Łączna liczba wyświetleń

środa, 29 kwietnia 2015

PERPERNA - Cz. III

DOM - Cz. II





Kroczyłem teraz ulicami Rzymu w drodze na Palatyn. Ja Marek Sylwiusz Perperna, legat V legionu "Macedonia", weteran walk w Galii, Brytanii, Germanii, Syrii i Palestynie, ponownie kroczę ulicami tej otchłani Gorgony, jaką jest to przebrzydłe miasto. Rzym, nienasycona bestia rozwalona na siedmiu wzgórzach, której imperialne orły z purpury i złota dotarły w najodleglejsze zakątki naszego świata, a dumne miasto władało tym światem podług własnej woli. Mój ojciec widział wielkość Rzymu zarówno w sile prawa które współtworzył w Senacie, jak i w krokach maszerujących legionów, zdobywających kolejne niezajęte tereny, lecz ja...ja widzę Rzym jako otchłań, pochłaniającą wszystko na swej drodze - wszystko.

Kroczyłem w otoczeniu grupy żołnierzy, zmierzaliśmy na Palatyn, gdzie też zostałem wezwany. Nietrudno było się domyślić o cóż może chodzić. Znów kłopoty, jakby wciąż było ich mało.

- Czy to naprawdę ty Marku? - znajomy głos wyrwał mnie z zamyślenia.

- Skantillo, nie przypuszczałem że cię tu ujrzę, słyszałem że wyjechałaś z Rzymu wraz z mężem.

- Ja wyjechałam, lecz on pozostał, ku swej zgubie. Kilka dni temu został skazany na śmierć jako jeden z witelian. Wraz z jego śmiercią straciliśmy wszystko. Cały majątek został skonfiskowany przez nowych panów Rzymu.

- Rzym nie jest bezpiecznym miastem, choć wojna domowa już się skończyła.

- Mój brat także został uwięziony, a przecież on akurat nie brał żadnego udziału w walkach. Nie interesuje się nawet polityką.

- Lecz polityka interesuje się nim - dodałem z przekąsem.

- Dlatego też przyszłam prosić o posłuchanie u Mucjanusa, lub jeśliby się udało, nawet samego Domicjana, lecz powiedziano mi że Domicjan nie rozmawia z kobietami, szczególnie takimi które są żonami wrogów jego ojca.

- A Mucjanus, u niego byłaś?

- Na razie nic nie może zrobić, przynajmniej tak twierdzi. Powiedział że ma związane ręce, ale obiecał że o mnie nie zapomni.

- Postaram się ci pomóc, choć niczego nie obiecuję, sam dopiero niedawno wróciłem z Egiptu.

- Dziękuję ci. Wiesz może kiedy cezar przybędzie do Rzymu?

- Nie mam na ten temat żadnych wieści, myślę jednak że już wkrótce wyruszy z Aleksandrii. Wcześniej czy później musi przybyć, już od pół roku jest cesarzem, a nie był jeszcze w sercu imperium. To mówisz że straciłaś cały majątek męża, mieszkasz wiec u rodziny?

- Tak, w domu mego ojca, lecz taki stan nie może trwać wiecznie.

- Planujesz ponownie wyjść za mąż?

- Myślałam o tym, ale w moim przypadku wcale nie jest łatwo znaleźć kandydata na męża. Nie mogę wnieść żadnego posagu, w dodatku mam już dwójkę dzieci, wielu mężczyzn to odstrasza.

- Wybacz mi Skantillo, chętnie bym dalej bym z tobą rozmawiał, ale śpieszę się na Palatyn. Może jednak wpadniesz do mnie za dwa dni, urządzam takie małe przyjęcie, z okazji mego powrotu do Rzymu.

- Dziękuję ci za zaproszenie, przyjdę jeśli sobie tego życzysz.

Ucałowałem ją w policzek i pożegnałem. Skantilla była dziewczyną w której kiedyś się podkochiwałem. Ona jednak mnie nie zauważała, byłem dość wątły i niezbyt wysoki, nie budziłem ani poważania wśród kolegów, ani sympatii dziewcząt. Jak te losy dziwnie się ze sobą plotą.

Wciąż rozmyślając doszedłem wreszcie do pałacu cesarskiego na Palatynie. Szybko minąłem rząd długich schodów i wszedłem do vestibulum, następnie przez fauces, dotarłem do atrium pałacu. W atrium było pełno senatorów i innych wpływowych Rzymian, stojących opodal impluwium (w rzymskich willach duży zbiornik na wodę deszczową). Skierowałem swe kroki ku strzeżonym przez pretorian pomieszczeniom Mucjanusa. Gdy nagle...

- Marku jesteś wreszcie, czas najwyższy - Był to mój stary znajomy, obecnie prefekt gwardii pretoriańskiej,  Marek Arrecinus Klemens.

- Jestem, ponoć młody znowu szaleje?

- Ciszej, nie jesteśmy sami. Pójdź za mną - Weszliśmy do jednej z komnat, gdy Arreciusz wyjaśnił.

- Sytuacja jest bardzo delikatna, ale niecierpiąca zwłoki, dlatego też Mucjanus zawezwał cię aż z Egiptu.

- Domyślam się o cóż może chodzić, ale myślisz że sam fakt przyjaźni z jego bratem, może w jakiś sposób wpłynąć na postępowanie Domicjana?

- Jeśli miałbym być szczery, to...jest to nasza jedyna szansa. Przynajmniej na razie, póki do Rzymu nie przybędzie cezar.

- A kiedy ma przybyć?

- Otrzymaliśmy wiadomość że Wespazjan już wyruszył z Damaszku, powinien więc przybyć do stolicy za jakieś kilka, no góra kilkanaście dni. Do tego czasu musimy ograniczyć osiemnastolatkowi wpływ na rządy imperium.

- Słyszałem że zachowuje się jakby to on nosił purpurę, a nie jego ojciec?

- Oby tylko. Ostatnio pozbawił majątku trzech senatorów, dawnych przyjaciół jego ojca, tylko za to, że gdzieś usłyszał, iż to oni stali za wyborem jego ojca na dowódcę armii w Palestynie, a jego samego pozostawienia w Rzymie w charakterze zakładnika.

- Chłopak mści się za upokorzenia lat minionych.

- Dochodząc w tym wszystkim do absurdu. Mucjanusowi udało się go przekonać że jedynie cezar ma prawo skazywać obywateli Rzymu na karę śmierci, choć przyszło mu to z wielkim trudem. Młody postępuje jakby był prawdziwym królem Rzymu.

- Na Junonę, królem? Rzym nie jest monarchią, a on nie jest nikim więcej niż tylko synem pierwszego obywatela. Jest tylko synem cezara.

- Owszem, cezar to nie król, ale...jest ponad to, jest prawdziwym bogiem. Jednym z wielu na Olimpie, choć żyjącym wśród śmiertelników, którzy za takiego też go uważają.

- Miłość ludu jest złudzeniem, nie raz oglądałem jak toczyli ulicami miasta zakrwawione zwłoki swych niedawnych ulubieńców, których wcześniej wychwalali pod niebiosa. Wiesz dobrze że bogowie Rzymu, za jakich lud ma cezarów, równie szybko mogą skończyć w Tybrze. Tym też się różnimy od wszelkich monarchii, w których władza jest dziedziczna i uświęcona wolą bogów oraz tradycją. U nas to wola senatu i ludu decyduje o purpurze dla wybrańców. Dlatego też każdy z nas może zostać ewentualnym kandydatem do purpury mój przyjacielu.

- Jako twój przyjaciel odradzam ci powtarzanie tego publicznie, jeśli chcesz pozostać przy życiu, dziś czasy są tak perfidne że nikomu już nie można wierzyć.

- Masz słuszność, choć śmierć wcale nie musi być zła. Dla wielu z nas może okazać się wybawieniem od sterty gówna w którym przyszło nam żyć.

- Mucjanus pewnie już nas oczekuje, chodźmy - powiedział dość zdziwiony i lekko poddenerwowany Arrecinus.






CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz