Łączna liczba wyświetleń

środa, 14 stycznia 2015

HISTORIA ŻYCIA - WSZECHŚWIATA - WSZELKIEJ CYWILIZACJI - Cz. XXVI

WYDARZENIA POPRZEDZAJĄCE WYBUCH III WOJNY GALAKTYCZNEJ

 

HYPERBOREA

PIERWSZA ZIEMSKA CYWILIZACJA


MAPA ZIEMSKIEGO KONTYNENTU HYPERBOREI I PAŃSTW ZAŁOŻONYCH PRZEZ PRZYBYSZÓW Z PLANETY BAKARATINI

(Dowolna wizja artysty - nie mają one odzwierciedlenia w channelingach)


Czas mijał, leciały kolejne lata, dziesięciolecia, stulecia - mieszkańcy planety Bakaratini, pomni "woli Bogów", ogłaszanej im przez kapłanów - żyli ze sobą w zgodzie i przyjaźni. Budowano wspólne (a nie oddzielne jak dawniej), miasta i państwa, a nawet tworzono wspólne rodziny. Ponownie zasiedlano planetę, która po upływie kilkuset lat wyglądała już prawie tak samo jak przed zagładą nuklearną. Wszystko wyglądało podobnie, z wyjątkiem miejsc gdzie powstały pustynie. Fauna i Flora rozwijały się i znów bujnie zasiedlały planetę. Bakaratini ponownie rozkwitała. Ten niezmącony niczym okres rozwoju planety (również cywilizacyjnego, gdyż z biegiem stuleci zaczęto sobie uzmysławiać że legendy o "Bogach z Nieba", którzy mieli ocalić ludziom życie na planecie i z których potem ukształtowały się religie - są po prostu prawdziwymi wydarzeniami, mówiącymi o pomocy mieszkańcom przez jakąś obcą, potężną, poza-planetarną cywilizację - która doprowadziła do zaprowadzenia wśród dwóch ras zasiedlających planetę - powszechnej zgody i położyła grunt pod rozwój wspólnej, bakaratińskiej cywilizacji), trwał aż 150 tys. lat. Dawna religia powszechnej zgody, obecnie stawała się filozofią życia dla mieszkańców planety (jednak religia nie zniknęła - religią Bakaratinian był Tackionizm, który opierał się właśnie na przykazaniach dawnych "Bogów" oraz wiarę w inkarnacje duszy). Wraz z rozwojem intelektualnym i moralnym, rozwijała się również nauka i technologia. Znów pobudowano olbrzymie megamiasta oraz stworzono sieci komunikacyjne oplatające planetę wszerz i wzdłuż. A także rozpoczęto pierwsze loty międzyplanetarne.

Nadal jednak Bakaratinianie nie potrafili odpowiedzieć na fundamentalne pytania, dotyczące ich pochodzenia, oraz celu ich istnienia (nie pamiętano, że przed prawie 8 milionami lat - Federacja Galaktyczna wysłała swych kolonistów do zasiedlenia ich planety - i że tymi kolonistami byli ich przodkowie). Nic nie wiedziano o Federacji ani o konflikcie Galaktycznej Ludzkości z Gadami we Wszechświecie. Wszystko odkrywano na nowo. Bakaratinianie, którzy rozpoczęli pierwsze loty poza-planetarne - byli niczym dzieci, fascynując się wszelkimi kosmicznymi zjawiskami, których nigdy wcześniej nie widzieli na oczy. Ponownie (choć powoli) - odkrywano otaczający ich Wszechświat. 1 350 000 lat temu - czyli 150 tys. lat po odbudowaniu cywilizacji na Bakaratini, naukowcy badający podłoże geologiczne i morfogenetyczne planety - doszli do wniosku że jądro planety (tzw.: wewnętrzne słońce każdej planety - działające niczym reaktor termojądrowy), powoli, lecz systematycznie stygnie. Oznacza to że planeta powoli umiera. Stwierdzono że definitywne wygaszenie jądra planety, nastąpi najpóźniej za jakieś...500 lat. Przywódcy planety początkowo postanowili trzymać te informacje w tajemnicy i powoli przygotowywać mieszkańców do...wielkiej ewakuacji. Wcześniejsze badania Kosmosu, przyniosły wiele ciekawych spostrzeżeń, na temat okolicznych planet z najbliższych galaktyk. Aby się dobrze przygotować do drogi, najpierw wysłano misję zwiadowczą, która miała "przetrzeć szlak" i wybrać planetę zdatną pod przesiedlenie i kolonizację kilku milionów mieszkańców Bakaratini.

Grupa ta, dotarła do naszego Układu Słonecznego, obierając sobie początkowo za cel planetę Mars. Szybko odkryto jednak że Mars jest zasiedlony przez potężną cywilizację - postanowiono więc szukać dalej. Kolejną planetą którą odwiedzili był...Maldek. O mało nie przypłacili tej wizyty życiem, gdy odkryto że planeta ta, jest tak naprawdę zbrojną placówką Gadów. Udało im się wymknąć z Maldeka, lecz konwój został rozproszony, przez ścigające ich reptiliańskie gwiazdoloty. Dwa statki z owego konwoju, aby się ukryć przed napastnikami - schroniły się na...Ziemi (co się stało z resztą konwoju? Tego nie wiadomo - channelingi milczą na ten temat - najprawdopodobniej tamci zginęli gdy dopadły ich Gady). Planeta w tym czasie zmieniła się już znacznie. Przede wszystkim nie było na niej już...dinozaurów. A jak doszło do zagłady dinozaurów i tzw.: "kredowego wymierania" tych gadów? Trudno to dziś powiedzieć z całą pewnością, gdyż przekazy channelingowe, dotyczące tego wydarzenia są dość powściągliwe. W każdym razie pisałem już że Lirianie (przybyli setki milionów lat temu na Ziemię), dążyli do ograniczenia populacji dinozaurów, po to by umożliwić rozprzestrzenianie się populacji ssaków. Napotkali jednak na opór Gadów z systemu gwiezdnego Alpha Draconis, którzy opiekowali się swymi pobratymcami na Ziemi. Jednak ok. 66 milionów lat temu...wydarzyła się przedziwna sytuacja, o której channelingi wspominają jedynie zdawkowo, a która przecież doprowadziła do eksterminacji wszystkich dinozaurów na naszej planecie.

Ta sytuacja, to ściągnięcie na Ziemię dwóch księżyców (kto ściągnął nie wiadomo?), które będąc już na orbicie Ziemi - zostały nakierowane na siebie, powodując ich rozerwanie na drobne kawałki - które...pospadały na Ziemię, doprowadzając do ogólnej katastrofy. Spadające kawałki tamtych dwóch satelitów - doprowadziły do wybuchów wulkanów, trzęsień ziemi, potoków lawy i ognia, pożarów, powodzi itd. (a co za tym idzie...ponownym ubytku pokładów tlenu na naszej planecie). To spowodowało wymarcie nie tylko dinozaurów lecz także pierwszych ras hominidów, stworzonych przez Felinian, Lirian i Syrian na Ziemi. Milczenie w tej kwestii channelingów, jak również zagłada innych niż gadzie form życia - miały odeprzeć zarzut umyślnej (i sterowanej przez Galaktyczną Ludzkość - a głównie Lirian), zagłady życia na naszej planecie. Gady z Alpha Draconis nie mogły powiedzieć - "To wasza wina" - nie było na to dowodów. Mimo to, gdy zabrakło ich pobratymców - Reptilianie natychmiast opuścili Ziemię i odeszli do swego świata (odeszli na jakiś czas - powrócą ponownie za kilkadziesiąt milionów lat, udzielając ogromnego wsparcia militarnego gadziej placówce na Maldeku w wyparciu Federacji z całego Układu Słonecznego).






PRZESIEDLENIE

Bakaratinianie, którym udało się schronić na Ziemi przed pościgiem Gadów z Maldeka, wylądowali na krańcu wielkiego kontynentu, który wówczas dominował na Ziemi, a który potem otrzyma nazwę - Hyperborea. 1 350 000 lat temu, w skład kontynentu hyperboreańskiego wchodziły (m.in.:) dzisiejsza Antarktyda, Grenlandia, Szwecja, Norwegia, Islandia, oraz Australia, Nowa Gwinea, Birma, Indonezja i Malezja. Tam zaś, gdzie obecnie znajduje się Tajlandia, była cieśnina o szerokości ok. 300 metrów. Wewnątrz Australii było wówczas morze, do którego dopływało kilka rzek. Znajdowała się tam również bardzo bogata i różnorodna fauna i flora. Tak się złożyło, że dwa okręty, którym udało się przetrwać i schronić na Ziemi - to były statki złożone: jeden z mieszkańców czarnej, a drugi z mieszkańców żółtej rasy Bakaratinian. Czarni wylądowali właśnie na terenie cieśniny, tam gdzie potem powstanie Australia. Zaraz też założono pierwszą bazę (która potem, po przewiezieniu kolonistów z Bakaratini - rozrośnie się w wielkie miasto i otrzyma nazwę - Ikirito). Żółci zaś wylądowali na terenach obecnej Birmy. Założyli swą bazę na wybrzeżu przy dzisiejszej Zatoce Bengalskiej. Po pierwszych badaniach podłoża geologicznego planety, uznano że nadaje się ona wyśmienicie pod przyszłą kolonizację ich rodaków z Bakaratini - natychmiast postanowiono wracać by przekazać przywódcom planety - dobrą nowinę.

Na planecie (po przybyciu zwiadowców), rozpoczęto, zakrojoną na wielką skalę ewakuację całej Bakaratini - trwała ona zaledwie 50 lat (jest to łączny czas zarówno samej ewakuacji planety, jak i dotarcia kolonistów do Ziemi). Łącznie ewakuowano 7 200 000 mieszkańców (po ok. 3 600 000 Czarnych i Żółtych). Nie wszyscy jednak zgodzili się opuścić swój rodzinny świat. Na Bakaratini pozostali starcy, którzy przywykli do swego świata i nie chcieli słyszeć o żadnym ocaleniu - chcieli umrzeć wraz ze swoją planetą. Gdy koloniści dotarli już na Ziemię i osiedlono ich we wcześniej założonych dwóch bazach - rozpoczęto też (zakrojone na wielką skalę), odkrywanie innych części planety. Częściowo po to, by wybrać kolejne dogodne miejsca do osiedlenia a częściowo....z rozwagi. Obawiano się że planeta może już być zasiedlona (tak jak na przykład Maldek) i że jej dotychczasowi mieszkańcy mogą nie życzyć sobie u siebie "nieproszonych gości". Jednak nie stwierdzono istnienia żadnej innej cywilizacji (za to odkryto grupy poszczególnych ras na wpółzwierzęcych hominidów, zamieszkujących niektóre tereny kontynentu, którzy jednak uciekali na ich widok). Zdarzało się również że spotykali pojedynczych...Lirian lub Felinian (ale tylko wówczas, gdy tamci tego pragnęli i tylko po to by przekazać im pewne informacje na temat planety, oraz przestrzec przed próbami zniszczenia lub zniewolenia napotykanych ras hominidów).

Ziemia wówczas obracała się wokół innej niż dzisiaj osi. Dzień trwał 30 godzin i 12 minut, a rok 280 dni. Klimat (szczególnie na równiku, gdzie wylądowali Czarni), był bardzo gorący, lecz jednocześnie dość wilgotny i orzeźwiający (upały nie były tak ciężkie dla ludzkiego zdrowia i życia - jak dzisiaj). Planeta zasiedlona była przez bardzo różnorodne gatunki zwierząt, które koloniści z Bakaratini jeszcze wzbogacili, przywożąc ze swojej planety takie gatunki jak: kozy czy kangury (których mięso było ulubionym pokarmem Bakaratinian). Jednak szybko okazało się, że utrzymanie kangurów w ziemskich warunkach, może być niezwykle trudne, gdyż zabrakło podstawowego składnika ich diety, którym była na Bakaratini roślina o nazwie - Arilu. Pąki owej rośliny (które przywieziono z dawnej planety) - po pierwszych próbach zaaklimatyzowania jej na Ziemi - natychmiast ginęły, atakowane przez mikroskopijne grzybki. Nie było innej rady, należało przyzwyczaić zwierzęta z Bakaratini do ziemskiej trawy. Ale nie było to wcale proste, a szczególnie odporne na te próby stały się właśnie kangury, które musiano przez bardzo długi czas (kilka pokoleń kolonistów), karmić sztucznie wytworzonymi produktami. W końcu jednak udało się Czarnym wyhodować trawę, która zarówno z wyglądu jak i smaku przypominała Arilu. Nowa roślina była już odporna na ziemskie warunki atmosferyczne i inne (w tym organiczne), przeszkody utrudniające jej rozwój. Wkrótce tak się rozrosła, że zdominowała cały teren kolonii Czarnych (dzisiejsza Australia), a do naszych czasów przetrwała pod nazwą - Xanthorrhoea.



AUSTRALIJSKA  XANTHORRHOEA



EPIDEMIA

Zarówno Czarni jak i Żółci zaczęli zakładać na zajmowanym przez siebie terytorium, liczne eksperymentalne farmy, w których hodowano i ulepszano - słoneczniki, kukurydzę, pszenicę, proso i inne rośliny. Hodowano także warzywa, jak sprowadzone z Bakaratini i zaaklimatyzowane na Ziemi - kapusta, sałata, pietruszka, pasternak i kolender, oraz wiśnię, banany i pomarańcze. Obie rasy różnie radziły sobie z aklimatyzacją owych warzyw, roślin i drzew owocowych. Żółci na przykład, doskonale radzili sobie w uprawie warzyw i owoców, Czarni "wyprodukowali" nową odmianę trawy Arilu, oraz zmodyfikowali pomarańcze, tak by przyjęły się one do ziemskiego klimatu (Żółtym to się nie udało). Żółci za to byli lepsi w uprawie pszenicy (we wszystkich czterech jej odmianach). Ulepszyli również ryż (który jest tradycyjną rośliną ziemską, nie sprowadzoną z Bakaratini). W swych nowo utworzonych ziemskich koloniach pobudowano również świątynie tackionistyczne (religia Bakaratinian). Pionierami w tym dziele byli Żółci, których miasta zakładane w rejonie dzisiejszej Zatoki Bengalskiej, bardzo szybko przewyższyły miasta założone przez Czarnych. Obie grupy jednak nie rywalizowały ze sobą a wzajemnie sobie pomagały, pomni nakazów tackoistycznych przykazań religijnych (być może podobnych do naszych 10 Przykazań, które otrzymał Mojżesz od "Boga"?).

Bakaratinianie na Hyperborei stworzyli cywilizację, której obie rasy wzajemnie ze sobą współdziałały i współpracowały. Wciąż odkrywano nowe tereny zdatne do kolonizacji. Po 300 latach, od przybycia na Ziemię, wspólna ekspedycja Czarnych i Żółtych dotarła do terenów dzisiejszej Afryki. Odkryli tam nowe gatunki zwierząt, takie jak - słonie, żyrafy, lwy, bawoły i gęsi. Oraz nowe rodzaje warzyw i owoców - a wśród nich...pomidory, które jednak nie przypominały tych znanych nam dziś warzyw. Tamte był wielkości porzeczki, a w smaku bardzo kwaśne. Żółci podjęli się genetycznego ulepszenia tego owocu (które jest także warzywem), doprowadzając go do dzisiejszego kształtu i smaku. Grupa badawcza, pobrała więc próbki do analizy i genetycznego ulepszenia, oraz wiele sztuk poszczególnych rodzajów zwierzęcych gatunków, a następnie odlecieli do swych miast. Wszystko się dobrze układało, do czasu gdy nie zauważono iż zabrane na pokład gęsi są chore - zbagatelizowano problem, spodziewając się że na miejscu uda się je wyleczyć. Gdy jednak dotarli na miejsce, w bardzo krótkim czasie zaraza, która wyszła od gęsi, rozlała się po koloniach dawnych Bakaratinian. Miliony ludzi poumierały w bardzo krótkim czasie i w wielkich męczarniach. Dopiero potem odkryto co było powodem rozprzestrzeniania się tego wirusa. Były nim owady (komary i muchy), które w krótkim czasie rozniosły zarazki wirusa między poszczególnymi koloniami.

Najbardziej ucierpieli Czarni, których siedziby były w rejonach wyjątkowo gorących, a jednocześnie wilgotnych (najlepszych do rozwoju takich owadów jak komary), gdzie nie było w ogóle zimy (mogącej zdziesiątkować śmiercionośne owady). Żółtych jednak też nie ominęła choroba, lecz to właśnie ich lekarze (po wielu latach prac nad wytworzeniem szczepionki), wynaleźli przeciwciała, które wszczepione do organizmu człowieka już zarażonego - powodowały szybkie unicestwienie zalążków wirusa, a człowieka zdrowego całkowicie uodparniały na tę chorobę. Żółci w ramach przyjaźni, ofiarowali Czarnym wynalezioną przez siebie szczepionkę, bez żadnych świadczeń czy opłat z ich strony. Taki gest jeszcze bardziej zbliżył do siebie obie rasy. Po kilku latach nie było już śladu po niedawnej chorobie, a rasy Czarnych i Żółtych ponownie rozprzestrzeniły się na całym kontynencie, zakładając nowe miasta i badając nowe rejony Ziemi.


RZĄD i USTRÓJ

 Ustrojem politycznym, jaki zapanował na Bakaratini po odbudowie planety z katastrofy nuklearnej, była swego rodzaju demokracja (piszę - "swego rodzaju" - gdyż z naszą demokracją nie miała ona wiele wspólnego). Wybory do władz dzielnicowych czy wiejskich - odbywały się przez podniesienie ręki wszystkich mieszkańców zebranych na swego rodzaju "wiecu wyborczym" (ale bez agitacji przedwyborczej). Mieszkańcy decydowali który z kandydatów zasłużył na pełnienie funkcji lidera ich okręgu (dzielnicy w mieście lub na wsi). Wybrani w ten sposób przywódcy poszczególnych dzielnic miejskich, głosowali (identycznie), na lidera, który miałby kierować całym miastem. Wybierano go spośród ośmiu przedstawicieli starszyzny, szanowanych powszechnie za mądrość, uczciwość i inteligencję. Nie miały znaczenia ani majętności wybieranych, ani też koligacje rodzinne - decydowało jedynie społeczne uznanie współobywateli i to, co dany kandydat wniósł do swej "małej ojczyzny". Tylko te kategorie były brane pod uwagę przez głosujących. Podobnie wybierano przywódców okręgów wiejskich (tutaj głosowali wybrani przez mieszkańców przywódcy poszczególnych wsi, tworzących jeden większy okręg administracyjny). Każdy okręg wiejski liczył zawsze 8 wsi. Aby kandydować w wyborach, musiano ukończyć 45 rok życia i nie przekroczyć 65 roku życia.

Wybrani przywódcy miast i okręgów wiejskich wspólnie głosowali nad wyborem przywódców do Rady Stanu (złożonej z ośmiu mędrców), która to instytucja zajmowała się sprawowaniem władzy w danym kraju. Decyzje Rady Stanu były akceptowane na całym terytorium tego kraju. Mieszkańcy miast i dzielnic żywo jednak uczestniczyli w obradach Rady (choć nie osobiście, tylko przez swych wybranych delegatów). Każda dzielnica i każda wieś wysyłały do stolicy swoich delegatów (którzy monitorowali jakie prawa są uchwalane w Radzie Stanu i czy nie są popełniane jakieś nadużycia wśród rządzących). Nie było żadnych partii politycznych, ani ugrupowań społecznych - tylko wybrani przez mieszkańców przywódcy miast, sami wspólnie wybierający członków Rady Stanu. Wszystko opierało się na wręcz krystalicznej uczciwości kandydatów, ich bezstronności oraz dyscypliny i chęci uczynienia czegoś dla dobra ogółu. Nie dochodziło do defraudacji pieniędzy publicznych, ani żadnej innej pospolitej kradzieży. Za kradzież (także publiczną i także wśród członków Rady Stanu), groziły bardzo surowe wyroki. Za pierwszą kradzież - przypalano złodziejowi rękę rozgrzanym żelazem. Za drugą - ucinano jedną dłoń, za trzecią - drugą, oraz piętnowano złodziejowi na czole hańbiący monogram. Prawie nigdy nie dochodziło do drugiej kradzieży (nie mówiąc już o trzeciej), a przypadki pierwszej były w społeczeństwie ziemskich Bakaratinian niezwykle rzadkie.

Za morderstwo karą była okrutna śmierć (przez pożarcie przez specjalnie wygłodzone krokodyle). Za gwałt - kara była jeszcze straszniejsza - gwałciciela smarowano miodem i zakopywano do ramion w najbliższym sąsiedztwie kolonii mrówek. W takich przypadkach skazany umierał długo - bardzo długo, nawet po kilku-kilkudziesięciu godzinach. Nim jednak człowieka skazano, należało mu najpierw udowodnić jego winę. W tym celu nie przeprowadzano procesów sądowych, jakie się stosuje obecnie, lecz zamykano podejrzanego w specjalnym pomieszczeniu, zaś wokół niego umieszczano sześciu specjalnie szkolonych w tej dziedzinie "czytaczy myśli". Podejrzany, jeśli był winny, nie był w stanie zbyt długo (bez jedzenia, picia i snu), blokować w swej głowie myśli o przestępstwie, a "czytacze" zmieniali się co jakiś czas. Gdy podejrzany "pękał", pozwalano mu wypocząć i spożyć posiłek. Na drugi dzień (by nabrać pewności), całą procedurę powtarzano od nowa. Następnie raport z "przesłuchania" wędrował do sędziego, który zadawał skazańcowi serię krzyżowych pytań, zmuszając go by (teraz na głos) wszystko raz jeszcze potwierdził. Dopiero gdy tego dokonano wydawano wyrok. Rozprawy w "sądzie" trwały dosłownie chwilę, a wyrok zapadał jeszcze szybciej. Sędzia po prostu zmuszał oskarżonego by sam się przyznał do winy - wiedząc już (dzięki raportowi, sporządzonemu przez "czytaczy myśli" o jego winie lub niewinności). Oczywiście jeśli podejrzany okazywał się niewinny był natychmiast oficjalnie przez sędziego uniewinniany i odtąd już nie ciążyło na nim żadne niechlubne, czy upokarzające społeczne podejrzenie.

Taki system prawno-administracyjno-polityczny był niezwykle skuteczny i całkowicie wyeliminował ze środowiska przywódców politycznych i z sądów społecznych (sędziów mieszkańcy danej dzielnicy lub wsi - wybierali głosując na ludzi cieszących się nieskalaną reputacją), jakiekolwiek przejawy patologii: nepotyzmu, kumoterstwa, kolesiostwa, partyjniactwa, przekupstwa, czy osobistych animozji.


SECESJA


Ok. 1 346 400 lat temu, w zwartych dotąd społeczeństwach Hyperboreańczyków z Bakaratini nastąpił rozłam. Nie był to jednak rozłam polityczny, wywołany chęcią zdominowania terenów zasiedlonych przez którąś z dwóch ras - lecz rozłam religijny. Spowodowany był on narodzinami nowej religii na całym kontynencie Hyperborei. Dotychczasową religią kolonistów z Bakaratini - tył Tackionizm, który narodził się z chwilą odbudowy życia na Bakaratini po wyniszczającej obie rasy wojnie nuklearnej na tamtej planecie. Twórcami Tackionizmu byli międzyplanetarni obserwatorzy, działający na polecenie Federacji Galaktycznej, z planety TJehooba. Religia ta, była religią pokoju, opierała się bowiem na ofiarowanych mieszkańcom Bakaratini przez "Bogów" naukach moralnych w postaci odpowiednich przykazań, nad których przestrzeganiem czuwali specjalnie powoływani w tym celu kapłani. Świątynie tackionistyczne budowano we wszystkich miastach planety Bakaratini, jak i później na ziemskim kontynencie Hyperborei po przewiezieniu tam kolonistów z dawnego świata. Zarówno rasa Żółtych budowała świątynie tego samego kultu, wyznawała te same zasady religijno-moralne oraz podlegała tym samym przykazaniom - co rasa Czarnych. Nie było między nimi większych różnic religijnych (choć oczywiście zdarzały się niewielkie reinterpretacje zasad religii w zależności od osobowości i charyzmy danych kapłanów - lecz nie wpływało to na całość wyznawanej religii).

Podstawą religii tackionistycznej - była wiara w jednego Boga Stwórcę Wszechrzeczy, tzw.: Pierwszego Poruszyciela, który nadał światu (Wszechświatu), jego aktualny rys, kształt i koloryt. Tackioniści wierzyli też w reinkarnację dusz i ponowne narodzin w nowym życiu po śmierci. Kler jednak (wyjąwszy okres kilku pierwszych wieków po odbudowie życia planety Bakaratini z nuklearnego wstrząsu wojennego), nie miał w społeczeństwie Bakaratinian zbyt wiele do powiedzenia. Nauki religijne były bardzo ważne dla każdego mieszkańca planety (nie było wśród nich ludzi niewierzących), lecz władza polityczna w zakładanych przez nich państwach - czy to na dawnej planecie czy też już na Ziemi - była ściśle odseparowana od jakichkolwiek wpływów kasty kapłańskiej. Tym samym kapłani nie byli możni ani bogaci. Kapłanami zostawali z reguły ludzie, którzy czuli ku temu powołanie, a ponieważ nie wynagradzano ich za kultywowanie wiary Bakaratinian (poza obowiązkiem ciążącym na państwach, które musiały zapewnić kapłanom codzienną strawę, czystą wodę, odzienie oraz miejsce gdzie mogli udać się na spoczynek), nie mogli liczyć na żadne z tego tytułu profity finansowe (próba przekupstwa kapłana, lub przyjęcie przez niego za cokolwiek opłaty - były karane okrutną śmiercią). Mimo to kapłani cieszyli się ogromnym poważaniem w społeczeństwie Bakaratinian, ich rady i przykazania były słuchane i wypełniane. Jeśli w rodzinie pojawił się spór - z reguły udawano się do kapłanów z prośbą o mediację. Ich wyrok był respektowany przez obie strony sporu.

Mijały lata, dziesięciolecia i wieki - o dawnej epidemii która nawiedziła Hyperborejczyków dano zapomniano, lub opowiadano o niej jedynie w przekazach historycznych. Kapłani wciąż cieszyli się wielkim poważaniem w społeczeństwach zarówno Żółtych jak i Czarnych - a to głownie dzięki swemu ubóstwu i medytacyjnej duchowości oraz mądrości. Ale sytuacja zaczęła się powoli zmieniać. Ok. 3 500 lat po przybyciu Bakaratinian na Ziemię, w dawnym systemie religijnym pojawił się poważny kryzys wewnętrzny. Wielu młodych adeptów, którzy wybrali drogę duchową, widząc ogromną lecz niewykorzystaną władzę - jaką mają w swych rękach kapłani (którzy kształtują ludzkie sumienia, a tymczasem sami nie dysponują żadnymi elementami władzy - ani politycznymi ani też ekonomicznymi), ci młodzi tackionistyczni kapłani, rozpoczęli ok. 1 346 400 lat temu ruch secesyjny. Na początku nie był on zorganizowany i zjednoczony, a raczej rozproszony, gdyż każdy z kapłanów rozumiał odnowę kleru i wiary troszeczkę inaczej, każdy też potrafił zebrać wokół siebie swych wiernych wyznawców. Powstały pierwsze sekty. Było ich bardzo wiele. Niektóre nie przetrwały długo i szybko kończyły swój żywot, inne okazały się trwalsze. Ruch secesyjny objął obie rasy Czarnych i Żółtych, lecz ci ostatni rozpoczęli śmiałe i zdecydowane działania, które bardzo szybko pozbawiły secesjonistów wiernych. Żółci podjęli się zdecydowanej akcji kontr-secesjonistycznej, która dała nad wyraz dobre rezultaty, dzięki czemu ruch secesyjny wśród Żółtych szybko zanikł, a kler przestał żądać dla siebie praw politycznych i ekonomicznych. Wszystko wróciło na swoje miejsce.

O wiele mniej szczęścia mieli natomiast Czarni. Tutaj ruch secesjonistyczny opanował sam rdzeń kościoła tackionistycznego i wielu spośród tamtejszych kapłanów przyłączało się do tego ruchu. Podział był bardzo silny a walka z nim niezwykle trudna. Secesjoniści stawiali śmiałe żądania. Po pierwsze - wprowadzenie wyraźnej hierarchii kapłańskiej (dotąd takowa nie istniała). Po drugie - zniesienie ubóstwa kleru. Po trzecie - dostęp kapłanów  do najwyższych urzędów państwowych. Po czwarte - zmiana systemu politycznego i zastąpienie dotychczasowej demokracji - wyborem przywódcy politycznego przez radę kapłanów, przy czym decydowałby tutaj głos najważniejszego arcykapłana. Po piąte - stworzenie państwa religijnego i podporządkowanie całego ludzkiego życia przykazaniom kleru. Po szóste wreszcie - zakaz sprawowania funkcji kapłańskich przez kobiety (ponieważ Tackionizm opierał się na wierze w reinkarnację - równy dostęp do stanu kapłańskiego przysługiwał zarówno mężczyznom jak i kobietom). Dotąd bowiem w ziemskich społeczeństwach Hyperboreańczyków - pozycja kobiety była bardzo wysoka (gwałt na przykład - o czym pisałem wcześniej - był karany bardzo surowo), mogła ona nie tylko sprawować urzędy publiczne, lecz także religijne. Wszelkie ograniczenia związane z płcią a odnoszące się do polityki, religii, nauki czy sztuki Bakaratinian - nie istniały. Ciekawym przykładem jest choćby fakt nie istnienia w tych społeczeństwach kobiecej prostytucji (oczywiście męskiej też nie było). Teraz zaś "odnowiciele wiary" dążyli do gruntownej zmiany tego stanu rzeczy.

Ruch reformacyjny w społeczeństwie Czarnych rósł i prężniał, lecz nadal nie był w stanie wymusić na władzach politycznych swych żądań. Tak samo było z żądaniami religijnych w ramach samego kościoła tackionistycznego, który co prawda bardzo osłabł - jednak nadal był w stanie sprzeciwić się nowo powstałym ruchom odśrodkowym. Nie było zatem rady - przywódcy secesji, którzy ogłosili się teraz arcykapłanami - postanowili zebrać wszystkich swych wyznawców i wraz z nimi opuścić nie tylko swe rodzinne miasta, lecz także całą Hyperboreę. Postanowiono zatem osiedlić się w Afryce. Wówczas kontynenty nie pokrywały się z obecną ich linią brzegową, dlatego też ciężko jest wytłumaczyć jaki wygląd miała zarówno sama Hyperborea, jak i kontynent w skład którego wchodziła dzisiejsza Afryka. W każdym razie arcykapłani i 500 000 ich zwolenników, opuścili swe ojczyzny i przeszli przez mały przesmyk, osiedlając się w okolicach dzisiejszego Morza Czerwonego (które wówczas nie istniało). Zaczęto tam wznosić nowe miasta i wioski, ale odrzucono dawny demokratyczny system polityczny. Odtąd przywódców państwowych wybierał osobiście arcykapłan, niższy kler zaś wybierał pomniejszych szefów dzielnic i wiosek. Spowodowało to bardzo szybko wystąpienie dwóch niebezpiecznych tendencji, które skutecznie niwelowano w dawnym systemie demokratycznym. Mianowicie kler (i będący na jego usługach urzędnicy i przywódcy polityczni), stawał się coraz majętniejszy, tworząc potężne latyfundia ziemskie i budując ogromne pałace.

Z drugiej strony w szybkim tempie ubożało społeczeństwo - obywatele, którzy teraz stawali się najzwyklejszymi poddanymi nowej kasty kapłańskiej. Odebrano im wszelkie prawa polityczne (odtąd nie można już było wybierać swych przedstawicieli, ani tym bardziej przywódców), o wszystkim decydowali kapłani. Wprowadzono obowiązek uiszczania opłaty na kler (ci których nie było na to stać - musieli odrabiać "pańszczyznę" w prywatnych latyfundiach przywódców religijnych). Ludzie bardzo zubożeli. Ci, którzy nie byli blisko związani (np.: powiązaniami rodzinnymi), z wysoko postawionymi klerykami - nie mieli właściwie żadnych szans na poprawę swego materialnego położenia. Bardzo szybko pojawiła się korupcja, nepotyzm, stręczycielstwo i prostytucja (niespotykane w dawnym systemie). Odtąd marzeniem każdej rodziny, było posiadanie męskiego potomka, którego można by było oddać (jako kilkuletnie dziecko), na nauki do świątyni, licząc na to, że może kiedyś uda mu się zdobyć taką w niej pozycję, iż będzie w stanie utrzymać swoją rodzinę i zapewnić swym rodzicom, braciom, siostrom oraz innym krewnym - dostatnie życie. Narodziny córki zaś, były odtąd jedynie powodem do żalu i zmartwienia (trzeba ją było bowiem wykarmić i znaleźć jej jakieś zajęcie). Nic więc dziwnego że rodzice często stręczyli swe córki dostojnikom kleru, w nadziei że dzięki temu nie będą cierpiały głodu, pragnienia, zimna i trudów ciężkiej pracy.

A tymczasem społeczeństwa Żółtych, oraz tych Czarnych którzy pozostali w swych dawnych ojczyznach na Hyperborei (oraz przy dawnym demokratycznym systemie politycznym i niewielkiej roli tackionistycznego kleru w sprawach publicznych), z coraz większym zdziwieniem i przerażeniem przyglądali się poczynaniom swych czarnych współbraci w Afryce. Nie zaprzestali jednak z nimi kontaktów - prowadząc ożywioną wymianę handlową, a nawet nawiązując stosunki dyplomatyczne. Nie zezwolono jednak na sprzedaż im supernowoczesnej borni laserowej, pojazdów gwiezdnych, ani tym bardziej głowic atomowych, które posiadano na Hyperborei, a których "afrykańscy secesjoniści", po opuszczeniu kontynentu sami nie potrafili stworzyć. Powodowało to ogromną dysproporcję cywilizacyjną pomiędzy obiema grupami (hyperboreańską i afrykańską). O ile jedni podróżowali (i przewozili towary na sprzedaż), na swych "gwiezdnych rydwanach" - jak określali podniebne pojazdy Hyperboreańczyków - afrykańscy secesjoniści, o tyle ci drudzy musieli wrócić do bardziej tradycyjnych form poruszania się - jak konie, wielbłądy, słonie, oraz używania zwierząt jucznych do przewożenia towarów. Nie tylko jednak stopa zamożności społeczeństwa oraz postęp cywilizacyjny szwankowały w społeczeństwie Czarnych w Afryce. Dodatkowym problemem była dalsza degeneracja ich dawnej religii.

Afrykańscy secesjoniści rozprzestrzenili się na całym terytorium dzisiejszej północno-środkowej Afryki, zakładając nowe wsie i miasta w rejonie wielkiej rzeki, która płynęła przez środek ówczesnego kontynentu afrykańskiego (mniej więcej pokrywającego się z dzisiejszym położeniem tego kontynentu). Kler jednak uznał, że nowa religia, musi całkowicie wyzbyć się "dawnych naleciałości". Dlatego też ogłoszono że wiara w reinkarnację ludzkiej duszy jest herezją. Odtąd każdy kto wyznawał pogląd inkarnacji dusz musiał się liczyć ze śmiercią po uprzednich publicznych torturach, mających na celu upokorzenie nieszczęśnika i publiczne odwołanie przez niego swych poglądów, by uniknąć dalszego bólu. Lecz nawet zaprzeczenie swym poglądom nie zamykało sprawy do końca. Owszem kończono tortury - lecz nieszczęśnikowi nie było dane umrzeć szybko - wrzucano go najczęściej do klatek dzikich zwierząt (lwy, tygrysy, pantery), lub po prostu karmiono nim krokodyle. Arcykapłani i kler zdawali sobie doskonale sprawę, że wiara w reinkarnację nie umacnia ich władzy lecz ją osłabia. To co robiono z podległym sobie społeczeństwem, nie miało nic wspólnego z założeniami wędrówki dusz i duchowości w ogóle. Zresztą duchowość rozumiana jako medytacja czy kontemplacja - także była zakazana. Odtąd przyświątynne zakłady wytwarzały kamienne lub drewniane wyobrażenia bóstw (wiara w jednego Boga Stwórcę też uznana została za "bałwochwalstwo"), które należało zakupić i którym trzeba było składać ofiary by cokolwiek od nich uzyskać.

Kapłani sami dawali przykład codziennie składając jakąś ofiarę dziękczynną w podzięce za (na przykład) kolejny wschód słońca. Na ofiary wybierano zwierzęta takie jak króliki, owce, kozy, świnie i byki (te ostatnie mogli zabijać jedynie arcykapłani). Szybko jednak okazało się że "bogom" to nie wystarcza - domagali się krwi człowieka. Zaczęto więc sporządzać listy tych, którzy zostaną złożeni w ofierze w czasie uroczystych świat religijno-państwowych. Listy sporządzano co kwartał, wybierając jedną z dzielnic. Następnie przywódcy dzielnicy musieli wybrać rodziny które ofiarują któregoś ze swych członków na ofiarę dla bogów. Złożenie w ofierze było tłumaczone jako wielkie wyróżnienie i chwała dla tej rodziny, która wystawiła swych "kandydatów". Nie chodziło tutaj tylko o samą chwałę, stały za tym inne nagrody jak (czasowe), zwolnienie z opłat na kler, (czasowe), zwolnienie z obowiązku wypełnienia pańszczyzny w latyfundiach arcykapłanów i pomniejszego kleru, oraz inne drobne "nagrody". W każdym razie krew lała się strumieniami na stołach ofiarnych, gdzie składano publiczne modły i poświęcano bogom "wybrańców". Arcykapłani postanowili trzymać lud w ciemnocie i niewiedzy, w zabobonie i strachu przed karą bogów, których oni - klerycy byli najważniejszymi reprezentantami na ziemi. Aby to osiągnąć zabroniono uczyć ludzi czytania i pisania - mieli jedynie pracować, modlić się, płacić kapłanom jakaś formę dziesięciny, oraz być im całkowicie posłusznymi. Karą za nieposłuszeństwo nie była jedynie śmierć ciała tu na Ziemi - lecz także (jak głosili arcykapłani), śmierć duszy w Zaświatach.

Hyperboreańczycy nie byli jedynymi których niepokoiła droga, którą podążali afrykańscy secesjoniści, będący całkowicie pod władzą swych kapłanów. Tym tendencjom przyglądali się także TJehooba - którzy przez Federację Galaktyczną, zostali powołani jako opiekunowie niżej stojących pod względem zarówno duchowym jak i technologicznym - humanoidalnych istot we Wszechświecie. Przez długi czas nie ujawniali się, nie pokazywali, nie przypominali o swej obecności z ukrycia obserwując swych dawnych bakaratiniańskich podopiecznych. Teraz jednak, gdy kapłani zaczęli składać swe ofiary z ludzi - postanowiono działać. Wykorzystując telepatię, połączono się z umysłem najwyższego arcykapłana, który miał władzę nad całym swym ludem i dano mu do zrozumienia że bogowie są z niego i jemu podobnych bardzo niezadowoleni - "Ofiary z ludzi mają się skończyć" - nakazano mu we śnie. Dalej tłumaczono: "Człowiek istnieje wyłącznie po to, by się rozwijał duchowo, to co robicie jest przeciwko Prawu Wszechświata". Gdy arcykapłan się obudził był przerażony, uwierzył że to co ujrzał w swym umyśle to był prawdziwy głos boga. Natychmiast zwołał radę najważniejszych kapłanów by przedstawić im swój sen i wolę bogów. Nie uwierzono mu, sądzono początkowo że ze względu na jego pokaźny wiek - że po prostu "stary oszalał i plecie od rzeczy". Gdy jednak on nie przestawał dążyć do przeprowadzenia reform religijnych i zniesienia ofiar z ludzi - kilku najbardziej radykalnych kapłanów oskarżyło go o zdradę, bezbożność i herezję. Reszta uznała że miał po prostu halucynacje.

Po wielogodzinnych naradach udało mu się przekonać dwóch kleryków (spośród 15), do przeprowadzenia radykalnych reform w religii i zaprzestania krwawych ofiar z ludzi. Reszta nie zgodziła się na zmiany, słusznie twierdząc że jakakolwiek liberalizacja poglądów religijnych, będzie nieuchronnie oznaczała utratę władzy kleru nad masami ludzkimi . Twierdzono wprost - naszym celem jest utrzymywać ludzi w ciemnocie i szerzyć strach przed "mściwymi bogami", wmawiając ludziom że tylko my jesteśmy jedyną drogą wiodącą do zbawienia, jeśli to odrzucimy - stracimy nie tylko władzę, lecz również jakikolwiek wpływ na ludzi. Sam fakt iż tak myślano i mówiono świadczy dobitnie że sami kapłani nie wierzyli w to co głosili, czego dowodem może być chociażby fakt - że żaden z nich - pomimo oficjalnie głoszonych zapewnień o wielkim honorze i łasce bogów, nie zdecydował się nigdy nie tylko sam siebie poświęcić na ołtarzu ofiarnym, lecz i nawet kogokolwiek ze swej rodziny (nepotyzm był tam niezwykle silny i mocno ugruntowany). Kapłani bardzo dbali o swe rodziny, które dzięki nim opływały w dostatki, majętności i splendory. Członków rodzin kapłanów (a szczególnie arcykapłanów), nigdy nie wybierano do roli ofiar na ołtarzach "mściwych bogów". Ponieważ próba nakłonienia kapłanów do zmiany postępowania nic nie dała - TJehooba postanowili działać bardziej zdecydowanie.

Kapłani odrzucili więc jakąkolwiek myśl o zmianie dotychczasowego systemu społeczno-religijnego i nie zgodzili się na reformę religii i kleru oraz zaprzestanie krwawych ofiar z ludzi. Dlatego też TJehooba postanowili działać bardziej stanowczo. Pewnej nocy nadlecieli nad afrykańskie państwo kapłanów i zatrzymali się na wysokości 10 000 metrów, nieopodal Świętego Miasta - czyli całego kompleksu kultowego, do którego postronni ludzi mogli wchodzić jedynie w dni świąteczne, lub jako służba pomocnicza kapłanów. Święte Miasto wraz ze Świątynią w której składano krwawe ofiar z ludzi, były oddalone od innych miejskich zabudowań na odległość kilometra. TJehooba ponownie zastosowali telepatię, po to by zbudzić Najwyższego Kapłana i tych dwóch kapłanów, którzy wcześniej poparli projekt reformy kleru, a następnie skierowano ich do pięknego parku, położonego jakieś półtora kilometra od Świętego Miasta. Posługując się metodą zbiorowej halucynacji, spowodowali że straże więzienne otworzyły bramy i wypuściły na zewnątrz przetrzymywanych tam więźniów, a następnie ci wszyscy ludzie (żołnierze, służba więzienna, więźniowie i pozostali mieszkańcy), pod wpływem telepatii TJehooba, opuścili Święte Miasto i "natchnieni" przez dziwne "anielskie" wizje na niebie (skrzydlatych postaci), ludzie ci pędzili na drugi koniec miasta. W Świętym Mieście pozostało jedynie 12 upartych kapłanów. Gdy cała ludność wyszła już z obrębu murów miasta, wówczas okręt TJehooba (użyli tylko jednego), całkowicie zniszczył "święte" zabudowania i samą Świątynię, zagrzebując pod ich gruzami owych 12 kapłanów.

Pozostało gruzowisko, które miało świadczyć na przyszłość o ludzkim nieposłuszeństwie i potwornej karze "Bogów" będącej tego konsekwencją (podobnie rzecz miała się na Ziemi podczas zniszczenia Sodomy i Gomory - o czym napiszę w kolejnych częściach). Następnie do ludzi, zgromadzonych w bezpiecznej części miasta, odezwał się "głos z nieba", który ostrzegł ich że gniew Boga może być jeszcze straszniejszy, niż to co widzieli i nakazał im iść odtąd Nową Drogą, wytyczoną przez Najwyższego Kapłana i jego dwóch pomocników. "Nowa Droga" stała się kolejną religią, powstałą po zniszczeniu Świętego Miasta. Nawiązywała ona w swych założeniach do Tackionizmu wyznawanego przez ich pobratymców na Hyperborei (wiara w jednego Boga, w reinkarnację), jednak pozostawiła pewne dawne naleciałości, jak choćby silną pozycję Najwyższego Kapłana i pozostawienie funkcji kapłańskich (które odtąd miały być kontrolowane przez lud na drodze wyborów), jedynie wśród samych mężczyzn (kobiety zostały wyłączone z tych funkcji). Do urzędów kapłańskich znów jednak kandydowali ludzie, którzy czuli ku temu powołanie, gdyż funkcja ta nie łączyła się już z posiadaniem wielkich majątków ziemskich i bogactwa. Kapłani ponownie stali się ludźmi ubogimi, lecz...w przeciwieństwie do Hyperborejczyków, u których kasta kapłańska nie miała zbyt wiele do powiedzenia w sprawach polityki - to właśnie oni nadal rządzili państwem. Ale byli to już inni ludzie, więcej czasu poświęcający sprawom duchowości niż materialistycznej egzystencji.


II SECESJA

Taki właśnie stan rzeczy, spowodował że po kolejnych setkach lat (gdy Nowa Droga umocniła się już w afrykańskim społeczeństwie Czarnych), zaczęli się tutaj zjeżdżać również i Żółci, którzy nawet osiedlali się w rejonie dzisiejszego Morza Czerwonego (wówczas morze to nie istniało). Nowe społeczeństwo Czarnych, było przyjaźnie nastawione a Nowa Droga i Tackionizm wywodziły się przecież z jednego "boskiego" nurtu, szybko więc znaleziono wspólny język na gruncie religii, kultury, sztuki, obyczajów i dalszego wzajemnego życia. Zaczęto zakładać mieszane rodziny, z których rodziły się dzieci posiadające geny zarówno Czarnych jak i Żółtych. Wkrótce było ich tak dużo że powstała z tego kolejna trzecia rasa (byli to przodkowie dzisiejszych Arabów). Dzieci zrodzone z mieszanych czarno-żółtych związków i wychowywane w mieszanych czarno-żółtych kulturach (oraz religii), postanowili jeszcze bardziej zreformować i zliberalizować Nową Drogę, tak by upodobnić ją całkowicie do Tackionizmu. Zaczęto więc głosić hasła zniesienia godności kapłańskich i przywrócenia kapłaństwa kobiet, jednak te ich hasła nie znajdowały poparcia w społeczeństwie Czarnych, które zapomniało już (minęło kolejnych kilka tysięcy lat od zniszczenia Świętego Miasta), o dawnych kapłańskich przywilejach, uprzywilejowanej pozycji kleru i krwawych ofiarach z ludzi. Teraz kler był zupełnie inny, kapłani nie tylko władali państwami i miastami, lecz przede wszystkim służyli ludziom swą pomocą to oni właśnie leczyli wszelkie trapiące ludzi choroby, nie pobierając za to żadnych opłat i to oni udzielali ludziom duchowego wsparcia na każdej ich drodze życia.

Nie uzyskawszy zrozumienia dla swych planów potomkowie z mieszanych związków, uznali że nie ma innego wyjścia jak opuszczenie swych rodzinnych miast i osiedlenie się gdzieś indziej. Tak też się stało - nastąpiła II Ziemska Secesja dawnych Bakaratinian. Wyemigrowali więc w rejon dzisiejszej Północnej Afryki i założyli swe pierwsze miasta na terenie Algierii i Tunezji. Odtąd trzy (a właściwie cztery - gdy bowiem liczymy Czarnych Hyperborejczyków jako odmienne społeczeństwo od ich afrykańskich współbraci), rasy żyły obok siebie w pokoju i przyjaźni. Zawiązano wzajemne stosunki dyplomatyczne nie tylko pomiędzy poszczególnymi państwami, lecz także pomiędzy miastami. Kontrola armii i uzbrojenia jednego państwa - znajdowała się pod całkowitym "monitoringiem" przedstawicieli innych państw, akredytowanych jako dyplomaci (a nawet więcej - to właśnie ambasadorowie obcych państw, decydowali o użyciu lub nieużyciu broni atomowej państwa które tę broń posiadało). Dzięki temu całkowicie wyeliminowano jakiekolwiek zagrożenie jądrowe i nie obawiano się konfliktów wojennych. Lecz nie przewidziano jednego - że zagrożenie militarne wcale może nie nadejść ze strony sąsiedniego państwa, tylko na przykład z...głębin naszej Galaktyki. Hyperboreańczycy nie mogli tego przewidzieć, gdyż już dawno zatracili umiejętność podróży międzygalaktycznych (ich okręty gwiezdne mogły przebywać w przestrzeni kosmicznej tylko przez krótki czas - do 12 tygodni), nie wiedziano więc co się działo w całym Układzie Słonecznym - a działy się tam wówczas rzeczy o niebagatelnym znaczeniu dla przyszłości Ziemi i innych planet naszego Układu Słonecznego.


CDN.

5 komentarzy:

  1. Nie wiem skąd czerpiesz te informacje, ale dla mnie nie pasuje ta opowieść o początkach ludzkości, a jak mi wytłumaczysz znaleziska archeologiczne sprzed prawie 2 miliardów lat (kula z rowkami dookoła) to musiał wykonać człowiek, albo odcisk buta sprzed 500 milionów lat?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Informacje które tutaj zamieściłem, zaczerpnąłem z wielu źródeł - głównie z channelingów, ale także z książek i źródeł internetowych, aby stworzyć w miarę logiczną historię Ludzkości od czasów najdawniejszych (łącznie z historią Wszechświata), do początku tzw.: starożytności. Wiadomo że tego typu informacje należy traktować z przymrużeniem oka, ale jednocześnie nie uważam że przez to że nie są do końca udowodnione naukowo, należy je hurtem odrzucić.

      To co uczyniłem, jest pierwszą tego typu pracą, obejmującą CAŁĄ historię Ziemi i nas Ludzi, zebraną w pewną formę chronologiczną, zresztą to, o czym piszesz nie tylko nie przeczy temu, co napisałem, ale wręcz stanowi jego podbudowę.

      Usuń
  2. Nie rozumiem pytania!? Co masz na myśli?

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli czytałeś moje wcześniejsze komentarze, to zapewne wiesz, że przy pisaniu tych tematów, korzystałem z bardzo wielu źródeł, gdyż opieranie się jedynie na samych channelingach (często wzajemnie sprzecznych i niekiedy mało zrozumiałych) niewiele (lub zgoła nic) by nie dało dla ujednolicenia tego tematu, czyli historii wszechświata.

    Czytałem "Misję" ale przecież nie będę przepisywał całej książki Desmarquet'a, dlatego też połączyłem wybrane (przeze mnie) fragmenty książki, z tymi które posiadam z innych źródeł (w tym właśnie z channelingów).

    I tyle!

    OdpowiedzUsuń
  4. Książka Michaela Desmarquet mówi wszystko, jasno i klarownie.
    Pozdrawiam i polecam przeczytać , OBOWIAZKOWO 2 LUB 3 RAZY ,,POLITYCY ,POLICJANCI" A POZNIEJ CALA RESZTA SPOŁECZEŃSTWA .
    Pozdrawiam wszystkich serdecznie.

    OdpowiedzUsuń