Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 30 września 2024

SŁOWA KTÓRE UCZĄ MYŚLEĆ - Cz. IV

CZYLI SENTENCJE I AFORYZMY OD STAROŻYTNOŚCI PO WSPÓŁCZESNOŚĆ





OTO KOLEJNI SŁAWNI LUDZIE ANTYKU, DZIŚ:


PITAGORAS
Cz. I





 Był on starożytnym greckim filozofem i eponimicznym założycielem pitagoreizmu, a jego nauki były dobrze znane, szczególnie w tzw. Wielkiej Grecji (czyli w helleńskich koloniach południowej Italii i Sycylii). Niestety nie wiadomo dokładnie kiedy przyszedł on na świat, nie zachowały się też żadne autentyczne jego własne pisma, a wszystko co o nim wiemy pochodzi najczęściej z krótkich, czasem satyrycznych wzmianek innych autorów antyku. I właśnie jednym z pierwszych (jeśli nie w ogóle pierwszym) źródłem dotyczącym życia i nauk Pitagorasa, jest satyryczny poemat nijakiego Ksenofanesa z Kolofonu (napisany zapewne już po śmierci Pitagorasa), człowieka, który był jemu współczesnym. W utworze tym Ksenofanes przedstawia Pitagorasa jako człowieka wstawiającego się za bitym psem, twierdząc że w jego piskach rozpoznaje głos zmarłego przyjaciela (Pitagoras bez wątpienia wierzył w reinkarnację - o czym również opowiem dalej, chociaż tak naprawdę stwierdzenie: "wierzył" jest nie na miejscu z wiadomych przyczyn. W  reinkarnację nie trzeba wierzyć, czy nie wierzyć, ona po prostu jest, jedynie określenie to odnosi się do naszego stopnia zrozumienia związanych z nią determinantów wiążących nas w tym oto ziemskim piekle).

Również Alkmeon z Krotonu (jeden z filozofów przyrody, a jednocześnie lekarz amator i bajkopisarz, o którym mówi się że był uczniem Pitagorasa, chociaż istnieją pewne wątpliwości czy rzeczywiście należał do pitagorejczyków. Jego dzieła - podobnie jak Pitagorasa - nie zachowały się, a wiadomo o nich jedynie z późniejszych przekazów i cytowań) również włączył wiele z nauk Pitagorasa do swoich pism. Pochlebnie w swoich dziełach o Pitagorasie wyrażali się chociażby: Ion z Chios (filozof, pisarz, i dramaturg urodzony już po śmierci Pitagorasa, żył w latach ok. 480-421 p.n.e.), oraz Empedokles z Akragas (filozof, twierdził że cała materia zbudowana jest z czterech elementów: ognia, wody, powietrza i ziemi, a wszystko to powiązane jest ze sobą za pomocą niewidzialnej nici, zwanej "Phila"  {Miłość}. On również urodził się już po śmierci Pitagorasa, a żył w latach ok. 493-432 p.n.e.). Natomiast ostro krytykował w swych pismach Pitagorasa i uważał go za szarlatana oraz hochsztaplera - Heraklit z Efezu. Jednak pierwszy, najbardziej zwięzły opis postaci Pitagorasa pochodzi z dzieł Herodota z Halikarnasu (pisarz i historyk, żył w latach ok. 484-413 p.n.e.), który m.in. stwierdza że Pitagoras pragnął nauczyć swych uczniów "nieśmiertelności" (a raczej co należy zrobić, aby uzyskać długowieczność, którą można porównać do nieśmiertelności). Ateński retor Izokrates (żył w latach 436-338 p.n.e.) jako pierwszy opisał Pitagorasa odwiedzającego Egipt. Arystoteles napisał zaś (utracone) dzieło o epikurejczykach, a jego uczniowie: Arystoksenos, Dikaearch i Heraklides z Pontu również kontynuowali ten temat. Wysyp informacji o Pitagorasie przyniosły czasy rzymskie, chociaż głównie są to powielane, legendarne (często bajkowe) informacje na jego temat, więc nie będę już wymieniał owych twórców.

Uściślimy zatem - Pitagoras przyszedł na świat na wyspie Samos, ok. 570 roku p.n.e. Na tej samej wyspie Samos, na której żył chociażby opisywany wcześniej przeze mnie Ezop (można by więc zaśpiewać słowa piosenki "Kuba wyspa jak wulkan gorąca", podmieniając słowo Kuba na Samos 😉). Jego ojcem był niejaki Mnesarchos - grawer kamieni szlachetnych, lub też bogaty kupiec samijski (Herodot i Izokrates różnią się tu między sobą). Data narodzin Pitagorasa również wybrana została nieco tak na chybił trafił, jako że Arystoksenos zanotował (jako jedyny z tych, którzy pisali o Pitagorasie) że w wieku 40 lat opuścił on Samos jeszcze w czasach rządów tyrana Polikratesa (który przejął władzę na Samos ok. 542 r. p.n.e. a jego rządy trwały kolejne 20 lat). Niewiele (lub też zgoła nic) wiadomo o młodości Pitagorasa. Jego matka nosiła ponoć imię Pythais, a gdyby była z nim w ciąży, wraz z mężem udała się do świątyni Apollina w Delfach, gdzie tamtejsza Pytia przepowiedziała jej, iż urodzi syna niezwykle przystojnego, mądrego i pożytecznego dla ludzkości. Prawdopodobnie pod wpływem tej właśnie przepowiedni nowo narodzone dziecię otrzymało imię Pitagoras, na cześć Pytii. Samos na której Pitagoras dorastał, była bogatą wyspą, słynącą z lukratywnego handlu z Syrią, Fenicją (i prawdopodobnie również z Egiptem), a także z hucznej kultury festiwalowej. Bez wątpienia wraz z kupcami na wyspę docierały wszelkie bliskowschodnie idee, poglądy i wiary. Poza tym w leżącym nieopodal Milecie, w tym właśnie czasie działali filozofowie przyrody, tacy jak: Anaksymander (żył w latach ok. 610-546 p.n.e. i twierdził że wszystko co pochodzi na świecie, zbudowane jest z bliżej nieokreślonego pierwiastka zwanego - apeiron) i Anaksymenes (żył w latach ok. 586-526 p.n.e. Ten zaś uważał że świat cały zbudowany jest na powietrzu a raczej na eterze). Bez wątpienia ich filozofia również miała wpływ na ukształtowanie poglądów młodego Pitagorasa.




Ponoć nauczycielem Pitagorasa był poeta Hermodamas z Samos (syn niejakiego Kreofilosa, który ponoć miał rywalizować nawet z samym Homerem, ale wydaje się to bardzo mało prawdopodobne, jako że Homer przyjęło się iż żył w wieku VIII, Kreofilos zaś - nawet jeżeli byśmy przeciągnęli jego narodziny do połowy VII wieku p.n.e. to i tak nie ma możliwości aby ci dwaj panowie mogli się ze sobą spotkać, a tym bardziej rywalizować w konkursach poetyckich. Był to więcej bez wątpienia wymysł późniejszych historyków antyku). Inni autorzy starożytni wymieniają również (jako nauczycieli Pitagorasa) Biasa z Prienne, Talesa, nawet Orfeusza (twórcę misteriów orfickich). Nie można temu ani zaprzeczyć ani bezrefleksyjnie przyjąć za pewnik, po prostu zdani jesteśmy na przyjęcie tego do wiadomości (co się tyczy Biasa z Prienne - podobnie jak Milet miasta bliskiego Samos - który to wydaje mi się najmniej znany z tej wyżej wymienionej trójki, to istnieje na jego temat ciekawa historia. Głosił on bowiem ideę, że dobro które okazujemy innym wraca do nas w dwójnasób . Pewnego razu przechadzając się po Agorze miasta Prienne, ujrzał on wystawionych na sprzedaż kilka młodych dziewczyn będących siostrami, wziętych wcześniej do niewoli - lub też porwanych przez handlarzy niewolników. Wszystkie je wykupił, zabrał do siebie do domu, wyzwolił i wychowywał jak własne córki przez kilka lat, a następnie opłacił im podróż do ich rodzinnego domu w Messynie na Sycylii, obdarowując każdą z nich pewną kwotą pieniężną. Nawoływał też aby postępować dobrze i łagodnie z innymi ludźmi, jako naszymi bliźnimi, chociaż... powszechnie twierdził że wszyscy ludzie są z natury źli. Był niezwykle sprawiedliwy i uczciwy, dlatego też mieszkańcy Prienne wybrali go na swego sędziego, a gdy rybacy pewnego razu wyłowili z morza trójnóg z brązu z napisem "Dla najmądrzejszego", ofiarowali go właśnie Biasowi. Ten jednak nie przyjął podarunku, a ofiarował go Apollinowi, twierdząc że to nie on, a Apollo jest najmądrzejszy, gdyż to właśnie przez niego spływa na ludzi mądrość i roztropność. Potem zaczęto w Grecji mówić, iż: "Jeśli jesteś sędzią, wydaj wyrok prienneński" co oznaczało - wydaj wyrok tak sprawiedliwy, jak Biasa. Albo też gdy któryś z sędziów był uczciwy i nieprzekupny, mawiano o nim: "Doskonalszy w swych decyzjach niż bias z Prienne". Bias ponoć umarł w sędziwym wieku w trakcie przemowy na korzyść swego klienta {tak więc pełnił rolę zarówno sędziego jak i adwokata}, w czasie rozprawy sądowej. Po zakończeniu swojej przemowy, usiadł u boku wnuka, kładąc głowę na jego piersi i tak zasnął. W tym czasie sędziowie orzekli na korzyści jego klienta, a gdy rozprawa się skończyła, okazało się że Bias nie żyje, zasnął z głową na piersi swego wnuka, wygrywając swoją ostatnią rozprawę sądową).

Pitagoras dorastał więc na Samos, lecz gdy miał lat około 30-tu, doszło w mieście (o tej samej nazwie) jak również na całej wyspie do zamachu politycznego, przeprowadzonego przez wymienionego wyżej Polikratesa podczas święta Hery (ok. 542 r. p.n.e.). Do tej pory bowiem wyspą władali arystokraci (być może również pewien wpływ na rządy mieli majętni kupcy, tacy jak ojciec Pitagorasa - Mnesarchos, choć oczywiście nie ma na ten temat żadnych informacji, a wszystko rozbija się w mgle przypuszczeń). Polikratesa wspierali jego dwaj bracia Pantagnot i Syloson, a także 15 innych młodzieńców, niezadowolonych z obecnych rządów (czyli tak naprawdę rewolucja dokonała się rękoma zaledwie 18 zamachowców, co też pokazuje że dotychczasowy ustrój był albo tak pewny siebie - a przez to tak słabo chroniony, albo też nie było żadnych przesłanek które mogłyby powodować niepokój dotychczasowych włodarzy wyspy). Pierwotnie wprowadzono nowy ustrój, który polegał na rządach wszystkich trzech braci, wspieranych przez resztę zamachowców. Ale Polikrates szybko pozbył się konkurentów do władzy, zabijając swego brata Pantagnota, a Sylosona wypędzając z wyspy. Ogłosił się tyranem, a bez wątpienia za jego rządów wyspa rozkwitła jeszcze bardziej (choć dotychczasowe rody zapewne utraciły swoją pozycję). Aby się umocnić, nowy reżim potrzebował uznania i sojuszy z jemu podobnymi tyrańskimi reżimami politycznymi i Polikrates znalazł takich sojuszników w osobach tyrana Naksos - Lygdamisa (który zdobył władzę w podobnym zamachu stanu w roku 546 p.n.e.) oraz faraona Egiptu Ahmose II (zwanego w Grecji Amazisem i to właśnie imię najbardziej się rozpowszechniło), panującym w kraju nad Nilem od roku 570 p.n.e. Mając takich sojuszników i pokaźny skarbiec Samos do dyspozycji, Polikrates wystawił armię złożoną z 1000 łuczników i stół okrętów wojennych (pentakonterów) I rozpoczął zdobywcze (a raczej bardziej łupieżcze) wojny na Morzu Egejskim. Pierwszą dużą wojnę wydał sąsiedniemu Milenowi, aby zademonstrować że to Samos posiada najsilniejszą flotę w tym regionie Morza Egejskiego. Flota Miletu została pokonana w rejonie wyspy Lade (chociaż samego Miletu Polikrates nie odważył się zaatakować). Potem doszło do konfrontacji z wyspą Lesbos, drugim największym konkurentem morskim na Morzu Egejskim. Lesbos (zwana "Szmaragdową Wyspą", od licznych lasów jakie się nań znajdowały), pierwotnie rządził arystokratyczny ród Pentylidów, przybyły z Tesalii w odległych czasach (XI wiek p.n.e.), którzy to założyli stolicę i największe miasto Lesbos - Mitylenę. Jednak rządy Pentylidów poważnie ciążyły mieszkańcom miasta, aż wreszcie (ok. 585 r. p.n.e.) doszło do ludowego buntu pod wodzą niejakiego Pittakosa, który doprowadził do obalenia tego rodu i wprowadzenia pierwotnie tyranii, która po śmierci Pittakosa ewoluowała w coś na kształt oligarchii z pewnymi elementami demokracji (w dużym uproszczeniu). Taki właśnie ustrój panował na wyspie Lesbos, gdy Polikrates płynął tam ze swą flotą. Wojna Samos z Lesbos zakończyła się kolejnym morskim zwycięstwem Polikratesa, chociaż nie zamierzał on podbijać samej wyspy, gdyż zdawał sobie sprawę że nie ma na to odpowiednich sił. Zdobył za to małą wyspę Rhenea (którą następnie połączył żelaznym łańcuchem z leżącą nieopodal jeszcze mniejszą wyspą Delos, poświęconą Bogu Apollinowi. W czasach rzymskich Delos stanie się centrum handlu niewolnikami - o czym pisałem już w innym temacie).




Dzięki tym podbojom Samos zalane zostało złotem i niewolnikami, dzięki czemu Polikrates mógł upiększyć swoje miasto i całą wyspę. Herodot pisał w swej "Historii" (w Księdze III): "Tak wiele mówiłem o Samijczykach, ponieważ ze wszystkich Greków to oni stworzyli trzy największe dzieła budowlane. Jedno to dwutorowy kanał wykopany pod ziemią przez wzgórze o wysokości 900 stóp. (...) Drugie to kret w morzu wokół portu, o głębokości 120 stóp. (...) Trzecie dzieło Samijczyków to największa świątynia, jaką kiedykolwiek widziałem". Po kolei. Herodot twierdzi również że miasto Samos miało 300 000 mieszkańców co jest znacznie przesadzone (300 000 mieszkańców i Polikrates był w stanie wystawić tylko 1000 łuczników? Wiadomo więc że autorzy tacy jak Herodot jeśli chodzi o liczbę wojowników często przesadzali, zawyżając ją do absurdalnych wręcz rozmiarów i według mnie należy liczbę mieszkańców miasta Samos ograniczyć do góra 10 000, a i to wydaje mi się znacznie zawyżoną liczbą). Jakkolwiek by jednak na to nie patrzeć, miasto miało problem z wodą (paradoks prawda, leżące nad morzem miasto które ma problem z wodą. Ale to tak samo jak z logiką feministek. Kiedyś słuchałem pewnego wywodu pani feministki, która stwierdziła na pytanie co by zrobiła gdyby zabrakło mężczyzn i gdyby wszystko przestało nagle działać prąd, gaz, woda co by zrobiła żeby zaopatrzyć się chociażby w samą wodę. Jej odpowiedź zbiła mnie z nóg, gdy powiedziała że gdyby mieszkała nad morzem, to poszłaby zaczerpnąć wody prosto z morza. Jakoś nie umiała znaleźć odpowiedzi na pytanie, co by zrobiła jakby taką wodą się po prostu zatruła, bo ona nie nadaje się do spożycia 😱🤭). Gorące lato jakie panowało na wyspie powodowało, że niedobór wody pitnej stawał się palącym problemem dla kolejnych reżimów (być może właśnie był to jeden z powodów dla których arystokraci tak łatwo utracili władzę a na rzecz Polikratesa i jego wspólników). Można było się zaopatrzyć w wodę po opuszczeniu miasta, jako że liczne strumienie spływające z gór (szczególnie po opadach) dawały taką możliwość, ale w przypadku gdyby wróg napadł na Samos i obległ mieszkańców, ci nie byliby w stanie długo się bronić i musieliby skapitulować - właśnie z powodu braku wody pitnej. Ten problem postanowił ostatecznie rozwiązać Polikrates, budując kanał (akwedukt) zaopatrujący miasto w wodę właśnie z górskich źródeł (ów kanał stał się nie tylko w czasach Polikratesa i późniejszych najsłynniejszym dziełem hydraulicznym Hellenów, ale jeszcze w czasach rzymskich organizowano wycieczki na Samos właśnie po to, aby zobaczyć to niesamowite dzieło sztuki architektonicznej i... praktycznej). Budowniczym owego akweduktu był niejaki Eupalinos z Megary, przez co cała konstrukcja otrzymała nazwę "Tunelu Eupalinosa" (ale robotnikami zatrudnionymi przy jego budowie byli niewolnicy, głównie jeńcy z Lesbos), którego budowa trwała w latach ok. 530-520 p.n.e. (ów akwedukt został odnaleziony i odkopany przez niemieckich archeologów w latach 1971-1973). Woda była transportowana przez rurę złożoną z 4000 mniejszych kawałków, każdy z nich wykonany ręcznie. Tunel ten był w użyciu przez prawie 1200 lat, do ok. 700 roku naszej ery.




Port na Samos powstał też w latach 540-523 p.n.e. a jego budowniczym również był Eupalinos z Megary. W celu jego ochrony zbudowano falochron o długości 370 m i głębokości 37 m (dziś jego ruiny znajdują się na dnie zatoki Tigani). Dzięki rozbudowie portu i zbudowaniu Tunelu Eupalinosa, Samos było zabezpieczone na wypadek wojny i dłuższego oblężenia (notabene greckie rozwiązania inżynieryjne zastosowali również Rzymianie przy budowie swoich akweduktów, szczególnie zaś Sekstus Juliusz Frontinus, który w latach rządów cesarza Nerwy {96-98 r.} pełnił funkcję zarządcy rzymskich akweduktów. Ten były namiestnik Brytanii z lat 74-78, uważał greckie rozwiązania inżynieryjno-architektoniczne za prawdziwe dzieła sztuki i w swym dziele {nie zachowanym w całości} "Zaopatrzenie w wodę miasta Rzym" pytał: "Czy ktokolwiek porówna bezczynne piramidy, lub te inne bezużyteczne choć bardzo znane dzieła Greków z tymi akweduktami, z tymi wieloma niezbędnymi strukturami?". Trzecim i ostatnim wielkim dziełem architektonicznym z czasów tyrana Polikratesa, było monumentalne Herejon, czyli świątynia bogini Hery na Samos. Do dzisiaj zachowały się niektóre rzeźby wykonane z białego marmuru, ustawione na świętej drodze wiodącej do świątyni. Polikrates wzniósł dla siebie również pałac (nie zachowany do dziś), który znacznie rozbudował cesarz rzymski Gajusz Kaligula (sprawujący władzę w latach 37-41). W ogóle rządy Polikratesa to okres wielkości wyspy Samos i to zarówno pod względem militarnym, ekonomicznym jak i kulturowym (choć, co należy podkreślić, za jego to rządów zaczęło się również psucie monety, gdyż aby znaleźć środki na owe inwestycje - które w ogromnej większości pochodziły oczywiście z łupów wojennych, jednak po części również ze środków samych mieszkańców Samos, czyli ze skarbu miejskiego - polikrates znacznie obniżał jakość pieniądza, zmniejszając ilość srebra z jakiego były one wykonane). Polikrates był też patronem kilku artystów, m.in. Anakreona z Teos (miasto to, leżące w Joni na północ od Samos, w roku 545 p.n.e. najechali Persowie pod wodzą satrapy Sardes - Harpagosa. Nim mury miasta padły, mieszkańcy wsiedli na statki i opuścili swoje miasto, udając się do nowej "Ziemi Obiecanej", na północ do Tracji, gdzie na tamtejszym wybrzeżu założyli nowe miasto, zwane Abdera {chociaż nie wszyscy obywatele Teos porzucili wówczas swoje domy, jako że w czasie zwycięskiej dla Persów bitwy morskiej pod Lade w roku 494 p.n.e. brał udział kontyngent właśnie z Teos. Poza tym Arrian pisze, że Teoczycy założyli również miasto Fanagoria nad Morzem Czarnym}). Anakreon (urodzony ok. 570 r. p.n.e.) poeta liryczny i autor... pieśni pijackich, brał udział w obronie swego rodzinnego miasta Teos w roku 545 p.n.e., choć jak sam przyznawał - w tych walkach niczym się nie wyróżnił. Kilka lat po przybyciu na tracką ziemię i założeniu Abdery, Anakreon został ściągnięty na dwór Polikratesa na Samos, gdzie stał się nadwornym poetą (dobrze opłacanym - co należy podkreślić) i napisał dla niego wiele pieśni lirycznych, w których wychwalał Polikratesa, swego patrona. Polikrates finansował również lekarza Demokedesa z Krotonu - miasta w południowej Italii, z tzw. Wielkiej Grecji (notabene to właśnie w Krotonie Pitagoras założy swoją słynną szkołę epikurejską).




Mijały lata a Polikrates panował szczęśliwie nad wyspą, która stała się lokalnym mocarstwem morskim i jednym z najbogatszych państw w Helladzie. Pewnego razu - mając dobre (wręcz przyjacielskie stosunki z królem Egiptu Ahmose - Amazisem) opowiedział mu w liście o swych sukcesach, a ten przerażony stwierdził, że człowiek nie może cały czas odnosić sukcesów i jeśli tak się dzieje, to znaczy że kres rządów Polikratesa będzie bolesny, a on sam straci władzę w sposób gwałtowny. Aby odwrócić od siebie to nieszczęście, Amazis radził, by Polikrates pozbył się natychmiast cennej rzeczy którą bardzo pożąda, tak aby utracił ją na zawsze. Być może w ten sposób odwróci od siebie zły los, który bez wątpienia nad nim ciąży. Polikrates postanowił poświęcić cenny pierścień który bardzo lubił, wrzucając go w morskie fale. Nazajutrz jednak na audiencję do tyrana udał się rybak, który pragnął ofiarować Polikratesowi złowioną przez siebie rybę. Gdy jednak owa ryba została rozkrojona okazało się że w jej żołądku znajduje się ów pierścień, który Polikrates dnia poprzedniego wyrzucił do morza. Gdy napisał o tym w kolejnym liście do Amazisa, ten (ponoć przerażony) zerwał wszelkie kontakty z Polikratesem, aby nieszczęście które bez wątpienie miało go nie ominąć, nie dotknęło również władcy Egiptu. Rzeczywiście kres rządów Polikratesa był niezwykle brutalny, a a nim skonał, cierpiał długo umierając wpatrzony we własną wyspę. Prawdopodobnie historyjka o pierścieniu i liście do Amazisa została wymyślona później. Mogło to być bowiem związane ze zmianą polityki jaką prowadził Polikrates, a mianowicie widząc coraz silniejszą potęgę Persji Achemenidów, postanowił sprzymierzyć się z Królem Królów - Kambizesem II przeciwko Amazisowi z Egiptu. Wcześniej jednak (być może ok. 527 r. p.n.e.) wysłał do Egiptu 40 trier, oficjalnie z pomocą dla Amazisa. Jednak obsadził te okręty wszystkimi swymi przeciwnikami politycznymi, a w liście do króla Egiptu poprosił go, aby na miejscu ich zgładził. Przeciwnicy Polikratesa domyślili się jednak jaki ma być cel ich wizyty w Egipcie, zawrócili stamtąd, popłynęli ponownie na Samos i udało im się pokonać flotę Polikratesa u brzegów wyspy, ale nie byli w stanie nic więcej osiągnąć i musieli odpłynąć w stronę Grecji kontynentalnej, a konkretnie w stronę Lakonii, prosząc władców Lacedemonu o wsparcie i obalenie tyrana Samos. Do takiej interwencji Sparty i Koryntu na Samos doszło ok. 525 r. p.n.e. Koalicjantom udało się nie tylko pokonać flotę Polikratesa po raz drugi i wysadzić desant na wyspę, ale również oblec samą stolicę - Samos. Niestety hoplici z Teb i Lacedemonu nie byli przygotowani na dłuższe oblężenie, nie mieli żadnych machin oblężniczych, a zaopatrzenie szybko im się skończyło. Po 40 dniach oblężenia miasta musieli stamtąd odpłynąć z niczym. Polikrates ponownie triumfował - już po raz ostatni.


SPARTAŃSKI HOPLITA 



 ATEŃSKI HOPLITA



Nadszedł rok 522 p.n.e. Polikrates starał się co prawda utrzymywać dobre stosunki z Persami (tym bardziej że był to czas, gdy Egipt został podbity przez Kambizesa, a Amazis zginął (525 r. p.n.e.). Jednak w tym mniej więcej czasie zlekceważył on jakieś poselstwo od satrapy Sardes - Oroetesa, a ten poprzysiągł mu zemstę. Nadal utrzymując dobre stosunki, zaprosił Polikratesa do Sardes na ucztę, na co ten ochoczo przystał, pragnąc zyskać przyjaciela w osobie satrapy, który mógł stanowić realne zagrożenie dla jego wyspy. Jednak po dotarciu do Sardes i rozpoczęciu uczty, Polikrates został oskarżony o wszelkie możliwe zbrodnie i przewiny, a następnie uwięziony i zakuty w łańcuchy przez Oroetesa. Ten skazał go na śmierć, a miał on umrzeć ukrzyżowany na przylądku Mykale (w roku 479 p.n.e. Ateńczycy i Spartanie rozbili pod Mykale armię Persów), które leżało naprzeciwko wyspy Samos, czyli Polikrates umierał patrząc się na swoją rodzinną wyspę, którą władał przez 20 lat. Po jego śmierci Oroetes szybko opanował Samos, włączając tę wyspę do swojej satrapii (a w kilka lat później powierzył zarząd nad nią, wygnanemu ponad 20 lat wcześniej bratu Polikratesa - Sylosonowi. W tym zaś czasie Pitagoras nie mieszkał już na wyspie. Opuścił ją ok. 530 r. p.n.e. udając się w swą podróż, która ostatecznie zaprowadzi go do Krotonu w południowej Italii.




CDN.

sobota, 28 września 2024

PIERWSZE" ODKRYCIE AMERYKI - Cz. XX

CZYLI JAK WŁADCY MUCHOMORZA
DOTARLI DO NOWEGO ŚWIATA





HARALD I PIĘKNOWŁOSY
Cz. III





 Gdy Ragnar dotarł do Gaulardale (którym teraz władała Lagerta - jego dawna małżonka), ona początkowo odrzuciła jego względy i prośbę aby razem popłynęli do Brytanii. Po śmierci bowiem swej drugiej żony Tory, Ragnar pragnął ponownie związać się z Lagertą, tym bardziej że był jej dłużnikiem, gdyby bowiem nie jej wsparcie i mobilizacja innych plemion - głównie norweskich - Ragnar nie wytrzymałby ataku Skanów (zresztą w tej bitwie poważnie ranny został jeden z synów Ragnara zrodzonych z Torą - Siward zwany Wężowe Oko). Ostatecznie zdołał ją przekonać aby popłynęła z nim ku Brytanii (a raczej ku Northumbrii, bo tam też zmierzał). Nieznana jest data tego najazdu (prawdopodobnie mogło to mieć miejsce ok. 830 r.). Nie wiadomo nawet dokładnie który król wówczas panował w Northumbrii (sagi mówią o królu Ham'ie, ojcu Elli - być może, ale nie występuje on w oficjalnym spisie władców Northumbrii). Wikingowie pod wodzą Ragnara mieli spustoszyć tamtejsze wybrzeża, a Ragnar osobiście miał zabić Ham'a, po czym popłynął plądrować wybrzeża Szkocji (ziemi Piktów) a także Orkad i Szetlandów (a swoich synów Siwarda i Radbarda uczynił władcami owych wysp - co oczywiście nie oznaczało że stali się nimi realnie, bowiem i później wyprawiali się na Orkady i Szetlandy). Po powrocie do swego kraju (Ragnar był wodzem plemienia północnych Jutów), prawdopodobnie wraz z Lagertą, doszło wówczas w Danii do ponownego buntu (w którym brali udział Jutowie południowi). Napisałem w poprzedniej części że król Danii - Harald II (panujący w latach 812-813 wraz ze swym bratem Reginfrydem, a następnie w latach 819-827 wraz z królem Horikiem I), następnie wypędzony, próbując powrócić na tron w roku 828 przy pomocy Jutów południowych i Skanów (wówczas to zaatakował ziemie Ragnara Lodbroka, podczas której to wojny udzieliła mu wsparcia Lagerta), napisałem wówczas że dalsze losy haralda II są nieznane. Otóż wertując francuskie książki historyczne napotkałem stwierdzenie, że obalony król Dunów - Harald II, po przyjęciu chrześcijaństwa w Moguncji (826 r. być może właśnie to posunięcie doprowadziło do jego obalenia, w każdym razie ów Harald był tym samym, o którym pisałem już we wcześniejszych częściach w związku z wizytą króla Dunów w Ingelheim u cesarza Ludwika Pobożnego), otrzymał następnie od cesarza Ludwika I hrabstwo Rustringen we Fryzji. Teraz zaś (trudno powiedzieć który to był rok, gdyż Harald II nie jest wymieniany aż do roku 841, a to jest zbyt odległa data, natomiast król Horik wymieniany jest w latach 836, 838, 839 i później, ale niekoniecznie musiał mieć on związek z buntem Jutów, tym bardziej że był on skierowany głównie przeciwko samemu Ragnarowi). Według sag jednak, to właśnie Haralda II obrali sobie Jutowie południowi za swego władcę, występując przeciwko Ragnarowi. Doszło do wojen domowych na Półwyspie Jutlandzkim, które trwały kilka kolejnych lat, a zakończyć miały się one ucieczką zbuntowanych na wyspy (chodzi o małe wyspy wokół Danii) gdzie ostatecznie w bitwie morskiej pokonać miał ich Ragnar wraz ze swymi synami (być może było to ok. 835 r. lub krótko później).




W tym czasie (gdy Lagerta ponownie zamieszkała w jego "królestwie"), Ragnar ponownie zakochał się w pewnej dziewczynie. Była ona córką niejakiego Esberna - woja niskiego rodu, którego, aby zbliżyć się do jego córki, zaczął Ragnar zapraszać na bankiety przez siebie organizowane (gdy tamten wchodził, Ragnar wstawał na znak szacunku i sadzał go obok siebie przy stole). Esbern nie mógł zrozumieć skąd wziął się tak wielki szacunek, jakim wódz Ragnar obdarzał jego osobę, dopóty, dopóki nie zorientował się że tak naprawdę chodzi o miłość do jego córki (prawdopodobnie nie była to miłość, a zwykłe pożądanie). Esbern pragnął aby Ragnar ożenił się z jego córką, a na żadne inne intymne spotkania nie chciał zezwolić. Co prawda Ragnar miał już kiedyś dwie żony jednocześnie (Lagertę i Torę), ale doprowadziło to ostatecznie do rozpadu jego pierwszego małżeństwa i odejściu Lagerty. Teraz gdy znów powróciła, nie chciał aby ponownie opuściła go kobieta, którą zapewne naprawdę kochał i z którą przeżył wiele dobrych chwil. Jednak pożądanie do młodej dziewczyny okazało się silniejsze, a zakaz jej ojca nie stanowił dla Ragnara przeszkody. Jak większość kobiet zajmowała się ona tkaniem wełny, choć była dobrze pilnowana przez ojca matkę i zapewne siostry. Ragnar opracował więc chytry plan, a mianowicie od innego chłopa pozyskał suknię jego córki, ubrał się w ten strój (zapewne musiał też się ogolić 🤭) i poszedł do domu w którym przebywała wybranka jego serca (❤️). Ponieważ było tam więcej kobiet i nie tylko spokrewnionych ze sobą, więc jego obecność nie została odkryta. Usiadł więc przy wrzecionie i zaczął tkać wełnę. Gdy jednak zaczęło się ściemniać, a większość kobiet opuściła już domostwo, pozostali tylko oni dwaj. Następnie więc Ragnar odkrył swoje oblicze i... posiadł dziewczynę w miłosnej żądzy. Od tej chwili przestał już jej pragnąć i więcej się do niej nie zbliżył. Ale tamta upojna noc miała swoje konsekwencje, ponieważ dziewczyna zaszła w ciążę i Esbern pragnął znaleźć tego, który zbrzuchacił jego córkę, ale sama dziewczyna nie chciała wydać kto to uczynił. Wówczas Esbern zapowiedział że w takim razie ukaże jej służącą, która miała ją pilnować - i to ukaże w sposób okrutny. O problemach dziewczyny z którą miał przyjemność szybko dowiedział się sam Ragnar i ostatecznie postanowił przyznać się do winy, aby ratować niewinną dziewczynę. Zapowiedział więc że uzna dziecko które urodzi córka Esberta (a było to równoznaczne z uznaniem jej jeśli nawet nie za żonę, to przynajmniej za matkę swego dziecka). Gdy urodził się syn, Ragnar nadał mu imię Ubbe.




Po stłumieniu buntu Jutów (i to dosyć krwawym, bowiem Ragnarowi nie wystarczało pozbawianie życia swoich wrogów, lubił ich też torturować) często pozbawiał ich też życia w sposób niezwykle okrutny, czego przykładem może być "uskrzydlony orzeł". Była to praktyka polegająca na nacięciu pleców nieszczęśnika przywiązanego do czegoś w rodzaju małego stołu, w taki sposób aby zedrzeć mu skórę z pleców, następnie nożem odciąć kości od kręgosłupa, a potem wyjąć płuca na zewnątrz tak, by wyglądały jak skrzydła orła. Była to niezwykle okrutna i krwawa kara, ale ponoć dotyczyła głównie (jeśli nie jedynie) złapanych do niewoli władców i dobrze urodzonych Normanów, natomiast nie dotyczyła wszystkich (tzw.) Wikingów. Natomiast Harald II ponownie uciekł do Fryzji i nie wpadł w ręce Ragnara. W każdym razie według sag Ragnar miał się okrutnie pastwić nad swoimi wrogami, zanim ostatecznie pozwolił im umrzeć. W jakiś czas po buncie Jutów, doszła Ragnara wiadomość o śmierci króla Harodda (ojca jego zmarłej żony Tory i dziadka większości jego synów). Ponoć miało to się stać w wyniku knowań niejakiego Sorlego, który został nowym władcą Gotów (zapewne chodzi o Gotlandię, jedną z krain Szwecji, gdyż królem Swearów - Szwedów - w tym czasie był nijaki Eystein - o którym Ragnar mógłby powiedzieć że należał do jego kompanów). Synowie Harodda (Ragnald, Hwitserk i Eryk) byli zbyt młodzi aby objąć władzę, a wdowa po Haroddzie - Swanlog, miała wysłać wiadomość do Ragnara z prośbą o pomoc. Ten zebrał swoich synów (Bjorna, Fridleifa i Radbarda) oraz swoich wojów i ruszył do Gotlandii. Sorle wyszedł przeciwko niemu ze swoimi wojownikami, ale nim doszło do bitwy, zaproponował on Ragnarowi inne wyjście z całej tej sytuacji, a mianowicie aby nie przelewać krwi tylu wojów, pojedynkować mieli się tylko sami wodzowie i ich synowie. Ponieważ jednak Sorle nie miał synów, wytypował do tej misji niejakiego Starkada (zwanego "Nieustraszonym") który miał aż siedmiu synów. Ragnar przyjął tą propozycję i doszło do walki pomiędzy z jednej strony ośmioma wojownikami, a z drugiej czteroma. Ragnar zabił w tej walce Starkada i choć co prawda jego dwaj synowie zostali poważnie ranni, to jednak dzięki wsparciu ich brata Bjorna (który dzięki niezwykle wytrzymałym na uderzenia miecza swoim bokom, otrzymał po tej walce przydomek "Żelaznoboki") także wyślij zwycięsko z tej walki. Oczywiście Sorle nie uznał tego zwycięstwa i doszło do bitwy, która zakończyła się zwycięstwem armii Ragnara (i śmiercią Sorlego). Następnie Ragnar ogłosił się opiekunem synów Harodda, a sam oskarżył króla Swearów - Eystein'a, iż ten nie postąpił jak przyjaciel i nie przyszedł mu z odsieczą. Ruszył więc na jego królestwo, zdobył Uppsalę, zabił Eystein'a, a władzę nad Swearami powierzył swemu synowi - Bjornowi, który miał być założycielem nowej dynastii królów Szwecji (ok. 840 r.).




Tym też mniej więcej czasie Ragnar poślubił kolejną kobietę o imieniu Auslag, którą ujrzał (wracając ze Szwecji), gdy zażywała kąpieli w rzece. Oczarowany pięknem jej ciała, postanowił ją poślubić (☺️). Miała ona być córką Sigurda (który miał ponoć zabić smoka), oraz tarczowniczki Brunhildy. Wydaje się więc że od tej chwili Ragnar miał trzy żony (Lagertę, córkę Esberta o nieznanym imieniu i właśnie Auslag), ale sagi nic nie mówią o ich wzajemnych relacjach. W każdym razie coraz bardziej zbliżamy się do wyprawy Ragnara i Bjorna na Paryż, a w związku z tym należy nie tylko wrócić do wydarzeń jakie miały miejsce w Królestwie Franków po śmierci cesarza Ludwika I Pobożnego w roku 840, ale pokrótce powiedzieć również jak wyglądało samo miasto Paryż w tamtym czasie (ponieważ dotarłem do ciekawej książki z roku 1906 na temat historii Paryża, dlatego też pozwolę sobie to opisać. Swoją drogą ciekawie czyta się to wszystko, wiedząc  chociażby jak obecnie wygląda Paryż, jak bardzo zamienia się w afrykańskie slumsy). Frankowie zresztą mieli już nieprzyjemność spotkania się z ludami Północy (zwanymi Wikingami) od roku 799, gdy Karol Wielki po raz pierwszy ujrzał czarne kwadratowe żagle u brzegów Prowansji. Wówczas do walki nie doszło, gdyż Normanowie odpłynęli, ale Karol Wielki widząc w oddali odpływające drakkary miał zapłakać, mówiąc, iż obawia się że ci morscy piraci wielokrotnie jeszcze dadzą we znaki jego potomkom i jego ludowi. W roku 820 normanowie uderzyli na opactwo w Noirmoutier. 16 lat później powrócili tam ponownie, niszcząc wszystko i paląc, co spowodowało że mnisi musieli się stamtąd wynieść na stałe. W latach 834 837 Wikingowie ograbili Fryzję (było to podczas buntów Jutów i brał w nich udział również Ragnar Lodbrok) kilkukrotnie niszcząc port w Dorestadzie. Jednak do prawdziwych, wielkich najazdów na Cesarstwo i ziemie Franków miało dojść dopiero w latach 40-tych IX wieku, czego pierwszym przykładem było ograbienie i spalenie miasta Amboise w roku 841 przez wikinga o imieniu Hasting. Następnie popłynął on w dół Loary, dochodząc do miasta Tours - które również planował zdobyć. Miasto miało jednak solidne mury, a poza tym liczna załoga zbrojnych uniemożliwiła Hastingowi zdobycie tego dużego przecież miasta Neustrii (jednej z krain na jaką podzielone było Królestwo Franków w czasach Merowingów i Karolingów. W skład miast tej prowincji wchodziły: Nantes, Tours, Rennes, Orlean, Rouen i oczywiście Paryż). Mieszkańcy miasta wystawili na murach również wizerunki świętego patrona miasta, aby zmusić pogan do ucieczki. Tak też się stało gdyż Hasting nie mogą zdobyć murów, musiał odpłynąć, chociaż nie była to ucieczka, a on sam zdobył liczne łupy i wielu jeńców.




Kolejna wyprawa do jakiej dojdzie na tych ziemiach, będzie właśnie wyprawą Ragnara i Bjorna Żelaznobokiego na Paryż w roku 845 (postaram się omówić ją w kolejnej części). Tymczasem po śmierci cesarza Ludwika Pobożnego jego synowie rzucili się sobie do gardeł w bratobójczej walce o władzę. Mam też nadzieję że nie macie do mnie pretensji że tak nieco błądzę, wyrywając skrawki zarówno z rodu Ynglingów norweskich, duńskich, jak i szwedzkiego rodu królewskiego, a przeplatam to również z dziejami Ragnara, Królestwa Franków, arabskiego rodu Abbasydów, oraz (bo wydaje mi się będę musiał tam powrócić, ze względu na wyprawy Wikingów na Iberię) hiszpańskiego emiratu Ommajadów (przedstawię opis arabskiej Kordoby, gdyż wszedłem w posiadanie bardzo ciekawej książki na ten temat i wydaje mi się że warto się tą wiedzą podzielić). Przyjąłem bowiem taką konwencję, że aby w miarę rozsądnie i chronologicznie omówić pewne wydarzenia, to muszę nieraz skakać z jednego miejsca na drugie. Ale mam nadzieję że całość jest w miarę przejrzysta i nie jest... nudna (🤔).


CDN.

czwartek, 26 września 2024

MOGLIŚMY TO WYGRAĆ! - Cz. IV

CZYLI, CZY RZECZYWIŚCIE WOJNA ROKU 

1939 BYŁA Z GÓRY SKAZANA NA KLĘSKĘ?





SOWIECI NIE WCHODZĄ
(TYMOTEUSZ PAWŁOWSKI)


DOŚWIADCZENIA i INSPIRACJE 
Cz. III





 W czasie gdy wojna polsko-rosyjska dobiegała końca, narastał konflikt grecko-turecki. Grecy wyzwolili Smyrnę (Izmir) już wiosną 1919 roku, a osłabiona klęską w wielkiej wojnie Turcja musiała bezsilnie przyglądać się organizowaniu na wybrzeżu jońskim administracji greckiej. Helleni, wykorzystując sprzyjające okoliczności, przeprowadzili w drugiej połowie 1920 roku zwycięską ofensywę zatrzymaną pod Inönü - niespełna 150 km od bram Ankary. Obydwie strony konfliktu były wyczerpane wojną. Kolejne miesiące upłynęły na poszukiwaniach pomocy ekonomicznej. Grecy nie uzyskali kredytów ani w Wielkiej Brytanii, ani w innych państwach zachodnich. Co więcej, Londyn wycofał też wcześniejsze poparcie polityczne, a greckie linie zaopatrzeniowe wiodące przez Morze Egejskie były sabotowane przez Włochów i Francuzów. Turcy z kolei uzyskali poparcie niektórych mocarstw w europejskich oraz niewielkie dostawy sprzętu wojennego z Rosji bolszewickiej. 13 września armia grecka - znajdująca się już tylko 40 km od Ankary - musiała przerwać ofensywę, ale nie ze względu na zwycięstwa Turków, tylko kłopoty zaopatrzeniowe, w tym brak amunicji. Gospodarka grecka nie była w stanie wspierać armii inwazyjnej, natomiast turecka - lepiej zorganizowana i zmobilizowana - pozwoliła na wzmocnienie armii. Wojna pozycyjna trwała niemal rok. 26 sierpnia 1922 roku odbudowana armia turecka przeszła do błyskawicznej ofensywy i 9 września wyzwoliła Izmir, co w praktyce oznaczało koniec wojny.



 
Zawarcie porozumienia rosyjsko-tureckiego było możliwe dzięki istnieniu wspólnych wrogów, przede wszystkim niepodległej od 1918 roku Gruzji. Po podjęciu decyzji o likwidacji tego państwa bolszewicy przeprowadzili kilka prowokacji w rejonie nadgranicznym. Zaangażowanie sił gruzińskich w pacyfikację tych niepokojów dało Moskwie pretekst do wojny. Zorganizowali zatem Gruziński Komitet Wyzwolenia Narodowego, który poprosił Moskwę o pomoc. 16 lutego 1921 roku 50 000 czerwonoarmistów przekroczyło granicę na całej jej długości i po dwóch dniach wojny błyskawicznej dotarło do Tbilisi. Gruzini postanowili bronić swojej stolicy i czynili to naprawdę skutecznie. Oczekiwali też interwencji mocarstw europejskich, szczególnie Francji, która utrzymywała w tym czasie eskadrę okrętów wojennych na Morzu Czarnym (tuż przed bolszewicką agresją rozważano też w Warszawie podpisanie sojuszu z rządem w Tbilisi i przekazanie Gruzinom pomocy w materiałach wojennych). 23 lutego gruzińskie plany wojenne legły w gruzach, gdy od południa do bolszewickiej agresji dołączyli się Turcy. Był to bardzo poważny cios militarny, jednak Gruzini zdecydowali się nie walczyć z nowym przeciwnikiem. Mieli bowiem nadzieję, że gdy tylko armie obu agresorów spotkają się, dojdzie pomiędzy nimi do konfliktu. Następnego dnia podjęto zresztą decyzję o ewakuacji stolicy i kontynuowaniu walki w górach, w oczekiwaniu na polityczne rozwiązanie kryzysu. I rzeczywiście 28 lutego okręty francuskie rozpoczęły ostrzeliwanie jednostek Armii Czerwonej, doszło też do turecko-rosyjskich nieporozumień, gdy Ankara zadeklarowała aneksję Batumi i okolic. Jednak dla Gruzinów było już zbyt późno: 17 marca armia została zmuszona do złożenia broni, a rząd znalazł schronienie na pokładzie włoskiego okrętu i udał się na emigrację (walki gruzińskich oddziałów partyzanckich trwały jeszcze przez długi czas i zostały zakończone dopiero po krwawym spacyfikowaniu przez Sowietów powstania sierpniowego w 1924 roku). Wojna gruzińska-rosyjska była jedną z najkrótszych wojen toczonych pomiędzy dwoma państwami. 




Krótsze bywały wojny domowe i zatargi terytorialne. Pięć dni trwał zatarg o Wolne Państwo Fiume, zwany krwawym Bożym Narodzeniem w 1920 roku, dwa razy dłużej trwały włosko-albańskie walki o Wlorę i dziesięciodniowa "wojna o zabłąkanego psa" pomiędzy Grecją a Bułgarią w 1925 roku, która przyniosła kilkadziesiąt ofiar. Zdarzały się także trwające krótko zmagania na dużo większą skalę. Sowiecka agresja na Mandżurię w 1929 roku - tzw. konflikt o Kolej Wschodniochińską - trwała od połowy października do końca listopada. Japońska agresja na Mandżurię w 1931 roku - tzw. incydent mukdeński - trwał od września do lutego następnego roku. W obu przypadkach siły agresorów liczyły po kilkadziesiąt tysięcy ludzi, ale siły chińskie - choć mające ponad 100 000 żołnierzy - raczej unikały walki i prowadziły działania opóźniające. O wiele dłużej trwała kolejna wojna chińsko-japońska - współcześnie jedną z chińskich nazw tego konfliktu jest "wojna ośmioletnia". Rozpoczęła się 7 czerwca 1937 roku od incydentu przy moście Marco Polo i szybkiego zajęcia Pekinu przez Japończyków. (...) 13 sierpnia rozpoczęła się - z chińskiej a nie japońskiej inicjatywy - bitwa o Szanghaj, trwająca do 26 listopada. W tej operacji 300 000 japońskich żołnierzy walczyło przeciwko 600 000 Chińczyków. Zaangażowane były też olbrzymie środki: okręty desantowe, lotniskowce, bombowce dalekiego zasięgu. Straty obu stron były bardzo wysokie: Japończyków poległo kilkadziesiąt tysięcy, a Chińczyków - kilkaset tysięcy. Pomimo porażki Chińczycy kontynuowali opór. 




Armia japońska pomaszerowała w głąb lądu do Nankinu -  ówczesnej stolicy Czang Kaj-szeka. Zdobyła ją 13 grudnia dopuszczając się w następnych dniach straszliwych zbrodni wobec cywilów. Nie zakończyło to jednak wojny. Oporu Chin nie zakończyła też utrata niemal całego nowoczesnego uzbrojenia zakupionego wcześniej w państwach Zachodnich (wojska lądowe miały dużo sprzętu niemieckiego, z kolei lotnictwo -  amerykańskiego). Nie zakończyło jej przecięcie połączeń morskich i odcięcie od handlu i pomocy. Chińczycy podpisali zresztą pakt o nieagresji ze Związkiem Sowieckim, który dostarczał sprzęt wojskowy drogą lądową. Samoloty sowieckiej produkcji w barwach chińskich często były obsługiwane przez "ochotników" z Armii Czerwonej (ale 20 maja 1938 roku to chińskie załogi w bombowcach wyprodukowanych w USA "zbombardowały" ulotkami japońskie miasta). Wojna była kontynuowana. W końcu 1938 roku - po utracie kolejnej stolicy, Wuhanu - chińska Armia Narodowa zmieniła taktykę. Do tej pory oddawała teren, aby zyskać czas na konsolidację obrony, od teraz miała prowadzić walkę na wyczerpanie. Na zapleczu rozbudowywano arsenały i fabryki zdolne produkować lekką broń. Broń ciężką trzeba było sprowadzać z zagranicy, jedyną możliwością było korzystanie z portów neutralnych we francuskich Indochinach oraz Birmie. Ostatecznie Republika Chińska przetrwała II wojną światową i po 1945 roku odzyskała tereny zajęte przez Japończyków.

Innym odległym konfliktem była wojna pomiędzy Paragwajem a Boliwią, a właściwie pomiędzy koncernami naftowymi Standard Oil i Shell Oil. Faktyczną przyczyną wojny były złoża ropy naftowej, mające jakoby znajdować się na paragwajskiej wyżynie Chaco. Rząd Boliwii - państwa mającego trzykrotnie większą populację, silną armię, wyszkoloną i dowodzoną przez niemieckich oficerów - postanowił wydrzeć Chaco Paragwajczykom. Działania wojenne rozpoczęły się latem 1932 roku, gdy boliwijscy żołnierze obsadzili forty po niewłaściwej stronie granicy, a Paragwajczycy postanowili zareagować na to zbrojnie. W 1933 roku Boliwijczycy przeprowadzili ofensywę na paragwajskie pozycje, która jednak zakończyła się porażką. Żadne z dwóch państw nie miało przemysłu zbrojeniowego i musiało korzystać z dostaw zagranicznych, co było utrudnione, jako że nie miały bezpośredniego dostępu do morza. Boliwia robiła zakupy przede wszystkim w USA, dostarczane były one albo do portów peruwiańskich, albo przez Brazylię. Paragwaj, po cichu wspierany przez neutralną oficjalnie Argentynę, zaopatrywał się przede wszystkim w Europie. Ostatecznie paragwajskie siły zbrojne - organizowane i dowodzone przez oficerów z carskiej Rosji oraz z Italii - odparły wszystkie ataki armii boliwijskiej (którą organizowali i dowodzili Niemcy oraz Czechosłowacka Misja Wojskowa). 12 czerwca 1935 roku podpisano zawieszenie broni, kończące wojnę, która przyniosła obu państwom kilkadziesiąt tysięcy ofiar śmiertelnych - Boliwijczycy ponieśli ich dwa razy więcej i ruinę gospodarczą.




Inna wojna pomiędzy Shellem a Standard Oil toczona była w 1941 roku przez Ekwador i Peru. Tym razem wygrał Standard Oil. Paradoksalnie ani w Peru, ani w Paragwaju złóż ropy naftowej nie odnaleziono (dopiero 26 listopada 2012 roku Paragwajczycy ogłosili, że ropa - być może - jednak jest na płaskowyżu Chaco). Nieco wcześniej - od maja 1932 do września 1934 roku - w Ameryce Południowej toczyła się też wojna pomiędzy Kolumbią a Peru. Przedmiotem sporu było dorzecze górnej Amazonki. Wojna ta miała pewien - negatywny z polskiego punktu widzenia - wpływ na sytuację na Bałtyku, bowiem Peru w 1933 roku zakupiło dwa najpotężniejsze estońskie okręty wojenne - kontrtorpedowce Lennuk i Vambola. 

Wojny toczone w latach 20 i 30 XX wieku były konfliktami trwającymi długo i wymagającymi od zaangażowanych państw bogatych rezerw materiałowych. Wojny błyskawiczne - jeśli zdarzały się - to wyłącznie pomiędzy przeciwnikami o skrajnie różnym potencjale. Wojna do której przygotowywali się Polacy, miała być właśnie wojną trwającą długo i wymagającą bogatych rezerw materiałowych (notabene Brytyjczycy wypowiadając wojnę Niemcom - 3 września 1939 roku - już wiedzieli że nie będą w stanie w żaden sposób wesprzeć nas w tej wojnie, szczególnie w pierwszej fazie, gdyż zakładali że będzie to wojna co najmniej dwu-trzyletnia i oni do takiej właśnie wojny się przygotowywali. Trzeba było bowiem odbudować siły zbrojne praktycznie od nowa, a najlepiej i tak było w brytyjskiej flocie, chociaż stan floty był katastrofalny. Można więc sobie wyobrazić, jak wyglądała armia i lotnictwo Wielkiej Brytanii w roku 1939. Co się tyczy Francji to oni mieli bardzo dobrą armię, znacznie liczniejszą od niemieckiej. Posiadali też znacznie lepsze czołgi od Niemców, chociaż popełnili ten sam błąd, który żeśmy popełnili my, a mianowicie podzielili swoje jednostki pancerne pomiędzy piechotę, czym osłabili ich siłę uderzeniową. Zresztą oni się głównie przygotowywali na wojnę pozycyjną na linii Maginota i to również na 3-4 lata. Można więc sobie wyobrazić że musielibyśmy wytrwać na wschodzie i na Przedmościu Rumuńskim co najmniej dwa lata żeby można było przejść do skutecznej kontrofensywy. Czy Związek Sowiecki - zakładając że nie uderzyłby na Polskę 17 września 1939 roku jak to się stało naprawdę - przez ten czas pozostałby bierny, skoro jego celem było maksymalne osłabienie wszystkich walczących stron, tak, aby w ostatniej fazie wojny wkroczyć do walki i... dojść do Atlantyku?). Do takiej wojny przygotowywano się przez 20 lat.




Czy gdyby zdawano sobie sprawę, że kampania polska rozstrzygnie się już w pierwszych dniach, to Wojsko Polskie wyglądałoby inaczej? Czy cały sprzęt uzbrojenia znajdowałby się w jednostkach bojowych, a zaplecze nie musiałoby być rozwinięte? Czy wówczas obrona przed niemiecką agresją wyglądałaby inaczej? Być może. Jednak ani nasi politycy, ani nasi generałowie - ani też politycy i generałowie w innych państwach - nie mieli żadnych doświadczeń, które dawałyby im choćby cień podejrzenia, że nadchodząca wojna będzie zupełnie inna od wszystkich poprzednich.





PS: W KOLEJNEJ CZĘŚCI "DLACZEGO DOSZŁO DO WOJNY?"


A TUTAJ ZAKOŃCZENIE I WOJNY ŚWIATOWEJ - ARMIA AUSTRO-WĘGIERSKA Z FILMU "CK DEZERTERZY"
(LISTOPAD 1918)



CDN.
 

środa, 25 września 2024

ZAPRZAŃSTWO JAKICH MAŁO! - Cz. XIII

CZYLI HISTORYCZNA REFLEKSJA JAKO 

MEMENTO DLA WSPÓŁCZESNOŚCI





POWSTANIE i WOJNA
Cz. XIII





 Lato 1650 r. to nie tylko czas narodzin królewskiej córki, ale przede wszystkim intensywne działania, zmierzające do zawiązania antytureckiej koalicji złożonej z Rzeczpospolitej, Kozaków Chmielnickiego, Siedmiogrodu Rakoczego, księstwa Multańskiego (Wołoskiego), Cesarstwa, Wenecji a także Chanatu Krymskiego. Pracował nad tym intensywnie kanclerz wielki koronny Jerzy Ossoliński, ale zmarło mu się 9 sierpnia, co realnie pogrzebało wszelkie anty-tureckie plany. Ossoliński był osobistym wrogiem kniazia Jaremy Wiśniowieckiego, a poza tym był bardzo nielubiany szczególnie przez zwykłą szlachtę, jako że bardzo rzadko liczył się z jej zdaniem i potrafił tak manipulować opinią "panów braci", że ostatecznie i tak zawsze stawiał na swoim. Jedyny bodajże w tym okresie człowiek który realnie żałował Ossolińskiego, to był kanclerz wielki litewski Albrycht Stanisław Radziwiłł, który pisał o nim: "Wielki mąż w radzie, w darze wymowy i znajomości spraw nieporównany, jak i w biegłości w językach, przyjaźnią połączony z obcymi książętami, godny był dłuższego życia". Ossoliński zmarł w wieku lat 54, czego przyczyną miała być apopleksja (mówiono że spowodowana odmową króla Jana Kazimierza nadania starostwa trembowelskiego teściowi jego córki -  hetmanowi polnemu koronnemu Marcinowi Kazanowskiemu). Pochowany został w ufundowanym przez siebie klasztorze dominikanów w Klimontowie, a w samym pogrzebie wzięła udział tylko najbliższa rodzina i kilku przyjaciół. Mówiło się też, iż tego właśnie dnia król zasiadł do uczty wesoły i taka też panowała ogólna radość na dworze (choć oczywiście nie była ona powszechnie okazywana), a po kraju zaczęły krążyć chociażby tego typu wierszyki: "Śmierć twoja wielki mężu nie w smak wszystkim była - bo cię za późno zgładziła". Wraz ze śmiercią kanclerza Ossolińskiego wszelkie plany wojny przeciwko Imperium Osmańskiemu ostatecznie dobiegły kresu.

A tymczasem na Ukrainie Chmielnicki próbował pokazać coraz otwarciej swoją podmiotowość i niezależność od króla i Rzeczypospolitej. Na początku lipca poprosił zdążającego do Moskwy Greka - Joana Tafralija, aby ten zapewnił cara Aleksego że wciąż gotów jest mu służyć, a pogłoski o jego odstępstwie są nieprawdziwe. Gdy zaś 30 lipca doszło do jego spotkania z osmańskim posłem Osmanem agą (podczas którego Turek zapewniał w imieniu sułtana, iż ten gotów jest wesprzeć Chmielnickiego nawet i 100 000 wojska - nie licząc ordy tatarskiej -  jeśli tylko Chmielnicki dalej będzie kontynuował wojnę z Polską), ten był niezwykle podekscytowany i zadowolony z tego spotkania. Już 31 lipca (czyli dnia następnego), podczas spotkania z posłami wojewody krakowskiego - Władysława Dominika Ostrogskiego-Zasławskiego i starosty kałuskiego - Jana Zamoyskiego, stwierdził otwarcie: "Mnie ani król, ani Rzeczpospolita do żadnych rzeczy zmusić nie może, bom ja wolny sobie i komu zechcę, będę służył. Mam cara tureckiego (...) posiłkiem pewnym, cara moskiewskiego także, ordy wszystkie poprzysiężone. Nie tylko Koronę Polską, ale i Państwo Rzymskie komu zechcę, w ręce dam i panom wszystkim majętności nie puszczę, póki mi Czaplińskiego nie wydadzą" (notabene to właśnie od sporu z Danielem Czaplińskim zaczął się cały ten kozacki bunt na Ukrainie, gdy podstarości czehryński najechał chutor Chmielnickiego, porwał mu żonę - którą następnie poślubił, a także okaleczył syna). Chmielnicki zresztą pił na umór (o czym pisałem już w poprzednich częściach tej serii). Gdy 3 sierpnia 1650 r. kompletnie pijany, wybrał się na przejażdżkę w towarzystwie "Horoszenki" (Piotra Doroszenko) i napotkał na swej drodze kilku szlachciców, kazał ich wszystkich potopić. Nazajutrz gdy wytrzeźwiał, ponoć tego żałował, a w liście do króla pisał, że to tylko dzięki jego osobie szybko postępuje przywracanie szlacheckich majątków -  zarówno szlachty "laskiej" jak i ruskiej - na Ukrainie.




Śmierć kanclerza Ossolińskiego była również powodem pewnej zmiany, jaka musiała zaistnieć na dworze chanów krymskich w Bakczysaraju. Chan Islam III Girej zapewne marzył o zrzuceniu osmańskiej zależności Krymu (narzuconej jeszcze w 1475 r.), ale oczywiście musiał mieć ku temu sporą koalicję międzynarodową, gdyż inaczej nie odważyłby się wystąpić przeciwko sułtanowi. Jednak wraz ze śmiercią Ossolińskiego miraże te upadły całkowicie i jedynym wyjściem było kontynuowanie planów wielkiej wojny z Moskwą, które to propozycje - przez swoich posłów - składał Islam Girej zarówno Rzeczpospolitej, jak i Szwecji (w sierpniu 1650 r do Sztokholmu w tym właśnie celu udało się poseł Mustafa bej, który na audiencji u królowej Krystyny przedstawił list od chana i dostojników krymskich, deklarując że już teraz na Moskwę ruszyło 100 000 ordy pod wodzą kałgi sułtana, a wkrótce dołączy do nich również sam chan. Proponował więc wspólną wyprawę przeciwko Moskalom, deklarując że na Krymie wiedzą o "nieprzyjaznej postawie Moskwy wobec Szwecji". Jednak wiadomość o wysłaniu 100 000 Tatarów na Moskwę nie była prawdziwa, a miała jedynie skusić Szwedów do wspólnej z chanem inwazji na Rosję). Jednak ani królowa Krystyna (córka Gustawa II Adolfa Wazy), ani wpływowy kanclerz Królestwa, hrabia Axel Oxenstierna (prywatnie zaś osobisty przyjaciel poległego w bitwie pod Lützen w listopadzie 1632 r. Gustawa II Adolfa) nie zamierzali jednak wciągnąć Szwecji w ten konflikt. Nie mogąc więc doprowadzić swych planów wojennych do pełnej realizacji, chan zajął się sprawami wewnętrznymi swego państwa. Zaczął więc stawiać liczne warownie na granicach Chanatu, szczególnie jego oczkiem w głowie była twierdza w Perekopie, która strzegła drogi na Krym. Kazał też tam wznieść wał perekopski (według ustaleń Zygmunta Abrahamowicza, liczył on od 8-23 km.). Rozbudował pięknie Bakczysaraj, Perekop i Gozlew, wznosząc tam nowe medresy, kramy kupieckie, meczety, domy dla ubogich i dla podróżnych. W ogóle pod jego rządami w połowie XVII wieku Chanat Krymski rozwijał się wyśmienicie (było to spowodowane licznymi wyprawami łupieskimi zarówno na Rzeczpospolitą jak i na Moskwę i pozyskaniem tą drogą licznych łupów oraz niewolników). W ogóle Chanat Krymski w tym okresie jaśniał blaskiem w porównaniu ze swymi sąsiadami, popadającą w kryzys Rzeczypospolitą, Moskwą - którą trapiły liczne wewnętrzne bunty i powstania (o czym wspomniałem w poprzedniej części), a także Imperium Osmańskim, które również popadało w kryzys i zmagało się z buntami ludności przeciwko coraz bardziej żądnej władzy i ziemi elicie dworu osmańskiego (ostatni w tym okresie bunt wybuchł w okolicach Karahisaru w 1648 r., a przewodził mu Kathardżi-Oglu, do którego to przyłączył się szyicki prorok - Abdulnebi. Sułtan Mehmed IV stłumił ten bunt w bitwie pod Üsküdarem jeszcze w tym samym 1648 r.).

2 sierpnia przybył do Czehrynia poseł chana Sefer Gazi aga, przywożąc Chmielnickiemu list, w którym Islam Girej nakazywał mu przygotować się do wojny z Moskwą (deklarował również, że w przypadku gdy Polacy zaatakują Ukrainę, Orda natychmiast ruszy Kozakom z odsieczą). Chmielnickiemu nie w smak były te plany, ale nie odważył się otwarcie zaprotestować i nakazał przygotowania (choć jednocześnie nie informował przeciwko komu są one skierowane). Miał też drobny problem z pułkownikiem niżyńskim - Prokopem Szumiejką, który przeszkadzał szlachcie w dotarciu i odzyskaniu ich majątków. Wezwał go do Perejasławia, zbeształ, mówiąc że nie jest rolą Kozaków decydować co poszczególni panowie robią we własnych majątkach, a jedynie stać na straży kozackich wolności, odebrał mu stopień pułkownika i oddał go setnikowi bużyńskiemu - Łukianowi Suchyni. W tym też mniej więcej czasie na Zaporoże przybył chorąży nowogrodzki - Mikołaj Kisiel, który zażądał wycofania Kozaków z dóbr prywatnych na Bracławszczyźnie (spytał się jednocześnie Chmielnickiego czy pragnie on wojny czy pokoju). Jednocześnie poinformowano Chmielnickiego o koncentracji wojsk polskich na Podolu. Polecił więc Chmielnicki aby nie czyniono przeszkód szlachcie w dotarciu do ich majątków (oczywiście nie czynił tego, bo się przestraszył, a jedynie aby zyskać na czasie, gdyż nie był jeszcze przygotowany do nowego konfliktu z Rzecząpospolitą). Jednocześnie posłał też do Konstantynopola swoich ludzi (pod przewodnictwem pułkownika kijowskiego - Antona Zdanowicza), aby wybadać czy sułtan rzeczywiście wyślę pomoc, na wypadek nowej wojny z Polską, jednocześnie deklarując oddanie się pod opiekę sułtana. Po wizycie Mikołaja Kisiela Chmielnicki ponownie spił się na umór i krzyczał (przeplatając ze sobą słowa polskie i ruskie) tak, iż słychać go było "w całym Czehryniu" (jak zanotował nieznany z imienia pisarz polskiego poselstwa) że: "Poczekajcie Lachy! Poczekaj, panie hetmanie! Już teper ne budę Potocki, ale budę Koniec-Polski! Oj Lachy, Lachy,! Chytrością i nieprawdą ze mną idziecie" (notabene hetmana Potockiego wziął do niewoli Chmielnicki pod Korsuniem w 1648 r., natomiast Koniecpolski zmarł w 1646 r. i był ostatnim z wielkich hetmanów Złotego Wieku Rzeczypospolitej, od czasów zaś hetmana Czarnieckiego rozpoczyna się okres hetmanów Srebrnego Wieku. {Ciekawostka - hetman wielki koronny Stanisław Koniecpolski zmarł w wieku zaledwie 54 lat, a wszystko za sprawą tego, że niedawno wziął ślub z młodą dziewczyną której chciał dogodzić w łożu, dlatego też brał różne preparaty wspomagające męskość, a one ostatecznie doprowadziły go do śmierci, gdyż dostał zawału serca. Na jego pogrzebie poseł sułtana tureckiego wyrzekł te oto słowa: "Polacy, wy jeszcze nie zdajecie sobie sprawy kogo straciliście, ale już wkrótce się o tym przekonacie". Bez wątpienia gdyby Koniecpolski dożył wybuchu powstania Chmielnickiego, to skończyłoby się ono pod Korsuniem klęską i śmiercią lub niewolą Chmielnickiego).




Więc Mikołaj Kisiel ponownie przybył do Czehrynia, Chmielnicki miał mu zakomunikować: "Stoję teraz jedną nogą w Polsce, jedną w Turcji. Nie chcę zdradzić króla, mego pana, ale jeśli będę zaczepiany przez Polaków, a ich obóz będzie bliżej niż koło Lwowa, jeśli nie wydacie mi Czaplińskiego i nie oddacie zagrabionych cerkwi, wówczas pokłonię się Turczynowi. Z czym więc przyjechałeś, panie starosto? Jeśli uczynicie, czego pragnę, będę służył królowi; jeśli nie - zwrócę się winną stronę". Nic nie uradzono, ale 10 sierpnia 1650 r. w Orlikowie pod Czehryniem (ponownie - bo czynił to już kilkukrotnie wcześniej - o czym pisałem) spotkał się Chmielnicki z wojewodą kijowskim - Adamem Kisielem. Niby był zmartwiony, pytał się co ma czynić, gdyż nie chce zrywać z Koroną i z królem, ale realnie nie zapadły tam też żadne ostateczne decyzje. Kisiel pisał z Orlikowa do króla 12 sierpnia żeby nie prowokować Chmielnickiego i nie ułatwiać mu opowiedzenia się po stronie sułtana. Wojsko trzymać najdalej w Glinianach pod Lwowem, oraz posłać posła na Krym, aby wytłumaczył chanowi że Rzeczpospolita nie ma zamiaru atakować Kozaków. Podważenie sojuszu kozacko-tatarskiego miało być teraz głównym celem Rzeczypospolitej, czym w pewien sposób pomagał również sam Chmielnicki. Otóż denerwował go stopień zależności, do jakiego został zmuszony w ugodzie zborowskiej (1649), stając się realnie podwykonawcą woli chana krymskiego. Ta zależność bardzo mu ciążyła, a jednocześnie wiedział że bez wsparcia Tatarów sami Kozacy nie będą mogli oprzeć się długo potędzę Rzeczpospolitej. A co gdyby sam ogłosił się księciem ruskim, albo kozackim? Co gdyby wszedł do rodzin panujących? Wówczas jego pozycja byłaby zupełnie inna niż obecnie i właśnie taka myśl zakołatała w jego głowie. Zapragnął bowiem wydać swego 18-letniego syna Timofieja (zwanego Tymoszką), za Rozandę, córkę hospodara mołdawskiego - Bazylego Lupula. Tylko że najpierw trzeba było go do tego zmusić, dlatego też Chmielnicki oskarżył Lupula o przechwytywanie jego listów do sułtana, (czym ten miał działać na korzyść Rzeczpospolitej i króla polskiego). Co ciekawe w tej wyprawie liczył Chmielnicki na wsparcie Tatarów, gdyż Lupul jeszcze w 1649 r. napadł na część ordyńców powracających z łupami i odebrał im je, a także uwolnił jeńców. Taka wojna, mająca przysłużyć się nowej dynastii Chmielnickich, byłaby znacznie lepsza niż wyprawa na Moskwę czy Turcję.

Jeszcze w sierpniu 1650 r. pod Humaniem zgromadził ataman ok. 70 000 armię (z czego Tatarów było jakieś 30 000) i kilkadziesiąt dział. 1 września to wojsko stanęło pod jampolem nad Dniestrem (będącym granicą pomiędzy Rzeczpospolitą a Mołdawią). Pierwsi przez rzekę rzucili się Tatarzy, po nich postępowali Kozacy, nie napotkawszy nigdzie oporu, wpadli prawdziwe morderczy szał. Zapłonęły wioski i miasteczka, doszło do gwałtów i mordów, a najeźdźcy doszli za Prut aż do Jass (stolicy Mołdawii), które to miasto spalili, biorąc tam licznych jeńców. Sam Lupul zbiegł wraz z rodziną do lasu, a następnie do położonego w górach klasztoru. Wyprawa ta głównie polegała na niszczeniu i mordach (Tatarzy praktycznie nie brali nawet jasyru, wyjąwszy młode, ładne dziewczyny które następnie można było z zyskiem sprzedać). Bazyli Lupul skontaktował się ze stojącym po drugiej stronie granicy (w rejonie Kołomyi i Śniatynia) hetmanem wielkim koronnym Mikołajem Potockim (tym który będąc kompletnie pijany, poniósł klęskę w bitwie pod Korsuniem i dostał się do niewoli, ale po ugodzie zborowskiej Chmielnicki uwolnił go, tak jak i resztę polskich jeńców) z prośbą o pomoc. Ten jednak nie zamierzał wdawać się w tą awanturę, tym bardziej że od Chmielnickiego odgradzały go dwa kozackie pułki, które ten ustawił na wypadek interwencji Polaków od strony Rusi Czerwonej. W tych warunkach Lupul musiał zgodzić się na narzucony mu przez Chmielnickiego traktat, na mocy którego w zamian za opuszczenie jego kraju przez Tatarów musiał im zapłacić 120 000 talarów, Kozakom co prawda tylko 10 000, ale Chmielnicki zyskał znacznie ważniejsze postanowienie małżeństwa Timofieja z Rozandą, zawarcie wiecznego sojuszu kozacko-mołdawskiego i wyrzeczenia się Lupula wszelkich związków z Polską. Dodatkowo Chmielnicki otrzymał konia z rzędem, szablę bogato oprawioną złotem i wysadzaną drogimi kamieniami, oraz sobole. Jako gwaranta do trzymania owych warunków, Chmielnicki pozostawił w Mołdawii pułkownika bracławskiego Daniłę Neczaja z jego oddziałem (który poniekąd przydał się Lupulowi gdy wkrótce potem znów powrócili Tatarzy, wówczas Neczaj "wyprowadził" ich z Mołdawii tak, aby już nie uczynili więcej szkód). W drodze powrotnej z Mołdawii, Chmielnicki wysłał dwa listy. Pierwszy do księcia Jerzego Rakoczego z Siedmiogrodu, zapewniający o chęci wsparcia Siedmiogrodzian przeciwko ich wrogom; drugi zaś do hetmana Potockiego, w którym deklarował wierność Rzeczpospolitej i tłumaczył się że wyprawę na Mołdawię przedsięwziął w celu skłonienia Lupula do wojny z Turcją, co - jak twierdził - było "Świątobliwym zamysłem Jego Królewskiej Mości".




Już jednak w październiku w swym liście do króla pisał Chmielnicki że jego interwencja w Mołdawii związana była z ochroną Lupula przed jego wrogami. Zupełnie już w tym momencie widać było, że Chmielnicki nie dba nawet o pozory prawdomówności, stawiając coraz bardziej wszystko na jedną kartę. Coraz bardziej dostrzegała to szlachta z okolic Kijowa i Czehrynia, której co prawda oficjalnie Chmielnicki pomagał w odzyskaniu ich majętności, ale (tak jak wyżej opisany przeze mnie przykład) zdarzało się że również mordował ich z zimną krwią. W tych warunkach w październiku 1650 r. szlachta kijowska i czernichowska podjęła zobowiązanie, iż gotowa jest ponownie walczyć z Chmielnickim w nowej wojnie na śmierć i życie, natomiast ci spośród współbraci z tych okolic, którzy się od tego zadania odłączą, mają zostać objęci anatemą, a ich majątki skonfiskowane i oddane królowi jako królewszczyzny. Jeszcze z końcem października hospodar Lupul wysłał list do hetmana Potockiego w którym informował go dokładnie o przebiegu kampanii kozackiej i o poczynionych układach, które zostały nań wymuszone. Jego celem było bowiem zerwanie sojuszu z Chmielnickim, a już na pewno nie chciał wydawać swej córki za mąż za Timofieja. Dlatego też dokładnie informował Potockiego nie tylko o sile Kozaków, ale również o ich planach, które pozyskał. Twierdził więc że w nadchodzącej wojnie z Polską Kozaków wspierać mają nie tylko Tatarzy, ale również Siedmiogrodzianie Rakoczego, którzy wspólnie mają ruszyć na Kraków. W tych warunkach już 7 listopada zwołano sejmiki wojewódzkie, a król na 5 grudnia 1650 r. zwołał nadzwyczajny Sejm dwuniedzielny (uznał bowiem że nie ma sensu czekać na zwołanie zwyczajnego Sejmu sześcioniedzielnego). W czasie otwarcia Sejmu król wygłosił mowę w której stwierdził że nad Rzeczpospolitą gromadzą się kolejne wrogie siły, wojsko domaga się żołdu, skarb jest prawie pusty, a powiaty nie chcą niczego przekazać z własnych zasobów, należy więc uchwalić nowe podatki tej nadzwyczajnej dla Ojczyzny chwili. Było wiele głosów i wiele opinii, m.in. wojewoda kijowski Adam Kisiel postulował ugodę z Chmielnickim "aby zachować Unię". Twierdził też że należy zwrócić te parę cerkwi których oni się domagają i obłaskawić Chmielnickiego jakimiś upominkami. Wielu poczytało tę propozycję za uwłaczającą i haniebną, a wówczas Kisiel stwierdził że w takim razie ma jeszcze inną propozycję, która nie będzie hańbiąca dla Rzeczpospolitej - stworzyć takie wojsko, żeby ani Moskwa, ani Turek, ani Chmielnicki nie był w stanie nam niczego narzucić. Tylko że na to potrzeba pieniędzy.

Wyprawiono więc ponownie poselstwo do Chmielnickiego (zresztą tam było poselstwo od chana, od sułtana, niedawno wyjechał ponownie poseł od cara Aleksego, ponoć w Czehryniu w tym czasie "posłów było jak psów" i tylko zmieniali się jeden z drugim). Przybyło ono jednak bez podarków (co spotkało się ze złośliwymi uwagami Chmielnickiego, że skoro hetman polny Kalinowski stał się teraz chudopachołkiem i nie stać go nawet na podarki, to może należy go wspomóc finansowo). Chmielnicki zakomunikował wówczas posłom, że jeśli na zwołanym przez króla Sejmie nie wydadzą mu Czaplińskiego, to: "go w Warszawie i Gdańsku szukać będę. A już nie ja jego, a on mój. (...) Mam Tatary, Wołochy, Multany, Węgry...", dalej groził (tylko już po rusku), że jeżeli nie dostanie Czaplińskiego to "skończy wszystkich Lachów". Liście do króla zaś miał jeszcze bardziej ciekawe żądania, domagając się zatwierdzenia pokoju polsko-kozackiego przez arcybiskupów: gnieźnieńskiego i lwowskiego oraz biskupa krakowskiego, hetmana wielkiego koronnego i hetmana polnego litewskiego, a także wojewodę bracławskiego i podkanclerzego koronnego (🤭). Żądał też zniesienia unii religijnej i możliwości działania prawosławia na wszystkich ziemiach Rzeczpospolitej, tak jak katolicyzmu (z tym że katolicy nie mieliby wstępu do województw kijowskiego, bracławskiego i czernichowskiego). Donoszono również zebranym na Sejmie posłom i szlachcie o brataniu się tu i ówdzie Kozaków z Tatarami (ponoć w jakiejś gospodzie wspólnie urządzili imprezę, na której przysięgali sobie wierność po grób, obcałowując się w sposób haniebny - jako że Tatarzy to przecież byli poganie, to znaczy nie wyznający wiary w Chrystusa, dlatego takie deklaracje były uważane za hańbiące i jawnie grzeszne). Mimo tych wszystkich niepokojących sygnałów na Sejmie przez pierwsze prawie dwa tygodnie zajmowano się w większości duperelami. Dopiero 17 grudnia ostatecznie uchwalono podatki na 51 000 armię (36 000 wojsk w Koronie i 15 000 na Litwie). Wiśniowiecki postulował zwiększenie wojska do 60 000 ale propozycja ta została odrzucona. Król spotkał się również z posłem weneckim - Girolamą Cavazzą na wypadek gdyby po stronie Chmielnickiego opowiedział się sułtan (Wenecja, która walczyła wówczas z Osmanami na Krecie, miała być w tej wojnie sojusznikiem). Cóż, wszystko wskazywało na to, że na wiosnę roku następnego (1651) wybuchnie kolejna krwawa wojna. I tak też się stało.




CDN.

niedziela, 22 września 2024

ZJEDNOCZENIE PRUS I INFLANT Z POLSKĄ - Cz. IV

POCZĄWSZY OD PIERWSZEGO SPORU POLSKO-KRZYŻACKIEGO (1309-1310), AŻ PO PRZYŁĄCZENIE INFLANT DO RZECZPOSPOLITEJ (1558-1561)





KONRAD I MAZOWIECKI
Cz. IV





 Gdy w wieku prawie 70 lat, 4 października 1063 r. umierał Tughrilbek (notabene w kilka miesięcy po ślubie córką kalifa dynastii Abbasydów al-Kaima - Sajjidat), zbudowane przez niego Imperium tureckich Seldżuków było ogromne rozciągało się od Chorezmu na północy (wokół południowych wybrzeży jeziora aralskiego), poprzez Chorasan, Fars, Persję, Al-Dżazirę (czyli Irak) i część Syrii. Tughrilbek panował łącznie 26 lat i z wodza oguzyjskich koczowników przerodził się w potężnego władcę, który ustępował (ale tylko oficjalnie) pola samemu kalifowi Bagdadu. Swoje wojny rozpoczął w roku 1038 od splądrowania Niszapuru i likwidacji Imperium Gaznawidów (którego największym i najsławniejszym władcą był niejaki Mahmud z Ghazni, zmarły w 1030 r.), rozciągającego się na ziemiach dzisiejszego Afganistanu, północno-środkowego Iranu, Pakistanu i Kaszmiru. Klęska w bitwie pod Dandakanem (1040 r.) oznaczała ostateczny kres tego Imperium (które notabene było bodajże najbardziej scentralizowane ze wszystkich ludów koczowniczych, chociaż Imperium Gaznawidów też dominowali Turcy, to jednak elitą administracyjną byli Persowie, którzy bodajże jako jedyni na tych terenach potrafili stworzyć centralną administrację), chociaż niewielkie grupy gaznawidzkie utrzymywały się w różnych miastach Chorasanu i Sogdiany i dopiero w 1059 r. po zdobyciu Balchu ostatecznie Seldżukowie odepchnęli ich do Azji Środkowej. Jak wspominałem już w poprzedniej części, ci przybyli znad mongolskich stepów oguzyjscy Turcy (którzy będą sprawcami I wyprawy krzyżowej, jaka zostanie ogłoszona przez papieża Urbana II w roku 1095 na synodzie w Clermont, w celu uwolnienia od niewiernych Grobu Świętego w Jerozolimie), w roku 1055 zajęli Bagdad całkowicie bezkrwawo (właściwie Tughrilbek został tam wpuszczony przez kalifa jako pielgrzym). Późniejsze walki pierwszego seldżuckiego sułtana opisałem również w poprzedniej części (choć oczywiście pokrótce, ale nie wydaje mi się aby bardziej się w tym temacie rozpisywać, gdyż nie wnosi to nic nowego do tematu), warto tylko nadmienić że po zlikwidowaniu Imperium Gaznawidów Seldżucy wzięli się za Kakuidów zarządzających Isfahanem (1051 r.), a następnie przyszła kolej na mocno rozbitą wewnętrznie federację bujidzką.

Bujidzi kontrolowali Bagdad od grudnia 945 r. co bardzo przeszkadzało kalifom z rodu Abbasa, jako że Bujidzi byli szyitami i wprowadzili w okrągłym mieście wiele szyickich świąt (oraz pielgrzymek do grobu imama Alego). Wpuszczenie sunnickich Seldżuków do Bagdadu w roku 1055 było dla Kalifatu niezwykle ożywcze po 110 latach wymuszonej tam dominacji Bujidów. Bujidzi - pierwotnie nieokrzesani wieśniacy z Dajlamu, po przyjęciu islamu w wersji szyickiej przez te dziesięciolecia zdążyli się już nieco ucywilizować, w każdym razie w tamtym czasie obawiano się przede wszystkim dzikich hord Seldżuków i ratowało ich jedynie to, że wyznawali oni sunnę (dlatego też kalif al-Kaim wpuścił Tughrilbeka do Bagdadu - 18 grudnia 1055 r.). Od wkroczenia Seldżuków do Bagdadu ostatni władca Bujidzów - Abu Sad władał jedynie w Szirazie (Południowy Iran), ale zginął w 1062 r. w trakcie tłumienia rozruchów wewnętrznych, zaś latem tego samego roku Seldżucy zajęli Sziraz. Tak więc dwa wielkie ludy Gaznawidzi i Bujidzi ulegli koczowniczym Seldżukom, a potężny niegdyś ród Abbasydów był teraz zdany na ich łaskę i niełaskę (choć oficjalnie to Seldżukowie byli poddanymi abbasydzkiego kalifa). Śmierć "Wielkiego Seldżuka" w październiku 1063 r. pokazywała to, co było właściwie powodem upadku Federacji Bujidów, a mianowicie wewnętrzną niestabilność Imperium oguzyjskich Turków seldżuckich i dążenie poszczególnych wodzów do coraz większej autonomii na rządzonych przez siebie ziemiach (do tego dochodziły jeszcze kolejne migracje plemion tureckich z północy, którzy przybywali na ziemie kontrolowane przez Seldżuków z myślą zdobycia przede wszystkim nowych pastwisk pod wypas bydła i koni, natomiast mniej interesowała ich kwestia wiary i politycznej zależności, a już na pewno nie zamierzali się podporządkowywać centralnej władzy zarządzanej z Bagdadu). Oczywiście kontrolowanie tak wielkiego terenu jak stworzył Tughrilbek (bez wątpienia największe w historii Imperium islamskie stworzone przez koczowników), bez posiadania dobrze rozwiniętego systemu administracyjnego - było niemożliwością, dlatego też poszczególnymi ziemiami zarządzali seldżuccy wodzowie. W chwili śmierci "Wielkiego Seldżuka" najpotężniejszymi z nich byli: kontrolujący Herat i Sistan (czyli zachodni Afganistan) - Musa Jebghu, oraz zarządzający Chorasanem Czagry Beg (zmarły w roku 1060, pozostawił jednak trzech synów z ich domenami: Kawurta, Sulejmana i Alp Arslana).


TURECCY KOCZOWNICY MIGRUJĄ DO NOWEJ "ZIEMI OBIECANEJ" - IMPERIUM WIELKICH SELDŻUKÓW



Nie mając własnych synów Tughrilbek na swego następcę wyznaczył syna Czagry Bega - Sulejmana, ale bardzo szybko powstał silny przeciw wobec tej kandydatury wśród wśród dworskich kręgów Bagdadu. Na czele opozycji wobec Sulejmana, stanął niejaki Nizam al-Mulk (mający chrapkę na urząd wezyra), opowiadając się co prawda za starszym z braci Alp Arslanem, aczkolwiek wszyscy trzej książęta mieli bardzo niewielkie doświadczenie polityczne, co dawało nadzieję na realne rządzenie państwem w imieniu marionetkowego sułtana przez Nizama al-Mulka. Alp Arslan miał jednak za sobą te atuty, że zarządzał po ojcu największą prowincją - Chorasanem, a poza tym był walecznym księciem (nosił  ponoć tak długie wąsy, że musiał je sobie zawiązywać z tyłu głowy, żeby mu się nie plątały w trakcie walki). Nizam uzyskał dla niego (do kwietnia 1064 r.) wsparcie starszyzny seldżuckiej i wojska, a po ogłoszeniu go nowym sułtanem przez armię, jego brat Sulejman wycofał się z dalszej walki o władzę (notabene poświęcając też wspierającego go, dotychczasowego wezyra - Abu Nasra al-Kunduriego, który pełnił tę funkcję od lipca roku 1055. Jeszcze w listopadzie 1064 r. nowy sułtan Alp Arslan skazał al-Kunduriego na śmierć - chociaż bratu oczywiście przebaczył). Wcześniej Alp Arslan musiał uporać się z buntem swego stryja Kutlumusza, który prowadził ze sobą część wolnych Turków. Kutlumusz został pokonany i zginął w bitwie pod Damghan (1063 r.), jego syn Sulejman potem zostanie założycielem Sułtanatu Rum. Nowym wezyrem został teraz Nizam al-Mulk (ponoć al-Kunduri przeklął Nizama i jego potomków za to, że to właśnie z jego namowy sułtan skazał go na śmierć). Nowy sułtan nie rezydował jednak w Bagdadzie. Pozostał w Marwie (w Chorasanie) i chodź kalif al-Kaim nadał mu liczne tytuły (jak choćby "Światło Wiary"), stosunki pomiędzy nimi były dosyć chłodne. W pierwszych miesiącach swego panowania Alp Arslan dążył do zapewnienia trwałego pokoju i osobistej wierności pomiędzy ludami swego Imperium, i chociaż przybywanie koczowników tureckich z północy w poszukiwaniu nowych pastwisk było pewnym problemem (nie zabezpieczono bowiem granicy i w zasadzie pozostawała ona otwarta dla każdego nomada), to jednak zabronił im wkraczania do Iraku (gdzie co prawda była dobra ziemia pod wypas bydła i koni, aczkolwiek zajęta była już przez tamtejszych Arabów, a sułtan nie chciał konfliktu turecko-arabskiego). Podobną politykę stosował wobec Kurdów, których obłaskawiał licznymi przywilejami.

Imperium Seldżuków potrzeba było wewnętrznego spokoju, gdyż nie sposób było rządzić państwem, złożonym z koczowniczych plemion, które bardzo niechętnie godziły się podporządkować centralnej władzy - a ich napływ trwał  nieprzerwanie. Koczownicy z północy domagali się bowiem ziemi pod wypas swoich stad, natomiast tej zaczęło brakować, tym bardziej że sułtan zabronił im wkraczać do Iraku. Jego brat Kawurt (widząc w tym okazję na własne wyniesienie), wsparł owych koczowników w ich planie dalszej ekspansji ku ziemiom zajętym przez Arabów, ale działał potajemnie i jeszcze wówczas nie doszło do jego otwartego buntu przeciwko bratu. Natomiast wojowniczy sułtan już szykował się do swej pierwszej wojny i wiosną 1064 r. uderzył na Armenię rządzoną przez ród gruzińskich Bagratydów (która realnie pozostawała niepodległa od 886 r. zrzucając wówczas zależność Kalifatu Abbasydów). Stolica Armenii - Ani, została zdobyta i spalona przez dzikie hordy Seldżuków. Taki sam los spotkał następnie miasto Kars, gdzie cała ludność została wymordowana. Hordy Alp Arslana spustoszyły następnie Azerbejdżan i dotarły do Gruzji (niezależnej od Kalifatu od 788 r.), wszędzie siejąc śmierć i zniszczenie. Król Bagrat IV zgodził się na coroczne płacenie daniny i oddanie ręki swej bratanicy za żonę Alp Arslanowi. Ten przystał na ów mariaż (chociaż harem Alp Aslana był dobrze pilnowany, a każda nowa dziewczyna która tam się znalazła była dogłębnie prześwietlana, jako że pamiętał on o losie jednego z władców bujidzkich, któremu ofiarowano piękną nałożnicę, a wkrótce potem, po zjedzeniu z nią posiłku, ów sułtan już się nie obudził). Oczywiście siostrzenica króla Bagrata IV miała zostać żoną Alp Arslana, czyli musiała przyjąć islam. Jednak zarówno jej ojciec jak i sam Bagrat nie spieszyli się aby wysłać dziewczynę do obcego kraju, o innej religii, w ramiona dzikiego wodza barbarzyńskich nomadów (chociaż należy powiedzieć że sam Alp Arslan w roku 1064 miał 35 lat i był dobrze zbudowanym mężczyzną o dosyć przyjemnej powierzchowności, a jego długie wąsy raczej dodawały mu urody, niż potęgowały strach wśród tych, którzy z nim obcowali).




Mijały lata, a dziewczyna nie przybywała. Wreszcie zniecierpliwiony Alp Arslan postanowił ponownie wyprawić się po obiecaną żonę do Gruzji i zimą 1068/1069 ponownie napadł na ten kraj, siejąc potworne spustoszenie. Gruzini byli całkowicie nieprzygotowani do tej inwazji, tym bardziej nie spodziewali się ataku zimą, kiedy wojen nie prowadzono (było to oczywiście związane z trudnościami aprowizacyjnymi, w zależności bowiem od terenu i warunków pogodowych nie można było zapewnić odpowiedniej ilości pożywienia dla ludzi i zwierząt). Ponownie doszło do wielkich zniszczeń i mordów ludności, po których to Bagrat natychmiast odesłał obiecaną siostrzenicę do Alp Arslana (ten ją poślubił ale parę lat później rozwiódł się z nią, jednocześnie oddając swemu wezyrowi Nizamowi al-Mulk, który też ją poślubił). Zdobyte tereny Gruzji sułtan Seldżuków rozdzielił pomiędzy swoich wodzów i tych spośród gruzińskiej szlachty, którzy zdecydowali się przyjąć islam. Sukces w wojnie z Gruzją i wcześniejsze opanowanie bizantyjskiej Cylicji (1067 r.) nie mogło jednak w pełni zadowolić Alp Arslana, tym bardziej że wciąż miał nierozwiązaną sprawę koczowników we własnym państwie. Z kalifem al-Kaimem porozumiewał się tylko przez posła (podobnie zresztą jak jego wezyr Nizam), zresztą w Bagdadzie "oczami i uszami" sułtana był niejaki Barsuk - mianowany emirem Bagdadu jeszcze za Tughrilbeka (maj 1060 r.). Był on powszechnie nielubiany w tym mieście, jako że jego zadanie polegało przede wszystkim na kontrolowaniu Wyniosłego Dworu bagdadzkiego i samego kalifa. Sułtan Alp Aslan w czasie całego swego panowania (trwającego prawie dekadę), nigdy nie odwiedził Bagdadu i polegał właśnie na takich ludziach jak Barsuk, czy wielki wezyr Nizam al-Mulk, którzy informowali go zarówno o nastrojach panujących wśród mieszkańców, jak również (a raczej przede wszystkim) o działalności samego kalifa. Aby uzyskać nie tylko wojskową, ale również i cywilną kontrolę nad władzą w mieście, Nizan w 1067 r. założył w Bagdadzie madresę - An-Nizamijja, pozwalającą alimom na pracę w lokalnych władzach.

A tymczasem po utracie Cylicji (co było możliwe ze względu na coraz większą anarchię polityczną, jaka zapanowała w państwie bizantyjskim), oficerowie armii bizantyjskiej po śmierci starego cesarza Konstantyna X Dukasa (maj 1067 r.) i krótkich rządach regencyjnych jego małżonki, cesarzowej Eudokii (maj-grudzień 1067 r.), wyszła ona ponownie za mąż (wbrew żądaniu swego poprzedniego męża, aby tego nie czyniła i aby nieletni synowie Konstantyna X mogli przejąć tron), za ambitnego generała pochodzącego z Kapadocji Romana Diogenesa, który został wyniesiony do władzy (głównie przez armię) 1 stycznia 1068 r. i panował jako Roman IV Diogenes. W latach 1068 i 1069 przedsięwziął on dwie udane kampanie wojenne przeciwko Seldżukom (na tyle udane, że Alp Arslan obawiał się wręcz bizantyjskiego najazdu na Bagdad) i to pomimo kompletnej dezorganizacji w wielu kluczowych kwestiach gospodarczych, politycznych a nawet militarnych. Imperium Konstantyna Wielkiego trapiła bowiem choroba, która co jakiś czas pojawiała się w tym kraju, osłabiając wewnętrznie państwo i czekając kolejnej szczepionki, w postaci nowych reform ustrojowych wojskowych lub administracyjnych. A przecież Imperium Bizantyjskie (czyli tak naprawdę ta wschodnia pozostałość Imperium Rzymskiego) stanowiło niezwykle ważny element w całej misternie komponowanej idei krucjat, jaka się potem pojawiła. Aby więc móc pójść dalej, należy nie tylko opowiedzieć co było przyczyną potwornej klęski pod Manzikertem z 1071 r. w której to Seldżukowie rozbili w pył armię bizantyjską, ale również jak kształtowały się relacje i kontakty pomiędzy chrześcijaństwem zachodnim i wschodnim, rycerstwem zachodnim i wschodnim, oraz królestwami Zachodu a Imperium Bizantyjskim (przy okazji co nieco powiem również o ówczesnych - głównie handlowych - kontaktach polsko-bizantyjskich).




CDN.