŻ CZŁOWIEKIEM-GUMĄ LUB PO PROSTU BĄŻUREM) Z MAŁŻONKĄ 😉



NA SCHRONISKO DAŁ, NA OWSIAKA DAŁ, TO JESZCZE NIECH POSTAWI KIBEL ZA 650 000 W PARKU SKARYSZEWSKIM I DROGĘ DOŃ OBSYPIE TROCINAMI - A "SILNI RAZEM" Z PEWNOŚCIĄ WKRÓTCE WYSTAWIĄ MU POMNIK



NIE MA TO JAK OSOBISTA ASYSTENTKA, KTÓRA OPROWADZI, POKAŻE, WYTŁUMACZY CO JEST CZYM I PO ILE



CZŁOWIEK-GUMA, A NIE MÓWIŁEM?!



PO PROSTU BRAK SŁÓW



JAK DO TEGO DOSZŁO? - NIE WIEM!



DWA RAZY OBIECAĆ TO PRZECIEŻ JAK RAZ SPEŁNIĆ WYBORCZĄ OBIETNICĘ





IDEALNY, LEWICOWO-LIBERALNY KANDYDAT, TAKI ŁADNY BYŁ, AMERYKAŃSKI - SZKODA! 😂





HURT-DETAL, IMPORT-EXPORT, MACHINERI




A TERAZ NA POWAŻNIE: 


Gdy patrzę na tych wszystkich Kohutów, Lewandowskich, Mieszkowskich, Napierałów, to tak sobie myślę o pośle Liebermannie, który jechał do twierdzy brzeskiej w roku 1930 i po drodze - ot tak po prostu dla sportu, konwojenci zatrzymali wóz, wyciągnęli byłego pana posła i kazali mu na kolanach całować i przepraszać polską ziemię za jego antypolskie wypowiedzi. Taka mnie naszła refleksja, bo przyznam się szczerze ręce już opadają.



"PRAWORZĄDNOŚĆ"



NIC DODAĆ, NIC UJĄĆ!




A NA KONIEC - BONUS:




poniedziałek, 27 stycznia 2025

HISTORIA ŻYCIA WSZECHŚWIATA - WSZELKIEJ CYWILIZACJI - Cz. CXCII

TWÓRCY EUROPEJSKICH CYWILIZACJI 
SŁOWIANIE I CELTOWIE





PIERWSZE EUROPEJSKIE CYWILIZACJE

SŁOWIANIE

(POD SKRZYDŁAMI ASYRII - UPADEK IZRAELA)

(ok. 738 r. p.n.e. - ok. 635 r. p.n.e.)

Cz. XII







FILISTEA
PONOWNIE ODRODZENIE
(738 r. p.n.e. - ok. 635 r. p.n.e.)
Cz. XII



DEWARIM
(738 r. p.n.e. - 586 r. p.n.e.) . Cz. XIV



Pierwsze lata rządów po swym wstąpieniu na tron (705 r. p.n.e.) władca Asyrii Sannaherib (Sin ahhe eriba - co znaczyło: "Bóg Sin wyrównał stratę braci", czyli najprawdopodobniej Sannaherib był jednym z młodszych synów Sargona II, a jego starsi bracia zapewne zmarli w młodym wieku, być może na jakąś zarazę) zajął się rozbudową i upiększaniem nowej stolicy, do której to przeniósł swą siedzibę -  Niniwy, co spowodowało że zaniedbał pewne konieczne obowiązki, które gwarantowały stabilność w jego państwie. Nie dokonał bowiem naturalnej po zmianie władzy koronacji w Babilonie i w Nowy Rok 704 p.n.e. nie ujął (w sposób symboliczny oczywiście, ale mający wyraz religijnej ekspiacji potwierdzającej prawo danego króla do władania owym miastem) dłonią posągu boga Marduka, stojącego w Esagilii. To zaś doprowadziło do wydarzeń, które miały niezwykle brzemienne skutki nie tylko na obszarze samej Babilonii, ale również Syro-Palestyny, a także (częściowo) Egiptu. Oto bowiem już na Nowy Rok 703 r. p.n.e. dłoń Marduka w Esagilii ujął rodowity Babilończyk, który jako nowy król przyjął imię Marduk-zakir-szumi (ponieważ jednak w historii Babilonii był wcześniej król o podobnym imieniu, zatem temu przyznano chronologicznie liczbę "II" - choć oczywiście uczynili to dopiero współcześni historycy). Ale temu właśnie samozwańczemu królowi Babelu nie było dane panować długo i już po zaledwie miesiącu został obalony przez powracającego z Elamu, byłego władcę Babilonu - Mardukapaliddinę (inna odmiana jego imienia to Merodach-Baladan II), obalonego przez Sargona II w roku 710 p.n.e. przedtem cały czas Merodach-Baladan przebywał na dworze władcy Elamu w Suzie - Szutruknahhunte i czekał sposobności odzyskania władzy w Babilonii. Taka sposobność nadarzyła się po śmierci Sargona II, a szczególnie gdy władzę nad "Wrotami Boga" (jak zwano Babilon w starożytności), objął właśnie samozwańczy Marduk-zakir-szumi II. Przybywszy więc na czele kontyngentów elamickich Merodach-Baladan nie miał większych problemów z pozbawieniem go władzy, oraz ponownym objęciem tronu w mieście Marduka. To jednak zagrażało stabilności imperium Sannaheriba i bezpieczeństwu samej Asyrii.

Merodach-Baladan był z pochodzenia Chaldejczykiem, a nieustanna, trwająca dekady chaldejska kolonizacja Kraju Nadmorskiego (czyli wybrzeży dzisiejszej Zatoki Perskiej patrząc od strony Iraku) i to pomimo usilnych, częstych asyryjskich przesiedleń chaldejskich plemion w inne regiony, spowodowała że Kraj Nadmorski praktycznie był już krajem Chaldeńczyków, a to oznaczało że bardzo chętnie przyłączył się do rebelii Merodach-Baladana. Ten zaś przystąpił energicznie do fortyfikowania samego Babilonu, jako że zdawał sobie doskonale sprawę, że Asyryjczycy nie uznają jego władzy i podejmą kolejną próbę usunięcia go z tronu. Nie mylił się, Sannaherib bowiem - gdy tylko dowiedział się o przejęciu władzy nad Babilonem przez uzurpatora - nie czekał nawet na zebranie pospolitego ruszenia, i ruszył na południe na czele wojsk zaciężnych (które po reformach Tiglat-Pilesara III złożone były z zawodowych żołnierzy, a nie jak wcześniej z chłopów wzywanych do armii na okres kampanii wojennych, a potem wracających do swych gospodarstw). Siły którymi dysponował Merodach-Baladan do odparcia inwazji asyryjskiej nie były wcale małe, posiadał bowiem kontyngenty elamickich łuczników (dowodzonych przez Nergalnasira z plemienia Sutu), aramejskich jeźdźców, chaldejskich piechurów, oddziały sformowane w samym Babilonie, oraz najemnych wojowników arabskich. Mógł więc liczyć, że dzięki temu zdoła ocalić tron i własne życie. Główne swe siły zgromadził Merodach-Baladan pod miastem Kisz, natomiast straż przednia pod wodzą Nergalnasira stała w Kuta. Sannaherib swoje straże przednie posłał pod Kisz, aby przeciąć linie komunikacyjne z Kuta, sam zaś - na czele sił głównych - uderzył na oddziały stojące w tym właśnie mieście i... wyrżnął je do nogi "niczym owce" (Nergalnasir dostał się do niewoli). Siły wysłane pod Kisz zostały zaś zaatakowane przez główną armię Merodach-Baladana, lecz doświadczeni wojownicy asyryjscy wytrzymali pierwsze uderzenie, w międzyczasie wysyłając wiadomość do króla, by czym prędzej przyszedł im z odsieczą. Pod Kisz pewny siebie Merodach-Baladan nie spodziewał się szybkiego pojawienia głównej armii Sannaheriba i gdy ten nadciągnął i doszło do bitwy głównych armii, widząc że wojska złożone z wielu ludów ustępują Asyryjczykom w polu, rzucił się do ucieczki.



 
Bitwa pod Kisz zakończyła się całkowitym zwycięstwem Sannaheriba, a w jego ręce wpadły łupy Merodach-Baladana i liczni jeńcy (w tym pasierb zbiegłego z pola bitwy władcy Babelu - Adinu). Babilon (jak zawsze każdego zwycięskiego wodza), przywitał wkraczającego tam Sannaheriba okrzykami radości i sympatii, jako nowego króla. Babilończycy mieli to już zapewne wielokrotnie przećwiczone, poza tym byli ludźmi rozsądnymi, zdając sobie sprawę, że gdyby okazali chociażby obojętność, mogłoby się to źle skończyć dla ich majętności, a kto wie czy i nie życia. Mieli rację, oczarowany powitaniem Sannaherib (tak jak siedem lat wcześniej jego ojciec) okazał miastu wspaniałomyślność i zakazał swym żołnierzom jakichkolwiek gwałtów czy rabunków, jedyny wyjątek czyniąc wobec pałacu, w którym przez ostatnie dziewięć miesięcy zamieszkiwał Merodach-Baladan - pałac ten został doszczętnie zniszczony i rozgrabiony przez wojska asyryjskie. W ręce zwycięskiego króla Assuru wpadli również dworzanie i słudzy Merodach-Baladana, a także jego harem. Mieszkańcy Babilonu uznali Sannaheriba za swego wyzwoliciela spod tyranii uzurpatora (gdyby jednak zwyciężył tamten, cieszyliby się wraz z nim). Jednak Sannaherib odmówił przyjęcia korony Babilonu, co oznacza że postąpił wbrew swemu ojcu Sargonowi, który jednak przyjął ten tytuł w roku 710 p.n.e. Na króla powołał zaś niejakiego Bel-ibniego, możnego Babilończyka trzymanego jako zakładnik najpierw w Kalchu, potem w Dur-Szarrukin, a teraz w Niniwie (jego oficjalna intronizacja nastąpiła w Nowy Rok 702 r. p.n.e.). Jednocześnie Asyryjczycy dokonali (kolejnej już) pacyfikacji Kraju Nadmorskiego. Według asyryjskiej kroniki z dymem pożarów poszło 88 tamtejszych miast i 820 wiosek. Ludność zaś tych terenów po części została obrócona w niewolników, po części wymordowana ("A silnych i dumnych mieszkańców wrogich miast, którzy nie ugięli się przed moją mocą, ściąłem swym mieczem i powbijałem na pale" - jak głosiła kronika Sannaheriba), a po części zaś wysiedlona w inne obszary Imperium Asyryjskiego (208 000 przesiedleńców). Natomiast Merodach-Baladana żołnierze Sannaheriba szukali przez pięć dni również na bagnach Kraju Nadmorskiego, nie udało im się jednak go schwytać.




Ale upadek uzurpacji Merodach-Baladana nie zakończył problemów Sannaheriba. Oto bowiem (jak głosi chociażby Proroctwo Izajasza XXXIX, 1) pobity władca Babilonu zdążył wcześniej wysłać poselstwo do Jerozolimy, do króla Ezechiasza, z prośbą o sojusz. Król Jeruzalem mający wsparcie kapłanów Świątyni Jerozolimskiej przecinek i od dawna już pragnący zrzucić zależność asyryjską, wysłał posłów do Sydonu, Askalonu, Ekronu i do Teb, formując koalicję antyasyryjską ze wsparciem Egiptu. Prorok Izajasz (który co prawda nie protestował przeciwko samej polityce antyasyryjskiej, to zaprotestował przeciwko jednaniu się zarówno z Egipcjanami jak i Filistynami i) początkowo nie wsparł królewskiej misji. Miasta Fenicji Sydon i Tyr odpowiedziały pozytywnie na propozycję Ezechiasza, podobnie król Sidqa z Askalonu. Ekron natomiast (rządzony przez króla Padiego) odrzucił plan buntu przeciwko Asyrii. Nic dziwnego że Padi nie zgodził się na ten krok. Dla miasta bowiem nie oznaczał on nic dobrego, natomiast pod "opiekuńczymi" skrzydłami Asyrii kupcy z Ekronu mogli wykładać swe towary w wielu miastach na północ od Damaszku, które do tej pory były dla nich nieosiągalne. Miasto też znacznie się wzbogaciło na sojuszu z Asyrią (według odkryć archeologicznych tego terenu, w VII wieku p.n.e Ekron rozrósł się do 24 hektarów, choć wiek wcześniej liczył zaledwie... 4. Niewątpliwie więc miało to związek ze wzrastającą zamożnością mieszkańców miasta, które w tym właśnie czasie politycznie podlegało władcom Kalchu). Nie wiadomo jednak co też się stało w Ekronie, co opętało mieszkańców tego miasta - które tyle zyskało na sojuszu gospodarczym z Asyrią. Czy doszło tutaj do zawiązania jakiegoś spisku, którego macki sięgały Jerozolimy? Trudno dziś odpowiedzieć na to zawiłe pytanie, natomiast pozostaje bezsprzecznym, że zarówno możni Ekronu jak i lud tego miasta zbuntowali się przeciwko swemu królowi i go obalili, wybierając drogę konfrontacji z Asyrią (dlaczego jednak podejrzewam tutaj zawiązanie jakiegoś spisu inspirowanego z Jerozolimy? A choćby dlatego, że obalonego króla Padiego mieszkańcy miasta przekazali jako zakładnika właśnie Ezechiaszowi). W takim układzie Judea, Fenicja (a przynajmniej jej najważniejsze miasta: Sydon i Tyr) oraz Filistea (z wyjątkiem Gazy, która teraz trwała przy Asyrii, pomna krwawych lekcji udzielonych miastu przez Sargona II 720 i 716 r p.n.e. Miasto rządzone przez Silli-Bella wolało więc nawet narazić się na atak ze strony Judei czy Egiptu -  których uznawano za mniejsze zagrożenie - niż na ponowne zniszczenia dokonane przez zawodową armię asyryjską, uznawaną w tamtym czasie za najlepszą armię znanego świata).

Po przeprowadzeniu zamachu stanu w Ekronie, tamtejsza ludność wysłała poselstwo do Egiptu, prosząc nubijskiego faraona Szabakę (który zaraz po wstąpieniu na tron po śmierci swego brata Pianchiego w 713 r. p.n.e., przyniósł się do Teb, które to miasto uczynił stolicą swojego egipsko-kuszyckiego państwa) o natychmiastowe wsparcie przeciwko Asyrii. Jednak na dworze czarnych faraonów w Tebach, sytuacja nie była tak oczywista jak choćby w Judei, Askalonie, Sydonie czy Tyrze. Szabaka pragnął utrzymać pokój z potężną Asyrią, tym bardziej że zajmował się głównie budową w Egipcie nowych świątyń i monumentów, skupiając się głównie na sprawach natury religijnej i wewnętrznej kraju nad Nilem. Od czasu bowiem usunięcia ostatnich libijskich władców (Osorkona IV i Bekenranefa - ten ostatni był rodowitym Egipcjaninem) w 712 r. p.n.e. w Egipcie panował niczym nie zmącony pokój. Ten okres przeszedł do historii również jako tzw: "renesans kuszycki", który przetrwał w pamięci Egipcjan jako jeden z najlepszych okresów w dziejach kraju (nic dziwnego że za rządów kolejnej XXVI rodzimej dynastii saickiej, która uprawiała - można rzec to otwarcie - typowo nacjonalistyczną politykę wewnętrzną, nastawioną na "egipcjanizację" kraju i której działalność ikonoklastyczna wymierzona była przeciwko wszelkim odmiennym formom architektury i sztuki, niezgodnym ze starożytnym kanonem egipskim, właśnie za tej dynastii jedną z ulic w Memfis nazwano imieniem czarnoskórego władcy, przybyłego z Nubii jako zdobywca - Szabaki, musi to świadczyć o bardzo dobrej pamięci jaką ten władca pozostawił wśród Egipcjan). Bowiem za 15-letnich rządów Szabaki budowano bardzo wiele, z czego wymienię jedynie trzy stele wzniesione w Serapeun w Memfis z ok. 701 i 699 r. p.n.e. - 12 i 14 rok panowania, brama przy świątyni Ptaha w Tebach, tamtejszy skarbiec świątynny, a wraz ze swą siostrą, boską małżonką Amona-Re - Amenardis I wystawił w Tebach kaplicę poświęconą Ozyrysowi Panu Życia, poza tym odnawiał i rozbudowywał istniejące w całym kraju świątynie. Swoją drogą bardzo ciekawa sytuacja, gdyż właśnie od jego panowania datuje się powrót arcykapłanów Amona-Re do Teb, a pierwszym z nich miał być syn Szabaki o nieznanym imieniu. Jednak powrót arcykapłanów nie oznaczał usunięcia funkcji boskiej małżonki Amona-Re, a wręcz przeciwnie, podzielono te dwie funkcje i odtąd arcykapłani sprawowali jedynie funkcje religijne w Wielkiej Świątyni Amona w Karnaku, natomiast kontrola nad Świątynią w Luksorze należała do boskiej małżonki, która jednocześnie sprawowała realną władzę polityczną nad miastem i regionem.




Pokojowa, nastawiona na sprawy wewnętrzne (a przede wszystkim religijne, gdyż Szabaka podobnie jak Pianchi, był prawdziwym fanatykiem kultu Amona-Re) polityka czarnoskórego władcy z Teb, przejawiała się chociażby w braku poparcia, udzielanego wszelkim anty-asyryjskim buntownikom w Palestynie. Gdy ok. 705 król Aszdod - Jamani próbował zbuntować się przeciwko Asyrii, lecz nie zdobył poparcia wśród swego własnego ludu i został przezeń obalony, uciekł właśnie do Egiptu, sądząc że tam uzyska schronienie a być może nawet wsparcie militarne przeciw Asyrii i powróci na tron Aszdod. Szabaka jednak postąpił zupełnie inaczej, kazał nieproszonego gościa zakuć w kajdany i tak odesłał go "w ramach przyjaźni" do Niniwy, do Sannaheriba. Oczywiście z punktu widzenia Egiptu posiadanie anty-asyryjskiego buforu w Palestynie, złożonego z Judei, miast państw Filistei, a być może również Fenicji, było jak najbardziej korzystne, ale Szabaka uznał wówczas że gra ta nie jest warta świeczki, a prowadzi bezpośrednio do wojny i zapewne inwazji asyryjskiej na Egipt. Dlatego też do tej pory wolał trzymać się z dala od konfliktu palestyńskich królestw z władcą Assuru. Jednak ok. 701 r. p.n.e. ta polityka zaczęła się powoli zmieniać. Nie wiadomo dokładnie dlaczego Szabaka postanowił pod koniec swego życia zmienić swą pokojową politykę i wesprzeć militarnie Judę oraz miasta Filistei w konfrontacji z Asyrią? Ja przypuszczam (a jest to tylko i wyłącznie moja opinia) że stało się to pod wpływem jego bratanka Szabataki (Dżedkaure Szebitko), syna Pianchiego, który właśnie w 701 r. p.n.e został ogłoszony współwładcą i był następcą tronu Egiptu. To właśnie on miał poprowadzić egipskie rydwany do Palestyny, aby tam zmierzyły się z siłami Assuru i wsparły palestyńskich sojuszników. A tymczasem w samej Palestynie król Judei Ezechiasz stał się przywódcą koalicji anty-asyryjskiej i (jak twierdzi 4 Księga Królewska XVIII, 8) narzucił pewną formę zależności miastom filistyńskim "aż do Gazy". Teraz tylko oczekiwał przebycia armii egipskiej, prowadzonej przez Szabatakę.




CDN.

niedziela, 26 stycznia 2025

ZJEDNOCZENIE PRUS I INFLANT Z POLSKĄ - Cz. XIII

POCZĄWSZY OD PIERWSZEGO SPORU POLSKO-KRZYŻACKIEGO (1309-1310), AŻ PO WŁĄCZENIE INFLANT DO RZECZPOSPOLITEJ (1558-1561)





KONRAD I MAZOWIECKI
Cz. XIII
(RETROSPEKCJA)





 Po bardzo ciężkiej zimie, wiosną roku 845 (tuż przed Wielkanocą) na wodach Sekwany pojawiły się łodzie z charakterystycznymi rzeźbami smoków na dziobach i ciemnymi prostokątnymi żaglami. To normański wódz Ragnar Lodbrok wraz ze swym synem Bjornem Żelaznobokim płynęli po łupy, mając już wcześniej wytyczony szlak poprzednimi wyprawami normańskich piratów zwanych Wikingami. Wszędzie gdzie pojawiali się owi Wikingowie, tam siali tylko przerażenie, popłoch, gwałt, grabież i mord. Nic więc dziwnego że gdy tylko pojawiły się pierwsze wieści o 120 okrętach normańskich płynących na Paryż, okoliczni mnisi uciekli ze swych opactw i kościołów, zabierając ze sobą to, co było pod ręką (a szczególnie relikwie świętych - w tym ich części ciał, lub też same ciała). Podobnie postępowała okoliczna ludność, uciekając jak najdalej i zostawiając swój dobytek na pastwę losu. Normanowie zakotwiczyli swe okręty na północ od Paryża, a sami przystąpili do grabienia okolicy. Pechowi frankijscy wojownicy, którzy mieli nieszczęście ich spotkać na swej drodze, kończyli marnie, a tym, którzy rzucali broń i poddawali się - podrzynano gardła (Wikingowie uważali bowiem ich za tchórzy, a tacy byli w kulturze normańskiej pogardzani, tym bardziej że tylko prawdziwi wojownicy polegli na polu bitwy z mieczem w dłoni mieli możliwość zasiąść do wspólnej uczty ze swoimi przodkami i z samym Odynem w jego niebiańskim pałacu w Walhalli), a następnie wieszano ich na drzewach ku przestrodze kolejnym. 22-letni król zachodnich Franków - Karol II (zwany potem "Łysym") został poinformowany o ataku Wikingów i natychmiast zarządził pobór okolicznych chłopów do wojska, lecz nim ów pobór się zakończył, z częścią wojska ruszył do Saint-Denis gdzie przeżywał ciężkie chwile, będąc podwójnie atakowany. Z jednej strony bowiem nadchodziły przerażające informacje o normańskich najeźdźcach i ich barbarzyńskich metodach postępowania, z drugiej zaś tamtejsze duchowieństwo starało się wymusić na królu przekazanie im ziem, których wcześniej Karol odmówił Kościołowi, teraz zaś - będąc pod presją "wsparcia Pana" przeciwko niewiernym, był skłonny oddać im wszystko czego zażądali, żeby tylko uzyskać wsparcie niebios.

(Ja nie wiem jak ludzie mogą być tak głupi. Ostatnio słuchałem bowiem wywiadu jednego z najbogatszych ludzi na świecie, który zdobył ogromny majątek, a teraz jest już starym człowiekiem i wie, że zbliża się koniec jego dni na tym świecie i mówi coś takiego do dziennikarza: "Jeśli zagwarantujesz mi, że będę żył wiecznie, od razu wypiszę ci czek na milion dolarów" . Zadziwia mnie bowiem to, jak kurczowo trzymają się życia tutaj. Trochę oczywiście to rozumiem, w końcu całe życie zdobywał pieniądze, a żeby je zdobyć nie mógł być głupim człowiekiem, tylko musiał wykazać się albo pracowitością, albo przebiegłością, albo jednym i drugim i do tego pewną intuicją, która zawsze potrzebna jest w takich sytuacjach. I co? i g...o! Będzie musiał wszystko zostawić, nic bowiem ze sobą nie zabierze na tamten świat z tego co tutaj zgromadził i to bardzo go boli, a przede wszystkim przeraża. Dodatkowo twierdził w tym wywiadzie że jest najhojniejszym sponsorem Kościoła wśród osób znanych mu w jego środowisku. I mówi wprost że tymi darami dla Kościoła stara sobie "wykupić miejsce w niebie". Nie wiem jak mam to podsumować, ale powiem tak - niby inteligentny człowiek, a jednak debil. Tak bardzo bowiem zafiksował się w tym świecie, tak bardzo skupił na tutejszych pragnieniach, na gromadzeniu majątku, że zapomniał po co tutaj jesteśmy i po co w ogóle przybywamy do tego materialnego piekła. A przybywamy (pokrótce) aby powodować jak najmniej cierpienia dla innych ludzi wokół nas, aby potrafić wybaczyć krzywdy, które zostały popełnione nam lub naszym bliskim i aby - w miarę możliwości - zdołać ujrzeć w innych ludziach siebie samego. Tego się nie kupi za żadne pieniądze. A już pragnienie życia wiecznie w piekle, zakrawa o szaleństwo).

Karol więc całymi dniami leżał krzyżem przed ołtarzem Pańskim w Katedrze Saint-Denis i modlił się o Boże błogosławieństwo w odparciu najazdu barbarzyńców z Północy. Część armii którą przywiódł ze sobą, odesłał pod Paryż, ale ci wojownicy nawet nie próbowali zbliżać się do Wikingów i gdy tylko poinformowano ich że są oni w okolicy, natychmiast uciekli. Miasto Paryż ograniczało się wówczas głównie do wyspy Ile de La Cité, zaś południowe regiony dawnej Lutecji był znacznie słabiej umocnione. Spowodowało to, że Wikingowie wdarli się do Paryża, siejąc popłoch i zniszczenie w dzisiejszej 6 dzielnicy Paryża. Spalono tam kościół Saint-Germain-des-Pres a następnie klasztor Świętej Genowefy. Potem wojownicy normańscy prowadzeni przez Ragnara i Bjorna ruszyli na inne części miasta, a wkrótce zarówno na południe jak i na północ od Ile de La Cité można było ujrzeć jedynie niekończącą się łunę pożarów. Jedynie sama wyspa pozostała niezdobyta, za to zapełniona uchodźcami z pozostałych części miasta i z okolic. Oba mosty na wyspę zostały zerwane, zarówno Minor Pons (drewniany most stojący w miejscu dzisiejszego Petit Pont, wiodącego do Dzielnicy Łacińskiej), jak i kamienny Maior Pons (stojący w miejscu dzisiejszego Pont-au-Change). Nie widząc innego wyjścia, Karol musiał dojść do porozumienia z Ragnarem, ofiarowując mu 7000 funtów srebra (czyli ogromną ilość pieniędzy których Karol nie posiadał i ich zgromadzenie możliwe było dopiero po obłożeniu ludności nowymi podatkami). Do spotkania króla Franków Zachodnich i wodza Normanów (głównie Duńczyków) doszło przed portalem w Saint-Denis. W zamian za okup i zdobyte wcześniej łupy, Ragnar obiecał odpłynąć i kierować się w następnych latach ku brzegom Brytanii. Oczywiście nie powstał z tego spotkania i obietnicy żaden pisemny dokument (Ragnar z pewnością bowiem był niepiśmienny), a jedynie przysięga Ragnara złożona przed chrześcijańską katedrą na jego boga Odyna. W tym samym czasie (845 r.) tylko że latem, inna grupa Wikingów spaliła Hamburg w królestwie Franków Wschodnich - Ludwika II zwanego (od XIX wieku ) "Niemieckim".




Lecz właśnie Ludwik II uznał, że musi wreszcie zaprowadzić porządek na wschodnich rubieżach swego Królestwa. Konkretnie zaś miał na myśli państwo wielkomorawskie księcia Mojmira I, które otwarcie już zrzuciło nie tylko polityczną zależność od Franków, ale przede wszystkim religijną (biskupi Bawarii twierdzili otwarcie, że są siłą rugowani z ziem wielkomorawskich i uniemożliwia im się tam odprawianie liturgii oraz mszy świętej). W sierpniu 846 r. ruszyła wielka wyprawa rycerstwa wschodniofrankijskiego na Morawy, która zakończyła się całkowitym zwycięstwem, książę Mojmir poległ w walkach, a Ludwik II nowym księciem Wielkich Moraw (i jednocześnie swym lennikiem) mianował jego bratanka - Rościsława I. Zależność więc została przywrócona, a Kościół wschodniofrankijski znów odzyskał utracone wcześniej ziemie i świątynie. Częste najazdy Wikingów i Saracenów na świat chrześcijański, a także wzajemne walki wnuków Karola Wielkiego o cesarską schedę, doprowadziły do znacznego zubożenia ludności tych ziem. Często dochodziło do walk, które kończyły się porażkami, tak więc zwycięstwo na Wschodzie było pod tym względem jednym z nielicznych wyjątków. Ludwik II toczył w owym 846 r. jeszcze krwawe walki na Wschodzie ze słowiańskimi plemionami Obodrytów i Serbów, Karol II oprócz walk z najazdami Wikingów (w końcu biskup Frechulf z Liseux obdarował go dziełem Wegecjusza na temat sztuki wojennej, powstałym ok. 400 r. widząc w młodym królu wielkiego wodza. Ale podobnie jak Wegecjusz, który pisząc to opracowanie militarne, pragnął powstrzymać rozpad Imperium Rzymskiego, tak i Karol nie miał żadnych, ale to żadnych zadatków na wodza. Był raczej tchórzliwy, aczkolwiek miał tendencję do okrucieństwa - o czym przyjdzie nam się jeszcze przekonać) pragnął zawładnąć Akwitanią, gdzie władzę sprawował jego bratanek - Pepin II, oraz uzależnić od siebie Bretanię rządzoną przez księcia Nominoe (który co prawda uznawał cesarską władzę Lotara, ale nie roszczenia Karola do jego ziem). Najlepiej ze wszystkich braci na razie wyszedł Lotar I, który kontrolował pas ziem od Holandii i Belgii, poprzez Alzację, Lotaryngię, południowo-wschodnią Francję i północne Włochy.




Rok 846, to również rok najazdu Saracenów na Rzym (o czym pisałem już w poprzednich częściach tej serii). Był to jedyny taki przypadek w historii, zakończony złupieniem przez wyznawców Allaha większej części podmiejskich obszarów Wiecznego Miasta. 75 okrętów przybyłych z afrykańskiego Emiratu Aglabidów (założonego w 800 r. przez Ibrahima I al-Aglaba za zgodą kalifa Haruna ar-Raszida na miejscu dawnych terenów Kartaginy i późniejszego państwa Wandalów) którymi od roku 841 władał emir Muhammad I - zarzuciło kotwicę u brzegów Ostii, a 11 000 wojowników Allaha wdarło się na Zatybrze paląc niszcząc mordując i biorąc w niewolę napotkaną ludność Rzymu, która nie zdążyła w porę uciec na drugi brzeg. Zniszczony został wówczas Kościół św. Piotra i Bazylika św. Pawła. Co prawda udało się przegonić napastników gdy papież Sergiusz II szybko zebrał okoliczną milicję i (wraz z posiłkami przysłanymi przez cesarza Lotara) na ich czele ruszył na Saracenów, którzy jednak w tym czasie zdołali już wrócić na okręty i odpłynąć -  obładowani łupami i jeńcami (a ci następnie stali się niewolnikami na muzułmańskich dworach). Najazd na "święte miasto" był dla Rzymian (a także dla innych przedstawicieli ówczesnego chrześcijańskiego świata) poważnym wstrząsem, porównywalnym zapewne jedynie do zdobycia Rzymu przez króla Wizygotów Alaryka I w roku 410. Ludzie zgromadzeni w kościołach nie byli w stanie zrozumieć dlaczego Bóg pozwolił poganom wedrzeć się do Chrystusowego Miasta. Wreszcie uznano że powodem tego, było niemoralne prowadzenie się papieża Sergiusza II, który nepotyzm i korupcję uczynił oficjalną polityką swego pontyfikatu (zresztą wcześniejszych również). Papieski brat - Benedykt, opat Albano, kontrolował papieską kancelarię i to przez jego głównie ręce przechodziły wszelkie środki, które wpłacano w chrześcijańskim świecie na poczet Stolicy Piotrowej. On to (za pieniądze oczywiście) ustalał kto zasiądzie na jakim biskupstwie, opactwie lub obejmie dochodową parafię, powtarzając przy tym swoje słynne: "Najlepiej jak będziemy potrafili". Papież Sergiusz II zmarł już w styczniu 847 r. (czyli pięć miesięcy po ataku Saracenów), a jego pontyfikat nie zapisał się dobrze w pamięci potomnych.




Rok 847 był rokiem pokoju w Królestwie Franków Wschodnich Ludwika II - bodajże jednym z nielicznych. Walki z Obodrytami zakończyły się w większości sukcesem i podporządkowaniem naczelników tego plemienia Ludwikowi. 28 lutego tego roku, w Mersen koło Maastricht ponownie spotkali się trzej bracia aby uzgodnić sposoby obrony przed najazdami pogan (głównie Wikingów), oraz zabezpieczyć się przed zbiegami, którzy uciekali z jednego królestwa do drugiego, licząc na to, że tam uzyskają azyl. Bracia oczywiście zadeklarowali wzajemną pomoc i odsyłanie zbiegów, aczkolwiek główne tezy porozumienia miały zapaść na kolejnym spotkaniu, którego termin wyznaczono na 24 czerwca 847 r. Do spotkania tego już nie doszło, aczkolwiek bracia wciąż zapewniali się o wzajemnej braterskiej miłości i wsparciu, a także deklarowali utrzymanie zasad konfraterni (czyli wewnętrznego podziału Cesarstwa, które na zewnątrz wciąż miało stanowić jedną całość). Do kolejnego spotkania braci dojdzie dopiero w roku 851, ale przez ten czas sporo znów się wydarzy. Przede wszystkim w roku 847 Wikingowie znów pojawili się w Królestwie Franków Zachodnich (aczkolwiek były to tereny kontrolowane przez księcia Pepina II). Zaatakowano wówczas miasto Bordeaux, którego mieszkańcy dzielnie się bronili uniemożliwiając Wikingom wdarcie się na mury i ich sforsowanie. Ostatecznie Normanowie musieli uznać swoją porażkę i odpłynęli z niczym. Było to jedno z nielicznych zwycięstw lokalnej ludności Franko-galo-rzymskiej nad normańskimi najeźdźcami, zwycięstwo które jednak zostało wkrótce zaprzepaszczone, a ci, którzy tak dzielnie obronili wówczas własne miasto, wkrótce powędrowali jako niewolnicy na północne wody fiordów. Jak to się stało? Już mówię, ale najpierw kilka słów na temat następcy Sergiusza II w Stolicy Piotrowej. Otóż tego samego dnia, w którym zmarł papież, wybrano jego następcą zakonnika z klasztoru Benedyktynów z Saint Martin, "wzorowego Rzymianina" - jak opisują go kroniki, który przyjął imię Leona IV. To on właśnie rozpoczął fortyfikację i budowę umocnień na prawym brzegu Tybru (pisałem o tym w poprzednich częściach), tak, że w ciągu czterech lat (848-852, prace wykończeniowe trwały do 855 r.) uczynił z Watykanu ufortyfikowaną twierdzę, której nadano nazwę Civitas Leonina (lub też po grecku Leopolis). Ale skoro już o tym pisałem, więc jedynie przypominam.




Wikingowie ponownie pojawili się pod Bordeaux późną wiosną 848 r. Mieszkańcy miasta oczywiście gotowi byli ponownie (jak miało to miejsce rok wcześniej) odeprzeć najazd Normanów, aczkolwiek nie zdawali sobie sprawy że u siebie mają wroga, który działa przeciwko nim. Tym wrogiem byli... Żydzi, którzy po prostu pod osłoną nocy otworzyli bramy miasta i wpuścili pogańskich najeźdźców do środka (wcześniej ustalając jednak z nimi warunki na jakich mieli oni wejść w mury miasta, a brzmiały one tak, iż żadnemu Żydowi nie spadnie włos z głowy, jak również jego majątek nie zostanie zrabowany). Oczywiście walka na ulicach miasta nie miała już sensu i mieszkańcy musieli się poddać, większość z nich (głównie kobiety, dzieci i młodzi mężczyźni) trafiła do niewoli, część (głównie ci spośród mężczyzn, którzy byli zdolni do noszenia broni) została zamordowana przez Normanów, a jedynie garstce udało się zbiec. Upadek Bordeaux był wstrząsem zarówno dla elit, jak i mieszkańców Księstwa Akwitanii, którym władał Pepin II. Uznano że ten młody władca (rówieśnik Karola II - swego stryja) nie jest zdolny aby skutecznie bronić mieszkańców przed najazdami pogan, dlatego też możni Akwitanii przeszli teraz na stronę Karola, do którego wreszcie - po tylu latach nieudanych zmagań o tę prowincję - uśmiechnęło się szczęście. W Orleanie przez biskupa Venilo z Sens Karol II został koronowany na króla Akwitanii (848). Pepin II zaś, stał się teraz zbiegiem który się ukrywał, utraciwszy Księstwo swego ojca. Ale sukces jednego z braci, był jednocześnie porażką drugiego (choć oczywiście w tym przypadku jedno wydarzenie nie miało bezpośredniego wpływu na drugie). Otóż jeszcze w 848 r. zbuntowali się Czesi (których naczelnicy 1 stycznia 845 r. zostali ochrzczeni w Ratyzbonie, tym samym wprowadzając Czechów orbitę wpływów Franków Wschodnich). Była to poważna sprawa, gdyż groziła odpadnięciem również Moraw, choć na razie Rościsław I pozostawał wierny Ludwikowi. Skrupulatnie przygotowywana wyprawa wojenna, ruszyła wiosną 849 r. a jej celem było ponowne podporządkowanie plemion czeskich władzy Franków. Okazało się to jednak niemożliwe, gdyż klęska zadana w tymże roku przez Czechów wojskom frankońskim, zmusiła ich do odwrotu z kraju Słowian. Klęska była na tyle poważna (Frankowie wpadli w zasadzkę zastawioną przez Czechów), że życie w niej straciło wielu frankońskich wojowników (sam Ludwik ledwie uszedł z życiem), a jednocześnie umniejszyła ona prestiż Ludwika oraz w ogóle Cesarstwa na Wschodzie.

A tymczasem po utracie Akwitanii doszło do konfliktu pomiędzy Pepinem II, a jego młodszym o 4 lata bratem Karolem, który postanowił teraz zawalczyć o ojcowiznę. Był jednak mało ostrożny i nierozsądny, szybko więc wpadł w ręce ludzi Karola II, którzy odprowadzili go do jego stryja. Karol II (jak wiadomo rówieśnik Pepina II) był jednocześnie ojcem chrzestnym Karola, czyli wiązało go z nim nie tylko pokrewieństwo, ale również bliskość religijna. Karol II przekonał więc swego chrześniaka, aby ten (w swoim imieniu, ale z pełnym przeświadczeniem), zrezygnował z tronu Akwitanii, deklarując publicznie iż jedyne czego pragnie to wstąpić w szeregi Kościoła i zostać mnichem. Po tej deklaracji natychmiast zjawili się księża, którzy obcięli Karolowi włosy tworząc z nich tonsurę i przyodziali go w habit, a następnie przewieziono go i zamknięto w klasztorze w Korbei. Jeden z bratanków został więc wyeliminowany, pozostał jedynie Pepin - który jednak już wkrótce dołączy do swego brata (choć w jego przypadku nie obędzie się bez użycia siły w celu wymuszenia deklaracji zostania mnichem). 




CDN.

środa, 22 stycznia 2025

MOGLIŚMY TO WYGRAĆ! - Cz. XI

CZYLI, CZY RZECZYWIŚCIE WOJNA ROKU 
1939 BYŁA Z GÓRY SKAZANA NA KLĘSKĘ?





SOWIECI NIE WCHODZĄ 
(TYMOTEUSZ PAWŁOWSKI)






DLACZEGO DOSZŁO DO WOJNY
Cz. VII


 Tymczasem z Sowietami zaczęli negocjować także Niemcy. Pretekstem do nawiązania rozmów były sprawy gospodarcze - uregulowanie kontaktów sowiecko-czechosłowackich.  Sprawy zostały załatwione w sposób zadowalający obie strony, co położyło fundament pod porozumienie polityczne i wojskowe. Hitler próbował jeszcze dojść do porozumienia z Wielką Brytanią, równolegle starając się wymusić na Polsce zgodę na rozwiązanie połowiczne: zajęcie Gdańska. I w Londynie, i w Warszawie zaserwowano mu czarną polewkę: 30 lipca Chamberlain oficjalnie zapowiedział, że wysyła misję wojskową do Moskwy, 10 sierpnia wiceminister Mirosław Arciszewski poinformował, że jakakolwiek akcja niemiecka w Gdańsku, wywoła odpowiednią reakcję Rzeczypospolitej. Za słowami poszły czyny: nastąpiła mobilizacja alarmowa drugiego już okręgu korpusu - pierwszy zmobilizowano w marcu - oraz wysłanie dwudywizyjnego Korpusu Interwencyjnego na przedpola Wolnego Miasta Gdańska.




12 sierpnia rozpoczęły się w Moskwie rozmowy sztabowe z Brytyjczykami i Francuzami. Ceną za podpisanie sojuszu antyniemieckiego była zgoda Polski i Rumunii na wejście do nich Armii Czerwonej. Takie posunięcie - pomijając pewność, że Sowieci nigdy już nie opuszczą ziem swoich sąsiadów - odznaczało natychmiastowe rozpoczęcie wojny przez Niemców (dla których jedyną szansą na uniknięcie przegranej byłoby pobicie Polski przed nadejściem czerwonoarmistów). Ani Polska, ani Rumunia nie mogły więc wyrazić zgody na sojusz z Sowietami, co alianci przekazali 14 sierpnia. Brytyjczycy przekazali także, że dysponują jedynie sześcioma czynnymi dywizjami. 15 sierpnia minister Wiaczesław Mołotow rozpoczął pospieszne negocjacje z niemieckim ambasadorem Friedrichem von Schulenburgiem. Po trzech dniach gotowy był wieloletni układ handlowy, po kolejnych dwóch dniach ustalono datę spotkania Mołotowa i Ribbentropa na 23 sierpnia. Już po północy, 24 sierpnia, zostaje podpisany niemiecko-sowiecki pakt o nieagresji, zawierający tajny protokół, w którym oba państwa podzieliły pomiędzy siebie Europę Środkową. Jest to faktyczny początek II wojny światowej.

Niemcy jeszcze próbowali jej uniknąć. Tajny protokół był tajny tylko dla Sowietów, którzy niemal do końca istnienia swojego państwa - do grudnia 1989 - będą przysięgać, że nigdy nie powstał. Dla Niemców protokół był tajemnicą poliszynela i narzędziem polityki zagranicznej: już w dniu jego podpisania - rankiem 24 sierpnia, Hans von Hervath, sekretarz ambasadora Schulenburga, przekazał informację o tajnym protokole ambasadorowi Stanów Zjednoczonych. Z tego źródła informację o nim mają również Brytyjczycy i Francuzi. Ci ostatni zostali powiadomieni równolegle przez Hansa Lammersa, szefa kancelarii III Rzeszy. 24 sierpnia był dla Hansa von Hervatha bardzo pracowitym dniem: o protokole poinformował także ambasadę włoską. Poprzez kontakty na szczeblach attachatów dowiedzieli się również Łotysze, Estończycy i Japończycy. Oczywiście można wierzyć, że oto 24 sierpnia nastąpił przypadkowy przeciek, można wierzyć w kilka przypadkowych przecieków, ale wiara w tak wiele seryjnych przypadków niedyskrecji skierowanych do państw utrzymujących doskonałe stosunki wywiadowcze z Polską (należy pamiętać że u nas szkolili się wojskowi oraz agenci wywiadu japońskiego i łotewskiego), które błyskawicznie dotarły do adresata, przypomina dowcip o teściowej, która poślizgnęła się na skórce od banana i upadła na nóż... piętnaście razy.

Być może polski rząd - jako jedyny - nie wiedział o tajnym protokole. Świadczyłoby to nie tylko o słabości polskiego wywiadu, lecz także o niesamowitej dyskrecji Amerykanów, Brytyjczyków, Francuzów, Włochów, Łotyszy, Estończyków i Japończyków (jest taki kapitalny łotewski thriller szpiegowski z 2020 r. zatytułowany "O2" {w polskim tłumaczeniu tytuł brzmi: "U progu wojny", pokazujący właśnie jak łotewski wywiad zdobył informacje na temat paktu Ribbentrop-Mołotow. Wydarzenia tam przedstawione są na faktach autentycznych, a opowiadają o oficerze łotewskiego wywiadu Feliksie Kangurze, który musi zdemaskować szpiega sowieckiego w strukturach wywiadu, wszystko to oczywiście w sytuacji zbliżającej się zagłady estońskiej państwowości, gdy do kraju wkraczają wojska sowieckie, a rząd estoński ustępuje pod presją żądań Moskwy. Ostatnia scena gdy Kangur (notabene zakochany w agentce polskiego wywiadu, która wcześniej wpadła w Związku Sowieckim i została skazana na śmierć) ucieka samolotem z kraju - wraz z żoną swego przyjaciela, który wrócił się po paszporty i już nie zdążył wsiąść na pokład - kraju który właśnie traci niepodległość - jest niezwykle symboliczna. A szczególnie scena gdy schwytany przyjaciel prosi Kangura - który jest już w samolocie - aby go zastrzelił, bo wie, że jeżeli wpadnie w ręce Sowietów żywy, to będzie gorsze niż śmierć i ten spełnia jego prośbę).




W sytuacji, która wytworzyła się pod koniec sierpnia, mogłaby ona zostać zinterpretowana w Warszawie jedynie jako próba wymuszenia przez Niemców kapitulacji polskiego rządu, ewentualnie jako próba zachwiania morale Polaków. Być może niepodzielenie się z Polakami wiedzą o tajnym protokole przez Francuzów i Brytyjczyków jest świadectwem dwulicowości sojuszników, należy jednak pamiętać, że w tym czasie była to jedynie wiedza o RZEKOMYM podpisaniu tajnego protokołu. Wywiad - czy to cywilny, czy wojskowy, czy dyplomatyczny, zanim przedstawi swoim zwierzchnikom plotki i pogłoski, musi je sprawdzić i zweryfikować. Dopiero wówczas zamieniają się w informację. Z perspektywy każdego normalnego człowieka decyzja Hitlera o związaniu się sojuszem ze stalinem i wydaniu wojny Polsce była decyzją głupią. W najlepszej sytuacji prowadziła do tego, że na wschodnich rubieżach III Rzeszy pojawiłby się - zamiast w miarę życzliwej i przyjaznej Polski - Związek Sowiecki. Najbardziej prawdopodobnym skutkiem było jednak rozpoczęcie przez Niemców wojny z całym światem. Decyzja Hitlera z 23 sierpnia 1939 roku była najtragiczniejszą w historii Niemiec, doprowadziła państwo i naród do katastrofy niespotykanej w dziejach Europy. Nikt przy zdrowych zmysłach nie mógł przypuszczać, że Niemcy przygotowują się właśnie do popełnienia zbiorowego samobójstwa. Niestety, w otchłań pociągnęli za sobą innych.




CDN.

niedziela, 19 stycznia 2025

MEMORIAM - Cz. XXIV

VERGINES VESTALES I TRZY CIOSY





UMIŁOWANY POKÓJ
I ZŁUDNE NADZIEJE
SIEDEMDZIESIĄTYCH LAT 

Cz. IX







CO Z TYM WSCHODEM? 
Cz. IV



 Po uzyskaniu upragnionej prowincji Cylicji (upragnionej tylko i wyłącznie z powodu chęci objęcia dowództwa w wojnie z Pontem, nie zaś ze względu na bogactwa owej prowincji, której ona nie posiadała), Lucjusz Licyniusz Lukullus przystąpił czym prędzej do formowania legionu z którym wyruszy na Wschód, na wojnę z Mitrydatesem Eupatorem. A w tym czasie (symultanicznie) toczyły się inne wojny. O hiszpańskiej wojnie prowadzonej przez mariańczyka (który stał się prawdziwym acz samozwańczym "królem Hiszpanii") Kwintusa Sertoriusza z rzymskimi wodzami: Kwintusem Cecyliuszem Metellusem Piusem (przezwisko "Pobożny" uzyskał on nie ze względu na swoją gorliwość religijną, a z powodu miłości ojcowskiej i starań, jakie przedsięwziął w sprawie powrotu swego ojca z wygnania, na które ten został skazany decyzją Gajusza Mariusza w roku 100 p.n.e. Metellus przez dwa lata pisał petycje i błagał o pozwolenie na powrót swego ojca do Rzymu, co ostatecznie zakończyło się sukcesem w roku 98 p.n.e. a od tej chwili otrzymał on przydomek "Pobożny") i Gnejuszem Pompejuszem (obaj byli przeciwnikami Mariusza, obaj też walczyli w armii Korneliusza Sulli, nic więc dziwnego że pałali niechęcią do mariańczyka jakim był Sertoriusz). O walkach w Hiszpanii pisałem już w poprzednich częściach tej serii, warto jednak dodać jeszcze parę słów na temat samego Kwintusa Sertoriusza, a szczególnie powiedzieć coś na temat jego życia prywatnego i tego, jakim był człowiekiem.

Przede wszystkim należy stwierdzić, że z Sertoriusz był człowiekiem niezwykle pobożnym, lub też raczej zabobonnym. Będąc jednocześnie wykształconym i znając język grecki, znał również pisma Eratostenesa - greckiego geografa i matematyka, działającego głównie w Aleksandrii i żyjącego w III wieku p.n.e., który kierując się wyznaczoną przez siebie datą upadku Troi, którą obliczył (przykładając tutaj naszą rachubę czasu) na 1183 r. p.n.e., stwierdził że koniec świata nastąpi w 1000 lat po upadku Troi, czyli lekko licząc wypadałoby to rok 183 p.n.e. Owszem, wówczas doszło do śmierci dwóch wybitnych wodzów i polityków: Publiusza Korneliusza Scypiona Afrykańskiego -  pogromcy Hannibala spod Zamy, oraz właśnie samego Hannibala, ale poza tym nic więcej się nie wydarzyło, świat się nie skończył. W tym momencie wielu Rzymian (oczywiście tylko tych znających język grecki, bo cała pozostała masa rzymskich obywateli w ogóle się tym nie przejmowała, bo... o tym nawet nie wiedziała) zaczęło się zastanawiać czy to właśnie Eratostenes popełnił błąd w obliczeniach, czy też Sybilla (raczej jej księgi) która również wyznaczyła koniec świata na tenże rok, wprowadziła ich w błąd? Ani jedna, ani druga opcja nie mogła zostać przyjęta, gdyż rzymska rachuba liczenia lat "od założenia miasta" pochodziła właśnie z obliczeń Eratostenesa, tak więc jeśliby uznano że popełnił błąd, należało również odrzucić ową rachubę. Więc może to Sybilla? Ale nie, to też nie wchodziło w grę, ona przecież nigdy nie oszukała dumnych synów grodu wilczycy. Uznano więc, że źle zinterpretowano lata które wyznaczył Eratostenes i wiek eratostenesowych lat, to nie było 100 lat, a 110. Kierując się tą datą, uznano, że Rzym został założony w 440 lat od chwili rozpoczęcia wojny trojańskiej (1193-440=753), a to oznacza że koniec świata nastąpi nie w tysiąc, a w 1100 lat po upadku Troi. Rok ten zaś przypadał na 83 r. p.n.e. i wówczas to właśnie (opierając się tą rachubą czasu) i przewidując upadek znanego świata (rzymskiego świata) Kwintus Sertoriusz (wraz z kilkunastoma towarzyszami) wypłynął daleko na morze, aż za "Słupy Herkulesa" (czyli Cieśninę Gibraltarską) kierując się ku "Wyspom Szczęśliwym", które według przepowiedni obiecać miał Jowisz wybrańcom wieku żelaza. Sertoriusz dotarł do Wysp Kanaryjskich, które uznał właśnie za owe "Wyspy Szczęśliwe", jako że klimat tam był ciepły, roślinność bujna (niczym w raju) a poza tym udało mu się pochwycić białą łanię lernejską - symbol bogini Diany (greckiej Artemidy). Do podróży owej dojść musiało właśnie w roku 83 p.n.e. ale ponieważ była to podróż odkrywcza, a podróżnicy nie byli przygotowani na to, żeby od razu osiąść na owych wyspach. Postanowiono powrócić tam wraz z zapasami, ekwipunkiem i resztą tych, którzy chcieli ocaleć z pogromu końca świata.




Tylko że do powrotu już nigdy nie doszło, jako że minął rok 83 p.n.e. a zapowiadany przez Eratostenesa i Sybillę koniec świata ponownie nie nastąpił. Zresztą Sertoriusz z początkiem 82 r. p.n.e. otrzymał namiestnictwo Hiszpanii (nastąpiło to jeszcze przed usunięciem reżimu popularów przez przybywającego ze Wschodu Korneliusza Sullę po zakończeniu I wojny z Mitrydatesem Eupatorem, który zdobył Rzym i krwawo rozprawił się ze swoimi przeciwnikami politycznymi, wprowadzając optymatyczny {a dziś byśmy nazwali go raczej prawicowym} reżim), potem zajęty był Sertoriusz walkami w północno-zachodniej Afryce (dzisiejsze Maroko), a ostatecznie (od roku 80 p.n.e.) rzucił wyzwanie reżimowi Sulli i wypowiedział posłuszeństwo Rzymowi. Warto oczywiście od razu zaznaczyć (gwoli uporządkowania wiedzy), iż wydarzenia roku 83 p.n.e. związane właśnie z przepowiednią końca świata (oraz późniejszego zdobycia Rzymu przez Sullę w 82 r. p.n.e.) są traktowane jako pierwszy - wymieniony w tytule - cios, zadany rzymskiej Republice. Drugi cios miał miejsce w roku 73 p.n.e., a związany był z wybuchem powstania Spartakusa, co było efektem uniewinnienia westalek (o czym już wcześniej wspominałem, ale pozwolę sobie jeszcze dokładniej to streścić), podejrzanych o złamanie ślubów czystości złożonych bogini Weście. Trzeci zaś w roku 63 p.n.e. gdy doszło do zamachu stanu Lucjusza Sergiusza Katyliny, stłumionego następnie przez Cycerona (notabene niektórzy historycy uważają, że niechęć - a nawet nienawiść - Marka Antoniusza do Marka Tullisza Cycerona wzięła się stąd, że jego wuj - Gajusz Antoniusz Hybryda {konsul roku 63 p.n.e.} który pomógł Cyceronowi w stłumieniu spisku Katyliny i z tego powodu otrzymał przy jego poparciu zarząd nad prowincją Macedonią, został z niej usunięty na wniosek Cycerona już w roku 60 p.n.e. Antoniusz uważał bowiem że Cyceron okazał się oszustem i że celowo pozbawił namiestnictwa jego wuja. W rzeczywistości jednak wydaje się bardziej prawdopodobne, że Antoniusz Hybryda został po prostu usunięty stamtąd ze względu na swoje zdzierstwa i bezwzględne łupienie podatkami mieszkańców owej prowincji). Tak oto nawiedziły Rzym owe trzy ciosy, które umieściłem w podtytule owej serii.

Wracając zaś do Sertoriusza, należy od razu dodać, że prywatnie był to prawdziwy... maminsynek. Jego miłość do matki była tak wielka, że gdy dostał wiadomość o jej śmierci będąc już w Hiszpanii (a było to zapewne jakiś czas po 82 r. p.n.e.) to przez tydzień nie wychodził ze swego namiotu, cały czas ją opłakując. Pozostał by tam dłużej, ale jego właśni żołnierze zmusili go do działań i zakończenia stanu wewnętrznej i zewnętrznej apatii. Po utracie matki przerzucił się na wiarę w opatrzność bogini Diany, której symbolem stała się biała łania lernejska, sprowadzona z "Wysp Szczęśliwych" i ona dodawała mu nie tylko otuchy, ale przede wszystkim ogromnej wiary w zwycięstwo. I rzeczywiście, kierując się tą wiarą (i zamykając się na długie godziny w jednym pokoju ze swą łanią, długo z nią rozmawiając oraz nasłuchując, co bogini przez owe zwierze ma mu do przekazania) Sertoriusz był nie do pokonania przez prawie 8 lat zmagań wojennych. Bowiem zapał i ogromna wiara w opatrzność bogini, udzielała się też jego hiszpańsko-rzymskiemu wojsku, a niestety walka z fanatykami często jest bardzo trudna, a wręcz niemożliwa do wygrania, jeśli druga strona również nie będzie fanatycznie przekonana o swoich celach i ostatecznym zwycięstwie (przykładem niech będą niesamowite wręcz zwycięstwa Arabów, prowadzonych przez Mahometa i jego następców w walkach z Rzymiano-Bizantyjczykami i Persami, czyli armiami które miały wielowiekowe tradycje, a były znoszone z pola niczym zboże latem. Armie koczowników rozbijały tamte wojska, kierując się właśnie niespożytą wiarą w życie pozagrobowe w raju, u boku Allaha). I rzeczywiście, Sertoriusz pozostał niepokonany aż do swej śmierci. A zginął w wyniku zdrady, podstępnie zamordowany przez człowieka, który chciał zająć jego miejsce, a który nie miał ani jego charyzmy, ani jego wiary, ani jego autorytetu. Gdy więc tylko objął dowództwo nad pozostałościami armii Sertoriusza, Pompejusz nie miał już większych problemów z zakończeniem tego buntu (72 r. p.n.e.).




Tak więc według Plutarcha (bo tylko on podaje imię matki Sertoriusza), miała ona zwać się Rhea (Reja), i pochodziła z zamożnej rodziny rzymskiej, zapewne (choć nie ma tutaj żadnej pewności) o korzeniach etruskich (jej imię zostało bowiem podane w różnych formach np. Rhaia lub Rahia). Sertoriusz w młodym wieku stracił ojca i tak naprawdę nigdy go nie znał, całe życie zaś wychowywała go matka (Plutarch przedstawia ją jako nową Kornelię, matkę braci Grakchów, która poświęciła swoje życie aby wychować synów na dobrych Rzymian, poświęcając przy tym swoje szczęście osobiste). Oczywiście nie ma żadnej informacji na temat tego, czy Reja ponownie wyszła za mąż, ale sugestia Plutarcha o tym, że poświęciła się wychowaniu syna, świadczy że prawdopodobnie nie. Plutarch pisze też że Sertoriusz po powrocie z "Wysp Szczęśliwych" (i potem, gdy był już w Hiszpanii) zawsze pragną wrócić do Rzymu, a jego jedynym motorem powrotu była właśnie miłość do matki (rola matek od czasów Koriolana, poprzez właśnie braci Grakchów, po Sertoriusza, Nerona i Aleksandra Sewera, była niezwykle istotna w dziejach Rzymu). Niemiecki historyk -  Theodor Mommsen (jeden z najsłynniejszych dziejopisów historii starożytnego Rzymu) tak oto pisał o Sertoriuszu: "Ten wspaniały człowiek, (...) miał naturę łagodną, a nawet czułą, czego dowodem jest jego niemal marzycielska miłość do matki Rei". Matka jednak nie była jedyną kobietą w życiu Sergiusza, drugą była jego hiszpańska żona (informacje o niej - choć bez imienia, a także o zrodzonym z niej synu, poda jedynie Waleriusz Maximus). Jeśli istniała (a wydaje się, że nie należy w to wątpić), to była możną kobietą z jednego z kluczowych hiszpańskich plemion (w przeciwnym razie Sertoriusz nie miałby powodu aby się z nią żenić). Jeżeli bowiem uznamy że dla Hiszpanów Sertoriusz był strategiem-autokratą - a takim samym tytułem określani byli dawni kartagińscy wodzowie sprawujący kontrolę nad Hiszpanią, min.: Hazdrubal, Hamilkar Barkas, czy Hannibal Barkas, to od razu trzeba sobie uświadomić że oni wszyscy również poślubili dobrze urodzone kobiety, wywodzące się z różnych plemion iberyjskich. Wydaje się więc że poślubiając Hiszpankę, Sertoriusz szedł w ślady kartagińskich wodzów, tym samym wtapiając się w lokalne środowisko i stając się jego częścią. 




Należy bowiem dodać, że to co uczynił w Hiszpanii Sertoriusz, było przełomowym aktem w kwestii romanizacji Hiszpanii i tworzenia jednego społeczeństwa spośród ludów zamieszkujących ówczesne Imperium. Szczególnie na polu edukacji poczynił on niesamowity postęp, który długo jeszcze nie został powtórzony. W każdym razie celem Sertoriusza było stworzenie wspólnego rzymsko-hiszpańskiego państwa, w którym nie będzie lepszych i gorszych (oczywiście mam tutaj na myśli narodowości, natomiast różnice majątkowe i stanowe oczywiście nadal istniały, byli też niewolnicy. Pod tym względem nic nie uległo zmianie, a jedynie przestano uznawać Hiszpanów za ludność podległą). Żeby to sobie uświadomić, warto wyjaśnić jak działał rzymski system sprawowania władzy w prowincjach. Otóż na czele prowincji stał prokonsul lub propretor, który wylosował, lub też uzyskał (przykład Lukullusa o którym pisałem w poprzedniej części) daną prowincję. Taki namiestnik był na prowincji "panem i Bogiem" życia i mienia mieszkańców tamtych ziem. Od niego zależał pobór podatków, on wyznaczał ich skalę i liczbę (często bywało tak, że w ciągu roku pobierano podatki kilka, a nawet kilkanaście razy, gdyż pierwsze podatki musiały zasilić kabzę namiestnika i jego otoczenia, a dopiero następne szły do Rzymu. Oczywiście kto nie mógł zapłacić podatków był brutalnie prześladowany, więziony, a nawet uśmiercany). Dlatego bogate prowincje były szczególnie łakomym kąskiem dla kończących urząd polityków rzymskich, którzy w czasie wyborów często się zadłużali, a zdobycie intratnej prowincji, to było jak skok do basenu pełnego krystalicznie czystej wody na środku pustyni. Innymi słowy ci, którzy w Rzymie utracili rodowe majątki, lub też zadłużyli się po uszy, uzyskawszy taką prowincję wracali ponownie jako bogacze (nie wszystkim to się podobało. Ostro zwalczał tego typu praktyki Cyceron-  co pokazałem chociażby na przykładzie Antoniusza Hybrydy - wuja Marka Antoniusza. Natomiast z chwilą ugruntowania się pryncypatu i przejęcia władzy przez Oktawiana Augusta oraz jego następców, stopień łupienia prowincji przez namiestników uległ znacznemu zahamowaniu. Przykład cesarza Tyberiusza jest tutaj dosyć wymowny, bo istnieje taka anegdota, która mówi że jeden z namiestników prowincji wysłał pewnego razu do Rzymu znaczne kwoty, sądząc że tym samym uzyska cesarską akceptację ze względu na swoje dokonania. Cesarz jednak zdjął go ze stanowiska, mówiąc przy tym: "Owce należy strzyc, a nie obdzierać ze skóry").




Namiestnik do pomocy w zbieraniu podatków i przeprowadzaniu audytów miał przy sobie kwestora (który również był zastępcą namiestnika na prowincji). Poza tym jego "dwór" składał się również z trybunów wojskowych, legatów, specjalistów cywilnych, oraz służby - która była niezbędna, aby umilić życie przedstawicielowi grupy społecznej nierobów nobilitas (potem również ekwitów, czyli rzymskiej klasy średniej). Rolę sądu najwyższego na prowincji pełniła rada sędziów wybierana spośród ludzi mianowanych na to stanowisko przez namiestnika, a składających się z kwestora, legatów, trybunów wojskowych i kohorty "przyjaciół" ("amicorum"). Oczywiście rzymskie władze centralne (które rezydowały w największym, lub najważniejszym mieście danej prowincji), nie mogły się zajmować wszystkim (zresztą było to niemożliwe), dlatego też większość spraw scedowano na samorządy, złożone albo z przedstawicieli lokalnych miast, albo lokalnych plemion. Sertoriusz umocnił władzę lokalnych plemion, wprowadzając ich przedstawicieli do stworzonego przez siebie Senatu, złożonego zarówno z Rzymian jak i Hiszpanów (co było wówczas nieakceptowalne społecznie, trzeba bowiem podkreślić jak wielkie oburzenie wywołało w Rzymie wprowadzenie do Senatu przedstawicieli galijskiego plemienia Eduów przez Gajusza Juliusza Cezara w 45 r. p.n.e.). Poza tym otworzył on szkoły dla dzieci z rodzin hiszpańskich (oczywiście były to rodziny możne, bo tylko takie wówczas się liczyły, ale jednak) umożliwiając im darmową naukę łaciny i greki i tym samym starając się skonsolidować swoje "hiszpańskie królestwo". Innymi innowacjami wprowadzonymi przez Sertoriusza było mianowanie dwóch kwestorów w miejsce jednego, dodanie stanowiska pretora sprawującego pieczę nad sądami, stworzenie nowej administracji hiszpańskiej w sytuacji ciągle trwającej wojny oraz ustanowienie nowego Senatu (w miejsce tego "legalnego", istniejącego w Rzymie).




Tak wyglądały sprawy hiszpańskie. Ale nim Lucjusz Lukullus zebrał legion (na czele którego pomaszerował na Wschód, przeciw Mitrydatesowi), warto też zobaczyć jakie postępy w walkach z piratami poczynił ojciec późniejszego triumwira Marka Antoniusza, noszący to samo imię. 




CDN.