Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 7 stycznia 2016

ALEKSANDER - KART HADASZT i UCHODŹCY

CZYLI JAK TO KARTAGINA 

SKAZAŁA TYR NA ZAGŁADĘ



MĄŻ POWINIEN BIĆ ŻONĘ CIERPIĄCĄ NA MASOCHIZM, SADYZM, ALBO PO PROSTU, BO NIE JEST MU POSŁUSZNA. A JAK NIE MA JUŻ SIĘ Z KIM BIĆ, NIECH BIJE SIĘ Z SĄDEM - CZYLI MĄDROŚCI KILKA MUZUŁMAŃSKIEGO "WRÓBLA ĆWIRKA"

 (A TAK JUŻ NA MARGINESIE - FACIO JEST ZABAWNIEJSZY NIŻ NIEJEDEN KOMIK) 





Skoro już jesteśmy przy temacie współczesnych nam mas uchodźców z Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki, warto zatrzymać się na moment przy tym temacie i prześledzić sytuację, która na tych samych terenach (z których dziś przybywają tłumy żądnych europejskich pieniędzy, mieszkań oraz kobiet, muzułmańskich najeźdźców), zdarzyła się prawie 2 350 lat temu. Nie dlatego warto, aby wyciągać wnioski w kwestii współczesnej muzułmańskiej migracji na Europę (na to można znaleźć inne o wiele lepsze porównania historyczne), ale dlatego, że stanowi to ciekawą retrospekcję zachowań dzisiejszych państw arabskich w kwestii owej migracji. Spójrzmy chociażby na dwa bogate, muzułmańskie państwa z Bliskiego Wschodu - Arabię Saudyjską i Jemen. Dlaczego te państwa odmawiają przyjęcia swych biedniejszych pobratymców i braci w wierze? Na właśnie dlatego, że nie zamierzają dzielić się z nimi (tymi biedakami) swoimi pieniędzmi, ale jednocześnie wysyłają do krajów europejskich komunikat, który brzmi następująco: "Przyjmijcie tych uchodźców i niczym się nie martwcie, jak już się osiedlą, to my damy kasę na (uwaga-uwaga), na ... meczety". 

I oto właśnie chodzi, po co te bogate, muzułmańskie kraje mają przyjmować do siebie te masy biedoty, aby potęgować zamęt i tworzyć anarchię? Nie, oni ich nie potrzebują, ale jednocześnie wyrażają zainteresowanie ich losem, w przypadku odrzucenia tych tłumów przez któryś z krajów europejskich (szczególnie zachodnio-europejskich). Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta - biedaków oni nie potrzebują u siebie, tylko w krajach tzw.: Zachodu, aby tym samym szerzyć na tych terenach swoją kulturę, która jest jednocześnie jednym z kluczowych ogniw ich polityki imperialistycznej. "Przyjmijcie ich, my damy pieniądze na meczety" - jak inaczej to nazwać, jeśli nie kształtowaniem polityki imperialistycznej (wyrażanej oczywiście poprzez masową migrację, zmiany demograficzne i kulturalne). 

Dlatego też, myśląc nad tym aspektem polityki bogatych krajów muzułmańskich (a zauważmy że tak ceniona przez Stany Zjednoczone i Unię Europejską - Arabia Saudyjska, to jedno z najbardziej despotycznych krajów regiony, gdzie religia kształtuje całe życie od narodzin aż do śmierci, a kobieta ma tam tylko takie prawa, jakie zechce jej nadać mąż lub ojciec, jego wola jest bowiem wolą boga i nie podlega jurysdykcji państwa, ani jego ochronie. Jedynym warunkiem interwencji państwa w sprawy rodziny i wszechwładzy męża nad żona, jest jawne i potwierdzone, złamanie przez niego zasad Koranu). Nic więc dziwnego, że w oficjalnych telewizjach w Arabii Saudyjskiej, Kuwejcie czy Jemenie, na wizji muzułmańscy teolodzy rozważają jakiej grubości kij, powinien używać mąż, aby przywołać swą żonę do posłuszeństwa, jednocześnie nie wyrządzając jej większych szkód (chodzi o to, aby nie doprowadzić jej do kalectwa, czy złamań, a jedynie "dyscyplinować", gdyż "przywoływanie do porządku i posłuszeństwa", jest zgodne z wolą Allaha, natomiast nie wolno mężczyźnie bić żony w ... gniewie. Doprawdy śmiechu warte, w gniewie nie wolno, ale w imię posłuszeństwa jego woli, która jest jednocześnie wolą Boga, bo przecież kobieta jest podległa mężczyźnie, tak jak człowiek podległy jest Bogu - to już wolno).
 




Tak więc zastanawiając się nad aspektami imperializmu muzułmańskiego, przypomniała mi się ciekawa (i sądzę że warta opisania), sytuacja, jaka miała miejsce w Syrii w roku 332 p.n.e. Data ta, nie jest przypadkowa, wówczas bowiem pod murami starożytnego i potężnego fenickiego miasta - Tyru, stanęły zastępy młodego, zaledwie 25 letniego króla Macedonii - Aleksandra (któremu już współcześni nadali przydomek "Wielki"). Dlaczego ta sytuacja jest ciekawa? A choćby właśnie ze względu na zachowanie w tej kwestii innego potężnego ośrodka politycznego Morza Śródziemnego, miasta córki Tyru - Kartaginy (czyli Kart Hadaszt). Obrona Tyru trwała siedem miesięcy, a sami mieszkańcy miasta, walczyli z niezwykłą determinacją przeciwko najeźdźcom, gdyż ... byli do tego podburzani przez kartagińskich posłów. Owi posłowie twierdzili, że dawna kolonia Tyru, nie zapomni o swej macierzy i wkrótce wyśle im pomoc. Ponoć takie postanowienie miała podjąć Rada Trzystu Geronci (zwana również "Świętą Radą", złożoną z 300 przedstawicieli najmożniejszych rodów Kartaginy, która decydowała o kształcie polityki wewnętrznej i zagranicznej miasta).

Nie wiadomo czy posłowie świadomie wprowadzali Tyryjczyków w błąd, czy też nie byli wtajemniczenie w ostateczne decyzje władz państwa? W każdym razie, owszem kartagińskie okręty przybyły do Portu Sydońskiego (głównego tyryjskiego portu morskiego), ale po pierwsze nie były to okręty wojenne, a po drugie nie przywiozły one żadnej zapowiadanej wcześniej odsieczy. Przybyły jedynie by zabrać stąd ... kobiety i dzieci (i to też nie wszystkie, gdyż większość chętnych do ewakuacji, po prostu nie zmieściłaby się na owych statkach). Tych, których udało się ewakuować (a załadunek przypominał prawdziwy horror, gdyż zdesperowani ludzie (również mężczyźni, którzy chcieli uciec z miasta), cisnęli do przodu, przepychając się przez tłumy kobiet z dziećmi. Wiele z nich zagnieciono w tłoku, inne/i potonęli, wypadłszy z mostu lub już potem z samego okrętu, inni jeszcze zginęli w płonieniach (gdyż okręty te były ostrzeliwane z brzegu i grobli, jaką nakazał wznieść Aleksander, głównie za pomocą podpalanych kusz, które wzniecały pożary i powodowały zatonięcie okrętów).




Tak więc wybrańcom (głównie kobietom i dzieciom), udało się odpłynąć do Kartaginy, przed ostateczną zagładą Tyru. Po zdobyciu miasta bowiem Aleksander nakazał urządzić przerażającą rzeż jego mieszkańców. Co ciekawe, darował on jednak życie dwóm kartagińskim posłom, którzy wcześniej zagrzewali mieszkańców miasta do oporu i obiecywali pomoc z Kart Hadaszt. Czemu tak postąpił i dlaczego Kartagina nie wysłała pomocy swemu miastu rodzicielskiemu? Postępowanie Aleksandra trudno wytłumaczyć, lecz stosunek samej Kartaginy do tego konfliktu, był łatwy do przewidzenia, jeśli wzięło się pod uwagę obawy Kart Hadaszt co do macedońskiej inwazji również na ich gród. To był bowiem rok 332 p.n.e. zaledwie osiem lat wcześniej Kartagińczycy doznali upokarzającej klęski pod Krimissos na Sycylii, z rąk syrakuzańskich Greków. Dodatkowo miasto musiało się zmagać z powstaniem niewolniczym, jakie wybuchło w Kartaginie ok. 337 r. p.n.e. Wówczas to, król Kartaginy Hannon III, postanowił rzucić wyzwanie miejskiemu oligarchatowi i odnowić pełnię władzy monarchicznej, utraconej przez królów z dynastii Magonidów w 480 r. p.n.e. (po klęsce Hamilkara I w wielkiej bitwie z Grekami z Syrakuz pod Himerą, która według legendy, miała zostać stoczona w ten sam dzień co bitwa pod Salaminą z tego samego roku, w wyniku której powstała Geruzja czyli Rada Trzystu i Trybunał Stu Czterech), oraz w wyniku ostatecznej klęski Himilkona II w bitwie o Syrakuzy w 396 r. p.n.e. (wówczas miał powstać urząd sufeta, czyli odpowiednik rzymskiego konsula, choć ze znacznie zmniejszonymi prerogatywami, oraz monarchia przestała być dziedziczna).




Kartagina przytłoczona tymi klęskami, realnie obawiała się więc konfliktu ze zwycięskim Macedończykiem i starała się robić wszystko by go osobiście nie prowokować, a jednocześnie wspierała punicki imperializm, próbując zagrzewać swych pobratymców do z góry przegranej walki. Trochę tak jak czynią to dzisiejsze bogate, muzułmańskie państwa Bliskiego Wschodu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz