Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 10 maja 2016

PIŁSUDSKI & HITLER - CZYLI WOJNA PREWENCYJNA Z NIEMCAMI 1933 r. - Cz. IV

UDERZYĆ PÓKI CZAS




Historia jest dziś niezwykle zakłamana (choć po prawdzie, zawsze taką była, zawsze ci, którzy wygrywali, pisali historię "pod siebie", aby pokazać się jako jedyną sprawiedliwą stronę oraz jako twórców kultury i cywilizacji - no bo przecież zwyciężyli, prawda?). To zdanie przytaczam cyklicznie co pewien czas, aby uświadomić czytelnikom, że nie zawsze to, co nam się wydaje logiczne i spójne jest prawdziwe, często bowiem jest tak, że to co nielogiczne i niespójne, zostało takowym przedstawione, aby ową prawdę zakryć. Któż wie np. dlaczego tak naprawdę Sowieci w grudniu 1979 r. uderzyli na Afganistan (który i bez inwazji militarnej kontrolowali, poprzez rządzących tam komunistów z Ludowo-Demokratycznej Partii Afganistanu, którzy zdobyli władzę w wyniku zamachu stanu w kwietniu 1978 r. i byli ... całkowicie ulegli Sowietom), któż wie, jaki przedwojenna polska armia miała plan zwycięstwa w wojnie ze Związkiem Sowieckim (o którym dziś zupełnie się nie mówi, gdyż jego realizacja, spowodowałaby ofiary w ludziach, liczone najprawdopodobniej w dziesiątki milionów - po sowieckiej stronie). Któż wie że to w ogromnej mierze Słowianie byli twórcami całej europejskiej cywilizacji i wielu współczesnych państw europejskich, które potem "germanizowano", któż wie że Polacy wynaleźli takie "błahostki" dzisiejszego świata, jak: kamera filmowa, kamizelka kuloodporna, wycieraczki samochodowe, obrotową wieżyczkę czołgową, metodę krystalizacji kryształów (z której powstają monokryształy, niezbędne we wszystkich laptopach, telefonach, komputerach i telewizorach, dziś używanych), wykrywacz min, przenośny telefon komórkowy i wiele podobnych, acz nieznanych (lub celowo zakłamywanych polskich wynalazków).

Któż wie też, że cesarz Napoleon Wielki, był jednym z największych pacyfistów swej epoki (a jakiś idiota, w jednym z artykułów, które ostatnio czytałem, napisał że w 1815 r. w bitwie pod Waterloo: "Kołkiem osinowym (...) przebito wampira przez dwie dekady upuszczającemu krwi naszemu kontynentowi"), oraz że w armii napoleońskiej, służyły ... delfiny. Oraz nikt zapewne nie słyszał (no może jeszcze poza Polską), że w 1933 r. Józef Piłsudski zamierzał obalić Hitlera (tego sowieckiego nominanta, który szybko wyrwał się z krępujących go polityczno-finansowych więzów). Zresztą nie był to ostatni raz, gdy szykowaliśmy się do wojny prewencyjnej z Hitlerem, po raz drugi miało to miejsce w ... 1938 r. w obronie Czechosłowacji (wkrótce o tym napiszę, na przekór wszystkim "poprawiaczom" historii, którzy z pełną premedytacją mówią i piszą że w 1938 r. Polska ramię w ramię z Hitlerem wzięła udział w rozbiorze Czechosłowacji - zobaczycie, że to perfidne kłamstwo, powtarzane tylko po to, by stało się prawdą - pryśnie niczym bańka mydlana. A nie trzeba dużo, wystarczy dotrzeć do archiwalnych notatek polskiej dyplomacji z okresu tzw.: "Kryzysu Sudeckiego", oraz z niemieckich raportów wywiadowczych). 

A wiecie co jest najperfidniejsze w tym wszystkim? Chociażby to, że Polska nie tylko szykowała wojny prewencyjne przeciwko hitlerowskim Niemcom, ale też była pierwszym państwem, które otwarcie postawiło się zaborczym żądaniom Adolfa Hitlera i od pierwszego do ostatniego dnia wojny, znajdowaliśmy się w obozie aliantów, a mimo to wojnę przegraliśmy (zostaliśmy sprzedani przez naszych "sojuszników" najpierw w 1939 r. Niemcom i Sowietom, a potem od 1941 r. do końca wojny, według planu Gomberga - który przedstawiłem w oddzielnym temacie, przyjętym i zaakceptowanym przez amerykańską zsowietyzowaną administrację Roosevelta, Stalinowi), a taka Francja? No kurwa mać, państwo, które od początku wojny bało się podjąć zdecydowane działania, by zawalczyć o oddalenie światowej pożogi wojennej i utrzymanie pokoju (w myśl rzymskiej zasady: "Chcesz pokoju, gotuj się do wojny"), które w maju 1940 r. (co zdecydowanie podkreślam i mogę udowodnić, zresztą wkrótce napiszę o tym więcej w osobnym temacie), posiadając znacznie silniejszą armię od Wehrmachtu (i to praktycznie pod każdym względem), poddało się Niemcom, bo  nie chciało się Francuzom walczyć w obronie własnej ojczyzny, a dodatkowo chcieli wejść do "niemieckiej Europy", by ... trzepać intratne kontrakty w podbitej przez Niemcy, części Europy Środkowo-Wschodniej i Związku Sowieckiego, gdzie liczono na prawdziwe miliardowe zyski. 

Po co wiec mieli się bić? W obronie kraju? W obronie własnych Żydów? No bez przesady, oni Żydów to sami wyłapywali i odstawiali posłusznie na każde niemieckie żądanie (choć tzw.: Państwo Vichy, było przecież w dużej mierze wewnętrznie niezależne od Niemiec i marszałek Petain mógł odmówić, jak zrobił to np. na Węgrzech admirał Horthy, który po prostu zapowiedział że Węgry nie odeślą do Niemiec żadnych swoich Żydów, gdyż są to ... obywatele Węgier (dopiero po obaleniu Horthy,ego i przejęciu władzy w kraju przez pronazistowskich Strzałokrzyżowców, zaczął się dla Żydów koszmar, związany z odsyłaniem ich do Niemiec). Ta właśnie Francja, która skurwiła się podczas wojny totalną współpracą z Niemcami, ta sama Francja jest dziś uważana za jeden z krajów, który pokonał III Rzeszę - toż to normalnie ponura komedia.  



AKT I

GENEWA - 1927 

PIŁSUDSKI vs. STRESEMANN

  
 



"POLSKA ZACZYNA BYĆ MODNA, ZACZYNA BYĆ KWESTIĄ, KTÓRA JEST DOKUCZLIWA I TRZEBA KONIECZNIE OKREŚLIĆ TO STANOWISKO NA CAŁYM BOŻYM ŚWIECIE"

JÓZEF PIŁSUDSKI
7 sierpnia 1927 r.
Kalisz - zjazd Legionistów


Piłsudski zawsze pragnął pokoju z Niemcami. Zresztą, nie tylko z nimi, również z Rosją czy też raczej z Sowietami, czego dowodził wielokrotnie, zarówno słowami, jak i czynem (odmowa włączenia Polski do antysowieckiego Paktu Antykominternowskiego). Pragnął pokoju ponad wszystko (podobnie jak cesarz Napoleon Wielki), ale był realistą. Wiedział dokładnie że pokój nie nastanie dopóty, dopóki nie rozładuje się napięć, powodowanych przez totalitaryzujące lub totalitarne ruchy czy jednostki, nawołujące do zmian, w imię jedności klasy, lub rasy. Oczywiście nie wszystko było możliwe (a przynajmniej nie od razu), wiele spraw należało odłożyć, przeczekać, lub spróbować neutralizować - tak też Marszałek postanowił działać. A było co neutralizować, gdyż Niemcy nie pogodziły się z nowymi granicami, ukształtowanymi po zakończeniu I Wojny Światowej, w latach 1918 - 1922. 




Pierwszym obszarem, który po zakończeniu Wielkiej Wojny, odłączył się od Niemiec, była Wielkopolska (czyli tzw.: "prowincja poznańska"). Powstanie Wielkopolskie wybuchło w Poznaniu - 27 grudnia 1918 r. i zostało zapoczątkowane przez tajną grupę, zwaną "Radykalną Grupą Nogaja" (ta nazwa nie była nazwą oficjalną, podobnie zresztą jak i sama grupa piłsudczykowskich oficerów Polskiej Organizacji Wojskowej, pod przewodnictwem porucznika Mieczysława Palucha). Dziś ci ludzie są już zupełnie zapomniani, a chwałę zyskują endecy, którzy propagują kłamstwo, jakoby Piłsudski chciał pozostawić Wielkopolskę Niemcom. A to właśnie nie kto inny, tylko por. Mieczysław Paluch, wydał rozkaz 27 grudnia, opanowania Poznania (oczywiście nie było wówczas żadnego polskiego wojska w mieście, ale Polacy stanowili skład kajzerowskiej armii niemieckiej i tak za niemieckie pieniądze, posługując się niemiecką bronią i amunicją, wywołali powstanie, które szybko rozszerzyło się na inne miasta regionu i trwało półtora miesiąca. Podczas krwawych styczniowo-lutowych walk, nie udało się Niemcom ponownie odzyskać Wielkopolski i 16 lutego (pod wpływem mocarstw zachodnich), zmuszeni byli podpisać rozejm, który de facto oddawał Wielkopolskę z Poznaniem odradzającej się Polsce. Ostatecznie jednak Wielkopolska została oficjalnie włączona do Macierzy, dopiero 10 stycznia 1920 r.

10 lutego 1920 r. (na mocy postanowień traktatu wersalskiego z 28 czerwca 1919 r.), Polska zajęła Pomorze. Mieliśmy odtąd dostęp do morza, ale nie przyznano nam Gdańska, co oznaczało że Polska realnie pozbawiona była jakiegokolwiek portu morskiego (w 1922 r. rozpoczęto budowę Gdyni, która bardzo szybko stała się największym i najnowocześniejszym portem na Bałtyku - 1938 r.). Pomorze odzyskał gen. Józef Haller (von Hallenburg), pochodzący z rodziny spolonizowanych Niemców (podobnie zresztą jak ja sam). 10 lutego, miała miejsce niezwykła ceremonia, związana z odzyskaniem dostępu do morza, zwana: "Zaślubinami Polski z Morzem", podczas której siedzący na koniu gen. Haller, w towarzystwie żołnierzy, wrzucił w fale morskie Bałtyku, pierścień królowej Rzeczypospolitej - Marii Ludwiki Gonzagi, ofiarowany w 1647 r. przez nią jednemu z kupców gdańskich i przechowywanemu z pokolenia na pokolenie. 

 

ZAŚLUBINY POLSKI Z MORZEM

10 LUTY 1920 




16 sierpnia 1919 r. wybuchło na Śląsku I Powstanie Śląskie. Śląsk, zresztą jak i inne kraje i państwa związkowe, wchodzące w skład II Rzeszy Niemieckiej, były trzymane za pomocą siły oręża (zresztą Niemcy, istniejące w latach 1871 - 1918, zostały właśnie zbudowane za pomocą "krwi i żelaza", jak miał się wyrazić Otto von Bismarck). Nie należy się temu dziwić, ani tym bardziej oburzać, bowiem Niemcy, nie posiadające wcześniej żadnych tradycji państwowotwórczych (i mam tutaj na myśli nie tyle małe księstewka czy elektoraty, w których często władcy nie mówili po niemiecku, lecz federację państw, podobną do chociażby Rzeczpospolitej Obojga Narodów), nie potrafili inaczej utrzymać w całości swego państwa. Dodatkowo, Niemcy były młodym narodem politycznym, bez żadnych korzeni z przeszłości, który narodził się w pierwszej połowie XIX wieku (państwo zaś powstawało od końca lat 60-tych XIX wieku, ile więc mieli czasu by zdobyć jakiekolwiek doświadczenie?). A Śląsk był w ogromnej większości polskojęzyczny, szczególnie Górny Śląsk, gdzie dominacja żywiołu polskiego, była praktycznie całkowita. Żeby spacyfikować Polaków, zorganizowano więc oddziały Grenzschutzu, który 15 sierpnia, dokonał masakry polskich górników, w Mysłowicach. To właśnie z tego powodu (i ze względu na niemieckie szykany, m.in.: zakaz używania języka polskiego, oraz napady niemieckich bojówek i szantaże niemieckich pracodawców), wybuchło na Śląsku powstanie.





Zakończyło się ono (26 sierpnia) klęską powstańców i represjami ze strony niemieckich władz i organizacji paramilitarnych (łagodzonych jedynie ze względu na przyglądanie się sprawie mocarstw zachodnich). Lipiec 1920 r. przyniósł nadzieję niemieckim politykom, którzy spodziewali się szybkiego upadku takiego tworu politycznego jak Polska. Gdy w czerwcu 1920 r. Sowieci ruszyli ze swa armią na podbój Europy, w Niemczech powstały plany wspólnej niemiecko-sowieckiej akcji przeciwko Polsce. "Istnienie Polski jest niedopuszczalne" - jak twierdził gen. Hans von Seeckt (szef niemieckiego sztabu generalnego - Heeresleitung) - "i sprzeczne z żywotnymi interesami Niemiec. Musi ona zniknąć i zniknie - wskutek własnej słabości i dzięki Rosji z naszą pomocą". 5 lipca 1920 r. (gdy ruszyła główna ofensywa bolszewicka na Polskę),  niemiecki urząd kanclerski wydał odezwę, która mówiła: "Żadna pomoc dla Polaków przeciwko bolszewikom nie wchodzi w grę", po czym ogłoszono neutralność, a w praktyce spodziewano się szybkiej zagłady Polski i odzyskania Pomorza oraz Wielkopolski. Zaczęły nawet ukazywać się obrzydliwe karykatury, odwracające rolę ofiar i katów, jak choćby ten z "Simplicissimus" z 28 lipca 1920 r. zatytułowany: "Polscy synowie bohaterów", który brzmiał: "Rosyjscy żołnierze są zbyt niebezpieczni. Lepiej strzelajmy do niemieckich cywilów", albo ten z 4 sierpnia z tego samego pisma, noszący wielki tytuł: "Finis Poloniae" ("Koniec Polski"), który brzmiał: "Przez Focha (głównodowodzący armii francuskiej) mocno nadmuchany, leży teraz (Polak) smutny i przegrany".




Ale Polska zwyciężyła. Daliśmy takiego kopa Sowietom, że nie wiedzieli gdzie mają się zatrzymać, a potem we wrześniu kolejnego, nad Niemnem, gdzie praktycznie unicestwiono Armię Czerwoną, skierowaną na "front białopolski". Mimo to 17 sierpnia gruchnęła na Śląsku wiadomość, że Sowieci zdobyli Warszawę, no i się zaczęło. Zaczęło się wybijanie szyb w polskich sklepach i domach, atakowanie Polaków na ulicy i bicie do nieprzytomności, nawet zaatakowano siedzibę Międzysojuszniczej Komisji, bronionej gównie przez żołnierzy francuskich, którzy musieli użyć broni (zabito 10 atakujących). Dokonano też linczu na polskim lekarzu, opatrującym rannych - Andrzeju Mielęckim. Tak właśnie wybuchło w nocy z 19 na 20 sierpnia 1920 r. II Powstanie Śląskie, które zakończyło się (25 sierpnia) rozejmem (z nakazu aliantów zachodnich, głównie Francji), do czasu ogłoszenia wyników Plebiscytu, w którym miano się wypowiedzieć na temat przynależności Śląska do Niemiec lub Polski.

Potem 20 marca 1921 r. odbył się Plebiscyt, gdzie Niemcy masowo sprowadzali na Śląsk wszystkich, którzy tylko zadeklarowali że tam się urodzili. Organizowano specjalne przejazdy kolejowe dla "Ślązaków", choć ludzie ci w większości poza miejscem urodzenia, nie mieli ze Śląskiem wiele wspólnego, gdyż mieszkali, pracowali i żyli w innych krajach Rzeszy. Mimo to ściągano ich na siłę, aby zagłosowali. Do tego dochodził jeszcze niemiecki terror, szczególnie policyjny, gdyż władza administracyjna i policyjna, wciąż należała do Niemców. Oddziały Sipo i Grenzschutzu, dokonywały ataków na polskich aktywistów i osoby podejrzewane o sympatie propolskie. Tymczasem w niemieckiej prasie zostało to odwrócone (nie od dziś wiadomo że niemiecka prasa nigdy nie kłamie - prawda? Szczególnie było to widać niedawno w Kolonii i innych niemieckich miastach, ale wracając do tematu), ów "Simplicissimus" z 3 listopada 1920 r. pokazał postać dwóch zbirów w rogatywkach, wychodzących przez okno z jakiegoś domu i oficera francuskiego, który stwierdzał: "Panowie zapewne anulowali kilka niemieckich głosów". Plebiscyt w takich warunkach oczywiście wygrała strona Niemiecka, ale ... spowodowało to wybuch III Powstania Śląskiego (2/3 maja 1921 r.), który trwał najdłużej, bo aż do 5 lipca.

Powstanie (w którym dochodziło do niewyobrażalnych aktów brutalności, stosowanej głównie przez Kampforganisation Oberschlesiens oraz Selbstschutz (jak choćby zakopanie żywcem ojca i dwójkę polskich dzieci, palenie ludzi, obcinanie członków ciała), zakończyło się (pod wpływem żądania mocarstw zachodnich), rozejmem, a o przyszłości Śląska miała zadecydować Konferencja Ambasadorów w Paryżu, która 20 października 1921 r. podzieliła Śląsk na dwie części. Większą cześć otrzymali Niemcy, mniejszą Polska, ale w tej polskiej części były takie miasta jak Katowice, Ruda Śląska, Chorzów, Tarnowskie Góry, Rybnik oraz większa cześć przemysłu śląskiego. To właśnie Śląsk, oficjalnie włączony do Polski (4 lipca 1922 r.), pozwolił wykrwawionej i zniszczonej działaniami wojennymi Polsce, stanąć na nogi w tych pierwszych latach powojennej odbudowy kraju - bez Śląska sądzę że Polska gospodarczo by się załamała. 





Niemcy jednak nie ustali w planach zniszczenia Polski, a przynajmniej odebrania nam Śląska, Pomorza i Wielkopolski - ciekawy jest tutaj znów rysunek w "Simplicissimus" z 17 listopada 1920 r. który przedstawiał jakiegoś potwora morskiego, przypominającego świnię z łuskami na grzbiecie i podpis pod rysunkiem brzmiał: "Po tym, jak Polacy stali się narodem morskim, zachodzi konieczność wyhodowania przez nich narodowego Neptuna"). 16 kwietnia 1922 r. zawarty został niemiecko-sowiecki traktat w Rapallo, który otwierał przed niemieckimi wojskowymi (głównie pilotami i czołgistami), możliwości ćwiczeń na sowieckich poligonach wojskowych w Rosji (o czym pisałem w poprzednim poście z tego tematu). Potem przyszło Locarno (16 października 1925 r.), w którym minister spraw zagranicznych Niemiec - Gustav Stresemann, odniósł spektakularne zwycięstwo, podpisując układ ze zwycięskimi mocarstwami I Wojny, w których gwarantował jedynie nienaruszalność granicy niemiecko-francuskiej i belgijsko-niemieckiej, zaś polsko-niemiecka i czesko-niemiecka pozostawała kwestią zupełnie otwartą, mało tego, układ lokarneński dodatkowo uzależniał kwestię przyjścia z pomocą sojuszniczą innemu państwu, dopiero po wspólnych negocjacjach w ramach Ligii Narodów (a co ciekawe, wówczas Francja mieniła się być sojusznikiem Polski, przynajmniej oficjalnie od 19 lutego 1921 r. gdy podpisano polsko-francuski układ sojuszniczy).


GUSTAV STRESEMANN

 NIEMIECKI MINISTER SPRAW ZAGRANICZNYCH 

1923 - 1929





Poza tym w czerwcu 1925 r. wybuchła polsko-niemiecka wojna celna, rozpoczęta przez Niemcy, mająca w swym założeniu doprowadzić do załamania gospodarczego młodego polskiego państwa (poprzez zakaz wjazdu dla polskiego węgla z Górnego Śląska na teren Niemiec) i wykreowania takiej sytuacji, że osłabiona gospodarczo Polska w zamian za zniesienie wojny celnej (i bunty załamanych Górnoślązaków, żądających ponownego włączenia Śląska do Niemiec), zgodziłaby się oddać zarówno Śląsk jak i Pomorze. Polska gospodarka jednak nie tylko się nie załamała, ale od 1926 r. miał miejsce wzrost, a to głównie dzięki wysyłce węgla (głównie węgla), do Anglii (w której rozpoczęły się górnicze strajki), nastąpiła więc hossa, która napędzała polską gospodarkę. Wojna celna niewiele więc dawała Niemcom i Marszałek Piłsudski postanowił osobiście pomówić ze Stresemannem, aby powrócić do normalnych międzypaństwowych stosunków. Okazją do tego stało się zebranie Ligii Narodów w Genewie w kwestii polsko-litewskiego sporu o Wilno. Piłsudski postanowił że w Genewie rozwiąże oba problemy - litewski i niemiecki. Jak mu się to udało, o tym w kolejnej części. 






CDN. 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz