Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 12 stycznia 2015

HISTORIA ŻYCIA - WSZECHŚWIATA - WSZELKIEJ CYWILIZACJI - Cz. XXII

II WIELKA KOLONIZACJA WSZECHŚWIATA

CZASY POKOJU (MIĘDZYWOJNIE)



Oto zaprezentowałem trzy główne Ludzkie rasy we Wszechświecie, które odgrywały dominującą rolę przed, a szczególnie po - wybuchu III Wielkiej Wojny Galaktycznej. Inne cywilizacje Galaktycznej Ludzkości, opiszę dopiero po zakończeniu wątku o III Wojnie. Teraz jednak  zaprezentuję cywilizację BAKARATINI, a to z tej przyczyny, iż koloniści z tamtej planety, założyli pierwszą ziemską cywilizację, zwaną - cywilizacją hyperboreańską.

ROZKWIT I ZAGŁADA CYWILIZACJI BAKARATINI



Po zakończeniu działań wojennych kończących (a raczej zawieszających) stan wojny, pomiędzy Federacją Galaktyczna, a Sojuszem Anchara, nastał "zbrojny pokój". Ten czas Federacja Galaktyczna wykorzystała na odbudowę ludzkiej kolonizacji w zniszczonych wojną galaktykach. 


Jedną z takich galaktyk był system gwiezdny Alfa Centauri a szczególnie główna planeta tego systemu - Bakaratini (stało się to dopiero ok 8 milionów lat temu). Zasiedlili ją koloniści z wielu różnych światów Federacji Galaktycznej. Lecz specyficzny klimat planety, spowodował wytworzenie się wśród przybyszów po kilkudziesięciu pokoleniach nowych cech fizycznych. Przede wszystkim zmienił się kolor ich skóry - na bardziej żółtawy, zbliżony do ziemskich cech mongoloidalnych. 400 lat później, na planetę przybyła druga grupa osiedleńców, której barwa skóry była koloru ciemniejszego, podobnego do koloru skóry ziemskich mulatów. Wpływ planety w przypadku tej drugiej ludzkiej grupy był mniejszy, ale i on spowodował pewne zmiany. Kolor ich stał się bardziej ciemny, wręcz czarny. Nowi osiedleńcy zostali powitani pokojowo przez "żółtych ludzi" i pozwolono im nie tylko się osiedlić na planecie, lecz także współtworzyć wspólną cywilizację Bakaratini. Pracowali razem osiągając ogromny dobrobyt i cieszyli się długim okresem pokojowej egzystencji. Z czasem jednak, po wielu milionach lat wspólnej bytności, rasy te się od siebie oddaliły. Ok. 1 500 200 lat temu, wybuchła na planecie niszczycielska wojna atomowa, która zmiotła większość żyjących na niej istot. Żądni władzy przywódcy dwóch ras na planecie, podburzali przeciw sobie społeczeństwa, które coraz bardziej opowiadały się za "szybką eksterminacją" tych drugich.

Nienawiść wśród obu tych ras tak urosła, że stała się wprost nie do opanowania i wystarczyła zaledwie iskra, by podpalić lont i całą planetę wysadzić w powietrze. Mieszkańcy Bakaratini pobudowali wielkie miasta, stworzyli ogromną cywilizację i kulturę, z której całkowicie wypchnięto element duchowy, skupiając się jedynie na materialnej egzystencji, służącej jedynie zaspokajaniu doraźnych przyjemności. Pieniądze i władza były tymi, których mieszkańcy planety pożądali najbardziej. Stworzyli ogromne arsenały broni atomowej, służące początkowo do obrony jako "straszaki" dla drugich. Z czasem jednak postanowiono za ich pomocą zniszczyć owych "drugich" wyprzedzającym atakiem, na który tamci nie potrafiliby odpowiedzieć. I doszło do takiego konfliktu, który okazał się prawdziwą apokalipsą. Jedna i druga rasa wysłały przeciw swoim miastom i skupiskom ludności niezliczone ilości rakiet z głowicami atomowymi - to była całkowita zagłada planety. Nie było zwycięzców  - przegrali wszyscy. Miasta leżały w totalnych gruzach, wszelka roślinność została zniszczona, pozostały tylko wyschnięte kikuty dawnych drzew, wystające z piaszczystej lub kamienistej pustyni. Niebo pokryło się chmurami tak gęstymi, że nie przepuszczały na planetę żadnych promieni słonecznych, co w konsekwencji spowodowało powstanie wiecznych ciemności. Temperatura spadła do minus 40 stopni Celsjusza, co dopełniło tragedii mieszkańców tamtego świata.

Przed wojną atomową, na planecie żyło 7 miliardów Czarnych i 4 miliardy Żółtych mieszkańców. Po katastrofie przeżyło zaledwie 800 tys. jednych i drugich. Ci ludzie przeżyli tylko dlatego, że udało im się wcześniej schronić w najgłębszych schronach, w podziemiach planety. Gdy walki ustały, obie grupy postanowiły wyjść na powierzchnię, by szukać pożywienia i wody dla reszty ocalałych. Pisząc "obie grupy" dokonuję tutaj dużego uproszczenia, gdyż nie były to dwie grupy ludności a kilkaset maleńkich grupek, chroniących się zarówno w prywatnych jak i w dużych publicznych schronach przeciwatomowych. Zapasy żywności i wody szybko się wyczerpały i po kilku miesiącach przebywania pod ziemią, należało wreszcie poszukać czegoś, co będzie można zjeść, oraz źródeł czystej jeszcze wody pitnej. Ci którzy znaleźliby wodę zdatną do picia - mogli przetrwać, ci którym się to nie udało - zdani byli na powolną śmierć z pragnienia. Pierwsi swoje siedziby opuścili Czarni. Pożegnali się z bliskimi i wyruszyli przed siebie, przez ciemne, zimne pustkowie. Po tygodniach podróży, nie napotkali żadnych drzew, żadnej roślinności, ani...żadnych zwierząt które można by upolować. Wszystkie zapasy, jakie zabrali ze sobą na drogę - zużyli. Byli głodni, spragnieni, zagubieni i stracili nadzieję na przeżycie. Wielu też nie wytrzymywało trudów podróży, pragnienia i głodu i zaczęli umierać. Najpierw najsłabsi i najstarsi. Ci, którzy jeszcze nie pomarli, nie mieli wyjścia - aby przeżyć musieli jeść ciała swych zmarłych towarzyszy i pić ich krew. Tak czyniąc, udało im się powrócić do swoich bliskich zamkniętych w schronach.

Ale tam, ich powrót i opowieści o całkowitej zagładzie znanego im świata, spowodował wybuch paniki, z trudem uśmierzonej przez przywódców (jakich wybrali sobie tamtejsi ludzie w schronach przeciwatomowych). Nie na długo jednak - teraz aby przeżyć, ci którzy umierali, byli zjadani przez tych, którzy jeszcze żyli. Kanibalizm stał się podstawą pożywienia dawnych Bakaratinian. Niektórym jednak zaczęło przeszkadzać to, że nie wszystkim starszym, słabszym lub kobietom - spieszyło się umierać. Mordowano się więc nawzajem z głodu. Jedni zjadali drugich, rodzice dzieci, przyjaciele przyjaciół - nikt nie był bezpieczny w owych schronach, a na powierzchni też czekała ich śmierć. O wiele więcej szczęścia mieli Żółci. Ich skupiska były rozłożone bliżej oceanu, a nie gór tak jak Czarnych. Dzięki temu udało im się znaleźć to, co woda wyrzuciła na brzeg (ryby, kraby, mięczaki), dzięki temu nie doświadczyli kanibalizmu - gorzej było z wodą pitną. Ale i z tym sobie poradzili. Potrafili bowiem przefiltrowywać wodę oceaniczną, poprzez specjalne urządzenia i odsalać ją, czyniąc zdolną do picia. Czarni, których schrony były ulokowane bliżej schronów Żółtych i bliżej oceanu, zaczęli brać z nich przykład i także pobudowali u siebie urządzenia zdolne przefiltrowywać wodę, oraz czerpali pożywienie z tego co "dał" ocean. Mimo to populacja ludzkości na planecie znacznie się zmniejszyła już po katastrofie nuklearnej. Z ocalałych po wojnie atomowej 800 tys. przetrwało zaledwie...235 (150 Czarnych i 85 Żółtych), reszta wzajemnie się pozabijała lub poumierała na skutek spożywania produktów popromiennych.

Poza tym, pierwsze płody, jakie rodziły się po zakończeniu konfliktu atomowego - były straszliwie zdeformowane i umierały w wyniki okropnych ran (z którymi się rodziły), lub upływu krwi. W każdym razie populacja Bakaratinian spadła do 235 osób, lecz potem powoli zaczęła się odbudowywać. Ok. 1 500 000 lat temu ich liczebność wzrosła do prawie 190 tys. Czarnych i 85 tys, Żółtych. Mimo to nadal brakowało na planecie źródeł mięsa, potrzebnego do zaspokojenia diety. Bakaratinianie co prawda zaprzestali kanibalizmu, choć jeszcze od czasu do czasu zdarzało im się w ten sposób uzupełniać niedobór mięsa w organizmie (ciągłe spożywanie ryb i produktów z morza, było dosyć męczące). W okresie tych 150 -200 lat od zagłady nuklearnej, planeta nadal przypominała zimną, śnieżną półkulę i nadal chmury zakrywały dostęp do promieni słonecznych. Innymi słowy ci ludzie przywykli już do życia w ciemnościach i zimnie. Wojna atomowa spowodowała jednak, że niektóre owady na planecie - zmieniły swoje proporcje i...stały się śmiertelnym zagrożeniem dla ludzi. Tak jak ośmiometrowa modliszka, której populacja, z braku naturalnych wrogów szybko zdominowała powierzchnię planety. Teraz wyjście nad sam brzeg morza, stawało się śmiałym wyzwaniem, gdyż modliszki te działały w kilku grupach, atakując i wprost rozrywając swoje ofiary na strzępy. Walka z nimi była z góry przegrana i sprowadzała się do szybkiej ucieczki do schronu, gdzie te nie potrafiły wejść ze względu na swe rozmiary. Walka Bakaratinian z tymi gigantycznymi owadami, także doprowadziła do zmniejszenia się ludzkiej liczebności na planecie.

Federacja Galaktyczna obserwowała to co się dzieje na Bakaratini. Nie interweniowali, gdyż uznali że mieszkańcy planety, którzy wykazali się taką nieodpowiedzialnością i doprowadzili swój świat do zagłady - powinni teraz sami spróbować go odbudować - innymi słowy: za każdy błąd należy zapłacić. Szybko jednak zmienili zdanie, widząc że ludziom na planecie nie uda się ta sztuka. Postanowiono więc wykorzystać TJehooba, których wysłano jako przedstawicieli Federacji z misją udzielenia Bakaratinianom pomocy. Pierwszą rzeczą, jaką uczynili TJehooba, była likwidacja dużych skupisk najniebezpieczniejszych owadów - w tym oczywiście modliszek. Dokonano tego dość szybko (w przeciągu kilku dni), zmniejszając ich populację o ok. 99 %. Tak więc, w ciągu kilku dni, gdy Bakaratinianie ponownie wyszli ze swych schronów, zauważyli że modliszki zniknęły, a te którym udało się przeżyć - były już łatwiejszym celem, niż wcześniej, jako że były osamotnione. Bardzo szybko Bakaratinianie wytrzebili pozostały 1 % populacji modliszek i innych ogromnych owadów na planecie i znów stali się panami powierzchni swego świata. Ale "zniknięcie" owadów na planecie nie było najważniejszym powodem zdziwienia Bakaratinian. Innym o wiele poważniejszym, było...rozstąpienie się chmur i dotarcie na ziemię pierwszych promieni słońca. Mieszkańcy planety nigdy nie widzieli słońca ani dnia, słyszeli jedynie o tym od swych przodków, w formie legend przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Teraz ich oczom ukazał się wspaniały widok, rozświetlony przez słoneczny blask. Temperatura też natychmiast znacznie wzrosła.


TJEHOOBA i likwidacja gigantycznych modliszek na BAKARATINI



Ale blask słońca ukazał coś jeszcze. Cała planeta została zasiedlona najróżniejszymi gatunkami zwierząt, oraz ponownie...zalesiona. Stało się to w przeciągu kilku dni. TJehooba starali się by ów przekaz "uwiarygodnić" wśród mieszkańców. Dlatego niektórym z nich podczas snu poprzez przekaz telepatyczny - wmówiono że uratowali ich potężni bogowie z nieba i teraz oddają im tę ziemię by się na niej rozmnażali i brali ją sobie w posiadanie. Natychmiast powstały oficjalne kulty, pojawili się prorocy, którzy "słyszeli głos Boga", podpowiadający co należy uczynić. Szybko utworzyła się silna kasta kapłańska, wykonująca "wolę Bogów". A tymczasem świat Bakaratinian wrócił do dawnej świetności. Praktycznie wyglądał tak samo jak przed zagładą, z wyjątkiem występowania na planecie dużych kraterów poatomowych, teraz zalesionych lub zamienionych w jeziora, oraz powolnego odbudowywania cywilizacji - początkowo nie było dużych, nowoczesnych, wygodnych i praktycznie samowystarczalnych metropolii - jak przed zagładą, nie było pieniędzy - ludzie tworzyli pierwotne związki takie jak wodzostwa, potem księstwa, które zmieniły się w królestwa. Prorocy i kapłani mieli na te społeczeństwa duży wpływ, a dyktowany on był "wolą Bogów". A wola bogów zabraniała dwóm rasom wzajemnie się nienawidzić - "Bogowie pragną byśmy wzajemnie sobie pomagali" - głosili kapłani. Tak też się stało, dawna nienawiść ustąpiła miejsca "woli Bogów" i podziwowi oraz strachowi przed ich potęgą i możliwościami.

 
  CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz