PRZYCZYNY I POWODY KRYZYSÓW
KOŚCIOŁA CHRYSTUSOWEGO
(W TYM GŁÓWNIE KATOLICKIEGO)
NA PRZESTRZENI WIEKÓW,
ORAZ ŚRODKI I KIERUNKI
ZMIERZAJĄCE KU JEGO NAPRAWIE
"I OTO Z NIEBIOS NA OBŁOKACH PRZYSZEDŁ JAKOBY SYN CZŁOWIECZY (...) I DANO MU WŁADZĘ I CZEŚĆ I KRÓLOWANIE, I WSZYSTKIE NARODY, POKOLENIA, JĘZYKI SŁUŻYĆ MU BĘDĄ. MOCARSTWO JEGO, MOCARSTWO WIECZYSTE, KTÓRE NIE PRZEMINIE, I KRÓLOWANIE JEGO ZNIESIONE NIE BĘDZIE"
Dn. 7, 13-14
Z CZYM PRZYCHODZIMY
Z CZYM ODCHODZIMY?
Kiedy realnie rozpoczął swoje nauczanie Jezus z Nazaretu, zwany Chrystusem? Wiele źródeł podaje bardzo różne na to pytanie odpowiedzi. Postaram się jednak napisać co ja o tym myślę, biorąc pod uwagę najróżniejsze źródła, takie jak: Pismo Święte, Ewangelie, Apokryfy i źródła dodatkowe (jak choćby channelingi). Pytanie bowiem brzmi - czy Jezus był Chrystusem od samych swych narodzin w Betlejem, czy też stawał się nim w kolejnych etapach swego życia? Jest to pytanie być może banalne, ale jednak ukazujące naturę nie tylko samego Jezusa Chrystusa, ale także nas samych, jako ludzi żyjących tu i teraz na tym małym ziarnku piasku zwanym Ziemią istniejącym sobie w bezmiarach Wszechświata. Nim postaram się odpowiedzieć na to pytanie, najpierw mała prywatna dygresja. Otóż pamiętam jak będąc jeszcze dzieckiem, gdy bardzo chciałem posiadać jakąś konkretną rzecz i potem to samo pojawiło się w moim śnie, tak, że stałem się już tej upragnionej rzeczy właścicielem, zacząłem kombinować. To dziwne, ale śniąc zacząłem zdawać sobie sprawę że to nie jest jawa, tylko właśnie sen i zacząłem się zastanawiać w jaki sposób wyprowadzić tę moją własność do realnego świata. Zastanawiałem się (wciąż śniąc) jak to stamtąd wyciągnąć ale ostatecznie wszelkie tego typu zamierzenia oczywiście musiały się skończyć niepowodzeniem i budziłem się z niesmakiem, żałując iż nie udało mi się osiągnąć zamierzonego celu. Ten przykład snu, jest bardzo znamienny, bowiem dobitnie ukazuje naszą naturę. Pokazuje bowiem kim jesteśmy, jak przychodzimy na ten świat i jak z niego odchodzimy.
Pojawiamy się bowiem na tym świecie jako bezbronne, nagie i zupełnie zdezorientowane istoty. Odczuwamy wiele nieprzyjemnych warunków, jakie na nas oddziałują z otoczenia (powietrze, chłód, gorąco, zapachy, wreszcie dotyk). Jesteśmy bezbronni, przybywamy tutaj nadzy, zupełnie czyści z niezapisaną kartą życia (tabula rasa). Potem, przez lata życia zapisujemy naszą kartę poprzez najróżniejsze doświadczenia, emocje, odczucia, myśli i czyny. Marzymy i dążymy do jakichś celów, a w konsekwencji gdy już je zdobywamy, okazuje się że... tak naprawdę pragnęliśmy czegoś innego. Przez całe życie toczymy o coś boje, uczymy się, poznajemy świat, zaczynamy odróżniać dobro od zła. Ale jednocześnie miotają nami najróżniejsze żądze, które powodują że to nasze istnienie jest co prawda trudniejsze, ale jednocześnie barwniejsze. Czasem zdobywamy wielkie znaczenie, pozycję i pieniądze, które świadczą o naszym społecznym statusie (lub o jego braku). Aż w pewnym momencie następuje pauza... koniec. Zawał, a może jakiś wypadek, nie ważne, w każdym razie nasze życie na tym świecie dobiega końca. I teraz pytanie brzmi - z czym odchodzimy z tego świata? Czym jest nasze ciało. Nasze ciało jest... kupą śmierdzącego mięsa. Pozwolę sobie jako przykład przytoczyć opis umierania Heroda Wielkiego, który zmarł w 4 roku p.n.e., opisany przez Euzebiusza z Cezarei: "Zaczem choroba ogarnęła całe jego ciało i dręczyła go rozmaitymi cierpieniami. Nie gorączkował silnie, ale odczuwał po całej skórze nieznośne swędzenie i nieustanne boleści na wnętrzu. Nogi mu nabrzękły jak przy wodnej puchlinie, w żywocie czuł jakby ogień, a na członkach wstydliwych utworzył mu się jakby wrzód ropiejący, z którego się lęgły robaki. Prócz tego cierpiał na brak oddechu (...) On sam jednak walczył z temi srogimi mękami, chciał żyć (...) Kazał się tedy zwieść za Jordan, do ciepłych źródeł Kalliroe, aby zażywać tam kąpieli (...) ale gdy go opuszczono do napełnionej oliwą wanny, ogarnęły go słabości śmiertelne i oczy stanęły mu słupem (...) stracił wszelką nadzieję wyzdrowienia".
Krzysztof Jackowski - jasnowidz, który zajmuje się odnajdowaniem osób zaginionych lub ich ciał, opowiadał jak wygląda ludzkie ciało po kilku dniach w wodzie, przysypane ziemią lub wystawione na warunki atmosferyczne. Widok ten jest co najmniej nieestetyczny, żeby nie powiedzieć gorzej, ale najgorszy jest smród. Nasze ciało śmierdzi. Śmierdzi, bo jest to tkanka organiczna, zbudowana z najróżniejszych komórek, mających określoną datę ważności - i tyle. Tyle, jeśli idzie o nasze ciało, gdyż jest ono jedynie nakryciem, naszym ubraniem, bez którego nie moglibyśmy niczego osiągnąć na tym łez padole. Ale my sami, z czym my sami opuszczamy nasze ciało, z czym odchodzimy z tego świata? Odpowiedź jest prosta - odchodzimy stąd z... naszymi myślami i czynami, czyli z ową zapisaną kartą, którą wnosimy rodząc się na Ziemi. I to jest cały nasz prawdziwy majątek, który możemy wynieść z tego świata, nic innego nie uda nam się stąd zabrać, podobnie jak i mnie nie udawało się nic wynieść z mojego snu do tego świata na jawie. Przybywamy więc tutaj po to żeby się uczyć i zdobywać wiedzę (doświadczenie), potrzebną do zapisania naszej karty. Ale jednocześnie naszym zadaniem jest odnaleźć Miłość w świecie pełnym kłamstwa i obłudy (to jest niczym szukanie muszli na piaszczystej plaży). Nauka jest bardzo ważna, bowiem każde nasze doświadczenie, jest jednocześnie doświadczeniem samego Boga, jest kolejnym stopniem rozwoju. Dlatego rodzimy się na tym świecie jako niezapisana karta (co oczywiście dotyczy jedynie naszej świadomości, tej materialnej, a nie uśpionej podświadomości przeszły doświadczeń). I tak też z całą pewnością na ten świat przyszedł sam Jezus Chrystus.
Historia Jego życia pokazuje (nie wszystko jest w Biblii), że poprzez doświadczenia i nauki zdobywane w ciągu swego życia, uzyskał ten stopień rozwoju, który predestynował go do roli "Syna Człowieczego". Historia Jezusa pokazuje dobitnie że nawet jeśli jestem wyjątkowy i niesamowity, to na tym świecie na wszystko należy zapracować - bo nic nie jest nam dane od ręki. I nawet jeśli Jezus był "Synem Boga" (lud "Synem gwiazd"), Jego rozwój przebiegał stopniowo, podobnie jak i nasz. I to jest nauka, którą należy sobie uświadomić. Początek misjonarskiej działalności Jezusa z Nazaretu, łączy się nierozerwalnie z Jego spotkaniem z Janem Chrzcicielem. Jezus miał udać się nad brzeg Jordanu - gdzie Jan Chrzciciel chrzcił ludzi, gotowych żałować na grzechy i oczekiwać nadejścia Królestwa Bożego - prosto po pracy w swoim zakładzie ciesielskim. Towarzyszyli mu w tym dwaj jego przyrodni bracia - Jakub i Juda. Gdy dotarli na miejsce, był tam już tłum ludzi czekających na swoją kolej chrztu w rzece Jordan, ustawili się więc w kolejce i czekali. Gdy przyszła Jego kolej, Jezus wszedł do wody i podszedł do Jana. Ten, ujrzawszy go, miał się zapytać: "Dlaczego ty wchodzisz do wody, by mnie pozdrowić?" na co Jezus odparł: "Byś mnie ochrzcił". Jan wówczas odpowiedział: "To ja powinienem być ochrzczony przez ciebie, to ja powinienem przyjść do ciebie". Jezus miał wówczas powiedzieć że takie jest jego przeznaczenie, aby to Jan ochrzcił Jego i tak się też stało. Był to początek 26 r. naszej ery.
Jezus Chrystus co prawda miał zwykłe, ludzkie ciało i nawet ludzki umysł - taki jak każdy z nas. Ale drzemiący w nim duch był potężnej mocy, i nie pochodził ze sfery dusz rodzących się na naszej planecie. Aby rozbudzić drzemiącą w nim siłę (siłę, która została tutaj notabene skierowana celowo i planowo), musiał zarówno osiągnąć pewien stopień ziemskiego rozwoju intelektualnego, jak i samo rozwijać się poprzez chociażby medytację (owe sławne czterdzieści dni postu - to oczywiście wymysł, Jezus miał ludzkie ciało i nie pościł aż tak długo, góra dwa pierwsze dni, ale przez czterdzieści dni rozmyślał nad dalszym swoim losem). To właśnie owe medytacje ostatecznie pozwoliły przenieść ludzki intelekt Jezusa na dalszą pozycję i uwypuklić tę drzemiącą w Nim moc (w Biblii jest to nazywane "kuszeniem" Jezusa przez diabła, który miał mu ofiarować wszystkie wspaniałości tego świata, jeśli wyrzeknie się Boga Ojca), a jednocześnie całkowicie świadomie dokonał wyboru swej ziemskiej, zewnętrznej natury. Oznaczało to, że nie czynił niczego, co mógł uczynić dysponując siłą uzewnętrznionej mocy, po to, aby dopomóc sobie samemu, tylko żył życiem zwykłego człowieka, zwykłego śmiertelnika, którego ciało posiadał. Ale Jego myśli były już skoncentrowane na owej rozbudzonej potędze, która zasiedlała Jego ciało fizyczne i gotów był do wypełnienia swojej misji tu na Ziemi ("Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie" - Łk 22, 42). Gdy już Jego nieziemska (można rzec "boska") cząstka zatriumfowała nad ludzkim intelektem, Jezus wybrał sobie dwunastu apostołów, byli to (w kolejności wyboru): Andrzej i Szymon - uczniowie Jana Chrzciciela (Szymonowi Jezus zmienił imię na Piotr, co miało być związane ze zmianą jego charakteru), następnie bracia Jakub i Jan, potem Filip i Nataniel, potem Mateusz i Szymon, następnie Jakub i Juda (zwany Tadeuszem) synowie Alfeusza, Tomasz i ostatecznie Judasz Iskariota (po zdradzie i samobójstwie Judasza zastąpił Maciej). Tak też rozpoczęła się misyjna działalność Jezusa Chrystusa i Jego pierwsze rozczarowanie - o czym w kolejnej części.
ACT 447 IS NOT APPLICABLE AND
NEVER WILL APPLY TO POLAND
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz