Łączna liczba wyświetleń

środa, 1 marca 2017

NIEWOLNICE - Cz.XXVIII

CZYLI CZTERY HISTORIE

WSPÓŁCZESNYCH KOBIET

KTÓRE STAŁY SIĘ PRAWDZIWYMI

NIEWOLNICAMI


HISTORIA DRUGA

TEHMINA

NIEWOLNICA Z PAKISTANU

Cz. VII




Któregoś dnia pozwolono zobaczyć się ze mną Aneesowi. Z początku jego obecność wywołała we mnie poczucie winy, kiedy jednak zaczął targować się ze mną o nasz majątek, zaczęłam patrzeć na niego innymi oczami. Poprosił mnie, żebym podpisała dokument stwierdzający, że sprzedałam mu wszystko, co mamy, za sumę, której on, rzecz jasna, nigdy mi nie zapłaci, w zamian za co on odda mi Tanyę. Podpisałam i poczułam, że zmazałam z siebie część winy. "Jak niewiele niektórym mężczyznom trzeba, żeby zabliźniły im się rany" - pomyślałam. Anees obiecał mi przed odjazdem, że przyśle do mnie Tanyę. Po pewnym czasie wypuszczono mnie na wolność. Rodzice stwierdzili, że jestem niepoprawna i gdyby nawet zabraliby mnie ze sobą do Londynu, nie dałabym gwarancji, że nie nawiążę znowu stosunków z Mustafą. Splugawiłabym w ten sposób ich dom i dałabym zły przykład moim młodszym siostrom, co mogłoby wpłynąć na ich małżeńskie perspektywy. Zdecydowali się zatem usunąć się z mojego życia i zerwać ze mną wszystkie kontakty. 
- Ona jest czarną owcą - orzekła moja matka. - Jeśli raz zeszła do poziomu Mustafy, nie potrafi wznieść się już z powrotem do naszego. 
Pojechałam do Karaczi, żeby Tanya mogła do mnie wrócić, zacząć szkołę i być blisko swojego ojca. Wynajęłam niewielkie mieszkanko, na tyle duże, by pomieściło Tanyę, jej nianię i mnie, i podjęłam pracę w firmie budowlanej mojego przyjaciela Faruka Hassana. On i jego żona należeli do nielicznych moich znajomych, którzy mi współczuli i pomagali.

Prawdę mówiąc, praca ta była tylko grzecznością z ich strony, po prostu ją wymyślili po to, aby mi pomóc w ciężkim okresie. Przemeblowałam biuro i spędzałam w nim przedpołudnia pijąc kawę capuccino i jedząc smażone jajka i grzanki z pieczoną fasolą. Godzinami rozmawiałam z przyjaciółmi przez telefon i, kiedy tylko chciałam, mogłam korzystać z usług kierowcy, który woził mnie służbowym samochodem. Od czasu do czasu do biura wpadał Faruk i przerywał mi rozmowę przypominając grzecznie o jakimś służbowym telefonie. Gdy skończyłam, wracałam do swojego zwykłego zajęcia. Kierowca odbierał Tanyę ze szkoły i przywoził ją do mnie na lunch. Potem, aż do zamknięcia biura, robiłam zakupy albo czytałam czasopisma. Za tę wyczerpującą pracę płacono mi półtora tysiąca rupii miesięcznie. Bardzo szybko uświadomiłam sobie swój nowy status. W społeczeństwie pakistańskim rozwódka jest zawsze głównym obiektem złośliwych plotek. Drwiny oraz rzucane ukradkiem w moją stronę spojrzenia spowodowały, że stałam się pustelnicą: większość czasu spędzałam albo w domu, albo w biurze. Mustafa był stale nieobecny, w kraju wrzało, a on znajdował się w samym środku tego zamieszania. Był coraz bardziej poruszony tym, co robił Bhutto. W opinii Mustafy jego nauczyciel przestał reprezentować interesy ludu, odizolował się od źródła swojej siły - zwykłego człowieka, i otoczył przyjaciółmi, którzy zdradzili.

Gdy Mustafa powtórnie zrezygnował ze stanowiska gubernatora Pendżabu, doszłam do wniosku, iż jest on rzeczywiście człowiekiem honoru. By pozostać wiernym swoim ideałom, zrezygnował z zaszczytów związanych z wysokim stanowiskiem. Mustafa chciał kandydować w dodatkowych wyborach do Parlamentu z ramienia swojej prowincji, ale Bhutto, zdając sobie sprawę z tego, jaki problem dla niego stanowiłby Mustafa w Zgromadzeniu Narodowym, odmówił przyjęcia jego kandydatury. Zamiast go się pozbyć, zaproponował mu stanowisko ambasadora w Stanach Zjednoczonych. Wtedy nastąpiło otwarte zerwanie dwóch niegdysiejszych przyjaciół. Mustafa odszedł z Partii Ludowej, zapowiadając, że w jego ślady pójdzie aż czterdziestu członków parlamentu, którzy stanowić będą trzon nowej partii. Poszło jednak za nim tylko niewielu i niektórzy z nich, jako tak zwani lojaliści Khara, zostali uwięzieni w straszliwym obozie Dalai. Mimo to Mustafa w dalszym ciągu starał się o niezależne kandydowanie do lokalnego parlamentu i wykorzystywał w tym celu powoli narastającą falę niechęci do Bhutto. Masy były rozczarowane niespełnieniem przez Bhutto obietnic dobrobytu i Mustafa był ich rzecznikiem. Jego krytyczne słowa brzmiały prawdziwie, w końcu był kiedyś najbliższym współpracownikiem premiera. Bhutto był wstrząśnięty tym, że Mustafa występował przeciwko niemu, słyszano, jak nazywał go "Brutusem". Wpadł w panikę i wysłał w teren brygadę funkcjonariuszy Partii Ludowej, żeby prowadzili kampanię przeciwko Mustafie. W miarę jak zbliżały się wybory, ludzie Bhutto zaczynali grać coraz bardziej ostro. Podczas spotkania wyborczego Mustafy w Taj Pura wpuścili w stutysięczny tłum jadowite węże, w wyniku czego wybuchła panika i stratowanych zostało wielu ludzi. Mówiono także, że padły strzały. Mustafa wrócił z tego spotkania wstrząśnięty.

Jeden z lojalnych mu ludzi, członek Zgromadzenia Narodowego o nazwisku Sajid, przyniósł do jego domu ciało młodego chłopca, które miało świadczyć o bezwzględności Bhutto, i zasugerował, że gdyby Mustafa stanął na czele orszaku żałobnego, cały Pendżab wyległby na ulice wyrażając dla niego poparcie. Mustafa jednak nie był zainteresowany wykorzystaniem szansy rozgłoszenia tego okrucieństwa.
- Zwariowałeś?! - zaczął krzyczeć na Sajida. - Po co przyniosłeś tu to ciało? Nie wiesz, że mogą mnie oskarżyć o morderstwo?
Sajid posmutniał i wyszedł. Następnego dnia zabity został przywódca robotników. Tym razem Mustafa zdecydował się pojechać z kondolencjami do rodziny zmarłego i obiecać, że poprowadzi kondukt żałobny. Napadli go jednak wojowniczo nastawieni robotnicy i na odsiecz musiała mu przyjść policja. Mustafa stwierdził wtedy, że ze względów politycznych lepiej będzie wycofać się z danej przez siebie obietnicy uczestniczenia w uroczystościach żałobnych. Zdając sobie jednak sprawę, że byłoby to trudne bez utraty twarzy, ułożył razem ze swoimi doradcami podstęp. Tego wieczoru Mustafa wraz z członkiem lokalnego parlamentu, Choudrym Hanifem, zawiezieni zostali potajemnie do Sialkot. Wielki Lew Pendżabu pochylał w drodze nisko głowę w samochodzie, żeby nikt go nie zobaczył.

Sherry tymczasem odgrywała swoją rolę. Dzwoniła wszędzie jak oszalała i w końcu dodzwoniła się do samego Bhutto. 
- Gdzie jest mój mąż?! - wrzeszczała na niego. - Zabiłeś go, wiem o tym! Gdzie on jest?! 
Bhutto oczywiście niczego nie wyjaśnił, ponieważ o niczym nie wiedział. W Sialkot Mustafa wraz ze swoim towarzyszem ruszyli pieszo do Lahore. W przydrożnej kawiarni Mustafa natychmiast został rozpoznany przez jej właściciela, który pośpieszył do władz po pomoc. Tak "uratowanego" Mustafę odwieziono do Lahore. Poranne gazety doniosły o porwaniu Mustafy Khara, niedwuznacznie dając do zrozumienia, że stali za tym ludzie Bhutto. Mustafa wystąpił na konferencji prasowej i oświadczył:
- Jestem shikari (myśliwym). Nie wiedziałem, gdzie jestem, lecz znalazłem drogę do domu patrząc w gwiazdy... 
Mustafa, chcąc mieć ochronę w partii, wstąpił do konserwatywnej Ligi Muzułmańskiej, zmieniając w ten sposób niczym kameleon barwy polityczne. Uważałam, że był to błąd. Był teraz dla Bhutto Wrogiem Numer Jeden. Uniknął co prawda aresztu i więzienia, lecz znajdował się pod stałą inwigilacją służb wywiadowczych i nie było mowy, żeby w takiej chwili ryzykował i spotykał się ze mną. Byłam tylko ziarenkiem w piaskowej burzy miotającej naszym krajem.

Po kilku miesiącach pobytu w Karaczi dowiedziałam się, że Sherry jest w ciąży. Słyszałam także, że Mustafa nawiązał romans z pewną piosenkarką. Byłam na niego zła i czułam się upokorzona, więc zadzwoniłam do niego. Udało mi się dodzwonić. Mustafa zaprzeczył obydwu pogłoskom, twierdził, że jest niewinny. Nie wierzyłam mu. Sprawiało mi to zbyt duży ból, bym miała przejść nad tym do porządku dziennego. Powiedziałam, że się w końcu zdecydowałam i zrywam z nim wszelki kontakt. Skończone, opuszczam go. Następne pięć miesięcy przeżyłam w samotności, udręce i niepewności. W końcu wybrałam się, tak jak to wcześniej zrobiła Sherry, do Mekki na umrą, żeby prosić Boga o Wybaczenie. Stojąc przed Domem Boga modliłam się z całym uniesieniem: 
- O Boże, wybacz mi, nie chcę, by mówiono o mnie, że jestem kobietą... łatwą! Błądziłam i proszę Cię, żebyś mi wybaczył. Daj mi siłę, bym mogła odzyskać reputację. Mój związek z tym mężczyzną był nikczemny. Boże, proszę Cię, pokaż mi właściwą drogę. Powstrzymaj wszystkie złośliwe języki. Spraw, żeby te wszystkie palce nie pokazywały na mnie! 
Nagle przyszło na mnie olśnienie. Jedynym sposobem na odzyskanie przeze mnie reputacji będzie wyjście za mąż za tego człowieka. To będzie jedyne honorowe rozwiązanie. Mustafa Khar mnie naznaczył. Nosiłam jego piętno. Przez resztę życia będę znana jedynie jako jedna z jego nałożnic. Gdybym nawet znalazła kogoś, kto by się ze mną ożenił, ten człowiek naigrawałby się ze mnie, ilekroć by mu się przypomniało, jakie noszę piętno. Nie miałam wyboru. Jeśli nie zostanę żoną Mustafy, społeczeństwo nigdy mnie nie zaakceptuje. Koran zezwoli mu na małżeństwo ze mną bez odtrącania Sherry. Byłam gotowa teraz dzielić los kobiet mego kraju: być jedną z wielu, własnością pana i władcy.

Nawet moi rodzice nie zaakceptują mnie, dopóki nie poprawię swojego statusu. Mustafa jest człowiekiem, który wzbudzi respekt mojej matki. Nie jest kimś, kogo można ustawiać. Małżeństwo z nim było teraz dla mnie jedynym wybawieniem. Modliłam się do Boga, żeby spowodował ten cud. Nieomalże w tym samym momencie, gdy wróciłam z Mekki do Karaczi, zadzwonił Mustafa. Powiedział, że przylatuje, żeby się ze mną zobaczyć. Pragnąc pozbyć się obstawy, przybył do mojego domu ukryty w bagażniku samochodu. Fakt, że potężny Mustafa, Lew Pendżabu przebył dla mnie taką długą drogę w takiej pozycji, uznałam za niesłychanie mi schlebiający. Poprosił, żebym natychmiast za niego wyszła, i oznajmił, że nie przyjmuje do wiadomości odmowy.
- Jadę z powrotem do Lahore - powiedział. - Przyjedź tam, będę czekał na ciebie. Pobierzemy się, jak tylko przyjedziesz. 
Zostawiłam Tanyę z Aneesem obiecując, że wrócę po nią za trzy dni, i poleciałam do Lahore. Ja i Mustafa udaliśmy się do jego rodzinnej wioski Kot Addu, gdzie dwudziestego piątego lipca 1976 roku zaufany mułła (miejscowy duchowny) udzielił nam w całkowitej tajemnicy ślubu. Miałam dwadzieścia trzy lata, on - czterdzieści trzy. Zostałam jego szóstą żoną, ale tego dnia wydawało mi się, że jedyną. Mustafa wziął mnie za rękę i z ogromnym przejęciem powiedział:
- Nigdy się mnie nie bój, Tehmino. Możesz mi zawsze o wszystkim mówić, kiedy tylko będziesz chciała. Zawsze będę cię kochał i będę dla ciebie dobry. 
Jak bardzo chciałam wierzyć w jego miłość! 

Wróciłam do Karaczi spakować się i wtedy dopiero uświadomiłam sobie swoją sytuację. Co teraz będzie? Nasze małżeństwo było legalne według pakistańskiego prawa i moralne z punktu widzenia Koranu, ale nie miało to jednak w tym momencie wielkiego znaczenia. Czy miało być trzymane w tajemnicy aż do momentu, gdy zmieni się sytuacja polityczna? Czy będę musiała pozostać w ukryciu, dopóki Mustafa nie rozwiedzie się z Sherry? Nie znałam odpowiedzi na te pytania. Wiedziałam tylko, że przyjaciele Bhutto byliby zachwyceni, gdyby dotarła do nich wiadomość o najnowszym flircie Mustafy. Prasa brukowa też chętnie zrobiłaby z tej historii użytek, teraz gdy Mustafa nie mógł absolutnie pozwolić sobie na nowy skandal. Podjęłam przykrą dla mnie decyzję pozostawienia Tanyi z Aneesem do momentu, aż coś się wyjaśni, i omówiłam z nim szczegóły przez telefon. Anees, pierwszy, który dowiedział się o moim nowym małżeństwie, wyraźnie był tą wiadomością zmartwiony. Zgodził się jednak wziąć Tanyę z powrotem na jakiś czas i zwrócić mi ją, jak tylko moje życie się ustabilizuje. Miałam nadzieję, że ta niepewna sytuacja potrwa tylko kilka tygodni, co najwyżej miesiąc. Mustafa telefonował skarżąc się, że nie może znieść rozłąki ze mną. Prosił, żebym przyśpieszyła swój powrót do Lahore. Zgodziłam się. Tanya wyczuwała, że byłam w rozterce. Przyglądała się z przerażeniem swoimi szeroko otwartymi, ciemnobrązowymi oczami trzylatki, jak pakuję jej wszystkie ubranka do walizek i wkładam zabawki do kartonów. Gdy mój kierowca zaczął wynosić cały malutki świat Tanyi do samochodu, jej dziecięce usta drżały.




- Pojedziesz do swojego tatusia, kochanie - powiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał pogodnie. - Wrócę za kilka dni.
Tanya kochała swojego ojca. Odwiedzała go co tydzień. Jej niewinne serce wyczuwało jednak, że tym razem to coś innego. Podczas jazdy przez cały czas tuliła się do mnie. Przed domem Aneesa czekała na nas niania. Otworzyłam drzwiczki samochodu. Gdy niania wyciągnęła do Tanyi ramiona, dziecko odwróciło od niej twarz. Złapała mnie swoimi maleńkimi paluszkami za ubranie i zaczęła głośno i rozpaczliwie płakać, jak nigdy dotąd. Krzyknęłam do niej przez łzy:
- Niedługo wrócę, Tanyu! Niedługo wrócę! 
Niania ciągnęła Tanyę do siebie, lecz dziewczynka trzymała się mnie kurczowo. Odepchnęłam ją od siebie. Za kilka chwil było po wszystkim. Samochód szybko odjechał i Tanyi nie było. Wraz z odległością jej przeraźliwe zawodzenie stawało się coraz cichsze. Nie potrafiłam spojrzeć za siebie. Gdy leciałam samolotem do Lahore do swojego drugiego męża, w uszach wciąż brzmiał mi echem płacz Tanyi. Nagle przyszła mi do głowy straszna myśl: czy ja zachowuję się jak moja matka, a Tanya jak ja? Czy tak samo odsunęłam się od niej, odepchnęłam ją od siebie? Wpatrywałam się w leżącą, hen pode mną, ziemię i zastanawiałam się, co się z nami stanie. Nagłe pojawienie się chmury przesłoniło mi widok.

Na lotnisku czekał na mnie młody asystent Mustafy, Sajid, i oznajmił, że na tę noc znajdę schronienie w jego domu. Następnego dnia Mustafa zawiózł mnie do Multanu, gdzie miałam żyć przez kilka miesięcy w odosobnieniu. Multan jest stolicą południowego Pendżabu i jednym z najstarszych miast Pakistanu. Leży ono w odległości dwóch godzin jazdy od rodzinnej wioski Mustafy, Kot Addu, w otoczeniu zaniedbanych feudalnych majątków, sadów owocowych i urodzajnych, aluwialnych ziem. Miasto jest starym centrum handlowym, w którym od wieków rządzą klany Qurarshich i Gilanich. Kiedyś te dwa rody były satrapami wszechwładnych Mogołów, później większość z nich stała się lojalna wobec Korony, która odwdzięczyła się obdarowując ich rozległymi dobrami ziemskimi. Miasto zbudowane zostało wokół jednej z najwspanialszych sufickich świątyń, gdzie każdego roku zbierają się, składając w daninie miliony rupii, wierni. Klany Qurarshich i Gilanich od pokoleń walczyły o te ziemie, a ich wzajemna nienawiść w dalszym ciągu ma wpływ na miejscową politykę. Jeśli panowie Multanu nie walczą właśnie ze sobą, to spędzają ciepłe, letnie noce obserwując tańczące dziewczęta. Multan stał się słynny ze swoich prostytutek, które skupiają na sobie zainteresowanie lubieżnych właścicieli ziemskich z Pendżabu. W takim oto otoczeniu się znalazłszy, zabrałam się do porządkowania domu. Musiałam być wciąż czymś zajęta, żeby nie myśleć o Tanyi. 

Mustafa odwiedzał mnie często, lecz jego kapryśne usposobienie sprawiło, że żyłam w ciągłej niepewności. Czasami wyjeżdżał do Lahore mówiąc, że nie będzie go przez tydzień, gdy tymczasem wracał tej samej nocy. Miotały nim sprzeczne uczucia: z jednej strony nie mógł ryzykować ujawnienia naszego małżeństwa, z drugiej nie potrafił znieść rozłąki ze mną. Mówił, że warto podróżować sześć godzin z Lahore do Multanu po to, żeby spędzić ze mną kilka chwil. Jednak podróże wkrótce go zmęczyły i przeniósł mnie do tego samego baraku w Lahore, który wcześniej był miejscem tylu naszych potajemnych spotkań. To miejsce wiązało się dla mnie z wieloma wspomnieniami - dobrymi i złymi - i mieszkając tam czułam się nieswojo. Tęskniłam do wolności i pragnęłam połączyć się z Tanyą. Mustafa odwiedzał mnie w ciągu dnia, a noc spędzał ze swoją drugą, wciąż niczego nie podejrzewającą żoną, zamieszkującą w głównym budynku na terenie tej samej posesji. Któregoś wieczoru po wyjściu Mustafy usnęłam. Zdziwiłam się niepomiernie, gdy mnie obudził, a u jego boku ujrzałam Sherry. Próbował powiedzieć o wszystkim swojej ciężarnej żonie, lecz ona mu nie wierzyła. Przyprowadził ją więc, żeby udowodnić swoje słowa. Ukrywanie się skończyło i przeniosłam się do głównego budynku. Wiadomo było, że teraz nasze rodziny i znajomi dowiedzą się, że Mustafa ma dwie żony. Za wszelką jednak cenę pragnął utrzymać tę wiadomość w tajemnicy przed prasą.

Mój nowy dom był willą w stylu hiszpańskim, ze spadzistym dachem pokrytym czerwoną dachówką i ogromną liczbą łuków. Wszystkie sześć sypialni zajmowała rodzina Mustafy, więc zamieszkałam w pokoju dziennym. Plotka o moim małżeństwie dotarła do moich rodziców w Londynie i bardzo ich zaniepokoiła. Zbuntowana córka znów przyniosła ich domowi hańbę. Ogłosili, że dla nich przestałam istnieć. Otoczenie Mustafy z taką łatwością zaakceptowało nasze małżeństwo, że sama się dziwiłam, dlaczego tak bardzo się tego obawiałam. Zaaprobowała je też moja babka. Gdy przyszła z wizytą, zobaczyłam w jej oczach obawę o mój los, lecz jednocześnie zadowolenie i jakiś spokój, że w końcu osiągnęłam przyzwoity status, właściwą pozycję społeczną kobiety pakistańskiej, która jest nikim, jeśli nie ma męża. To, co przeżywałam, było jednocześnie komedią i tragedią... Pragnęłam być cały czas z Mustafą, lecz nie chciałam, żeby zaniedbywał Sherry. Czułam się nieswojo, gdy w jej obecności okazywał mi uczucia. Czasami wypychałam Mustafę w nocy ze swojego pokoju i wysyłałam do niej. Nie mogłam zapomnieć, że ona była w ciąży, co sprawiało, że czuła się jeszcze bardziej upokorzona. Na spotkania towarzyskie uczęszczaliśmy we trójkę. Mustafa z łatwością sobie z tym radził, Sherry także się nie przejmowała, natomiast ja czułam się bardzo zażenowana, gdy razem przekraczaliśmy próg jakiegoś domu. Wydawało mi się, że nasza sytuacja w tych nowoczesnych czasach jest po prostu anachroniczna. Gdy Mustafa wyjechał na polowanie, zrobiłam interesujące odkrycie: ja bez niego czułam się przygnębiona, Sherry natomiast była szczęśliwa, że go nie było. Gdy zbliżał się czas jego powrotu, ja czekałam na niego z utęsknieniem, a Sherry była wyraźnie zdenerwowana i niespokojna.




Czułyśmy się teraz wobec siebie coraz bardziej swobodnie, nie mając już zahamowań. Sherry zaczęła opowiadać mi różne zdarzenia ukazując Mustafę jako groteskowego sadystę, czerpiącego przyjemność z poniżania tych, których jak sam utrzymywał, kochał. Wysuwała teorię, że cierpiał na kompleks niższości. Gardził kobietami z naszej sfery i poniżanie ich traktował jako swoją misję. Starannie ukrywał pożerającą go ambicję, aby wznieść się wyżej po drabinie społecznej. Sherry twierdziła, że jego polityczne ideały służyły tylko do tego, by ułatwić mu dostęp do naszej klasy społecznej, i że jego zainteresowanie biednymi i upośledzonymi było blagą. Tak naprawdę szło mu o to, że chciał zniszczyć znienawidzoną elitę, ponieważ szydziła ona z jego pochodzenia i naigrawała z powodu braku ogłady i wykształcenia. Jego ofiarami były, naturalnie, kobiety. Był zdecydowany nas zniszczyć. Jakaś moja cząstka pragnęła traktować te opinie jako brednie wzgardzonej kobiety, z drugiej jednak strony drobiazgowo zapisywałam je w pamięci. Miałam coraz więcej dowodów na to, że tak było w istocie. W stosunkach z Sherry Mustafa wykazywał wyjątkowe zniecierpliwienie. Traktował ją lekceważąco i używał w stosunku do niej tak ordynarnego słownictwa, że uszy mnie paliły, gdy tego słuchałam. Któregoś przedpołudnia zapytał Sherry o swoje multiwitaminy, które specjalnie zamówił z Londynu. Gdy pokazała mu do połowy opróżnioną butelkę, Mustafa wpadł w szał.

- Gdzie jest reszta?! - krzyczał.
- Ja je wzięłam - przyznała się Sherry. - Musiałam je wziąć z powodu ciąży. 
Mustafa kopnął ją w pośladek, a potem zdjął z nogi ciężki but na gumowej podeszwie i rzucił w nią. Następnie brutalnie wypchnął ją z pokoju. Zamarłam, nie mogłam jednak znaleźć w sobie na tyle odwagi, by okazać moje wzburzenie. Po raz pierwszy stałam się obiektem gniewu Mustafy wkrótce potem, gdy udałam się na umówioną wizytę u dentysty. Miała mnie tam zaprowadzić Sherry. Wiedziałam, że Mustafa wciąż próbował utrzymać nasze małżeństwo w tajemnicy przed prasą, więc zapytałam go, jakie nazwisko mam podać.
- Begum Mustafa Khar - odrzekł. Gdy przyszłyśmy do dentysty, zdecydowałam, że nie będę poniżać Sherry i nie zarejestrowałam się jako żona Mustafy. Powiedziałam, że nazywam się po prostu Tehmina. Sherry powtórzyła Mustafie, że nie zastosowałam się do jego polecenia. Mustafa potraktował to jako zdradę i zaczął na mnie z wściekłością krzyczeć:
- Nigdy, nigdy mi się nie sprzeciwiaj! Masz zawsze robić to, co ci każę. 
Kiedy indziej byłam w sypialni, gdy Mustafa przysłał mi wiadomość, że chce się ze mną spotkać na werandzie. Właśnie się przebierałam, więc minęło kilka minut, nim zastosowałam się do jego życzenia. Gdy weszłam nie śpiesząc się na werandę, zastałam Mustafę posiniałego ze złości. Białka miał przekrwione i oczy wychodziły mu z orbit.
- Jak śmiesz kazać mi na siebie czekać! - krzyczał wściekle. - Powiedziałem, że masz przyjść natychmiast! Jeśli przesyłam ci jakąś wiadomość, musisz rzucić wszystko i mnie posłuchać!

Próbowałam się tłumaczyć, ale on nie zwracał na moje słowa uwagi. Pewnego wieczoru byliśmy z Mustafą w naszej sypialni, gdy Sherry zawiadomiła go, że przyłapała jego syna z pierwszego małżeństwa, dziewiętnastoletniego Abdura Rehmana, na paleniu papierosów w łazience. Mustafa natychmiast wezwał do siebie chłopaka oraz służbę. Zapytał go, czy palił. Chłopak skłamał, że nie. Mustafa wstał, kazał służbie siłą położyć chłopaka z rozpostartymi rękami i nogami na podłodze i trzymać go w tej pozycji. Po każdym uderzeniu kija chłopak wrzeszczał o litość. Widząc, jak pęka mu skóra i tryska z niego krew, kuliłam się ze strachu. Mustafa tak silnie bił, że złamał na plecach chłopca kij. Nie usatysfakcjonowany, zawołał, aby podano mu nowy i dalej walił nim chłopaka tak długo, aż ten kij także się złamał. Gdy wziął trzeci, nie mogłam dłużej wytrzymać. Spróbowałam się wtrącić, ale odepchnął mnie z całą siłą. Byłam wstrząśnięta, że Mustafa okazał się tak brutalny i bezwzględny wobec własnego syna. Tego wieczoru byliśmy zaproszeni do domu Taj ul-Mulka. Był on naszym starym, zaufanym przyjacielem i z jego domem wiązały się dla mnie szczególne wspomnienia: to tutaj Mustafa po raz pierwszy zaproponował mi małżeństwo. Mustafa powiedział mi, abym wzięła ze sobą pieniądze. Gdy wszyscy zdecydowali, że pójdziemy na kolację do restauracji, poprosił mnie o pieniądze. Wyjaśniłam, że nie przywykłam do noszenia torebki i zostawiłam je w domu. W obecności wszystkich warknął na mnie:
- Wsiadaj do samochodu! Jedź do domu, weź pieniądze i wracaj!
Zrobiłam, jak mi kazał, poczułam się jednak strasznie poniżona... 

Któregoś dnia Sherry spytała mnie mimochodem, czy, gdy będę wyjeżdżała, zostawię jej swoje "zagraniczne ubrania", bo w Pakistanie nie mogła takich kupić. Nie wiedziałam, o co jej chodzi, więc zapytałam, co ma na myśli, nie zamierzaliśmy wyjeżdżać z Pakistanu. Sherry zmieszała się i wyjaśniła mi, dlaczego tak stosunkowo spokojnie przyjęła moją obecność w domu. Mustafa powiedział jej mianowicie, że ożenił się ze mną jedynie po to, by uchronić mnie przed złośliwymi językami, i że pozostanę w domu tylko przez kilka miesięcy - do czasu aż to się uspokoi. Potem wyśle mnie za granicę i przeprowadzi cichy rozwód. Sherry wierzyła mu, bo chciała mu wierzyć.



 CDN.
                

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz