Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 9 czerwca 2019

GDY RZYM NIE BYŁ RZYMEM - Cz. IV

CZYLI JAK WYGLĄDAŁO

WIECZNE MIASTO W CZASACH

NIEWOLI AWINIOŃSKIEJ

I COLA DI RIENZI?





INNOCENTY III

CESARZ KOŚCIOŁA I PAPIEŻ EUROPY

Cz. III


"KTO DOTYKA SMOŁY, TEN SIĘ POBRUDZI"

SŁOWA PAPIEŻA INNOCENTEGO III NA TEMAT PODEJRZEŃ W SPRAWIE FINANSOWANIA WYPRAWY KRZYŻOWEJ DO "ZIEMI ŚWIĘTEJ"



ŚLEPY STARZEC I MIASTO NA LAGUNIE


 ENRICO DANDOLO



 Z końcem 1198 r. przybył do Wenecji legat papieski - Soffredo z Santa Prassede, który przywiózł weneckiemu doży list od papieża Innocentego III, informujący o przygotowaniach do rozpoczęcia krucjaty. Był to pierwszy papieski wysłannik do tej morskiej republiki, który miał za zadanie poinformować i zmobilizować Wenecję do przygotowania transportu dla rycerstwa krucjatowego. Z końcem 1200 r. zaś zorganizowano drugie poselstwo do Wenecji, złożone z sześciu "najlepszych" reprezentantów Szampanii, Flandrii i Blois, którzy zostali zaopatrzeni we wszelkie możliwe prerogatywy, w tym listy uwierzytelniające od swoich władców i pieniądze (niezbędne zawsze w służbie dyplomatycznej) a także papieskie koncesje (na handel Wenecji z Egiptem). Było ich sześciu - Godfryd z Villehardoin i Emilian z Brabancji (przedstawiciele hrabiego Tybalda z Szampanii), Konon z Bethune i Alard Maquereau (reprezentujący hrabiego Baldwina z Flandrii) oraz Walter z Gaudonville i Jan z Friaise (rycerze hrabiego Ludwika z Blois). Dotarli oni do Wenecji z początkiem lutego 1201 r. i stanęli przed Wielką Radą, oraz dożą Enrico Dandolo. Dandolo w tymże roku był już prawie stuletnim (94 lata), ledwie poruszającym się o własnych siłach, niewidomym przewodnikiem Republiki św. Marka. Należał do kupieckiego rodu arystokratycznego, szczycącego się pokrewieństwem ze św. Łukaszem (choć tak naprawdę ród Dandolo nie miał przed Enricem żadnych godnych uwagi przedstawicieli). Nim Enrico został dożą, zbił pokaźny majątek na handlu. Jego błyskotliwa kariera polityczna zaczęła się na poważnie dopiero po roku 1171 i wydarzeniach, jakie miały wówczas miejsce w Konstantynopolu.

Były cztery wielkie zdarzenia w ostatnich trzydziestu latach przed projektowaną wyprawą papieża Innocentego III (zwaną IV wyprawą krzyżową). Pierwsza miała miejsce właśnie w owym 1171 r. i miała najsłabsze oddziaływanie na świadomość ówczesnych społeczeństw chrześcijańskiej Europy. Druga zdarzyła się w 1182 r. i choć obiła się wielkim echem na zachodnich dworach i w miastach, to nie miała żadnego przełożenia na realną politykę. Trzecią, była katastrofa roku 1187, czyli upadek całego chrześcijańskiego Królestwa Jerozolimskiego (pokazane to jest na filmie: "Królestwo Niebieskie" z 2005 r. z Orlando Bloomem, Liamem Neesonem i Jeremim Ironsem w rolach głównych), który to doprowadził do Czwartego wielkiego wydarzenia z lat 1189-1192, czyli III wyprawy krzyżowej, mającej odzyskać Jerozolimę (ostatecznie nie udało się tego wówczas osiągnąć, zdobyto jedynie nadmorski pas palestyńskich miast. Dlatego też papież Innocenty III rozpoczął przygotowania do nowej, czwartej krucjaty, która miała być znacznie lepiej przygotowana i wyposażona niż poprzednia i której zadaniem było odzyskanie Grobu Świętego w Jerozolimie z rąk niewiernych Maurów). Teraz pokrótce omówię jedynie pierwsze wydarzenie, jako że zarówno masakra Zachodnich Europejczyków (katolików) w Konstantynopolu w roku 1182 r., upadek Jerozolimy i związana z nim III wyprawa krzyżowa (choć były to znacznie donioślejsze sprawy dla ówczesnego Europejczyka), nie mają większego związku z obecnie omawianymi wydarzeniami.

Otóż na przełomie 1170 i 1171 r. Republika św. Marka zawarła trzy korzystne dla siebie traktaty handlowe - z sułtanem Egiptu (gdzie wkraczali na rynek wcześniej zdominowany przez Genuę i Pizę), z sułtanem Maghrebu i armeńskim królem Cylicji. Dawały one Wenecji znaczną przewagę handlową, nie tylko nad resztą włoskich republik morskich, ale również nad samym Bizancjum - które wciąż uważało się za protektora i suwerena "Miasta na lagunie". Cesarzem Bizancjum był wówczas Manuel I z dynastii Komnenów, który był wyjątkowo (jak na standardy Bizancjum) prozachodnim i pro-łacińskim władcą. Dwie jego żony - Berta (córka Berengara II księcia Sulzbach i siostrzenica cesarza rzymskiego - Konrada III z Hohenstaufów) i Maria z Antiochii (córka księcia Antiochii - Rajmunda z Poitiers) były katoliczkami, a on sam starał się przysposobić do zachodniej mody i zachodnich obyczajów (urządzał np. turnieje rycerskie, dotąd w Konstantynopolu nieznane. Zresztą na dworach Europejskich też mocno wówczas zwalczane przez Kościół, jako że rycerze chrześcijańscy pojedynkowali się tutaj dla zabawy a nie dla podkreślenia "Chwały Bożej" w walce z niewiernymi. Takie zabawy też często kończyły się kalectwem lub śmiercią, tak więc w niektórych krajach turnieje rycerskie były zakazane, jak choćby w paru włoskich państwach i w Anglii. Zakaz ten zniósł dopiero w 1194 r. król Anglii - Ryszard I Lwie Serce, po to aby młodzież angielska mogła się ćwiczyć na wypadek wojny z Francją). Mimo to Manuel był Grekiem, dlatego też pomimo wszelkich atrybutów zachodniego stylu życia, pozostał despotą i lubił upokarzać pokonanych lub proszących go o wsparcie łacinników (w 1158 r. władca Antiochii musiał złożyć mu hołd lenny, ale Manuel nakazał aby książę Renauld wystąpił przed nim boso, w prostej, luźnej (chłopskiej) tunice a na szyi miał zawiązany sznur. Następnie miał oddać cesarzowi swój miecz i położyć się przed nim na ziemi, leżąc tak do czasu aż cesarz zezwoli mu wstać. Zaś gdy w 1171 r. do Konstantynopola przybył król Jerozolimy - Amalryk I, prosząc cesarza (swego teścia) o pomoc w wojnie przeciwko Maurom, też musiał się pokłonić aż do ziemi przed złotym tronem cesarza (aby ten widok nie gorszył poddanych Amalryka, wokół cesarskiego tronu zaciągnięto zasłony, które odgrodziły Manuela i Amalryka od reszty zebranych tam wówczas wielmożów).

12 marca 1171 r. ów Manuel I, rozkazał natomiast aresztować wszystkich Wenecjan (bez względu na płeć), którzy przebywali na ziemiach Cesarstwa Bizantyjskiego. Nie wiadomo co było powodem tego rozkazu, być może cesarz uznał że umowy handlowe, jakie zawarła Wenecja, nie zostały z nim uzgodnione, a on przecież wciąż uważał się za suwerena Republiki św. Marka. To spowodowało wybuch powszechnego oburzenia wśród weneckiego ludu. Na procesji na placu św. Marka wznoszono anty-cesarskie i anty-greckie okrzyki i wzywano władze do natychmiastowej odpowiedzi zbrojnej. Doża Wenecji - Vitalis II jednak zwlekał, postanowił najpierw wysłać posłów do Konstantynopola, aby ci ustalili co było powodem aresztowania obywateli Wenecji w państwie bizantyjskim. Jednym z owych posłów miał być właśnie Enrico Dandolo. Posłowie jednak niczego nie ustalili, gdyż cesarz nawet nie zezwolił im na audiencję i wrócili z niczym (późniejsza legenda głosiła że to właśnie w Konstantynopolu Dandolo miał zostać poważnie zraniony w głowę, w wyniku czego zupełnie stracił wzrok, jest ona jednak fałszywa, gdyż wenecki kronikarz, który spisywał słowa posłów, zanotował iż posłowie: "powrócili bez uszczerbku" - co wówczas było bardzo ważne, gdyż nie zawsze tak bywało. Dandolo zaczął tracić wzrok dopiero ok. 1180 r. gdyż do tego czasu osobiście podpisywał wszystkie dokumenty). Wówczas to doża Vitalis, pod wpływem rozentuzjazmowanego tłumu, postanowił wysłać do Konstantynopola flotę wojenną. Centrum operacyjnym miała się stać wyspa Chios - podobnie jak w 1125 r. gdzie też straszono Bizancjum wenecką flotą - i miano powtórzyć już raz sprawdzony, skuteczny sposób zastraszania. Tym razem jednak znacznie zmieniły się okoliczności. Gdy bowiem we wrześniu 1171 r. z Wenecji wyruszyła flota wojenna, kierując się na Chios, na wyspie już panowała zaraza, która szybko przedostała się na załogi okrętów - dziesiątkując je. Gdy więc Wenecjanie dotarli pod Konstantynopol, większość załóg ich okrętów była albo chora, albo też już martwa. Tak więc niczego nie osiągnąwszy, okręty wróciły do Wenecji na wiosnę 1172 r.




Jednak ta sprawa wykopała głęboki rów pomiędzy Bizantyjczykami a Wenecjanami i ukształtowała wśród nich przekonanie o podstępnych i zdradliwych Grekach (na Zachodzie, szczególnie po 1182 r. zakiełkuje przekonanie o podstępnych, zniewieściałych, gdyż bojących się stanąć twarzą w twarz - mordercach z Konstantynopola). Vitalis został przez lud oskarżony o spowodowanie porażki i musiał ratować się ucieczką z miasta. Nie udało mu się to, został rozpoznany, upokorzony i zamordowany przez wzburzony tłum. Kolejne lata były zaś próbą odbudowania zniszczonych relacji i odtworzenia dzielnicy weneckiej w Konstantynopolu, jednak zarówno Manuel I jak i jego następcy: Aleksy II i Andronik I, długo nie wyrażali na to zgody. Co prawda po objęciu władzy przez Andronika w sierpniu 1183 r. (i masakrze łacinników, czyli ludzi Zachodu - rycerzy i ludności cywilnej w roku 1182), wydawało się że sprawa nieco ruszy i aby przypilnować odbudowy dzielnicy weneckiej w Konstantynopolu, ponownie został tam wysłany całkiem już ociemniały Enrico Dandolo (który bardzo przeżywał utratę wzroku i często podczas uczt, kazał swemu słudze kłaść włos na talerzu, a potem mówił na głos: "Zabierz z talerza ten włos", aby inni myśleli że jednak wzrok mu wraca). Oficjalnie negocjacje w tej sprawie trwały do lutego 1187 r. gdy w Złotej Bulli, cesarz Izaak III, zezwolił Wenecjanom ponownie osiedlić się w Konstantynopolu. Wenecja okupiła to zgodą na sojusz z Cesarstwem i obietnicą dostarczania okrętów na każde cesarskie żądanie. Pozostała jeszcze tylko kwestia odszkodowań za utracone przez Wenecjan mienie podczas wydarzeń marcowych 1171 r. W tej kwestii doszło do porozumienia dwa lata później, w 1189 r. Cesarstwo zapłaciło 1 500 funtów złota jako odszkodowanie (z czego 250 funtów od razu a pozostała suma została rozłożona na pięć kolejnych rocznych rat). W 1192 r. na fali popularności po zawarciu tego układu (którego on miał osobiście dopilnować), Enrico Dandolo został wybrany nowym dożą. Poparły go bez sprzeciwów dwa główne stronnictwa polityczne Wenecji - "stansowie" (przedsiębiorcy) i "procertantesi" (kupcy). Dandolo zresztą należał zarówno do jednej jak i drugiej frakcji, poza tym na jego korzyść przemawiała ślepota, co prowokowało możliwość wpływu na ociemniałego dożę (który samemu nie był w stanie nawet usiąść na krześle w Pałacu Dożów). Właśnie ze względu na jego ociemniałość, zmuszono go do podpisania deklaracji, iż wszystkie swoje decyzje będzie uzgadniał z Wielką i Małą Radą, oraz nie będzie wpływał na wybór patriarchy i samodzielnie zawierał żadnych umów z obcymi krajami. Tak więc gdy do Wenecji przybyło sześciu "najlepszych" przedstawicieli władców uczestniczących w planowanej krucjacie, długowieczny (podobnie jak większość członków jego rodu) Enrico Dandolo wciąż sprawował swą władzę.

Nim przejdę dalej, kilka słów wyjaśnienia o samej ówczesnej Wenecji, "mieście na lagunie" - jak ją wówczas tytułowano. Powszechnie przyjęło się sądzić (i tak również uważają Wenecjanie), że początki tego miasta sięgają roku 421, gdy na wyspę Rialto (sąsiadującą z wyspami Grado, Bebbe, Caorle, Iesolo, Torcello, Murano, Malamocco i Melidissa), uciekli przerażeni mieszkańcy płonącej Akwilei (Aquileia - rzymska twierdza założona w 181 r. p.n.e. jako ochrona nadpadańskiej doliny, w 90 r. p.n.e. po stłumieniu powstania Italików, została włączona w ramy miejskich municypiów i stała się pełnoprawnym rzymskim miastem). Miasto miało zostać zdobyte przez Wizygotów w tymże 421 r. a część mieszkańców - 25 marca - schroniła się na wyspie Rialto (wówczas Rivo Alto). Miała być to data założenia Wenecji. Niestety, choć do dziś postuluje to przekonanie w wielu opracowaniach (np. turystycznych), jest ono błędne. Owszem, mieszkańcy Akwilei schronili się na wyspie Rialto, ale po pierwsze była ona już zasiedlona, a po drugie... nie założyli wtedy żadnego "miasta na lagunie". Rialto (podobnie zresztą jak i pozostałe wyspy), była zasiedlona przez okolicznych rybaków iliryjskich (w czasach o których mówimy to wszystko byli już Rzymianie) i łowców morskiego ptactwa, którzy tutaj pobudowali swoje domostwa (zaopatrując w ryby i ptactwo mieszkańców Akwilei i zamożnych przedstawicieli rzymskiej nobilitas) i w zasadzie panorama tych okolic nie zmieniła się znacznie aż do początku IX wieku. W 697 r. Bizancjum nałożyło pierwszego władcę dla tych wysepek, zwanego po łacinie "dux". W wyniku późniejszej wulgaryzacji tego tytułu zmieniło się ono na dożę ("doxe"), zaś samo miasto tak naprawdę zostało zasiedlone i przyjęło kształt miejski, dopiero na przełomie 809 i 810 r. gdy lagunę nawiedzili kolejni najeźdźcy - Frankowie Karola Wielkiego.

Budowę Bazyliki św. Marka miano rozpocząć już w 803 r. i ukończyć w 828 r. gdy w katedrze tej złożono (wykradzione i przewiezione w ołowianej skrzyni z Aleksandrii) relikwie kości św. Marka - który odtąd stał się patronem rodzącej się Wenecji (św. Marek Apostoł nigdy nie przebywał na legunie akwilejskiej, wiadomo tylko o jego podróży do Rzymu w połowie lat 60-tych I wieku. Był też pierwszym patriarchą Aleksandrii). W 887 r. Bizancjum (targane konfliktami i obawą agresji ze strony arabskiego kalifatu), przyznało Wenecji autonomię (jednak cesarz bizantyjski pozostał władcą tego miasta, podobnie jak dziś królowa brytyjska jest przywódcą niepodległej Australii czy Kanady), co oznaczało że doża przestał być już mianowany z Bizancjum, a stał się wybierany spośród mieszkańców "Miasta na lagunie". Wenecja rozwijała się przez cały X, XI i XII wiek. W 1142 r. po raz pierwszy u boku weneckiego doży zebrała się tzw.: "Rada Mędrców", zwaną potem "Małą Radą" (6 członków wywodzących się z arystokracji), z której trzydzieści lat później (1172 r.) wyodrębniła się "Wielka Rada" (kilkadziesiąt osób, głównie kupców i rzemieślników), którzy potem stali się zarządcami miasta i wyznaczali kierunek polityki Wenecji (w czasach jeszcze późniejszych, wejście do Rady zostało całkowicie uniemożliwione tym, którzy nie należeli do już obecnych tam rodów). Notabene "Radę Mędrców" utworzyła Wenecja jako jedno z ostatnich włoskich państw (rok później, w 1143 r. w Rzymie odnowiono instytucję senatu, którego nie było w tym mieście od VI wieku, czyli wrócono do antycznej tradycji "Miasta Wilczycy"). Enrico Dandolo był świadkiem tych wydarzeń. Urodzony w 1107 r. miał okazję na własne oczy widzieć wiele toczących się w mieście zmian.




W 1082 r. w Konstantynopolu założono dzielnicę wenecką (na mocy Złotej Bulli Aleksego I), gdzie handlowano głównie solą i zbożem (poza tym winem, oliwą, perfumami, zdobnymi tkaninami, przyprawami korzennymi i oczywiście niewolnikami). W tym czasie handel niewolniczy już jednak znacznie podupadł (sprowadzano jeszcze niewolników z terenów iliryjskich), w porównaniu z wiekami wcześniejszymi, upadek (handlu żywym towarem) zaczął się mniej więcej ok. połowy X wieku. Było to związane z powstaniem scentralizowanych państw słowiańskich, bowiem tereny Słowiańszczyzny stanowiły doskonałe pole porywania lub kupna niewolników. Bezpośrednim zaś powodem upadku tej, przynoszącej ogromne zyski gałęzi handlu średniowiecznego, było... powstanie zjednoczonego państwa polskiego (lata 50-te i 60-te X wieku). To właśnie narodziny Polski jako takiej, były powodem zmniejszenia się a następnie likwidacji procederu porywania ludzi z terenów Słowiańszczyzny (natomiast Czesi partycypowali w tym handlu bardzo długo, jeszcze nawet w XI wieku i w ogóle nie starali się położyć temu kresu. Nie pierwszy to raz w historii "pepiczków" gdy woleli płynąć "z prądem". Tak samo było podczas okupacji niemieckiej, gdzie Czesi wręcz masowo wyrażali swoje poparcie dla Niemców i ich nazistowskiej ideologii, a na masówkach poparcia z podniesioną do góry dłonią w hitlerowskim pozdrowieniu wyrażali radość z niemieckich "osiągnięć" - są na ten temat zdjęcia i filmy z tego okresu, więc niech mi tylko jakiś pajac w gazecie lub na portalu napisze że droga Czechów podczas II Wojny Światowej, czyli droga totalnego skurwienia się - podobnie zresztą jak i Francuzów - była właściwa i powinna stać się dla nas wzorem, biorąc pod uwagę zniszczenia i straty jakich doznaliśmy podczas wojny. Bzdura, lepiej umrzeć walcząc z honorem i podniesionym czołem - nawet w sytuacji beznadziejnej - co nie znaczy oczywiście głupio ginąć, bo to są dwie różne sprawy - niż żyć w takim gównie). Dzielnica wenecka została odnowiona Złotą Bullą Manuela I w 1148 r. i aż do katastrofy z 1171 r. rozwijała się dynamicznie. W 1170 r. swoje dzielnice w stolicy Bizancjum uzyskali również Genueńczycy i Pizańczycy (czyli handlowi konkurenci Wenecji, których zapewne knowania doprowadziły do wydania cesarskiego nakazu aresztowania obywateli Miasta św. Marka).

Oczywiście mógłbym na temat Wenecji jeszcze się sporo rozpisać, ale nie miałoby to sensu - zresztą uważam że wystarczająco naświetliłem ówczesną sytuację na tym terenie i uargumentowałem skąd wzięła się niechęć Wenecjan do Bizantyjczyków, która swoją erupcję weźmie po zdobyciu Konstantynopola przez rycerstwo IV krucjaty (gdy na tronie patriarchy konstantynopolitańskiego, czyli drugiego po papieżu przedstawiciela chrześcijańskiego wówczas świata, przywódcy wyprawy sadzali swoje... nagie nałożnice i kazali im odgrywać sceny z prawosławnych liturgii). Nienawiść Greków do "łacinników" czyli ludzi tzw.: "Zachodu", była tak wielka, że gdy w 2001 r. papież Jan Paweł II odwiedzał Ateny, na murach pojawiały się napisy iż jest antychrystem i przypominano cierpienia, jakich Grecy (Bizantyjczycy) doznali w przeszłości z rąk krzyżowców (ale już własnych zbrodni, jak masakra "łacinników" z 1182 r. nie pamiętali), w tym chociażby nieudzielenie pomocy oblężonemu przez Turków Osmańskich Konstantynopolowi i doprowadzenie do jego upadku w 1453 r. (notabene, po podboju miasta, jedynymi budowlami z czasów wcześniejszych które ostały się po dziś dzień, były kościoły... przemianowane na meczety. Te, które nie zostały zmienione na meczety zostały zniszczone lub same się rozpadły - gdyż chrześcijanie aż do połowy XIX wieku nie mieli prawa ani wznosić nowych kościołów, ani też naprawiać tych już istniejących - które im jeszcze pozostawiono).


 


Natomiast w Wenecji w kwietniu 1201 r. sześciu wysłanników europejskich władców podpisało z Enrico Dandolo układ, na mocy którego Wenecja miała wystawić flotę, na której Rycerze z krzyżami na płaszczach odbiorą Maurom "Grób Pana Naszego". Dandolo zapytał jedynie jak duża ma być to siła i odpowiedziano mu że jakieś 4 500 rycerzy, 20 000 piechoty i 9 000 giermków (w porównaniu z nią,poprzednia, III wyprawa krzyżowa, licząca ok. 4 000 żołnierzy była doprawdy niewielka). Republika św. Marka zobowiązała się więc wystawić okręty transportowe i ochraniające je galery wojenne (50 galer), pod warunkiem że otrzyma połowę wszystkich zdobyczy jakie wpadną w ręce armii krzyżowców, oraz jeśli krzyżowcy zapłacą kwotę 85 000 marek w srebrze (umowa spisana została do połowy 1202 r.), przy czym kwota nie podlegała zmniejszeniu nawet jeśli krzyżowcy wystawiliby mniejsze siły. Armia krzyżowców miała się zebrać w Wenecji do 29 czerwca 1202 r. Pozostawało tylko zgromadzić chętnych i ruszać na niewiernych (z tym nie było kłopotów, dzięki działalności misyjnej takich kapłanów jak Fulko z Neuilly - lud aż się garnął pod skrzydła krucjaty, a ludzie na mszach świętych wprost wyrywali sobie krzyże, które kapłani wręczali chętnym, chcącym wziąć udział w krucjacie do "Grobu Pańskiego", sam Fulko głosił - oczywiście z dużą, dużą przesadą - iż namówił do udziału w krucjacie 200 000 mężczyzn). Taka wyprawa - choć wydawała się niebezpieczna - wcale nie była niedorzeczna, szczególnie dla osób, które nie miały szans na zdobycie majątku ani ziemi. Uczestnicy wyprawy otrzymywali bowiem anulowanie wszystkich długów.

Cały majątek udającego się na wyprawę krzyżową i jego rodzina pozostająca w kraju, przechodziły pod opiekę Kościoła, a ktokolwiek podniósłby na nich rękę podlegał ekskomunice (a nie były to wówczas czcze gadania, ludzie doprawdy bardzo mocno przeżywali wszelkie zjawiska związane z życiem pozagrobowym i żaden nie chciał trafić po śmierci do piekła). Poza tym każdy chętny otrzymywał pewną sumę pieniędzy i, co szczególnie ciekawe odpust zupełny, czyli odpuszczenie wszystkich, popełnionych wcześniej grzechów wyznanych "sercem i ustami". Dla wielu biedaków - którzy nie widzieli dla siebie przyszłości w swoich rodzinnych miastach i wioskach - wyprawa krzyżowa była prawdziwym błogosławieństwem (tak jak dla wielce znanego austriackiego malarza - Adolfa Hitlera, któremu wybuch I Wojny Światowej uratował życie, gdyż w zasadzie przymierał wówczas głodem. Ostatnio też ponownie obejrzałem sobie "Celulozę" - ten komunistyczny gniot z 1953 r., w którym główny bohater też wypowiada takie słowa: "Co za życie, niech je piorun spali albo wojna" "Dlaczego wojna?" "Bo widzisz, jak jest wojna to wszystko się przewraca i można iść do góry"). Tak więc sprawa z transportem została uregulowana, teraz już tylko oczekiwano terminu ostatecznej mobilizacji i można było ruszać w pole. Powstał tylko jeden problem, którego nie zdefiniowano w umowie, a mianowicie - gdzie ruszać? Celem strategicznym pozostawała oczywiście Jerozolima i "Grób Pański", ale cel taktyczny był inny. Nieoficjalnie postanowiono uderzyć na "Babilonię" (czyli na Egipt), by przez Damiettę, lub Aleksandrię, pójść na Kair, bijąc po drodze Ajjubidów egipskich i ostatecznie dojść do Palestyny. Wszystko było więc zapięte na ostatni guzik, byli chętni do krucjaty, pieniądze zostały zebrane (choć część kanoników, którym powierzono te środki, została oskarżona o ich przywłaszczenie, stąd potem papież Innocenty III wypowiedział te oto słowa: "Kto dotyka smoły, ten się pobrudzi"). Cel też został wyznaczony, co więc poszło nie tak?         




CDN. 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz