Łączna liczba wyświetleń

piątek, 23 grudnia 2016

NIEWOLNICE - Cz.XIV

CZYLI CZTERY HISTORIE

WSPÓŁCZESNYCH KOBIET

KTÓRE STAŁY SIĘ PRAWDZIWYMI

NIEWOLNICAMI


 HISTORIA PIERWSZA

LAUREN

AMERYKAŃSKA NIEWOLNICA SZEJKA BRUNEI

Cz. XIV







Po dłuższym pobycie w Anglii uczestnictwo w przyjęciach wznowił książę Sufri. Zmieniła się organizacja przyjęć. Zaczynaliśmy wieczory na kortach do badmintona. To był wielki hangar, jak dla samolotów, z gąbczastą wykładziną, o którą zahaczały szpilkowe obcasy, tak że łatwo było się przewrócić, jeżeli nie podnosiło się stóp wysoko jak clydesdale. Robin, jeżeli pojawiał się na kortach, to z miną łaskawej tolerancji. Stał z boku ze skrzyżowanymi ramionami i co chwila zerkał w stronę drzwi. Sufri był jednak starszym bratem, więc mu ulegał. Nazywałyśmy księcia Sufriego Benem. Sympatycznie dla ucha. Ilekroć na niego patrzyłam, rozbrzmiewał mi w uszach przebój czternastoletniego Michaela Jacksona, słuchany przez nas namiętnie na jednym z letnich obozów. Początkowo myślałam, że to piosenka o brzydkim przyjacielu, póki moja przyjaciółka Liz nie uświadomiła mi, że jest o szczurze. 

Prawdziwy Ben był zeszpecony chorobą skórną, a wyglądało to tak, jakby obsypały go czyraki wielkości kulek do gry. Ari mówiła, że to następstwo terapii antynowotworowej, w co nie chciało mi się wierzyć, gdyż widziałam wiele osób chorych na raka i nie miały podobnej dolegliwości. Moja nowa współlokatorka, Delia, z którą się zaprzyjaźniłam, wykoncypowała, że to piętno związków kazirodczych w rodzinie. Nowotwór gardła skończył się laryngektomią i Ben mówił do aparatu wielkości telefonu komórkowego, który nakierowywał na krtań. Z powodu blizny na szyi i zmian na skórze przypominał trochę brodawkowatą ropuchę mówiącą ludzkim głosem. Guzki napinały skórę, co skutkowało wytrzeszczem oczu. Rzadkie, mysiego koloru włosy sterczały mu kępkami na głowie. Jego wygląd odrzucał amerykańskie dziewczyny, które trzymały się od niego z daleka w obawie, że mogą się zarazić lub wpaść mu w oko, a w konsekwencji być zmuszone głaskać księżycowy krajobraz jego ciała. Były głupie. Jeżeli ma się wybierać między potworem i playboyem, zawsze wybierajcie potwora. Będzie was lepiej traktował. Chociaż miałam już przydzielony boks w stajni Robina, zaprzyjaźniłam się z Benem. Oddychałam, rozmawiając z kimś nie tak okrutnym i manipulującym, mężczyzną, na którym robiłam większe wrażenie niż kiedykolwiek na Robinie. 

Yoya i Tootie również kleiły się do Bena i my trzy bardzo się do siebie zbliżyłyśmy. Zdradziły mi swoją opinię o Amerykankach. Uważały nas za rozpaskudzone, niewdzięczne marudy. Nie podobał im się nasz sposób mówienia.
- But, um, like, totally, ummmmm - Yoya przedrzeźniała kalifornijskie dziewczyny. 
Nie było dla mnie taryfy ulgowej. Mnie także uważały za mięczaka.
- Ty także narzekasz. Marudzisz i marudzisz - oznajmiła Tootie z zadowoleniem.
- Ja? Naprawdę?
- Ale i tak cię lubimy - zapewniła. - Jesteś naszą przyjaciółką.
Ben miał swoje ulubienice wśród filipińskich i indonezyjskich dziewcząt, ale nie sądzę, by posuwał się dalej niż do próśb o grę w badmintona w deblach, by mógł sobie nasycić oczy. Prostytutki z nagimi stopami i w wieczorowych sukniach grające w badmintona, rzeczywiście było na co popatrzeć. Kiedyś, gdy razem oglądaliśmy takie widowisko, Ben zwierzył mi się, że jest beznadziejnie zakochany w Angelique, ale ona odrzuca jego awanse i zwraca prezenty.
- Zwraca prezenty?




Zamurowało mnie. Nikt nie zwracał tego typu prezentów. Takie rzeczy ogląda się tylko w kinie. Świadczyło to albo o wyjątkowej porządności Angelique, albo o wyjątkowej odrazie, jaką w niej budził Ben. Lubiłam Angelique i chciałam wierzyć, iż znalazła się kobieta, która nie dała się przekupić, i tu postawiłabym kropkę, żeby nie myśleć, iż znalazła się jedynie kobieta, która nie chciała sprzedać się ropusze. Ben ustalił porządek, zgodnie z którym po obejrzeniu gry dziewczyn w badmintona, zaganiał całą trzódkę do sali bankietowej na słuchanie z kolei śpiewu Angelique. Póki Ben był na sali, żadna z innych piosenkarek jej nie wymieniała. To był wielki show Angelique. Po jakimś czasie Ben wychodził, ręce w kieszeniach, spuszczona głowa, niemal demonstracyjnie okazując, że ma złamane serce. Po chwili atmosfera wracała do imprezowej rutyny, jak przed jego powrotem z Anglii. Obserwowałam go i myślałam sobie, że jako jedynemu z braci dane mu było poznać zwykłe ludzkie doświadczenie, jakim jest nieszczęśliwa miłość. W przeciwieństwie do Robina nie musiał mieć wszystkiego, czego zapragnął, by się potem dziwić, dlaczego nie daje mu to satysfakcji. Być może łatwiej jest żyć brzydalom i odmieńcom, ludziom z zeszpeconymi twarzami i nastolatkom, które jedzą lunch w kabinie w toalecie, żeby nie wchodzić do kafeterii. Nie wszyscy mamy jednakowe wyobrażenia o szczęściu.

Kilka rzeczy się zmieniło po wyjeździe Sereny. Po pierwsze przydzielono mi nową współlokatorkę, porządną, stąpającą po ziemi babkę. Delia była modelką prezentującą kostiumy kąpielowe, z niesamowitą figurą, i chociaż najlepsze lata miała już za sobą, z czego zdawała sobie sprawę, wcale temu, co zadziwiające, nie zaprzeczała. Zamiast ratowania się radykalną chirurgią plastyczną, żeby dostosować wygląd do swojego CV, otworzyła poważną firmę: zdjęcia weselne, ślubne i portretowe. Dzięki na poły autoironicznemu wizerunkowi cheerleaderki i długim, sięgającym zadka blond włosom dopracowała się stabilnej pozycji w Brunei, a taką tylko nielicznym dziewczynom udawało się utrzymać. Robin wezwał Delię raz i to się nigdy nie powtórzyło, co było standardem, od którego odstępował w rzadkich przypadkach, ale ona przeszła nad tym do porządku dziennego. Znalazła inne sposoby na przetrwanie: przymilanie się do Ari i Eddiego, rolę inicjatorki korowodów podczas dyskotekowej części wieczoru i od czasu do czasu, pod pretekstem upicia się, szaleństwo na parkiecie, by wirująca spódnica odsłaniała nogi. Delia bardziej rzucała się w oczy w Brunei niż którakolwiek z nas.

Podczas wizyt w Brunei dygnitarze szukali sposobów, żeby nacieszyć oczy widokiem Delii, znanej ze zdjęć pięknej surferki, a mnie zwykle proszono, żebym jej towarzyszyła. Czasami musiałyśmy siedzieć całymi godzinami przy najwyżej położonym basenie, choć kto mógł, dawno uciekł przed gorącem i duchotą, wyciskającymi ostatnie poty. Zabierałyśmy ze sobą książki, magnetofon i tony kremu z filtrem, żeby nie ulec poparzeniom. Nigdy nie widziałyśmy podglądaczy, ale Madge zdradziła nam, że za przyciemnionymi pałacowymi oknami wychodzącymi na basen znajdują się sale konferencyjne i jadalnie, więc, jak rozumiem, stanowiłyśmy atrakcję dla oka. Poza mną i Delią z tych okien można było oglądać jedynie pawilony gościnne na zboczu wzniesienia i niekończącą się zieleń dżungli otaczającej teren. Wytypowano nas też do jeszcze innego zajęcia urozmaicającego gościom czas. Któregoś dnia pojawił się w naszym pokoju ochroniarz ze strojami do tenisa i zabrał nas na kort do squasha, gdzie z protekcjonalną miną udzielił nam instrukcji jakiś dupek z Dubaju. Nie wiedział, że ojciec włożył mi w rękę rakietę do tenisa, kiedy miałam cztery lata. Chociaż pozwalałyśmy wygrywać ambasadorom z Dubaju, byli pod wrażeniem i gdy wieść się rozniosła, zostałyśmy osobliwą atrakcją i często byłyśmy wzywane, żeby zagrać z kolejnymi śliniącymi się dygnitarzami. Z trudem mieściło im się w głowach, że kobiety coś potrafią, a mówiąc dokładniej, że coś potrafią dziewczyny takie jak my.

Pomimo pewnej poprawy sytuacji - nieobecności rywalki, zawarcia nowej przyjaźni, zyskania czasem poklasku - nużący kierat codzienności nadwątlał mi psychikę. Robin często mnie ignorował, zamieniając ze mną kilka zdawkowych zdań raz na parę dni. Spędzałam noce, siedząc obok pustego krzesła i czasem wdawałam się w pogawędkę z Fioną. Bez emocji przerzucałyśmy się plotkami, jakbyśmy siedziały na ławce rezerwowych w grze w krykieta. Któregoś dnia obmawiałyśmy Yoyę i Liii.
- Zdaje mi się, że Robin zaprasza je do siebie razem, tak jest najczęściej - rzuciła Fiona. 
- Naprawdę? To skandal. 
- Czyżby? Chcesz więcej skandali?
- Jasne. 
- Jak myślisz, ile lat ma Yoya? 
- Nie wiem. Wygląda jak dziecko. Siedemnaście? 
- Czy siedemnastolatka to dziecko? Zejdź niżej. 
- Szesnaście?
- Mniej. 
- Co? To straszne. 
- Nie dramatyzuj. Jest szczęśliwa, że ma płatne zajęcie. To samo Liii. Ale z Liii jest jeszcze większy skandal niż z Yoyą. 
- Mów.
- Liii jest parę lat starsza niż Yoya, ale kiedy była w jej wieku, urodziła dziecko. Nie mogła zostawić go rodzicom, bo o niczym nie wiedzieli. Musiała oddać dziecko do sierocińca, żeby tu przyjść. 
- Skąd o tym wiesz? 
- Wiem wszystko.




Chciałam się dowiedzieć więcej o tej historii. Czy jest prawdziwa, czy zmyślona? Niestety podszedł Robin i wyciągnął rękę do Fiony, nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Poszli do tylnej windy, wychodząc wcześniej z imprezy. Fiona była teraz jedyną dziewczyną, która wychodziła z nim z przyjęć. Nigdy nie pytałam jej, dokąd idą. Rozmawiałyśmy o różnych rzeczach, ale nigdy o godzinach spędzanych z Robinem. Nie wiem, co robił z Fioną, więc nie mogłam porównywać moich i jej spotkań z nim. Nic dziwnego, że nigdy nie wiedziałam, która z nas jest aktualnie bardziej przez niego faworyzowana. Ta obustronnie świadoma niewiedza pozwalała nam pozostawać w przyjaźni. Zapalono wszystkie światła, a ja nadal siedziałam sama, chociaż reszta gości czekała przy drzwiach, żeby wyjść, gdy zostanie już ustalone, że wolno. Obserwowałam bacznie Liii. Co chciałam zobaczyć? Niezauważoną wcześniej mgiełkę smutku, potwierdzającą opowieść Fiony? Szczelinę w masce słodyczy i uśmiechu, przez którą zajrzę w głąb i odkryję przepiękną dziewczynę, złamaną tym, co zrobiła? Łatwo sobie wyobrazić, jaki Liii miała wybór, kiedy nadarzyła jej się oferta pracy w Brunei: mogła zostać dziwką i zatrzymać dziecko, płacąc cenę najmniejszej popularności wśród dziwek, bo płaczące niemowlę nie sprzyja interesom, albo powiedzieć prawdę rodzicom, by zostać i tak okrzykniętą dziwką. Możesz głodować z dzieckiem w Tajlandii albo je zostawić i zdecydować się na orgietki w trójkę z księciem, ale za to zarobisz tyle pieniędzy, ile ci się nawet nie śniło.

Jeżeli historia z dzieckiem była prawdziwa, to czy Liii, siedząc tu co noc i patrząc na bąbelki szampana, zastanawiała się, czy mogła pójść inną drogą, czy raczej dziękowała szczęśliwym gwiazdom, że jej dupa spoczywa na wytwornej kanapie i nie jest wbijana w brudny materac w burdelu w Bangkoku? Noc goniła kolejną nudną noc, a ja siedziałam zakotwiczona na krześle jako rezerwowa i starałam się nie wpadać w panikę. Dostrzegałam, że inne dziewczyny też nie wytrzymują subtelnych i sadystycznych gierek Robina. Mówiło się, że kiedyś Leanne rywalizowała z Fioną o pierwsze miejsce. Później Robin pozwalał jej balansować między trzecim a czwartym, ale ostatnio nie wzywał jej do siebie od miesięcy. Nie byłam jedyną ignorowaną. Widziałam, że Leanne coraz częściej się upija, chudnie i robi się wrzaskliwa. W ciągu dnia leżała na kanapie w szlafroku, paliła papierosy i oglądała w kółko "Pretty Woman", a wieczorem wygłupiała się, żeby zwrócić na siebie uwagę Robina. Którejś nocy, gdy Robin wychodził z przyjęcia, Leanne po prostu pękła. Rzuciła się na podłogę, rozłożyła plackiem przed nim, chwyciła go za nogę. Zalała się najprawdziwszymi łzami.
- Kocham cię. Kocham cię. Dlaczego nie chcesz widzieć, że kocham cię coraz mocniej? Przypomniało mi się rozstanie z Seanem: "Kocham cię. Nie zostawiaj mnie". Jakież to było nieoryginalne.

Gdy Leanne zrobiła scenę, chyba po raz pierwszy zobaczyłam wyraz autentycznego zdumienia na twarzy Robina. Zesztywniał. Wszyscy zesztywnieli. Eddie wreszcie otrząsnął się i próbował uwolnić nogę Robina, ale Leanne okazała się silniejsza, niż myślał. Odtrąciła go, uklękła i praktycznie unieruchomiła Robina, oplótłszy go rękami w pasie. Robin nawet nie kiwnął palcem, żeby ją podnieść i pocieszyć. To Madge ostatecznie oderwała Leanne od niego i jakoś nad nią zapanowała. Robin nie wygonił Leanne po tym incydencie. Sądzę, że nawet mu się to podobało. Taki akt rozpaczy, który urozmaicił wieczór. Lecz Leanne się wypaliła. Została jeszcze parę tygodni i wyjechała z własnej woli. Jeżeli to był popis aktorstwa, należał jej się Oscar. Sądzę jednak, że nie grała. Przysięgłam sobie, że nigdy nie posunę się tak daleko. Nie uda mu się złamać mnie do tego stopnia. Po wyjeździe Leanne rzuciło mi się w oczy, że to Brittany została dziewczyną, która znikała z sali, gdy zaczynała się dyskoteka, i wracała do pawilonu po lunchu. Przyjęłam odmienną taktykę niż Serena. Po pierwsze, metody Sereny się nie sprawdziły, po drugie, nie leżało w mojej naturze nakłanianie do bojkotu i psychicznego dręczenia ludzi. Zamiast tego zbliżyłam się do Brittany i zaprzyjaźniłam z nią. Czy nie tak pogrywała ze mną Fiona? Chyba jednak pochlebiałam sobie. Nie byłam Fioną. Fionę stać było na coś więcej niż tylko lizanie komuś dupy w celu uzyskania informacji. Stać ją było na więcej niż mój mało oryginalny pomysł oswajania wroga. Fiona mnie wykreowała.

Brittany miała wiele do powiedzenia na temat super eleganckiej kanapy i sofy dla dwojga, które zamierzała kupić. Białe, białe, koniecznie białe, zawsze marzyła o białej kanapie. Białe kanapy, przy nich lampy z kutego żelaza i z kutego żelaza łoże z baldachimem, przejrzyste białe zasłony we francuskich oknach, powiewające lekko w podmuchach zefirka. Byłam pewna, że ma w głowie aranżacje do wideo, jakie nagra z Vince'em Neilem. 
- Rozmawiałaś z Vince'em? - Nigdy nie miała dość tego pytania.
- Teraz jest w trasie. Jest nam ciężko. Bardzo do siebie tęsknimy. Ale wierzę w nas. 
- Jesteś dziewczyną wielkiej wiary. 
- Vince powiedział mi, że jeżeli najdą mnie wątpliwości, mam usiąść, zamknąć oczy i przywołać jego twarz. Powiedział, że wtedy wyczuję, co on robi, i serce mi powie, że jest mi wierny. A gdy się bardzo skoncentruję, wówczas i on poczuje, że właśnie o nim myślę. I wiesz? To działa. 
Jeżeli Brittany mówiła prawdę o "rozmowach" z Vince'em, to pozostało mi tylko żywić nadzieję, z życzliwości dla niej, że on nie stosuje takich samych technik psychicznych w nawiązywaniu łączności z nią.




Moja nowa przyjaciółka była równie frapująca jak instrukcja do obsługi zmywarki, ale bywała też użyteczna. Zdradziła mi na przykład swój sekret dotyczący diety. Doktor Gordon, lekarz Robina i stały bywalec przyjęć, dostarczał jej pigułki odchudzające. Jestem przekonana, że Robin o tym nie wiedział, gdyż nie zaaprobowałby skazywania dziewcząt na głodzenie się. Jeżeli o mnie chodzi, nigdy nie odtrącałam ręki z pigułką. Teraz mogę powiedzieć każdej tego typu osobie: zawsze, ale to zawsze wyrzuć pigułkę. Wtedy jeszcze do tego nie doszłam.
- Mogę dostać jedną? 
- Jasne. Świetnie. Zostaniemy kumpelkami od diety. Będziemy razem ćwiczyć. Będziemy się nawzajem wspierać.
Brittany wyciągnęła małą plastikową buteleczkę, zagrzechotały w niej przejrzyste niebieskawe kapsułki, takie, wewnątrz których migocze milion połyskliwych ziarenek. Położyłam jedną na dłoni i zdecydowanym ruchem wrzuciłam do ust, bo tak właśnie robią niektóre dziewczyny. Daj takiej tabletkę z fiolki z etykietką w obcym języku, a położą ją na języku bez chwili zastanowienia. 
- Super - rzekła Brittany. - Zaczniesz od jednej dziennie, a potem przejdziesz na dwie. 
Byłam zdeterminowana że dotąd będę się odchudzać, póki siebie nie polubię, do cholery.

Krajobraz mojego ciała w ciągu lat, odkładające się złoża i potem erozje, zmieniał się cyklicznie, a cały proces można by porównać do filmu poklatkowego, którego kilkuminutowa emisja pokazuje zmiany zachodzące przez tysiąclecia. Z natury jestem dziewuchą solidnej budowy o kobiecych, zaokrąglonych kształtach, z rękami chłopki i biodrami, na których można oprzeć koszyk z praniem. Generalnie kojarzę się z bujnością wiosny, chociaż od czasu do czasu gwałtownie przyoblekam zimową szatę. Lubię stracić liście, jeśli mi się to udaje, i wystawiać na pokaz nagie, ostre gałęzie. Zasadniczo jestem dziewczyną pulchną z nawrotami anoreksji i bulimii. I nic nie potrafi mnie bardziej uszczęśliwić niż rozkoszne poczucie kontroli nad ciałem, gdy widzę coraz mniejsze liczby na skali wagi. W szkole średniej imaginowałam sobie, że mogę jak orchidea przeżyć na mikroelementach wdychanych z powietrzem. Próbowałam być coraz bardziej wiotka, wiotka, wiotka, oderwać się od ziemi oraz od rodziny. Ciężko nad sobą pracowałam. Dopięłam swego. Byłam lekka jak baletnica, moje ręce jak wstążki, klatka piersiowa jak klawiatura. Skóra bladoniebieska, ciało zdematerializowane, tak że wydawało mi się, iż prześwieca przez nie światło natchnienia, światło samego Boga. Gdyby ktoś dotknął mojej klatki piersiowej, wyczułby serce tuż pod powierzchnią, pulsujące w rytmie linii basu w funk, słyszalne jak przez głośnik niskotonowy. Tyle że nikt mnie nie dotykał. Ludzie odwracali oczy. Zauważyłam to, ale się nie przejmowałam. Byłam nieskalana. Nigdy nie czułam się tak czysta.

Usta miałam sine, nosiłam kilka warstw swetrów i napełniałam kieszenie ćwierćdolarówkami na wypadek nieprzewidzianego ataku szkolnej pielęgniarki, która mogła w każdej chwili wychylić się zza drzwi, wciągnąć mnie na wagę i stwierdzić, że wymagam hospitalizacji. Nawet kiedy wiosna ubrała w zieleń błotniste zimowe trawniki, mnie było zimno. Wkładałam botki, owijałam ciało w długie spódnice i halki. Włosy zaplatałam w warkocze i wyobrażałam sobie, że jestem tragiczną, chorą na suchoty bohaterką z powieści Jane Austen. Moja babka również coraz bardziej chudła, w miarę jak rozrastał się i złośliwiał jej nowotwór. To był międzybłoniak, nowotwór nabłonka wyściełającego organy wewnętrzne. Zachorowała z powodu wdychania włókien azbestowych wszechobecnych w powietrzu w szkołach w Newark, w których pracowała przez wiele lat jako bibliotekarka. Trucizna może wniknąć do organizmu na wiele sposobów. Powiedziała mi któregoś dnia - gdy masowałam łańcuch supłów na jej plecach, bo tak wyglądał kręgosłup - że nie chce widzieć, jak umieram, że jej umieranie jest wystarczająco trudne. Prosiła mnie, żebym zaczęła jeść. Jej prośba natchnęła mnie do jedzenia ostrożnie odmierzanych codziennych porcji brązowego ryżu, wodorostów i jarzyn. Na pogrzebie babki wygłosiłam mowę ku jej czci i wyjechałam z New Jersey pięć minut po tym, jak opuszczono trumnę do grobu. Babka była moim najlepszym przyjacielem, a przez ostatni rok jej życia na nic nie zwracałam uwagi, zajęta głodówką, obsesyjnie skupiona na sobie. Zapomniałam zapytać, jak wyglądało jej życie, chociaż wiedziałam, że przed upływem roku umrze. Jeżeli ja o to nie pytałam, to kto miał to zrobić? Jej wspomnienia przepadły jak skarb zagrzebany pod ziemią bez pozostawienia mapy.

Po dostaniu się na Uniwersytet Nowojorski zaczęłam pić, a chlanie sprzyjało jedzeniu i w ciągu sześciu miesięcy przytyłam dwadzieścia kilogramów albo więcej. Poprzedni rok bezpowrotnie zmarnowałam, wygłodzona i nieobecna duchem, niezdolna nawet do poproszenia babki, żeby opowiedziała chociaż, jak wyglądał Wiedeń przed wojną. Nie tylko że popełniłam zbrodnię, to jeszcze nie wyciągnęłam z tego żadnej nauki. Wciąż myślałam, że tym razem będzie inaczej. I znowu mała tabletka przeszła przez gardło popita jednym łykiem mrożonej herbaty, a ja wyobraziłam sobie, że to nie speeda połykam, nie truciznę, tylko nadzieję, pomoc.  Większość dziewczyn w Brunei sięgała po pigułki. Piłyśmy rozwalniające herbatki. Chociaż mogłyśmy zamawiać potrawy, jakie tylko dusza zamarzy, wybierałyśmy kurczaka i jarzyny przyrządzane na parze, próbując zapchać żołądek sałatą pokropioną sokiem z cytryny lub octem balsamicznym. To faustowski układ dla kobiet, które czynią swoje ciało źródłem utrzymania. Twoje ciało będzie podziwiane przez innych i znienawidzone przez ciebie. Dla innych będzie źródłem przyjemności, dla ciebie cierpienia. Wciąż wypatrywałyśmy nowej wklęsłości i ubytku, oglądając się w lustrach sali gimnastycznej, gdzie powtarzałyśmy niestrudzenie program ćwiczeń Cindy Crawford, wyświetlany na ekranie wielkości całej ściany, na którym pieprzyk Cindy był wielkości piłki tenisowej. W lustrze bez przerwy podziwiałam swoje wystające obojczyki. Przed wyjazdem do Brunei Penny podarowała mi "Płeć wiśni" - Jeanette Winterson, żebym tę książkę zabrała ze sobą. Czytałam ją, a głód ściskał mi żołądek mimo brania pigułek. Bohaterka powieści, olbrzymka, nosi w sobie ukrytego potwora. Zupełnie jak ja. Tym potworem we mnie był szkielet. Uważałam, że ten potwór to moje prawdziwe ja. Głodząc się, stawałam się sobą. Zredukować się do podstawowych elementów - prawdziwa poezja. Być może Robin nie zauważy zmiany. A może, odwrotnie, wreszcie zacznie mnie znowu dostrzegać.






CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz