Łączna liczba wyświetleń

środa, 11 maja 2016

O TYM, JAK TO FRANCJA SIĘ NIEMCOM PODDAWAŁA - Cz. II

GALIJSKI KOGUT UPIECZONY 

NA WOLNYM OGNIU

 



Kolejnym okresem ponownego zbliżenia polsko-francuskiego (już po śmierci Jana III Sobieskiego w 1696 r.), okazało się wstąpienie na francuski tron w 1715 r., młodziutkiego (bo zaledwie 5 letniego), Ludwika XV. Rozpoczęto też poszukiwanie odpowiedniej kandydatki na żonę dla króla i choć wytypowano aż 99 kobiet, pochodzących z wielkich, europejskich rodów królewskich i książęcych, ostateczny wybór francuskich możnych, padł na córkę obalonego przed kilkoma laty, polskiego monarchy Stanisława Leszczyńskiego - Marii. Francuzi sądzili bowiem, że uda się Leszczyńskiemu ponownie odzyskać tron i dlatego już zawczasu pragnęli związać go sojuszem z Francją. Plany ich jednak spaliły na panewce, gdyż Rzeczpospolita wchodziła wówczas w okres wewnętrznej anarchii politycznej, co spowodowało że z podmiotu europejskiej polityki, stawała się coraz bardziej jej przedmiotem (coraz silniejsze uzależnienie magnaterii i szlachty od rosyjskich pieniędzy i wpływów). Mimo to Maria Leszczyńska (starsza od Ludwika XV o siedem lat), została małżonką króla w 1725 r. w wieku 22 lat i zyskała sobie w pamięci Francuzów przydomek "dobrej królowej". Zmarła w 1768 r. w Wersalu. 

Kolejne lata raczej nie służyły zawiązywaniu jakichś bliższych stosunków (choć w Rzeczpospolitej wciąż panowała moda na "francuszczyznę", która przejawiała się zarówno w ubiorze, jak i w języku, którym zaczęła posługiwać się polska magnateria - choć Polacy, przede wszystkim mężczyźni raczej odrzucali owe pokaźne peruki, które specjalnie fryzowane uznawano za odpychające). Począwszy od lat 50-tych i 60-tych, Paryż zaczął oficjalnie traktować Polskę jako rosyjską kolonię i tak traktowano polskich przedstawicieli dyplomatycznych we Francji, którzy zresztą na dobrą sprawę, sami taki obraz utrwalali (jak choćby wysłany przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, poseł Feliks Łojko, który dysponował tak skromnymi środkami finansowymi, że na umówioną audiencję u Ludwika XV, musiał pożyczyć strój, oraz wynająć francuskich gwardzistów, by z wymaganą protokołem dworskim - świtą, wkroczyć do sali audiencyjnej). W drugiej połowie XVIII wieku, Rzeczpospolita zaczęła być postrzegana w Europie (na równi z Hiszpanią i Turcją Osmańską), jako tzw.: "Chory Człowiek Europy". 




Władza i godność monarsza w Polsce stała się w tym okresie naszych dziejów, prawdziwym kuriozum (np. ambasador rosyjski w Warszawie Nikołaj Repnin, miał zwyczaj gwizdać na króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, gdy chciał by do niego podszedł). Państwo było bogate (a raczej bogata była magnateria i duża część szlachty), a mimo to Rzeczpospolita w drugiej połowie XVIII wieku, nie posiadała praktycznie żadnych sił zbrojnych (nie licząc niewielkiej gwardii królewskiej i ok. 20 tys. kontyngentu słabo opłacanych żołnierzy, którzy nie mieli możliwości skutecznie zabezpieczyć tak wielkiego obszaru, jaki wówczas zajmowała Rzeczpospolita). To było prawdziwe kuriozum, kraj był ogromny, a mimo to całkowicie pozbawiony wojska i stałych dochodów (skarb, prawie zawsze był pusty). Staliśmy się rosyjską kolonią i wielu magnatom ten stan bardzo odpowiadał, bowiem pozwalał budować potęgą danych rodów i pomnażać ich majątek (oczywiście ze szkodą dla bezpieczeństwa i pozycji międzynarodowej kraju), a wszystko to było czynione z miłością Ojczyzny na ustach. 

Wolter pisał o Polsce jako o kraju: "ciemnoty i nędzy" i wychwalał pod niebiosa carycę Katarzynę II, nazywając ją "Semiramidą Północy", za cywilizowanie Polaków. Podobnie chwalił króla Prus - Fryderyka II Wielkiego, zwąc go "papieżem filozofów", który to wyrażał się o Polsce i Polakach w taki chociażby sposób: "Biednych tych Irokezów będę się starał oswoić z cywilizacją europejską", lub "Żałuję filozofów, którzy zajmują się losem tego godnego pod każdym względem pogardy narodu" (ale gwoli sprawiedliwości należy dodać że stary Fryc - jak go nazywano - równie negatywne zdanie miał o innych narodach, szczególnie zaś o Francuzach, których nazywał: "Małpami prawiącymi o Piśmie Świętym", o Rosjanach, których nazywał: "dzikusami" i "barbarzyńcami", o Anglikach, Szwedach i Holendrach. Jako ciekawostkę dodam jeszcze że o Niemcach pisał iż: "Całe ich dzieje spisane są krwią", oraz nazywał "Wilkami wyjącymi do księżyca"). Co ciekawe, zarówno Katarzyna II, jak i Fryderyk II odpowiednio wynagradzali finansowo, takich filozofów jak Wolter.




Samuel Friedrich Lauterbach, wydał w tym okresie swoją: "Polnische Chronicke", w którym  po raz pierwszy powstało zdanie: "Polska nierządem stoi", zaś Georg Forster, który piastował funkcję profesora na Uniwersytecie Wileńskim w latach 1784-1787 (był przyrodnikiem, podróżnikiem i pisarzem), tak oto opisał swą niechęć do Polski i Polaków: "Polacy są świniami z natury, zarówno panowie, jak i słudzy. Wszyscy ubierają się źle, w szczególności zaś niewiasty; stroją się, ale wszystko to leży na nich jak złoty łańcuszek na świni". 

Również po obaleniu we Francji monarchii i wprowadzeniu republiki, stosunki pomiędzy oboma państwami się nie zmieniły, tym bardziej że Rzeczypospolita po prostu powoli przestawała istnieć. Zakrawa to więc na swoisty ponury żart dziejów, że w latach 70-tych i 80-tych XVI wieku, to myśmy słali po całej Europie ulotki i broszurki, mówiące o potrzebie "ucywilizowania wschodniego barbarzyństwa" - czyli Rosji. W czasie wojny z Rosją z lat 1579-1582, oddziały hetmana Krzysztofa Radziwiłła "Pioruna" podchodziły pod bramy Moskwy, a car musiał ratować się ucieczką. W trzydzieści lat później, pod Kłuszynem (1610 r.)  roznieśliśmy na strzępy połączoną (sześciokrotnie liczniejszą) armię rosyjsko-szwedzką i zajęliśmy Moskwę. 




A już w sto pięćdziesiąt lat później, sami staliśmy się "Irokezami Europy", których należy ucywilizować - oczywiście według europejskich elit. Ale warto tutaj dodać, że Polacy (w przeciwieństwie np. do Hiszpanów czy Turków), potrafili sami powstrzymać stan potęgującej się (również za pieniądze i knowania rosyjsko-pruskie), anarchii i podjąć próbę naprawy państwa. Akt Konstytucji 3 maja 1791 r. (pierwszej w Europie i drugiej po amerykańskiej na świecie), przywracał normalność polityczno-prawną (dziedziczność tronu, stała armia, rozwiązanie kwestii stanowych itp.). Nie udało się jednak obronić Konstytucji i samej Niepodległości ani w wojnie z Rosją w 1792 r. (która zdawała sobie sprawę, że Konstytucja 3 Maja, stanowi śmiertelne niebezpieczeństwo dla jej wpływów w Polsce), ani też podczas Insurekcji Kościuszkowskiej w 1794 r. Ostatecznie utraciliśmy niepodległość w 1795 r. i wówczas paradoksalnie, los obu naszych narodów (polskiego i francuskiego), znów się ze sobą splótł.


BARDZIEJ NAPOLEOŃSCY 

NIŻ FRANCUZI

 


3 grudnia 1796 r. w Mediolanie, młody 27-letni francuski generał o  nazwisku Bonaparte (które pierwotnie brzmiało Buonaparte), przyjmuje polskich generałów: Henryka Dąbrowskiego i Stanisława Woyczyńskiego. Powstaje wówczas plan, sformowania u boku armii francuskiej we Włoszech, I Batalionu Polskiego (który następnie miał się rozwinąć w legion), złożony z: "Polaków znajdujących się między jeńcami i dezerterami austriackimi w Mediolanie". 9 stycznia 1797 r. oficjalnie zostaje zawarta umowa, pomiędzy rządem Republiki Lombardzkiej a polskimi patriotami, na których czele staje gen. Dąbrowski - o powołaniu polskiej formacji wojskowej we Włoszech. Miała ona nosić nazwę Legionów Polskich, a strój i odznaki wojskowe miały być polskie. Jeszcze w 1797 r. w dwóch legiach i batalionie artylerii, służyło łącznie 7 900 żołnierzy, w kolejnych latach liczby te się znacznie zwiększyły. 

Odtąd los Polaków i Francuzów pod Napoleonem stał się nieodłączny, a jak ciekawie ujął to Stefan Treugutt, piętnujący pogodzenie się wielu magnatów i szlachciców z utratą niepodległości (niektórzy wręcz mawiali: "Nareszcie się skończyło", tak jakby własne państwo tak bardzo raziło tych przekupnych, pudrowanych zdrajców). Ów Treugutt stwierdził: "Dzięki Napoleonowi najbardziej sceptyczny i nad losem upadłej ojczyzny rozpaczający Polak zrozumiał, że świat, na którym nie ma Polski, nie musi być światem ani ostatecznym, ani koniecznym". I rzeczywiście, Napoleon mawiał iż Polska jest: "Kluczem sklepienia Europy" i że nie będzie trwałego w Europie pokoju, dopóty, dopóki Polska nie zostanie odbudowana. I w tych zapewnieniach, pozostał Cesarz konsekwentny aż do końca.Więcej o Napoleonie napiszę w innych tematach.



"AŻ PIĘĆ DYWIZJI WYCOFALIŚCIE Z ARMII NADDUNAJSKIEJ, BY JE PCHNĄĆ NAD GRANICE POLSKI! ZNAM WASZE PODSTĘPY! WIEM DOBRZE, O CO WAM CHODZI - O POLSKĘ!! ... PRZYSYŁACIE MI TU RÓŻNE PLANY DOTYCZĄCE POLSKI. OTÓŻ WIEDZCIE, ŻE NIE DAM TKNĄĆ JEDNEJ WSI, JEDNEGO MŁYNA, JEDNEJ PIĘDZI POLSKIEJ ZIEMI, CHOĆBY NAWET WASZE WOJSKA STAŁY NA WZGÓRZACH MONTMARTRE"

NAPOLEON do rosyjskiego ambasadora KURAKINA 
15 sierpnia 1811 r. 



PS: Francuski historyk Eduard Driault stwierdził kiedyś, że: "Polska jest bardziej napoleońska niż Francja". No cóż, a czy można się temu dziwić? ...



CDN.  
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz