Łączna liczba wyświetleń

piątek, 21 września 2018

SOJUSZ!

JESZCZE NIECO KOŚLAWY, 

ALE TO DOPIERO POCZĄTEK




18 września 2018 r. miała miejsce wizyta prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej Andrzeja Dudy w Waszyngtonie u prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa. Można by powiedzieć, zwyczajna wizyta dyplomatyczna, jakich wiele odbywają głowy państw i szefowie rządów. I rzeczywiście, wszystko oficjalnie wygląda tak, jakby nic wielkiego się nie stało - ot, po prostu jeden prezydent dużego państwa w Europie Środkowej, spotkał się z prezydentem supermocarstwa światowego, niby nic wielkiego, trochę gestów, trochę dyplomacji, uśmiechów dla dziennikarzy i... niepotrzebnych gaf. A jednak, ta wizyta wydaje się być nieco inna, niż wszystkie poprzednie i nieco inna niż się ją oficjalnie przedstawia (szczególnie w Polsce). Oto bowiem w Białym Domu (Gabinecie Owalnym), została podpisana polsko-amerykańska deklaracja o partnerstwie strategicznym Warszawy i Waszyngtonu w zakresie bezpieczeństwa (obronności oraz energetyki). Niby nic, niby zwykła umowa, a jednak coś się realnie zaczęło (choć jeszcze wszystkiego nie widać). Oto bowiem została potwierdzona amerykańska deklaracja bezpieczeństwa dla Polski co jest niezwykle dla nas ważne, wręcz kluczowe i to nie tylko dla nas samych - bo to jest dopiero mała kropelka która uderza o skałę - ale już dla naszych dzieci z całą pewnością, nie mówiąc o wnukach. 

Coś się zmieniło, coś wisi w powietrzu, choć jeszcze dokładnie nie wiadomo co to takiego jest, ale wszyscy zainteresowani tematem (a tych jest kilku wśród głównych europejskich i światowych graczy), czują że coś się zaczyna. Oto swój początek rozpoczyna sojusz, którego co prawda jeszcze nie można nazwać sojuszem strategicznym, ale jest to już pierwsza kropla, która zaczyna drążyć skałę. Oczywiście, nie oznacza to też że "Amerykanin Polakowi bratem" (jak śpiewał Bohdan Łazuka w słynnym musicalu: "Hallo, Szpicbródka" - "Pan Göring znów do Białowieży, na małe polowanko wpadł. Z tego tytułu pogląd szerzył - że Niemiec Polakowi brat. Myśmy już wielu braci znali - Kain i Abel z Biblii, wiesz? Ciociu Klociu Wisła się pali, Wisła się pali - leć i gaś"). To jest po prostu układ biznesowo-polityczny, który został zawarty z różnych względów. Dla Polski sojusz z USA ma (obecnie) znaczenie kluczowe. Tak, kluczowe, gdyż niestety sytuacja tak się pogmatwała, że oto znajdujemy się znów pomiędzy Scyllą i Charybdą, czyli dwoma nowymi "potworami", które czyhają na cały nasz region, niczym na ową cieśninę, przez którą przepływał mityczny Odyseusz. Oto bowiem, na naszych oczach odtwarza się pakt Ribbentrop-Mołotow, który ma na celu doprowadzenie przede wszystkim do całkowitego wyparcia Stanów Zjednoczonych z Europy i budowie wspólnego, euroazjatyckiego organizmu gospodarczo-politycznego, zdominowanego przez Rosję i Niemcy. Ów niemiecko-rosyjski sojusz, ma oczywiście doprowadzić do całkowitej marginalizacji Europy Środkowo-Wschodniej i jej podziału na strefy wpływów pomiędzy Berlin i Moskwę. Oczywiście Polska znalazłaby się w niemieckiej strefie wpływów, ale tutaj interesy rosyjskie mają zostać zagwarantowane i zabetonowane.

Nie muszę chyba pisać, co byłoby konsekwencją takiej euroazjatyckiej wspólnoty, ale nie tylko o Międzymorzu, lecz również o własnym przemyśle i handlu moglibyśmy wówczas całkowicie zapomnieć. To byłby barbarzyński drenaż najlepszych specjalistów z naszego kraju (i państw ościennych) do centrum, czyli do Niemiec, tutaj byłaby totalna prowincja, pozbawiona przemysłu, armii, floty, kopalń, stoczni, etc. etc. (no chyba że byłyby to stocznie i kopalnie niemieckie). Dlatego niebezpieczeństwo idące z sojuszu Berlina i Moskwy jest dla nas kwestią śmiertelnie ważną, wręcz kwestią egzystencjalną. A obecnie nie ma żadnego innego mocarstwa prócz USA, które mogłyby ów niebezpieczną dla nas tendencję nie tylko zahamować, ale i odwrócić. Nie ma obecnie żadnej innej siły na świecie, która mogłaby (i chciałaby) podjąć się takiego wyzwania. Co zaś się tyczy Stanów Zjednoczonych, to w ich przypadku sojusz z Warszawą również jest ważny. Jest ważny choćby dlatego, że jeśli Waszyngton odpuści Warszawę, to utraci jakiekolwiek przyczółki w Europie i bardzo szybko będzie musiał stąd się wycofać. Amerykanie dotąd bowiem w Europie stawiali na Turcję (i Anglię, ale Anglicy nie wystarczą, poza tym właśnie mają opuścić Unię Europejską, a do tego są wyspą). Teraz jednak stosunki Ankary z Waszyngtonem nieco się popsuły, i to do tego stopnia, że Moskwa puszcza oko do Erdogana zapraszając go do wspólnych (antynatowskich) koalicji, którym ten zaczyna powoli ulegać. 

Po utracie Turcji, USA w zasadzie dysponowałyby tylko jednym "lotniskowcem" w Europie - Wielką Brytanią, ale jak już wyżej wspomniałem, to nie przeszkodziłoby w wyparciu Ameryki z Europy kontynentalnej i stworzeniu wielkiego tandemu niemiecko-rosyjskiego, panującego nad całą Europą i większą częścią Azji. Euroazjatyzm - projekt polityczny Aleksandra Dugina ziściłby się w takich warunkach. Dlatego (choć nie ma w Waszyngtonie z tego powodu euforii) USA są skazane również na Polskę, bodajże najbardziej proamerykańsko nastawiony kraj na całym europejskim kontynencie. Bez Polski, czyli tego europejskiego centrum, nie jest możliwe stworzenie żadnego niemiecko-rosyjskiego sojuszu polityczno-handlowego, a jeśli tym bardziej Międzymorze przestanie być jedynie koncepcją quasi-polityczną i zacznie nabierać realnych kształtów wśród państw Europy Środkowej i (być może) Wschodniej (oczywiście przy wsparciu Stanów Zjednoczonych), to już możemy powiedzieć jasno i otwarcie - do żadnego realnego sojuszu Berlina i Moskwy w takich warunkach nie dojdzie, dopóki ten środkowoeuropejski projekt Międzymorza nie zostanie ostatecznie rozbity. A jeśli rozbity nie zostanie (co jest niezwykle trudne przy wsparciu Waszyngtonu dla koncepcji Międzymorza), to już teraz możemy powiedzieć z całą pewnością, że za dwadzieścia lat Niemcy albo się rozpadną na mniejsze podmioty polityczne, albo też w jakiś inny sposób przestaną istnieć (oczywiście na to nakładają się również kwestie związane z muzułmańską imigracją, upadkiem gospodarczym i ogromnym niezadowoleniem społecznym - ale to są jakoby czynniki dodatkowe). A Rosja? No cóż, Rosja nie przetrwa kolejnej dekady w takim kształcie w jakim ją znamy obecnie. Nie sądzę aby do tego doszło na drodze pokojowej, dlatego też spodziewajmy się w jakiejś przyszłości wybuchu konfliktu militarnego, w którym Rosja po raz ostatni już pokaże światu, jakim to jest niebezpiecznym i nieodpowiedzialnym tworem. 




Zobaczymy co świat przyniesie, ale nie sądzę, aby Rosja i Niemcy pozwoliły Polsce spokojnie kontynuować pracę u podstaw nad dokręceniem projektu Międzymorza - to się po prostu ze sobą nie łączy. Nasze państwa zostały ulokowane w takim geopolitycznym miejscu, że nie ich interesy zawsze będą ze sobą kolidowały i zawsze jedno z nich będzie musiało dominować nad drugim. Niegdyś, w starożytności cała północna Europa była podzielona pomiędzy Słowian i Celtów. Potem, gdy zaczęły się kształtować nordyckie wspólnoty, z których (konglomeratu słowiańsko-nordycko-celtyckiego) zaczęły się tworzyć niemieckie państewka, następnie zjednoczone w królestwie a potem cesarstwie, Rzesza zaczęła się rozpychać coraz bardziej na wschód. Gdy rozpadł się Związek Lechicki i słowiańskie plemiona (już wcześniej w dużej części niezależne) zaczęły organizować się w narodowe państwa, nie stanowiły one (rozbite i podzielone) większej zapory dla prącego na wschód w ramach "Drang nach Osten" wschodniofrankońskiego cesarstwa i jego polityki "marchii wschodnich i północnych". Dopiero powstanie państwa polskiego i zjednoczenie plemion słowiańskich wokół rzek Wisły, Odry, Warty, Morza Bałtyckiego i gór Karpat, zapobiegło dalszej frankońskiej ekspansji. Mimo to, nasi władcy wczesnośredniowieczni, woleli wchodzić w sojusze z cesarstwem rzymskim (wschodnio-frankońskim, które potem zaczęto nazywać Niemcami). Niekiedy ze sobą walczono, niekiedy się układano, ale należy powiedzieć że stroną dominującą byli wówczas właśnie wschodni Frankowie, a państwo polskie w niektórych okresach było nawet ich lennem (płaconym z części swego terytorium). 

Zaczęło się to zmieniać w XIV wieku, gdy wschodni Frankowie (już wówczas utożsamiani coraz częściej z Niemcami), zaczęli przeżywać polityczny kryzys, związany z rozpadem wewnętrznym państwa, zaś Królestwo Polskie, od czasów króla Kazimierza III Wielkiego, zaczęło się jednoczyć (po trwającym prawie dwieście lat rozbiciu dzielnicowym) i coraz częściej dążyło ku wschodowi, ku słowiańskim ziemiom Rusi, sytuacja ta zaczęła się powoli zmieniać. Z początkiem wieku XV dała o sobie znać potęga, jaką w latach 1333-1370 budował król Kazimierz Wielki. 







 W 1410 r. na polach Grunwaldu została starta największa potęga militarna średniowiecznego świata - Zakon Krzyżacki, czyli niemiecki zakon rycerski, budzący postrach i okryty sławą wielkich zwycięstw w walkach z poganami (i nie tylko). Zwyciężył ich litewski kniaź Jogaiła, który w 1386 r. wstąpił na polski tron i już jako Władysław II Jagiełło stał się założycielem nowej po Piastach, polskiej dynastii - Jagiellonów, którzy panowali aż do 1668 r. (należy bowiem pamiętać, że Zygmunt III Waza, był po kądzieli Jagiellonem i jako taki panował w Rzeczpospolitej, a nie jako Waza. Wazą był tylko w Szwecji, przez co on i jego synowie to również potomkowie Jagiełły).


   

 Władysław Jagiełło żył długo, panował prawie pięćdziesiąt lat (do 1434 r.) i choć długo nie mógł doczekać się męskich następców, wreszcie jego czwarta żona - Zofia Holszańska (zwana Sonką), dała mu synów, którzy przedłużyli ród Jagiellonów.


 

 Kolejni władcy znacznie rozszerzyli obszar swoich królestw, a wnukowie Władysława II Jagiełły, panowali już w Polsce, na Litwie, Rusi, w Czechach oraz na Węgrzech (które to wówczas państwo zajmowało znacznie większy obszar, niż obecnie), a ponoć jego syn - Władysław III Jagiellończyk, po klęsce w bitwie z Turkami pod Warną (1444 r.) jak mówi legenda (bowiem jego ciała wśród poległych nigdy nie odnaleziono), miał wyjechać do Włoch i Portugalii i tam spłodzić... przyszłego odkrywcę Ameryki - Krzysztofa Kolumba (wyglądałoby więc na to, że, kierując się tymi przypuszczeniami, do którego ostatnio przychylają się również i amerykańscy historycy - Krzysztof Kolumb, odkrywca Ameryki z 1492 r. był... Jagiellonem i po części Polakiem).


 
 


 Wiek XV był również wiekiem upadku niemieckiej Hanzy, czyli spółki handlowej, zajmującej się handlem w rejonie Morza Bałtyckiego i Północnego i będącej w średniowieczu wielką potęgą. W to miejsce weszła Polska, która w 1466 r. odzyskała dostęp do Bałtyku i dzięki temu zaczęła stamtąd eksportować zboże do Europy Zachodniej, bardzo szybko (w XVI wieku) całkowicie ją od siebie uzależniając (polskie zboże, karmiło praktycznie całą ówczesną Europę, a jego wstrzymanie, czy choćby zapowiedż - jaką np. złożył polski poseł w Hadze - Paweł Działyński w 1597 r. - mogła doprowadzić wręcz do klęski głodu na danym terenie. Polska wraz z Litwą i Rusią, stworzyła potęgę, która na trzy stulecia, stała się tamą dla wszelkich osmańsko-moskiewskich prób agresji na Zachód. Podkreślało to wielu polityków jak i historyków, jak choćby Louis Michelet, który (w XIX wieku) stwierdził: "Polska umiejscowiła się na przyczółku Europy, uratowała ludzkość. Podczas gdy próżniacza Europa gadała (...) ci bohaterscy strażnicy chronili ją swymi lancami. Aby kobiety Francji i Niemiec mogły spokojnie prząść swe fatałaszki (...) trzeba było, by Polak, całe życie na posterunku, dwa kroki od barbarzyństwa, czuwał z szablą w dłoni". Również elektor Brandenburgii - Fryderyk Wilhelm mówił na sejmie Rzeszy w 1655 r.: "Korona Polska była zewnętrznym bastionem, który chronił Niemcy, a nawet całe chrześcijaństwo przed złymi i niebezpiecznymi zamiarami różnych barbarzyńskich ludów".  A takich głosów było dużo, dużo więcej. 







W tym samym czasie Niemcy były rozbite i zarówno politycznie jak i gospodarczo nie odgrywała jakiejkolwiek roli w Europie. W XVIII wieku to się zaczęło po woli zmieniać, Rzeczpospolita słabła, po woli stając się rosyjskim protektoratem (od 1768 r.), zaś państwa niemieckie, a szczególnie zaś Prusy, zaczęły rosnąć w siłę, stając się wkrótce (za Fryderyka II Wielkiego, panującego w latach 1740-1786) znaczną potęgą militarną Europy.




 Sojusz prusko-austriacko-rosyjski doprowadził wreszcie do upadku Rzeczpospolitej, państwa wolności i tolerancji (państwa, które w 1791 r. uchwaliło pierwszą w Europie, nowoczesną konstytucję, zwaną Konstytucją 3 Maja - pierwszą w Europie i druga po amerykańskiej na świecie), a przy tym potężnej bariery chroniącej przez stulecia Europę z południa i wschodu. Sojusz Fryderyka II Wielkiego i carycy Katarzyny II, doprowadził ostatecznie w 1795 r. do upadku owe potężne niegdyś środkowoeuropejskie mocarstwo.




 Mimo upadku państwa, nie przestano jednak wierzyć w jego odbudowę. I tak, gdy nadarzyła się okazja i gdy młody francuski generał walczył we Włoszech z Austriakami, u jego boku sformowały się od 1797 r. brygady Legionów Polskich Jana Henryka Dąbrowskiego. Potem, ów generał, już jako cesarz Francuzów - Napoleon Bonaparte, rozpalał polskie serca, gdzie wyczekiwano go z wielką nadzieją i radością. Polacy bili się u boku "swego Cesarza" - jak go nazywano, który (również za Polskę) poszedł na zwarcie z największymi potęgami Europy. Polacy (jako jedyni cudzoziemcy) nie odstąpili Napoleona nawet po klęsce po Waterloo, a także zostali wtajemniczeni w plany... odbicia Cesarza ze św. Heleny.






Potem znów przyszła długa "noc zaborów", trwająca od 1815 do 1918 r. W 1914 r. na początku I Wojny Światowej, zaczęły się formować (na wzór Legionów Dąbrowskiego), oddziały polskie pod komendą brygadiera Józefa Piłsudskiego, które miały wywalczyć (własnymi siłami) tę utraconą niegdyś niepodległość. Nie zawsze było łatwo, naszym nieszczęściem był fakt, że niepodległość mogła nam przywrócić jedynie krwawa wojna światowa, która przeorała kontynent i stała się grobem wielu ludzkich istnień. Ale nie było innej drogi do wolności, jak właśnie przez krwawą kaźń. Legiony Piłsudskiego zapisały piękną kartę wojenną i były podstawą kadry oficerskiej odbudowanej w 1918 r. II Rzeczpospolitej Polski.  




W 1920 r. przyszło się młodemu i ledwie okrzepłemu państwu, zmierzyć z potęgą, która miała na celu podbój nie tylko całej Europy, ale całego wręcz świata. Formowane praktycznie od 1919 r. na większą skalę, Wojsko Polskie, odparło siły Armii Czerwonej, czystego bolszewickiego zła, przy którym wcześniejsze osmańskie inwazje na Europę, były jedynie zwykłymi dziecinnymi igraszkami.




Dzięki poświęceniu i bohaterstwie najlepszych synów i córek odrodzonej Rzeczypospolitej, udało się zachować niepodległość i stworzyć państwo, które miało ambicje prawdziwie mocarstwowe.




 ACH TE LATA 20-te, LATA 30-te







 A tymczasem Niemcy, po klęsce w I Wojnie Światowej, w latach 20-tych zaczęły po woli wbijać się w rytm normalności, życia i zabawy...




Bardzo szybko jednak, bo już w latach 30-tych, tamten czas poszedł w zapomnienie, a Niemcy, miast tanecznym krokiem dancingowym, teraz kroczyli równym krokiem żołnierskim w myśl hasła: "Ein Volk, Ein Reich, Ein Fuhrer" i z zabójczą, kretyńską myślą zdobycia dla siebie "przestrzeni życiowej".




Wybuch II Wojny Światowej, był ogromną zbrodnią, wyrządzoną całej naszej europejskiej cywilizacji, opartej na kulturze chrześcijańskiej, rzymskim prawie i filozofii greckiej. Totalitaryzmy niemiecki i sowiecki - doprowadziły do śmierci milionów ludzi, upodleniu ludzkości, zamykaniu ich w ciasnych wagonach i paleniu w komorach gazowych, lub mordowaniu ciężką fizyczną pracą ponad siły.  






Mimo to, w tych ciężkich czasach, Polacy nie ustawali w walce o niepodległość Ojczyzny. Walczono zarówno w kraju w podziemnych organizacjach, jak również za granicą, w armii polskiej w Anglii i tej na Bliskim Wschodzie. Polski żołnierz walczył na każdym froncie, na którym pojawił się niemiecki okupant, który w sposób barbarzyński napadł na nasz kraj i go niszczył.


 





Oficjalna klęska III Rzeszy i koniec wojny, nie był tym samym w Europie Zachodniej i Europie Środkowo-Wschodniej, dla nas wojna wcale się nie skończyła, po prostu jeden sowiecki okupant, zastąpił okupanta niemieckiego. Walka trwałą dalej, dla wielu kończyła się  śmiercią na polu walki (ci mieli szczęście), lub długimi, brutalnymi torturami, gdy łamano ludziom żebra, wyrywano paznokcie, jeden po drugim, wybijano zęby, wyrywano palce ze stawów, łamano nogi, wyłupywano oczy i bito, bito, bito do nieprzytomności. A mimo to, w tych podłych dniach, znaleźli się ludzie, którzy potrafili to wszystko przetrzymać, którzy nie ulegli. Jestem pełen podziwu nad ich determinacją, gdyż nie wyobrażam sobie, czy ja sam przytrzymałbym choćby połowę tych tortur, które przechodzili ci ludzi. Tylko należy pamiętać, że ich wewnętrzna siła brała się z... ogromnej wiary, oni wiedzieli że postępują słusznie i że życie tutaj jest tylko jakąś koszmarną grą, którą po prostu należy godnie i poczciwie przeżyć (np. rotmistrz Witold Pilecki stwierdził że będzie się modlił za swego kata - skąd wziął taką siłę, żeby przetrzymać tortury i... wybaczyć? Z wiary, z ogromnej wiary. To byli tytani w ludzkich ciałach), CZEŚĆ ICH PAMIĘCI!


ŻOŁNIERZU NIEZŁOMNY, NAGRODĄ CI BLIZNY, DROGOWSKAZEM ZAWSZE 
BÓG - HONOR - OJCZYZNA




POLSKA JEST JEDNYM Z NAJBARDZIEJ PROAMERYKAŃSKICH PAŃSTW W EUROPIE, 
JEŚLI NIE NA ŚWIECIE



Tak więc podsumowując, uważam że sojusz polsko-amerykański, ten pierwszy kamyczek, będzie drążył skałę, która już w kolejnym pokoleniu powinna wydać owoce. Oto bowiem świat się zmieni, nadchodzi nowa era naszej, środkowoeuropejskiej potęgi. To już stanie się faktem dla naszych dzieci, oni będą żyli w zupełnie innym świecie, w zupełnie innej Polsce, która powróci do swych dawnych korzeni. Czas ten nastąpi i nareszcie będziemy mogli powiedzieć: "za Polskę wolną od tyrańskich tronów, za Polskę dawną Piastów, Jagiellonów". Teraz tylko musimy pilnować, aby kolejne szaleństwo, na miarę niemieckiego nazizmu czy rosyjskiego bolszewizmu nie próbowało znów oplatać ludzkie umysły. Dziś takimi szaleństwami bez wątpienia są neomarksizm i islamizm. Owa Scylla i Charybda, które wcześniej czy później zakończą swoje istnienie - Oby tylko mocno wierzyć i doczekać tego pięknego dnia, upadku tych totalitarnych ideologicznych kreatur.

 
 

ACT 447 IS NOT APPLICABLE AND

NEVER WILL APPLY TO POLAND


 

2 komentarze:

  1. A co z Niemcami w międzymorzu ? Koń trojański i chcą dopilnować właściwej dla nich drogi rozwoju, żeby mitteleuropa się nie rozmawiała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obecność Niemiec w projekcie Trójmorza również uważam za krok niekorzystny, zupełnie chybiony.

      Należy jednak pamiętać, że polska dyplomacja nie jest wciąż w pełni suwerenna. I tu nie chodzi tylko o to, że ciąż nie oczyszczono służby dyplomatycznej ze złogów tzw.: "geremkowszczyzny" - czyli tego całego pookrągłostołowego miksu dawnej komuny i "rozsądnej" opozycji (jak było to następnie przedstawiane). Nie oczyszczono tej służby również i z... komunistycznych popłuczyn - więc czego można od nich oczekiwać? Czego można oczekiwać od polskiej dyplomacji, skoro w tej służbie wciąż (po dziś dzień) pracuje syn... Bolesława Bieruta - agenta NKWD i Gestapo, którego po wojnie Stalin namaścił na "polskiego prezydenta".

      O czym my więc mówimy? Tutaj agentura została wkopywana przez dziesięciolecia i usunięcie jej teraz jest co prawda dość trudne, ale przecież nie niemożliwe. Dobra Zmiana jak na razie nic z tym nie robi, próbuje zakonserwować ten układ na swoją korzyść, czym popełnia przysłowiowe harakiri, gdyż ci ludzie nie spoczną, póki PiS władzy nie utraci.

      No ale czego chcemy - zastąpiliśmy totalnych szkodników, którzy w ponad 90 % działali na niekorzyść Polski (a przynajmniej na korzyść naszych nieprzyjaciół/konkurentów), na stronnictwo które szkodzi krajowi jedynie w 50 %. Dobre i to, prawda? Ale wciąż musimy wiedzieć że PiS jest tylko "tymczasówką", partią, która zapoczątkuje pewne ruchy, ale ich nie dokończy. Przyszłość pokaże co będzie w stanie (REALNIE) zastąpić obóz Dobrej Zmiany.

      Na razie musimy czekać, jednocześnie oddziałując na rząd ciągłą presją - to jedyna szansa aby realnie odmienić kraj, który w 1944/45 został zajęty i zawłaszczony przez sprzedawczyków, których przywieziono nam tutaj na sowieckich tankach.

      Co zaś się tyczy Międzymorza - należy dalej robić swoje, konsekwentnie bez przeszkód i pilnować, aby krety nie ryły pod nami, gdyż tutaj rzecz już idzie nie tylko o pieniądze i wpływy, ale wręcz o... przetrwanie. Albo Międzymorze, albo Mitteleuropa - wybór jak sądzę jest oczywisty!

      Usuń