CZYLI HISTORYCZNA REFLEKSJA JAKO MEMENTO DLA WSPÓŁCZESNOŚCI
POWSTANIE i WOJNA
Cz. II
BOHDAN JEREMI CHMIELNICKI
W sytuacji tak niebezpiecznej dla kraju, zaczęło się sejmikowanie aby wybrać posłów na Sejm konwokacyjny do Warszawy. Większości sejmików w ogóle się nie śpieszyło, wręcz byli przeciwni jakiemukolwiek przyśpieszeniu terminu wyboru króla, twierdząc że jest to celowe działanie dworu z królową Ludwiką Marią na czele, dążące do przeforsowania własnego kandydata. Jedynie województwa najbliżej położone rebelii kozackiej (lubelskie, bełskie, ruskie, wołyńskie, brzesko-litewskie i... smoleńskie - chociaż było najbardziej oddalone od toczących się walk) były zgodne, że wybór bezwzględnie należy przyśpieszyć. Szlachta województwa lubelskiego i ziemi chełmińskiej twierdziła nawet że Sejm powinien obradować znacznie bliżej niż w Warszawie. Uważano że najlepszym miejscem byłyby Gliniany pod Lwowem, a argumentowano to tym iż: "Wygodzimy w tym i ruskim obywatelom braci naszej, którzy od tych niebezpieczeństw z domów swoich oddalić się nie mogą". Ostatecznie Sejm rozpoczął obrady w Warszawie (od 16 lipca 1648 r.). Kwestia kozacka była tam jedną z trzech nad którymi radzono (dwie inne to wybór króla i sprawy różnowierców). Ostatecznie zwyciężyła stronnictwo dążące do ugody, na którego czele stał kanclerz wielki koronny - Jerzy Ossoliński i wojewoda kijowski Adam Kisiel. Czynili oni wszystko aby dowództwa nad wojskiem mającym uporać się ze zbuntowanymi Kozakami Chmielnickiego w żadnym razie nie powierzyć kniaziowi Jeremiemu Wiśniowieckiemu, dlatego też dano przywództwo trzem ludziom: Dominikowi Zasławskiemu, Mikołajowi Ostrorogowi i Aleksandrowi Koniecpolskiemu (dając im do pomocy jeszcze 32 komisarzy wojennych). Wiśniowiecki ten wybór skomentował słowami podsumowującymi ową trójkę wodzów: "pierzyna, łacina i dziecina" (Zasławski - stary sybaryta który praktycznie nie opuszczał swych dóbr na Wołyniu otaczając się tam luksusem i praktycznie nie dobywając szabli, nie miał żadnego pojęcia o wojaczce; Ostroróg był zaś dobrym mówcą sejmowym, ale nic poza to, również żadnego doświadczenia wojskowego nie miał; natomiast Koniecpolski był najmłodszy z nich wszystkich i dlatego Wiśniowiecki nazwał go "dzieciną", chodź posiadał największe spośród całej trójki doświadczenie wojskowe, to i tak było mu daleko do bojowej sławy jego ojca, hetmana wielkiego koronnego - Stanisława Koniecpolskiego).
Wiśniowiecki tak naprawdę nie miał wyjścia i musiał dążyć do ostatecznej rozprawy z "hultajstwem" i kozactwem, gdyż po pierwsze utracił cały swój wielki majątek w województwie kijowskim (na Łubnach, leżących w połowie drogi pomiędzy Kijowem a Połtawą), a po drugie był znienawidzony przez Kozaków (w filmie "Ogniem i Mieczem" jest ukazana taka scena jak Kozacy piszą list do Wiśniowieckiego i namyślają się jakich użyć zwrotów, ostatecznie pada stwierdzenie "ty psi synu Jaremo". Chmielnicki stwierdza: "Dobre, ale my napiszemy tak: "Jaśnie oświecony książę wojewodo"). Inni zaś magnaci starali się porozumieć z Chmielnickim i ocalić swoje dobra (np. Potoccy, którzy co prawda utracili swój majątek w Tulczy w województwie bracławskim, gdzie rozpanoszyło się hultajstwo, ale nadal posiadali znaczne ziemie w województwie ruskim, w Podhajcach i w Buczaczu i chcieli je chronić. To samo Radziwiłłowie w Ołyce w województwie wołyńskim, czy w Nieświeży na Nowogródczyźnie). Wiśniowiecki zrozpaczony postanowieniami Sejmu pisał do Adama Kisiela: "Jeżeli za zniesieniem wojska kwarcianego i pobraniem hetmanów do więzienia kontentacją (zaspokojeniem żądań) otrzyma Chmielnicki i przy dawnych wolnościach zostawać będzie z tym hultajstwem, ja w tej ojczyźnie wolę nie żyć; i nam lepsza rzecz umierać, aniżeliby pogaństwo i hultajstwo miało nam panować". Jego wojska atakowały mniejsze oddziały kozackie i rozbijały je (tak jak pod Niemirowem w czerwcu 1648). Buntowników, Kozaków i wszystkich którzy się do nich przyłączyli karał Wiśniowiecki okrutnie wbijaniem na pal. Nie darował również szlachcie która przyłączała się do buntowników, albo znalazła się wśród nich nie jako jeńcy. Wiśniowiecki za cel główny postawił sobie zgniecenie rebelii, ale jego bytność na Ukrainie polegała głównie na atakowaniu mniejszych oddziałów kozackich oraz ochronie szlachty, księży i Żydów przed gwałtami i zbrodniami popełnianymi przez Kozaków (Kozacy np. zabierali żydowskie dzieci, kładli je na ziemi jeden na drugim i przyjeżdżali po nich konno jak po moście - nazywali to właśnie "mostem"). 4 sierpnia Kozacy zdobyli twierdzę Bar na Podolu (założony jeszcze przez królową Bonę ponad sto lat wcześniej), mordując w twierdzy wszystkich Żydów i niemiecką załogę najemną która broniła miasta. To uświadomiło szlachcie że niebezpieczeństwo jest coraz bliżej i nie są już bezpieczni nawet ci, którzy mieszkają na Wołyniu, na Podolu czy na Rusi Czerwonej. Natomiast 34-tysięczna armia dowodzona przez trzech niedoświadczonych wodzów, była już na Wołyniu i zbliżała się do granic Podola.
Trwał dalej potworny rabunek i mordy. Wszędzie gdzie Kozacy napotkali szlachtę, księży lub Żydów - wszystkich natychmiast zabijano (wraz z żonami i dziećmi). Żydzi aby się ratować, przyjmowali wiarę chrześcijańską (ale gdy znaleźli się w bezpiecznym miejscu lub zostali przewiezieni na ziemie polskie, natychmiast wracali do starej wiary). Niektóre szlachcianki (po wymordowaniu ich mężów przez kozacką swołocz) aby same się ratować, zostawały żonami Kozaków (np. po zdobyciu Tulczyna bronionego przez księcia Janusza Czetwertyńskiego, gdy dostał się on do kozackiej niewoli, musiał najpierw patrzeć na pohańbienie swojej żony i córek, a potem zabił go jego własny parobek z młyna. Żona zaś następnie wyszła za mąż za jednego z Kozaków, a co się tyczy córek nie wiadomo jaki był ich dalszy los). Maj, czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień - każdy kolejny miesiąc potęgował tylko liczbę ofiar i zbrodni jaka zaczęła pochłaniać Ukrainę. W dniach 20-23 września doszło do bitwy pod Piławcami. Wcześniej, jeszcze w starciu pod Konstantynowem (14 września) do sił trzech dowódców dołączył Jeremi Wiśniowiecki. Tamta bitwa była jednak nierozstrzygnięta, natomiast pod Piławcami szlachta zebrała się jak na piknik. Więziono ze sobą najrozmaitsze trunki, oraz oczywiście kobiety lekkich obyczajów (tylko dla niepoznaki ubrane w męskie stroje, natomiast nocami odbywały się prawdziwe orgie). Wszyscy liczyli że łatwo pokonają Chmielnickiego. Pierwsze starcia jednak nie przyniosły rozwiązania. 21 września dowództwo przyjął Jeremi Wiśniowiecki, ale szlachta czyniła wszystko aby sabotować jego polecenia. Ostatecznie gdy 23 września gruchnęła wiadomość że zbliżają się Tatarzy, wśród szlachty wybuchła panika, kto żyw rzucił się do ucieczki. Wiśniowiecki próbował opanować panikę i skupić części oddziałów pod swoim dowództwem, ale nikt już go nie słuchał. W ręce Kozaków i Tatarów wpadł cały obóz, armaty, sztandary, srebra, wyborne trunki i wiele, wiele innych dóbr. Tak ci, którzy swe gardła za Ojczyznę mieli nadstawiać, dali przykład nieprawdopodobnego wręcz tchórzostwa.
Teraz powstanie kozackie rozlało się na Wołyń, Podole i Polesie. Wkrótce po bitwie pod Piławcami skapitulowała twierdza Kudak na Zaporożu (wzniesiona w 1635 r. z polecenia hetmana Koniecpolskiego). Pierwotnie obrońcy Kudaka spodziewali się że wkrótce nadejdzie odsiecz która im to pomoże, ale klęska pod Piławcami uświadomiła im że to nie nastąpi i nie było sensu dłużej przelewać krwi. 1 października uzgodniono że Polska załoga opuści Kudak z bronią u pasa i przy rozwiniętych sztandarach. Poza tym twierdzę upuścić mogli wszyscy którym udało się uciec z niewoli tatarskiej (do tego grona należał m.in. Stefan Czarniecki), jak również księża i Żydzi. Tak też się stało, ale w ciągu kilku kolejnych dni załoga Kudaku (która podzieliła się na trzy części) została po drodze napadnięta i albo zginęła albo dostała się do kozackiej niewoli. Teraz blady strach padł na takie twierdze jak Kamieniec Podolski czy Lwów. Miasto Lwów liczyło zaledwie 200 osobową załogę. Potem dołączyły jeszcze siły przybyłe spod Piławiec (ok. 3 250 żołnierzy). Żołnierze ci jednak nie prezentowali wysokiego morale (błąkali się po ulicach i wyrzucali swoim dowódcom ucieczkę i tchórzostwo pod Piławcami, choć sami też nie wykazali się odwagą). Lwowianie aby zmobilizować żołnierzy do walki, sami się opodatkowali, przeznaczając na żołd znaczne sumy (kościoły ofiarowywały swoje srebra, kupcy i rzemieślnicy rzucali złotówki i talary). 28 września dowódcą obrony Lwowa mianowano kniazia Jeremiego Wiśniowieckiego, ale ostatecznie okazało się że nic z tego nie wyszło. Pod wpływem plotek o liczbie zbliżających się do Lwowa Kozaków i Tatarów, dowódcy (z Wiśniowieckim na czele) 5 października opuścili Lwów wraz z wojskiem (zabierając przy tym wszystkie zebrane przez mieszkańców pieniądze), tym samym pozostawiając miasto całkowicie bezbronne, a obiecując jedynie mieszkańcom że wkrótce powrócą z odsieczą. Przerażenie ogarnęło mieszkańców. Nie było wiadomo co robić - poddać się i zdać na łaskę Chmielnickiego i Tuhaj-Beja, czy bronić się byle jak i byle czym? 6 października pod Lwów podeszły pierwsze czambuły kałgi Krym Gereja, a dwa dni później dotarły siły kozackie pod osobistym dowództwem Chmielnickiego. Łącznie siły te liczyły ok 100 000 ludzi, czyli była to ogromna armia, a po drugiej stronie stało bezbronne miasto. Obroną miasta kierował teraz Krzysztof Arciszewski (wcześniej walczył w wielu armiach, m.in. w szeregach wojska kardynała Richelieu podczas oblężenia hugenockiej twierdzy La Rochelle w 1629 r. Potem zaciągnął się na służbą holenderską i wyjechał do Brazylii, gdzie zaczął robić szybką karierę. Zasłynął tam zdobyciem dwóch twierdzy Itamarika i Arrayal podczas której został wzięty do niewoli, z tym tylko że portugalski dowódca twierdzy zapomniał odebrać mu buławę. Arciszewski ogłuszył tą buławą Portugalczyka i wrócił do swego obozu. Zaczął też reformować jazdę holenderską na wzór polski - coś na kształt husarii - na jej czele rozbił w pył oddział piechoty hiszpańskiej, uważany do tej pory za niepokonany {wydarzenie to zostało upamiętnione pomnikiem w Pernambuco}, i stał się holenderskim bohaterem, na jego cześć wybito srebrny medal i w nagrodę otrzymał złoty łańcuch. Interesował się też medycyną, w Amsterdamie wydał książkę o leczeniu podagry. W 1646 r. Arciszewski powrócił do Polski i wstąpił do armii).
KRZYSZTOF ARCISZEWSKI
Już 6 października Tatarzy przeprowadzili pierwszy szturm na miasto, zakończony porażką (w czasie walki zginął wówczas kuzyn Tuhaj-Beja). Kozacy którzy przybyli dwa dni później, nie kwapili się zbytnio do atakowania Lwowa. Główny szturm podjęto 11 października, ale dzięki nieprawdopodobnej odwadze obrońców (którzy narażając własne życie zrzucali podstawione pod mury drabiny), szturm się nie powiódł. Chmielnicki przystał więc na negocjacje. Najpierw wysłał do obrońców list napisany po rusku, w którym żądał wydania Wiśniowieckiego i innych polskich wodzów, poddania się miasta, a żeby nie narazić ludności prawosławnej na grabież i gwałty, mieli oni schronić się w cerkwiach. Lwowianie na czele z burmistrzem miasta Marcinem Groswajerem (spolonizowanym Niemcem), odpisali że wyżej wymienionych wodzów nie ma w mieście i że nie poddadzą się, gdyż pragną dochować wierności Rzeczypospolitej (w czasach II Rzeczpospolitej dewiza Lwowa wpisana w jego herb, brzmiała: "Semper fidelis" - "Zawsze wierny" Rzeczpospolitej). W drugim liście napisanym już po polsku, Chmielnicki pomstował na własne krzywdy, twierdził że wojsko zaporoskie zabezpieczało handel ze Wschodem z czego miasto żyło, oraz domagał się wydania Żydów, uznając ich za winnych wszystkich dotychczasowych nieszczęść. Mieszkańcy odmówili, twierdząc że Żydzi są takimi samymi mieszkańcami Rzeczpospolitej jak i oni, i na równi ponoszą koszty obecnej obrony miasta. W trzecim liście Chmielnicki otwarcie już domagał się od miasta okupu w wysokości 200 000 czerwonych złotych, jako podarunku dla Tatarów, grożąc że w przeciwnym razie miasto zostanie zniszczone (w tym czasie Maksym Krywonos - mianowany przez Chmielnickiego pułkownikiem wojsk zaporoskich zajął Wysoki Zamek, skąd obrońcy się wycofali). Mieszkańcy zgodzili się na negocjacje, w czasie których Kozacy przechwalali się swym zwycięstwem pod Piławcami, pokazując obrońcom zdobytą buławę księcia Zasławskiego, wysadzaną turkusami i jaspisami. Twierdzili też że jeśli zechcą, to dojdą do Wisły, pobudują tam czajki i popłyną nimi do Gdańska, żeby tam dopaść Wiśniowieckiego i utopić go w morzu. Ostatecznie mieszkańcy zgodzili się zapłacić 570 000 zł okupu (w przeliczeniu na czerwone złote, które były warte 6 zł w srebrze, wynosiło to ok. 80 115 czerwonych złotych). Było to wybitnie mało, w porównaniu z tym czego żądali Kozacy i Tatarzy na początku, ale zadowolono się tą kwotą i 24 października najpierw Tuhaj-Bej odstąpił od miasta (na jego pożegnanie Chmielnicki wystrzelił z armat skierowanych w stronę Lwowa dwadzieścia razy), a następnie odszedł sam Chmielnicki (26 października). Tym sposobem Lwów został ocalony. Tatarzy natomiast pod Kamieńcem przekroczyli granicę Rzeczypospolitej z Mołdawią i dalej przez Oczaków wrócili na Krym (jak pisał kronikarz tatarski: "Uwieńczone zwycięstwem wojska muzułmańskie, zdrowe i bogate w łupy, zadowolone i wesołe, mając w swej władzy cały kraj giaurów, jedząc i pijąc odpoczywało i maszerowało od stacji do stacji i od postoju do postoju").
CHMIELNICKI POD LWOWEM
OBRAZ JANA MATEJKI
(NA DRUGIM PLANIE W BIAŁEJ SUKMANIE - TUHAJ-BEJ)
Powodów do zadowolenia nie mieli jednak posłowie, którzy przybyli 6 października na Sejm elekcyjny do Warszawy. Wszystko bowiem się sypało - tłuszcza kozacka i chłopstwo ukraińskie nie zostało powstrzymane, gwałty i mordy popełniane na szlachcie nadal nie pomszczone (i nie ukrócone), a jeszcze trzeba było szybko wybrać nowego króla (pomimo panującej niezgody wśród stronnictw sejmowych). Było dwóch najważniejszych kandydatów do korony, obaj byli młodszymi braćmi zmarłego niedawno króla Władysława IV, czyli: królewicz Jan Kazimierz (eks-jezuita) i królewicz Karol Ferdynand (biskup wrocławski i płocki). Ale szlachta nie była już przekonana co do Wazów, chociaż istniała niepisana tradycja że należy wybierać spośród członków panującej dynastii, istniała tym razem obawa, że szlachta tego zwyczaju już nie uszanuje. Tym bardziej że pojawił się też inny kandydat do korony, książę Siedmiogrodu - Jerzy II Rakoczy (który dosłownie kilka dni po rozpoczęciu obrad Sejmu objął władzę w księstwie, po śmierci swego ojca Jerzego I Rakoczego). Tę kandydaturę zgłosił hetman polny litewski - Janusz Radziwiłł (ponieważ Rakoczy był Kalwinem - zarówno ojciec jak i syn - przeto spodziewano się poparcia innowierców, a poza tym Szwecji, Turcji, elektora pruskiego, księcia kurlandzkiego i oczywiście Chmielnickiego). Były też propozycje kandydatury cara Moskwy Aleksego I Romanowa (popierała go część szlachty litewskiej), książę Leopold Habsburg (późniejszy cesarz rzymski), oraz książę neuburski (zapomniałem jego nazwiska, ale mniejsza o niego). Jednak te trzy ostatnie kandydatury nie zostały oficjalnie zgłoszone, tak więc nie startowały w rywalizacji o koronę. Potrwającej ponad miesiąc rywalizacji, odrzuceniu ostatecznie kandydatury Rakoczego, i wycofaniu się Karola Ferdynanda (według relacji jemu współczesnych, ten biskup wrocławski był dosyć krewkim dżentelmenem. Częstokroć zdarzało mu się bowiem popadać w złość w wyniku której potrafił pobić nawet najbardziej wiernego i oddanego sługę) 14 listopada, ostatecznie 20 listopada prymas Polski - Maciej Łubieński ogłosił Jana Kazimierza nowym królem Polski i wielkim księciem Litwy, który miał od tej pory panować jako Jan II Kazimierz Waza. Tak więc Dynastia zapoczątkowana przez jego ojca - Zygmunta III Wazę w 1587 r. przetrwała (przynajmniej na razie).
Nowy król postawił sobie teraz za priorytet dwie sprawy. Po pierwsze zawarcie jak najprędzej ugody z Chmielnickim i zakończenie powstania na Ukrainie, a po drugie uzyskanie papieskiej dyspensy (do tej pory piastował bowiem stanowisko kardynała) i poślubienie wdowy po swym bracie, królowej Ludwiki Marii (z pochodzenia Francuzki). Chmielnicki natomiast zadowolony z dotychczasowego przebiegu powstania (lawirował jak tylko mógł, sam nie wiedząc z którą stronę ma podążyć. Mamił sułtana oferując mu Kamieniec Podolski w zamian za pomoc, słał listy do cara Aleksego ofiarowując mu Smoleńsk, a jednocześnie do nowego króla i do Senatu, deklarując wierność Rzeczypospolitej pod warunkiem przyznania Kozakom utraconych praw, powiększenia rejestru oraz stworzenia autonomicznego księstwa ruskiego na Ukrainie). Pod wieczór 31 grudnia 1648 r. Chmielnicki w uroczystym pochodzie wkroczył do Kijowa (witamy tam przez metropolitę kijowskiego Sylwestra Kossowa niczym Mojżesz). Zaczął też tytułować się hetmanem "Wszystkich Rusi". Wcześniej, bo w listopadzie, Chmielnicki próbował zdobyć Zamość, którego obroną dowodził kasztelan elbląski - Ludwik Weyher. Jednak ponawiane ataki nie przynosiły rezultatów, Chmielnicki słał listy grożąc i namawiając Wejhera do przejścia na jego stronę (co jak twierdził "przysłużył się Rzeczpospolitej" bo zakończy rozlew krwi). Ostatecznie miasto wykupiło się kwotą 20 000 zł (czyli znacznie taniej niż Lwów), a walki ustały po 17 dniach oblężenia 15 listopada. Tymczasem Chmielnicki będąc już w Kijowie w styczniu 1649 r. wysłał poselstwo do Moskwy, w którym starał się wybadać ewentualne wsparcie cara dla powstania, deklarując że gdyby chciał, to mógłby zająć wszystkie twierdze Rzeczpospolitej aż do Smoleńska i oddać je carowi, a nie uczynił dotąd tego tylko dlatego, że nie uzyskał na to carskiej zgody. W każdym razie rok 1648 był rokiem potwornych klęsk Rzeczpospolitej. Nowy rok budził zaś nadzieję na zmianę tego położenia i na ostateczne stłumienie powstania Chmielnickiego.
CHMIELNICKI WKRACZA DO KIJOWA
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz