ANTYCZNA PRÓBA REALIZACJI UTOPII
W CODZIENNYM ŻYCIU TEGO ŚWIATA
Świat przyśpieszył przez ten tydzień mojej absencji na tym blogu, a przynajmniej mnie się tak wydaje. Oto bowiem w przeciągu tygodnia, mieliśmy natłok najróżniejszych wydarzeń politycznych, które w sposób znaczny modyfikują (a przynajmniej powinny modyfikować) nasze postrzeganie rzeczywistości. Oto nasz "kochany" Parlament Europejski dopuścił się ostatnio dwóch aktów, które są bezpośrednio wymierzone w wolność obywatelską mieszkańców całej Unii Europejskiej. Pierwszym z nich jest tzw.: "Dyrektywa o prawach autorskich", zwana potocznie (całkiem zgodnie z prawdą) ACTA 2 (czyli to samo, co próbowano wprowadzić na sposób partyzancki, umieszczając tę dyrektywę razem z dyrektywą na temat rybołówstwa w 2012 r. Ale to wówczas nie przeszło, ponieważ doszło do masowych demonstracji ulicznych). Po pierwsze, jest to ewidentny krok ku stworzeniu totalnej cenzury w internecie (jedynym - jeszcze na razie - miejscem swobodnej wymiany myśli i poglądów), co jest kolejną z cegiełek, które w konsekwencji mają doprowadzić do stworzenia armii europejskiej (złożonej oczywiście z muzułmańskich imigrantów - bo po to ich tu sprowadzono), całkowitą likwidacją państw narodowych, zamianą kościołów w meczety (puby, dyskoteki lub przybytki wszelkich uciech), wyrugowaniem chrześcijaństwa (a głównie katolicyzmu) z Europy i stworzeniem jednego, całkowicie totalitarnego organizmu państwowego, którego główną religią polityczną będzie liberalny marksizm (o flircie marksizmu z liberalizmem mógłbym nieco napisać, ale jak zawsze brakuje mi na to czasu). O ACTA 2 jeszcze coś obszerniej napiszę.
Drugim aktem jest bezpośredni już atak na wszelkie przejawy wolnomyślicielstwa, które podważają totalitarną ideologię marksistowską (obecnie panującą w Unii Europejskiej i jej organach). Weźmy chociażby taki atak na Węgry. Parlament Europejski uznał że wreszcie zależy zgnoić i wcisnąć w ziemię tego "faszystę" i "nacjonalistę" Orbana, gdyż (oczywiście) łamie on w swym kraju demokrację, rugując z niego wpływy miliardera "węgierskiego pochodzenia" George'a Sorosa i cały ten lewicowo-liberalny mainstream. Poza tym broni on Europy przed zalewem kolejnych fal imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu, zamykając granice, co dla marksistów zasiadających w Parlamencie Europejskim i Komisji Europejskiej, jest czymś niewyobrażalnie niedopuszczalnym (przypominają mi oni fanatyków religijnych, którzy w imię własnej wiary - a marksizm już dla wielu jest oficjalną religią - mogą dopuszczać się nawet mordów, byle tylko nie doprowadzić do upadku
własnej iluzji). Tak więc Wiktor Orban, człowiek który broni Europę (całą Europę) przed zalewem islamu, broni niemieckie, szwedzkie i francuskie kobiety, przed gwałtami i nieustannym molestowaniem ze strony "spuchniętych muzułmańskich jąder" - ten człowiek jest zły, bo przeszkadza, bo robi coś, co oddala naszą wizję neomarksistowskiego totalitaryzmu (czyli dla tych półgłówków z Parlamentu Europejskiego i innych organów - po prostu "demokracji liberalnej"). Dlatego też uruchomiony został przeciwko niemu art. 7, który może doprowadzić do całkowitego pozbawienia głosu państwa nim objętego (oczywiście na to się obecnie nie zanosi, bowiem przeciwko temu będzie nie tylko Polska, ale już wiadomo że także Czechy, Włochy oraz zapewne Rumunia, a być może także Chorwacja, więc radość marksistów jest doprawdy przedwczesna).
"DEMOKRACJA EUROPEJSKA BĘDZIE
MIAŁA CHARAKTER CHRZEŚCIJAŃSKI,
ALBO W OGÓLE JEJ NIE BĘDZIE"
WIKTOR ORBAN
"NAJLEPIEJ BYŁOBY ZAREAGOWAĆ NA TAKIE DZIAŁANIA JAK NAJOSTRZEJ"
FRANS TIMMERMANS
Trzecią ciekawostką, jaka miała miejsce w przeciągu tego tygodnia, jest publiczne ukazanie otwartej i bezpardonowej wojny (ta wojna toczy się od końca 2015 r. więc nie jest to żadna nowość, chociażby dla mnie) niemiecko-polskiej. Ta wojna już przybrała wręcz charakter wojny totalnej. Jest to oczywiście wojna hybrydowa, wojna medialna, wojna polityczna i wojna gospodarcza, ale bezpardonowa, całkowita i nie uznająca kompromisu. I dobrze, taka musi być, bowiem jeśli ktoś uważa że istnienie obok siebie Niemiec i Polski jako suwerennych, równych sobie podmiotów jest możliwe, to tego kogoś odsyłam do mapy. Spójrzcie sobie na nią, i jeśli wówczas nie nabierzecie wątpliwości, to znaczy że nie macie pojęcia o polityce a w szczególności o geopolityce. Nie ma bowiem realnej możliwości doprowadzić do pokojowego współistnienia obok siebie, dwóch silnych i podmiotowych organizmów politycznych (Polski i Niemiec) w sercu Europy, po prostu nie ma takiej możliwości. Nigdy tak nie było w historii i nigdy nie będzie, zawsze jeden kraj musi dominować, a drugi musi albo być jego realną kolonią, albo też... przestać istnieć - innej drogi NIE MA! Niemcy są obecnie silne gospodarczo. To jest oczywiście efekt polityki amerykańskiej, prowadzonej po II Wojnie Światowej w przyznawaniu Niemcom pomocy w ramach (chociażby) Planu Marshalla z 1947 r. (a trzeba wiedzieć że Niemcy po wojnie, to był kraj, gdzie ludzie... umierali na ulicy z głodu. Nic więc dziwnego że Niemki prostytuowały się za kawałek chleba. Podobnie było we Włoszech, tam też była ogromna bieda po 1945 r. Ale już w 1950 r. Włochy wypuściły pierwszą serię samochodów Alfa Romeo, a poziom dobrobytu obywateli znacznie wzrósł - dlaczego? Dzięki USA, dzięki Ameryce, tej Ameryce, której dziś tak nienawidzą eurokraci).
Oczywiście Plan Marshalla nie był jedynym elementem pomocy dla Niemiec w ich powojennej odbudowie, równie ważnym czynnikiem była... kradzież. Tak, właśnie kradzież. Niemcy bowiem w czasie II Wojny Światowej dosłownie złupili całą Europę, a szczególnie Europę Środkowo-Wschodnią. Zabierali wszystko, co miało jakąkolwiek wartość, szczególnie złoto, kamienie szlachetne i oczywiście dzieła sztuki - wszystko to było wywożone do Niemiec. Oczywiście po klęsce III Rzeszy część tych dóbr udało się odnaleźć i odzyskać, ale duża cześć nadal znajduje się w prywatnych, niemieckich rękach, lub w niemieckich muzeach (wciąż przecież w Niemczech żyją rodziny, które przyznają - nieoficjalnie oczywiście bo to byłaby z ich strony głupota - że całą swoją pozycję i majątek zawdzięczają... II Wojnie Światowej i temu że ich jakiś tam przodek nakradł się złota oraz innych cennych przedmiotów od zamordowanych przez siebie Żydów czy Polaków). Zabierano wszystko, co miało jakąkolwiek wartość, nawet... kolekcjonerskie znaczki pocztowe. A dziś naród morderców i złodziei, którzy zniszczyli i złupili sąsiednie kraje, w tym Polskę - kraj odwiecznych obrońców Europy przed najazdem islamskim czy moskiewskim, śmią jeszcze pouczać kogokolwiek o jakimś "braku demokracji" czy tego typu frazesach, które nie mają żadnego oparcia w rzeczywistości (w porównaniu z tym, co dzieje się w Niemczech), a są jedynie kolejnym elementem wojny hybrydowej, wymierzonej w nasz kraj? (o tym, jak Niemcy rozkradli Polskę zapewne wkrótce napiszę oddzielny temat).
Trzecim zaś elementem niemieckiej potęgi ekonomicznej, była też swoista niemiecka pracowitość i ów ordnung muss sein. Niemcy rzeczywiście po wojnie byli narodem pracowitym, który chciał wyjść z marazmu lat powojennych i jednocześnie zapomnieć o czasach III Rzeszy. Ale i tutaj nie było całkowitej konsekwencji. Od 1961 r. Niemcy, aż po dziś dzień zmagają się z muzułmańskimi przybyszami i z każdym rokiem ta liczba u nich rośnie. Bowiem właśnie w 1961 r. kanclerz Niemiec Zachodnich - Konrad Adenauer ściągnął kilkuset pracowników fizycznych z Turcji (umowy zostały podpisane jedynie na wykonanie danej pracy, po czym Turcy mieli wrócić do swojego kraju). Wielu z nich potem z Niemiec wyjechało, ale cześć tutaj pozostała, ściągając następnie swoje rodziny i na stałe osiedlając się w Niemczech. To był początek dzisiejszej islamizacji Niemiec. Przez to dziś Niemcy (w dużej mierze pod wpływem islamizacji i migracji, ale nie tylko) znacznie się zdegenerowały. W zapomnienie poszła pracowitość ich przodków a obecnie wiele niemieckich miast jest tak zaśmieconych, że ktoś mógłby pomyśleć iż znajduje się w jakimiś bliskowschodnim bantustanie. Nie ma się jednak co tamu dziwić, skoro niemiecka młodzież nie garnie się do pracy, a przybywający do Niemiec muzułmanie tym bardziej niczego innego nie potrafią, jak "wzbogacać kulturowo" Niemki swoim nasieniem ze spuchniętych (długą drogą) jąder, bić głową w ziemię w każdy piątek przed meczetem, brać duże pieniądze od państwa za nicnierobienie i oczywiście ostrzyć maczety na niewiernych, gdy przyjdzie czas (po to właśnie rząd niemiecki ich utrzymuje, aby z nich stworzyć tzw.: "armię europejską", wymierzoną głównie we własnych obywateli).
Co zaś się tyczy Polski, to po II Wojnie Światowej nasz kraj był równie zniszczony jak Niemcy i Włochy, z tą różnicą, że o ile następnie Amerykanie zaczęli w niemiecką, włoską i francuską gospodarkę pompować setki miliardów dolarów, o tyle Rosjanie w nas pompowali... Marksa i Engelsa (czyli komunistyczną ideologię i stojący za nią aparat represji). Kraj był więc zniszczony, rozkradziony (przez Niemców, ale przecież to, czego nie udało się zabrać i ewakuować Niemcom pod koniec wojny ze Śląska czy niemieckiego Pomorza, to zabierali Sowieci. Wywożono więc całe fabryki do ZSRS, wraz ze sprzętem i zostawiano tylko puste szkielety budynków). Warszawa została zniszczona w ponad 95 %, zniszczona totalnie. Kraj był biedny, ludność wymęczona długoletnią okupacją, konspiracją i wystraszona kolejnym już "sowieckim wyzwoleniem". A nikt nam nie pomagał podnieść się z tej gospodarczej ruiny (co prawda Plan Marshalla miał obejmować wszystkie państwa doświadczone przez wojnę i niemiecką okupację, ale nasze komunistyczne, powojenne władze, całkowicie sterowane z Kremla, po prostu odrzuciły amerykańską pomoc, oczywiście na rozkaz Moskwy). Polska nie otrzymała też żadnych odszkodowań wojennych od Niemiec (nie mówiąc już o Rosji, jako prawnej spadkobierczyni Związku Sowieckiego za lata niewoli, grabieży i gwałtów). Niemcy do dziś się bronią przed wypłatą owych odszkodowań, wiedząc że gdyby mieli je uczciwie spłacić, to jeszcze wnukowie ich wnuków by je nam spłacali, co jednocześnie spowodowałoby znaczne obniżenie poziomu życia w samych Niemczech (nie mówiąc już o tym, że jeśli muzułmanie nie dostaną darmowych pieniędzy od rządu, to się zacznie na ulicach "krwawa łaźnia", a poprą ich oczywiście marksiści, w tym ich bojówki - jak choćby Antifa). Mimo to, Polacy własnym wysiłkiem odbudowali swoją stolicę, podobnie jak i inne miasta w kraju. Uczynili to bez żadnego międzynarodowego wsparcia, jedynie kierując się swoją pracowitością i chęcią stworzenia swym dzieciom lepszego życia.
"CHLEBY UPIEKĄ SIĘ W PIECACH NAM,
I SPÓJRZ TAM GDZIE TYLKO BYŁ DYM.
KWIATEM ZABLIŹNI SIĘ WOJNY ŚLAD, BARWĄ RÓŻ.
DZIECI URODZĄ SIĘ NOWE NAM
I SPÓJRZ BĘDĄ ŚMIAĆ SIĘ ŻE MY,
ZNÓW WSPOMINAMY TEN PODŁY CZAS - PORĘ BURZ.
ZA DZIEŃ, ZA DWA, ZA NOC, ZA TRZY - CHOĆ NIE DZIŚ. ZA NOC, ZA DZIEŃ, DOCZEKASZ SIĘ - WSTANIE ŚWIT"
EDMUND FETTING
"NIM WSTANIE DZIEŃ"
(1964 r.)
Ów temat postanowiłem nazwać "Nowi Niebianie", ponieważ ci wszyscy eurokraci z Parlamentu Europejskiego i Komisji czy Rady Europejskiej - oni wszyscy uważają się za "nowych niebian", tych, którzy wiedzą więcej, lepiej i mogą zwykłym ludziom (czyli w ich mniemaniu zwykłemu motłochowi) mówić jak ma żyć, w co wierzyć, czym się kierować a nawet jak mówić. Temat ten oczywiście rozszerzę w kolejnych postach, bowiem zapewne będzie się on jeszcze długo toczył i to zarówno w kwestii ACTA 2, jak i kolejnych działań eurokratów w celu stworzenia jednego marksistowskiego, europejskiego państwa (przy czym jakakolwiek forma krytyki ma zostać zagłuszona i wyrzucona poza wszelki nawias obiegu informacji, nie tylko tej mainstreamowej, ale również tej społecznościowej, która głownie odbywa się w internecie). Zobaczcie że oni ostatnio bardzo przyspieszyli. Przecież ideologia homoseksualna i feministyczna była rozciągnięta na dziesięciolecia, ideologia gender i "refugees welcome" już tylko na lata, a obecnie to wszystko postępuje w tempie astronomicznym z miesiąca na miesiąc. Według mnie cel jest prosty, marksistowskie superpaństwo ma zostać zbudowane do 2024 r. gdyż po tej dacie wszelkie tego typu próby już się nie powiodą, dlatego czym prędzej trzeba domknąć cały system (w czym oczywiście pomocni będą również muzułmańscy imigranci) i trzeba się spieszyć.
Dlatego wszelki opór musi zostać zniszczony (zauważyliście Kochani, że obecnie to już sami eurokraci z Niemcami i Francją na czele, pragną po prostu wypchnąć z Unii kraje takie jak Polska, Węgry czy Rumunia? Im bowiem chodzi o to, że jeśli doprowadzą do marginalizacji państw Europy Środkowej czyli państw Międzymorza, to nie będzie głosu sprzeciwu nawołującego do zahamowania niekorzystnych dla Europy i Europejczyków praktyk? Dlatego też ja uważam że nasza obecność w Unii, mimo wszystko jest konieczna, gdyż umożliwia nam obronę Europy przed pragnącym ją połknąć i strawić totalitaryzmem marksistowskim. I znów musimy walczyć o wolność, honor i godność nie tylko Polski, ale całej Europy - podobnie jak to było przed wiekami. Nie wiem dlaczego tak jest że wciąż musimy pojawiać się w roli obrońców Europy i jej cywilizacji. No cóż, Bóg zapewne wie co robi, obsadzając nas w tej roli, i tak jak powiedział Wiktor Orban w Parlamencie Europejskim - "Demokracja europejska albo będzie miała charakter chrześcijański, albo w ogóle jej nie będzie").
A teraz chciałbym przejść już bezpośrednio do właściwego tematu i zaprezentować szanownym czytelnikom antyczną formę dzisiejszych instytucji Unii Europejskiej i samych eurokratów (uważających się na nadludzi, którzy wiedzą lepiej co dla obywateli państw unijnych jest najlepsze). Oto zaprezentuję niesamowity twór starożytności - miasto Uranopolis - Miasto Nieba (o którym już kiedyś wcześniej wspomniałem mimochodem w innym temacie), gdzie mieli przebywać i żyć sami "Niebianie". Miasto to było o tyle niesamowite, że wprowadzono w nim wiele "ulepszeń" (z dzisiejszego, można by powiedzieć, lewicowego punktu widzenia), w tym wprowadzono totalną nowomowę, która zmuszała obywateli tego miasta, do nazywania rzeczy w inny sposób, niż było to w powszechnym użyciu. Zatem przejdźmy już teraz do owego tematu:
URANOPOLIS
"MIASTO NIEBA"
Kiedy powstało Uranopolis? Nie ma konkretnej daty założenia owego miasta, nie zachowała się też żadna o nim informacja w źródłach historycznych. Jedyna relacja o nim pochodzi od Atenajosa z Neukratis, który w swym dziele "Uczta mędrców" (oraz częściowo z relacji Herakleidesa Lembosa), opisał istnienie takiego miasta. Miał je założyć młodszy brat Kassandra (syna sławnego Antypatra, który został regentem Królestwa Macedonii, po śmierci Aleksandra Wielkiego) - Aleksarchos. Stało się to zapewne już za rządów samego Kassandra (jako ciekawostkę powiem, że w filmie Olivera Stone'a pt.: "Aleksander", opisującym życie i panowanie Aleksandra Macedońskiego, w postać Kassandra wcielił się Jonathan Rhys Meyers, bliżej znany widzom jako król Henryk VIII z serialu "Dynastia Tudorów" - "The Tudors"). Aleksarchos nie od razu założył swoje wyśnione "miasto idealne", mające w założeniu być odwzorowaniem utopijnych wizji filozofów, w tym samego Platona (a jak wiemy, wizja społeczeństwa idealnego autorstwa Platona, była w całej swej pełni prekursorką współczesnych systemów totalitarnych). Nie od razu jednak miał on możliwość zrealizowania swojej wizji "miasta idealnego". Był jednym z młodszych synów Antypatra, macedońskiego wodza, służącego pod rozkazami królów Filipa II i Aleksandra Wielkiego, i jednej z jego wielu oficjalnych żon lub konkubin (Macedończycy, szczególnie po podboju Persji, żenili się po kilka razy, co powodowało że mieli jednocześnie dwie, trzy a nawet więcej żon, nie licząc oficjalnych nałożnic).
Gdy 10 czerwca 323 r. p.n.e. w Babilonie Aleksander Macedoński w wieku zaledwie 33 lat, kończył swą ziemską wędrówkę, u jego łoża już trwały targi nad nowym podziałem Imperium przez niego stworzonym. Sytuacja była niezbyt optymistyczna, jako że jedynym pretendentem do władzy i korony był teraz niejaki Arridajos, nieślubny syn króla Filipa II i przyrodni brat Aleksandra Wielkiego, który jednak (mówiąc krótko) był wariatem. Chory umysłowo Filip nie nadawał się do rządzenia, zresztą nikt nie chciał takiemu człowiekowi powierzyć władzy nad tak rozległym teraz Imperium, ciągnącym się od Bałkanów na zachodzie, po rzekę Indus na wschodzie. Co prawda żona Aleksandra - baktryjska księżniczka Roksana, była już w widocznej ciąży i spodziewano się szybkiego rozwiązania, ale przecież wciąż jeszcze nie urodziła, poza tym mogła przyjść na świat dziewczynka, co zupełnie zmieniłoby jakiekolwiek plany wyczekiwania na nowego króla (co prawda był jeszcze Herakles - syn Aleksandra, ale zrodzony on był ze związku z nieprawego łoża, króla Aleksandra z perską arystokratką o imieniu Barsine, a poza tym, też miał ok. trzech lat). Należało więc podjąć decyzję już teraz, tu przy łożu zmarłego króla, by potem móc poczynić jakiekolwiek dalsze kroki dla zachowania jedności, którą teraz wszyscy deklarowali. Tak więc uradzono że władza nad armią zostanie powierzona w ręce Perdikkasa, Leonnatosa, Kraterosa i Antypatra - jako najstarszych członków straży królewskiej.
Owi przywódcy armii (z pośród których w Babilonie w chwili śmierci Aleksandra Wielkiego znajdowało się tylko dwóch z nich - Perdikkas i Leonnatos, reszta - Krateros był jeszcze w Cylicji, choć już wracał do Babilonu, zaś Antypater przebywał w Macedonii), podjęli decyzję iż uznają nienarodzone w łonie Roksany dziecię za króla (oczywiście stwierdzono że umowa ta nie dotyczy sytuacji, gdyby urodziła się dziewczynka). Uznano więc iż nienarodzony chłopiec zostanie królem już w łonie matki. Nikt też w ogóle nie zakładał że może urodzić się dziewczynka, nie brano tego w ogóle pod uwagę (o czym świadczy zupełny brak w źródłach odniesień do tego, co miałoby się stać, jeśli urodziłaby się dziewczynka), zatem spodziewano się chłopca i tylko chłopca. Odczekano aż wszyscy czterej wodzowie zjadą do Babilonu i następnie o całej umowie poinformowano hetajrów - czyli macedońską jazdę, której paradę zorganizowano z tej właśnie przyczyny, aby ogłosić iż nowym królem Macedończyków (i ludów podbitych), będzie nienarodzony syn w łonie księżniczki Roksany, co spotkało się z aplauzem kawalerii i złożeniem przysięgi wierności nowemu władcy (wciąż jeszcze nienarodzonemu). Do rozwiązania pozostały jeszcze co prawda dwa miesiące (Roksana była w siódmym miesiącu ciąży), ale już teraz takie postawienie sprawy bardzo nie spodobało się piechocie macedońskiej ("sarissoforoi" - "niosących włócznie"), która uznała iż w sposób ewidentny została pominięta. Sarissoforoi zresztą nie znosili Roksany (nie tylko z racji jej perskiego pochodzenia, ale również ze względu na jej wyniosłość, i tego iż śmiała nazywać się królową Macedończyków), teraz zaś zamierzali dać temu publiczny wyraz, nie akceptując umowy czterech wodzów i przysięgi złożonej przez hetajrów.
Zebrali się pod bronią i wybrali nowym królem właśnie owego Arridajosa, któremu nadano imię Filipa III. Falangici (piechurzy macedońscy), chcieli bowiem utrzymać macedońską tradycję ponad wszystko, nie godząc się na rządy dziecka, zrodzonego z "medyjskiej nałożnicy". I choć wiedzieli że Arridajos nie jest normalny, jego wybór i tak był lepszy, niż wybór dziecka nieznanej płci, zrodzonego przez kobietę, której szczerze nienawidzili. Hetajrowie, będący w mniejszości, próbowali jakoś załagodzić spór z sarissoforoi i wysłali do nich swoich dwóch przedstawicieli na rozmowy. Ci jednak przyłączyli się do falangitów i sami opowiedzieli za królem Filipem III Arridajosem. Falangici nie chcieli zgody z hetajrami, tym bardziej że uważali iż są przez nich niedoceniani. Punktem niezgody stało się też ciało Aleksandra Wielkiego, które strzegli właśnie hetajrowie ("królewscy chłopcy" - jak ich nazywano), a chcieli je przejąć falangici. Ciało Aleksandra było ważne nie tylko dlatego, że po jego śmierci uważano iż... czyni cuda, ale dlatego, że ci, którzy je kontrolowali, byli jakoby predestynowani do narzucania innym swej woli i zamierzeń. Wreszcie sarissoforoi postanowili odbić ciało od hetajrów, ale do bratobójczej walki nie doszło dzięki osobistemu zaangażowaniu Perdikkasa, który polecił hetajrom oddać ciało króla falangitom. Pardikkas doprowadził też do oficjalnego pojednania obu formacji macedońskiej armii, gdzie nad grobem Aleksandra podano sobie prawice (wówczas witano się chwytając za łokcie, a nie jak dziś za same dłonie) i uzgodniono że nowym królem Macedończyków będzie Filip III Arridajos, oraz... nienarodzony syn księżniczki Roksany (jeśli oczywiście będzie to syn). Będą więc panowali wspólnie, szalony wuj i jego niemowlęcy bratanek - wymarzona sytuacja dla wszelakich regentów.
Uzgodniono jednak (na żądanie sarissoforoi) że Roksana nie będzie mogła sprawować opieki nad nienarodzonym synem, ani tym bardziej piastować regencji w jego imieniu. Dziecko miano po urodzeniu odebrać matce i oddać mamkom, specjalnie wybranym przez wodzów i żołnierzy armii, nad którymi pieczę będzie sprawował... szalony król Filip III (swoją drogą ciekawie to wymyślili). Jednak samego Filipa III też trzeba było kontrolować, bowiem jego zachowanie było nie tylko dziwaczne, ale i niebezpieczne dla otoczenia. Dlatego też wybrano Perdikkasa "strażnikiem królów" (obu, Filipa i tego nienarodzonego dziecka), a także wodzem sił królewskich i zwierzchnikiem administracji królestwa Azji. Krateros otrzymał drugie najważniejsze stanowisko (a dla wielu było to w ogóle stanowisko najważniejsze, jako że najbardziej szanowane przez Macedończyków) w państwie, został prostasą - czyli przewodnikiem w królestwie (zastępował królów w czasie uroczystości religijnych, miał pieczę nad mennicami i królewskimi pałacami, oraz sprawował tytuł najwyższego sędziego). Leonnatos zaś otrzymał władzę wojskową nad Frygią (jako strategos), zaś Antypater został najwyższym dowódcą wojsk w Macedonii i Grecji (strategos). Gdy już uzgodniono ramy polityczno-prawne, w jakich miało funkcjonować całe to ogromne Imperium, stworzone przez zmarłego króla Aleksandra, przystąpiono wreszcie do jego pogrzebu. Wówczas to doszło też do krwawych porachunków, gdy król Filip III nakazał piechocie wydanie buntowników (czyli tych, którzy wdarli się do królewskiej kwatery w celu zagarnięcia ciała Aleksandra). Zostali oni wydani hetajrom, i rozdeptani przez słonie bojowe. Ciało Aleksandra zaś po oczyszczeniu i zabalsamowaniu przez egipskich kapłanów, ukoronowane diademem, zostało włożone do złotej trumny, która zaś wniesiona na wspaniały wóz pogrzebowy, miała zostać skierowana na cmentarz królów macedońskich z dynastii Temenidów do Ajgaj (nigdy tam jednak nie dotarła).
W sierpniu 323 r. p.n.e. Roksana wreszcie urodziła. Na świat przyszedł chłopiec, któremu nadano po ojcu imię Aleksander, i jako Aleksander IV miał panować wraz ze swym wujem Filipem III, oraz z dwoma jeszcze głównymi zarządcami Imperium - Perdikkasem (który coraz bardziej pragnął władzy) i Kraterosem. Jednak ci władcy Imperium doszli do przekonania, że nie będą w stanie skutecznie kontrolować całego państwa, i muszą (chcąc nie chcąc) przekazać część lokalnej władzy w ręce perskich i azjatyckich satrapów. I tak zarządcą Medii został Atropates, Partii i Hyrkanii - Fratafernes, Parapomisadii - Oksyartes, ziemiami pomiędzy rzekami Indus a Hydaspes zarządzał zaś Taksiles - wszyscy oni byli albo Persami, albo Medami, albo też pochodzili z lokalnych, azjatyckich ludów. Oczywiście nie zabrakło też Greków w macedońskiej administracji, Eumenes z Kardii zarządzał Kapadocją, Laomendont z Mityleny - Syrią, Stasanor z Soloj - Drangianą i Arei. Oczywiście nie były to jedyne nominacje nie-Macedończyków na stanowiska zarządców prowincji Imperium Aleksandra Wielkiego - było ich znacznie więcej. Taka polityka była niezwykle korzystna i dobrze przemyślana, bowiem dzięki niej Macedończycy w zarodku stłumili wszelkie bunty przeciwko swojej władzy, jakie niechybnie wybuchłyby po śmierci ich króla. Lecz skoro lokalne ludy otrzymały swoich zarządców, ci, sami dążyli do załagodzenia wszelkich sporów i utrzymania macedońskiej kontroli nad swymi prowincjami (wiedząc że nie dysponują ani taką siłą, ani pozycją, by ogłosić się władcami niezależnymi). Persydą na przykład zarządzał rodowity Pers - Peukestas, który zdobył uznanie już samego Aleksandra Wielkiego. Stasanor - choć nie pochodził z Baktrii (którą zarządzał), również był Azjatą (pochodził z mieszanej grecko-perskiej rodziny) i rozumiał wrażliwość tamtejszych ludów, przez co był też tam bardzo popularny. Podobną sławę zyskał w Karmanii - Grek Tlepolemos, który prowadził niezwykle życzliwą politykę wobec tamtejszych ludów.
Ale w owym czasie Uranopolis jeszcze nie powstało. I nie powstanie przez kolejną dekadę (sądzę że miasto zostało założone ok. 310 r. p.n.e., już pod rządami Kassandra nad Macedonią). A gdzie właściwie ono powstało? W Tracji, tuż nad brzegiem Morza Egejskiego (prawdopodobnie niedaleko dzisiejszego przylądka Athos - do dziś istnieje tam greckie miasto o tej nazwie - Uranopoli), i było macedońską kolonią. Niestety, zarządzane było przez szaleńca - Aleksarchosa, który postanowił zamienić je w miasto niebian na ziemi, żyjących i myślących niczym sami bogowie. Zmienił więc ich sposób wysławiania się, wprowadzając totalną nowomowę. Ale o tym i wielu innych faktach z owej niesamowitej "niebiańskiej krainy" w kolejnej części.
"JAKAŻ TO BYŁA NOC? O BOGOWIE, BOGINIE.
JAKŻE MIĘKKIE ŁOŻE,
PRZYWARLIŚMY DO SIEBIE - PŁONĄC,
I Z WARG DO WARG PRZELALIŚMY
NASZE BŁĄDZĄCE DUSZE.
GDZIE JEST DLA MNIE MIEJSCE WOLNE OD SIDEŁ, GDY NAWET W MROŹNEJ, ŚWIĘTEJ WODZIE -
OGIEŃ UKRYTY.
ŻEGNAJCIE TROSKI ŚMIERTELNE,
KU INNEMU ZMIERZAM JUŻ ŚWIATU.
O BOGOWIE, BOGINIE - CO ZA NOC!!!"
JAKŻE MIĘKKIE ŁOŻE,
PRZYWARLIŚMY DO SIEBIE - PŁONĄC,
I Z WARG DO WARG PRZELALIŚMY
NASZE BŁĄDZĄCE DUSZE.
GDZIE JEST DLA MNIE MIEJSCE WOLNE OD SIDEŁ, GDY NAWET W MROŹNEJ, ŚWIĘTEJ WODZIE -
OGIEŃ UKRYTY.
ŻEGNAJCIE TROSKI ŚMIERTELNE,
KU INNEMU ZMIERZAM JUŻ ŚWIATU.
O BOGOWIE, BOGINIE - CO ZA NOC!!!"
ACT 447 IS NOT APPLICABLE AND
NEVER WILL APPLY TO POLAND
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz