Łączna liczba wyświetleń

sobota, 5 listopada 2016

POCAŁUNEK MONGOLSKIEGO KSIĘCIA NA LODOWEJ PUSTYNI - Cz. I

CZYLI DZIEJE EURAZJATYZMU





  

 "- Z KIM GRANICZY ROSJA?

- ROSJA GRANICZY Z KIM CHCE!

- A Z KIM CHCE GRANICZYĆ ROSJA?

- Z NIKIM!"


Otóż to, w tych krótkich, żartobliwych słowach zamknięta jest cała logika Eurazjatyzmu, ideologii politycznej, której głównym orędownikiem w obecnych czasach w Rosji pozostaje niejaki pan Aleksandr Dugin. Aleksandr Dugin, człowiek o nieprzeciętnej inteligencji, profesor Uniwersytetu Państwowego, w niczym nie przypomina rosyjskich pokrzykiwaczy politycznych typu Władymira Żyrinowskiego czy Giennadija Ziuganowa. Jest człowiekiem który konsekwentnie od początku lat 90-tych wpaja swą wizję świata (która nie wiele różni się od idei leninowskich, dążących do narzucenia całemu światu komunizmu). Choć Dugin nie jest ani idealistą ani też piewcą określonej ideologii. Odnosi się co prawda w swych pismach, do tradycji Związku Sowieckiego, ale jedynie na zasadzie jego wizji mocarstwowej pozycji i wpływów jakie wówczas osiągnął, a nie na zasadzie pochwały komunizmu jako systemu społeczno-politycznego (czego dowodem jest, zerwanie przez Dugina współpracy z Partią Narodowo-Radykalną, a powodem tego było ponoć lewicowe odchylenie tej partii). 

Działalność Dugina śledzę już od końca lat 90-tych. Kilkakrotnie udało mi się także z nim skontaktować na pośrednictwem Facebooka, lecz kontakt ten dość szybko uległ przerwaniu (nie z mojej winy). Dzięki dość szczegółowemu śledzeniu koncepcji i filozofii politycznej (a przede wszystkim geopolitycznej) Aleksandra Dugina, wyrobiłem sobie dość dobre przekonanie na temat nie tylko jego politycznych celów (bo o nich mówi dość jawnie), ale przede wszystkim etapów działań, które miałyby te cele zrealizować. Znam jego sposób myślenia (choć oczywiście nie siedzę w jego głowie) i uważam go za człowieka bardzo niebezpiecznego, którego koncepcje (jeśli zostaną wprowadzone w życie), mogą naprawdę "podpalić Europę", a być może nie tylko ten kontynent. A koncepcje te (jeśli się im dokładniej przyjrzeć), to jedno wielkie barbarzyństwo, podlane wielkoruskim, słowianofilskim i carsko-radziecko-mocarstwowym sosem. Jego ideą jest bowiem odnowienie rosyjskiego imperium w Europie i Azji, już nawet nie tyle wzrost rosyjskiej mocarstwowości, ale właśnie powstanie IMPERIUM! Twierdzi konsekwentnie że.: 

"Rosja musi panować nad innymi ludami, bo inaczej jej państwowość straci sens". Najciekawsze dla nas, są jego poglądy dotyczące Polski i państw naszego regionu: "Rosja w swoim geopolitycznym oraz sakralno-geograficznym rozwoju nie jest zainteresowana w istnieniu niepodległego państwa polskiego w żadnej formie. Nie jest też zainteresowana istnieniem Ukrainy. Nie dlatego, że nie lubimy Polaków czy Ukraińców, ale dlatego, że takie są prawa geografii sakralnej i geopolityk (...) Polska znajduje się w tragicznej sytuacji geopolitycznej (...) Nasza oferta jest jednak lepsza, ponieważ przy nas będziecie mogli przynajmniej rozwijać i realizować swoją słowiańską tożsamość (...) Nie ma miejsca dla krajów leżących pośrodku. O Polsce już mówiłem. A Niemcy? Co mogą zrobić Niemcy? Przecież to kraj okupowany. Niemcy zaprzepaścili swoją szansę podczas wojny. Trzeba było razem z nami walczyć przeciwko Anglii, obrócić pakt Ribbentrop-Mołotow na Zachód, a wtedy Hitler-Stalin forever. Dziś, zamiast po angielsku, wszędzie by mówiono po rosyjsku i niemiecku. Niemcy nie poszli na to i przegrali. Teraz panuje tam okupacja amerykańska i taki "zamordyzm", że nawet ust nie można otworzyć. Mam jednak nadzieję, że Niemcy otrząsną się z tego stanu i wcześniej czy później zrzucą zależność. Jestem przekonany, że we wspólnym eurazjatyckim domu znajdzie się miejsce i dla Niemców, i dla Polaków, i dla Francuzów, i dla Włochów. My Rosjanie narzucimy całej Eurazji jedynie barbarzyński, sakralny stosunek do życia, a jak się on będzie przejawiał w przypadku konkretnej nacji, to zależeć będzie od własnych predyspozycji narodowych. Polaków widzę np. jako obrońców słowiańskiego rasizmu. Element słowiański zawsze rozsadza ramy indywidualizmu, dąży do wspólnotowości.(...) Zachód to martwa ziemia. Odżyje dopiero, kiedy zasiedlą go Kozacy, Tadżycy, Kazachowie. Oni przyniosą z sobą życie.

Ciekawe prawda? Dugin konsekwentnie zwalcza także katolicyzm i dąży do narzucenia "opanowanym przez Rosję" ludom (i nie chodzi tutaj tylko o ludy Europy Środkowo-Wschodniej, ale całego ogromnego kontynentu, od Kamczatki do Atlantyku i Morza Śródziemnego), albo prawosławia, albo mistycyzmu, albo powrotu do słowiańskiego pogaństwa: "Sytuacja Polski jest sytuacją graniczną. Ona nie może zjednoczyć się ze światem wschodnim religijnie, a z zachodnim etnicznie (...) Polska nie może w pełni zrealizować swej eurazjatycko-słowiańskiej istoty, gdyż przeszkadza jej w tym katolicyzm, ani swej zachodnioeuropejskiej tożsamości, gdyż przeszkadza jej własna słowiańskość, tzn. język, zwyczaje, archetypy, klimat miejsc itd. Na skutek tej dwoistości, tej graniczności sytuacji Polska zawsze pada ofiarą trzeciej siły, tak jak dziś mondializmu czy atlantyzmu. To położenie na granicy między Rosją a Niemcami sprawia, że zawsze w historii będzie występował problem rozbiorów Polski między Wschód i Zachód (...) Myślę, że to, co najlepsze w polskiej historii, to tradycja żydowska w małych miasteczkach wschodniej Polski. Właściwie interesuje mnie w Polsce wszystko, co było antykatolickie: polska masoneria i okultyści, Jan Potocki i Hoene-Wroński, Mienżyński i Dzierżyński ... Oni wszyscy wybrali drogę eurazjatycką".




To jedynie "garść" poglądów tego człowieka, którego koncepcje mogą stać się zarzewiem wybuchu kolejnej wojny w Europie. Nim jednak przejdę bezpośrednio do politycznej koncepcji Aleksandra Dugina (i wpływu jaki ma ona na dzisiejszą politykę zagraniczną Federacji Rosyjskiej, oraz doktrynę państwa rosyjskiego), najpierw zaprezentuję poglądy jednego z jego głównych mentorów (jeśli nie najważniejszego z geopolitycznych nauczycieli Dugina). Mam tu oczywiście na myśli - Mikołaja Danilewskiego. Ale, jeszcze wcześniej pragnę zaprezentować wywiad, jakiego udzielił Dugin w marcu 2013 r. (więc stosunkowo niedawno), niemieckiemu dziennikarzowi (naczelnemu redaktorowi) miesięcznika "Zuerst" Manuelowi Ochsenreiterowi. Oto on:


"Manuel Ochsenreiter: Panie Profesorze, świat stoi teraz w Syrii przed największym kryzysem międzynarodowym od czasu upadku Bloku Wschodniego w 1989/90. Waszyngton i Moskwa znalazły się w pośredniej konfrontacji na syryjskiej ziemi. Czy jest to nowa sytuacja?

Aleksandr Dugin: Musimy patrzeć na walkę o władzę geopolityczną jako stary konflikt pomiędzy siłami lądu reprezentowanymi przez Rosję i siłami morza reprezentowanymi przez USA i jego partnerów z NATO. Nie jest to nowy fenomen; jest to kontynuacja starej geopolitycznej i geostrategicznej walki. Lata 90-te były czasem wielkiej porażki sił lądu reprezentowanych przez ZSRR. Michaił Gorbaczow odmówił kontynuacji tej walki. Był to rodzaj zdrady i rezygnacji w obliczu świata jednobiegunowego. Ale z prezydentem Władimirem Putinem po roku 2000 nadeszła reaktywacja geopolitycznej tożsamości Rosji jako siły lądu.

Jak rozpoczęła się ta reaktywacja?

Zaczęła się wraz z drugą wojną czeczeńską (1999-2009). Rosja w tym czasie była pod presją czeczeńskich ataków terrorystycznych i możliwego oddzielenia się północnego Kaukazu. Putin musiał uświadomić sobie, że cały Zachód, USA i Unia Europejska stanęły po stronie czeczeńskich separatystów i muzułmańskich terrorystów walczących przeciw rosyjskiej armii. To jest ten sam scenariusz, który widzimy dziś w Syrii lub wczoraj w Libii. Zachód dał wsparcie czeczeńskiej partyzantce, i to był moment objawienia nowego konfliktu pomiędzy siłami lądu i morza. Z Putinem, siły lądu potwierdziły swoją istotę. Drugim momentem objawienia był sierpień 2008 roku, gdy gruziński pro-zachodni reżim Sakaszwilego zaatakował Cchinwali w Południowej Osetii. Wojna pomiędzy Rosją i Gruzją była drugim momentem objawienia.

Syryjski kryzys jest trzecim takim momentem?

Dokładnie. Być może jest też ostatecznym, ponieważ teraz wszystko jest na szali. Jeżeli Waszyngton nie interweniuje i zaakceptuje pozycję Rosji i Chin, to byłby koniec USA jako pewnego rodzaju kandydata o wyjątkowej superpotędze. To jest powód, dlaczego myślę, że Obama posunie się daleko w Syrii. Ale jeżeli Rosja odsunie się na bok i zaakceptuje amerykańską interwencję, i jeżeli Rosja ostatecznie zdradzi Baszara al-Assada, będzie to natychmiastowo poważnym ciosem w rosyjską tożsamość polityczną. To będzie znaczyło wielką porażkę siły lądu. Po tym nastąpiłby atak na Iran, i także na północny Kaukaz. Pośród ugrupowań separatystów w północnym Kaukazie znajduje się wiele osób, które są wspierane przez anglosaskie, izraelskie i saudyjskie siły. Jeżeli Syria upadnie, natychmiastowo rozpoczną wojnę w Rosji, naszym kraju. Oznacza to: Putin nie może ustąpić; nie może opuścić Assada, ponieważ oznaczałoby to geopolityczne samobójstwo Rosji. Być może jesteśmy teraz w jednym z największych kryzysów współczesnej historii geopolitycznej.

Tak więc teraz dominujące potęgi światowe, USA i Rosja, toczą walkę o swoją przyszłą egzystencję …

W rzeczy samej. W tym momencie nie ma innej możliwości. Nie możemy znaleźć kompromisu. W tej sytuacji nie ma rozwiązania, które by zadowoliło obie strony. Znamy to z innych konfliktów jak Armeńsko-Azerskiego czy Izraelsko-Palestyńskiego. Jest niemożliwe znalezienie rozwiązania dla obu stron. Jesteśmy świadkami teraz tego samego w Syrii, ale na większą skalę. Wojna jest jedynym sposobem by powiedzieć ‚sprawdzam.

Dlaczego?

Musimy wyobrazić sobie ten konflikt jako rodzaj gry karcianej, jako pokera. Gracze mają możliwość ukrycia swoich atutów, mają możliwość różnych sztuczek psychologicznych, ale gdy rozpoczyna się wojna wszystkie karty są w grze. Jesteśmy świadkami momentu końca gry, zanim karty zostaną rzucone na stół. Jest to bardzo poważny moment, ponieważ na szali jest miejsce potęgi światowej. Jeżeli Ameryce się powiedzie, mogłaby sobie zapewnić na jakiś czas absolutnie dominującą pozycję. Będzie to kontynuacja jednobiegunowości i amerykańskiego globalnego liberalizmu. Jest to bardzo ważny moment ponieważ do teraz USA nie mogły zapewnić sobie stabilnej dominacji, ale w momencie wygrania wojny to nastąpi. Ale jeżeli Zachód przegra trzecią bitwę (pierwszą była wojna czeczeńska, drugą wojna w Gruzji), byłby to koniec USA i jego dominacji. Tak więc widzimy: ani USA ani Rosja nie mogą w tej sytuacji zrezygnować. To zwyczajnie nie jest możliwe by obie strony nie zareagowały.

Dlaczego amerykański prezydent Barack Obama waha się z agresją na Syrię? Dlaczego apeluje o decyzję do amerykańskiego kongresu? Dlaczego pyta o pozwolenie na atak, którego nie potrzebuje?

Nie powinniśmy popełniać błędu i rozpoczynać analizy psychologicznej Obamy. Główna wojna teraz toczy się za kulisami. I ta wojna toczy się wokół Władimira Putina. Jest pod wielką presją pro-amerykańskich, pro-izraelskich, liberalnych funkcjonariuszy wokół niego. Starają się go przekonać by ustąpił. Sytuacja w Rosji jest kompletnie inna od sytuacji w USA. Jeden człowiek, Władimir Putin, i zdecydowana większość rosyjskiej populacji jest po jednej stronie, a ludzie dookoła Putina są piątą kolumną Zachodu. To oznacza, że Putin jest sam. Ma za sobą ludność, ale nie elity polityczne. Tak więc zapytanie Obamy do kongresu jest rodzajem oczekiwania. Próbują naciskać na Putina. Używają wszystkich swoich sieci powiązań w rosyjskich elitach politycznych by wpłynąć na jego decyzje. To jest niewidzialna wojna, która się teraz toczy.

Czy jest to nowy fenomen?

(śmiech) W żadnym razie! To współczesna forma archaicznych plemion próbujących wpłynąć na wodza wroga przez głośne dźwięki, płacze i bębny wojenne. Uderzają się w piersi próbując wywołać strach we wrogu. Myślę, że próby USA wpłynięcia na Putina są współczesną formą takiej psychologicznej wojny zanim zacznie się prawdziwa bitwa. Administracja USA będzie próbowała wygrać tę wojnę bez rosyjskiego przeciwnika na polu. Do tego muszą przekonać Putina by się nie wtrącał. Mają ku temu wiele narzędzi.

Ale ponownie: co z pozycją Baracka Obamy?

Myślę, że te aspekty personalne po stronie amerykańskiej są mniej istotne niż po stronie rosyjskiej. W Rosji jedna osoba decyduje teraz o wojnie lub pokoju. W USA Obama jest rodzajem biurokratycznego zarządcy. Obama jest dużo bardziej przewidywalny. Nie działa we własnym imieniu; on zwyczajnie podąża za środkiem linii amerykańskiej polityki zagranicznej. Musimy zdać sobie sprawę, że Obama nie decyduje o niczym. Jest postacią systemu politycznego, który podejmuje prawdziwie ważne decyzje. To elity polityczne podejmują decyzje, Obama podąża za scenariuszem napisanym dla niego. By powiedzieć to wyraźnie: Obama jest niczym, Putin jest wszystkim.

Powiedział Pan, że Władimir Putin ma większość społeczności po swojej stronie. Ale teraz jest czas pokoju. Czy poparliby go także w trakcie wojny w Syrii?

To bardzo dobre pytanie. Przede wszystkim, Putin straciłby dużo poparcia jeżeli nie zareagowałby na zachodnią interwencję w Syrii. Jego pozycja byłaby osłabiona przez odejście na bok. Ludzie, którzy wspierają Putina robią to ponieważ chcą wspierać silnego przywódcę. Jeżeli nie zareaguje i ustąpi z powodu nacisków USA, będzie oznaczało to w oczach większości społeczeństwa jako osobistą porażkę Putina.Tak więc jak widzisz jest to znacznie bardziej wojna Putina niż Obamy. Ale jeżeli interweniuje w Syrii natknie się na dwa problemy: rosyjskie społeczeństwo chce silnej potęgi światowej, ale nie jest gotowe płacić wydatki. Gdy skala tych kosztów stanie się jasna, będzie to rodzaj szoku dla społeczeństwa. Drugi problem jest tym o czym wcześniej mówiliśmy, że większość elit politycznych jest prozachodnia. Natychmiastowo sprzeciwiliby się wojnie i rozpoczęli swoją propagandę krytykując decyzje Putina. To mogłoby wywołać wewnętrzny kryzys. Myślę, że Putin jest świadomy tych dwóch problemów.

Gdy mówi Pan, że Rosjanie mogą być zaszokowani kosztami takiej wojny, czy nie istnieje niebezpieczeństwo, że mogliby nie poprzeć Putina z tego powodu.

Myślę, że nie. Nasi ludzie są bardzo bohaterscy. Spójrzmy wstecz historii. Nasi ludzie nigdzie nie byli gotowi do wojny, ale gdy byli, wygrywali wojnę mimo kosztów i poświęceń. Spójrzmy na wojny napoleońskie czy II wojnę światową. My Rosjanie przegraliśmy wiele bitew, ale ostatecznie wygrywaliśmy tamte wojny. Tak więc nigdy nie jesteśmy przygotowani, ale zawsze wygrywamy."






Chciałbym się tutaj jeszcze skupić na ostatnim zdaniu, wypowiedzianym przez pana Dugina. Mianowicie na zakończenie wywiadu, miał on powiedzieć: "Nasi ludzie są bardzo bohaterscy. Spójrzmy wstecz historii. Nasi ludzie nigdzie nie byli gotowi do wojny, ale gdy byli, wygrywali wojnę mimo kosztów i poświęceń. Spójrzmy na wojny napoleońskie czy II wojnę światową/ My Rosjanie przegraliśmy wiele bitew, ale ostatecznie wygrywaliśmy tamte wojny. Tak więc nigdy nie jesteśmy przygotowani, ale zawsze wygrywamy". W żadnym razie nie przeczę tutaj bohaterstwu Rosjan, ale z tym "zawsze wygrywamy", to pan się grubo myli panie Dugin. I nie mam na myśli jakiś odległych w czasie przykładów rosyjskich klęsk, podam tylko jeden przykład, za to znamienny i niezwykle waży. Mianowicie w całej swej 74-letniej historii, Związek Sowiecki i Rosja Sowiecka nie przegrała żadnej wojny. Jakiekolwiek ataki zawsze kończyły się dla Rosjan zwycięstwem (nie licząc wojny w Afganistanie, która była dla Związku Sowieckiego czymś w rodzaju poligonu doświadczalnego). Jedyną klęskę Sowiecka Rosja poniosła z rąk ... Polaków. W 1920 r. daliśmy im takiego łupnia i sprawiliśmy taką młóckę, że zwiewali gdzie pieprz rośnie nie oglądając się za siebie.


Benedykt Hertz tak pisał w swym wierszu: 

"CUD NAD WISŁĄ, czyli polska młócka"

 "ZAPĘDZIŁY SIĘ PSIE JUCHY POD SAMĄ WARSZAWĘ,

LECZ IM NASZE BRACTWO DAŁO GALANTĄ ODPRAWĘ

DALEJ, DO DZIEŁA!

JESZCZE, NIE ZGINĘŁA!

POKÓJ Z SOWIETAMI

SPISZEM BAGNETAMI"







PS: Wiem że pan tego nie przeczyta, panie Dugin, ale skoro zablokował mi pan możliwość komentowania pańskich poczynań na Facebooku, napiszę przynajmniej tutaj: Nie ma co się denerwować na kilka słów prawdy - nie zawsze zwyciężaliście, a idea euratlantycka nie ma na dłuższą metę prawa zaistnieć, byłaby ona bowiem dla narodów Europy, niczym ów pocałunek mongolskiego księcia na lodowej pustyni, tym bardziej że prócz atlantycyzmu i eurazjatyzmu istnieje jeszcze trzeci kierunek, który może, podobnie jak w 1920 r. pokrzyżować pańskie plany. Ten kierunek, to:

 MIĘDZYMORZE!!!

 Bez względu więc na pańskie przekonania i to co pan myśli o tej idei, napiszę raz jeszcze, to co spowodowało że przestał pan ze mną konwersować - Pan się więc myli, panie Dugin.



PS2: W kolejnym temacie przechodzę już bezpośrednio do samej ideologii Euazjatyckiej w wykonaniu mentora pana Dugina - Mikołaja Danilewskiego
  


 CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz