"I TAK NIKT
NIE ZECHCE CI UWIERZYĆ!"
SŁOWA WYPOWIEDZIANE PRZEZ JEDNEGO Z WIĘŹNIÓW SOWIECKIEGO ŁAGRU, NA STWIERDZENIE JERZEGO GLIKSMANA - WYPUSZCZONEGO Z ŁAGRU W RAMACH UKŁADU SIKORSKI-MAJSKI Z 30 LIPCA 1941 r. - IŻ OPOWIE ZACHODOWI O TYM CO WIDZIAŁ W SOWIECKIM PIEKLE. POPROSIŁA GO O TO DODATKOWO JEDNA Z DZIEWCZĄT - "PROSZĘ, OPOWIEDZ O WSZYSTKIM ZACHODOWI". NIESTETY, JAK TRAFNIE PRZEWIDZIAŁ ÓW MĘZCZYZNA, KTÓRY WYPOWIEDZIAŁ WYŻEJ WYMIENIONE SŁOWA - ZACHÓD NIE TYLKO NIE WIERZYŁ Z SOWIECKIE ZBRODNIE - ON PEŁEN BYŁ "POŻYTECZNYCH IDIOTÓW", WYCHWALAJĄCYCH POD NIEBIOSA LENINA, STALINA, KOMUNIZM I ZSRS. TO WŁAŚNIE PRZEZ TAKICH LUDZI TEN SYSTEM ZNIEWOLENIA TRWAŁ AŻ TAK DŁUGO
Sam Gliksman też nie był bez winy. On też był piewcą ustroju komunistycznego. W 1935 r. ten warszawski adwokat, wybrał się w bardzo modną wówczas podróż do Związku Sowieckiego, by sprawdzić (i potwierdzić), doniesienia z podróży ludzi kultury z państw zachodnich - piejących z zachwytu nad wspaniałościami komunizmu i Związku Sowieckiego. Gliksman chciał szczerze wierzyć w ten lukrowany obrazek, dlatego gdy tylko pojawiali się jacyś uciekinierzy z Kraju Rad, głoszący o krwawtch torturach, niewolniczej pracy ponad siły, oraz wszechogarniającym głodzie - nie dopuszczał tych relacji do siebie, nie chciał w nie wierzyć - chciał wierzyć w to co pisali ludzie kultury, nauki, wykształceni luminarze Zachodu, siedzący w swych ciepłych gabinecikach i niekalający się w swym życiu, choćby odrobiną wysiłku fizycznego. Im wierzył - bo to byli ludzie godni zaufania, nie to co ci "politycznie podejrzani" głupcy, którym udało się wyrwać z komunistycznego piekła. Postanowił więc sprawić wszystko osobiście.
Ponieważ był socjalistą i wielokrotnie wcześniej wielbił ustrój komunistyczny, otrzymał zaproszenie do ZSRS, wysłane przez WOKS ("Wsiesojuznoje Obszczestwo Kulturnoj Swiazi s Zagranicej" - "Wszechzwiązkowe Towarzystwo Kulturalnej Łączności z Zagranicą"), który decydował o tym kogo zaprosić i jak (indywidualnie), przygotować do danego gościa program wizyty, tak by była zgodna z jego upodobaniami i by uwzględniała (i zaspokajała), jego słabostki. W tym celu przygotowywano opasłe tomy z informacjami o danych pisarzach Zachodu, w których były najbardziej intymne i najszczegółowsze informacje, dotyczące ich upodobań i życia prywatnego (co lubią, co ich bawi, co smuci, itd.). Był to więc zorganizowany przemysł, skupiony na "zabawianiu" inteligentów Zachodu, którzy poprzez swe dzieła oraz autorytet, mogli wywrzeć presję na swe rządy i społeczeństwa i nastawić je przychylnie do Związku Sowieckiego.
Tak więc Gliksman przybył do kraju Rad i pełen jak najlepszych chęci został wciągnięty w mir "przyjemnostek" oferowanych przez WOKS. Zaproszono go do teatru (wiedząc że Gliksman lubi sztuki teatralne), gdzie wystawiono komedię Nikołaja Komodina pt.: "Arystokraci". Sztuka pokazywała w formie komediowej, więźniów budujących Kanał Białomorski im. Stalina, którzy radośnie poprzez pracę i i uświadamianie klasowe, stają się pełnowartościowymi obywatelami sowieckiego państwa i społeczeństwa. Oczywiście sztuka nie mówiła nic o warunkach w jakich pracowali więźniowie budujący Kanał Białomorski (budowa została zakończona w 1933 r.), o dramatycznych warunkach sanitarnych, o braku nawet najniezbędniejszej opieki medycznej oraz o wszechobecnym głodzie (gdyż dzienne racje żywnościowe, wydawane tylko raz dziennie, na które z reguły składały się jakieś czerstwe suchary i łyk "kawy" - która zarówno w zapachu jak i smaku przypominała wodę ze ścieku - nie pozwalały na pracę od świtu do zachodu słońca). Efektem było to, że podczas budowy tego kanału zmarło aż...25 tysięcy ludzi. O tym ani Komodin nie zrobił komedii, ani też nie dowiedział się tego Gliksman.
Po obejrzeniu sztuki, Gliksman miał jednak pewne wątpliwości co do jej autentyczności i podzielił się nimi ze swoją przewodniczką, towarzyszącą mu podczas podróży po Moskwie (jeśli goście nie byli zadowoleni, lub jeśli coś im się nie spodobało, najczęściej za ten stan rzeczy karano przewodników lub tłumaczy - którzy po wyjeździe gościa na Zachód - trafiali do łagrów na długie lata). Dziewczyna towarzysząca Gliksmanowi był młoda i ponoć bardzo atrakcyjna (doprana oczywiście zgodnie z "upodobaniami" gościa, o których wiedział WOKS). Gdy tylko usłyszała o wątpliwościach Gliksmana, natychmiast zabrała go na wycieczkę do obozu pracy dla młodocianych przestępców, mieszczącym się w Bolszewie pod Moskwą. To co tam zobaczył, musiało rozwiać w nim wszelkie wątpliwości. Ten "modelowy" obóz, był wręcz komfortowy - wygodne duże łóżka, oddzielne pokoje, łazienka w każdym z nich, ciepła i zimna woda, wanna do mycia. Opiekunowie zwracający się do podopiecznych niezwykle łagodnie i grzecznie, plan zajęć uwzględniający odpoczynek, czas na zabawy itd. Odtąd Gliksman całkowicie utracił jakiekolwiek podejrzenia co do "okropności" sowieckiego państwa i z jeszcze większą werwą głosił "błogosławieństwo komunizmu" - jako raju na Ziemi.
Głosił je jeszcze przez cztery lata, do 17 września 1939 r. i sowieckiej agresji na Polskę. Potem trafił do łagru i sam przekonał się na własnej skórze, co oznacza "komunistyczny Raj na Ziemi". Gdy wiec opuszczał bramy sowieckiego piekła w 1941 r. pragnął tylko jednego - powiedzieć prawdę o tym czego doświadczył i co przeżył na tej okrutnej ziemi. Nie dane mu było jednak przekonać opinii publicznej Zachodu, gdyż natknął się na mur ignorancji i głupoty wielbicieli "Wujaszka Jo" i zachodnich piewców komunizmu - których przecież sam był częścią. Do wyjątkowo głupich (bo nawet nie naiwnych), zachodnich myślicieli, wielbiących pod niebiosa ustrój komunistyczny w Związku Sowieckim - należał brytyjski filozof, dramaturg i prozaik - George Bernard Shaw.
BOLSZEWICKA SPRAWIEDLIWOŚĆ
"SOCJALIZM BYŁ PRZED WOJNĄ NAJDALSZĄ METĄ POSTĘPU SPOŁECZNEGO, A PRZYNAJMNIEJ ZA TAKI UCHODZIŁ. PO WOJNIE ZACZĄŁ PRZEGRYWAĆ I NADAL BĘDZIE PRZEGRYWAŁ. W ROSJI STAŁ SIĘ NOWĄ FORMĄ NIEWOLNICTWA"
JÓZEF PIŁSUDSKI podczas rozmowy z dziennikarzem ARTUREM ŚLIWIŃSKIM
9 listopada 1931 r.
GEORGE BERNARD SHAW
W lipcu 1931 r., brytyjski dramaturg George Bernard Shaw, postanowił wymownie uczcić swoje 75 urodziny (obchodził je 26 lipca) i świętować je w swym uwielbianym państwie - w stolicy Kraju Rad - Moskwie. Zaprosił na te wycieczkę swych przyjaciół Lady Astor i jej męża Lorda Astor, oraz kilku przedstawicieli brytyjskiej Partii Konserwatywnej, aby pokazać im "osiągnięcia" komunizmu. Podróż przebiegała w miłej atmosferze, najpierw okrętem przez Kanał La Manche, a potem koleją prosto do Moskwy. Gdy tylko pociąg zajechał na moskiewski peron, na Shaw'a czekał już tłum rozentuzjazmowanych Rosjan (dobranych odpowiednio przez WOKS), którzy poczęli wznosić okrzyki na jego cześć. Shaw w pierwszym pytaniu po wyjściu na peron, jak długo zamierza pobyć w Związku Sowieckim, odpowiedział: "Przyjechałem tylko na dziesięć dni, lecz chciałbym tu pozostać przez dziesięć lat". Następnie wszystkich gości odwieziono specjalnie przygotowanymi samochodami do hotelu "Metropolis", gdzie czekały na nich wygodne pokoju (oczywiście największy i najlepszy pokój w całym hotelu otrzymał Shaw).
W ciągu następnych dziesięciu dni, jakie Shaw spędził w Moskwie, pierwszego dnia odwiedził najpierw Mauzoleum Lenina. Stał ponad godzinę przy grobie Lenina, przyglądając mu się, aż wreszcie stwierdził: "To jest czysta inteligencja, te ręce nigdy nie pracowały fizycznie", wówczas Lady Astor dodała: "On nie był proletariuszem, tylko arystokratą", na co Show: "Chciałaś powiedzieć intelektualistą, a nie arystokratą?", "To jest jedno i to samo" - odparła Astor. Po obejrzeniu Mauzoleum, cała grupa (oczywiście wraz z przewodnikami, tłumaczami, oraz ludźmi pilnującymi, by nikt "niepożądany", nie zbliżał się do Showa czy jego przyjaciół), udała się na Kreml, gdzie Shaw miał możliwość obserwować rozbiórkę kremlowskiej Katedry Chrystusa Zbawiciela. Shaw nie był tym zachwycony, stwierdził: "Powinniście teraz się raczej skupić na realizacji pięcioletniego planu estetycznego", lecz po chwili dodał: "Wy, Rosjanie jesteście całkowicie niespójnymi rewolucjonistami. W Anglii, Henryk VIII i Cromwell uczynili znacznie więcej, niszcząc klasztory. Wygląda więc na to że to My, Brytyjczycy jesteśmy lepszymi rewolucjonistami".
Potem odwiedził Pałac Sowietów, gdzie poproszono go o krótką przemowę urodzinową. Shaw dał "popis" wychwalając pod niebiosa sowieckie osiągnięcia gospodarcze i kulturalne. W pewnym momencie Lady Astor nie wytrzymała i weszła na mównicę, przerywając Shaw'owi, stwierdziła: Jesteście zbyt zarozumiali, wasze osiągnięcia są duże, ale ich koszty są nie do przecenienia", następnie porównywała komunizm sowiecki z ustrojem kapitalistycznym i uwypuklała wszelkie wady jednego i drugiego systemu, przy czym na koniec stwierdziła że: "Kapitalizm jest o tyle lepszy ustrojem, że pozwala ludziom, mającym krańcowo odmienne od siebie poglądy, pozostać mimo wszystko przyjaciółmi" - jako przykład podała siebie i Shaw'a. Po czym dodała: "W Rosji nie ma odmienności poglądów, wszyscy powtarzają te same propagandowe hasła". Gdy schodziła z mównicy Shaw podszedł do niej i powiedział: "Myślę, że jesteś okropna". Pod wieczór cała grupa została zabrana do "Robotniczego Parku Rozrywki", gdzie robotnicy po czterech dniach pracy, pięty dzień przeznaczali na rozrywkę i odpoczynek (oczywiście tak to przedstawiono Shaw'owi i innym zagranicznym gościom, gdyż nie można było powiedzieć prawdy. A prawda wyglądała następująco: robotnicy pracowali codziennie, siedem dni w tygodniu, często w warunkach uwłaczających nie tylko bezpieczeństwu pracy, ale i zdrowemu rozsądkowi - i nie mówię tu o więźniach, lecz o zwykłych robotnikach państwa sowieckiego).
Shaw przywitał się tamz jednym z robotników grających w siatkówkę, natomiast Lady Astor, podeszła do grupki bawiących się nieopodal "robotniczych" dzieci. Znalazła dziewczynkę "akurat" mówiącą po angielsku i zapytała ją jak tu jest naprawdę? Dziewczynka uśmiechając się zaczęła mówić że jest bardzo dobrze, lecz gdy Astor złapała ją za rękę i poprosiła by opowiedziała co jej się najbardziej podoba, dziewczynka przestałą się uśmiechać, wyrwała się z objęć Astor i stwierdziwszy: "Wszystko mi się podoba", pobiegła do innych dzieci. Potem, choć już zapadła noc, cała grupa udała się do teatru, gdzie grupa "proletariackich" aktorów rozwinęła wielki sztandar, na którym było napisane: "Witamy wielkiego mistrza Bernarda Shaw'a na radzieckiej ziemi".
Następnego dnia, Bernard Shaw poprosił o wizytę w jednym z moskiewskich więzień. WOKS i na to był przygotowany, zaprowadzono go do modelowego więzienia dla dzieci "wrogów klasowych" (które oczywiście były już sierotami - jako że stwierdzenie "wróg klasowy" natychmiast określało człowieka winnym najgorszych zbrodni i przeznaczało go do fizycznej eksterminacji). Więzienie (co oczywiste), było prowadzone w sposób modelowy, dzieci miały duże i przestronne pokoje, określony plan zajęć, uczyły się czytać i pisać, miały czas na odpoczynek, zajęcia gimnastyczne i sportowe itd. Shaw wygłosił do tych dzieci bzdurną pogadankę: "Jak byłem dzieckiem, też kiedyś coś ukradłem. Ale tak to zrobiłem sprytnie, że nikt mnie nie złapał. Nie ten jest złodziejem kto kradnie, lecz ten, kto daje się złapać. Za granicą, w Anglii tysiące przestępców chodzi na wolności, ale przyjdzie czas że i oni też zostaną złapani". Następnie udano się do sali "Sądu Ludowego", gdzie wytłumaczono mu, iż radziecki system karny, skupia się nie tyle na karaniu przestępców za popełnione zbrodnie, ile na ich reedukacji i uczynieniu z nich przydatnych jednostek dla nowego sowieckiego społeczeństwa. Wówczas Shaw stwierdził: "Nazywacie to wiec Sądem Ludowym? To powinno być nazwane Szkołą Ludową" i nie mógł wyjść z podziwu nad doskonałością sowieckiego systemu karnego.
Następnego dnia Shaw zechciał zobaczyć robotników przy pracy, wiec zabrano go do fabryki, gdzie przyglądał się pracy tych ludzi. Potem poproszono go by przemówił. Wszedł wiec na ciężarówkę i powiedział: "W Anglii robotnik, który pracuje szybciej i lepiej od innych nie dostanie medalu. Gdy nasi robotnicy wyprodukują więcej niezbędnych towarów, efekt będzie tylko taki, że umożliwią akcjonariuszom dłuższy pobyt na Riwierze. Taka jest różnica pomiędzy systemem angielskim a sowieckim". Następnie zwrócił się do robotników z fabryki: "Pracujcie lepiej i wydajniej, by wykonać plan pięcioletni. Wasza praca przyczynia się do budowy socjalizmu. Po powrocie do Anglii będę przekonywał angielskich robotników, by zaczęli budować ten sam ustrój, w którym Wy żyjecie".
Potem udał się do Państwowego Wydawnictwa Prasowego, gdzie był zachwycony, że wydawcy nie decydują o tym co dziennikarze lub pisarze napiszą i czy zechcą im to wydrukować, tylko mają pod tym względem całkowitą swobodę. Prezes Państwowego Wydawnictwa Prasowego - Łunczarski, stwierdził że pisarze zarabiają wystarczająco dużo i to oni decydują co i na jaki temat chcą pisać. Po tych słowach Bernard Shaw stwierdził: "Zostaję u Was na stałe". Lady Astor dodała że sowieccy pisarze nie są wolni, gdyż muszą się trzymać propagandowej linii partii, ale Shaw przerwał jej mówiąc: "Przynajmniej są wolni od iluzji demokracji". Potem wywiązała się krótka wymiana zdań, gdyż Lady Astor nie wytrzymała nerwowo i stwierdziła że w Anglii, każdy komu się nie podobają warunki pracy lub płaca, może ją zmienić na inną, może wyjechać, opuścić dom, szukać szczęścia gdziekolwiek. W Rosji sowieckiej nie jest to możliwe, gdyż zarówno chłopi jak i robotnicy nie mogą opuszczać swych miejsc pracy i zamieszkania, bez pozwolenia władzy. Potem Shaw zaczął mówić o Leninie: "Jeśli eksperyment Lenina się powiedzie, rozpocznie się nowa era ludzkości. Jeśli się nie uda, odejdę z tego świata w smutku. Jednakże jeśli w przyszłości pojawią się kolejni tacy ludzie jak Lenin, powinniśmy się radować i z nadzieją spoglądać w przyszłość".
LADY ASTOR
W ciągu kolejnych dni Shaw i jego przyjaciele spotkali się z Maksimem Gorkim, Konstantinem Stanisławskim i Nadieżdą Krupską - wdową po Leninie. Shaw miał zastrzeżenia jedynie co do istnienia Muzeum Rewolucji, gdyż stwierdził iż młodzi ludzie, którzy odwiedzają to muzeum, mogą zechcieć wziąć przykład z tych, którzy zbuntowali się przeciw staremu reżimowi i wystąpić przeciwko władzy bolszewików.
Ostatniego dnia swojej wizyty w Kraju Rad, Bernard Shaw, Lady Astor i jej małżonek, zostali zaproszeni na spotkanie u Stalina. Spędzili tam aż dwie godziny dwadzieścia minut, co było ewenementem, jako że zagraniczni goście, na "audiencji" u dyktatora przebywali maksimum dwadzieścia minut. Jednak po spotkaniu, Shaw nie chciał zdradzić o czym rozmawiano i jakie były jego wrażenia z tej wizyty. Zdradził to dopiero po przyjeździe do Anglii, gdy stwierdził: "Spodziewałem się zobaczyć rosyjskiego człowieka pracy, a ujrzałem gruzińskiego dżentelmena". Dalej stwierdził że rozmawiano o Anglii, Cromwellu, Chamberlainie, Churchilu i jego wrogości do Rosji. Shaw miał stwierdzić że poglądy Churchila są w Anglii anachronizmem, a on sam jest już politykiem bez przyszłości. Stalin wprost przeciwnie, stwierdził że bardzo ceni Churchilla i że uważa iż może on jeszcze zając odpowiednie do jego inteligencji, przebojowości i dowcipu - stanowisko. Jednocześnie wyrażał obawy czy Churchill świadomie dąży do rozpętania wojny ze Związkiem Sowieckim. Wówczas Shaw miał odpowiedzieć: "Być może Churchill nie jest wcale inteligentnym człowiekiem" i zaproponował Stalinowi by zaprosił go do Rosji, aby tu mógł wyłożyć całą swoją niechęć do tego kraju.
Po powrocie do Anglii Shaw stwierdził również, porównując Stalina do innych polityków (w tym do Hitlera), że: "Stalin to gigant, inni politycy to Pigmeje". W kolejnych wywiadach zaczął "piać" następne hymny pochwalne na temat Stalina, Rosji, Związku Sowieckiego, ustroju komunistycznego, bolszewickiego systemu karnego, wychowawczego i opiekuńczego. I nie był pod tym względem żadnym wyjątkiem, jeśli chodzi o zachodnich ludzi kultury i nauki. Do ligi tzw.: "pożytecznych idiotów" (jak określał Lenin tych wszystkich ludzi Zachodu, którzy piali hymny pochwalne na cześć Związku Sowieckiego, jednocześnie podkopując wartości a często i obronność własnych krajów - jak na przykład nawoływania do jednostronnego rozbrojenia), należeli także: Romain Roland, André Malraux, Theodore Dreiser, John Dos Passos, Henri Barbusse, Harold Laski,
Bertolt Brecht, Sidney i Beatrice Webb, Irena i Fryderyk Joliot-Curie, Herbert Wells, Rabindranath Tagore, Romain Rolland, Tomasz Mann, Lucien Barnier, Jean-Paul Sartre, Simone de Beauvoir i wielu, wielu innych (wymieniłem tylko tych najsławniejszych, stanowiących jedynie kroplę w morzu tzw.: nieoficjalnego towarzystwa przyjaciół Rosji Radzieckiej).
"KAPITALIŚCI SAMI SPRZEDADZĄ NAM SZNUREK,
NA KTÓRYM ICH POWIESIMY"
WŁODZIMIERZ LENIN
Należałoby zapytać - co takiego się stało, że ci światli ludzie Zachodu dali się tak opętać tej chorej, zbrodniczej ideologii potwornego totalitaryzmu (i to totalitaryzmu najgorszego w dziejach ludzkości, gdyż nikt nie wymyślił nic potworniejszego niż komuniści - nawet niemiecki nazizm - który notabene zrodził się z ideologii komunistycznej i był jego bękartem - nie był aż TAK krwiożerczy systemem - jakim był bolszewizm). Co więc się stało, że światłe umysły Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych - dały się tak łatwo omotać i opętać temu wschodniemu, dzikiemu Mordorowi?
Aby odpowiedzieć na to pytanie, przytoczę pewien autentyczny przykład, który opisany został po latach przez
radziecką tłumaczkę, biorącą udział w oficjalnych uroczystościach,
związanych z powitaniem "gości z Zachodu". Ta kobieta, dopiero prawie
pod koniec życia, zdecydowała się o tym napisać,wciąż się bowiem bała. Wśród tych zapisków był tam opisany pewien incydent, który wydarzył się, gdy już delegacja robotników z Anglii, odjeżdżała pociągiem z
Moskwy. Wśród żegnających ich tłumów rosyjskich robotników, nagle - ktoś
przez okno przerzucił kawałek zwiniętej w rulon i obciążonej kamykiem
kartki. Owa tłumaczka podeszła by podnieść tę kartkę (ona też znajdowała
się w przedziale pociągu wraz z gośćmi). Nie mogła tego zbagatelizować,
gdyż widać było że "coś" wpadło do przedziału. Rozwinęła więc papier
i...zamarła z przerażenia. Stała jak wryta nie mogąc wydobyć z siebie
nawet słowa, patrzyła się na na ową kartkę i na zachodnich gości i nie
wiedziała co ma zrobić, czy czytać to, co tam napisano, czy też nie
czytać. Jedno i drugie wyjście mogło się dla niej źle skończyć.
Gdy tak stała cała odrętwiała z przerażenia, podszedł do niej jej przełożony (komisarz). Stanął za nią i zerknął na kartkę, po czym jak gdyby nigdy nic, zwrócił się do niej: "Towarzyszko Maszo, dlaczego nie czytacie tego, co tu jest zapisane? Nasi goście pewnie chcieliby poznać treść tej wiadomości?" Dziewczyna miała prawie zły w oczach, zaschło jej w gardle i nie potrafiła nic powiedzieć. Trudno się zresztą dziwić, że bała się odczytać treści tej wiadomości, brzmiała on bowiem tak: "Towarzysze Anglicy, błagamy was tu wszyscy - opowiedzcie tam u siebie jak my tu żyjemy. My tu zdychamy - zdychamy jak zwierzęta. Nie mamy co jeść - żyjemy tu jak zwierzęta i zdychamy jak zwierzęta. Pomóżcie nam, opowiedzcie o tym wszystkim u siebie" (tam były jeszcze inne dopiski mówiące o ich tragicznym położeniu). Tłumaczka stała nadal, a wśród gości z Anglii niektórzy zaczynali coś między sobą szeptać. Wówczas ów komisarz polityczny, który nakłaniał ją do odczytania wiadomości, zabrał jej kartkę i sam "odczytał" jej zawartość: "Drodzy towarzysze Anglicy, dziękujemy wam bardzo że odwiedziliście nasz kraj i prosimy byście opowiedzieli u siebie o wszystkim co was tu spotkało i o naszym pięknym i szczęśliwym kraju..." Dalej chyba kończyć nie trzeba, zważywszy że pobyt Anglików w stalinowskim ZSRS był urządzony w iście królewskim stylu. Kobieta ta jeszcze pisała jak to gdy tylko nikt jej nie widział - ładowała do torebki jedzenie z bankietu, wydanego na cześć angielskich gości, bo w domu czekała na nią głodna rodzina. Tak samo czyniły i inne tłumaczki.
Czy można się więc dziwić że gdy 22 czerwca 1941r. Niemcy najechały Związek Sowiecki, miliony ludzi wychodziły im naprzeciw, wręczały kwiaty a nawet częstowały niemieckich żołnierzy ostatnim kawałkiem słoniny, lub łykiem jakiejś tam namiastki herbaty. Lecz za frontowcami podążały odziały SS i Gestapo, które rozpoczęły nowe prześladowania ludności, nowe konfiskaty i gwałty i bandyckie mordy na całych grupach ludności (głównie na wsiach), odmieniły radość i nadzieję jaką w Niemcach pokładała ludność umęczonych narodów Związku Sowieckiego, żyjących w jednym wielkim gułagu. Zresztą nie potrzeba było SS-manów i gestapowców, by Rosjanie odwrócili się od Niemiec. Wystarczyły same zbrodnie zwykłych liniowych jednostek Wehrmachtu, które były popełniane na skalę masową (o wiele większą niż innych niemieckich formacji zbrojnych). Tak oto Hitler zapatrzony w swą oderwaną od rzeczywistości ideologię (każda ideologia jest oderwana od rzeczywistości - bez wyjątków), stracił szansę na pokonanie Stalina, przy pomocy samych Rosjan. A wystarczyło polegać na wziętych do niewoli rosyjskich żołnierzach, którzy oficjalnie opowiadali się po niemieckiej stronie i mówili: "Tylko dajcie nam broń, a rozpędzimy komunistów". Jeden z wziętych do niewoli rosyjskich żołnierzy bardzo chciał się widzieć z niemieckim komendantem i gdy powiedziano mu że jako jeńcowi nie przysługują mu te prawa, odpowiedział: "Panie kapitanie, ja tylko chciałem wskazać wam prawidłowe cele, gdyż wasza artyleria strzela zbyt daleko - przestrzeliwujecie". Taka była miłość do Stalina i komunistów z WKPb.
Zresztą mogę przytoczyć też i "polskie doświadczenia" z krasnoarmiejcami, po 17 września 1939 r. Mianowicie na pewnym przyjęciu w jednym z mieszkań we Lwowie, na który polska rodzina zaprosiła rosyjskiego porucznika, gdy już gość sobie ostro popił, powiedział to co myśli naprawdę, a mianowicie zwrócił się do gospodarzy tymi słowy: "A tak bardzo liczyliśmy, że to jednak wy nas wyzwolicie". Za te słowa (gdyby ktoś doniósł) - czekałaby go natychmiastowa czapa (oczywiście po brutalnym śledztwie). Inny przykład, do sklepu z zabawkami w Lwowie wchodzi kobieta (już po zajęciu miasta przez Armię Czerwoną) i widzi dwóch radzieckich oficerów, jak bawią się pacynką. Tak ich to bawiło że sami zaczęli skakać jak ta pacynka, tak jakby nigdy nie widzieli na oczy czegoś podobnego. Gdy wyszli sprzedawca zwrócił się do kobiety: "Pani widziała to samo co ja? Przecież to byli oficerowie. Boże drogi co z nami będzie". Inny przykład - Lwów listopad 1939 r. Długa kolejka po chleb (wraz z wkroczeniem Armii Czerwonej na polskie ziemie wschodnie, już w kilka dni rozgrabiono cały towar ze sklepów i zaczęły się niedobory oraz kolejki). W kolejce wśród zwykłych mieszkańców miasta, znalazł się też jakiś sowiecki oficer i wdał się w rozmowę. No to go pytają: "A czy w Sowietach to macie banany i pomarańcze?" "Mamy!" - odpowiada krasnoarmiejec "Są dwie fabryki "pomarańczów" w Doniecku i w Moskwie i trzy fabryki bananów w Kazaniu, Leningradzie i Woroneżu...". Nie potrzeba do tego komentarza.
Albo inny przykład - dokwaterowany do mieszkania pewnej lwowianki
sowiecki oficer (po wejściu Sowietów zaczęły się też "dokwaterowania"),
pewnego razu gonił ją po mieszkaniu z pistoletem w ręku. Dlaczego? Bo
jak sam twierdził, ona coś popsuła i gdy tylko wkłada głowę do sedesu woda
leci tylko przez krótki moment i on nie zdąża umyć sobie głowy. A
ponoć bardzo się starał wkładał ją prawie całą go klozetu.
Mimo to mieszkańcy Lwowa w tych ponurych dniach, za tzw.: "Pierwszego Sowieta" (czyli w latach 1939-1941), starali się dodać sobie otuchy i radości w tym pełnym smutku i trwogi okresie. Mianowicie specjalnie zwracano się do sowieckich oficerów i żołnierzy per: "Panie Tymczasowy". Był to podwójny nietakt - po pierwsze określenie "pan", co w uszach krasnoarmiejców brzmiało jak inwektywa, gdyż żądali by zwracać się do nich "towarzyszu". A po drugie określenie "tymczasowy", sugerowało nietrwałość sowieckich rządów we Lwowie i na całych polskich Kresach, zagrabionych przez Sowiety. W grudniu 1939 r. przed świętami Bożego Narodzenia, po Lwowie krążył wierszyk: "Czy wiecie dlaczego Lwów w tym roku stał się nowym Betlejem? Bo na urzędzie miasta zawisła gwiazda, a po ulicach przetaczają się pastuchy".
Owe "pastuchy" - to oczywiście sowieccy oficerowie, którzy naprawdę wyglądali jak pastuchy, obładowani worami z jedzeniem lub ubraniem, tachający je do swych nowych kwaterunków. A ich żony...chodziły w halkach do teatrów, gdyż myślały że to są kreacje wieczorowe, lub rozpalały ogień w środku mieszkania, przynosząc drewno na opał (jak dziewczęta z sowieckiego Czerwonego Krzyża, które zakwaterowane w jakimś mieszkaniu we Lwowie - rozpaliły na środku pokoju ognisko, bo nie wiedziały nie tylko jak się pali w piecu, ale do czego w ogóle on służy).
Nie muszę chyba tłumaczyć że żaden przedwojenny polski oficer, nie
wyglądał nawet w połowie (nawet po pijaku i całonocnej potańcówce), tak
beznadziejnie i prostacko jak najwięksi sowieccy oficerowie -
dokwaterowywani do prywatnych polskich domów na zrabowanych nam Kresach.
Tutaj mamy pięknie pokazane, jak idiota z Zachodu
(George Bernard Shaw), przyjeżdża do
komunistycznego kraju i wychwala jego ideały, nie mając ZIELONEGO
POJĘCIA co tak naprawdę się tam dzieje
NAJLEPSZA SCENA:
Shaw: "Marks zrobił ze mnie człowieka, natchnął mnie wiarą. A wiara była podnietą do rebelii i buntu"
Stalin: "Taaa".
Szczególnie dobitnie brzmią ostatnie słowa Stalina:
"Sukinsyn,
on przyjeżdża do obcego państwa, i bez przerwy krytykuje Anglię. Kraj w
którym mieszka i na którym zbił olbrzymi majątek. Gryzie rękę która go
karmi - bydlak".
Dzięki!
OdpowiedzUsuń