Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 14 marca 2016

WYSPA DZIEWIC - Cz. I

OPOWIADANIE  +  18 

PONOWNIE UKAZUJĄCE POKŁADY MEJ 

MROCZNEJ NATURY






Było ich siedem, siedem w jednej małej celi. Nie znały się wcześniej, spotkały się dopiero tutaj. Pochodziły z różnych środowisk i były w różnym wieku, począwszy od dwudziestolatek, skończywszy zaś na ponad czterdziestoletnich kobietach. Nie było tam jednak nastolatek młodszych niż 21 lat. Dlaczego? Odpowiedź wydaje się prosta, właściciel tego miejsca, ich nowy Pan, nie lubił podlotków. Dziewczyny ubrane były w na-wpół prześwitujące halki, nie miały ani majtek, ani też biustonoszy (na całej wyspie panował całkowity zakaz ich noszenia przez kobiety). Było to bez wątpienia dość krępujące, szczególnie początkowo, potem można było przywyknąć - i tak zresztą nie było innego wyjścia. Dziewczyny przebywały już ze sobą od kilku tygodni, zdołały więc się do siebie przyzwyczaić i zaprzyjaźnić. W celi było dość ciepło, poza tym było podłogowe ogrzewanie, tak więc nie potrzebowały butów - chodziły więc boso. Zresztą temperatura w celi, była uwarunkowana od postępów w ich szkoleniu. Jakakolwiek próba buntu choćby jednej z dziewcząt, mogła się źle skończyć na nich wszystkich. A paleta kar była dość bogata - od pozbawienia posiłku (od jednego do trzech dni - przy czym dziewczęta otrzymywały wówczas jedynie wodę do picia), po ochłodzenie, lub ... podgrzanie temperatury panującej w celi (a prycze, na których dziewczyny spały, posiadały jedynie cienką narzutę), i najzwyklejsze kary cielesne.

Wszystkie dziewczyny dodatkowo nosiły na szyi coś, co z wyglądu przypominało ciasną obrożę, a w rzeczywistości posiadało wbudowany nadajnik, dzięki któremu można było zlokalizować miejsce pobytu każdej z nich. To tak na wszelki wypadek, gdyby spróbowały ucieczki, choć była ona z góry niemożliwa z kilku powodów. Po pierwsze, każda próba usunięcia przez dziewczynę obroży, powodowała uruchomienie paralizatora, który raził siłą od 10 do 70 mA, co skutecznie doprowadzało daną uciekinierkę do utraty przytomności. Poza tym, gdyby nawet jakimś cudem udało jej się zdjąć obrożę, nie mogłaby uciec z wyspy. Wyspa ta bowiem była położona na środku oceanu, dodatkowo cały teren był strzeżony przez żołnierzy uzbrojonych w broń maszynową, oraz ... duże agresywne psy, które biegały dokoła terenu i gotowe były zagryźć każdego, ktokolwiek zbliżył się do "zakazanego miejsca". 

Cały dzień był skrupulatnie określony. Pobudka była o siódmej rano, potem krótka gimnastyka (w czasie której dziewczyny musiały się wyginać w różne strony, ukazując wszystkie swoje najpiękniejsze walory (oczywiście całe pomieszczenie było wprost naszpikowane najróżniejszymi kamerami i urządzeniami podsłuchowymi). Potem następowała poranna toaleta. Drzwi celi otwierały specjalnie dobrane "strażniczki", uzbrojone w baty i pałki, które prowadziły nagie dziewczęta (w łóżkach sypiały zupełnie nago), do łazienki. Zresztą, nie były one tam potrzebne, gdyż drzwi i tak otwierały się automatycznie, poza tym na korytarzu panowała niższa temperatura niż w celach, a jedyne drzwi, które otwierały się wraz z celą, były drzwiami do łazienki. Nie było innej drogi. Oczywiście łazienka także była odpowiednio ogrzewana, a po wejściu dziewczyn do środka, drzwi zamykały się automatycznie i następowała ... wspólna kąpiel. Oczywiście łazienka także była najeżona urządzeniami audio-video, dzięki czemu można było dokładnie obserwować co się w środku dzieje. 

Dziewczyny myły się wzajemnie pod prysznicem (był to jeden z nakazów Pana), a ponieważ łącznie w celi było ich siedem, to ... jedna z par była trójkątem. Każda musiała więc wyszorować drugiej ramiona, brzuszek, piersi, muszelkę, nóżki i oczywiście włosy. Jedna myła drugiej, a na koniec wszystkie musiały dać sobie soczystego buziaka. Potem mogły umyć zęby i uszy (już samodzielnie), oraz otrzymywały (od strażniczek), środki higieniczne, w tym tampony, przy czym panował obowiązek zgłaszania każdej miesiączki. I jeszcze jedna, bardzo ważna sprawa - obowiązek codziennej całkowitej depilacji ciała (poza oczywiście twarzą i włosami), każda z dziewczyn musiała usunąć jakiekolwiek włoski z rąk, nóg, pach czy (oczywiście) muszelki. Po kąpieli, następował czas na śniadanie. Dziewczęta prowadzono więc do stołówki, gdzie otrzymywały lekki posiłek, złożony z warzyw i owoców. 

Następnie wszystkie szły do pokoju ginekologicznego, gdzie strażniczki zakładały im pasy cnoty, w których chodzić miały przez cały dzień. Ta z nich, do której uśmiechnęłoby się szczęście, mogła spędzić ten dzień w towarzystwie Pana, ale na taką łaskę należało sobie zasłużyć, więc dziewczęta konkurowały między sobą o względy mężczyzny, który je wszystkie tu sprowadził i uwięził. Owe pasy cnoty, posiadały jedynie dwa, niewielkie otworki, które umożliwiały oddawanie moczu i kału, bez potrzeby zdejmowania pasa, ale na każde wyjście do łazienki, dziewczęta musiały sobie zasłużyć, swym zachowaniem, posłuszeństwem i całkowitą uległością. Po zamontowaniu pasów cnoty, strażniczki prowadziły je do kolejnych drzwi (które znów otwierały się automatycznie), gdzie mogły się swobodnie umalować, uczesać i ubrać. Stroje były różnokolorowe, dominowały jednak jasne barwy, szczególnie zieleni, różu i błękitu. Suknie był dość cienkie, przewiewne i ... prześwitujące, dokładnie było więc widać wszelkie krągłości niewieściego ciała. Makijaż był zaś bardzo stonowany, wręcz symboliczny (Pan lubił naturalizm), lekko podkreślone usta, policzki, brwi i rzęsy. Poza tym włosy, należało je jakoś ułożyć (dziewczęta miały pod tym względem wiele swobody, z wyjątkiem tych dni, gdy Pan skrupulatnie wymieniał jak jego niewolnica ma być ubrana i uczesana). 

Potem wszystkie przechodziły na taras widokowy, z którego roztaczał się przepiękny widok na ogród i bijącą z jego środka fontannę, gdzie oczekiwały dalszych instrukcji. Niekiedy instrukcje nie nadchodziły, więc dziewczęta nudziły się tam śmiertelnie. Należy też od razu zaznaczyć, że nie codziennie strażniczki prowadziły dziewczyny na taras, było bowiem tylko kilka dni w tygodniu, które tam spędzały, oczekując na wezwanie od Pana, które przychodziło w postaci kwiatu lub owocu, przynależnego określonemu dziewczęciu. Dziewczyny nosiły bowiem imiona kwiatów i owoców, była więc Poziomka, Truskaweczka, Wisienka, była Lilia, Jeżynka, Koniczynka, Malinka, Sasanka, Miętuweczka i wiele innych. Dni które dziewczyny spędzały na tarasie, to były tylko trzy dni w tygodniu - piątek, sobota i niedziela, w pozostałe dni grafik ich zajęć był zupełnie inny. 



CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz