TWÓRCY EUROPEJSKICH CYWILIZACJI
SŁOWIANIE I CELTOWIE
PIERWSZE EUROPEJSKIE CYWILIZACJE
SŁOWIANIE
(POD SKRZYDŁAMI ASYRII - UPADEK IZRAELA)
(ok. 738 r. p.n.e. - ok. 635 r. p.n.e.)
Cz. V
BOGINI BASTET Z BUBASTIS
FILISTEA
PONOWNIE ODRODZENIE
(738 r. p.n.e. - ok. 635 r. p.n.e.)
Cz. V
DEWARIM
(738 r p.n.e. - 586 r p.n.e.)
Cz. VII
Konflikt pomiędzy faraonem Osorkonem II a jego kuzynem z Południa - arcykapłanem Amona-Re Harsiesisem, trwał dość długo (bo całą dekadę) i przypominał stan zimnej wojny pomiędzy Dolnym i Górnym Egiptem, aczkolwiek nie przerodził się w wojnę gorącą. Ten drugi niczym udzielny władca rezydował w królewskich Tebach, ten pierwszy zaś na Północy, w Delcie, w świętym mieście kociej bogini Bastet - Bubastis. Osorkon mają takie problemy z kapłanami Amona-Re, którzy realnie uniezależnili Górny Egipt, postanowił nie dopuścić do takiego samego wzmocnienia władzy kapłańskiej w Delcie. W Memfis (drugim wielkim mieście Egiptu), odsunął od władzy lokalnych kapłanów boga Ptaha (świętym zwierzęciem tego boga, dla którego w Memfis organizowano wielkie święto, był byk Apis. Musiał to być oczywiście bardzo szczególny byk - czarno-biały oraz mieć białą trójkątną łatę na czole, łatę przypominającą lecącego sępa na grzbiecie, narośl w kształcie skarabeusza na języku oraz podwójne włosie w ogonie. Gdy tylko takiego byka znaleziono, jego i jego matkę zabierano do Memfis gdzie do końca życia żyli wygodnie, a ich nawóz i mleko wykorzystywano do celów magicznych i leczniczych) i kapłanem tego boga mianował swego syna - Szeszonka. To samo uczynił w mieście Tanis, gdzie kapłanem tamtejszego boga Amona mianował swego kilkuletniego synka Hornatcha. Hornatch jednak nie dożył dziesiątego roku życia i przy ogromnym żalu ojca, opuścił ten ziemski padół. Osorkon miał jeszcze jednego syna - Nimlota, kapłana boga Arsafesa, którego szykował na swego następcę. Poza tym Osorkon II wiele budował (m.in. rozbudował świątynię bogini Bastet w Bubastis - dodając wielką halę hypostylową, a poza tym budował świątynie w Leontopolis, Tanis i Memfis). Stan zimnej wojny pomiędzy Północą a Południem zakończył się ok. 860 r. p.n.e. wraz ze śmiercią arcykapłana Harsiesisa. Wówczas Osorkon błyskawicznie zajął Teby i nowym arcykapłanem Amona-Re mianował swego najstarszego syna - Nimlota.
W 22 roku swego panowania (ok. 852 r. p.n.e.) urządził Osorkon w nowo rozbudowanej świątyni w Bubastis wielką uroczystość religijną, będącą nawiązaniem do starej egipskiej tradycji święta sed (odnowienia władzy królewskiej, którą z reguły urządzano w 30 roku panowania władcy). Żeby skrupulatnie i zgodnie z tradycją odprawić to dawno zapomniane święto, sięgnięto do instrukcji spisanej w świątyni w Soleb za czasów Amenhotepa III (czyli jakieś 500 lat wcześniej) i trzymano się tego wzorca w najdrobniejszych szczegółach (łącznie z obowiązkiem zwolnienia wszystkich świątyń z podatków). Według informacji zawartych w portyku świątyni bogini Bastet w Bubastis, święto to zakończyło się pełnym sukcesem Osorkona, jako odnowiciela dawnych wieków Egiptu i jednocześnie ukazało go jako sprawnego mężczyznę, który był w stanie samodzielnie podnieść ciężki słup sed (oczywiście każdy faraon musiał taki słup podnieść po 30 latach swego panowania, nawet jeśli nie starczało mu na to siły. Wówczas więc z boku pomagali mu słudzy, a zadaniem władcy było utrzymanie sznura - który był przywiązany do owego słupa, na tyle długo aby można było stwierdzić publicznie że faraon w dalszym ciągu jest w formie i że łaski Amona, Ozyrysa, Horusa i Re nie opuszczają Egiptu). Podczas tej uroczystości oczywiście był również obecny Nimlot, jako arcykapłan rządca Górnego Egiptu, jednocześnie deklarując jedność pomiędzy świętymi miastami - Tebami i Tanis. Osorkon II zmarł wkrótce po tej uroczystości (ok. 850 r. p.n.e.). Przez te niecałe 25 lat rządów Osorkona nad Egiptem, panował tutaj wewnętrzny spokój (pomimo tej dekady wewnętrznego konfliktu pomiędzy Deltą i Górnym Egiptem) a gospodarka kraju po latach wewnętrznych buntów znów zaczęła się odradzać. W polityce zagranicznej Osorkon kontynuował handlowy sojusz z fenickim miastem Byblos, który przerodził się również w sojusz polityczny. W roku 853 p.n.e. gdy ambitny władca Asyrii Salmanasar III wyruszył na podbój Syrii i Lewantu, tamtejsze miasta wystąpiły przeciw niemu jednocząc się i uzyskały również wsparcie Egiptu (Byblos wysłało 500 wojowników, a Egipt 1000). Bitwa pod Karkar nad Orontesem (o której pisałem już w poprzednich częściach) zakończyła się zapewne zwycięstwem Asyryjczyków, ale było to zwycięstwo pyrrusowe, które jednocześnie uniemożliwiło im dalszy podbój miast-państw Lewantu. Od tej pory Egipt finansował miasta syryjskie (łącznie z Damaszkiem), czyniąc z nich zaporę przed nieuchronnym wkroczeniem Asyryjczyków do Delty.
Śmierć Osorkona tak naprawdę stworzyła nowe problemy, które znów pojawiły się przed państwem faraonów. Pretendentem do objęcia władzy był Nimlot (którego ojciec uczynił arcykapłanem Amona-Re w Tebach). Jego konkurentem był jego przyrodni brat, arcykapłan Ptaha w Memfis - Szeszonk. Ten jednak nie doczekał śmierci ojca i odszedł z tego świata jeszcze za życia Osorkona II. Jego miejsce zajął jednak rodzony brat Szeszonka - Takelot, który szybko w Bubastis koronował się na nowego władcę Egiptu (jako Hadżcheperre Takelot II). Konflikt pomiędzy Północą a Południem zaczynał się więc od początku. Nimlot (jako najstarszy z braci) zażądał od Takelota aby ustąpił i oddał mu władzę nad dwoma Krajami, a w zamian (jako arcykapłan Ptaha) będzie mógł wycofać się do Memfis, które zostanie oddane jemu i jego potomkom w wieczne władanie. Takelot odmówił, więc Nimlot zebrał armię i wraz z nią ruszył na Północ. Nimlot zdobył twierdzę w Herakleopolis (prawdopodobnie tamtejsza załoga poddała się), a stąd było już niedaleko do samego Memfis. Nimlot maszerował wraz ze swym kilkunastoletnim synem Ptahudżefanchefem (któremu oddał władzę nad twierdzą w Herakleopolis). Nimlot maszerował dalej pewny zwycięstwa, ale gdzieś na wysokości miasteczka Maidun, został poinformowany że Takelot zebrał znaczne siły i oczekuje go już pod Memfis, a jednocześnie proponuje pokój, aby nie przelewać bratniej krwi. I rzeczywiście do walki nie doszło, a obaj bracia spotkali się w Memfis i wzajemnie pogodzili, uznając swoją władzę, a nawet Nimlot oddał Takelotowi za żonę jedną ze swych nastoletnich córek - Karomamę Merytmut (syn zrodzony z tego związku otrzymał po dziadku imię Osorkon).
Swoją drogą spójrzcie jak to jest, starożytni faraonowie żenili się między sobą, ze swymi siostrami i córkami tak aby nie dopuścić o swego grona nikogo z zewnątrz. Potem monarchowie również żenili się pomiędzy sobą, a następnie magnaci i wielka finansjera, tworząc bardzo hermetyczne i zamknięte środowiska. Wszystko to przetrwało po dziś dzień, wystarczy bowiem przyjrzeć się jak wygląda proces demokracji w takich strukturach jak Komisja Europejska czy Parlament Europejski. Gdzie tam jest demokracja, którą wycierają sobie gęby załgani politykierzy? Kto wybiera takiego szefa Komisji Europejskiej - Parlament? Teoretycznie tak, a w praktyce z demokracją nie ma to naprawdę nic wspólnego. Ci, którzy mieli zostać wybrani, zostali wybrani, jak w demokracji socjalistycznej, gdzie również odbywały się wybory, również głosowano, z tym że władze z reguły nawoływały żeby głosować bez skreśleń, czyli na listę kandydatów już wybraną przez partię i zadaniem wyborcy było po prostu wziąć tą kartę i wrzucić ją do urny, bo partia wiedziała lepiej których synów (i córki) pragnie widzieć w swoich szeregach. Frekwencji oczywiście były niebotyczne 90 parę procent zawsze głosowało, i zawsze głosowało jakieś 80 do 90% na listę wyznaczoną przez partię. Demokracja prawda?! A w rzeczywistości działy się cuda na urną. Poza tym udzie z reguły nie głosowali, bo nie chcieli z siebie robić idiotów, ale nie zawsze było to możliwe, gdyż na przykład w zakładach pracy wymagano żeby pójść na wybory i od tego była uzależniona np. premia, albo jakieś inne suweniry. Dziś partie konserwatywne realnie wygrały wybory (np. we Francji) natomiast żadna z nich nie rządzi, dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta, gdyż został stworzony wokół nich "kordon sanitarny" innych partii establishmentu - w imię demokracji oczywiście, ale nie tej demokracji wywodzącej się jeszcze ze starożytnych Aten, tylko tej demokracji "jak my (elity) ją rozumiemy", czyli demokracji socjalistycznej, liberalnej czy jakiejkolwiek innej przymiotnikowej. Jeśli demokracja zaczyna być demokracją przymiotnikową, to przestaje być demokracją, bo nie da się budować demokracji liberalnej, socjalistycznej czy nawet szlacheckiej - bo to już nie jest żadna demokracja (a przynajmniej demokracja niepełna, co na jedno wychodzi). Dzisiejsze elity, które same się wybierają i wzajemnie wspierają, niczym się nie różnią od starożytnych faraonów którzy żenili się z własnymi siostrami i córkami aby zachować tę "najlepszą krew" w jednym rodzie, i żeby nie dopuścić do wspólnego grona nikogo z zewnątrz. Ale jak wiadomo taka praktyka powoduje już w drugim, trzecim, czwartym pokoleniu degradację genową (stąd różne przypadki deformacji psychicznych i fizycznych) jak również całkowity zastój i degenerację całej grupy. Tak więc wystąpienie pani Ewy Zajączkowskiej-Hernik - chodź nic nie zmieniło bo też i zmienić nie mogło - jest swoistym memento dla tych ludzi. Wszystkie hermetyzmy wcześniej czy później będą rozerwane i to krwawo, co też pokazuje historia. Wszelkie rewolucje były tego przyczyną, właśnie tego że grupa możnych zamykała się w swoim środowisku i starała się odciąć od ludu, uważając się za lepszych od innych. Historia non stop się powtarza, i jak to ktoś kiedyś powiedział "gdyby człowiek żył wiecznie, to umarłby z nudów".
Zawarte porozumienie przetrwało kolejną dekadę, podczas której Takelot wydawał swoje córki za mąż za tebańskich kapłanów (którym nie w smak był wzrost znaczenia tynickich kapłanów Amona z Północy i poprzez małżeństwa z córkami faraona starali się owe wpływy zneutralizować). Ok. 839 r. p.n.e. swym pałacu w Karnaku zmarł Nimlot. Teraz znów pojawił się problem następstwa, kto ma być nowym arcykapłanem Amona-Re w Tebach? Najstarszy syn Nimlota Ptahudżefanchef (sprawujący władzę wojskową nad twierdzą w Herakleopolis), czy młodszy syn Nimlota - Takelot? A może syn poprzedniego arcykapłana Harsiesisa - również imieniem Harsiesis? Faraon Takelot II wyznaczył na to stanowisko swego najstarszego syna Osorkona (młodszego zaś - Dżedptchiuefancha jeszcze wcześniej mianował drugim prorokiem Amona w Tebach). Nie spodobało się to kapłanom Amona, a dodatkowo do buntu podżegał ich Harsiesis. Książę Osorkon zaś (mianowany arcykapłanem) w twierdzy El-Hiba gromadził wojsko (ofiarowane przez ojca, w tym najbardziej elitarny Korpus Delty) z zamiarem zdobycia Teb i wyegzekwowania na buntownikach woli faraona. Ptahudżefanchef w Herakleopolis uznał władzę swego kuzyna nad Górnym Egiptem, w zamian za potwierdzenie jego kontroli nad owym miastem i twierdzą, co też Osorkon uczynił. Następnie ruszył w górę Nilu docierając do Hermopolis. Następnie wkroczył do Tebajdy, a kolejne miasta padały praktycznie bez walki, tak też się stało w samych Tebach, w których rebelianci Harsiesisa nie stanowili wielkiej siły. Bardzo szybko i bardzo łatwo udało się Osorkonowi z nimi uporać. Uwięził ich, a następnie deklarując przywrócenie spokoju w świętym mieście boga Amona-Re, skazał ich na śmierć w niezwykle okrutny sposób, każąc ich po prostu spalić (łącznie z Harsiesisem - swoim jakby nie było kuzynem). Był to okrutny wyrok nie tylko pod względem fizycznym, ale przede wszystkim religijnym, gdyż Egipcjanie wierzyli, że aby zachować duszę w zaświatach, muszą tu na ziemi również zachować ciało, i to ciało musi zostać pochowane z odpowiednimi formułkami.
Swoją drogą zastanawiam się jak bardzo łatwo ludźmi manipulować. Przecież to jest tak piramidalna bzdura, że aż czuję się fizyczny ból gdy tylko się o tym pomyśli. Ja nie wiem co trzeba mieć w głowie, żeby sądzić że ciało jest potrzebne do czegokolwiek poza tym, czego tutaj jeszcze za życia doświadczamy. Równie dobrze można by było się zapytać, czy potrzebne nam jest totalnie zniszczone auto, z którego nie da się nawet wyciągnąć żadnych części, nie mówiąc już o tym że nie można go wyremontować, gdyż już się do tego nie nadaje. I tak samo jest z naszymi ciałami, uwalniamy się z nich, a one idą do ziemi, albo do ognia - bez znaczenia co się z nimi stanie. Mogą nawet leżeć na piasku, czy gdziekolwiek indziej, dla nas to realnie już jest śmieć! A my? No cóż, szykujemy się do kolejnych narodzin, aby znów doświadczać na tym świecie pełnym łez i cierpienia 😉 Swoją drogą Ziemia wydaje mi się, jest najbardziej optymalnym miejscem do tego, żeby można tu było poznać zarówno nienawiść, niechęć, odrzucenie, ból jak również doświadczyć miłości, radości i szczęścia. Natomiast istnieją również w naszym Wszechświecie planety piekielne, gdzie życie jest baaardzo ciężkie i gdzie tej radości oraz szczęścia praktycznie nie ma. Oczywiście są i planety anielskie, gdzie praktycznie nie doświadczamy cierpienia i nienawiści - albo doświadczamy w bardzo minimalnej formie. Taką planetą np. jest rodzinny świat Jezusa Chrystusa planeta TJehooba).
Wydawało się że buntownicy zostali ukarani, a rebelia ostatecznie i nieodwołalnie stłumiona. Ale nie była to prawda, prawdziwy bunt miał dopiero wybuchnąć i tak też się stało w roku 835 p.n.e. Rewolta była nieporównywalna z niczym wcześniejszym, a sam Osorkon pisał w "Annałach" z Karnaku, że przypominała najgorsze czasy Pierwszego Okresu Przejściowego (oczywiście on tego tak nie nazywał, ale ponieważ był człowiekiem wykształconym to znał wcześniejsze dzieje Egiptu i dlatego porównywał je, z tym, co się wówczas działo). Rebelianci (głównie złożeni z najbiedniejszej ludności - szczególnie wiejskiej, ale nie tylko), niszczyli świątynie, zabijali kapłanów i w zasadzie można powiedzieć że to, co się wówczas działo, to był koniec świata dla każdego pobożnego Egipcjanina (czyli wszystko jak widać sprawdza się notorycznie, jeśli elity zaczynają zamykać się we własnym gronie, jeśli za bardzo zaczynają wierzyć w swoją niezwykłość i wyjątkowość, oraz w to, że są "wybrańcami bogów" i że rządzić będą wiecznie, jeśli ich polityka opiera się przede wszystkim na eksploatacji ludności najuboższej - lub też tej, która jest pod nimi - to należy się spodziewać że wcześniej czy później dojdzie do rozlewu krwi. I to jest tak oczywiste, jak fakt że po nocy przychodzi dzień, ale dla polityków którzy rządzą od dekad, jest to nie do zaakceptowania, gdyż w ich główkach już od dawna powstała myśl że oni są wieczni, a po nich - ewentualnie - przyjdą ich potomkowie i to się tak będzie "kręciło" do końca świata i jeden dzień dłużej. Cóż, taka już mentalność władców, bez względu na epokę historyczną. Ludzie non stop popełniają te same błędy, non stop - co jest niemożliwe, ale jak widać dla nich możliwe - wchodzą do tej samej rzeki i non stop robią to samo, co wcześniej na swą zgubę czynili inni, niczego nie ucząc się z historii, NICZEGO! - I co pan zrobisz? nic pan nie zrobisz?!).
Wojna ludowa trwała w Tebajdzie prawie dziesięć lat. Większość miast wokół Teb została zniszczona, a same Teby ledwie zdołały się obronić. Ok. 826 r. p.n.e. zawarto rozejm (który pierwotnie miał być traktatem pokojowym), gdy już wydawało się że normalność wróci do Tebajdy, a postulaty rebeliantów zostały (bo musiały zostać, gdyż wojska arcykapłana nie były w stanie ich pokonać) uznane, okazało się że pokój nie przetrwał nawet dwóch lat, a wojna wróciła ze zdwojoną siłą. Jeszcze bowiem w roku 825 p.n.e. arcykapłan Osorkon został zmuszony do ucieczki z Teb i popędził na Północ, do Tanis (notabene Takelot II przeniósł stolicę z Bubastis do Tanis w Delcie), tam jednak spotkała go kolejna niemiła niespodzianka.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz