Łączna liczba wyświetleń

piątek, 31 marca 2017

NIEWOLNICE - Cz.XXXIV

CZYLI CZTERY HISTORIE

WSPÓŁCZESNYCH KOBIET

KTÓRE STAŁY SIĘ PRAWDZIWYMI

NIEWOLNICAMI


 HISTORIA DRUGA
TEHMINA
NIEWOLNICA Z PAKISTANU
Cz. XIII






Uzbrojona w świeże dowody jego niewinności wybrałam się do mojej matki. Zażądała ode mnie zaświadczenia, że dokonano aborcji. Mustafa go nie miał. Matka chciała wiedzieć, gdzie ta aborcja została przeprowadzona, lecz Mustafa nie chciał tego powiedzieć. Wtedy matka zdecydowała, że nie chce mieć więcej nic wspólnego ani z Mustafą, ani ze mną. Nie mogliśmy się porozumieć. Straciłam rodzinę. Opowiedziałam o swoich problemach mojej lekarce. Doktor Lucas, która jest Walijką, bardzo mi współczuła. Gdy powiedziałam jej, że Mustafa mnie bije, była ogromnie wzburzona. 
- Jest bardzo gwałtowny - wyjaśniłam jej. - Jestem z nim nieszczęśliwa.
Poprosiłam ją o środki uspokajające, a ona zapisała mi jakieś lekarstwo, które nie szkodziło dziecku. Mój ojciec opłacił koszty porodu, zanim zdążyliśmy się poróżnić z rodziną, więc gdy dwudziestego siódmego grudnia 1979 roku poczułam bóle porodowe, Mustafa zawiózł mnie do niedużej i ekskluzywnej prywatnej kliniki w Hampstead. Na twarzy miał niesmak, uważał bowiem, że do tak banalnej rzeczy jak poród nie są konieczne takie zbytki. Doktor Lucas powitała mnie serdecznie, chłodno natomiast spojrzała na Mustafę. Bardzo brakowało mi mojej rodziny, kolejny raz nie było ich wtedy, gdy ich najbardziej potrzebowałam. Niezależnie od mąk fizycznych spowodowanych bólami porodowymi, rozdzierało mnie poczucie winy. Dręczyłam się, że moje dziecko może być nienormalne, bo próbowałam popełnić samobójstwo. Cały czas modliłam się do Boga, żeby przebaczył mi mój egoizm i uchronił je przed karą za mój grzech. 

Gdy odważyłam się po raz pierwszy spojrzeć na moją nową córeczkę Nishę, serce ze strachu waliło mi jak oszalałe. Nagle jednak mój niepokój gdzieś się ulotnił i jego miejsce zajęła bezbrzeżna miłość. Zdjęłam z szyi medalik, na którym wygrawerowane było imię Allaha, i włożyłam go jej na szyję, żeby bronił jej przed złem. Dwie godziny po urodzeniu mojej córki do pokoju wszedł Mustafa i usiadł obok mojego łóżka. "Nawet jeśli moje podejrzenia dotyczące jego i Adili nie są prawdziwe - myślałam - jak mógł równie inteligentny mężczyzna jak Mustafa doprowadzić do takiego rozpadu naszego małżeństwa? Jedną z przyczyn, dla których za niego wyszłam, było zdobycie uznania w oczach mojej matki, a doznałam jedynie upokorzenia i bólu. Teraz - pomyślałam sobie - teraz nadszedł ten moment, kiedy mogłam bezpiecznie pozwolić sobie na wyładowanie wściekłości. Nie ośmieli się uderzyć mnie tutaj, w publicznym miejscu i w takim momencie". 
- Wszystko zepsułeś, Mustafa - zaczęłam. - Przez ciebie jestem tutaj w szpitalu sama. Swoimi intrygami szerzysz spustoszenie. Jesteś jak ta wiejska zła starucha, która knuje intrygi i sieje w rodzinach zamęt. 
Słuchał mojej tyrady z narastającą furią. Czułam, że był coraz bardziej wściekły, ale nie potrafiłam się opanować. 
- Pokłóciłeś mnie z moją rodziną - oskarżałam go. - Mam cztery siostry. Mam brata. Rodziców. Gdzie oni wszyscy są? Dlaczego nie ma ich tutaj ze mną? Pomyśl, kto jest za to odpowiedzialny! Pomyśl o tym! 
Mustafa wstał z krzesła i dwie godziny po tym, jak urodziłam jego dziecko, uderzył mnie w policzek. Potem metodycznymi ruchami zaczął smagać mnie raz po raz po twarzy. Następnie przeszedł do swojej ulubionej metody, którą było wykręcanie mi ręki, i robił to dotąd, aż zaczęło mi się wydawać, że przełamał mi ją na pół. Zagryzałam wargi, żeby nie wydać z siebie krzyku.

Pobitą i sponiewieraną zostawił mnie w szpitalu i pojechał odebrać z lotniska swojego trzynastoletniego syna Bilala, który przyleciał z Pakistanu, żeby z nami zamieszkać. Doktor Lucas zastała mnie w pokoju płaczącą. Spytała mnie, dlaczego w takim radosnym momencie jestem taka przygnębiona. Domyślała się prawdy, i kiedy wśród łkań opowiadałam jej szczegóły, siedziała cicho i słuchała, a po wysłuchaniu poradziła mi:
- Tehmino, nikt ci nie pomoże, jeśli nie pomożesz sobie sama. 
Wiedziałam, że ma rację. Dlaczego nie płakałam głośno, gdy mnie bił? Dlaczego nie zawołałam lekarzy i pielęgniarek, żeby zadzwonili na policję? Co doktor Lucas mogła zrobić? Co mogła zrobić policja? Mustafa dostałby upomnienie, a ja prędzej czy później znów zostałabym z nim sam na sam i znalazła się w jeszcze gorszej sytuacji niż poprzednio. Swoim milczeniem nie chroniłam Mustafy, chroniłam siebie. Mój ojciec nie przyjechał żeby zobaczyć mnie i dziecko, ale przysłał mi medalik z wyrytą na nim modlitwą. Wzruszył mnie ten gest, bo mówił mi, że był tu ze mną poprzez swoje modlitwy. A ja ich tak bardzo potrzebowałam. Doktor Lucas pomogła mi tylko w ten sposób, że znalazła uzasadnione medycznie powody, dla których mogła przetrzymać mnie o kilka dni dłużej w szpitalu. Gdy w końcu przyszedł czas opuszczenia kliniki, Mustafa zjawił się ze wspaniałym prezentem: bardzo drogim płaszczem z białego kaszmiru. Miał mi on, jak przypuszczam, zrekompensować doznane krzywdy. 

Po śmierci Bhutto część społeczności emigracyjnej skupiła się wokół jego synów i odcięła od Mustafy. Coś wisiało w powietrzu. Przyszli rewolucjoniści wyrośli ze swoich pneumatycznych pistoletów i kręcili się za prawdziwą bronią. Utworzyli oddział rewolucyjny o nazwie Al-Zulfikar, inaczej zwany Pakistańską Armią Wyzwoleńczą, i wraz ze swoimi zwolennikami sporządzili listę zabójstw. Planowali zamordowanie kluczowych postaci reżimu Zii, w wyniku czego powstałaby we władzy próżnia, którą oni mogliby zapełnić. Przenieśli się do Afganistanu i w Kabulu założyli konspiracyjny obóz szkoleniowy. Mustafa nie został wtajemniczony w ich plany, dowiedział się jednak niektórych szczegółów i przekonywał ich, że próby odsunięcia generałów od władzy siłą są daremne. Rozumiał zniecierpliwienie młodych Bhutto, lecz nie mógł zaakceptować ich planów, ponieważ uważał, że Pakistańczycy mają odrazę do aktów sabotażu i zabójstw. Mustafa wiedział też, że Al-Zulfikar przyciągnie do siebie nie tylko najbardziej zatwardziałych aktywistów opozycji, lecz także infiltratorów ze służb specjalnych całego świata i obawiał się, że da to Zii pretekst do urządzenia polowania na czarownice w celu wyeliminowania wszelkiego poparcia dla Partii Ludowej. Na terror z pewnością odpowie terrorem i niewinni ludzie będą zamykani w więzieniach, torturowani i wieszani. W sumie przekonany był, że ta wyjęta spod prawa armia splami dobre imię całej partii i opóźni tylko odbudowę demokracji. Mustafa był zwolennikiem bardziej prozaicznych metod działania. Podróżował wraz ze mną po kraju i kontynencie, przemawiając na publicznych zebraniach, podnosząc ludzi na duchu i odbudowując partię. Stał się niezmordowanym orędownikiem pokojowych rozwiązań. Wciąż przychodzili do nas jego przyjaciele i koledzy, a tematem rozmów była niezmiennie polityka. Lubiłam ich rozmowy i powoli dochodziłam do przekonania, że niezależnie jak straszne było moje życie prywatne, miałam powód, by żyć. Tym powodem była praca na rzecz wyzwolenia i polepszenia warunków życia w mojej ojczyźnie. 




Osiemnastego lutego 1980 roku, w moje dwudzieste siódme urodziny zadzwonił do mnie, wyciągając rękę do zgody, mój ojciec. Minęły trzy miesiące od tamtego incydentu. Nikt z mojej rodziny nie widział Nishy. Ojciec zapytał, co chcę dostać na urodziny, a ja odpowiedziałam mu:
- Zobaczyć się z tobą.
- Przyjdź dziś wieczorem - odparł łamiącym się głosem. 
Mustafa był uszczęśliwiony. Tego wieczoru, wchodząc po schodach do wyżej położonej części domu, spotkaliśmy schodzącą w dół Adilę. Mustafa nie mógł zrobić nic innego niż tylko zignorować ją i podążyć za mną, dla mnie był to znak, że ja jestem górą. Na początku czuliśmy się wszyscy trochę skrępowani, ale stopniowo życie rodzinne zaczęło wracać do normy. Wyglądało jednak na to, że każdy krok, który zbliżał mnie do mojej rodziny, oddalał mnie od mojego męża. Obsesja Mustafy zaczęła przybierać formy perwersyjne. Kiedy tylko zobaczył, że śmieję się lub żartuję z moimi rodzicami, chmurzył się, co oznaczało, że gdy tylko zostaniemy sami, znajdzie pretekst do awantury albo bicia. Od momentu, gdy wracaliśmy do domu, aż do rana obsypywał mnie nie kończącą się serią zarzutów. Łapał mnie za słowa i ciskał mi je z powrotem w twarz do chwili, aż straciłam wątek. Od czasu do czasu wagę poszczególnych argumentów podkreślał pięścią lub butem. Kończyło się to niezmiennie tym, że przepraszałam za moje rzekome zniewagi.
- Naprawdę jest ci przykro? - dopytywał się.
- Tak, Szczerze?
- Tak, tak.
- Ale twój ton o tym nie świadczy. Nie słychać, żeby było ci przykro. 
To było tak jak w dzieciństwie, gdy słuchałam matki, ale nie wyglądało na to, że słucham, co ona mówi. 

- Mustafa - odrzekłam - jestem zmęczona. Wierz mi, proszę cię. Jest mi przykro.
- Ale tak naprawdę nie uważasz, że zrobiłaś coś złego.
- Ależ tak, uważam. Naprawdę.
- Dwie godziny temu miałaś inne zdanie. Broniłaś się.
- Wydawało mi się.
- Wydawało ci się?! Wydawało?! Wydawało ci się, że możesz uzasadnić to, co zrobiłaś! Czy w dalszym ciągu tak myślisz?
- Nie. Udowodniłeś mi, że nie miałam racji.
Nasze wspólne życie było jedną długą awanturą. Te nocne kłótnie były prawie jedynym sposobem porozumiewania się Mustafy ze mną. Miał taki repertuar najohydniejszych obelg, że najgorsza dziwka zarumieniłaby się ze wstydu słuchając go. Za pomocą języka był w stanie zrobić ze mnie najgorszą szmatę. Cała odpowiedzialność za ukrywanie prawdy o naszym związku spoczywała na mnie. Mustafa był nadzwyczaj sprytny - ja byłam wszystkiemu winna i jeżeli nawet inni dowiedzieliby się, jak jestem poniżana, on by to tak odwrócił, że byłabym winna tym bardziej. W zdominowanym przez mężczyzn świecie Mustafy on zawsze wyszedłby z tego niewinny jak dziecko. 

Mimo niezgody, jaka między nami panowała, w dalszym ciągu przed naszymi gośćmi udawaliśmy parę wzorowych gospodarzy. Przez nasz dom stale przewijali się dziennikarze, wpływowi politycy i nasi starzy zagraniczni przyjaciele. W czasie przygotowań do kolacji Mustafa odgrywał rolę wielkiego szefa kuchni, a ja i dai Ayesha jego pomocniczek. Mustafa urzeczywistniał swoje kulinarne fantazje, dai Ayesha obierała i kroiła produkty, a ja sprzątałam cały bałagan. Jeśli zmieniłyśmy w najmniejszym szczególe jego polecenia, jeśli nie dość się śpieszyłyśmy lub jeśli nie dostarczyłam mu na czas potrzebnego produktu, Mustafa wpadał w szał. Bliskość ogromnych, ostrych jak brzytwa noży dodawała tym kuchennym seansom dreszczyku. Dai Ayesha bała się jego tak samo jak ja, bo skoro była służącą, Mustafa mógł jej spuszczać lanie bez najmniejszego powodu. Nie miała prawa popełniać błędów, przy najlżejszym wykroczeniu jego pięść lądowała na jej twarzy albo but na pośladku. Mustafa nie zwracał się do niej inaczej jak: "Ty cholerna suko!" Nie miała możliwości, żeby zmienić swój los, nie mówiła po angielsku i nie miała ani pieniędzy, ani paszportu. Gdyby ośmieliła się uciec, rodzina Mustafy zemściłaby się na jej starej matce i innych krewnych w Kot Addu. Była w niewoli. Mustafa stale mnie obserwował. Lubił patrzeć, jak się wiłam z bólu. Miałam robić wszystko, czego sobie życzył, nawet wtedy, gdy go nie było. Gdy wyjechał w jakichś podejrzanych finansowo i politycznie interesach do Ameryki, świadom różnicy czasu, dzwonił do mnie codziennie wcześnie rano. Jeśli mój głos brzmiał nie dość rześko, był zły. Moim obowiązkiem było nie spać o tej porze i czekać na jego telefon oraz oczywiście za nim tęsknić. Podczas jednej z takich podróży Mustafa pozwolił mi iść z Zarminą i Adilą na zakupy. Kupiłam kilka czasopism, lecz poprosiłam moje siostry, żeby nie mówiły o tym Mustafie, uważał, że czytanie jest stratą czasu i pieniędzy. Chichotałyśmy jak uczennice, które dzieliły "straszny" sekret. Gdy Mustafa zadzwonił do mnie następnego rana, zaczął wypytywać mnie na temat zakupów, chciał wiedzieć szczegółowo, co kupiłam. Powiedziałam mu o wszystkim poza pismami.

- Co jeszcze kupiłaś? - spytał. Jego głos brzmiał groźnie. 
- Nic - skłamałam.
- Pytałem cię, co jeszcze kupiłaś. Powiedz mi prawdę. No, co jeszcze?
- Nic.
- Wiem, że jeszcze coś kupiłaś. Wiem o tym. Zawsze się wszystkiego dowiem - ostrzegał mnie. - Nie posłuchałaś mnie. Kupiłaś czasopisma, tak? No, powiedz mi, tak? 
Załamałam się w trakcie jego pytań i przyznałam się do winy, kiedy wyzywał mnie od ostatnich, pomyślałam nagle: Adila! Mustafa gimnastykował się na dole, gdy zadzwonił telefon. Zanim go odebrał, ja podniosłam już słuchawkę. Dzwoniła Adila. Usłyszałam, jak moja siostra pyta mojego męża: 
- Kochasz mnie? Powiedz, kochasz? 
Usłyszałam też, jak mój mąż odpowiada mojej siostrze: 
- Bardziej niż to jesteś w stanie sobie wyobrazić. 
Zeszłam na dół jak sparaliżowana. Czułam się zbrukana i wykorzystana, ale tym razem nie mogłam się zdobyć na to, aby porozmawiać z Mustafą. Co miałam robić? Nie wiedziałam, jak zareagować na tę straszną wiadomość. Potem usłyszałam znów telefon i podsłuchałam, jak Mustafa obiecuje, że załatwi dla kogoś paszport. Za kilka chwil był trzeci telefon. Słuchawkę podniosła dai Ayesha i oznajmiła, że dzwoni Choudhry Hanif, jeden z "towarzyszy" Mustafy. Gdy Mustafa odebrał telefon, pomknęłam na górę. Po cichu podniosłam słuchawkę i usłyszałam, jak Mustafa mówi do Adili:
- Załatwię ci paszport, nie martw się. Zajmie mi to trochę czasu, ale ci załatwię.  
- Pośpiesz się - nalegała Adila. - Nie mogę dłużej bez ciebie żyć. Chcę stąd wyjechać, już teraz. Chcę zacząć z tobą nowe życie, tylko z tobą. 
Chciało mi się wymiotować. Nie byłam w stanie cokolwiek zrobić, ani płakać, ani im wymyślać. Nic.



        
Tego popołudnia jednak, gdy poszliśmy odwiedzić rodziców, w mojej głowie zaczął powstawać plan kontrataku. Nic nie mówiłam, ale płonęłam ze złości i bólu. Nie wydawało mi się, żeby Mustafa cokolwiek zauważył. W pewnym momencie zaciągnęłam moją matkę i Adilę do sypialni rodziców i rozpoczęłam atak.
- Mustafa powiedział mi o Adili - poskarżyłam się matce - ona za nim lata i niepokoi go. Mój mąż odrzuca jej umizgi, ma tego dość. Adila próbuje zniszczyć moje małżeństwo. To się musi skończyć. To jej wina, jest moją siostrą. Prosił cię, żebyś pilnowała swojej córki, ta dziewczyna przekroczyła wszelkie granice przyzwoitości.
Adila zaczęła krzyczeć, że blefuję.
- On nigdy by tego nie powiedział! Powiedz mu, żeby tu przyszedł i powiedział mi to w oczy! Nie powiem nic na swoją obronę, dopóki on tu nie przyjdzie. To dotyczy także jego. Pozwól mu tu przyjść.
Matka zrobiła Adili wykład na temat moralności i kazała jej skończyć z tymi głupimi zabawami. Ostrzegła ją, że jeżeli dowie się o tym nasz ojciec, to ją zabije. Ja dodałam ze swej strony:
- Mam i bez ciebie dużo problemów, Adilo. Zostaw nas w spokoju. Znajdujemy się w trudnym i niepewnym okresie naszego życia. Zostaliśmy wyrwani z naszego środowiska, żyjemy na wygnaniu. Nie daję sobie z tym wszystkim rady. Dlaczego uparłaś się, żeby zamienić nasze życie w piekło? 
- To nieprawda, ja nic nie zrobiłam! - odpowiedziała Adila. - Dlaczego nie zawołasz tu Mustafy? Dowiemy się wtedy, kto mówi prawdę! To ty kłamiesz, nie on!

Mówiła to z taką pewnością siebie, że zaczęłam się bezładnie wycofywać. Zastawiła na mnie zasadzkę, zamknęła mnie w czymś w rodzaju labiryntu, gdzie nie wiadomo było, kto oskarża, a kto jest oskarżanym, jaka jest przyczyna kłótni i czego ja chciałam dowieść. Próbując ukryć swoje upokorzenie, broniłam głównego jego sprawcy. Był po jej stronie, a ja, osamotniona, próbowałam umniejszyć jego rolę. Dlaczego to robiłam? Było mi wstyd, że on mnie nie chce? Moja miłość własna nie pozwalała mi zgodzić się na to, by Mustafa i moja siostra byli razem? Chciałam, żeby Adila myślała, że to on ją rzucił. I chciałam, żeby matka wiedziała, że człowiek, którego wybrałam, jest bez wątpienia człowiekiem honoru. Głupi uśmiech na twarzy Adili zbijał mnie jednak z tropu. Gdy wróciliśmy do domu, poczekałam, aż dai Ayesha zabierze dzieci do ich pokoju, a syn Mustafy, Bilal, uda się do swojego. Mustafa i ja zostaliśmy sami w ogromnym salonie. Nieliczne meble: sofa, fotel i telewizor poustawiane były w rogach, środek pomieszczenia był pusty. Poczułam się tam stosunkowo bezpiecznie, wydawało mi się, że mam pole manewru. Złość z zasadniczego powodu mijała, za to znaczenia nabrało to, czego dowiedziałam się w domu matki. Jak mu to powiedzieć? Serce waliło mi ze strachu, wiedziałam, że muszę starannie dobierać słowa, ażeby uwypuklić prawdę, iż próbowałam bronić przede wszystkim jego, a dopiero potem siebie. Zaczęłam od wyjaśnienia, że podsłuchałam jego rozmowę telefoniczną z Adilą. Potem powiedziałam, że spytałam w obecności mojej matki o to Adilę, obarczając jednak całą winą moją siostrę, po to aby rodzice nie stracili szacunku dla mego męża. Trybiki w głowie Mustafy kręciły się i nagle zdałam sobie sprawę, że popełniłam błąd: postawiłam Adilę w kłopotliwym położeniu. Przyciśnięta do muru mogła powiedzieć prawdę! Mustafa musiałby być w wyjątkowo beztroskim nastroju, żeby uwierzyć, że go uratowałam. Przecież ja go osaczyłam, wszystko pomieszałam. Nagle zrozumiałam, że to ja jestem winna! 

Wszystko stało się w jednej chwili. Wzrok Mustafy spoczął na jego dwururce, która stała oparta o ścianę obok telewizora. Szybko chwycił ręką broń i zamachnął się nią na mnie. Drewniana kolba trafiła mnie w bok. Upadłam. Natychmiast jednak podniosłam się i wrzasnęłam:
- Zniszczyłeś mi życie! 
Następny cios spowodował, że zamilkłam. Przywarłam do podłogi i podciągnęłam stopy pod brzuch. Bił mnie ciężką kolbą, celując w plecy i w nogi i kontrolując się, żeby nie uderzyć mnie w głowę. Jego twarz miała wyraz obojętny: miałam się go bać. Nie zadawać pytań, nie myśleć, tylko bać się i słuchać bez zastrzeżeń. Próbowałam tłumić krzyk, żeby nie słyszały dzieci ani Ayesha, ale nie mogłam. Zresztą i tak wiedziałam, że na pewno tulą się do siebie za ścianą ze strachu. Zaczęłam wołać na pomoc Bilala. Nie przyszedł. Mustafa przestał dopiero wtedy, gdy zobaczył widoczne ślady pobicia. Niektóre jego ciosy nie trafiły co prawda celu, ale na twarzy miałam krew.
- Natychmiast zadzwoń do swojej matki! - ryknął. - Powiedz jej, że zwariowałaś! Powiedz, że wszystko sobie zmyśliłaś. Bierz telefon!
- Ja... nie mogę tego zrobić - łkałam. - Nigdy więcej mi nie uwierzy. Nie mogę zmienić tego, co powiedziałam. Będzie podejrzewać... 
Jego cios mi przerwał.
- Podnieś się, ty suko! - rozkazał mi. 
Usłyszałam w jego głosie jakiś nowy, złowróżbny ton.
- Wstawaj! 
Ledwie byłam w stanie się podnieść, ale zrobiłam, co mi kazał.
- Zdejmuj ubranie! - krzyknął. - Wszystko, co do sztuki! Zdejmuj! 






 CDN.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz