KOMUNIZM (LEWACTWO),
ROSJA, CHINY i... WATYKAN
Chińczycy, jeśli chcą komuś dokuczyć to powiadają: "Obyś żył w ciekawych czasach", gdyż jest to swoiste przekleństwo symbolizujące burzliwe lata niepokoju, zmieniających się sojuszy i walk. Ktoś najwidoczniej bardzo chce "dokuczyć" naszej cywilizacji chrześcijańskiej, bowiem obecnie poddawani jesteśmy (zarówno w Europie jak i w Ameryce) "ciekawym czasom", których symbolem pierwotnie stało się kłamstwo, potem owe kłamstwo zaczęło narastać, aż wreszcie w naszych czasach stało się swoistą totalitarną ideologią przemocy. Europa już od kilku dekad poddawana jest swoistemu maglowi ideologicznemu, którego celem jest stworzenie "nowego człowieka", pozbawionego korzeni, wydartego ze swojego środowiska (z rodziny) którego jedynym powołaniem jest służba i wiara - wiara w wszechmoc państwa. Postanowiłem wymienić kilka najważniejszych elementów zagrożeń, jakie w naszych "ciekawych czasach" stanowią śmiertelne wręcz zagrożenie dla Cywilizacji Krzyża, czyli właśnie cywilizacji chrześcijańskiej. Siły te są potężne i ich celem jest ujednolicenie wszystkich aspektów naszego życia (w sferze religii to się nazywa ekumenizm). Zacznijmy więc po kolei, wymieniając każde z tych zagrożeń z osobna.
Za największe zagrożenie, jakie dziś wręcz rozsadza od środka Europę (i Amerykę) uważam ideologię komunistyczną. Jest to najgorsza z chorób, z którą Ludzkość musi zmagać się od co najmniej stu lat. Wyjątkowo niebezpieczny wirus, który potrafi skutecznie mutować i dostosowywać się do nowego środowiska, przez co może być słabiej rozpoznawalny. Ta choroba (bo jest to choroba... umysłu), rozsadza cały system immunologiczny zdrowego organizmu społeczno-politycznego, czyniąc go bezbronnym i całkowicie podatnym na wszelkie zagrożenia zarówno zewnętrzne jak i wewnętrzne. Spójrzmy na nasz kontynent - Europę, zainfekowaną tym dziadostwem. Europa i Europejczycy w poszczególnych krajach są całkowicie bezbronni wobec mas zalewających kontynent muzułmańskich nachodźców. Europejczycy są całkowicie bezbronni, ponieważ zostali przez te wszystkie lata odpowiednio wytrenowani i to nie tylko w posłuszeństwie i pokorze wobec władzy, ale przede wszystkim wobec... inności. We wszystkich najważniejszych ośrodkach medialnych dominuje jeden, podstawowy przekaz inność jest cool, a już szczególnie, jeśli ta "inność" płynie do nas z Bliskiego Wschodu lub Afryki Północnej z Koranem w dłoni i opuchniętymi jądrami w gaciach - to też jest cool. Europejczyk nie powinien się tym w ogóle zajmować, poza euforycznym okazywaniem radości z powodu kolejnych mas niekontrolowanych setek tysięcy migrantów. Cóż to jest, jeśli nie kolonizacja przy dźwiękach "Imagine" Johna Lennona?
Głupcy którzy nie znają historii, zawsze będą zmuszeni do jej ciągłego powtarzania. A wystarczy przecież zastanowić się jak upadło Imperium Rzymskie (to zachodnie), co było tego przyczyną? Oficjalnie wiadomo że Rzym upadł pod ciosami tzw.: "barbarzyńskich ludów", które wdarły się w jego granice i rozsadziły go od wewnątrz. To prawda, ale niestety - niepełna. Tak naprawdę Rzym upadł dlatego, że zabrakło Rzymian gotowych walczyć z tymi agresywnymi ludami, bo przecież po co walczyć - można im zapłacić. A najlepiej to przyjąć ich do własnej armii, niech pilnują naszych granic, a my oddamy się przyjemnościom stołu, łoża i powszechnej radości życia. Rozkład moralny i niewieścienie mężczyzn, jest ostatnim stadium przed upadkiem każdej cywilizacji. Jeśli mężczyżni zaczynają uważać, że w zasadzie pomiędzy związkiem złożonym z kobiety i mężczyzny a związkiem dwóch gejów czy dwóch lesbijek nie ma w zasadzie żadnej różnicy - "bo przecież się kochają" - to już w tym samym momencie zapala nam się czerwony alert - UWAGA NIEBEZPIECZEŃSTWO. Jeśli mężczyźni tracą zapał przed pracą dla dobra własnej rodziny, jej ochroną i utrzymaniem (bo przecież życie jako singiel jest takie przyjemne, bezstresowe, można "bzyknąć" sobie raz dziewczynkę, a raz może chłopczyka - bez żadnych zobowiązań), gdy następuje załamanie demograficzne, bo nie ma uzupełnienia pokoleniowego - to jest to pierwszy krok ku zagładzie, ku śmierci.
Rzymianom w ostatnich dekadach istnienia ich imperium odechciało się już zupełnie walczyć i poświęcać w obronie rodziny, kraju i wyznawanych wartości - dlatego zastąpiły ich ludy silne i zdeterminowane, ludy, w których silni mężczyźni zastąpili lalusiowatych Rzymian. A co było z imperiami Azteków i Inków? Jak upadły? Przecież podbiła je garstka konkwistadorów, którzy w normalnym starciu od razu zostaliby zmiażdżeni. A jednak wygrali - dlaczego? I tutaj wchodzimy w inny aspekt niebezpieczeństwa, jaki pragnę poruszyć, mianowicie w aspekt religii i kapłanów. Otóż Aztekowie przegrali, ponieważ w azteckich mitach było powiedziane, że brodaty bóg Quatzelcoatl, przybędzie kiedyś ze wschodu i ponownie obejmie władzę nad swym ludem. Gdy więc Hernan Cortez (oczywiście Hiszpan o twarzy pokrytej krótką, ale jednak modną w tamtym czasie brodą), wylądował we wschodnim Meksyku, podążając drogą w kierunku Tenochtitlanu (stolicy państwa Azteków), wówczas to uaktywnili się kapłani (wraz z samym władcą królem - Montezumą), którzy stwierdzili że to zapewne sam bóg Quatzelcoatl i zakazali z nim walczyć. Gdy się okazało, że przybysze żadnymi bogami nie są, oraz że dopuszczają się krwawych masakr tutejszej ludności (ha - symbolika aż do bólu zgodna z tym, co się wyprawia dziś w Europie), Aztekowie chwycili za broń. Ale było już za późno, bowiem ci nieliczni Hiszpanie zdążali zawrzeć sojusz z innymi ludami indiańskimi, wrogimi Aztekom (Totonakowie, Tlaskalanie) i z ich pomocą zdobyli Tenochtitlan i unicestwili Imperium Azteków. Bardzo podobnie działał Francisco Pizarro by podbić Imperium Inków, co zresztą także mu się udało.
Jaki z tego wniosek? Należy odrzucić zwodnicze ideologie (choćby najpiękniejsze), które w jakimkolwiek aspekcie mogą doprowadzić do osłabienia tkanki społecznej danego narodu i przestać słuchać kapłanów, jeśli ci wiodą nas ku zgubie (w Ewangelii św. Mateusza jest zapisane: "Jeśli twoja ręka jest dla ciebie powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie" Mt, 18-8). Jedyne komu powinniśmy ufać jest sam Bóg. Wiara jest niezbędnym elementem wytrwałości, dzięki wierze, dzięki Bogu, ludzie są gotowi znieść największe cierpienie i przetrzymać największe ciosy, jakie kieruje w ich stronę los. Wiem to częściowo z własnego doświadczenia, ale przede wszystkim podziwem napełnia mnie postawa ludzi, którzy postawieni w obliczu sytuacji beznadziejnej, gdzie było wręcz pewne że zginą, zachowali godność do samego końca - tak jak np. Witold Pilecki, Hieronim Dekutowski (któremu powybijano wszystkie zęby, połamano żebra, wyrwano palce ze stawów, połamano ręce i nogi, skopano że ledwie mógł chodzić, a mimo to, tuż przed śmiercią ten człowiek wypowiedział do swych katów: "My się nigdy nie poddamy"), Danuta Siedzikówna i wielu innych Żołnierzy Niezłomnych. Ich przykład i poświęcenie dodaje mi niesamowicie dużo energii i choć czasami zastanawiam się jak sam bym się zachował w obliczu nieustannych tortur (nikt przecież nie może jednoznacznie stwierdzić że zachowałby się tak lub tak - i właśnie dlatego takim ludziom należy się ogromny szacunek i pamięć), to jedno pozostaje niezmienne - Bóg dodaje nam niesamowitej siły, oddanie się więc Bogu, jest kwintesencją ludzkiej mocy i wytrwałości.
"SZUKALI ŚWIATŁA W MROCZNE DNI, PRZED BOGIEM TYLKO CHYLĄC KARK, POŚRÓD KLĘCZĄCYCH DUMNIE SZLI, W POGARDZIE MAJĄC KAŻDY TARG"
Przybywamy bowiem na ten świat aby się czegoś nauczyć, aby doświadczyć, ale Bóg jest kluczem i kwintesencją całego naszego jestestwa, a ci, którzy odwracają się od Boga, próbując zastąpić Go najróżniejszymi ersatzami - są niczym wołający podróżnicy na środku piaszczystej pustyni, nie widząc nigdzie możliwości zaspokojenia pragnienia, tworzą sobie fatamorgany, które w niczym im jednak nie pomogą. I tutaj właśnie dotykamy kolejnego aspektu związanego z jednym z elementów upadku naszych cywilizacji - dewiacje, używki, choroby umysłowe. Dziś amerykańscy psychiatrzy biją na alarm, wśród amerykańskiej młodzieży aż pięć milionów młodych ludzi (głównie o poglądach typowo lewackich), potrzebuje natychmiastowej pomocy lekarza psychiatry, bowiem trapią ich najróżniejsze fobie, schizofrenie a nawet jawne odchylenia psychiczne (wyrażane agresją, krzykiem, przemocą wobec innych). To jest właśnie pokłosie odwrócenia się od Boga i prób zastąpienia Go czymś innym - to zawsze prowadzi do szaleństwa, gdyż ludzka dusza, coś co pochodzi bezpośrednio od Boga i co pragnie znów być blisko Niego, odrzucone przez skołowaciały umysł, poddany psychicznej tresurze ideologicznej odczuwa prawdziwy ból owej rozłąki, nic więc dziwnego że tak to się wyraża.
Ale wiara w Boga, a raczej wiedza o Bogu, codzienna z Nim rozmowa, nie oznaczają automatycznej akceptacji wszystkiego, co głoszą i co czynią tzw.: przedstawiciele Boga na ziemi. Weźmy np. obecnego papieża Franciszka. Przecież to jest czysta kpina z chrześcijaństwa, ten komunista (który się tym wręcz chełpi), powinien być natychmiast obalony, bowiem jego działania jawnie szkodzą chrześcijaństwu i nam samym - Europejczykom (oraz Amerykanom, czyli ludziom wychowanym w cywilizacji chrześcijańskiej). Ten przykład pokazuje dobitnie, że ujednolicanie i centralne sterowanie religią nie jest niczym dobrym, że znacznie lepsza może być mnogość różnych kulturach chrześcijańskich, niż jedna, ściśle sterowana z (już całkowicie komunistycznego obecnie, w jego lewackiej formie) Watykanu. Jeśli więc Franciszek ("Biała Franca z Watykanu") namawia nas do przyjmowania uchodźców, czyli do tego abyśmy połknęli truciznę o opóźnionym działaniu - należy, ową rękę odciąć, jak głosi Ewangelia i owego komuszego agenciaka (nie wiem czy płatnego czy "ideowego" - mam to gdzieś, dla mnie liczą się żywe fakty i skutki, które one powodują), zmusić do abdykacji. Tylko moje pytanie brzmi - kto tego dokona, gdy ogromna część kardynałów i biskupów jest już całkowicie przychylna (a przynajmniej nie jest przeciwna) owym negatywnym tendencjom, jakie pojawiły się w kościele (nie tylko zresztą katolickim). Ja sam muszę się przyznać że do kościoła nie chodzę (ostatnio byłem miesiąc temu na chrzcie dziecka znajomych), co jednak nie znaczy że mój kontakt z Bogiem został w jakikolwiek sposób zakłócony. Wręcz przeciwnie, to właśnie dzięki Niemu mogę się naprawdę rozwijać, to właśnie dzięki Niemu moje interesy idą pomyślnie i to w Nim właśnie pokładam całą moją wiarę i całą nadzieję i jeszcze nigdy się nie zawiodłem. Obowiązkiem Chrześcijanina bowiem nie jest wcale nadstawianie drugiego policzka, tylko umiejętność przeciwstawienia się złu i bezprawiu, deprawacji i szaleństwu w taki sposób, aby zapewnić bezpieczeństwo swojej rodzinie, społeczności i krajowi - a to co mówi komunista Franciszek... kto by się tym przejmował?
Co się tyczy Rosji to o tym kraju pisałem już wielokrotnie na tym blogu, dla mnie to jest despotia o ideologii turańskiej (która jest kwintesencją jego istnienia) i narodzie o mentalności niewolników. Zresztą Rosja już obecnie jest jedynie przydupasem Chin, a wkrótce stanie się ich prawdziwą satelitą. Właśnie - Chiny, które mają ambicje do przewodzenia nad światem, uważam za kolejne wielkie niebezpieczeństwo dla Europy i Ameryki (a bardziej szczegółowo dla cywilizacji chrześcijańskiej). Ich działalność ekonomiczno-agenturalna znacznie wzrosła w ostatnich latach, i to nie tylko w Europie ale także w Afryce i Ameryce Południowej. Projekt "Nowego Jedwabnego Szlaku" według mnie również stanowi zagrożenie, gdyż uzależnia ekonomicznie (oraz politycznie), kraje leżące na tym szlaku od Pekinu (a poza tym jest inną forma ideologii euraozjatyzmu Aleksandra Dugina, o którym też już wielokrotnie pisałem). W obecnej sytuacji geopolitycznej nie widzę innego wyjścia, niż utrzymanie dotychczasowego amerykańskiego przewodnictwa na świecie (należy też zdawać sobie sprawę, że ta hegemonia Ameryki w świecie będzie się kurczyła, gdyż Ameryka niestety będzie słabnąć. Pocieszam się jednak myślą, że słabnąć będzie również Rosja i z czasem Chiny). Nie można też wykluczyć wybuchu III wojny światowej w przeciągu kolejnej dekady, gdyż pokój na świecie istnieje już zbyt długo - i nie jest to moje życzenie, a jedynie twarda analiza historycznych i geopolitycznych zjawisk. Zbyt długo panuje pokój, aby pretendujące do roli nowych mocarstw podmioty nie zechciały zmienić dotychczasowego układu sił. Żeby jednak tego dokonać, należy pobić starego mocarza, czyli właśnie USA.
I w tej materii Stany Zjednoczone powinny otrzymać wsparcie od państw Europy.Oczywiście nie ma szans, aby takiego wsparcia udzieliły Niemcy czy Francja, które już są zapatrzone w Rosję i Chiny, a zresztą na ich decyzje ogromny wpływ ma aspekt historyczny. Weźmy bowiem taką Francję - przecież ten kraj dwukrotnie był ratowany przez Amerykanów przed upadkiem i to ze strony Niemiec właśnie. Nic dziwnego że Francuzi, którzy sami bić się nie potrafią (i nawet nie chcą spróbować), przeżywają swoisty kompleks psychiczny na punkcie Ameryki. A o Niemcach nawet nie wspomnę, bowiem kraj ten również dwukrotnie został pobity przez wojska US Army, nic dziwnego że ta niechęć też wciąż w nich tkwi. Francji i Niemcom bliżej więc do Rosji i Chin, niż do USA, dlatego też uważam że Polska i inne kraje Europy Środkowo-Wschodniej powinny dać jasny sygnał wsparcia dla zdecydowanej polityki nowego szeryfa Ameryki - Donalda Trumpa, który pilnuje również by wszelkiej maści zbóje (typu Rosja, Chiny czy nawet Niemcy), nie podnieśli za bardzo głowy. W każdym razie jestem dobrej myśli i wierzę że z Bożą pomocą uda się Cywilizacji Krzyża pokonać wszelkich wrogów (przede wszystkim zaś komunistów i lewactwo) i odeprzeć niebezpieczeństwo. No cóż, zobaczymy, w każdym razie przyszło nam żyć w ciekawych czasach.
OTO ŚWIAT BEZ PROBLEMÓW
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz