CZYLI JAKIE BYŁY NAJWIĘKSZE
OŚRODKI HANDLU NIEWOLNIKAMI W
STAROŻYTNOŚCI I W ŚREDNIOWIECZU,
ORAZ SKĄD I Z JAKICH
WARSTW SPOŁECZNYCH NAJCZĘŚCIEJ
POCHODZILI KANDYDACI
NA NIEWOLNIKÓW
Niewolnictwo jest prawie tak stare, jak stare są dzieje człowieka na tej Ziemi, a jednocześnie należy do swoistej trójcy najstarszych, znanych nam zajęć ludzkich w (historycznych) dziejach człowieka. Owszem, niewolnictwo sytuuje się dopiero na trzecim miejscu, po szamanizmie (kapłanach i kapłankach, skupiających pierwsze społeczności ludzkie), oraz po prostytucji (niesłusznie nazywanej "najstarszym zawodem świata" - najstarszym jest szamanizm), ale stanowi nieodłączny element społecznego życia człowieka (inna sprawa czy tego typu rozwój społeczny jest moralny i właściwy?). Zauważmy że niewolnictwo (podobnie zresztą jak i dwa wcześniejsze elementy scalające społeczeństwa - szamanizm, czyli wiara i prostytucja, czyli możliwość swobodnego rozładowania energii), nie zniknęło po dziś dzień - i nie zniknie nigdy śmiem twierdzić. Póki żyje człowiek, póty zawsze będzie potrzebował odniesień do wyższego bytu, a ponieważ często nie potrafi tego uczynić samemu, woli scedować tę sztukę na "bożych wybrańców" czyli kapłanów. Tak samo jest z prostytucją, im bardziej społeczeństwo jest purytańskie, tym większe dewiacje występują w sytuacji gdy dana bańka zaczyna pękać. Tak więc wiara i seks są nieodłącznym elementem życia człowieka na tym świecie. Element trzeci, czyli właśnie niewolnictwo także je goni, bowiem należy się zastanowić czy możliwe jest osiągnięcie wyższej formy cywilizacyjnej przez dany lud, jeśli nie dysponuje on odpowiedniej siły roboczej, która (mówiąc kolokwialnie) sprząta szczyny i podciera tyłki tym wszystkim filozofom, kapłanom i w ogólnie rozumianej elicie społecznej.
Spójrzmy bowiem na problem z tej perspektywy - otóż Francja czasów "Króla Słońce" Ludwika XIV, jest powszechnie uważana za przykład dobrego smaku, stylu i nowych trendów w modzie i w społecznych obyczajach. I tak samo było w tamtych czasach, inne kraje (szczególnie te, graniczące z Francją), implementowały do siebie to wszystko, co wychodziło z wersalskiego dworu, cały ten szyk i elegancję. Ale,zastanówmy się, jaką elegancję? Czy za przykład elegancji francuskiej należy przyjąć oddawanie moczu lub pozostawianie kału na środku wersalskich korytarzy? Czy czynienie tego samego do kominków też jest przykładem elegancji i dobrego stylu? A tak właśnie było, w Wersalu, który był szczytem ówczesnej klasy i potęgi... nie było nawet jednak toalety, więc wszyscy zamieszkujący go szlachcice i magnaci (króla nie wyłączając), po prostu sikali po ścianach tego pałacu i zostawiali na korytarzach swoje śmierdzące odchody. Ktoś zatem musiał to posprzątać, bo inaczej nikt by tam długo nie wytrzymał. Oczywiście nie czynili tego niewolnicy a służba pałacowa, jednak ich zajęcia też nie należały do przyjemnych (codzienne babranie się w brudzie, kale i szczynach musiało co najmniej powodować wymioty - które też przecież należało posprzątać). Czyli innymi słowy - ktoś musi sprzątać kupy, aby ktoś inny mógł się pławić w luksusach i jeśli ten proces zostanie zahamowany (np. przez bunt lub strajk pracowników) to wówczas już zaczyna się poważny problem. Dziś szczególnie młodzi ludzie (szczególnie ci z Europy Zachodniej) w ogólnie brzydzą się pracą fizyczną, uważając ją za coś upokarzającego i niegodnego, a to znaczy że już mamy problem.
Dziś Europa zamierza rozwiązywać tego typu problemy, ściągając sobie do siebie tłumy niewolników, którzy mają pracować w tych wszystkich zawodach (niekoniecznie nisko płatnych, co jest bardzo ważne), których już nie chcą wykonywać tzw.: "rdzenni" Niemcy, Francuzi, Anglicy, Włosi czy Hiszpanie. Innymi słowy rządy tych państw, przy społecznym poparciu milionów lokalnych nierobów, leczą raka, wszczepiając do organizmu pałeczki koli - super, taka metoda leczenia z pewnością podniesie chorego na nogi, prawda? Zauważmy bowiem (ja w tej chwili całkowicie pomijam obecną sytuację, związaną z napływem muzułmańskich nachodźców do Europy, którzy nie przyjeżdżają tu pracować, tylko gwałcić kobiety, wydawać otrzymane przez państwa, do których przybywają pieniądze i walić głową w podłogę w każdy piątek podczas muzułmańskich modłów - to wszystko. Poza tym ostrzą noże i szykują broń i gdy już poczują się wystarczająco silni, rozpocznie się w Europie Zachodniej krwawa rzeź. Nie o tym jednak piszę, a o realnych imigrantach ekonomicznych, którzy przyjeżdżają do Europy, aby poprawić swój byt i utrzymać tutaj rodzinę swoją pracą), że tego typu polityka jest... idiotyzmem! Spójrzmy bowiem, ci sami, ciężko pracujący ludzie, przybyli tutaj z innych krajów, oni z czasem (a z całą pewnością już ich dzieci) zaczną się buntować. Będą żądali coraz większych stawek, a w końcu i im samym (a z pewnością ich dzieciom), tego typu praca całkowicie zbrzydnie. I co wtedy zrobi rząd, gdy oni odmówią pracy i też będą chcieli żyć jak inne nieroby z Europy Zachodniej? Sprowadzi sobie kolejnych migrantów ekonomicznych? Ludzie, przecież to jest polityka prowadzona przez idiotów!
Ale problemem w tym momencie są Europejczycy, którym po prostu nie chce się pracować na własne utrzymanie w zawodach powszechnie przez nich uważanych za hańbiące i upokarzające (a duża część z nich jest naprawdę dobrze płatna, ale im nie tyle chodzi o pieniądze, tylko o coś, co można by nazwać "samorealizacją"). Tym ludziom w ich marksistowskich szkołach się wmawia, że praca fizyczna jest czymś niegodnym człowieka, czymś upokarzającym, a oni sami powinni się "samorealizować". Poprzez to słowa można by zrozumieć prace łatwe i przyjemne, lekkie i miłe, takie jak np. uczestnictwo w różnego typu NGO-sach, lub tego typu przedsięwzięciach, umożliwiających publiczną kradzież pieniędzy, wypracowanych przez ludzi, którzy realnie swoją pracą tworzą jakieś dobro. I ci wszyscy ludzie, ci wszyscy studenci po marksistowskich uczelniach, oni są przekonani że oni robią coś dobrego i pożytecznego dla innych ludzi. Tylko powiedzcie mi proszę, czy jako przedsiębiorcy zatrudnilibyście u siebie i płacilibyście pieniądze osobie, która jedyne co potrafi to rozprawiać o kształcie tolerancji represywnej i wykrzykującego na wiecach "faszyści lub rasiści". Czy wolelibyście jednak człowieka, który potrafi np. zbudować stół, skonstruować silnik, czy chociażby ugotować dobre danie. To są właśnie przydatne zajęcia, które tworzą społeczne dobro. Ludzie po skończeniu uniwersytetów w zasadzie są zupełnie bezwartościowym zbiorowiskiem niepotrafiących samodzielnie tworzyć żadnego dobra prekariatem, które jednak musi jeść, pić, chce się dobrze ubrać, jeździć fajnymi samochodami, używać tabletów, smartfonów etc. etc.
Tylko jak oni mają te dobra zdobyć, skoro sami nic nie potrafią dać w zamian ze swojej pracy (oczywiście to nie jest ich wina że niczego nie potrafią, to jest wina tych wszystkich marksistowskich nauczycieli, wykładowców uniwersyteckich i coach'ów od samorealizacji, którzy zapełniają im głowę bezwartościowymi dla społeczeństwa bzdurami, czyniąc z nich realnych Elojów, niezdolnych do przetrwania we współczesnym świecie). To jest myśl na zupełnie inny temat, więc pozwolę sobie ją teraz pominąć i przejść bezpośrednio do kwestii niewolnictwa. W każdym razie pozostawiam szanownych czytelników z tą myślą, czy opłaca się przyjmować wciąż nowych pracowników fizycznych z innych kultur i krajów, aby podcierali nam tyłki, czy też lepiej radykalnie zmienić nauczanie, usunąć marksizm ze szkół i próbować i uczyć młodzież przydatnych umiejętności, dzięki którym oni sami (podobnie jak wcześniej ich przodkowie) będą mogli utrzymać swoje rodziny i jednocześnie będą wytwarzali powszechnie potrzebne dobra. Tak też naświetlając nieco tę kwestię, pragnę zastanowić się, jak była rola niewolników (starożytności i średniowiecza) w rozwoju wielu współczesnych kultur europejskich, oraz zaprezentować największe centra handlu niewolnikami w starożytnym i średniowiecznym świecie tzw.: białego człowieka (oczywiście można by było również przejść do tematu nieco innego i zaprezentować rodzaje i metody niewolenia białych Europejczyków przez czarnoskórych lub bliskowschodnich wyznawców Mahometa, bo że biali ludzie na przestrzeni wieków też byli niewoleni, to jest fakt bezsporny). Innymi słowy zadać sobie pytanie, czy taki Cyceron napisałby swoje dialogi lub mowy obrończe, gdyby jakiś niewolnik nie podał mu posiłku?
ANTYCZNA GRECJA
I ŚWIAT HELLENISTYCZNY
(V wiek p.n.e. - II w. p.n.e.)
Od razu należałoby wyjaśnić dlaczego przyjąłem V wiek p.n.e. za cezurę, od której pragnę rozpocząć ten temat. Oczywiście (jak wyżej wspomniałem) niewolnictwo jest tak stare, jak początki ludzkiej cywilizacji na tej Ziemi, ale jednocześnie, biorąc pod uwagę skalę procederu niewolniczego, to należy stwierdzić że nabrał on w starożytności rozpędu właśnie z początkiem V wieku p.n.e. Niewolnicy istnieli w wielu krajach i kulturach starożytnego świata, ale właśnie świat grecki a potem rzymski podciągnął to na skalę masową (Rzymianie wręcz na skalę przemysłową). Nigdy wcześniej nie było tylu niewolników i nie wytworzyły się specjalistyczne rynki niewolnicze, jak właśnie w świecie greckim, który znacznie rozwinęli i rozbudowali (wręcz do niepojętych rozmiarów w skali ludzkich cywilizacji) Rzymianie. Świat średniowiecza starał się w pewnym momencie odnowić intratny handel niewolnikami, ale już nigdy skala tego procederu nie dorównała nawet tego, do czego doszli starożytni Rzymianie. Ale początki masowego wzrostu handlu niewolnikami, datuje się właśnie na koniec VI i początek V wieku p.n.e. Przejdźmy więc teraz do konkretów:
CHIOS
ROZWÓJ WYSPY I POCZĄTKI
NIEWOLNICZEGO CENTRUM
(VII - VI wiek p.n.e. )
Cz. I
"JEŚLI TWA KARA NIE BĘDZIE PRZYKŁADEM
CAŁEMU ŚWIATU NIE JESTEM KOBIETĄ!
CZY FRYG NIE LEPSZY...? O, MOJA TO WINA,
BO TRAKTOWAŁAM CIE NIBY CZŁOWIEKA!
LECZ RAZ ZBŁĄDZIŁAM, A TERAZ ZOBACZYSZ,
ŻE NIE TAK GŁUPIA BITYNNA, JAK MYŚLISZ!
ZWIĄŻŻE GO, DALEJ! NAJPIERW ZDEJM MU ŁACHY!
(...)
ZDEJM MÓWIĘ! MUSISZ WIEDZIEĆ, ŻEŚ NIEWOLNIK
I KOSZTOWAŁEŚ MNIE CAŁE TRZY MINY.
NIECH PRZEKLĘTY BĘDZIE TEN DZIEŃ, KTÓRY TU CIĘ SPROWADZIŁ!
PYRRIAS, POŻAŁUJESZ! WIDZĘ, ŻE ROBISZ WSZYSTKO, ZAMIAST WIĄZAĆ!
ŚCIŚNIJ MU ŁOKCIE, WIĘZY DOBRZE ŚCIĄGNIJ!
(...)
PILNUJ BY NIE UCIEKŁ.
TERAZ ZAPROWADŹ GO TAM, DO HERMONA,
I TYSIĄC KIJÓW NA GRZBIET
KAŻ WYLICZYĆ TEMU ŁOTROWI,
NA BRZUCH DRUGI TYSIĄC"
FRAGMENT UTWORU "MINY" HERONDASA Z KOS, OPOWIADAJĄCY JAK TO BOGATA GRECKA DAMA O IMIENIU BITYNNA, KAŻE SWEGO NIEWOLNIKA
(I JEDNOCZEŚNIE KOCHANKA) - DRECHONA ZA PEWNE PRZEWINIENIE
(III wiek p.n.e.)
Chios, podobnie zresztą jak i inne, sąsiednie wyspy (Samos i Lesbos) była jedną z najbogatszych wysp w świecie helleńskim. Co prawda nie dorównywała sławie Kos (gdzie mieścił się główny kult boga Asklepiosa i jego główna świątynia - Asklepiejon, która zawsze gromadziła tysiące pątników, którzy przybyli tutaj modlić się do boga o zdrowie zostawiając tutaj mnóstwo złota i innych dóbr (zresztą lekarze z Kos, Knidos i Miletu byli uważani za najlepszych znawców swego fachu), ale i tak była to wyspa dość bogata. Wyspa słynęła z doskonałego wina (i pod tym względem konkurowała z Lesbos i Samos), oraz wyśmienitych fig. Wyspa jak i miasto (o tej samej nazwie) które na niej dominowało, interesowało się głównie w rozwoju handlu, i to handlu dalekomorskiego, zaś polityka i wojna były dla Chiosyjczyków kwestiami drugorzędnymi. Chcieli po prostu się bogacić i gotowi byli na wiele, aby ten stan rzeczy utrzymać. Nawiązano bardzo korzystne relacje handlowe z Egiptem, a gdy król Amazis (Ahmose II) poślubił Greczynkę z greckiej kolonii Cyreny na wybrzeżu Libii, Chios (wraz z Teos, Fokają, Klazomenaj, Rodos, Knidos, Halikarnasem, Faselis i Mityleną) zrzuciły się na odbudowę świątyni w Delfaeh w Egipcie (lata 60-te VI wieku p.n.e.). Chios szczególnie dominował w handlu egipskim, w porównaniu z innymi greckimi wyspami, gdyż Egipcjanom szczególnie smakowało wino pochodzące z tej wyspy. Innym kierunkiem rozwoju handlu wyspy Chios, był kierunek wschodni - małoazjatycki. Co prawda greckie wyspy coraz bardziej uzależniały się politycznie od Królestwa Lidii, leżącego na małoazjatyckim kontynencie, to jednak ta zależność była w dużej mierze symboliczna i w żadnym razie nie kolidowała z dalszym rozwojem handlu.
W ogóle okres pomiędzy 610 a 550 r. p.n.e. należy uznać za szczególnie korzystny dla greckich wysp na Morzu Egejskim i greckich polis małoazjatyckich, w tym szczególnie dla Chios. Oczywiście w tym czasie jeszcze nie prowadzono na wyspie ożywionego handlu niewolnikami, stanie się tak dopiero z końcem VI wieku p.n.e., z chwilą gdy wyspa popadnie pod kontrolę perską, wówczas to otworzy się dla chiosyjskiego handlu, nieograniczony rynek potężnej Persji i Medii, sięgający aż do granic Indii. Nic więc dziwnego że wyspa, która postawiła na rozwój handlu niewolnikami (nawet kosztem swego intratnego handlu winem), wzbogaciła się jeszcze bardziej pod perską dominacją (swoją drogą, gdy perscy wysłannicy zaczęli objeżdżać greckie polis Grecji kontynentalnej w 491 r. p.n.e. żądając jedynie symbolicznego poddaństwa w postaci "ziemi i wody", w zamian oferując nieograniczone możliwości handlu zbożem, niewolnikami, winem, owocami i innymi dobrami na całym terytorium swego imperium, była to niezwykle kusząca propozycja, tym bardziej że Persowie nigdy nie przymuszali do niczego swoich lenników, nie narzucali im ani religii, ani ustroju, jeśli ci dotrzymywali wierności i płacili daninę - mogli się do woli rządzić po swojemu i jednocześnie bogacić na ogromnym rynku perskiego imperium. Do dziś historycy więc zachodzą w głowę, dlaczego pierwszym miastem, które odrzuciło tę, niezwykle korzystną propozycję - były Ateny, które powiedziały "nie". W ich ślady szybko poszła Sparta, co zaowocowało wojnami grecko-perskimi, ostatecznie rozstrzygniętymi na korzyść Greków w bitwach pod Maratonem - 490 r. p.n.e., Salaminą - 480 r. p.n.e., Platejami i Mykelami w 479 r. p.n.e. oraz ostatecznie nad Eurymedonem - 469 r. p.n.e. Definitywny kres imperium perskiemu położył król Macedonii - Aleksander zwany Wielkim w latach 334-330 p.n.e.).
Chios, począwszy od ok. 610 r. p.n.e. bardzo mocno się wzbogaciła. To właśnie wtedy otwarły się przed wyspą nowe możliwości handlu egipskiego i małoazjatyckiego, dzięki czemu zakończył się czas upadku wyspy (trwający od mniej więcej 680 r. p.n.e.). W tym czasie towary z Chios (i innych wysp egejskich) nie potrafiły skutecznie konkurować z towarami z Cyklad i Krety i aż do 610 r. p.n.e. Chios była niewiele znaczącą grecką polis. Po 610 r. p.n.e. odnotowuje się niesamowity wzrost zamożności mieszkańców wyspy, Chios wręcz zaczęło dominować w handlu wschodnim i południowym (małoazjatyckim i egipskim) konkurując tutaj z Miletem. Z czasem Chiosyjczycy zaczęli skutecznie wypierać Miletyjczyków z handlu egipskiego, a w greckiej kolonii na egipskiej ziemi w Naukratis, w zasadzie od początku VI wieku p.n.e. nie sposób odnaleźć innych towarów, niż te pochodzące z Chios. Można by to przetłumaczyć iż koncern z Chios, całkowicie podporządkował sobie handel z Grekami w Egipcie, a w szczególności w Naukratis. Zaczęto też handlować z greckimi polis ulokowanymi w basenie Morza Czarnego, oraz z Massalią w południowej Galii (dzisiejszą Marsylią). Jednak konflikt handlowy trwał, Milet opanował rynki Sybaris i Siris - najbogatszych greckich miast południowej Italii (Sybaryci wręcz słynęli w świecie greckim ze swej miłości do luksusu, ponoć zamontowano w mieście system kanalizacji, który umożliwiał bogaczom pobierać zimną i gorącą kąpiel. Sybaris zostało zdobyte i zniszczone przez swego konkurenta - Kroton w 510 r. p.n.e. a ludność zamieniona w niewolników. Swoją drogą, takie przypadki zdarzały się nawet dość często, gdy dawni panowie i właściciele niewolników, sami kończyli jako niewolnicy, czego dowodem niech będzie przykład pewnego bogatego Ateńczyka - Nikostratosa, który w 365 r. p.n.e. udał się w pościg za swymi zbiegłymi trzema niewolnikami i skończył jako niewolnik, porwany przez korsarzy i sprzedany na targu w Eginie, co dobitnie dowodzi iż podróżowanie po świecie greckim wcale nie należało do bezpiecznych zajęć. Co prawda w czasach Peryklesa Ateńczycy zlikwidowali korsarstwo egejskie, ale potem, w czasie Wojny Peloponeskiej i w kolejnych dekadach, skutecznie się ono odrodziło).
Inne greckie polis też czerpały zyski z intratnego handlu italskiego, galijskiego i hiszpańskiego. Niestety, po roku 535 p.n.e. rynek galijski i hiszpański praktycznie odpadł (po klęsce w bitwie morskiej pod Alalią, Greków z Kartagińczykami i Etruskami). a rynek italski mocno się skurczył po roku 510 p.n.e. i spaleniu Sybaris (wówczas to mieszkańcy Miletu przywdziali żałobę). Pozostawał więc rynek egipski i wschodni, ale tutaj także zaszły ogromne zmiany, które doprowadziły do politycznego uzależnienia się Chios (i innych wysp Morza Egejskiego) od Persji, a jednocześnie stworzyły ogromny potencjał nieskrępowanego handlu niewolnikami, których teraz można było ściągać z całego ogromnego terytorium podbitych i uzależnionych od Persów ludów.
ACT 447 IS NOT APPLICABLE AND
NEVER WILL APPLY TO POLAND
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz