Łączna liczba wyświetleń

sobota, 6 października 2018

PIĘKNY PAPIEŻ - Cz. I

CZYLI RZECZ O

NAJPRZYSTOJNIEJSZYM PAPIEŻU 

W HISTORII KOŚCIOŁA, 

KTÓRY PRÓCZ TEGO ŻE BYŁ...

HOMOSEKSUALISTĄ, TO JESZCZE NOSIŁ

PRZEZWISKO "BOLESNEJ PANI"




Dziś (po długiej, tygodniowej przerwie, związanej z moimi obowiązkami zawodowymi) postanowiłem przypomnieć sylwetkę najprzystojniejszego papieża w dziejach Kościoła Katolickiego (przynajmniej tak jest on nazywany po dziś dzień), który ponoć był tak piękny, że zarówno kobiety jak i mężczyźni byli oczarowani jego wdziękiem, wytwornością, ogładą i bogactwem. Papież ten nosił również kobiece przezwiska (tak, przezwiska, gdyż nadano mu aż dwa takowe). Oczywiście fakt iż ów człowiek tak bardzo dbał o swój wygląd, fryzurę i ubiór, mógł wzbudzać spore podejrzenia o jego homoseksualizm, które okazały się prawdziwe. Co prawda gdy obejmował Tron Piotrowy w Rzymie, miał już 47 lat, mimo to wciąż był po prostu... ładny, niczym kobieta. Ale pomimo swej urody i dobrych manier i obycia, ów człowiek nosił w sobie zarodek czystego zła (i nie chodzi tutaj wcale o jego orientację seksualną). O tym wszystkim pragnę napisać w tym temacie, prezentując sylwetkę człowieka, który ponad wszystko kochał... złoto i pieniądze, wszystko inne było dla niego wtórne i mało ważne. Nosił tiarę papieską, która warta była tyle, co niejeden pałac. Mowa oczywiście o Piotrze Barbo, 211 zwierzchniku Kościoła Katolickiego, znanym pod imieniem - Pawła II. Sprawował on swój pontyfikat w latach 1464-1471 (jeszcze przed niesławnymi czasami Borgiów). Oto jego historia.

Gdy w 1471 r. po śmierci Pawła II (który zmarł na zawał serca w objęciach... swego kochanka), Tron Piotrowy obejmował kolejny papież - Francesco della Rovere, który przyjął imię Sykstusa IV, wielu Rzymian radowało się iż oto zakończyło się panowanie "chłopców" w pałacu papieskim. Rzeczywiście, Sykstus IV był w tej materii dość roztropniejszy i nawet jeśli miewał jakieś stosunki homoseksualne, to starał się je ukryć. Natomiast w jednym był podobny do Pawła II, w umiłowaniu bogactwa i to do tego stopnia, że zmusił rzymskie prostytutki, aby zarabiały pieniądze na kolejną... wyprawę krzyżową przeciwko Turcji Osmańskiej i odbicia Konstantynopola, utraconego w 1453 r. (rzymskie prostytutki łącznie płaciły mu od 30 do 35 dukatów miesięcznie za możliwość uprawiania procederu płatnej miłości, czyli każda prostytutka po jednym złotym "julio" co tydzień ). Poza tym papież ten zaoferował majętnym mężczyznom możliwość odpuszczenia grzechów za obcowanie z zamężnymi kobietami, podczas nieobecności ich mężów. Za to oczywiście też trzeba było sporo zapłacić (co ciekawe, w XV wieku wszędzie gdzie zjawiał się nowy biskup, lub ksiądz i obejmował nową parafię, nie został zaakceptowany przez tutejszych mieszkańców, dopóty, dopóki... nie pojawił się publicznie ze swoją nałożnicą, kochanką lub utrzymanką, gdyż w przeciwnym razie lokalni mieszkańcy obawiali się że nowy kapłan po prostu będzie deprawował ich żony i córki).

Kościół wieku XV był wybitnie zdegenerowany wewnętrznie. Papieżom i biskupom zależało przede wszystkim na podniesieniu pozycji swego rodu, poprzez uzyskanie tytułu kardynała dla siebie lub swych krewnych. Papieże otaczali się członkami własnej rodziny i męskim jej członkom hurtowo wręcz nadawali kapelusze kardynalskie. Poza tym orgie, kurtyzany, prostytutki oraz "chłopcy" (dla tych kochających inaczej), to było coś oczywistego. Co prawda papieże, kardynałowie i nawet pomniejsi kapłani, utrzymywali swoje kochanki (oficjalnie lub nieoficjalnie), ale największy problem miały kobiety, które w zakonach deklarowały dziewictwo. W niektórych z kobiecych klasztorów, dochodziło z tego powodu do... nieco dziwnych sytuacji. Zakonnice bowiem nie mogły oficjalnie sprowadzić sobie mężczyzn, więc musiały radzić sobie w nieco inny sposób. Do Rzymu spływały jednak informacje o nietypowych zachowaniach sióstr, czego wówczas jeszcze nie łączono ze sferą seksualną. W wielu żeńskich klasztorach bardzo popularne wśród sióstr stało się "gryzienie ucha", dosłownie - siostry gryzły sobie wzajemnie ucho do krwi, jedna drugą i każda kolejna następną. "Gryzienie ucha" stało się wręcz plagą XV-wiecznych żeńskich klasztorów z czym musieli borykać się kolejni papieże. Innym dziwnym zwyczajem, rozpowszechnionym w żeńskich klasztorach wieku, było... miauczenie. Siostry po prostu zaczynały miauczeć, zaczęło się to w jednym z klasztorów we Francji w XVI wieku i rozpowszechniło na Niderlandy, Niemcy i Włochy (do Anglii i Hiszpanii "kocia muzyka" sióstr już nie dotarła, podobnie jak i do Polski, Węgier i Skandynawii). Zbadał to zjawisko dopiero w 1565 r. holenderski lekarz Johannes Weyer i doszedł do wniosku że powodem owych "kocich dźwięków" są: "napady drgawkowe i kurcze", które związane były z brakiem normalnych stosunków seksualnych.




Był takie klasztory, w których zakonnicom wydawało się że nawiedza ich sam Jezus Chrystus i obcuje z nimi cieleśnie, co niekiedy skutkowało nawet tym, iż do takiego klasztoru wzywano egzorcystów, którzy mieli wypędzić z sióstr "cielesne wizje". To były jednak praktyki dość niezwykłe i głośnie, jako że odbijały się powszechnym echem w całej Europie i spływały do Rzymu. Ale przecież codzienne zachowania sióstr zakonnych nie były wcale lepsze. Są relacje, iż przybywający do żeńskich klasztorów z misją inspekcyjną księża, byli wręcz kuszeni przez siostry do odbycia stosunku. Jedna przez drugą starały się zyskać uwagę mężczyzny, np. kucając przed nim, podnosząc habity (będąc pod spodem zupełnie nagie), wypinały się gdy koło nich przechodził a niektóre wręcz rzucały się księżom na szyję i próbowały pocałować ich w usta (np. w angielskich klasztorach były nawet specjalne miejsca, gdzie siostry mogły oddać się przyjemnościom cielesnym z przybyłymi do nich księżmi, potem był to jeden z powodów do zamknięcia żeńskich klasztorów w Anglii przez Cromwella za czasów Henryka VIII). Każde pojawienie się księdza w żeńskim klasztorze, było przyjmowane wręcz z ekstatyczną radością, każda z sióstr starała się wypaść jak najlepiej i zrealizować to, czego pragnęła. Oczywiście wielu księży korzystało z tego przywileju z radością i zdarzało się że po jego wyjeździe jedna lub kilka sióstr były w ciąży (pewien franciszkański ksiądz o nazwisku Murner, wręcz twierdził że tylko ta z sióstr zostanie przeoryszą, która... urodzi najwięcej dzieci). Należy też dodać, że siostry potrafiły o siebie zadbać i w wielu klasztorach było nawet miejsce, gdzie trzymano ubrania na specjalną okazję (np. taką jak przybycie księdza czy biskupa do klasztoru). Były to suknie z dużym dekoltem, które siostry przywdziewały gdy już udało się im namówić księży do nocy miłości.

Często po takich inspekcjach, przynajmniej jedna z sióstr zachodziła w ciążę (np. biskup von Kastell, który wizytował klasztor w Soeflingen koło Ulm w Niemczech, pisał iż: "prawie wszystkie zakonnice są ciężarne"). Jeśli w ciążę zachodziło kilka dziewcząt, to pół biedy, ale biada tej, która sama zaszła w ciążę, wówczas inne siostry nierzadko poddawały ją "karze" za jej występek nieczystości (choć one same również się temu poddawały). Często była zakuwana w łańcuchy i wtrącana do klasztornego lochu (choć istnieją dokumenty, mówiące że przeorysze nawet chciały takie kobiety palić na stosie wraz z ich nienarodzonymi dziećmi). Równie często zdarzało się że takiej kobiecie odbierano dziecko zaraz po narodzinach i...topiono, po czym szybko grzebano, by nikt się nie dowiedział. Na co dzień zaś siostry radziły sobie w inny sposób (oczywiście uogólniam, ale pragnę opisać zjawisko, a nie oskarżać o owe praktyki wszystkie ówczesne siostry zakonne), np. masturbując się... świecą, lub specjalnym przyrządem, bardzo rozpowszechnionym (szczególnie od XVI wieku), zwanym "bienfaiteur" ("dobroczyńca"). Był to po prostu sztuczny fallus z doczepionym workiem mosznowym, napełnionym mlekiem, które można było sobie wstrzyknąć podczas szczytowania. Ponoć nazywano te przyrządy również "dobrymi Samarytanami". Poza tym siostry zakonne radziły sobie również przy użyciu wszelkiego rodzaju rurek (np. tzw.: "czarodziejska różdżka", o dwóch różnych końcach grubości często z wymalowanym na nim wizerunkiem męskiego fallusa), lub ociosanych i wygładzonych kawałków drewna, a także... owoców i warzyw.




Nic więc dziwnego, że widząc Kościół tak zepsutym, już w XIII a szczególnie w XIV wieku zaczął się tworzyć tzw. ruch mistyczny, mający na celu odnowienie i odbudowanie Kościoła Jezusowego. Jedną z najsławniejszych mistyczek średniowiecznych, była Katarzyna ze Sieny, krytykująca zepsucie duchowieństwa i nawołująca do odnowy duchowości w kierunku takim, jaki wytyczył Jezus Chrystus. W swych listach napominała papieży aby zawsze kierowali się przykazaniami "Naszego Pana Jezusa Chrystusa". W liście do papieża Urbana VI z 1378 r. Katarzyna ze Sieny pisze: "Najmilszy Ojcze Święty, Ojcze mój w Chrystusie, słodkim Jezusie. Ja, Katarzyna, sługa i niewolnica sług Jezusa Chrystusa, piszę do ciebie w drogocennej Krwi Jego, pragnąc ujrzeć w tobie serce mężne. Pragnę, bowiem, abyś wyplenił wszystkie wady przeciwne twej woli (...) Ach, Ojcze Święty, otwórz oko intelektu i zwróć je ku miłej Prawdzie (...) Czcigodny Ojcze Święty, ja, twoja nędzna i nieuczona córka, nie pozostanę już długo na tym świecie (...) Chcę ofiarować me życie za ciebie i za Kościół święty pośród łez, czuwania i wiernej a pokornej modlitwy (...) Gdy staniesz się człowiekiem o mężnym sercu, będziesz radością, weselem i pocieszeniem dla mnie oraz dla innych sług Bożych, które liczą na ciebie, Ojcze Święty, i przyglądają ci się bardzo uważnie". Katarzyna ze Sieny zmarła dwa lata później, w 1380 r. w wieku 33 lat, cały czas prowadząc świątobliwe życie. Mimo iż długi czas swego życia pozostawała analfabetką, rozpropagowała rzymski mistycyzm i stała się jednym z doktorów Kościoła.


 O KATARZYNIE ZE SIENY 
od 4:25


  

Byli i inni, jak choćby Bernard z Clairvaux, Eckhart, Jan Tauler, Henryk z Suzy, Jan z Ruysbroeck, Gerard Groote, Jan Hus, John Wycliffe, Juta z Chełmży (niemiecka arystokratka), Dorota z Mątwów, Dominik z Gdańska (zmarł w 1460 r. w wieku 76 lat), Władysław z Gielniowa, Kasper Dróżbicki i wielu, wielu innych. Ale bez wątpienia najsławniejszym okazał się niejaki Giroliamo Savonarola, który dziś jest uważany za swoistego fanatyka religijnego i prekursora inkwizycji. To błąd, bowiem Savonarola była po prostu zwolennikiem radykalnej (jego radykalizm rósł z każdym rokiem, pod wpływem informacji o odbywających się w Rzymie, rządzonym przez papieża Aleksandra VI i jego syna Cezara Borgię - orgiach, mordach i bezeceństwach) odnowy Kościoła w duchu Chrystusa. Był to człowiek niezwykle uczciwy, skromny i prostoduszny (wszędzie gdzie przybywał, zadowalał się tylko chlebem i wodą, nie miał też żadnych wymagań cielesnych). Nawoływał do odnowy, przewidywał że krew sprawiedliwych będzie płynęła po ulicach miast, jeśli ludzie się nie opamiętają i nie powrócą do bożych przykazań. Nawoływał do skromności i nieobnoszenia się z bogactwem. Na jego kazaniach, wierni wpadali w prawdziwy trans mistyczny, a szczególnie silnie działał na płeć piękną. Jego nauki, wygłaszane we Florencji na przełomie lat 80-tych i 90-tych XV wieku, gromadziły tłumy. Kobiety wręcz mdlały gdy przemawiał (niczym podczas współczesnych występów np. Elvisa Presleya, czy innych gwiazd estrady). 


KRÓL NAD KRÓLAMI
 
 

Po jego kazaniach, wielu mężczyzn odnotowywało wielkie zmiany w zachowaniu swych żon, jak choćby prostotę wystroju domu, oddawanie niepotrzebnych rzeczy biednym i cierpiącym, skromniejsze posiłki czy nawet... oziębłość seksualną w łóżku. Ponieważ jednak Savonarola mocno krytykował Kościół, pod rządami Aleksandra VI, czyli Rodrigo Borgii, ten w końcu kazał go uwięzić i po torturach zamordować w 1498 r. Savonarola zdążył jeszcze w lochach spisać swoje medytacje, zatytułowane: "Zmiłuj się nade mną, Boże". Został powieszony, a następnie ciało spalono na stosie. Lecz w roku, w którym papieżem został ów Paweł II - "piękny papież", Girolamo Savonarola miał zaledwie 12 lat i dopiero wkraczał na ścieżką mistycznej odnowy Kościoła Chrystusowego.  


 

ACT 447 IS NOT APPLICABLE AND

NEVER WILL APPLY TO POLAND



CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz