Łączna liczba wyświetleń

sobota, 5 marca 2016

O ANTYPOLONIZMIE SŁÓW PARĘ - Cz. II

"HEIMKEHR" - "PIERWAJA KONNAJA" -

"LIŚCIE CZERWONE" - "NASZE MATKI,

NASI OJCOWIE" i inne ...




"HEIMKEHR"


Przykładem skrajnego wręcz antypolonizmu w ostatnich latach, jest niemiecki serial wojenny pt.: "Nasze Matki, Nasi Ojcowie" ("Unsere Mütter, Unsere Väter"). Chciałbym bardzo móc opisać ten film, w sposób zupełnie bezstronny, pokazać jak jego autorzy, próbują manipulować problemem niemieckiej winy za II wojnę światową, jak starają się "podzielić" swą winą z innymi narodami (najchętniej oczywiście tymi środkowo i wschodnioeuropejskimi), oraz jak starają się wybielić Niemcy, czy raczej naród niemiecki, ukazując co prawda niemieckie zbrodnie, ale również pokazując że byli tzw.: "dobrzy Niemcy", którzy nie godzili się na mordy, popełniane przez Gestapo i SS (Wehrmacht w tym filmie jest wręcz kryształowo biały, pierwsze sceny pokazują żołnierzy niemieckich, jako delikatnych i dobrze wychowanych - choć lekko spanikowanych wojną - chłopaków, którym wcale nie chce się strzelać do Rosjan. Tymczasem w rzeczywistości Wehrmacht, był jedną z najbardziej zbrodniczych organizacji hitlerowskich Niemiec, to właśnie ci "delikatni wrażliwcy", mordowali z zimną krwią zarówno wziętych do niewoli żołnierzy polskich jak i sowieckich, a także ludność cywilną w tym Żydów i ukrywających ich chłopów). 

Ale naprawdę nie da się być zupełnie bezstronnym (choć naprawdę próbowałem się ku temu zmusić). Nie da się, ponieważ jest to najzwyklejsza, budowana na nieznajomości historii i najprostszych ludzkich emocjach - propagandówka polityczna, której nie powstydziłby się Joseph Goebbels - minister propagandy III Rzeszy. Film ten jest prawie dokładnym odwzorowaniem innej propagandówki z czasów Goebbelsa, filmu "Heimkehr" ("Powrót do ojczyzny"), który trafił na ekrany niemieckich kin w październiku 1941 r. Nim przejdę do jego propagandowej kopii z 2013 r. i opowiem o "Unsere Mütter, Unsere Väter", kilka słów na temat "Powrotu do ojczyzny". "Heimkehr" widziałem w kinie tylko raz. Było to w Niemczech, na zamkniętym pokazie z historykiem, który przed projekcją wyjaśniał że film jest stricte propagandowy i wybitnie antypolski, oraz w całości nieprawdziwy (takich słów nie użył, ale tak można było to odebrać). Teraz powiem kilka słów na temat historii jego powstania i pokrótce opiszę treść tego filmu. 

Zaczęło się właściwie od krótkiej notatki w dzienniku 18 stycznia 1940 r. Pod tą datą szef ProMi (ministerstwa propagandy Rzeszy) Joseph Goebbels, zanotował: "Himmler opowiada o przesiedleniu Niemców wołyńskich. Robią oni dobre wrażenie pod względem rasowym i mają nadzwyczaj dużo dzieci". Te kilka, niewiele znaczących słów, stało się inspiracją dla nakręcenia wielkiego filmu wołyńskiego, mającego być gloryfikacją niemieckich kolonistów na wschodnich rubieżach Polski, oraz niemczyzny w ogóle. Wiadomo że Goebbels rozmawiał na temat przesiedlenia Niemców wołyńskich z Reichsführerem SS Heinrichem Himmlerem, który na przełomie grudnia 1939 i stycznia 1940 r. nadzorował ową akcję przesiedleńczą (przesiedlanie Niemców z "terenów dawnego państwa polskiego", następowało na podstawie umowy niemiecko-sowieckiej z 28 września 1939 r.). W akcji tej brał także udział Hanns Johst, który wrażenia z Polski opisał w książce "Wołania Rzeszy, echo narodu. Podróż na Wschód w 1940 r." Publikację tę Goebbels zapewne także przeczytał.

Rozpoczęto więc zakrojone na szeroką skalę przygotowania, zatrudniono całą masę wybitnych fachowców i sławnych aktorów. Film miał w założeniu szefa ProMi, "udokumentować" ciężkie położenie niemieckich osadników na Wschodzie Europy, oraz ich przywiązanie do niemieckiej ojczyzny, jak również ich niezachwianą wiarę w pomoc i opiekę Führera. Wzorowano się po części na wcześniejszych tego typu produkcjach, jak "Flüchtlinge" ("Uciekinierzy"), z 1933 r. w reżyserii Gustawa Ucickyego, z udziałem popularnych wówczas aktorów - Hansa Albersa i Kathe von Nagy. Film opowiadał o ucieczce Niemców z terenów ZSRS, które stało się możliwe dzięki wzorowej wewnętrznej dyscyplinie tamtejszych członków NSDAP, dzięki którym niewinni Niemcy uciekli przed zbrodniczymi bolszewikami. Bardzo podobny w swym przekazie był film z 1935 r. w reżyserii Petera Hagena (a w zasadzie Williego Krausego, który używał pseudonimu "Peter Hagen"). Film pod wdzięcznym tytułem: "Friesennot" ("Niedola Fryzów"), z udziałem Friedricha Kaysslera i Ilse Fürstenberg. Film opowiadał o napaści na niemiecką wieś na terenach Związku Sowieckiego, zaatakowanej przez bolszewickich podpalaczy. W filmie mieszkańcom udaje się uciec i przedostać do Persji. Ten film po ataku Niemiec na ZSRS otrzymał nowy tytuł: "Dorf im roten Sturm" ("Czerwony atak na wieś"). 

To właśnie te filmy miały posłużyć za wzór dla "Heimkehr". Reżyserem został twórca "Uciekinierów" - Gustaw Ucicky, autorem scenariusza pisarz Gerhard Menzel (był również autorem scenariusza "Niedoli Fryzów"). I rozpoczęły się zakrojone na ogromną skalę przygotowania do nakręcenia filmu. Jako ciekawostkę mogę zdradzić, iż przy kręceniu tego filmu uczestniczył w charakterze oficera łącznikowego Wehrmachtu, podporucznik Wilm Hosenfeld (znany nam z filmu "Pianista"), Niemiec który później uratuje życie polskiemu kompozytorowi Władysławowi Szpilmanowi. Długo poszukiwano miasteczka w którym można by było nakręcić filmowe sceny. Wreszcie 5 września 1940 r. w pobliżu wschodniopruskiej granicy międzywojennej Polski, znaleziono idealne miejsce. Było to miasteczko Chorzele niedaleko Przasnysza (wcześniej ekipa odwiedziła Mińsk Mazowiecki, Węgrów, Wyszków, Białą Mazowiecką, Brzeziny, Łódź, Kalisz, Poznań i Mrągowo). Zaś dawny gabinet ministra spraw zagranicznych Rzeczypospolitej Józefa Becka, w warszawskim Pałacu Brühla, posłużył jako przykład dla scenografa - Waltera Röhriga, dla stworzenia podobnego gabinetu do filmu.

Zdjęcia rozpoczęto z początkiem października 1940 r. Na potrzeby zdjęć zbudowano makietę rynku miejskiego. Jedna z mieszkanek Chorzeli, tak oto zapamiętała wizytę ekipy "Wien-Film" w owym miasteczku: "Osoba wysłana przez tak zwane prezydium przeszła się z dzwonkiem przez ulice zapowiadając wizytę artystów z Wiednia, zamierzających kręcić film. Ludność została zobowiązana do stawienia się określonego dnia na rynku (...) z koszykami pełnymi jajek i kurcząt, aby w ten sposób pokazać jak wygląda normalne życie w Chorzelach. (...) Niemcy wybudowali tam prowizoryczny budynek szkoły i zajazdu. Założyli też ogród ze sztucznymi drzewkami owocowymi. Chociaż wtedy była jesień, drzewka stały w kwiatach. W pobliżu dzisiejszego cmentarza wyrósł prowizoryczny most, który miał odgrywać rolę mostu granicznego. Po polskiej stronie mostu domy były zapuszczone i biedne, po niemieckiej piękne i okazałe (...) Polaków nakłoniono do wykonywania normalnych czynności, które zostały przerwane przez nagłe przybycie "polskich żołnierzy". Byli to niemieccy aktorzy w polskich mundurach."

Relacje między mieszkańcami miasteczka a przybyłymi filmowcami układały się raczej pozytywnie, a co najważniejsze, na czas trwania zdjęć przerwano w miasteczku łapanki i wywozy do obozów. Do zdjęć zostali zaangażowani prócz Polaków, także niektórzy Żydzi, choć zostali oni pokazani w filmie (zresztą podobnie jak Polacy), jako nieczuli na niemiecką niedolę, a nawet jako sprawcy gwałtów (jak w scenie w której Polacy wyrzucają wyposażenie niemieckiej szkoły na zewnątrz. Ławki, tablica, globus, a nawet klatka z żywym kanarkiem zostały ułożone w stos, który oblewa naftą młody Żyd, a podpalają jego polscy koledzy). Kadr filmu pokazuje następnie przyglądających się całemu wydarzeniu grupę mieszkańców miasteczka (wśród których są oczywiście zadowoleni brodaci Żydzi). 

Wielu Żydów zostało zmuszonych do uczestnictwa w tym filmie. Jako zapłatę dostawali jedynie posiłek, ale i to było wówczas bardzo dużo (pracujący przy filmie Polak, zeznał po latach, że pewnego dnia spotkał młodą Żydówkę, grającą w jednej ze scen, która w swym fartuchu ukryła kilka kawałków węgla. Po skończonym dniu poszedł za nią i dotarł do niewielkiej chatki, prawie lepianki, w której żyła z mężem i czworgiem małych dzieci. Te kilka kawałków węgla miało posłużyć na ogrzanie rodziny. Gdy kobieta ujrzała mężczyznę, upadła przed nim na kolana, błagając by jej nie wydawał (za kradzież groziła bowiem śmierć dla całej rodziny). Polak dał kobiecie trochę chleba i kawałek kiełbasy, które miał schowane na późniejszy posiłek. Miał tylko tyle. Owym Polakiem był Robert Czerny, po wojnie polski reżyser.

Film przede wszystkim przedstawia polskie okrucieństwo wobec niemieckich mieszkańców miasteczka, ale również (choć dość rzadko), pokazane są "negatywne cechy żydostwa". Jak choćby scena, w której główna bohaterka - Maria Thomas (w tej roli austriacka aktorka, która po wojnie stwierdziła że "została zmuszona" do uczestnictwa w tym filmie - Paula Wessely), spotyka na rynku starego Żyda Salomonsona, który próbuje namówić ją do kupna paryskich koronek. Maria odmawia, mówiąc: "Nie Salomonson, przecież Pan wie że my nie kupujemy u Żydów", lecz Żyd nie ustaje, chwali przy tym "wielkość i uczciwość" narodu niemieckiego, Hitlera nazywa "genialnym człowiekiem", dodaje jednak z żalem, iż nie chce on niczego się dowiedzieć o "biednych Żydach". Maria odpowiada: "Napiszemy mu o tym Salomonsonie" i odchodzi, a Żyd zmienia ton i zaczyna przeklinać Niemców.

Jednak przedstawienie ludności żydowskiej w negatywnym świetle, było niczym w porównaniu z tym jak pokazano Polaków. Wśród wielu postaci polskich mieszkańców, żołnierzy, policjantów, nie sposób znaleźć choćby jednej, obdarzonej pozytywnymi przymiotami. Pierwszą, szczególnie negatywną postacią, jest polski burmistrz miasteczka. Gdy Maria Thomas udaje się do niego, by upomnieć się o zwrot zarekwirowanej przez policję - niemieckiej szkoły, taka oto nawiązuje się między nimi konwersacja: 

(Bawiący się pejczem burmistrz): "Panno Thomas, Pani jest Polką, korzysta Pani z praw przysługujących polskiej obywatelce", (Maria): "Tak, na tej podstawie zostaliśmy okradzeni?", (Burmistrz): "Polska żywi Panią, posiada Pani polski paszport. Skąd więc twierdzenie że jest Pani Niemką?", (Maria): "Przecież mówię po niemiecku", (burmistrz z ironicznym uśmieszkiem): "Ja w tym momencie też. I co z tego?", (Maria): "Niemiecki jest moim językiem ojczystym. Nasi przodkowie, którzy tutaj przywędrowali, byli Niemcami. Wtedy ten kraj był rosyjski. Czy my, mam na myśli moich przodków, staliśmy się przez to Rosjanami? Nie sądzę, no bo jak?A przecież korzystali oni z praw obywateli Rosji, państwo to ich żywiło, mieli rosyjski paszport". (Burmistrz w gniewie uderza pejczem w stół): "Ten kraj był zawsze polski. Był jedynie przez pewien okres uciemiężony, ale te czasy minęły - absolutnie minęły. Na zawsze. Proszę to sobie uzmysłowić. Wszystko, co znajduje się w obrębie naszych granic, jest polskie. Nie ścierpimy żadnej irredenty. Żadnych zagrażających państwu doktryn o tak zwanej narodowości. Wiemy dokładnie o co tutaj chodzi. Po wydarzeniach w Czechosłowacji..." (następuje hałas na korytarzu. Burmistrz sięga po strzelbę, mówiąc): "Sprowadziła Pani pomoc, aby mnie zastraszyć. To bezczelność i głupota. Presja wywołuje represję". (Do gabinetu wdzierają się miejscowi Niemcy, którym Maria każe wyjść. Burmistrz mówi): "Sądzi Pani, Panno Thomas, że takie demonstracje pomogą w załatwieniu Pani problemu?" (Maria): "Ludzie mieli dobre, a nie złe intencje. Chcę tylko powiedzieć że zastrzegamy sobie dalsze kroki w naszej sprawie".

Prócz burmistrza (który ukazany zostaje, jako zdradzający objawy choroby nerwowej), jest również pokazany woźny magistratu - Antek, jako przygłupi germanofil , bezduszny sekretarz wojewody łuckiego, cyniczny polski minister spraw zagranicznych (o wyglądzie Józefa Becka, pełniącego tę funkcję, w latach 1932 - 1939), są brutalni polscy policjanci i żołnierze, a także w ogóle cały "polski motłoch" (czyli mieszkańcy miasteczka), nastawiony wybitnie antyniemiecko, o morderczych instynktach. Goebbels chciał, by ukazać Polaków w jak najgorszym świetle, jako ludzi u których okrucieństwo miało tkwić w samej ich naturze. Zresztą Polacy prócz swego okrucieństwa, pokazani zostali również jako prawdziwe prymitywy, nieczułe na ludzką (oczywiście niemiecką) krzywdę, czego dobitnym przykładem jest scena, podczas której grupa "polskich wyrostków", strzela do przejeżdżającego bryczką dr. Thomasa (oczywiście Niemca, ojcem Marii), co doprowadza go do utraty wzroku. Równie odpychającą sceną, jest ukamienowanie Marthy Launhard, której grupa "polskich troglodytów", ściąga z szyi wisiorek, w kształcie swastyki. Następnie zarzucenie sieci, na przewożonych w odkrytej ciężarówce, miejscowych Volksdeutschów, oraz próba ich ... wymordowania, przez odhumanizowanych polskich żołnierzy, w więziennej piwnicy, przy użyciu karabinu maszynowego.




W miejscowym kinie, również ukazany został przykład "polskiego zezwierzęcenia", gdy podczas projekcji filmowej, słychać polski hymn, wszyscy widzowie powstają z miejsc i śpiewają Mazurka Dąbrowskiego. Jedynie Maria, jej narzeczony (dr. Mutius) i przypadkowo spotkany znajomy tej dwójki, miejscowy Niemiec (ubrany w mundur Wojska Polskiego, w związku z zarządzoną mobilizacją), stoją w zupełnym milczeniu, ze spuszczonymi głowami, co jedynie powoduje agresję wśród Polaków, którzy krzyczą aby: "wymordować te przeklęte niemieckie świnie". Wkrótce dochodzi do bójki, która przemienia się w lincz, w wyniku którego ciężko ranny zostaje dr. Mutius. Marie błaga wszystkich (polskich policjantów, sekretarza wojewody i wreszcie sanitariuszy w polskim szpitalu), do udzielenia pomocy pobitemu Niemcowi ... bezskutecznie. Mari, wraz z ciężko rannym dr. Mutiusem, zostaje wyrzucona ze szpitala. Na ulicy, narzeczony Marie umiera, przy widocznym zadowoleniu żydowskiej gawiedzi.  

Wreszcie wszystkich miejscowych Niemców (z Marie na czele), zamyka się w lochach polskiego więzienia, gdzie zrezygnowani oczekują na śmierć. Otuchy dodaje im właśnie Marie Thomas, która wygłasza wizjonerski monolog o niewzruszonej więzi z niemiecką ojczyzną. Marie mówi: "Bo przecież nie tylko żyjemy niemieckim życiem, ale również umieramy niemiecką śmiercią. I jako umarli pozostajemy Niemcami i stajemy się częścią Niemiec, niczym skiba ziemi pod zasiew ziarna dla wnuków, a z naszego serca wyrasta winna latorośl w stronę słońca". Dzięki tym słowom, miejscowi Niemcy nabierają ekstatycznego uniesienia, które przerywa ... pojawienie się samolotów z czarnymi krzyżami na skrzydłach, bombardujących Łuck. Przybywają też niemieckie czołgi, które rozwalają bramę miejscowego więzienia, podczas gdy polscy żołnierze i policjanci rzucają się do panicznej ucieczki. Niemcy zostają uratowani i nareszcie mogą ... zjednoczyć się z Hitlerem. Zresztą Goebbels rozpływał się w pochwałach nad tym filmem, mówiąc: "Film jest wstrząsający i wzruszający zarazem. Stanowi wychowawczą lekcję dla całego narodu niemieckiego (...) A scena w piwnicy polskiego więzienia, jest według mnie w ogóle najlepsza ze wszystkich, jaką kiedykolwiek nakręcono".

"Heimkehr" był pokazywany z niezwykłą pompą, we wszystkich niemieckich kinach i również promowany za granicą (we Włoszech oraz w okupowanej przez Niemców Holandii i Francji). Otrzymał też wiele nagród, z tytułem: "Filmu Narodu", przyznawanym przez szefa ProMi (czyli oczywiście Goebbelsa). Sam reżyser otrzymał osobiście od Goebbelsa - 115 tys. reichsmarek, oraz "pierścień honorowy niemieckiego filmu", pozostali aktorzy otrzymali dużo mniejsze sumy. Ale na tym nie koniec, Joseph Goebbels był tak zadowolony z tej swojej propagandówki, że zaprosił całą ekipę filmową, do swej luksusowej rezydencji, położonej na półwyspie Schwanenwerder na jeziorze Wannsee. 

Na ziemiach polskich, okupowanych przez Niemców, pierwszą projekcję tego filmu wyświetlono 26 października 1941 r. w Krakowie, w drugą rocznicę ustanowienia na ziemiach polskich Generalnego Gubernatorstwa. Podczas tej projekcji, była obecna cała ekipa filmowa, którą nazajutrz, generalny gubernator Hans Frank, zaprosił na Wawel. Jak reagowała na ten film ludność niemiecka? Dziś trudno jest opisać prawdziwe reakcje, gdyż obowiązywał przykaz entuzjastycznej akceptacji i pochwał, jednak w dzienniku Aleksandra Hohensteina (niemieckiego komisarza kilku gmin w okolicach Pabianic w latach 1940 - 1942), znalazły się dość ciekawe informacje, nie tylko o samym filmie, lecz przede wszystkim o jego odbiorze, które Hohenstein ukazuje jako ... dopiero czekające Niemców w przyszłości, za ich zbrodnie. Oto one (cytuję fragmenty): 

"To osobliwe siedzieć między Polakami i widzieć na ekranie wybuchy nienawiści tych samych Polaków, słyszeć ich pieśni bojowe. Przyjęliśmy ten film z mieszanymi uczuciami. Wydało mi się, że oto pokazano nasz przyszły los. Czy nie jest wielką niezręcznością dawać do obejrzenia nam, którzy muszą żyć w takiej samej strefie zagrożenia, tego rodzaju materiał? Oglądamy przecież ten "film" inaczej niż szukający rozrywki mieszkańcy Rzeszy, którzy egzystują z dala od zasięgi kul. Inaczej, bo większość spośród widzów - Niemców zagranicznych - odczuła to wszystko na własnej skórze. Jeszcze nie całkiem zabliźnione, często głębokie rany zostały znowu rozdarte (...) Być może w sposób niezamierzony, film ten zwrócił uwagę na poważne zagrożenie ich sytuacji życiowej. Nie nazywając rzeczy po imieniu, pokazano groźbę politycznej eksplozji w przyszłości. Powstania narodowe Polaków są całkowicie prawdopodobne, to wynika z polskiej historii (...) A może chciano za pomocą tego filmy, pobudzić w Kraju Warty nowe wybuchy nienawiści przeciwko Polakom? Byłoby to nieodpowiedzialne, gdyż każda presja ma swoje konsekwencje, również o charakterze moralnym. Od czasu kiedy tu urzęduję, zwalczam słowem i przykładem przejawy politycznej nienawiści, zabiegam o wzajemne zrozumienie grup etnicznych, o duszę każdego człowieka bez względu na jego pochodzenie narodowe. Czynię to świadomie wbrew stanowisku partii. To, co zbudowałem w ciągu miesięcy, ten film może zniszczyć w ciągu godzin. Widziałem na sali Polaków, mimo zakazu wstępu dla nich, a także tak zwanych Volksdeutschów, którzy są tak spolonizowani, że mogli w filmie zrozumieć jedynie polskie pieśni i zdania wypowiadane w tym języku. Jest dla mnie jasne, w którą stronę ci ludzie się zwrócą, jeśli staną przed alternatywą polityczno-narodową. Podobnie jak nie mam wątpliwości, że okoliczni Polacy będą już jutro rano znali treść tego filmu i zawarte w nim tendencje. Jeśli nie było zamiaru wzniecania za pomocą tego filmu uczuć nienawiści, to trzeba określić jego projekcję tu, w Kraju Warty, dla niewielkiej mniejszości niemieckiej, egzystującej pośród tak bardzo uciemiężonej ludności polskiej, mianem politycznej nieodpowiedzialności, która może przynieść gorzkie, krwawe owoce (...) Biada nam, jeśli mielibyśmy znowu przegrać światową wojnę".

Jednak wielu innych Niemców, reagowało na ten film zupełnie inaczej, biorąc go za absolutną prawdę, żądając zaostrzenia kursu wobec ludności polskiej, a w Płocku po emisji filmu, urządzono prawdziwy pogrom Polaków, zabijając kilkanaście osób.

W filmie tym wystąpili również polscy, przedwojenni aktorzy, których do obsady ściągał Igo Sym (syn Polaka i Austriaczki, po 1918 r. osiedlił się w Polsce, gdzie zdobył niesamowitą popularność, jako aktor, amant i symbol seksu - był niezwykle przystojny. Po niemieckim ataku na Polskę, Sym zgłosił się do Straży Obywatelskiej i pomagał przy kopaniu rowów przeciwlotniczych. Jednak już po upadku stolicy i klęsce poniesionej w walce z niemieckim i sowieckim najeźdźcą, Sym bardzo szybko ujawnił się jako Volksdeutscher. stał się z nadania niemieckich władz okupacyjnych - dyrektorem teatrów warszawskich, wyjątkowa szuja i konfident, wydawał w ręce Gestapo polskich aktorów, podejrzewanych o kontakty z Podziemiem Niepodległościowym. Wreszcie wydany został na niego wyrok śmierci podziemnego Wojskowego Sądu Specjalnego. Wyrok został wykonany 7 marca 1941 r. w jego mieszkaniu, przez podporucznika Romana Rozmiłowskiego, będącego w towarzystwie jeszcze dwójki innych podoficerów w cywilu. Po jego śmierci Niemcy rozpętali w Warszawie krwawe represje, zabijając 21 osób - w tym dwóch profesorów Uniwersytetu Warszawskiego - w Palmirach. Igo Sym, co wyszło dopiero potem, był niemieckim agentem na długo przed wybuchem II Wojny Światowej).


IGO SYM



Polscy aktorzy byli zastraszani, albo przekonywani do udziału w tym filmie pieniędzmi, choć gaże Polaków, w porównaniu z Niemcami, były niezwykle skromne, ale w czasie okupacyjnej rzeczywistości, gdy kostka mała, czy kawałek kiełbasy, dochodził do niebotycznych cen, przydać mogły się każde pieniądze. W każdym razie, podaję listę polskich aktorów, którzy wystąpili w filmie "Heimkehr": Tadeusz Żeński (minister Beck), A. J. Horwath (sekretarz wojewody łuckiego), Józef Kondrat - wuj aktora Marka Kondrata (Antek - woźny magistratu), Michał Pluciński (policjant), Bogusław Samborski (burmistrz wołyńskiego miasteczka), Edward Wejsis (wartownik w polskim więzieniu), Juliusz Łuszczewski (agresywny Polak w kinie), Stefan Golczewski (strażnik polskiego więzienia, bijący Niemców), Bolesław Dominiak (strażnik polskiego więzienia), Wanda Szczepańska (bileterka w kinie), Stefania Krokowska (agresywna Polka w kinie) i Hanna Chodakowska oraz Stefania Stoińska (kasjerki w kinie).

Polskie Państwo Podziemne, już w końcu marca 1941 r. określiło udział aktorów polskich w tej hitlerowskiej propagandówce, jako: "niepojętą wprost obrzydliwość", a w grudniu 1942 r. sąd podziemny nałożył karę infamii (pozbawienia czci) na Bogusława Samborskiego, Józefa Kondrata, Michała Plucińskiego i Hannę Chodakowską za: "czynny udział w nagrywaniu filmu niemieckiego (...) o treści propagandy antypolskiej, połączonej z lżeniem narodu i Państwa Polskiego". Nagana zaś została wymierzona: Pichelskiemu, Dominiakowi, Wesołowskiemu i Grolickiemu za współudział (uczestniczyli jako statyści). Józef Kondrat wyraził skruchę i pragnąc odpokutować swój udział w tym filmie, przyłączył się do odziału partyzanckiego, Samborski uciekł do Wiednia, a po wojnie przez jakiś czas pozostał we Francji, a potem (najprawdopodobniej), wyjechał do Argentyny. Większość aktorów, stanęła dopiero przed sądem, już w ludowej Polsce, po zakończeniu wojny. Część z nich otrzymała wyroki do 12, 5 i 3 lat więzienia, na dożywocie (zaocznie), sąd skazał Samborskiego, większa część jednak aktorów występujących w tym filmie, uniknęła więzienia, a niektórzy (jak choćby Michał Pluciński), wzięli udział w ekranizacji "Krzyżaków" z 1960 r. w reżyserii Aleksandra Forda - Pluciński notabene zagrał tam polskiego rycerza. 







"HEIMKEHR" - TA PROPAGANDÓWKA FILMOWA, OTWIERA LISTĘ ANTYPOLSKICH FILMÓW, KTÓRE ZAMIERZAM ZAPREZENTOWAĆ W KOLEJNYCH POSTACH Z TEJ SERII


CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz