Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 20 marca 2016

PORTYK ARGONAUTÓW - Cz. II

"WIEM ŻE NIC NIE WIEM"

MÓJ UMIŁOWANY ANTYK


 Temat ten założyłem, kierując się silną potrzebą zebrania w jednym miejscy całej (albo przynajmniej tej, która jest w moim posiadaniu), antycznej wiedzy, filozofii, teologii oraz poezji i prozy. Czuję niezwykłą bliskość z antykiem (szczególnie z okresem I wiekiem p.n.e. - I n.e. oraz z V wiekiem p.n.e.). Nie będę tutaj się rozpisywał i wchodził w szczegóły (tym bardziej że w innych tematach, podjąłem się próby częściowego wyjaśnienia tego zagadnienia). Ten temat, w całości pragnę przeznaczyć na prezentowanie zebranej wiedzy Starożytnych Mędrców, które to udało się przetrwać do naszych czasów. W kolejnych częściach będę prezentował wybrane dzieła antycznych twórców, takie jak (moje ulubione): "O odwlekaniu kary przez Bogów" - Plutarcha, "O naturze Bogów" - Cycerona, przedstawię i opiszę "Maksymy Delfickie", czyli takie trochę grecko-rzymskie "Dziesięć Przykazań". Opiszę cuda dokonywane przez Apoloniusza z Tiany (choć może jego akurat sobie daruję, gdyż wątek o Apoloniuszu, rozpocząłem w innym temacie). Poza tym zaprezentuję hymny (do Heraklesa, Asklepiosa i innych bogów). Ale nie koniec na tym. Pragnę także pokazać gdzie tkwił największy spór pomiędzy zwolennikami (Arystydes, Atenagoras, Justyn, Meliton, Milcjades, Minucjusz Felix, Teofil, Tertulian czy Quadratus) i przeciwnikami (Aeliusz Aristides, Aleksemenos, Apulejusz, Celsus, Epiktet, Fronton, Galen, Julian Apostata, Lukian, Marek Aureliusz, Porfiriusz czy Rutiliusz Namatianus), rodzącego się chrześcijaństwa - ich argumenty i opinie.




KONTYNUACJA DZIEŁA
TYTUSA LUKRECJUSZA CARUSA
(ŻYŁ W LATACH 99 r. p.n.e. - 55 r. p.n.e.)

 

"O NATURZE WSZECHRZECZY"

("DE RERUM NATURA") 

Cz. II




 
KSIĘGA PIERWSZA
Cz. II


Wtedy rzeczy wszelkie bez żadnej zgoła różnicy
Jedna siła, przyczyna, niszczyłaby zgoła ze szczętem.
Gdyby ich węzły nie były z wiecznej materii zdzierzgnięte.
Gdyby ze śmiertelnego tworzywa były rzeczy,
Dosyć byłoby tknąć je, aby na zawsze zniweczyć.
Tu jednak trzeba siły, i temu nikt nie przeczy.
Każde ciało jest inne, z wiecznej materii złożone,
I trwa aż dotąd całe, kształtne, nienaruszone,
Póki nie przyjdzie siła - a przyjdzie później czy prędzej
Władna dokonać zniszczenia w każdej zarodków przędzy.
I żadna rzecz nie wchodzi w nicość, nie ginie ze szczętem,
A tylko się rozprzęga w materii elementy.

I chociaż giną deszcze, gdy je z niebieskiej przestrzeni
Ojciec-eter rozsypie na łono matki-ziemi,
Za to kołyszą się łany i drzewa stroją się w zieleń,
Gdy im gałęzie do ziemi przygina owoców wiele.
Stąd nasz pokarm, i całej licznej zwierzęcej rzeszy,
Stąd widok miast, kwitnących młodzieżą, oko cieszy,
Po wszystkich polach rozbrzmiewa przymilny śpiew skowronka,
Krągłe i syte bydło chadza po bujnych łąkach;
Przez to się dzieje, że z wymion białe mleko wytryska.
Że młody żwawy przychówek bryka po bujnych pastwiskach,
Radość czystego pokarmu i życia świeżego błogość
Dając wyrazić w igraniu wiotkim, swawolnym nogom.
Nic więc, co ginie z oczu, nie ginie w natury wnętrzu.
Jedno drugiem przyroda żywi, odradza, powiększa,
Nic nie stwarzając pierwej, nim inne w śmierci nie schodzi.

Teraz uważaj. Wiesz już, że nic się "z niczego" nie rodzi,
Ani, raz urodzone, nie może się w nicość obrócić.
Ale - byś przestał wątpić i przeciw mym słowom nie rzucił:
Skąd pewność ziarn istnienia, gdy oko ich nie dostrzeże?
Poznaj ciała nie znane oczom otwartym najszerzej,
O których wiesz, że istnieją, choć niewidzialne zupełnie.
Oto naprzód pęd wichru morze u portu zwełnia,
Rozbija nawy ogromne, chmury rozdziera, jak płótno,
A czasem, wpadłszy na pole orkanu mocą okrutną,
Pokotem drzewa wyrwane układa lub (sam niewidny)
Łamie lasy, rwie skały i sypie grząskie wydmy,
Szalejąc głośnym świstem i całym ryków chórem.
Więc - wichry niewidzialne, to ciała rwące chmurę,
Rwące morze i ziemię, i nagłym zdjęte szałem
Niosące precz swą zdobycz nieraz na mile całe.
Równie zniszczenie sieje rzeka, łożysko krzywiąc.
Kiedy jej wód ogromem owładnie powodzi żywioł,
Gdy ją po długich deszczach z gniazda wyniosłych wzgórzy
Wygna na podbój dolin rozkaz demona burzy;
Porywa szczątki lasów i zwiększa drzewa stos ten,
Bijąc w drodze o brzegi zerwanym potężnym mostem.
Jakaż jest siła wściekłej, ślepej szaleństwem powodzi!
Fal grzebieniem zmąconym przybrzeżne tamy przechodzi.
Każdą przeszkodę znosi i każdy opór obala,
Głazy niesie głębiną, zapory łamie jej fala.
Tak muszą iść rozpędem wichru szalone tchnienia,
Jak rzeka wyszła z brzegów, oddychająca zniszczeniem.

Podobnie łamią zapory, podobnie przed się niosą,
Krzepkim impetem siły dodając nowym ciosom,
Albo gdy krętym wirem kołują łup zdobyty.
Są więc wichry ciałami, choć nam ich widok ukryty,
Gdyż, jak mówiłem, mogą to samo, co rzeka, zdziałać,
Która, widzialna, równie jest groźna i wspaniała.
Dalej: czujemy wszakże przeróżnych rzeczy zapach,
Lecz nie widzimy, jak nam wzniecają czucie w chrapach;
Ani nam oczy uchwycą nagły gorący powiew,
Ni zimny, i o dźwięku nic okiem się nie dowiesz.
Jednak musi to wszystko mieć treść i skład cielesny,
Gdy zmysł pobudza w sposób przyjemny lub bolesny
Wszak dotknąć i być dotknięte mogą jedynie ciała.

I patrz: gdy suknie rozwiesisz na falą zmywanych skałach,
Same ci wodę wchłoną i same na słońcu wyschną,
Ale nie ujrzysz, jak wilgoć do szat zdołała się wcisnąć,
Ani jak się w powietrze ulatnia z nich na upale.
Czemu? Bo ciecz jest z ciałek tak drobnych, że ich wcale
Ludzkie oko nie ujrzy. Pierścień, noszony stale
Przez długie lata słoneczne, znacznie się ściera u spodu.
Najtwardszą skałę wydrąży kroplami ciekąca woda,
A w pulchnej nawet ziemi oracza praca długa
Zjada niepostrzeżenie żelazne ostrze pługa.
Każdy widzi, jak dawniej równe gościńce kamienne
Starły się od nóg tłumu w zwykłej przechadzce codziennej;
Spiżowe u drzwi posążki, pozdrawiające z wnęki,
Wciąż krótsze mają prawice od podawania ręki.
Widać więc, że maleją przedmioty ścierane częściej
Ale jakie co chwila z nich ubywają części,
To już zakryte oczom przez matkę-przyrodę zazdrosną.
Ani tych ciałek nie ujrzeć, przez które rzeczy rosną,
Powoli dodawanych w dziennej przyrostu mierze,
Ani, jak drobny ubytek każe się rzeczom starzeć:
Co tracą nieuchronnie w jednym momencie zaniku
Zżerane solą skały na każdym morskim przesmyku.
Tak więc światłem i ciepłem, wodą i wichrem w górach,
Niewidzialnymi ciałkami sprawuje rządy natura.

Nie ciśnie się w przyrodzie zewsząd ciał mnogość różna,
Nie wszystko masz wypełnione, lecz jest też w rzeczach próżnia.
Tę nieodzowną prawdę, choć też jej okiem nie widać,
Poznasz z moich wywodów i wielce ci się przyda,
Abyś nie wątpił, błądząc i słowom rozumnym wierzył.
Gdyby próżni nie było, wszelki by ruch już nie żył,
Bo główne cechy materii: nacisk ciężaru i zwarcie
Całość w nieporuszeniu trzymałyby uparcie.
Nic by nie poszło z miejsca, gdyż choćbyś sił nie skąpił,
Żadna by rzecz dla drugiej nie mogła placu ustąpić.
A przecież na własne oczy wszędzie dokoła postrzegasz,
Jak wiele ciał się porusza, zmienia postawę, biega.
Cóż, gdyby próżni nie było we wszystkich ziemskich ciałach,
Jakżeby cała natura żyła, albo powstała?
Byłażby jaka racja ruchu? Materia bez zmiany,
Zewsząd ściśnięta, w spoczynku trwałaby nieprzerwanym.

Zresztą, choć wiele w przyrodzie jest zwartych, ścisłych tworów,
Jednak nieprzenikalne są one tylko z pozoru.
Skały podziemnych jaskiń woda kroplista przenika
I spływa dołem łzami w czystych, chłodnych strumykach.
Pokarm ustami wzięty po całym ciele krąży.
Drzewo w czas będzie rosnąć i owoc rodzić zdąży,
Ponieważ soki żywotne, brane z wody i ziemi,
Aż do najdalszych pąków wędrują od korzeni.
Dźwięk drzwi przechodzi i ściany nie zawsze miłym gościem,
A zimno potrafi ciało przeniknąć aż do kości.
Gdyby zaś w ciałach nie było przejść pustych dla ciał innych,
Nigdy byś nie zobaczył żadnych tych przemian czynnych.

A dalej - czemu widzisz, że ciała równe wymiarem,
Kształtem podobne, różnią się jednak od siebie ciężarem?
Jeśli bowiem tyle jest ciała w kłębku wełny,
Ile ma równy kłębek, ale ołowiu pełny,
Tyleż powinien ważyć, gdyż ciało w swej naturze
Szale wagi przyciska do dołu, nie ku górze,
Próżnia zaś, w ciałach będąca, na wadze nic nie znaczy.
Więc to, co równie wielkie, a jednak cięży inaczej,
Bo lżej, widocznie próżni ma w sobie spory zapas.
Tο zaś, co znacznie cięższe, tem się od lekkich różni,
Że więcej ciała zawiera i tyleż mniej ma próżni.
Jest więc, jak bystry rozum jasno pozwala nadmienić,
We wszystkich ciałach jakaś domieszka pustej przestrzeni.

Pragnę cię teraz przestrzec, by z drogi cię nie zwiodły
W poszukiwaniu prawdy bajania mędrków podłych,
Którzy mówią, że łuską pokryte morskie twory
Siłą prą wodę naprzód, by powracała w otwory,
Jakie za sobą zostawią dla fali luźnego odpływu.
Mówią też, czemu zbytnio nawet się i nie dziwuj,
Że wszystkie twory w ten sposób, w ruchu swobodzie zupełnej
Żyją w naturze, choć wszystko spojone jest i pełne.
Błąd to pewny. Bo jakże przeć mogą naprzód ryby,
Jeśli ich woda nie puści? Nie puści zaś bez ochyby,
Bo gdzie ustąpią fale, gdy ryby nie mogą się ruszyć?
Albo więc na ruch wszelki zamkniemy oczy i uszy,
Albo przyznamy, że próżnia jest do natury dodana
I z niej jest ruchu możliwość we wszystkich znanych odmianach.

Dalej, gdy po pchnięciu dwa ciała, dość szerokie,
Zderzą się i na powrót cofną nagłym odskokiem,
Trzeba, by w środku powietrze zajęło próżnię całą.
Tak jednak nie jest od razu, choćby najsilniej wiało,
Gdyż w jednym czasie nie może ogarnąć całej przestrzeni,
Tylko miejsce po miejscu w jednakiem natężeniu,
Aż się jedno po drugiem wypełni w jedną całość.
Gdyby ktoś myślał przypadkiem, że to od razu się stało
(Gdy ciała odskoczyły - powietrze mogło się zgęścić),
Błądziłby: próżnia zwolna zajmuje miejsca części,
Zarazem wypełnia się pustka, przedtem w powietrzu będąca.
Powietrze znów, jak myślę, nie może gęsto się zmacać,
Ani, gdyby już mogło, bez próżni wcale nie zdoła
Zewrzeć się i swych cząstek znowu na miejsce przywołać.

Przeto choćbyś się wahał i sąd swój o tem przewlekał,
Musi się próżnia w przyrodzie okazać z naszych dociekań.
Mogę ci mnóstwo dowodów dać jeszcze na to z pamięci,
Aby wiarę upewnić i w dalszej pracy zachęcić.
Lecz przecie słów niewiele potrzeba mądrej głowie
Wystarczą ślady prawdy, a resztę sama wyłowi.
Bowiem jak psy myśliwskie, stanąwszy raz na tropie,
Węchem zwierzynę znajdą, choć w puszczy się zakopie,
I pójdą prostą drogą aż do legowisk w gęstwie
Tak ty, prawdy szukając, celujesz w myśli męstwie,
Sam przez się pewnie idziesz przez jej kryjówki kręte,
Jedno po drugiem odkrywasz nieznane i nieujęte.
A jeśli się trochę lenisz nadstawić myśli i uszu.
Mogę cię o tem jednem zapewnić, mój Memmiuszu:
Z wielkich zaprawdę źródeł tryskają słowa moje
Słodkim i niekłamliwym, i tak bogatym zdrojem,
Że boję się, by pierwej powolna starość zziębła
Nie weszła w członki nasze i życia nie rozprzęgła,
Nim ci o każdej rzeczy prześlę w twe uszy pilne
Dźwięcznym i gładkim wierszem dowody nieomylne.

Teraz, by znów powrócić do wątku naszych badań,
Cała natura - powtarzam - z dwóch się pierwiastków składa:
Ciałka to są i próżnia, w której się ciałka owe
Mieszczą i poruszają, układy tworząc wciąż nowe.
Jest materia - to mówi nam zmysł, ten wspólny nam wszystkim;
Gdy byśmy mieli nie wierzyć w świadectwa jego ścisłość,
Nie będzie przy rzeczach ukrytych na czem się oprzeć zgoła,
Ni ustalić rozumem, ni dokąd się odwołać.
Gdyby nie było próżni, to znaczy wolnej przestrzeni,
Gdzie przebywałyby ciałka? Jak miejsce mogłyby zmienić?
Nie miałyby pomieszczenia i wcale by nie mogły
Wędrować - jak to przed chwilą wiersze ci moje dowiodły.
Są ciała i jest próżnia. I nie ma nic innego.
Te dwa są elementy - nie znajdziesz już trzeciego.
Bowiem cokolwiek będzie, co tylko da się dotknąć,
Choćby małe, nieważkie, ma swoją treść istotną,
Wiele czy mało przyda do ciała masy całej,
To jednak je powiększy i jednak będzie ciałem.
Znowu, gdy tknąć się nie da ani nie stawi przeszkody
Ciałom, które przez owo miejsce zapragną przechodzić - Będzie tą właśnie
pustką, którą zowiemy próżnią.

Wszystko, cokolwiek istnieje, albo coś czyni i sprawia,
Albo też na działanie innych się rzeczy wystawia,
Albo wreszcie jest takie, że w nim rzeczy są i się dzieją.
Rzeczy bez ciała ni działać, ni cierpieć nie umieją.
Cokolwiek działa lub samo doznaje działania - jest ciałem,
Próżnią zaś jest to wszystko, co rzeczom miejsce daje.
I nie masz żadnej trzeciej istności niezawisłej
Poza ciałami i próżnią, którą byś dostrzegł zmysłem,
Albo też mógł rozpoznać myślą, rozumowaniem.

 Zaprawdę, wszystko wkoło, co imię ma, nazwanie,
Będzie więc cechą stałą lub przypadłością materii
Albo też próżni. Do jednej lub drugiej zaliczysz je sfery.
Stałą lub przynależną cechą zwać byśmy mieli
To, co się nie da od rzeczy bez zguby jej oddzielić.
Tak ciężar przynależy niechybnie do kamieni,
Ciekłość do masy wodnej, gorąco do płomieni
Niewolę zaś, dostatek i biedę, wolność, zgodę,
Wojnę, i wszystko, co przyjściem swem ani wzbogaci przyrodę,
Ani zuboży odejściem, to zwiemy przypadłością.
I czas nie istnieje sam przez się, lecz z rzeczy kolejności
Bierze się w nas świadomość, że to ma teraz trwanie,
To już było, a tamto się po tem dopiero stanie.
Nie da się czas nam odczuć sam przez się w oderwaniu
Od rzeczy będących w ruchu lub w błogiem spoczywaniu.

Jeśli ci też porwanie pięknej Heleny wspomną
I ujarzmienie Troi i ona rzeź ogromną
Nie sądź, że są to już byty w sobie, a nie przypadłości,
Jako, że ich bohaterów przykryła zasłona przeszłości.
Każde takie zdarzenie, o którem w historii słyszymy,
Możemy zwać przypadłością plemienia albo krainy.
Gdyby nie było materii ni miejsca na działanie
Dla ciałek, tej przestrzeni, w której się czynność stanie,
To ani żar miłosny, córki Tyndara krasą
W piersi Parysa wzniecony, nie dałby bodźca zapasom
Wojny owej, ni rumak-olbrzym, ciosany w drzewie
Rękami chytrych Greków, niszczące ognia zarzewie
Nigdy by nie był rzucił na dumne Pergamu mury.
Przeto ci poznać daję, że innej są natury
Wszystkie, dawne i świeże, przypadki, czyny, zdarzenia
Niźli ciała. Nie mają, jak ciała, własnego istnienia,
Ani też byt im przyznamy taki, jaki ma próżnia,
Ale powiemy - lepiej, i trafnie - że są to przeróżne
Przypadłości rzeczy i miejsca, właściwe krajom,
W których się dzieją, i ludziom, którym się przydarzają.

Ciała, powiemy dalej, to albo zarodki same,
Albo rzeczy ze skupień zarodków zbudowane.
Owoż zarodki rzeczy są trwałe, niewzruszone,
Nieprzenikliwość, zwartość stanowi ich obronę
Choć się wydaje trudno uwierzyć, aby w ciałach
Mogła nieprzenikliwość objawić się i działać.
Oto przez ściany domów przenika piorun ścigły,
Jak głos i krzyk. Bieleją rzucone w ogień igły:
Kamienie, w żar ciśnięte, pękają w ostrych grzmotach,
Poddaje się gorącu i chłodna bryła złota.
Ciepło i zimno razem przenika srebrne czasze,
Gdy je pod ołtarz bogów podsuną dłonie nasze,
Gdy wonna rosa na nie przesącza się w ofierze.
Wszystko więc przenikliwe - pomyślisz w dobrej wierze.
Lecz ścisłe dociekanie i naturalne prawo
Przeczą pozorom. Zatem uwagę skłoń łaskawą,
Aż wkrótce ci dowiodę, gdyś prawdy dość łakomy,
Że są nieprzenikliwe zarodki lub atomy,
I z tych to ciałek pierwszych, niezniszczalnych i wiecznych
Jest cały świat stworzony i wszystkie w świecie rzeczy.

Najpierw tedy rozważmy: skoro dwojaka istnieje
Natura: ciało i miejsce, w którem się wszystko dzieje
Każde z nich, w swoich celach odmienne i swoiste,
Musi być niezależne i samo w sobie czyste.
Wszędzie, gdzie tylko próżnia rozciąga władzę swoją
Nie ma tam ciała. Znowu, gdzie same ciała stoją,
Tam być nie może próżni. Z tego wynika jasno,
Że zwartość, nieprzenikliwość stanowi ciałek własność.
Dalej: ponieważ jednak jest próżnia w stworzonych ciałach,
Musi być dookoła materia twarda, stała.
Bo ani dowieść można, ani ma sensu wiele,
Aby istniała wewnątrz próżnia w jakowem ciele.
Gdy jej nieprzenikliwa materia nie otoczy
Tem zaś, co dzierży próżnię i dookoła tłoczy,
Może być tylko materia. I oto stąd konieczność,
Aby materia miała oprócz zwartości - wieczność
I trwała ona jedna, gdy wszystko inne ginie.

Gdyby nie było tego, co nosi próżni imię,
Wszystko byłoby zwartą masą. A gdyby, przeciwnie,
Nie było ciałek, co miejsce zajmą i dzierżą skwapliwie,
Byłaby cała natura pustką i czczą przestrzenią.
Lecz że ni pełną, ni pustą nie jest wyłącznie, widomie
Wszędzie materia z próżnią łączą się w jej ogromie.



 
Ciekawe prawda? Oto bowiem po zakończeniu Pierwszej Księgi, okazuje się, że żyjący w tak odległych czasach Tytus Lukrecjusz Carus, był świadomy (a nawet całkowicie pewny), istnienia maleńkich ciałek, które sam nazywa atomami, a z których to rodzi się cała widzialna materia, którą jesteśmy otoczeni. Takie powroty do klasyki są bardzo przyjemne, bowiem pozwalają uświadomić sobie, że czasy w których my żyjemy, tak naprawdę niewiele się różnią od innych okresów historycznych. Tak naprawdę w każdej epoce są tacy sami ludzie, podobnie się zachowują, działają, myślą, jedyna różnica polega jedynie na zmianie otoczenia, powstają nowe rzeczy, pojazdy, budynki, rodzi się "nowoczesność" - która w każdym okresie i pokoleniu stanowi coś innego. A człowiek? Człowiek zawsze jest taki sam, żyje od przeszłości do przyszłości, zmagając się z czasem, który według mnie istnieje tylko po to, aby uświadomić ludziom, że ten świat jest jedynie nietrwałym miejscem naszej tymczasowej egzystencji. Bo też należałoby się zastanowić czy teraźniejszość tak naprawdę istnieje? Bo czyż nie dziwnym jest fakt, że zarówno przeszłość, jak i przyszłość to okresy czasu niezwykle długiego, natomiast teraźniejszość (jeśli istnieje), trwa zaledwie ułamki sekund. Gdyż chwila w której piszę te słowa, a Wy je czytacie ... już minęła, należy więc do przeszłości. Ciekawe prawda?



CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz