Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 23 czerwca 2024

SUŁTANAT KOBIET - Cz. XLV

HAREMY WYBRANYCH WŁADCÓW
OD MEHMEDA II ZDOBYWCY
DO ABDUL HAMIDA II





SERAJ SULEJMANA WSPANIAŁEGO

Cz. XXXIV







ŻONA
SERAJ POD RZĄDAMI
ROKSOLANY/HURREM
(1534-1558)
Cz. XVIII



GDZIE TRZECH SIĘ BIJE... - CZYLI WOJNA NA ZACHODZIE
Cz. III



 Jesienią 1543 r. cesarz Karol V postanowił przeprowadzić ostateczną ofensywę w wyniku której zamierzał zdobyć Paryż i zmusić króla Franciszka do poddania się oraz przyjęcia warunków narzuconego pokoju. Nie było to jednak rozsądne, gdyż zbliżały się mrozy, a wraz z nimi wszelkie terenowe jak i zaopatrzeniowe przeszkody którym sprostać musiała jego armia. Szybko jednak okazało się, że największą przeszkodą jest oczywiście brak pieniędzy, dlatego też cesarz 27 października 1543 r. napisał list do syna - doń Felipe (który pełnił w tym czasie rolę regenta królestwa), aby czym prędzej uzyskał od kortezów Kastylii i Aragonii nowe środki pieniężne, niezbędne do kontynuowania wojny. 16-letni książę Filip oczywiście starał się pomóc ojcu, ale przede wszystkim miał na głowie (zprojektowany wcześniej przez Karola) ożenek z infantką Portugalii domą Marią Manuelą, córką króla Portugalii Jana III z dynastii Aviz. Ślub ten odbył się 12 listopada 1543 r. w Salamance, a para młoda była rówieśnikami. W tym czasie cesarz Karol świadomy kruchości ludzkiego życia (jego ojciec bowiem, Filp I Piękny zmarł w wieku zaledwie 28 lat w 1506 r. gdy sam Karol miał 6 lat, matka zaś Joanna, po śmierci swego męża popadła w obłęd, ubierała się czarne suknie i nie odstępowała swego małżonka nawet na krok. Jego trumna leżała w jej komnacie, a ona spała obok niego przez długie lata i nie pozwalała żadnej kobiecie się do niego zbliżyć), do roku 1543 pozostawił synowi dwa testamenty, mówiące o tym, jak powinien postępować jako dobry władca (pierwszy spisał jeszcze w listopadzie 1539 r. w Madrycie przed wyjazdem na wojnę do Francji, drugi - bodajże najważniejszy ze wszystkich - w Palamos w maju 1543 r. Trzeci testament zaś powstanie w styczniu 1548 r. w Augsburgu. Instrukcje te były przeznaczone tylko dla jego oczu, dla nikogo innego, i cesarz Karol radził synowi aby je zniszczył po przeczytaniu i przyswojeniu sobie tych wskazówek, gdyż rady jakie dawał Filipowi polegały na tym, aby nie ufać nikomu, szczególnie tym, którzy wygłaszają pochlebstwa i przymilają się do tronu. Ci bowiem są najbardziej niebezpieczni i należy ich w najlepszym razie wykorzystywać, ale nigdy nie ufać i nie opierać się na ich radach. Karol radził też synowi aby postępował zgodnie ze swym rozumem, ufał Bogu i opiekował się swymi siostrami, ale rady te były również nieco intymnej natury. Zalecał bowiem Filipowi by zbyt często nie odwiedzał komnaty swej nowo poślubionej małżonki, gdyż niewieścia uroda osłabia mężczyzn i powoduje że przestają panować nad emocjami i tracą zimne rozeznanie sytuacji. Wręcz twierdził że syn tak powinien to wszystko rozegrać, aby to żona sama starała się o jego względy i prosiła go o to, aby odwiedził ją w alkowie i tym samym to on uzależnił by ją od siebie, a nie ona od niego).

A tymczasem we wrześniu 1543 r. do Konstantynopola powrócił z wyprawy węgierskiej sułtan Sulejman. Przez ponad 20 lat od chwili kiedy Roksolana/Hurrem zjawiła się w jego haremie jako niewolnica (1520 r.) jego miłość do niej wcale nie osłabła, a wręcz przeciwnie, z każdym rokiem rozkwitała (ówczesny ambasador Genui pisał w liście do władz swego kraju: "Sulejman nie czyni niczego bez konsultacji ze swą żoną. Im bardziej się starzeje, tym bardziej ulega jej perswazjom. Trudno z nim załatwić cokolwiek"). Od 1541 r. i pożaru starego seraju, Hurrem mieszkała w Pałacu Topkapi. Oczywiście twierdzono początkowo że tylko tymczasowo, do chwili odbudowy starego seraju, ale w ciągu tych dwóch lat Sulejman kazał w Topkapi zbudować dla swej małżonki wspaniałe apartamenty, wraz z oddzielną łazienką z wannami. Poza tym pieniądze które miały służyć odbudowie starego Pałacu, Roksolana chciała przeznaczyć na budowę Meczetu Sulejmana Wspaniałego w Konstantynopolu i on - choć niechętnie - z czasem się na to zgodził (budowę meczetu jego imienia zaczęto wznosić dopiero w roku 1549) i ostatecznie pozwolił Hurrem pozostać w Topkapi na stałe, tym samym zapoczątkowała ona tradycję iż harem władcy znajdował się odtąd w Pałacu Topkapi, a nie w starym Pałacu Mehmeda II Zdobywcy. Jednak rok 1543 nie był dla sułtańskich małżonków szczęśliwy. 7 listopada tego roku zmarł bowiem w swojej prowincji -Manisie najstarszy syn Hurrem, 22-letni książę Mehmed, którego ona sama widziała jako następcą Sulejmana (oczywiście z pominięciem starszego księcia Mustafy, syna Mahidewran - drugiej żony Sulejmana). Był to cios od życia, który jeszcze bardziej zbliżył do siebie Sulejmana i Hurrem (Roksolana miała oczywiście jeszcze trzech synów: 19-letniego Selima - który już wówczas przejawiał skłonności do różnych słabości, szczególnie alkoholu; 16-letniego Bajazyda - on odziedziczył zarówno dobre jak i złe cechy swego ojca, bywał bowiem sprawiedliwy i dzielny, ale jednocześnie nazbyt wyrywny i niechętny kształceniu się (bardzo nie lubił się uczyć i nawet raz pobił swego nauczyciela);  oraz 12-letniego Dżihangira - które od urodzenia skreślony był z zasad dziedziczenia, gdyż urodził się jako kaleka z garbem na plecach. Bezwzględnie też jednego z nich zamierzała Hurrem posadzić na tronie, tak aby nie przyjął go najstarszy syn Sulejmana, 28-letni książę Mustafa, bodajże najzdolniejszy ze wszystkich synów władcy. Mustafa był bardzo sympatycznym człowiekiem (bardzo popularny w wojsku jak również wśród członków dworu, cieszył się wielkim autorytetem wśród ludu, był też dobrze wykształcony, zdolny, posiadał po ojcu talent do poezji oraz pięknie malował) i zapewne Hurrem skrycie podziwiała go, a nawet lubiła, być może nawet żałowała że nie jest jej synem, ale pragnienie posadzenia na tronie swego potomka okazało się silniejsze niż cokolwiek innego. Trudno się też dziwić postępowaniu Hurrem, w końcu po śmierci sułtana los sułtańskich żon był raczej nie do pozazdroszczenia. Dożywały swych dni w samotności w starym Pałacu, otoczone jedynie nieliczną służbą. Czasem nowy sułtan (dla zabawy) wydawał żonę swego ojca (która nie była jego matką) za mąż za jakiegoś innego dostojnika - co dla niej było upokorzeniem, a zdarzało się też i tak, że sułtani - również dla zabawy - po prostu topili w Bosforze żony poprzedniego sułtana.





A tymczasem Hizir Reis Barbarossa ze swą flotą wciąż stacjonował w Tulonie, (ku rozpaczy Francuzów, którzy nie tylko musieli dostarczać Turkom zaopatrzenia {kurczaków, koźląt, królików, owoców itp.} i pieniędzy (30 000 dukatów miesięcznie ze skarbu królewskiego), ale przede wszystkim obecność bisurmanów jako sojuszników Francji miała negatywny wpływ na odbiór arcy-chrześcijańskiego Królestwa w całej chrześcijańskiej Europie. Postanowiono że najwyższy już czas aby Turcy w opuścili Francję, tylko nie wiedziano jak ich do tego skłonić, gdyż Barbarossa nie był teraz chętny aby odpływać (tym bardziej że dostawał pieniądze za to tylko, że jego flota stała bezczynnie w Tulonie). Poza tym w maju 1543 r. poślubił 18-letnią, bardzo urodziwą córkę gubernatora Gaety - Don Diego Gaetano, Donnę Marię, przy której prawie nie opuszczą łoża (potem niektórzy twierdzili że właśnie pragnienie sprostania młodej dziewczynie w łożu była powodem śmierci tego prawie 80-letniego korsarza, a obecnie wielkiego admirała floty tureckiej). Tymczasem na froncie północnym wojna ugrzęzła w śniegach i z powodu braku pieniędzy, które nie nadeszły do końca 1543 r. Paryżanie co prawda obawiali się ataku wojsk cesarskich, ale nie widać było tam żadnych większych oznak paniki czy licznych ucieczek, szczególnie jeśli porównamy sobie to do Rzymu, który jeszcze niedawno (bowiem w maju i czerwcu 1543 r.) ogarnęła prawdziwa panika, gdyż mieszkańcy Wiecznego Miasta obawiali się inwazji floty Barbarossy (jak pisał Paolo Giovio, naoczny świadek tych dni: "Kobiety zamężne, panny na wydaniu, mniszki -  wszystkie opuszczały swoje domy i swoje klasztory i zapominając o własnej godności, płaczliwym głosem nagabywały pierwszego lepszego przechodnia napotkanego w mroku, by pokazał im drogę do najbliższej miejskiej bramy i niósł przed nimi światło"). Uspokoili się Rzymianie dopiero wtedy, gdy kapitan Polin (czyli baron de la Garde) dowodzący flotą francuską przekonał ich, iż "Wielki Turek rozkazał Barbarossie by nawet palcem nie tknął posiadłości papieża".




Warto też słów kilka powiedzieć o strukturze społecznej ówczesnej Francji, gdyż w tamtym czasie gdy mówiło się o społeczeństwie francuskim, to wymieniało się przede wszystkim dwór, rycerstwo i Sorbonę (czyli uniwersytet), zapominając jednak o tym kluczowym stanie -  najuboższym, który przecież żywił wszystkich tych królów, arystokratów i rycerzy. Piękny obraz społeczeństwa francuskiego, a raczej jego najniższych dołów, pozostawił nam urodzony sto lat wcześniej od omawianego obecnie okresu (czyli w roku 1431) ojciec François Villon. Oczywiście możemy powiedzieć że stulecie to już jest okres, w którym pojawić się musiały znaczne zmiany w strukturze społecznej, ale nie w najniższych warstwach, gdyż tam tak szybko nie docierały echa Odrodzenia, nie dochodził też ani grecki ani łaciński język, który co najwyżej odbijał się wśród drewnianych domów paryskiego pospólstwa (w Polsce to było troszeczkę inaczej, u nas bowiem mieszczanie, a nawet niekiedy chłopi byli w przyklasztornych i przykościelnych szkołach uczeni języka łacińskiego, który realnie stawał się drugim, a literacko był pierwszym językiem kraju i dopiero w XVI wieku zaczęło się to zmieniać). Kto bowiem urodził się w ubogiej mieszczańskiej rodzinie paryskiej (ten stan oczywiście można podciągnąć pod i inne miasta Francji, szczególnie północnej), ten prawie całe swoje życie spędzał na brudnych ulicach, często głodny i obdarty (a przynajmniej tak to opisuje Villon, który sam wiódł takie życie). Ulice L'Abreuvoir-Mascon, Glatigny, Froidmantel i kilka innych opanowane były przez tutejsze prostytutki (których za Franciszka I było ok. 6 000 w samym Paryżu). Stały one w drzwiach własnych domów czekając na klientów, gdyż pod groźbą kary nie wolno im było opuszczać tych dzielnic. Starały się oczywiście przystrajać w najlepsze i najbardziej urodziwe suknie jakie posiadały, ale najczęściej były to zwykłe łachmany, tym bardziej że po ulicach chodziły kury, pełno też było błota gdzie pasły się świnie. Prócz pań do towarzystwa w dzielnicach biedoty pełno było sprzedawców, oferujących przysłowiowe "cegły", czyli najróżniejsze szpilki, krzyżyki które wciskano przechodniom domagając się zapłaty, a jeśli ci odmawiali obrzucano ich błotem, nieczystościami lub polewano wodą z okien. Nocą oczywiście zapadały tam egipskie ciemności, a ulice nie były oświetlane pochodniami, chyba że graniczyły z królewskimi pałacami (jak plac Maubert czy Rue Tiron na których wyrósł Villon). 

On sam miał szczęście, gdyż za darmo uczył go czytać i pisać pewien franciszkanin, ale nie zmieniało to w niczym jego społecznego położenia. Po latach pisał że za młodu siadał gdzieś na ulicy i marzył o Karolu Wielkim, o Joannie d'Arc a z czasem zaczął pisywać krótkie wiersze i ballady, wzorowane na przedstawieniach które dawało "Towarzystwo męki Pańskiej" ("Confrérie de la Passion") przy bramie Saint Denis, obok szpitala Świętej Trójcy. Na dole odbywały się przedstawienia, a na piętrze owego budynku mieściło się schronisko dla podróżnych i ubogich pielgrzymów. Villon opisuje że były tam tylko dwa rzędy ławek, a salę oświetlały dwie lampy umieszczone po bokach. Tak wyglądał pierwszy paryski teatr. Pomimo często religijnych treści granych przedstawień, przemycano tam również wiele podtekstów seksualnych, dlatego też ów teatrzyk cieszył się ogromnym powodzeniem wśród mieszkańców Paryża (poza tym miejsce gdzie schodziło się ze sceny było całkowicie zaciemnione, a tam grasowali młodzieńcy którzy zaciągali swoje damy...  w wiadomym celu). Aktorzy byli na cenzurowanym zarówno u władz (czyli u króla - w 1512 r. na krótko Ludwik XII zakazał owych przedstawień teatralnych, jako że krytykowano tam jego skąpstwo, potem jednak zezwolił na ich ponowne odgrywanie, a nawet sam stał się widzem takich przedstawień) a także ze strony Kościoła (aktorom zabraniano na przykład podawania eucharystii, jako że nieustannie mieli znajdować się pod wpływem grzechu śmiertelnego, zakazywano też chowania ich w poświęconej ziemi - ale w praktyce zakazy te nie były przestrzegane, gdyż często aktorów chowano nawet w samych kościołach, a także stawiano im pomniki). Od czasów Franciszka I (wstąpił na tron w 1515 r.) w teatrach mogły również grywać kobiety, chociaż nie miały one lekko i często były mylone z prostytutkami. W każdym razie to właśnie teatr i Kościół pozwoliły François'owi Villon'owi poddać się jego pisarskiej pasji i wyjść z brudnych ulic Paryża, pełnych nędzy i najróżniejszych rzezimieszków.


"1670"
"Miałem szczęście urodzić się szlachcicem w Polsce, najpotężniejszym państwie na świecie. (...) My Sarmaci jesteśmy narodem wybranym, z wyraźnej woli Stwórcy mamy największe umysły, serca i fallusy. 😉 Dlatego staram się cieszyć tym, co mam. W końcu gdzieś tam na świecie dzieci głodują, o, na przykład tutaj 😂 dzieci chłopów, biedne głodne dzieciaczki. A właśnie - obiad 🤭"



Jako ciekawostkę jeszcze dodam (choć nie jest ona bezpośrednio związana z tematem), że ok. roku 1510 wójt wsi Brzeziny Jakub Melsztyńczyk, w przypływie albo szaleństwa albo okazji do nabicia naiwnych w butelkę i tym samym zarobienia ich kosztem trochę pieniędzy, zaczął rozgłaszać wszem i wobec że jest Chrystusem który ponownie powrócił na ziemię. Wraz z niejakim Piotrem Zatorskim z Krakowa i jedenastoma innymi pomocnikami, chodził od wsi do miasta i od miasta do wsi i wszędzie czynił "cuda". Znajdował na przykład rzeczy w miejscach, w których nie powinny się one znajdować (jak na przykład ryby w trzęsawisku), które wcześniej sam tam umieszczał. Przyciągał tym zaciekawioną gawiedź, która była oczarowana jego cudami. Mało tego, wskrzeszał również umarłych (oczywiście byli to ludzie należący do jego grupy). Udał się też do klasztoru w Częstochowie, gdzie jednemu ze swoich kazał udawać opętanego przez diabła i gdy mnisi pochwycili owego "piekielnika", ten wyrwał się im, podbiegł do ołtarza na którym leżały pieniądze, wrzucił je do swego płaszcza (w którym miał ukrytą specjalną kieszeń) i zaczął uciekać, a gdy został schwytany, mnisi w kieszeniach znaleźli tylko upchane kamienie i sądzili że pieniądze zostały w diabelski sposób zamienione w kamienie, poczęto więc odprawiać nad nimi egzorcyzmy, podczas gdy cała reszta oddaliła się w tymże czasie. Następnie grupa udała się na Śląsk, gdzie dotarli do posiadłości pewnego szlachcica, którego akurat nie było w domu a przyjęła ich jego żona. Powiedzieli jej że oto przybył Chrystus z Apostołami i ona musi teraz złożyć im ofiarę (🤭). Ta stwierdziła że męża nie ma w domu i nie może spełnić ich prośby, ale ofiarowała im płótno. A gdy domagali się drugiego, rzekła że tego im dać nie może. Wówczas jeden z nich wrzucił w poły płótna rozgrzany kamień, a gdy kobieta zaniosła owe zawiniątko do kufra, wkrótce stanęło ono w płomieniach, które szybko rozszerzyły się i spaliły cały dom. Oszustów nie było już wówczas w pobliżu, ale kobieta była załamana i twierdziła że to właśnie niegodne przyjęcie przez nią "Chrystusa" doprowadziło do tej katastrofy. Gdy przybył jej mąż i powiedziała mu że utrata dobytku jest karą za jej postępek, on stwierdził że to nie był Chrystus, tylko oszust i szybko zwołał sąsiadów z okolicy którzy ruszyli w pościg za oszustami. Gdy oszuści dowiedzieli się o pościgu będąc już w sąsiedniej wsi, czym prędzej uciekli, ale tamtejsi chłopi zapewne również się na nich poznali, gdyż zaczęli ich ścigać, a gdy ich dopadli, zbili ich pałkami i biczami i krzyczeli przy tym "Prorokuj nam o Chryste". Jednak po spuszczeniu im solidnego łomotu i zapewnieniu że nie będą dalej oszukiwać (mieli nawet stwierdzić że udawanie Chrystusa i Apostołów przychodziło im z coraz większą trudnością), puszczono ich wolno - nie wiadomo co potem się z nimi działo.

A tymczasem ostatniego dnia grudnia 1543 r. cesarz Karol V i król Anglii Henryk VIII zawarli porozumienie wymierzone przeciwko Francji, a konkretnie królowi Franciszkowi I. Zaś w innym miejscu, na granicy Korony Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego oraz Porty Otomańskiej co rusz wybuchały nowe afery, zaś stronnictwo wojenne na dworze krakowskim otwarcie już zaczęło dążyć do sprowokowania wojny z Sulejmanem (publicysta Stanisław Orzechowski w swoich - wydanych drukiem właśnie w 1543 r. "Turcykach" wygłaszanych na wzór filipik Demostenesa, nawoływał do takiej właśnie wojny). Tak więc dalsze trwanie (istniejącego już dziesięć lat) wzajemnego polsko-tureckiego traktatu pokojowego stanęło teraz pod znakiem zapytania.




CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz