Łączna liczba wyświetleń

piątek, 20 maja 2016

POLSKA BOMBA ATOMOWA! - Cz. II

PRZESZŁOŚĆ I PRZYSZŁOŚĆ






Do Trzeciej Wojny Światowej jednak nie dochodzi, dlaczego? Znów jest problem z "zawalidrogą", znów mąci, znów utrudnia, czyli? Znów Polska staje okrakiem przeciwko imperialnym planom Sowietów podporządkowania sobie Europy, atomowego wyeliminowania Stanów Zjednoczonych z gry, opanowania całej południowo-wschodniej Azji i Bliskiego Wschodu i stania się pierwszym mocarstwem ziemskiego globu. Znów, w 1980 r. podobnie jak miało to miejsce sześćdziesiąt lat wcześniej, Polska zatrzymuje pochód Armii Sowieckiej na Zachód. A w jaki sposób? Otóż w lipcu (dokładnie 1 lipca), rozpoczynają się strajki w wielu zakładach pracy w Lublinie i Świdniku, będące preludium przed Rewolucją Solidarności, która wybuchnie w sierpniu. Ale spokojnie, "zaburzenia" w Polsce, jeszcze nie powstrzymałyby sowieckich generałów (na czele z marszałkiem Kulikowem), przed zrealizowaniem scenariusza wojennego, tym bardziej, że strajki lubelskie i początkowa faza strajków sierpniowych w stoczniach: gdańskiej i szczecińskiej, były ... inspirowane przez polską bezpiekę, a ich celem było obalenie Edwarda Gierka ze stanowiska I sekretarza Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. 

Okazuje się jednak że bezpieczniacy przedobrzyli i ludzie masowo zaczynają przystępować do strajku, tworzą listy z żądaniami dla władzy. Nie pomagają też agenci i prowokatorzy, którymi bezpieka obstawia rodzącą się Solidarność. Nie pomaga również główna postać agenturalna, czyli "Bolek" (Lech Wałęsa), mająca wyhamować strajk. To się jednak nie udaje. Ale spokojnie, to naprawdę jeszcze na razie nie jest powód, aby Sowieci mieli zmieniać swoje plany - na razie. Cel jest prosty, chodzi o wygaszenie strajków i powrót do "normalności" (czyli naszej nienormalności, jak określił to jeszcze w latach 80-tych Tadeusz Drozda, który opowiadał dowcipy, jakoby" "prokuratura, milicja, IRCH-a (Inspekcja Robotniczo-Chłopska), sanepid, wszystko to jest powołane tylko po to, aby walczyć o nasz interes. Wy tu sobie siedzicie, a oni tam walczą ... tylko wroga na razie nie widać"). Aby jednak zatrzymać falę strajków, należy "ludowi coś dać", czyli zmienić ekipę rządzącą. I to wystarczy (przynajmniej tak kalkulują polscy i sowieccy partyjniacy), należy zmienić tak wiele, aby ... wszystko zostało po staremu, czyli (jak jakiś czas temu stwierdziła Agnieszka Holland), aby było tak jak dotąd. 

Czyli przede wszystkim, Gierek zostaje zmuszony do odejścia, przychodzi nowa ekipa (kontrolowana już bezpośrednio przez pion wojskowo-polityczny), Stanisława Kani (realnie zaś rządzi gen. Jaruzelski), która oczywiście ma się pokajać, obiecać że wszelkie dotychczasowe "wypaczenia socjalizmu", zostaną naprawione, a ludziom znów ma się "żyć dostatnio". Taki jest cel, gdyż tak było do tej pory, zarówno w 1956 r. jak i w 1970 r. gdy zmieniano pierwszych sekretarzy PZPR i ludzie to kupowali. Trochę kajania się i bicia w piersi (poprzedników), trochę obietnic i można było znów spokojnie rządzić. Ale teraz to już na ludzi, zgromadzonych w stoczniach (głównie w Stoczni Gdańskiej), jak również w setkach tysięcy tworzących się komitetów "Solidarności", zaczyna już nie działać, a czas leci, drogocenny czas, który należy wykorzystać do ataku (mam tut na myśli projektowany sowiecki atak na Iran). Co z tą Polską zrobić? Otóż jeszcze w lipcu 1980 r. powstaje plan wprowadzenia stanu wojennego i zbrojnej likwidacji "Solidarności", oraz pacyfikacji kraju. Ale Jaruzelski się waha, poprosi więc o wsparcie Sowietów. 

I tutaj znów początkowo powstaje plan siłowej interwencji w Polsce (głównie w sztabie generalnym marszałka Wiktora Kulikowa). Sowietom (generalicji sowieckiej, bo należy tu też odróżnić co po niektórych partyjniaków z KPZR), bardzo zależy na czasie, dlatego też są gotowi pójść nawet na poważne zwarcie z Zachodem i wkroczyć zbrojnie do Polski Kulikow i niektórzy twardogłowi generałowie i partyjniacy sowieccy ("młode wilczki" takie jak Grigorij Romanow czy Michaił Gorbaczow, którzy to wyczekiwali śmierci starego genseka Breżniewa), są jednak w mniejszości. Większość obawia się tej interwencji, chociażby dlatego że nie do końca wiadomo jak w przypadku interwencji zachowa się Wojsko Polskie? Czy wspomoże sowieckie oddziały, czy też stanie po stronie narodu (podobnie jak miało to miejsce w 1956 r. gdy sowieckie czołgi wysłano by stłumić Powstanie Poznańskie (antykomunistyczne powstanie, wybuchłe w czerwcu 1956 r.), oraz mające odciąć Warszawę, a polscy (komunistyczni) oficerowie, aż rwali się do walki z Sowietami (przynajmniej w niektórych jednostkach). A Wojsko Polskie było drugą po Związku Sowieckim, siłą militarną Układu Warszawskiego. 

Ale nie tylko ów problem zaważył na sowieckich dylematach, kolejnym była pamięć polskiej partyzantki, która zarówno podczas II Wojny Światowej, jak i w latach wcześniejszych (w czasie powstań, gdy Polska była pod zaborami), stanowił niezwykle niebezpieczny dla potencjalnych najeźdźców i okupantów, element. Sowieci chcieli bowiem szybko wprowadzić w Polsce "normalność", czyli przywrócić pełnię władzy partii komunistycznej, a w przypadku interwencji i wojny partyzanckiej, która mogłaby się rozszerzyć na wojną polsko-sowiecką (uporczywą i długotrwałą wojną, która już zaczynała im doskwierać w Afganistanie), całkowicie przekreśliłoby to plany jakiejkolwiek wojny z Zachodem i możliwości wyprowadzenia strategicznego uderzenia z terenu Polski. A to oznaczałoby wplątanie Związku Sowieckiego w wojną na dwa fronty, przy utracie możliwości dalszych działań operacyjnych na Zachodzie, a wręcz z możliwością wtrącenia się Zachodu (głównie USA w konflikt w Polsce). Przede wszystkim też traciliby element zaskoczenia. 

Ale Kulikow miał to wszystko w nosie i w wielkiej tajemnicy przygotowano plan interwencji militarnej w Polsce, którego termin wyznaczono na grudzień 1980 r. (rok 1981, góra 1982, były ostatnimi, w którym Związek Sowiecki mógł jeszcze pokusić się o zaatakowanie NATO i odnieść w tej kampanii sukces). I tutaj zdarzył się kolejny cud, który całkowicie przekreślił nie tylko plany interwencji militarnej Sowietów w Polsce, lecz także ich wojny ze Stanami Zjednoczonymi i resztą państw NATO. Cóż to był za cud? podam dwa słowa będące kluczem do tej skomplikowanej układanki - Ryszard Kukliński - człowiek który ocalił świat od nuklearnej apokalipsy. 


 

Informacje, jakie Amerykanom dostarczył płk. Ryszard Kukliński, nie można porównać z żadnymi dotychczasowymi informacjami szpiegowsko-agenturalnymi, jakie oba bloki na siebie zbierały. To co Kukliński dał Amerykanom, przesądzało nie tylko o losie przyszłej III wojny światowej, która miała być wojną atomową, ale także o dalszym istnieniu rodzaju ludzkiego na tej planecie. Powiem tak, informacje, jakie zdobył i jakie przekazał CIA płk. Ryszard Kukliński, doprowadziły by do zwycięstwa Stanów Zjednoczonych w wojnie atomowej ze Związkiem Sowieckim, w zaledwie ... kilka godzin (a może nawet kilkanaście minut), po rozpoczęciu owej wojny. Sowieci przegraliby tę wojnę dosłownie w przeciągu kilkunastu minut od jej rozpoczęcia - niesamowite prawda. 

W filmie Psikowskiego "Jack Strong" opowiadającym historię płk. Kuklińskiego, jest scena, którą prezentowałem w poprzednim temacie tej serii. Gdy Breżniew informuje Kulikowa o odwołaniu inwazji na Polskę i planów wojny z Zachodem, ten ledwie może wstać z miejsca, podchodzi do stolika z wodą (a może z alkoholem?), i ... pada jak długi tracąc przytomność. Jest to historia bez wątpienia prawdziwa, lecz takich przypadków było więcej niż tylko Kulikowa. On zemdlał nie dlatego że Breżniew odwołał inwazję, on stracił zmysły właśnie dlatego, że zdawał sobie sprawę z ogromu wagi dokumentów, które zostały przekazane Amerykanom i tego jak szybko unicestwiliby oni całe sowieckie dowództwo wojskowe. 





 I wówczas nastąpił odwrót od planów interwencyjnych. Zastąpiono je bowiem kolejnym pomysłem, który miał spowodować przetrwanie partii komunistycznej (a raczej samych komunistów), w przyszłości. O tym jednak opowiem w kolejnej części.



CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz