Łączna liczba wyświetleń

sobota, 18 czerwca 2016

MY - PIŁSUDCZYCY! - Cz. I

JACY BYLIŚMY - JESTEŚMY - BĘDZIEMY!



"PRZYJDZIE JESZCZE TWÓJ CZAS"

SŁOWA FERDYNANDA GOETELA, KTÓRY PODCZAS EKSHUMACJI CIAŁ ZAMORDOWANYCH POLSKICH OFICERÓW W KATYNIU W 1943 r., (DO KTÓREGO NIEMCY MASOWO ZWOZILI POLAKÓW, ABY POKAZAĆ IM BESTIALSTWO SOWIETÓW, ORAZ OCZYWIŚCIE WYKORZYSTAĆ TO PROPAGANDOWO), ODNALAZŁ W ZIEMI ORDER VIRTUTI MILITARI - "BŁĘKITNO-CZARNA WSTĄŻECZKA POWIEDZIAŁA NAM WIĘCEJ O TYM CZŁOWIEKU, NIŻ MOGŁA POWIEDZIEĆ JEGO POSTAĆ I TWARZ. KTOŚ ZA MNĄ ODEZWAŁ SIĘ: "NA STOS, NA STOS, RZUCILIŚMY NASZ ŻYCIA LOS". PO POWROCIE DO WARSZAWY DŁUGO PATRZYŁEM NA PODOBIZNĘ MARSZAŁKA I POWTARZAŁEM SOBIE ... "






W tym temacie postanowiłem wyjaśnić genezę, historię, tradycję i współczesność "ruchu piłsudczykowskiego", opowiedzieć o nim całą prawdę, takim jaki był i jaki jest obecnie. Nie piszę tego jednak tylko jako ciekawostki historycznej. Temat ten, ma stać się informacją o tym, co jest i co być powinno celem politycznym piłsudczyków w przyszłości.


WSTĘP


Nie było chyba w historii Polski ugrupowania równie sponiewieranego i oczernionego jak "piłsudczycy". Duże zasługi w ich znieważaniu i opluwaniu mogli sobie przypisać komuniści, szczególnie w okresie PRL-u, gdy za wszystko co złe obarczano tzw.: "Sanację". PPR-owcy ideowi, polityczni (i niekiedy rodzinni), potomkowie zaprzańców z Komunistycznej Partii Polski, mieli w tym dziele pokaźne zasługi. Ale, przecież to nie komuniści rozpoczęli prawdziwą walkę z "polityczną ideą Marszałka Piłsudskiego", oraz ludźmi, którzy tej idei pozostali wierni "aż do ofiary życia swego". Prawdziwym wrogiem ugrupowania piłsudczykowskiego, byli narodowcy - endecy. których małe, ciasne i ograniczone rozumki, nie mogły przyjąć do wiadomości i zaakceptować podstawowego faktu - Polska nie przetrwa jako słabe, narodowe państwo, jako państwo typu piastowskiego.

Taki twór, będzie siłą rzeczy (przez tzw.: samoistny pęd historii), podatny na wpływy większych i potężniejszych sąsiadów - Niemców i Rosjan. Będzie musiał się któremuś z tych dwóch państw podporządkować, czyli innymi słowy "płynąć w głównym nurcie", niemieckiej, bądź rosyjskiej polityki zagranicznej. Jedynym ratunkiem i jedyną możliwością na zapobieżenie takiemu scenariuszowi (który wcześniej czy później wymusiłby na Polsce uczestnictwo w wojnie, po stronie jednego z tych dwóch państw - przy czym działania wojenne toczono by oczywiście na ziemiach polskich), jest idea MIĘDZYMORZA. Trzeba też pamiętać, że wybierając model endecki - małego, plemiennego państewka narodowego, jesteśmy u samego początku przedmiotem, a nie podmiotem polityki (i mówię tu tylko o polityce w naszym regionie, a nie w skali europejskiej). Wystarczy bowiem, że nie będziemy spełniali wszystkich poleceń naszego "sojusznika", by ten, w miłym tonie i "po przyjacielsku", dał nam do zrozumienia że "oni przecież w każdej chwili mogą się dogadać z drugą stroną - "Pamiętacie rozbiory? Nie! To sobie przypomnicie".

Ale ani komuniści, ani Narodowi-Demokraci, nie wyrządzili ruchowi piłsudczykowskiemu takiej szkody, jaka spadła na nich ze strony społeczeństwa polskiego. Klęska wrześniowo-październikowa 1939 r. była szokiem dla Polaków, którzy wcześniej słyszeli w miarę zgodny komunikat: "Silni, Zwarci, Gotowi", oraz "Nie oddamy nawet guzika od munduru"

To co stało we wrześniu 1939 r. było totalnym zaprzeczeniem tych słów, mało tego żeby chociaż przegrać, a tu całkowicie zniszczono całe państwo, budowane przez dwadzieścia wcześniejszych lat, kosztem ogromnych wyrzeczeń polskiego społeczeństwa. Ale trzeba pamiętać że Wrzesień 39, był katastrofą także dla całej piłsudczykowskiej formacji, to była katastrofa w sensie psychologicznym i moralnym, ci ludzie po pierwszym szoku zdali sobie sprawę, że popełnione zostały błędy i ich poszukiwali. Na tajnych całonocnych rozmowach, w gronie dawnych legionowych przyjaciół, pytano: "Jak to się stało, jak do tego doszło, jakie błędy popełniono?". Propozycje były różne - konsensusu nie osiągnięto. Klęska wrześniowa stała się jednak dla tego ruchu prawdziwym "końcem świata" (i chodzi mi tutaj głównie o świat pewnych wartości), ich głos w społeczeństwie był coraz słabiej słyszalny. "Pierwsza Brygada", zniknęła z kanonu konspiracyjnych warszawskich pieśni - zastąpiła ją "Warszawianka". Zawołanie: "Na stos rzuciliśmy nasz życia los", stanie się w latach okupacji, niczym obelga rzucona Polakom w twarz.

Niewątpliwie smutny to był czas. Wejście Niemców do Warszawy i klęska Polski (podkreślam w wojnie z dwoma napastnikami jednocześnie), była prawdziwym kresem tej formacji. Ideały piłsudczykowskie zostały wyśmiane, najpierw przez żądnych odwetu przeciwników tzw.: "Sanacji", którzy robili co mogli by zdążających do Anglii byłych piłsudczykowskich oficerów upokorzyć (wielu zamykano w obozach internowania na Wyspie Wężów i w innych obozach, jako tzw.: "element niepewny moralnie i politycznie"). Na rozkaz gen. Władysława Sikorskiego utworzono najpierw ośrodek odosobnienia we Francji w miasteczku Cerizay, gdzie kierowano od razu podejrzanych o piłsudczykowskie sympatie, oficerów i żołnierzy, którzy wydostali się z okupowanej Polski i chcieli dalej walczyć o niepodległość w Armii Polskiej we Francji. Pensjonariusze, tego "ośrodka", przezwali obóz w Cerizay - obozem "Serezy" (co miało być nawiązaniem do obozu internowania w Berezie Kartuskiej z lat 1934-1939).

Po klęsce Francji i ewakuacji polskiego rządu do Anglii w czerwcu/lipcu 1940 r. najpierw zebrano ów: "moralnie niepewny element", na stadionie Glasgow Rangers, potem przewieziono do Douglas oraz Broughton. Część wywieziono zaś na szkocką wyspę Bute, zwaną "Wyspą Węży" i tam trzymano pod strażą, niczym jeńców czy zbrodniarzy. I właśnie takie myśli zaczęły krążyć wśród szkockiej ludności, która zastanawiała się kim są osadzeni na "Wyspie Wężów" w miasteczku Rothesay, polscy oficerowie. Osadzony w tym obozie Władysław Dec, wspominał po latach w swej książce "Narvik i Falaise", pewnego miejscowego Szkota, który zapytał go: "Czy wy jesteście podejrzani? Mój ojciec mówił, że w Rothesay osadzeni są Polacy, którzy w Polsce ... współpracowali z Niemcami". Osadzony także tam Henryk Halicki skarżył się: "Niemcy postąpili ze mną szlachetniej niż tutaj rodacy, bo pozwolili zatrzymać broń ręczną, traktując mnie jak rycerza, natomiast tu postąpiono ze mną jak z paskarzem lub bandytą".




Za całą tą polityką, usuwania z wojska, upokarzania i osadzania w obozach internowania, żołnierzy i oficerów (głównie oficerów), o sympatiach piłsudczykowskich, stał osobisty przyjaciel Sikorskiego, minister w jego rządzie, a prywatnie historyk i działacz ludowy - Stanisław Kot, który bardzo przykładał się do jak twierdził: "Oczyszczania wojska z sanacyjnych figur". Żołnierze, którzy mogliby walczyć na froncie z wrogiem, byli przetrzymywani w obozie za drutami kolczastymi i pod strażą, niczym przestępcy wojenni, lub bandyci. Zdarzały się też przypadki fizycznego znęcania się nad osadzonymi: bicie, wykręcanie rąk, wiązanie i kneblowanie. A do tego dochodziło wszechobecne pijaństwo i coraz większe zniechęcenie. Uczucie beznadziei nie było obecne tylko wśród żołnierzy osadzonych w Rothesay, ale także, a może przede wszystkim widoczne było w kraju.

Pusty był Belweder, skąd wyjechała z córkami (Wandą i Jadwigą), pani marszałkowa Aleksandra Piłsudska. Pusta była ulica Klonowa, przy której stał dom marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego, w koszarach szwoleżerów stanęło wojsko niemieckie, to samo "Kawiarnia Europejska", gdzie dotąd siadali polscy oficerowie, którzy często przechwalali się w otoczeniu płci pięknej swymi bojowymi zasługami, ale jednocześnie słynęli z niezwykłej estymy jaką darzyli płeć piękną, oraz posuniętą do granic "szarmanckością" (żaden z oficerów Wojska Polskiego, nawet nie pomyślał, by całując dłoń kobiety, podnieść ją do ust. Należało się samemu pochylić i skłonić lekko dotykając ustami niewieściej dłoni). Teraz w tym samym miejscu serwowano kawę "nur fur Deutsche". Wszystko się zmieniło, dawna Warszawa przestała istnieć, zaczynała się szara okupacyjna rzeczywistość.

Ale nawet w tych dniach, ogólnego zniechęcenia i ciągłych oskarżeń o upadek państwa, wytaczanych często przez ludzi, którzy wcześniej nie kiwnęli palcem w obronie Rzeczypospolitej, znaleźli się dawni legioniści, którzy postanowili działać. Przykładem niech będzie tutaj osoba kapitana Zygmunta Hempela. Ten człowiek (żołnierz I Brygady Legionów Polskich i Polskiej Organizacji Wojskowej, Uczestnik wojny 1920, we Wrześniu 1939 r. został czterokrotnie ranny w obronie Warszawy), przed wojną nie należał do salonowych wyjadaczy. Rzadko się pokazywał na balach i imprezach i miał raczej opinię człowieka spokojnego, a nawet nieśmiałego. W towarzystwie rzadko zabierał głos, raczej siedział i uśmiechał się do każdego, nie chcąc nikogo urazić. Był przy tym niezwykle miły - nie miał wrogów, gdyż każdemu chciał pomagać i pocieszać. Był jednak traktowany wśród przyjaciół, jako taki trochę "dziwoląg".

Wojna, a raczej klęska wrześniowa zmieniła go diametralnie. Stał się pewnym siebie, zdecydowanym człowiekiem, który postanowił skupić wokół swej osoby "rozbitków" z formacji piłsudczykowskiej. Skontaktował się najpierw ze swym przyjacielem Henrykiem Duninem-Borkowskim (dla mnie postać wręcz posągowa, polski przedwojenny dyplomata, arystokrata, który posiadając ponoć jakichś hiszpańskich przodków, miał możliwość wyrobienia sobie paszportu i wyjazdu z okupowanego kraju do Hiszpanii - ponoć taka propozycja padła ze strony władz hiszpańskich, jednak Henryk Dunin-Borkowski ... odmówił wyjazdu, następnie założył i prowadził jako redaktor naczelny piłsudczykowskie pismo: "Myśl Państwowa". We wrześniu 1942 r. został aresztowany przez gestapo i osadzony na Pawiaku. Potem trafił do obozu koncentracyjnego we Flosenburgu, gdzie zginał zamęczony 27 marca 1943 r.).

Następnie Hempel wraz z Duninem-Borkowskim, nawiązali kontakt z Kazimierzem Stamirowskim (przed wojną dyrektorem Banku Konwersyjnego), potem dochodzili inni. Zygmunt Hempel skontaktował się także z Celestyną Orlikowską, siostrą podporucznika Stanisława Orlikowskiego, który poległ 12 września 1939 r. w czasie walk o Okęcie w Warszawie (jednocześnie uratował Hempelowi życie, biorąc na siebie całą serię pocisków - Hempel stracił wówczas tylko oko). Orlikowski był peowiakiem, uczestnikiem wojny polsko-bolszewickiej 1919-1920, oraz trzeciego powstania śląskiego - maj-lipiec 1921). To właśnie w mieszkaniu Celestyny Orlikowskiej zorganizowano konspiracyjną drukarnię "Myśli Państwowej".


PUŁKOWNIK MARIAN STEIFER
 


O nim i o innych piłsudczykach (jak choćby o niesamowitym Marianie Steiferze, oficerem, który w 1920 r. "ocalił Lwów" przed bolszewikami i taki właśnie tytuł: "Obrońcy Lwowa", został mu nieoficjalnie nadany przez wdzięczną ludność tego miasta, potem w maju 1926 r. uratował życie generałowi Sosnkowskiemu, który próbował popełnić samobójstwo, wcześniej wysyłając wojsko przeciwko Marszałkowi Józefowi Piłsudskiemu, poza tym wybitny szachista, uczestnik międzynarodowych zawodów szachowych, w 1935 r. zwyciężył pojedynek szachowy ze sławnym mistrzem, szachowym geniuszem" - Raulem Capoblancą), opowiem w kolejnych częściach tej serii.


"Synkowie moi, poszedłem w bój,

jako wasz dziadek, a ojciec mój,

jak ojca ojciec i ojca dziad,

co z Legionami przemierzył świat,

szukając drogi przez krew i blizny

do naszej wolnej Ojczyzny!"

JERZY ŻUŁAWSKI






CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz