Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 30 marca 2015

UMIERAMY I CO DALEJ? - czyli co się z nami dzieje po śmierci? - Cz. XX

NARODZINY






Także więc dusze czekające na swoje nowe życie, ostatni raz śmieją się, dowcipkują i przekomarzają w gronie swych znajomych, swojej "paczki". Są też takie dusze, które w tym "ostatnim" momencie pozostają ciche i spokojne, całkowicie skupione na oczekiwaniu tego co ma nadejść czyli  - "nieuchronnych" ponownych narodzin. Ostatni raz cieszą się wszechwiedzą którą tutaj nabyli (a raczej jedynie przypomnieli sobie). Wiedzą dobrze, że wraz z ponownym "wejściem" do fizycznego ciała - utracą tę pamięć i to częstokroć powoduje żal, przed opuszczeniem "Tamtego Świata", a zwłaszcza przed rozłąką z przyjaciółmi. Niektórzy wręcz dla żartów "robią zakłady" (jeśli można to w ogóle tak nazwać), typu: "Zobaczysz, jak tu powrócisz to też nie będziesz niczego pamiętał, tak jak poprzednio", albo: "Żeby was ponownie ujrzeć, znów będę musiał umrzeć, to takie nieprzyjemne uczucie - nie lubię umierać!" itp. Potem (lub w międzyczasie), krótka rozmowa z Przewodnikiem i dopracowanie ostatnich szczegółów, ostatnich wskazówek (to wszystko, trochę przypomina żołnierzy szykujących się do kolejnej misji lub bitwy). Na pytanie hipnoterapeuty: "Co czujesz w tej chwili, tuż przed swoimi narodzinami?", kobieta poddana hipnozie, odpowiedziała: "Jestem podekscytowana, znów przez to przechodzę, ale...nie mogę się już tego doczekać".

Gdy Przewodnik stwierdzi że: "Już czas", następuje z reguły...kolejne już "ostatnie" pożegnanie z grupą (świadczy to o niezwykłej bliskości członków grupy względem siebie - zresztą trudno się temu dziwić, skoro inkarnują ze sobą od początku). Gdy zakończymy pożegnanie i jesteśmy gotowi do "skoku" w kolejne ciało (niektóre osoby poddane hipnozie, właśnie tak nazywają ów moment wejścia duszy do nowego ciała), zaczynamy powoli unosić się w górę, ponad naszą grupę. Towarzyszy nam oczywiście nasz Przewodnik i to on odprowadza nas w stronę "życia fizycznego". Unoszą się razem - dusza i jej Przewodnik, wzbijanie zaczyna też nabierać tępa i szybkości. Szybkość się wzmaga, tak że w pewnym momencie nasz Przewodnik musi już nas opuścić, dalej "płyniemy" (a raczej pędzimy), sami. Wracamy tą samą drogą, którą tutaj przyszliśmy, przez pas gęstych chmur (które opisałem we wcześniejszych postach). Zaczynają pojawiać się fałdy i kolory tracą swą przejrzystość a pozostają jedynie różne odcienie bieli. Przyspieszamy jeszcze bardziej, obraz staje się zamazany i mało widoczny, ale my pędzimy dalej, aż wreszcie...koniec drogi - spadamyyyy!

Jesteśmy w ciemnym tunelu (najprawdopodobniej jest to ten sam "tunel", przez który przeszliśmy po naszej ostatniej śmierci). Dokoła nas panuje ciemność, ale nie trwa to długo, zresztą nic nie czujemy, nic, wcale - zaraz, zaczynamy coś odczuwać, tak, czujemy - CIEPŁO, tak nam ciepło! Gdzie jesteśmy? Co to za ciasne miejsce? Ciasne, ale tak ciepłe, tak przyjemne - co to może być? Rozglądamy się na boki - no tak jesteśmy już w łonie naszej przyszłej mamy. Ale My, gdzie My dokładnie jesteśmy? Na tak postawione pytanie hipnoterapeuty, badana kobieta odpowiedziała: "Jestem tam w środku, jestem w niemowlaku, a raczej...ja jestem niemowlęciem". Teraz jest czas na "przywyknięcie do fizyczności". Nasze ciało (fizyczne), nie jest jeszcze ukształtowane, kształtuje się powoli, a my widzimy jak rosną nam paluszki, jak powoli zaczyna zmieniać się nasz wygląd, jak rośniemy. Przez ten czas otula nas ciepło matczynego łona, spokój i błogostan. Ten czas jest przeznaczony właśnie na aklimatyzację w fizyczności, zaakceptowanie ponownego materialnego "kostiumu" i odpowiednie jego "dopasowanie". Ten czas "aklimatyzacji", ma nas przygotować do czegoś gorszego, co dopiero przed nami - do narodzin.

Narodziny (i potwierdzą to różne osoby poddane sesjom hipnoterapeutycznym), to najgorsza rzecz, jaka nas spotyka na tym świecie (tak mówią ci ludzie i dodają, że narodziny są o wiele gorsze i straszniejsze dla duszy "zamkniętej" w ciele noworodka - nawet od samego momentu śmierci). Taka dusza jest przerażona, a dlaczego tak się dzieje? Najpierw oślepiające światło szpitalnych lamp, potem pojawia się coś dużego i nieprzyjemnego, co chwyta nas i wyciąga z naszego miłego i ciepłego miejsca - to oczywiście ręce lekarza albo tego kto przyjmuje poród. Wychodzimy na światło dzienne, światło jest oślepiające, poza tym zaczynamy nabierać powietrza, to jest...takie dziwne? Powietrze "leci" nam do ust i nosa, zaczynamy się krztusić (długo nieprzyzwyczajeni do takiego oddychania - wcześniej oddychaliśmy w łonie matki). Wszyscy nas dotykają, to takie nieprzyjemne, te łapska - zaczynamy płakać, nie chcemy odchodzić z matczynego, ciepłego łona. Ale już jesteśmy na zewnątrz, lekarz przecina przeponę i mama bierze nas na ręce - to moja mama? - zapytujemy. Co ciekawe, przebywając w łonie matki, dusza nie od razu łączy się z fizycznym (kształtującym się), mózgiem noworodka, dzieje się to trochę później, jednak już w chwili narodzin zarówno nasz duchowy umysł, jak i "nasz" fizyczny mózg - stanowią odtąd jedno i to samo.

Zaczyna się z nami dziać coś dziwnego i nie mam tu na myśli obłapiających nas po całym ciele - wielkich ludzkich rąk, zaczyna się coś innego, niewidocznego - nasza dusza powoli zaczyna...zapominać to, co przeżyła w "Zaświatach". Tworzy się też nasze indywidualne ego, które kształtuje się na zasadzie obawy o przeżycie w tych dziwnych warunkach. Nasze ego "fizyczne", powoli, lecz bardzo intensywnie - zaczyna "zagłuszać" nas samych, czyli umysł naszej niefizycznej duszy. Zaczynamy odbierać świat w kategoriach: "Ja i to wszystko wokół mnie". Leżymy więc w pobliżu kobiety, w której łonie spędziliśmy ostatnie dziewięć miesięcy i myślimy sobie: "Słuchajcie, jestem głodny, dajcie mi jeść, a w ogóle, przeciąg tu jakiś czy co - zimno mi w tym kocyku, dajcie jakieś ubranko". Tak właśnie zaczynamy odbierać świat, już wraz z pierwszym naszym oddechem - indywidualistycznie i niestety coraz bardziej...egoistycznie. A to dopiero przedsmak tego, co czeka nas w kolejnych latach naszego życia, gdy nasz egocentryzm jeszcze bardziej się umocni - "A tak w ogóle to czy nie uzgadnialiśmy z kimś jakichś celów, jakiegoś zadania, jakiejś lekcji do odrobienia? - nieważne dajcie mi mleka i...podkręćcie wreszcie to ogrzewanie!" I tak zaczynamy kolejną "zabawę" naszego życia!



CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz