PRZYCZYNY I POWODY KRYZYSÓW
KOŚCIOŁA CHRYSTUSOWEGO
(W TYM GŁÓWNIE KATOLICKIEGO)
NA PRZESTRZENI WIEKÓW,
ORAZ ŚRODKI I KIERUNKI
ZMIERZAJĄCE KU JEGO NAPRAWIE
"PIERWSZE ROZCZAROWANIE"
"JEZUS ZACZĄŁ WSKAZYWAĆ SWOIM UCZNIOM NA TO, ŻE MUSI IŚĆ DO JEROZOLIMY I WIELE WYCIERPIEĆ OD STARSZYCH I ARCYKAPŁANÓW, I UCZONYCH W PIŚMIE; ŻE BĘDZIE ZABITY I TRZECIEGO DNIA ZMARTWYCHWSTANIE. A PIOTR WZIĄŁ GO NA BOK I POCZĄŁ ROBIĆ MU WYRZUTY: "PANIE, NIECH CIĘ BÓG BRONI! NIE PRZYJDZIE TO NIGDY NA CIEBIE"
(Mt 16,21n)
Wybrani przez Jezusa apostołowie, nie byli jedynymi którzy za nim podążali. Na nauki i głoszoną "Dobrą Nowinę" ściągały tłumy ludzi zafascynowanych mądrością jak i cudami, jakich dokonywał Jezus i wielu z nich podążało potem za Nim niezależnie od apostołów. Z części tych, którzy szli za Jezusem, wybrał on dość sporą grupę uczniów (nie należy ich mylić z apostołami, bo to była zupełnie odmienna grupa). Ponoć miało ich być 70 (prawdopodobnie ta liczba stale rosła, bowiem Paweł pisze w I Liście do Koryntian (15,5-7), że było więcej aniżeli 500 braci razem i że część z nich - w czasach gdy to pisał - już pomarła). Wiadomo też że wokół Jezusa gromadziło się równie dużo mężczyzn co kobiet (zapewne spośród owych rzesz wiernych) i skoro Paweł pisze o 500 braciach zwanych uczniami (wśród których miał być m.in.: Barnaba i Sostenes), to najprawdopodobniej kobiet musiało być równie sporo, choć nie należały one oficjalnie do grona uczniów, a zapełniały rzesze wiernych. W czasie gdy Jezus z Nazaretu kompletował jeszcze skład 12 apostołów (zwanych następnie Kolegium Dwunastu), miało miejsce wydarzenie, które przeszło do tradycji pod nazwą wesela w Kanie Galilejskiej. Było to popularne wydarzenie w lokalnej społeczności, jako że kobieta, która wychodziła za mąż, należała do wpływowej rodziny żydowskiej, na ślub zjechało więc mnóstwo gości. Zjawił się tam również i Jezus ze swymi apostołami (wówczas jeszcze w niekompletnym składzie, w liczbie bodajże zaledwie sześciu). Apostołowie których wybrał i uczniowie którzy podążali za Jezusem, byli głęboko przekonani że Jezus jest kimś wyjątkowym, kimś szczególnym, posiadającym wielką moc i siłę ducha, którą przeznaczy na odrodzenie Królestwa Izraela i wypędzenie z kraju rzymskich okupantów. W boskie powołanie swego syna i w jego misję jako Mesjasza odrodzonego Izraela, wierzyła też zapewne sama Maria - matka Jezusa i Jego bracia (jak choćby Jakub). Wydawało im się że jest On tym, który odnowi dawne prawa mojżeszowe, wskrzesi dawne królestwo i połączy podzielone 12 plemion Izraela i Judy. Nic więc dziwnego, iż uczniowie Jego taką właśnie rozgłaszali opowieść i głosili że oto pojawił się Zbawiciel całego Izraela.
Jezus pragnął tam się pojawić jako jedna z wielu osób biorących udział w tym radosnym wydarzeniu, ale nie było mu to dane. Apostołowie i uczniowie Jego rozgłaszali przed przyjęciem o jego mesjanizmie i niezwykłości, dlatego gdy tylko się pojawił wielu radowało się i witało z Nim jak z boskim człowiekiem, lub kapłanem wysokiego stopnia wtajemniczenia misteryjnego (na przyjęciu obecni byli nie tylko Żydzi, lecz również jakaś liczba Greków, którzy również widzieli w Chrystusie człowieka natchnionego przez bóstwo). Bardzo szybko wesele i przyjęcie weselne zamieniło się w miejsce uzewnętrzniania popularności Jezusa. Goście oczarowani opowieściami o Jego niezwykłości, pragnęli jakiegoś "cudu", który potwierdziłby to, co słyszeli. Wreszcie z prośbą o ukazanie im swej mocy, wystąpiła Jego matka - Maria, co spowodowało iż Jezus był mocno poirytowany. Przede wszystkim dlatego, iż znał On dokładnie cel swej misji - tu na Ziemi i to co się miało z Nim stać, dlatego też irytowały Go napomnienia otoczenia (i Jego matki), które już widziało Go, jako króla siedzącego na tronie zjednoczonego Izraela i w blasku chwały Bożej wypędzającego z kraju rzymskich okupantów. Dlatego wszelkie nawoływania, aby ukazał wszystkim swą moc, kwitował niechętnymi słowy. Przecież nie po to medytował czterdzieści dni, całkowicie świadomie godząc się na życie, jakie zostało mu dane, aby teraz uzewnętrzniał swą "boską naturę" czyniąc cuda dla poklasku zebranych na weselnym przyjęciu ludzi. Jezus miał ponoć zapowiedzieć tym, którzy namawiali go do "czynienia cudów", że nie po to tutaj przybył, by czynić cuda dla zaspokojenia ciekawskich oczu, lecz z woli Ojca Niebieskiego, którego wolę zobowiązał się wykonać. Wielu tego nie rozumiało, niektórzy wręcz zaczęli po cichu szeptać: "Cóż to jest za dziwak?". Niezadowolona z syna była również Maria, która oddaliła się od Niego i usiadła z boku. Wszyscy oczekiwali kuglarskiego cudu, czarownego znaku, który miał potwierdzić wyjątkowość Jezusa, a widząc Jego niechęć, sądzili że głosy o Nim są po prostu wyssane z palca.
Wtedy słudzy ojca panny młodej (w której to domu odbywało się owe przyjęcie weselne), donieśli mu iż zaczyna brakować wina. Wina było co prawda pod dostatkiem, ale nie spodziewano się iż na przyjęcie weselne przyjdzie tyle osób (ponoć było ponad 1000 osób). Dlatego też zapasy bardzo szybko zaczęły się kończyć. Przyjęcie nie mogło dłużej trwać bez wina, a ponieważ już zaczęło zmierzchać, nie było możliwości uzupełnienia braków, nic więc dziwnego że rodzina panny młodej posmutniała. Ponoć miała to zauważyć Maria, która na wieść o brakach wina w spiżarni, od razu oświadczyła że jej syn im pomoże. Zwróciła się też do Jezusa z taką właśnie informacją, co jeszcze bardziej go poirytowało. Jezus nie zamierzał czynić pustych sztuczek, dla poklasku publiki, niczym kuglarz na targu - zapowiedział więc że ta sprawa go nie interesuje. Maria się rozpłakała i powiedział że już dała słowo iż jej syn pomoże im w tej sprawie, co spowodowało wzburzenie Jezusa. Miał rzec: "Kobieto, jakim prawem robisz takie obietnice?", zarzucił jej że postępuje nierozsądnie i niemądrze. Nie mógł jednak zostawić swej matki z taką ujmą na honorze, dlatego też podszedł do gospodarza i poprosił by kadzie wypełnił po brzegi wodą. Teraz spodziewano się że Jezus wypowie jakąś magiczną formułkę czy coś uczyni, co dałoby się określić jako akt magiczny. Nic takiego jednak nie nastąpiło, Jezus w milczeniu zbliżył się do kadzi z wodą, nie dotknął ich nawet, nie uczynił żadnego gestu, stał tylko w milczeniu nieopodal zamkniętych kadzi, a za nim zdziwieni gospodarze i Jego matka - Maria. Po dłuższej chwili milczenia, Jezus opuścił spiżarnia i równie bez słowa wyszedł do gości, gdy zaś słudzy odkorkowali kadzie, było już w nich wino zamiast wody.
CO SIĘ STAŁO W KANIE GALILEJSKIEJ?
"To ty Halinka nie wiesz co się działo w Kanie Galilejskiej?
"Nie"
"Normalnie wesele tam było i nagle rozumiesz, bawią się i bawią i nagle wódki zabrakło. No i już chciały Żydy, bo to wszystko Żydy były, wysłać kogoś na wielbłądzie na melinę żeby przywiózł, ale wtedy wstał Pan Jezus i powiedział: "Zaraz, zaraz, chłopaki poczekajcie, dajcie mnie tu wody i ja wam tę wodę na miejscu, tu w tej Kanie, na miejscu w wódkę zrobię. I zrobił, zrobił! I od tego czasu niedzielę się jako dzień święty święci w ten sposób właśnie"
"Ferdek, dla ścisłości - to nie była wódka tylko wino, a z ciebie jest taki teolog jak z koziej dupy trąba. Wiesz co, kremówkę sobie zjedz, też święta - z Wadowic".
Cud - prawdziwy cud można by rzec. Zapewne był to cud z naszego punktu widzenia, bowiem nawet channelingi nie wyjaśniają w jaki sposób Jezus zmienił wodę w wino. Ale stało się i zostało to rozgłoszone wśród biesiadników, po czym nabrali oni pewności iż Jezus rzeczywiście jest "bożym człowiekiem", ale On sam nie był zadowolony, usiadł na uboczu i rozmyślał (medytował?). Nie spodobało mu się to, co właśnie uczynił i nie chciał aby to się powtarzało. Ale paradoksalnie, była to pierwsza oficjalna egzemplifikacja boskiej (nieziemskiej lub może nawet "gwiezdnej") mocy Jezusa z Nazaretu, po niej nastąpiły kolejne. Prawdopodobnie Jezus doszedł do przekonania, że takie sytuacje są konieczne do wypełnienia Jego misji tu - na Ziemi, i że cudotwórczość wpisuje się jednocześnie w konieczność wiary w boskość danej istoty, przynajmniej w ludzkim rozumieniu. Religijność ludyczna i ceremonialna, jest bardzo ważna dla istot takich jak my, niedorozwiniętych duchowo, którzy nie potrafią uzewnętrzniać swojej wiary inaczej, niż poprzez doświadczenia mistyczne lub mitologiczne. Nic więc dziwnego że cud w Kanie Galilejskiej był pierwszym z tego typu przyszłych działań Jezusa Chrystusa w celu duchowej odnowy tego świata (w channelingach jest powiedziane o przebiegunowaniu duchowym naszej planety). W każdym razie to, czego doświadczył Jezus w Kanie, był z całą pewnością Jego pierwszym rozczarowaniem w stosunku do swych uczniów i rodziny.
"DRUGIE ROZCZAROWANIE"
"A MYŚMY SIĘ SPODZIEWALI, ŻE ON WŁAŚNIE MIAŁ WYZWOLIĆ IZRAELA"
(Łk. 24,21)
"Królestwo moje nie przyjdzie z hałasem i przepychem, ale raczej musi przyjść przez wielką zmianę, którą mój Ojciec wypracuje w waszych sercach (...) Ale nie łudźcie się fałszywa nadzieją, świat pobłądzi w moich słowach. Nawet wy, moi przyjaciele, nie w pełni rozumiecie, co wyjawiam waszym zdezorientowanym umysłom" - tak miał się wyrazić Jezus do swych apostołów w jakiś czas po uroczystości weselnej w Kanie Galilejskiej, która bardzo na nim ciążyła. Prawdopodobnie doszedł do przekonania, że cel Jego misji nie zostanie uznany czy zauważony przez ludzi, jeśli nie będzie miał iście mistycznej cudownej podbudowy, dlatego też, choć ona sam tego nie pragnął, zdecydował się uznać iż jest owym Mesjaszem, którego przepowiadali od wieków arcykapłani i uczeni w Piśmie z ludu Izraela. Jego mesjanizm miał bowiem mieć tę nadbudowę, która była potrzebna do wypełnienia celu misji, choć nie była zrozumiała nawet dla samych apostołów. I rzeczywiście, właśnie niezrozumienie Jego mesjanizmu przez apostołów, stanie się powodem drugiego rozczarowania Jezusa Chrystusa. Nie dotyczyło to tylko apostołów, również Maria nie mogła pojąć o co w zasadzie chodzi jej synowi, powtarzała więc: "Nie rozumiem go". Maria pragnął bowiem aby Jezus poszedł za ciosem i ukazał potęgę, jaka w nim drzemała i aby wykorzystał ją do zjednoczenia (głównie politycznego) całego Izraela i wywalczenia dla niego niepodległości. Pragnęła widzieć Go w koronie Dawida i Salomona, jak siedzi na tronie w glorii potęgi i chwały dawnego Izraela i w bożym błogosławieństwie. A tymczasem Jezus na razie tylko toczył jakieś dysputy ze swymi uczniami i czasem przemawiał do większych tłumów. Co to w zasadzie miało być - nie tego oczekiwała, nie to przepowiadał jej archanioł Gabriel, gdy zwiastował jej narodziny Mesjasza. Nic więc dziwnego że nie rozumiała swego syna i nie pochwalała Jego obecnych działań.
Kolejne miesiące roku 26, spędzał Jezus na spokojnym nauczaniu, bez czynienia żadnych fizycznych cudów, co powodowało że z biegiem czasu Jego czyny w Kanie zaczęły blaknąć. Ludzie coraz rzadziej wracali do tego tematu i oto właśnie Jezusowi chodziło. Przez kolejne miesiące Jezus skompletował pełny skład Kolegium Dwunastu i głosił swoją naukę po miastach Galilei i Judei, ale znów nadeszła taka pora, iż musiał urzeczywistnić swoją moc. Mianowicie poważnie rozchorowała się teściowa Szymona (nazwanego przez Jezusa Piotrem i odtąd tego imienia będę używał). Jezus zjawił się więc w domu Piotra (tutaj istnieją niejasności tyczące żony Piotra. Mianowicie Orygenes i Hieronim pisali iż Piotr, z chwilą przystania do Kolegium Dwunastu, opuścił swoją żonę i podążył za Jezusem, ale Klemens Aleksandryjski pisał że żona Piotra o imieniu Joanna, poniosła śmierć - nie wiadomo tylko kiedy to miało nastąpić. W każdym razie znane jest - choć też pochodzące z wieków późniejszych - imię jedynej córki Piotra - Petronilli). W każdym razie w domu Piotra po raz drugi Jezus ukazuje swą moc, uzdrawiając teściową swego apostoła. W jakiś czas po dokonaniu tego cudu, do Jezusa zwrócili się trzej jego apostołowie - Piotr, Jakub oraz Judasz. Zapytali się swego Mistrza kiedy i gdzie ogłosi narodziny nowego królestwa - tu, w Kafarneum, czy też już po przybyciu do Jerozolimy? Piotr szczególnie pragnął się dowiedzieć kiedy nastąpi to odrodzenie królestwa Izraela i jaką pozycję zajmie każdy z apostołów w jego strukturach. Jezus bowiem rozmawiał z uczniami o Królestwie Bożym na Ziemi, co było interpretowane przez wielu dosłownie, o wskrzeszeniu królestwa Izraela - czyli bożego królestwa boga Jahwe w Palestynie. Jezus odparł im: "Czyż nie wyjaśniłem Wam, że Królestwo moje nie jest z tego świata? Wiele razy mówiłem że nie przyszedłem zasiąść na tronie Dawida (...) Czyż nie rozumiecie, że niebawem, w krótkim czasie, będziecie mnie reprezentować w świecie i w głoszeniu królestwa (...) Boskiego prymatu w ludzkich sercach (...) Odpędźcie od siebie ideę, że moje królestwo jest rządem siły czy panowaniem sławy".
Tak wyglądało drugie rozczarowanie Jezusa swymi apostołami, a szczególnie Piotrem. Nie będzie ono jednak ostatnim, lecz nim do tego przejdę, w kolejnej części pragnę napisać coś na temat duchowości Jezusa Chrystusa, opierając się zarówno na Piśmie Świętym jak i innych dostępnych źródłach (w tym channelingach - do których już dawno nie wracałem). Aby bowiem uzmysłowić sobie kryzysy, przez jakie przechodziło zarówno samo Chrześcijaństwo, jak i Kościół Katolicki, należy wrócić do korzeni i prześledzić również te rozczarowania, które były częścią doświadczenia samego Chrystusa. Teraz przedstawiłem dwa pierwsze, ale będą jeszcze (co najmniej) dwa kolejne nim po śmierci Mistrza zacznie się odradzać w łonie Judaizmu nowa, budowana na zupełnie innych podstawach - Chrystusowa Wiara.
ACT 447 IS NOT APPLICABLE AND
NEVER WILL APPLY TO POLAND
CDN.
Cześć ponownie,
OdpowiedzUsuńostatnio Cię zagadywałem o to jak pisząc o kosmicznych sprawach itd. pisać o pewnych kwestiach. Miałem problemy techniczne i komunikacja była utrudniona, ale oto jestem, wracam jak bumerang :)
Piszesz o wierze, w czasach widocznego jej kryzysu, spowodowanego reperkusją poczynań kleru. Ostatnio (póki co bez rozgłosu) mówi się o tym, że w siedzibie kościoła miały miejsce czarne rytuały, ofiary z ludzi, w tym dzieci. Dziś zrobiła się w mediach tym temacie mała burza.
Czy jeżeli okaże się, że w watykanie rytualnie zabijano dzieci? Dalej będziesz uważał tą wiarę za fundament i traktował ją z czcią? Będziesz w stanie spojrzeć na jednego z mówców, większych czy mniejszych i przed nim klękać?
Pozdrawiam Cię,
Łukasz.
W takim razie witam Cię z powrotem i zapraszam do konwersacji. A wracając do tematu - nie słyszałem nic na temat "czarnych mszy" w Watykanie (choć ich istnienia wcale nie neguję i ich nie wykluczam), jednak proszę Cię abyś przez chwilę się zastanowił, najpierw nad tymi słowy: "Królestwo moje nie przyjdzie z hałasem i przepychem, ale raczej musi przyjść przez wielką zmianę, którą mój Ojciec wypracuje w waszych sercach (...) Ale nie łudźcie się fałszywą nadzieją, świat pobłądzi w moich słowach" - ileż to już razy na przestrzeni dziejów ci, którzy uważali się za reprezentantów i kontynuatorów Chrystusa na Ziemi, błądzili? Ile było nieprawości, podłości, zbrodni, ile krwi i złota zostało skradzione w imię Chrystusowej Wiary? Przecież ja cały czas o tym piszę, opisuję te wszystkie przypadki i je przypominam.
UsuńJest jeszcze jedno zdanie, które doskonale pasuje na podsumowanie wszelkich tego typu praktyk (kleru, czy ludzi działających w imieniu Chrystusa): "Jeśli twoja ręka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją (...) I jeśli twoja noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją (...) Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je; lepiej jest dla ciebie (jednorękim, kulawym i) jednookim wejść do królestwa Bożego, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła, gdzie robak ich nie umiera i ogień nie gaśnie. Innymi słowy nie tego nauczał Jezus (Zresztą, nauczanie Chrześcijaństwa w moich ustach zakrawa na kpinę, jako że na kilku katolickich portalach objawiałam się jako krytykujący wiele chrześcijańskich dogmatów). Nie bierzmy przykładów z tych, którzy jawnie grzeszą w imię Chrystusa, ale z tych, którzy pokazali iż: "powinno się żyć tak, aby w godzinie śmierci, móc się bardziej radować, niż smucić".
Inna zupełnie kwestia dotyczy podmywania korzeni naszej kultury. Niedawno słyszałem od kogoś bardzo mądre słowa, a mianowicie że nie jest ważne, co nasi przodkowie robili w przeszłości, gdyż na ich działania wpływu już nie mamy. Ważne jest jak my będziemy kroczyć przez życie i jak postępować. Należy też pamiętać że Chrześcijaństwo, to jest rękojmia naszej kultury, część składowa naszego genotypu. Nie podcina się gałęzi z której się wyrasta i na której się siedzi, gdyż to grozi upadkiem. Tym bardziej że Chrześcijaństwo jest najdoskonalszą formą ekspiacji ludzkiej religijności w całych dziejach człowieka na Ziemi (nawet buddyzm o hinduizmie nie wspominając nie może się z nim równać). Nie może się z nim równać ani Islam (będący wyrazem politycznego zamordyzmu, opakowanego w ideologiczną bibułkę religijności), ani Judaizm - np. Stary Testament, wyrastający bezpośrednio z Tory, to zupełnie inna księga niż Nowy Testament, opowiadający o czasach Chrystusa. W Starym Testamencie krew się leje strumieniami i jest uświęcona w imieniu Boga (Jahwe). W Nowym Testamencie Chrystus niesie przede wszystkim Miłość.
Również Cię Pozdrawiam
Spoko, jest jednym z gości spoza tego świata, który przyszedł zrobić coś dobrego. Co do tego co mówił i jak mówił to inna kwestia, kościół rotuje, uznaje, bądź nie niewygodne fakty - kreuje fakty i narzuca ich rozumienie.
OdpowiedzUsuńUcinanie sobie rąk, to słaba kwestia. Znasz religie i ich fundamenty, opisywałeś je, powinieneś mieć świadomość, że "cuda" "objawienia" "wizje" to niekoniecznie to co się ludziom wydaje. Nie trzeba oddawać czemu swojej uwagi/intencji, żeby być dobrym.
Co do korzeni, to co było bliskie ludzi tej części Europy zostało wycięte i wypaczone/zastąpione, następnie wiedzę tą schowano w piwnicach. Kontakt z naturą zastąpiono, mówieniem prawd na wszystkie tematy. Wszystkie religie są tym samym, nie ma znaczenia nazwa, na przestrzeni tysięcy lat przychodziły i odchodziły. I tak też się stanie z tą.
Łukasz
Sformułowania o odcinaniu członków są jedynie metaforą, mającą uzmysłowić ludziom, iż nie wszystko, co wydaje się "święte" takowym jest (tak więc nie każdy kapłan, który mieni się następcą św. Piotra i głosi wiarę w Chrystusa, zasługuje na nasz szacunek czy uznanie. Jest to wyraźny sygnał, iż należy ludzi niegodnych odrzucić ze swej drogi, gdyż "nie wszystko złoto co się świeci".
UsuńCo się zaś tyczy historii i tradycji to już wielokrotnie pisałem że nie wszystko jest nam udostępniane. Prawda bywa przerażająca i kompromitująca dlatego też nie powinna być udostępniana "pospólstwu" - czyli masom. Dlaczego po latach dostęp do tajnych archiwów jest wciąż zabroniony? Przecież wydarzeń i ludzi którzy wtedy żyli, nie ma już od kilkudziesięciu lat. Dlaczego nie wyjawia nam się prawdy o np. II Wojnie Światowej - wielu po dziś dzień żyje w kłamstwie i pielęgnuje kłamstwo (jak choćby Żydzi - wyznawcy religii Holokaustu, którzy od dziecka są wychowywani w nienawiści do Polaków, oni naprawdę wierzą w to, że to Polacy i "naziści" mordowali Żydów w obozach i w pogromach - to jest przerażające że ci ludzie są w taki sposób ogłupiani, ale tak właśnie jest). Korzenie naszej kultury też są utajniane. Po co to się robi? Chyba nie muszę tego wyjaśniać.
Co zaś się tyczy Chrześcijaństwa to zapewne ono kiedyś zakończy swoją misję, ale nie wiem czy wówczas ludzie nie wejdą już na wyższy poziom samoświadomości. Jak na razie to Chrześcijaństwo jest najdoskonalszą formą ludzkiej religijności w całej historii człowieka na Ziemi.
Pozdrawiam.
Dla mnie to mydlenie oczu, nic realnie nie uczy o kwestiach ducha, jest dobra dla owiec, bezrefleksyjne powtarzanie rytuałów, wykonywanie gestów bez świadomości ich znaczenia. To (był) jeden wielki inkubator/ drenator :) Nie ma doskonałych religii, bo nie ma doskonałych ludzi.
OdpowiedzUsuńDobra wiara nie istnieje, bo wierzenia mają na celu ogniskowanie i skupianie ludzi na pewnych kwestiach, od kilku wieków czynią to też media, więc wiara powoli odchodzi. Ale szkoda się powtarzać.
Przynajmniej tyle, że się nogami i rękami nie trzymasz okrętu :)
Trzymaj się kosmiczny bracie, do zobaczenia i szacunek za robotę z historią wszechświata.