Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 17 marca 2015

MÓJ WŁASNY "PRZEPIS" NA DŁUGIE I SZCZĘŚLIWE ŻYCIE - Cz. III

ODWAGI - JA JESTEM - NIE BÓJCIE SIĘ!

CZYLI WIARA CZYNI CUDA




Chciałbym Wam zaprezentować bardzo ciekawy przykład możliwości Naszych Umysłów, jak i zarówno braku wiary we własne siły - co automatycznie powoduje upadek wcześniej przez Nas wyznaczonych celów. W Ewangeliach św. Marka, Mateusza i Jana, opisana jest ciekawa historia z Jezusem w roli głównej. Mam na myśli tutaj sławne chodzenie po wodzie. Lecz nie chodzi mi tutaj o przykład samego Jezusa, lecz...św. Piotra. Rybacy (wśród których był św. Piotr), wypłynęli nad jezioro, by złowić ryby, a Jezus pozostał na brzegu. Rybacy długo nie wracali aż zapadł wieczór. Wówczas ujrzeli oni kroczącą po wodzie, dziwną postać - początkowo myśleli że to zjawa, lecz owa postać zwróciła się do nich słowami: "Odwagi, ja jestem, nie bójcie się". Wówczas ujrzeli przed sobą postać Jezusa, który bosą stopą chodził po tafli wody jeziora. Ujrzawszy to św. Piotr zawołał w stronę Jezusa: "Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie", a Jezus nakazał mu przyjść. Piotr więc wyszedł z łodzi i...postawił stopę na tafli jeziora, kroczył tak w kierunku Jezusa, krok za krokiem, gdy nagle silniejszy podmuch wiatru, wyrwał go z tego stanu. Wówczas uświadomił sobie że...zrobił coś, co nie powinno się wydarzyć - że chodzi po wodzie, co dla niego w owej chwili było nie do zaakceptowania. W tej samej chwili, w której uświadomił sobie że jest na środku jeziora i po nim najzwyczajniej stąpa - w tej samej chwili zaczął tonąć. Jezus wówczas pochwycił go za rękę, wypowiadając wielce wymowne słowa: "Czemu zwątpiłeś (człowieku) małej wiary?"

A teraz opiszmy to co się wówczas wydarzyło. Sądzicie że to bajka, mit, opowieść dla grzecznych dzieci? Spójrzmy więc po kolei co się tam wydarzyło. Mianowicie rybacy, długo nie mogąc nic złowić, ujrzeli w zapadającym mroku - dziwną postać, którą uznali za zjawę. Wpadli w panikę, lecz Jezus uspokoił ich słowami: "Nie lękajcie się - oto jestem!" Widząc kroczącego po wodzie swego Mistrza, św. Piotr chciał tak jak i Jezus, przejść się po wodzie. Wiedział jednak że tego nie potrafi. A skąd to wiedział, należałoby zapytać? Najwidoczniej wychowując się w rodzinie rybackiej, od dziecka wiedział już co człowiek może, a czego nie - w kontakcie z żywiołem wody. Zdawał sobie sprawę że chodzenie po wodzie jest NIEMOŻLIWE. Gdy więc ujrzał chodzącego po jeziorze Mistrza - poprosił go by TEN - UMOŻLIWIŁ mu podobne przespacerowanie się po tafli wody. Jezus powiedział: "Przyjdź do mnie". I co się wydarzyło? Piotr swobodnie stanął na tafli jeziora i mógł się po nim poruszać, nie zamaczając sobie nawet stóp. A dlaczego mu się udało - można by zapytać. Oczywiście dla niego samego (jemu podobnych i kolejnych rzesz chrześcijan, czytających o owym "cudzie"), było jasne jak mu się to udaje. To dzięki Jezusowi, Jego mocy i sile, on Piotr - zwykły człowiek, niewykształcony rybak - może swobodnie poruszać się po tafli wody.

Lecz nagle, coś się nie udaje. Lekki powiew wiatru sprowadza Piotra na ziemię. Do jego umysłu dociera, że to, co się właśnie dzieje - nie mogłoby się wydarzyć - gdyż jest to niemożliwe. A jeśli coś jest niemożliwe do zrobienia - to tego na pewno nigdy zrobić się nie da. Do umysłu Piotra docierają wówczas pierwsze wątpliwości - dlaczego (i jak), utrzymuję się na powierzchni wody? Przecież to jest niemożliwe, wręcz nieprawdopodobne - a jednak. Gdy tylko te pierwsze wątpliwości docierają do jego umysłu - co się dzieje? Piotr zaczyna natychmiast tonąć. Krzyczy więc w stronę Jezusa: "Panie, ratuj mnie". Jezus wówczas podchodzi i chwyta go za rękę, wypowiadając wówczas słowa, które są wykładnią wszystkiego, o czym tutaj do tej pory napisałem: "Czemu zwątpiłeś człowieku małej wiary". Zauważcie - "Czemu zwątpiłeś", o czym to świadczy? Św. Piotr dopóki myślał (wierzył), iż to za sprawą mocy Jezusa - a nie siły swego własnego Umysłu - może dokonywać rzeczy niemożliwych, dla ludzkiego pojęcia i wyobrażenia - dopóty wszystko było dobrze. Szedł bez obaw w kierunku swego Mistrza. Problem zaczął się z chwilą, gdy uzmysłowił sobie (czyli obszedł go lęk), iż to co się dzieje jest tak naprawdę niemożliwe. Do jego umysłu zaczęło docierać - że to nie może dziać się naprawdę. Z chwilą gdy tylko takie myśli pojawiły się w jego głowie - NATYCHMIAST zaczął tonąć.

A dlaczego? Już to opisywałem - dopóki wierzymy (i to wierzymy naprawdę, a nie na zasadzie niepewnych marzeń i próśb przyszłości), dopóty wszystko się Nam udaje. Gdy tylko ta wiara (w potęgę Naszych Umysłów), niknie, gdy pojawiają się pierwsze pytania, które rodzą pierwsze obawy - by wreszcie z całą mocą przejął nad nami władzę strach - to już koniec, to o czym właśnie myśleliśmy, to co było prawie na wyciągnięcie ręki - znika - zaczynamy tonąć, tak jak św. Piotr. Siła jest w Nas samych i tylko od Nas samych zależy czy zdecydujemy się z niej skorzystać - by poprawić nasz los. Bardzo często wychowanie, inni ludzie wokół Nas, środki masowego przekazu itd. itp. - zabijają w nas pewność siebie i wiarę w posiadaną (OGROMNĄ) moc. Sądzicie może że przypowieść o Jezusie (i św. Piotrze), chodzącym po wodzie jest zmyślona, nieprawdziwa? Powiem Wam, że w porównaniu z tym co potrafią niektórzy ludzie dzisiaj (nie żeby byli w jakiś sposób wyjątkowi, Oni po prostu konsekwentnie wierzą w to co robią), tamte "cuda" Jezusa, wydają się niewielkie i mało znaczące. Mimo to są częścią naszej wiary, gdyż nasz Umysł potrafi zaakceptować te "cuda", tylko wówczas, jeśli uczyni je Bóg, Syn Boży, Heros lub ktoś wyjątkowy, niesamowity, w każdym razie zupełnie różny od Nas wszystkich, spokojnych i twardo stąpających po ziemi zjadaczy chleba.

Ale zastanówmy się - czy nigdy nie myśleliście np. o wygraniu (kilku-kilkunastu-kilkudziesięciu milionów złotych) w totolotka (lub chociażby jakiejś mniejszej kwoty w jakimkolwiek innym teleturnieju lub zakładach). Zapewne nie tylko o tym myśleliście - ale wielokrotnie graliście (często z mizernym skutkiem). Czy potraficie wyobrazić sobie siebie siedzących w nowiutkim samochodzie, otwierających własną firmę, wyciągających gruby plik stu (lub dwustu), złotowych banknotów z bankomatu i mówiący iż to tylko "na drobne wydatki". Czy potraficie to urzeczywistnić? Czy potraficie zmienić swój los? Jeśli chcecie aby cokolwiek z tego się spełniło (lub coś, czego sami pragniecie), MUSICIE w to wierzyć, wierzyć w to tak, jak opisałem wcześniej. Jeśli pojawi się choć cień wątpliwości - zniszczycie wszystko. Aby się przekonać, zacznijcie od rzeczy małych (wielkość nie ma żadnego znaczenia, ale ma znaczenie dla ludzkiej psychiki, nam się bowiem wydaje że rzeczy mniejsze łatwiej osiągnąć niż te większe). Realizacja mniejszych celów dodaje ludziom odwagi i powoduje wzrost u nich pewności siebie. Pamiętajcie że wszelkie ograniczenia, jakie tylko mogą pojawić się na Waszej drodze - są generowane tylko przez Was samych. Jeśli pozbędziecie się ich (wyrzucicie je ze swego Umysłu) - osiągniecie...wszystko. Nie ma bowiem takich barier, które mogłyby Wam w czymkolwiek przeszkodzić - prócz waszych osobistych lęków i zniechęcenia.

Zauważcie jakie fortuny posiadają niektórzy (bardzo nieliczni), ludzie. Myślicie że jak do nich doszli? Myślicie że są w czymkolwiek lepsi od Was samych - w czym? Tylko w tym, iż zdają sobie doskonale sprawę z możliwości własnych Umysłów (np. własnej inteligencji i konsekwencji w działaniu), a to już oznacza duży sukces. Jeśli nie wierzycie w możliwość osiągnięcia sukcesu zawodowego, kierując się tylko siłą własnego Umysłu (co ja sam na sobie wielokrotnie doświadczyłem), zacznijcie od spraw o wiele prostszych (przynajmniej w Waszym mniemaniu). Jeśli z kimś się kiedyś pokłóciliście, pałacie do kogoś niechęcią (lub ten ktoś pała nią do Was), jeśli ktoś wyrządził Wam krzywdę, lub to Wy wyrządziliście krzywdę jemu - wyobraźcie sobie, że...już się pogodziliście, że żyjecie w przyjaźni że wybaczyliście mu jego winę, lub że darujecie mu jego przewiny wobec Was. Chodzi o to, byście potrafili konsekwentnie budować w swym Umyśle stałe wyobrażenie o przyjaźni z daną osobą. Jeśli zastosujecie się do moich wskazówek (lub uczynicie to co podpowiada Wam w danej chwili intuicja) i nie ogarnie Was zniechęcenie ani niepewność - osiągniecie sukces. Jeśli zauważycie zmianę w zachowaniu człowieka, który do niedawna był Wam nieprzyjazny - to znaczy że udało się Wam. Można przejść do "większych" zadań.

 

Aha pamiętajcie też o podstawowej zasadzie która tym wszystkim kieruje, a brzmi ona tak: 



CDN.

2 komentarze:

  1. Zgadzam się. I potwierdzasz moje długoletnie rozmyślania po przeczytaniu wielu pozycji ksiązkowo-internetowych. By odzyskać wzrok nosząc - 2.0 dioptrie musiał być:
    1 wstrząc w psotaci, że okulista "kłamał", że wada będzie już taka na zawsze a sie pogorszyło
    2 zaryzykowanie po tym wstrząsie zrzucenia okularów
    3 wcześniejsze studiować książek o "jodze na oczy", czyli sposobie jak odzyskać wzrok samym podejściem itd.

    Efekt? 80% odzyskany wzrok, jedynie zmęczenie i długie siwedzenie przed komputerem cofają te efekty ale wiem już jak temu zaradzić.
    Wraz z tą poprawa wzrosła tez pewność siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. OTÓŻ TO!

    Nasz UMYSŁ jest POTĘGĄ - Nasze MYŚLI tworzą rzeczywistość, która nas otacza.

    Wiele osób w ogóle nie zdaje sobie sprawy z siły, jaka drzemie w ich umyśle, przez to często o wszelkie niepowodzenia i losowe potknięcia, obwiniają głównie innych ludzi (ewentualnie samego BOGA).

    A prawda jest taka, że BÓG jest w każdym z Nas, a najlepszym na to dowodem jest siła jaką posiadamy.

    Ja sam, gdybym tylko chciał pochwalić się tym, co osiągnąłem kierując się jedynie siłą własnego umysłu, musiałbym cały ten blog przeznaczyć na opis własnej osoby. W każdym razie kilka spraw ze swego życia już opisałem i wiem że tzw.: "szczęściarze", to ludzie którzy potrafią odpowiednio formułować i kierunkować swe myśli, tak by: "stały się one ciałem".

    A tak w ogóle to w biblijnej Księdze Genesis jest mały błąd: na początku nie było słowa - BYŁA MYŚL!

    OdpowiedzUsuń