Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 8 grudnia 2015

AWANTURA O TRYBUNAŁ KONSTYTUCYJNY - Cz. I

KOMITET OBRONY DEMOKRACJI? -

JAKIEJ DEMOKRACJI


Powstały obywatelskie kluby Obrony Demokracji - świetnie, wspaniała akcja, i obywatelska postawa, no po prostu należy się tylko cieszyć, że mamy tak demokratycznie rozbudzone społeczeństwo. Wszystko byłoby doprawdy wspaniale, gdyby nie jeden mały fakt - kluby te, i ta cała "pro-obywatelska" i "pro-demokratyczna" postawa, przybiera niekiedy karykaturalną postać, którą można by porównać ze zwolennikami "złotej szlacheckiej wolności", z czasów końca I Rzeczypospolitej, sprzeciwiających się wprowadzeniu reform, zawartych w Konstytucji 3 Maja. Ale o tym potem. Teraz chciałbym wyjaśnić szanownej publice - o co konkretnie chodzi w sporze o Trybunał Konstytucyjny i głosach mówiących o "końcu demokracji w Polsce".

Kto tu się zamachnął na demokrację (i gdzie ta demokracja właściwie jest - w Trybunale Konstytucyjnym? w Unii Europejskiej, do której co poniektórzy posłowie opozycji, udają się na "skargę", niczym XVIII magnaci na skargę do carycy Katarzyny II, by zaprowadziła wreszcie w tej buntowniczej Polszy, "demokratyczny porządek"). Zacznijmy od początku.

 Platforma Obywatelska (i wspierające ją medialne przybudówki), od początku tego roku liczyła na niekwestionowane zwycięstwo swojego kandydata na urząd prezydenta RP. Wiara ta była powszechna w kręgach związanych z byłą już władzą i rządem Ewy Kopacz, oraz ośrodkiem prezydenckim Bronisława Komorowskiego. Poszczególne sondaże (publikowane głównie na zlecenie medialnych przybudówek władzy), dawały Komorowskiemu (na początku roku):


W ciągu kolejnych trzech miesięcy, tuż przed samymi wyborami prezydenckimi, owo poparcie zaczęło gwałtownie spadać (mniejsza o to czy było sztucznie "nadmuchane", czy też nie - zaczęło wyraźnie topnieć)  i w maju 2015 roku wynosiło już:



 Było to oczywiście związane dość widocznymi, wpadkami wizerunkowymi Komorowskiego, którego kulminacją było sławetne wejście na krzesło spikera parlamentu japońskiego i wołanie w stronę szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego - Stanisława Kozieja, słów: "Choć szogunie", które to określenie bardzo szybko zrobiło zawrotną karierę w sieci, stając się powodem do kolejnych kpin z głowy państwa:






Nic dziwnego że w pierwszej turze wyborów prezydenckich, jakie odbyły się 10 maja 2015 r. Bronisław Komorowski przegrał (co prawda niewielką ilością głosów, ale jednak) z (nie oszukujmy się), trzecioligowym posłem Prawa i Sprawiedliwości - Andrzejem Dudą:







W tym momencie z całą siłą uruchomił się tzw.: "przemysł pogardy" i nagle opadły klapki z oczu tym wszystkim, którzy myśleli że starcie Komorowskiego z Dudą to będzie po prostu spacerek. Nic dziwnego że "obóz władzy" (czyli Komorowski i Platforma Obywatelska), byli tak pewni wygranej, że wręcz stawali się butni, w sposunku do swych przeciwników politycznych (np. stwierdzenie Komorowskiego, że nie wie który Duda startuje w wyborach prezydenckich:




Stwierdzenie (jeszcze przed pierwszą turą wyborów), Adama Michnika, że aby Komorowski przegrał, to musiałby "Po pijanemu przejechać na przejściu dla pieszych, zakonnicę w ciąży". Nic dziwnego, że po zwycięstwie Andrzeja Dudy, gdy Komorowskiego i Tuska zabrakło na jego zaprzysiężeniu, w sieć natychmiast wyjaśniła powód owych nieobecności. Na pytanie gdzie się podziali panowie Komorowski i Tuska, odpowiadano:




Innym przejawem buty samego prezydenta Bronisława Komorowskiego, był fakt, iż wynajął on swoje prywatne mieszkanie - biurze doradztwa personalnego, na ... 10 lat (co znaczy że aż tak był pewien zwycięstwa wyborczego):




Innym czynnikiem akcji dyfamacyjnej, mającej godzić w kandydata opozycji, był jeden z odcinków w programie: "Tomasz Lis na żywo", w którym zaproszony aktor i (jednocześnie) dyrektor jednego z warszawskich teatrów - Tomasz Karolak, stwierdził iż na prywatnym koncie córki Andrzeja Dudy  - Kingi, na Twitterze, pojawił się jej wpis, w którym ponoć miała stwierdzić, że jeżeli jej tata zostanie prezydentem, to odda Oscara, którego zdobył film Pawła Pawlikowskiego - "Ida" (w którym pojawiają się wątki antysemickie, zakładające jakoby społeczeństwo polskie dążyło na równi z Niemcami, do fizycznego zlikwidowania ludności żydowskiej). Zarówno ów wpis jak i całe konto, było fałszywe i nie trudno było to dostrzec, mimo to owi dwaj panowie potraktowali ów wpis całkiem poważnie, kłamiąc w żywe oczy:





Potem zarówno Karolak, jak i Lis przeprosili za to Andrzeja Dudę":





Zbierając do kupy wszystkie te gafy, butę władzy i arogancję samego pana prezydenta Komorowskiego i jego akolitów, nic dziwnego że społeczeństwo pokazało mu czerwoną kartkę i usunęło z piastowania funkcji Prezydenta Rzeczypospolitej:








I wówczas się zaczęło, gdyż cały dotąd pojęty "obóz władzy" zdał właśnie sobie sprawę, że przegrana Komorowskiego, jest jedynie wstępem do klęski Platformy Obywatelskiej w październikowych wyborach parlamentarnych. Szczególnie uaktywnił się Stefan Niesiołowski, Waldemar Kuczyński, Jacek Żakowski, feministka Magdalena Środka, Monika Olejnik, Tomasz Wołek, Wiesław Władyka, Tomasz Lis i wielu, wielu innych, którzy z całych sił (zdając sobie sprawę, że tu idzie i o ich przyszłość), wspierali "obóz Platformy Obywatelskiej", zarzucając opozycji (głównie Prawu i Sprawiedliwości), niestworzone historie, np. właśnie o :upadku demokracji" w Polsce pod rządami PiS-u:




Potem zaczął się cyrk z "objazdowym rządem premier Ewy Kopacz" i, wpadka znów goniła wpadkę:




 Gdzie premier Ewa, a to raz dyrygowała ruchem w centrum szkolenia policji w Legionowie:




 A to zaglądając do talerza, jednemu z pasażerów "Pendolino", miała zapytać:








A to znów chciała jednemu z ministrów ... postawić loda:






Oczywiście że "tak się mówi", ale cała ta "objazdowa komedia" pokazała iż rządząca nami Platforma Obywatelska, z godną pożałowania (choć prywatnie było mi jej szkoda), panią premier - staje się śmieszna, a nie ma nic gorszego, nic bardziej zabójczego dla polityka, niż właśnie śmieszność.

W konsekwencji własnej nieporadności, złodziejstwa, afer i podlizywania się Berlinowi z kanzlerin Angelą Merkel na czele - Platforma Obywatelska przegrała te wybory z kretesem, zdobywając jedynie 24,09 proc. poparcia (czyli 138 posłów). Wybory zwyciężyła partia Prawo i Sprawiedliwość, uzyskując 37,58 proc. poparcia społecznego, co przełożyło się na 235 posłów w nowym parlamencie. Tym samym PiS zdobył po raz pierwszy w historii III Rzeczypospolitej, od 1989 r. samodzielną większość w parlamencie:




Dokonując tego oczywistego dla wszystkich wprowadzenia, przejdę już do bezpośredniej batalii o Trybunał Konstytucyjny i pokażę, gdzie tak naprawdę jej "kość niezgody" i kto ją tam naprawdę umiejscowił, oraz pokażę jak można wyjść z owego sporu obronną (dla obu stron), ręką.



CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz