Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 22 marca 2015

GRA!

Kiedyś, wraz z moim kumplem rozegraliśmy kampanię geostrategiczną, która polegała na zdobyciu przez dane państwo jak najszerszego terytorium "kolonialnego", oraz jak największej strefy wpływów (wśród państw "neutralnych"), dla swoich towarów handlowych. Kraje którymi operowaliśmy - były dość fantastyczne - ja przewodziłem Cesarstwu Loagiriańskiemu, które za swój symbol państwowy przyjęło wilka, zaś za symbol wojskowy - orła, On - wybrał Królestwo Danueńskie - którego symbolem była siedząca na tronie Wielka Bogini - najwyższe bóstwo tego kraju. Państwa te różniły się od siebie nie tylko  formą władzy, lecz także ustrojem społecznym. U mnie dominowała armia, mój kumpel zaś postawił na rozwój dużej i silnej floty wojennej, która była niezbędna w dotarciu do nowych kontynentów i stworzenia tam swych baz, a co za tym idzie "stref wpływu". Rozpoczęła się miedzy nami wielka rywalizacja o zdobycie jak największych terenów na kolonizowanym przez siebie terenie i uzależnienie istniejących tam państw, takich jak: Sułtanat Sluagów (niezwykle wojowniczy lud, leżący na moim terenie kolonizacyjnym na południu wyspy), na północy zaś, naprzeciw Królestwa Dananu - leżał (oddzielony morzem), Kalifat Fomoregów, niżej było Księstwo Bloduwejskie i Chanat Fawryjski.

Między naszymi dwoma krajami (Loagirja - Danan), doszło rzecz jasna, do konfliktu o podział wpływów. Wybuchła więc (z góry zakładana), wojna. Mój plan był prosty - zamierzałem przeprawić się przez cieśninę (oddzielającą nasze wyspy - gdyż były trzy wyspy tamtego świata, dwie mniejsze - moja na południowym wschodzie, Jego na północnym i wielka wyspa na zachodzie, o którą wzajemnie kruszyliśmy kopie), wylądować na południu jego państwa i maszerować na północ, prosto na Jego stolicę - Danland. Tak też się stało (On pozostawał początkowo bierny, gdyż dysponował słabszą armią, ale też nie zablokował swą flotą na czas mego głównego portu, z którego dokonałem inwazji - Brugii). Ja sam przeprawiłem się przez Zatokę i wylądowałem na południowym skrawku Jego państwa. Zaraz też zdobyłem potężną twierdzę i jednocześnie wielki port morski - Getę, w którym jednak nie stacjonowała flota wojenna mego Przeciwnika. Inwazją dowodziłem osobiście (jako Cesarz Loagiryjski - Argon II, piąty władca Cesarstwa, od czasów założenia państwa przez jego pradziada - Eldara Założyciela, zwanego także Eldarem z Gór).


 ARGON II - PO ZDOBYCIU GETY


Następnie podzieliłem swe siły, sam ruszając w głąb nieprzyjacielskiego kraju, a dowództwo nad całą swoją flotą, w tym kontrolę zatoki wraz z cieśniną, oraz całego południa Dananu, powierzyłem swemu najstarszemu synowi jako wicekrólowi nowo utworzonej prowincji Gety - księciu Eldarowi:




Młodszy syn - Domar, pozostał w kraju (w mej stolicy - Cyrionie), której bezpieczeństwa miał strzec:




Tymczasem królowa Dananu (którą "dowodził" mój przeciwnik) - Morgana (dziewiąta władczyni tego kraju)...




...postanowiła zagrodzić drogę armii najezdniczej i w szybkim tempie zorganizowała siły, którymi dowodził jej małżonek - książę Turgon (władza w Dananu opierała się głównie na funkcji religijnej - władca państwa był jednocześnie kapłanem Wielkiej Bogini, dlatego też funkcję tę od początków państwa sprawowała kobieta, która przekazywała tron swej najstarszej córce - kapłance Wielkiej Bogini i królowej Dananu w jednym, mężczyźni zaś byli dowódcami armii i walczyli w polu w przypadku zagrożenia militarnego państwa).




Do pierwszej bitwy pomiędzy wrogimi armiami doszło pod miejscowością Kacah, a zakończyła się ona pogromem armii danueńskiej i całkowitym zwycięstwem Loagiryjczyków Argona II. Niestety, duże straty i trudny teren, uniemożliwiły mi pościg za uciekającym Turgonem, co uratowało jego siły od całkowitej zagłady:




Decydującym momentem bitwy, był atak mojej ciężkozbrojnej, lecz niezwykle mobilnej jazdy pancernej, której atak doprowadzał oddziały przeciwnika do panicznej ucieczki:




Po tym zwycięstwie, postanowiłem (jako Argon II), podzielić swe siły i jedną ich częścią uderzyć na największy port i bazę silnej danueńskiej floty wojennej - Ilieu, które to zadanie powierzyłem jednemu ze swych wodzów - Lonasowi. Sam zaś zająłem centrum kraju i rozbiłem obóz w oczekiwaniu na siły, które miały nadejść z odsieczą miastu Ilieu. Dotąd zająłem już ponad połowę danueńskiego kraju. Tymczasem Turgon (oczywiście jako mój szanowny Przeciwnik), po przybyciu do Danlandu, bardzo szybko zreorganizował armię i ruszył na południe. Wiedział już że podzieliłem siły, postanowił więc najpierw uderzyć na mnie, a dopiero potem...wziąć w "dwa ognie" siły Lonasa pod Ilieu. Próbował mnie zaskoczyć, ale nie udało Mu się to. Doszło więc do kolejnej bitwy, tym razem pod miejscowością Nesad.

Bitwa zakończyła się (nie chwaląc się), kolejną klęską Danueńczyków i choć zniszczyłem prawie całą Jego armię (ci co przeżyli dostali się do niewoli), ponownie nie udało mi się pojmać samego Turgona:







ARGON II W BITWIE POD NESAD



Niedługo potem Lonas zdobył Ilieu:








Sytuacja Królestwa Dananu wydawała się więc tragiczna, ale mój Przeciwnik postanowił wówczas zmienić dalszą taktykę prowadzenia wojny. Mianowicie widząc że nie jest w stanie pokonać mnie w polu, zaprzestał prób dalszej walki i postanowił ustępować mi dalej pola. Wiedząc że trzecia bitwa, tym razem w obronie Jego stolicy, gdyby zakończyła się klęską (a wszystko na to wskazywało), oznaczałaby również całkowitą klęskę militarną i polityczno-gospodarczą kraju. Nawet nie miałby możliwości poprosić o pokój, gdyż Jego kraj leżałby wówczas u moich stóp. Ja byłbym jego niepodzielnym władcą, a On nie miałby już nic co mógłby mi ofiarować w zamian za utrzymanie części władzy. Postanowił więc pozwolić mi na zajęcie Jego stolicy.

Z miasta tymczasem ewakuowano całą ludność - sama królowa Morgana, wraz z córkami jechała na wozie, zaprzężonym w woły, gdyż konie służyły armii lub użyto ich do szybszego przetransportowania wozów z żywnością dla ewakuowanych ludzi. Wycofywano się na północ, ku morzu, do licznych małych portów rozsianych na rozległym wybrzeżu. Silna flota - tylko ona pozostawała ostatnią nadzieją Danueńczyków. A tymczasem ja (czyli Argon II), wkraczałem do opuszczonej danueńskiej stolicy - Danlandu.

Miasto przypominało wyludnione cmentarzysko - wszystko co mogłoby przydać się mej armii, a czego nie zdołano zabrać - zniszczono. Nie było nawet jednej skrzyni z ziarnem, nawet jednego dzbana wina. Zajęcie "sterty" murów z pustymi budynkami, nie było żadnym sukcesem, potrzebowałem bowiem żywności, by wykarmić mych żołnierzy, oraz ludzi, którzy mogliby się zajmować "całą resztą". A tymczasem Turgon zaczął na każdym terenie, z którego się wycofywał - stosować taktykę "spalonej ziemi". Niszczono wszystko, wraz z drzewami owocowymi i krzakami agrestu - wszystko, co tylko nadawało się do zjedzenia (zabijano także okoliczną zwierzynę).

Postanowiłem działać, skoro Turgon ucieka, zamierzałem uderzyć na jedno z pobliskich małych portów morskich, zdobyć je i zasilić kończące się zapasy...lub zmusić mego Przeciwnika do walki w obronie osady. W obu przypadkach wygrywałem, gdyż zdobycie miasta, pozwoliłoby znów uzupełnić moje zapasy, a walka w jego obronie, zakończyłaby się kolejną klęską Turgona (siły, które mógł użyć do walki były już nieliczne). Nie przewidziałem jednego, że mój szanowny Przeciwnik nie tylko nie podejmie najmniejszego nawet oporu w obronie osady, nie mówiąc już o przyjęciu bitwy. Po prostu, gdy moja armia zbliżała się do danego portu, natychmiast załadowywano okoliczną ludność, wraz z towarami na okręty danueńskiej floty i nim przybyłem pod opustoszałe miasto, oni zdążyli już odpłynąć do drugiej nadmorskiej osady, pozostawiając mi wyludnione i całkowicie pozbawione zapasów żywności i słodkiej wody - miasteczko. Próbowałem ich ścigać od portu do portu, lecz to również nie dawało żadnych rezultatów. Po prostu tam gdzie pojawiały się moje oddziały, tam osada natychmiast pustoszała, a liczna flota wojenna, ewakuowała całą okoliczną ludność, wraz z aprowizacją do kolejnego portu. Gdy zaś maszerowałem ku kolejnej osadzie, tę którą opuszczałem ponownie zajmował Turgon ze swą flotą, a ja  nie miałem aż tyle sił, by obsadzić nimi wszystkie zdobyte porty.

Sytuacja stawała się więc bardzo niebezpieczna, wojsko męczyło się długimi nadmorskimi marszami, które nie przynosiły najmniejszych rezultatów, a żywność zaczynała się kończyć. Jedyną szansą dla mnie z tej patowej i męczącej sytuacji, było rozbicie floty danueńskiej w jednej wielkiej bitwie morskiej. Wysłałem więc polecenie do swego syna - księcia Eldara, by ten zebrał flotę znad zatoki i ruszył na północ. Czekały tam jednak już na niego, okręty danueńskie, które blokowały wyjście z cieśniny:







Okręty Eldara, płynące jeden za drugim, zostały zaatakowane z boku przez flotę pod osobistym dowództwem Turgona. To była prawdziwa masakra - z posiadanych wcześniej przeze mnie 300 okrętów wojennych (w tym w zatoce było zebranych aż 270), zatonęły 172 okręty, pozostałe 98 zostały zdobyte. Mój syn - książę Eldar poległ w czasie nierównej bitwy, próbując wycofać resztki floty do portu w Brugii. Zwycięstwo Turgona w Cieśninie Brugijskiej (naprzeciwko mego największego portu morskiego - Brugii), było dla mojej armii prawdziwą katastrofą:








CO Z TEGO WYNIKA?


Zająłem wszystkie najważniejsze twierdze i miasta w kraju mego Przeciwnika, pobiłem Go w dwóch dużych bitwach lądowych, zająłem Jego największy port morski - Ilieu, oraz oczywiście samą stolicę państwa - Danland. Zająłem cały danueński kraj (prócz nadbrzeżnych kilkunastu osad, w których chronili się mieszkańcy wraz z królową Morganą i jej rodziną). Czyż nie mogłem nazwać się zwycięzcą tej wojennej kampanii? A jednak...klęska w bitwie morskiej w Cieśninie Brugijskiej, śmierć mego syna i zagłada floty, polityka "spalonej ziemi", prowadzona przez Turgona w jego kraju, a przede wszystkim głód, który bardzo szybko pojawił się w moich szeregach i zaczął dziesiątkować mi oddziały (dochodziło nawet do przypadków kanibalizmu), spowodowało że...to ja musiałem mego Przeciwnika oprosić o pokój. Zostałem uwięziony w Jego kraju, zdany na Jego łaskę i niełaskę, nie do mnie należał następny krok, mogłem tylko bezczynnie czekać, aż moja zwycięska armia powoli umiera śmiercią głodową na obcej, wyludnionej i zniszczonej ziemi.

Przegrałem wojnę - tak, pomimo zwycięstw i faktu iż Turgon nawet nie postawił stopy na moim terytorium - przegrałem tę wojnę! I to On podyktował mi warunki upokarzającego pokoju. Popełniłem ten sam błąd, który popełnił Napoleon Bonaparte atakując Rosję. Nie było najmniejszego powodu, by zdobywać Danland, tak samo jak nie było najmniejszego powodu by zajmować Moskwę. Zwycięska strategia (w moim wypadku), powinna być inna. Mianowicie miast zajmować stolicę kraju, powinienem ograniczyć się jedynie do samego Ilieu i terenów, jakie zająłem po zwycięstwie pod Nesadem. Powinienem ściągnąć nowe siły z mego kraju, wyszkolić nowe roczniki żołnierzy i powołać pod broń rezerwistów. Zająć się jednocześnie rozbudową floty, tam, gdzie mogłaby ona zagrozić flocie danueńskiej blokującej Cieśninę Brugijską, na południu mego państwa - w porcie wojennym w mej stolicy - Cyrionie:




Danueńczycy po prostu nie zapędziliby się tak daleko na południe, zważywszy że potrzebowali floty do ochrony swych wybrzeży. Mogłem poczekać, umacniając swe pozycje i rozbudowując twierdze, na już zdobytym terenie wroga. Mogłem wyrywać kolejne "kawałki" jego terytorium, zmuszając Danueńczyków do walki orężnej w ich obronie. A tutaj już dałbym sobie radę. Taka strategia zapewniłaby mi całkowite zwycięstwo:






Podobnie Napoleon. Kampania moskiewska była Jego totalnym błędem, gdyż niebezpiecznie rozciągnęła Jego siły i wydłużyła drogę dostarczania aprowizacji dla armii. Zajęcie rosyjskiej stolicy - nic nie dało (poza początkowym sukcesem propagandowym), żadnych wymiernych korzyści politycznych ni militarnych nie wniosło. Lepiej było więc pójść (jak radził książę Józef Poniatowski), na Ukrainę i wyrwać - "odkroić" Ją od Moskwy, następnie Białoruś - oderwać od Moskwy i przyłączyć do odrodzonej Rzeczypospolitej. Gdyby tak postąpił Napoleon, gwarantuję iż wygrałby kampanię rosyjską, bowiem ani car Aleksander I, ani cały jego sztab wojenny, ani wreszcie elity polityczne ówczesnej Rosji - nigdy nie pogodziłyby się z taką stratą. Rzuciliby więc swoje siły przeciwko Napoleonowi i odrodzonej Rzeczypospolitej (zasilonej nowymi zaciągami ludności żyjącej obecnie pod butem moskiewskiej tyranii i pamiętającej wolności, które posiadała w ramach dawnego polsko-litewskiego państwa).



"ROSJĘ NALEŻY RWAĆ PO "SZWACH" NARODOWYCH"

MARSZAŁEK JÓZEF PIŁSUDSKI







 NAPOLEON PODCZAS ODWROTU SPOD MOSKWY





Klęska Rosji byłaby wówczas całkowita, podobnie jak klęska Królestwa Dananu, gdybym nie pragnął szybkiego zwycięstwa. Różnica pomiędzy moją kampania a napoleońską, polega na tym że moja spowodowała konsekwencje jedynie w moim myśleniu, zaś ta napoleońska wpłynęła na losy Europy i Świata, rozszerzając wschodnią tyranię daleko na Zachód.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz