Łączna liczba wyświetleń

sobota, 25 września 2021

"JESTEM KRÓLEM WASZYM PRAWDZIWYM, A NIE MALOWANYM..." - Cz. VI

CZYLI, JAK TO W POLSCE

NARÓD WYBIERAŁ SWOICH KRÓLÓW?

 
 



KRÓL HENRICUS

Cz. II





 Orszak króla Henryka Walezego w drodze do Polski liczył 1200 osób, z czego samych Francuzów było ok. 600, a wśród nich tak zacni panowie, jak: Ludwik IV - książę de Nevers, książę de Mayenne, margrabia d'Elboeuf, hrabia de Rochefort, Eligiusz hrabia de Chaunes, Ludwik książę Mirandoli, szambelan Henryka - Renat de Villequier, Wincenty Lauro - biskup Mondovi i wielu, wielu innych. Do tego należy doliczyć wozy wypełnione bagażami, meblami, kosztownościami, a także paniami lekkich obyczajów, które Henryk i jego przyjaciele (zwani potocznie mignonami - do których to zaliczali się choćby Ludwik de Guast i Filip Desportes, lubujący się np. w... podpalaniu włosów łonowych prostytutkom i czerpaniu z tego radości, a ponieważ należeli do bliskich dworaków króla, przeto i jego szybko "zarazili" tymi upodobaniami) zabrali ze sobą w drogę do nowego kraju. Cesarz rzymski - Maksymilian II Habsburg nie czynił już żadnych problemów orszakowi Henryka (miał nawet stwierdzić, że: "Polacy to naród bitny, potężny i pyszny", przeto znacznie łatwiej ich pozyskać dobrotliwością, niźli wrogością). Pomimo licznego orszaku dam i panien lekkich obyczajów, Henryk - przejeżdżając przez Wirtembergię - zapragnął nieco "pobaraszkować" w ramionach napotkanych tam niewiast, na których jednak jego pochodzenie i królewska korona nie wywarła wrażenia i nie zamierzały one być mu uległe. Uciekły więc stamtąd i zawiadomiły swych mężów, a ci natarli na zupełnie zaskoczonego i zdezorientowanego Henryka oraz jego mignonów i dotkliwie ich pobili. Tylko szybka ucieczka i zawiadomienie straży królewskiej uchroniły Henryka - dopiero co obranego króla polskiego - przed niechybną śmiercią lub trwałym kalectwem (potem Henryk żądał od lokalnego księcia ukarania tychże mężczyzn, jako że poważyli się oni podnieść rękę na jego królewski majestat, ale ów książę - wyrażając oczywiście ubolewanie z zaistniałej sytuacji - stwierdził, że w Wirtembergii nikt nie ma prawa ubliżać czci niewiastom, bez względu na to, czy jest chłopem czy królem. Mimo to poszkodowanych Francuzów obdarował jednak szczodrymi upominkami w ramach zadośćuczynienia).

Następnie królewski orszak skierował się na północ, gdzie we Frankfurcie nad Menem oczekiwał monarchę internuncjusz papieski w Polsce - Antoni Maria Gratiani, wysłany tam przez prymasa Polski - Jakuba Uchańskiego i biskupa warmińskiego - Stanisława Hozjusza. Gratiani zapewniał króla Henryka, że jedynym realnym oparciem dla niego w Polsce będzie hierarchia duchowna, która zamierza go wspierać w dążeniach do wzmocnienia władzy królewskiej, o której miano się wyrazić, że w warunkach polskich jest ona możliwa, gdyż polskie instytucje na to zezwalają, tylko trzeba z nich umiejętnie korzystać. Potem, we Frankfurcie nad Odrą, witał Henryka elektor brandenburski - Jan Jerzy Hohenzollern, a następnie (na wspaniałych odkrytych saniach, podarowanych nowemu władcy przez marszałka wielkiego koronnego - Jana Firleja) wjechał Henryk, dnia 24 stycznia 1574 r. do Międzyrzecza (delegacja powitalna senatu - na czele z biskupem kujawskim - Stanisławem Karnkowskim, wyszła do króla, gdy ten jeszcze stał po drugiej stronie granicznej rzeki Obry). Czekała go tam delegacja złożona z: biskupa kujawskiego - Stanisława Karnkowskiego, wojewody brzesko-kujawskiego - Jana Służewskiego, wojewody inowrocławskiego - Jana z Krotoszyna, wojewody rawskiego - Andrzeja Gostomskiego, kasztelana gdańskiego - Jana Kostki i marszałka nadwornego koronnego - Andrzeja Opalińskiego. Króla powitał mową biskup Karnkowski, na co odpowiedział mu w imieniu Henryka - Guido de Pibrac. Wokół stały wspaniałe chorągwie magnackie (każda na innych koniach, w innym stroju i z inną bronią), w oddali zaś, w Międzyrzeczu nieprzeliczone tłumy ludzi, ciekawskich zobaczyć swego nowego króla (i to pomimo wyjątkowo ostrej zimy, gdzie wokół śnieg leżał dość obficie). Karnkowski stwierdził, iż w Rzeczpospolitej król "sam rządzi, senat doradza mu, a stan rycerski tylko słucha" (nie była to prawda, czego wyrazem stały się pomrukiwania niezadowolenia zgromadzonej wokół szlachty, ale nikt nie się odważył zabrać głosu i przerwać mowę powitalną biskupa kujawskiego).




Wcześniej już, na sejmikach (które zjeżdżały się od 1 września 1573 r.) podjęto szereg ważnych postanowień, w których Francuzom (jako gościom) przyznawano we wszystkim pierwszeństwo, zezwalano też na obowiązywanie monety francuskiej w Rzeczpospolitej (wyznaczono specjalny jej kurs). Następnie odbyła się w Międzyrzeczu przed nowym monarchą defilada niemieckich rajtarów (idących u boku Henryka), a potem kolorowych chorągwi polskich. To cieszyło nieco oko Henryka, gdyż widok kraju, w którym śnieg występował tak licznie (tego roku była wyjątkowo mroźna zima) nie mógł go radować, ale zmieniło się to, gdy wjechał do Poznania (28 stycznia) - pierwszego dużego miasta na swej drodze w nowym kraju. Do tego miasta wprowadzał króla Wojciech Czarnkowski - kasztelan rogoziński, wraz z grupą wielkopolskich senatorów i 3000 bogato przystrojonego rycerstwa wielkopolskiego. Wszyscy się radowali z nowego monarchy, zakładając że teraz czeka Rzeczpospolitą nowy okres wielkości (swoją drogą jeszcze niedawno, zaraz po śmierci Zygmunta Augusta twierdzono powszechnie że oto nadchodzi już kres Rzeczpospolitej i ciężkie dlań czasy). Henryk zatrzymał się w pałacu biskupim, gdzie przez trzy kolejne dni prymas Jakub Uchański, wojewoda poznański - Stanisław Górka, a także władze miejskie nie szczędziły pieniędzy na wystawne uczty i bale dla uczczenia przybycia do kraju nowego króla. Ponoć jedzenia było tak dużo, że nie dało się tego zjeść w ciągu tygodnia, zaś trunków tak wiele, że większość przybyłych z Francji gości, praktycznie nie miała czasu aby wytrzeźwieć. Potem obdarowano króla i przybyłych wraz z nim Francuzów pięknymi końmi i kunsztownie zdobioną zbroją. 31 stycznia orszak królewski opuścił Poznań (mowę pożegnalną wygłosił jeden z przywódców szlachty wielkopolskiej - Adam Zbąski, który ostro potępił bratanie się ostatniego króla Zygmunta II Augusta z magnaterią - czyli z senatem - i radził nowemu królowi, aby tego błędu już nie popełniał, gdyż - jak rzekł - to naród, czyli szlachta jest prawdziwą władzą w Rzeczypospolitej). 

Królewski pochód wiódł następnie przez Pyzdry, Kalisz, Wieluń, Częstochowę i wreszcie 17 lutego Henryk wjechał do Balic (pod Krakowem), witany tam przez niezliczone tłumy mieszkańców królewskiego miasta. Przybyli tam też wszyscy senatorowie z Polski, Litwy i innych ziem Rzeczpospolitej, wraz ze swymi rotami zbrojnymi, które odziane w kolorowe stroje, pięknie się prezentowały na tle zaśnieżonych bronowickich błoni. Króla osobiście witał tam marszałek wielki - Jan Firlej (wcześniej, w czasie elekcji zwolennik Habsburgów). Przybyła tam również księżna Anna Jagiellonka w otoczeniu 6000 zbrojnych oraz licznego pocztu magnatów i szlachty. Annie zależało, aby Henryk się z nią ożenił, a ponieważ punkt ten został oficjalnie wykreślony z podpisanych w Paryżu zobowiązań Henryka, przeto musiała ona liczyć na presję i wsparcie panów królestwa (pomoc w tej kwestii obiecywał jej m.in. prymas Uchański). Henrykowi jednak nie spieszyło się do ślubu ze starszą od niego o prawie trzydzieści lat kobietą. Nowy monarcha "pozdrowił wyciągniętą prawicą każdy ze stanów", a potem rozpoczęły się mowy powitalne w imieniu senatu, dworzan, mieszczan i żaków z Uniwersytetu Krakowskiego. Henryk Walezy wjechał do Krakowa dopiero 18 lutego 1574 r. o drugiej w nocy. Tydzień wcześniej odbyło się tutaj uroczyste złożenie do grobu ciała poprzedniego króla - Zygmunta Augusta Jagiellona, które sprowadzone zostało z Tykocina do Warszawy (wrzesień 1573 r.) gdzie najpierw spoczęło w kolegiacie św. Jana. Potem - 30 stycznia, kondukt pogrzebowy wyruszył w stronę Krakowa, gdzie dotarł 10 lutego i tam też rozpoczęły się uroczystości pogrzebowe którym przewodziła księżna Anna Jagiellonka (w Katedrze Wawelskiej - gdzie w kaplicy Zygmuntowskiej spocząć miało ciało poprzedniego króla, obok ciał innych monarchów - miało miejsce dość przerażające, choć wyreżyserowane przedstawienie, gdy podczas modłów do świątyni wjechał na koniu krajczy koronny - Jerzy Mniszech, przebrany w zbroję Zygmunta Augusta, stanął następnie na środku kaplicy i... nagle zapadł się pod ziemię. Było to przerażające widowisko, ale dopracowane i wyreżyserowane, tak więc nikomu nic się nie stało, natomiast miało to pokazać w symboliczny sposób złożenie do grobu zwłok ostatniego Jagiellona).




Wjeżdżającemu nocą do Krakowa (rozświetlonego pochodniami) przez bramę św. Floriana - Henrykowi Walezemu, towarzyszyły wszędzie po drodze łuki triumfalne (na których były umieszczone epigramy z dzieł Jana Kochanowskiego), przez które tenże przejeżdżał, a także iluminacja świateł i salwy wystrzelane z miejskich dział. Łącznie przybyło na powitanie 30 000 szlachty na bogato przystrojonych koniach, "A wszystko (jak pisze Heidenstein) co postrzegłeś, lśniło się złotem, srebrem, klejnotami, kosztownym pierzem, futrami, jedwabiami; giermkowie nawet błyszczeli drogiemi kamieniami. Niektórzy panowie mieli złote strzemiona i takież u koni podkowy". Król wjechał do miasta pod złocistym baldachimem trzymanym nad jego głową, a poprzedzali go panowie francuscy wraz z polskimi senatorami. Przed bramą kanoniczną po wjeździe na Wawel, gorejący światłem biały orzeł z liliami na piersiach, sztucznie schylił głowę przed nowym królem. Henryk następnie udał się do Katedry Wawelskiej na modlitwę, a po jej zakończeniu odwiedził księżną Annę w jej pokojach na Zamku Królewskim - witając się z nią bardzo serdecznie i cały czas trzymając ją za rękę (co wyrobiło w niej przekonanie, że Henryk jednak się z nią ożeni). Dopiero potem nowy monarcha udał się na spoczynek. Następnie (rankiem) król udał się do Katedry Wawelskiej, gdzie pochylił się przed relikwiami św. Stanisława ze Szczepanowa (oficjalnie patrona Polski - ale prywatnie powiem że taki patron to zakała dla kraju, jako że co prawda zginął śmiercią tragiczną i ciało jego miało zostać posiekane na kawałki z polecenia króla Bolesława II Śmiałego w kwietniu 1079 r. ale wcześniej wspierał on wrogów królestwa, głównie Niemców i Czechów i dla mnie to żaden patron, a raczej zwykły zdrajca). Dzień królewskiej koronacji Henryka został wyznaczony na 21 lutego 1574 r., a tymczasem w całym kraju zbierały się sejmiki ziemskie, na których dogłębnie (artykuł po artykule) omawiano uchwały podjęte w Paryżu. Gdy król (20 lutego) wezwał senatorów i szlachtę zebraną w Krakowie na rozmowy do Zamku Królewskiego, większa część szlachty nie chciała przybyć, jako że Henryk nie został jeszcze koronowany i oficjalnie nie był królem, ale gdy usłyszeli że senat się zjawi na królewskie wezwanie, przybyli i oni. Mimo to wdało się też wówczas trochę nerwowości, gdy marszałek Firlej (który niedawno tak uroczyście gościł wjeżdżającego do kraju Henryka i ofiarował mu piękne sanie), teraz miał stwierdzić że nie zgodzi się na koronację dopóty, dopóki król raz jeszcze nie przysięgnie na prawa które zaakceptował w Paryżu. Mało tego, Firlej zaczął stwarzać Francuzom różne przeszkody (m.in. umieścił ich w podrzędnych kwaterunkach, tak, iż godziło to z ich szlachecką godnością - wówczas król Henryk zaprosił ich do Zamku, co też stworzyło nieco kłopotu, zważywszy na liczbę jaką stanowili Francuzi). Ostatecznie Pibrac uspokoił popędliwość Firleja i stwierdził iż król raz już przysiągł, a jeśli teraz ma przysięgać po raz wtóry, to znaczy że jego słowo i tak nic nie znaczy, jeśli nie ufa mu się za pierwszym razem.

21 lutego 1574 r. odbyła się królewska koronacja. Henryka prowadzili do Katedry Wawelskiej dwaj biskupi: krakowski - Franciszek Krasiński i kujawski - Stanisław Karnkowski, nieśli oni przed monarchą ozdoby królewskie. Kasztelan krakowski - Sebastian Mielecki (w zastępstwie sędziwego Walentego Dembińskiego) niósł koronę królewską, wojewoda krakowski, marszałek wielki koronny - Jan Firlej niósł berło królewskie, wojewoda wileński - Mikołaj Radziwiłł "Rudy" (w zastępstwie wojewody poznańskiego) niósł królewskie jabłko, a miecznik koronny - Andrzej Zborowski królewski miecz koronacyjny - Szczerbiec. Królowi towarzyszyli posłowie: papieski, cesarski, francuski, węgierski, szwedzki, duński, wenecki, brandenburski, brunszwicki, pomorski, pruski, ferrarski, siedmiogrodzki i moskiewski. Przed wielkim ołtarzem stał tron królewski, przy którym Henryk ukląkł i słuchał modlitwy, a następnie mowy prymasa Uchańskiego o cnotach monarszych (przede wszystkim Wierności - Sprawiedliwości i Odwadze), po czym został poproszony o ich dopełnienie w formie złożenia przysięgi na Ewangelię. Wówczas jednak zaprotestował Firlej, ponownie domagając się zaprzysiężenia uchwał paryskich (w tym przede wszystkim zasady wolności religijnej), krzycząc w stronę króla: "Jak nie przysięgniesz, nie będziesz panował!" (powielając tym samym słowa, wypowiedziane w Paryżu przez Zborowskiego). Ostatecznie jednak król przysiągł na Ewangelię że dochowa powinności monarszych a Firleja znów uspokoiła pojednawcza mowa Pibraca. Teraz rozdzwonił się wielki Dzwon Zygmunta, a chór chłopięcy począł śpiewać pieśni religijne, gdy prymas Uchański namaścił czoło oraz prawe ramię Henryka od dłoni do łokcia olejem świętym (jako symbol boskiej godności królewskiej i waleczności). Następnie biskupi zdjęli z króla albę (w którą był przyodziany) i przebrali go w szaty królewskie, a prymas podał królowi Szczerbiec (który ponoć pamiętał jeszcze czasy Bolesława Chrobrego i miał zostać wydrążony uderzeniem króla w bramę Kijowa w 1018 r. W rzeczywistości jednak miecz-Szczerbiec pochodził z czasów znacznie późniejszych i po raz pierwszy został użyty podczas koronacji królewskiej Władysława I Łokietka w 1320 r. Do dziś znajduje się on na Wawelu - jako jeden z nielicznych insygniów koronacyjnych, gdyż korona królewska, berło i jabłko zostały zrabowane przez Prusaków z Wawelu w 1794, a następnie z rozkazu Fryderyka Wilhelma III przetopione w marcu 1809 r. jako ostateczne dopełnienie całkowitej zagłady Polski). Henryk wykonał owym mieczem znak krzyża, a następnie na zapytanie marszałka wielkiego, czy lud akceptuje nowego króla, rozległ się okrzyk zgromadzonych tłumów: "Niech żyje król!". Prymas włożył wówczas na skroń Henryka Koronę Królów i podał do prawej ręki berło a do lewej jabłko. Uroczystość zakończyła się powitaniem króla przez jego poddanych, komunią świętą i hymnem św. Ambrożego wykonanym przed grobem św. Stanisława, gdzie wisiały chorągwie zdobyte na nieprzyjaciołach od czasów Płowiec (1331 r.) i Grunwaldu (1410 r.). Król następnie wyprawił wspaniałą ucztę z 257 naczyniami złotymi, srebrnymi, pozłacanymi i wysadzanymi drogimi kamieniami. Po roku i siedmiu miesiącach oczekiwania Rzeczpospolita nareszcie znów miała swego króla, radowali się więc wszyscy nie myśląc, że wspaniałe uczty i pijaństwo nie mogą przecież przesłonić codziennej prozy życia.






CDN. 
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz