Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 30 maja 2019

(EURO)WYBORY... Cz. I

I PO WYBORACH!

 



Wybory, wybory i po wyborach, jak zatem wygląda europejska scena polityczna i co (ewentualnie) owe wybory zmieniły wśród Europejczyków? Zacznę może od stwierdzenia faktu że na polskiej scenie politycznej nic się nie zmienia - PiS (Prawo i Sprawiedliwość) zdobyło pełną pulę mandatów, czyli 27 (26 do czasu aż Wielka Brytania nie opuści Unii Europejskiej), czyli 45,38 % ważnych głosów. Drugą w kolejności była tzw.: Koalicja Europejska, czyli zbieranina różnych partii od lewa do centrum (głównie Platforma Obywatelska, Polskie Stronnictwo Ludowe, Sojusz Lewicy Demokratycznej, Nowoczesna, Zieloni oraz cztery mniejsze partie, które podobnie jak Nowoczesna nie mają już żadnego znaczenia). Uzyskali oni razem 22 mandaty (z czego sama Platforma tylko 14) przy 38,47 % głosów. Trzecią partią, która jeszcze dostała się do Parlamentu Europejskiego, została "Wiosna" Roberta Biedronia, która skosiła 3 mandaty przy poparciu 6,06 % głosów. Czwartą siłą (przynajmniej jeszcze w niedzielę) była Konfederacja (KORWIN-Braun-Liroy-Narodowcy) która zyskała 3 mandaty z poparciem 6,01 % głosów, lecz już w poniedziałek rano, po przeliczeniu wszystkich głosów okazało się że jednak Konfederacja nie zdobyła żadnego mandatu, uzyskując jedynie 4,55 % poparcia i tracąc trzy mandaty na rzecz Prawa i Sprawiedliwości. Pozostałe mniejsze partie nie liczyły się od samego początku. Nim przejdę do omawiania owych wyborów, chciałbym na początku zakomunikować, że po raz pierwszy w wyborach zagłosowałem nie na Prawo i Sprawiedliwość, lecz właśnie na Konfederację. Co prawda niektóre osoby we władzach tej partii mocno mnie odpychają, jak również retoryka narodowa nie przemawia do mojego piłsudczykowskiego serca, to jednak uznałem że PiS powinien dostać pstryczek w nos i to mocny, aby się trochę opamiętał i jednocześnie by pojawiła się opozycja, która może realnie PiS-owi zagrozić. Pisząc "realnie" mam tu na myśli utratę wyborców, gdyż ilość przepływu elektoratu między PiS a PO (czy KO co można również powiększyć o nazwę POKO + Tusk, czyli... POKOT) jest na poziomie granic błędu statystycznego i realną konkurencją (wręcz śmiertelną) dla Prawa i Sprawiedliwości staje się w tej sytuacji właśnie Konfederacja. 

Konfederacja stała się dla PiS-u tak wielkim zagrożeniem, że... zupełnie zniknęła z jakichkolwiek informacji w TVP, nic - tabula rasa. Co chwila są prezentowane tylko peany na cześć rządu Prawa i Sprawiedliwości jaki to jest wspaniały i w ogóle, a już Mateuszek to najcudowniejszy geniusz nad geniusze itd. itp. O Platformie jak zwykle dużo się mówi i często negatywnie, ale zauważyliście - mówi się tak, aby... nie zrobić jej większej krzywdy i tylko mobilizować do działania swój najtwardszy elektorat. Co chwila jest tylko Platforma-PiS, PiS-Platforma i do tego dochodzi jeszcze od czasu do czasu Wiosna (jako siła mogąca zabrać nieco głosów Platformie), a o Konfederacji nic, ani źle, ani dobrze, po prostu NIC! (czasem tylko, bardzo rzadko wrzucane są wstawki typu "ruscy agenci"). Inna sprawa że sama Konfederacja musi jeszcze przemyśleć swoją drogę i usunąć niektóre, zbyt negatywnie kojarzące się postaci, ale sam fakt że PiS (poprawnie) zdiagnozował skąd może nadejść dla niego prawdziwe niebezpieczeństwo (bo przecież nie ze strony Platformy czy Wiosny), jest aż nadto dobitny. Dobrze, przejdźmy więc do kilku poszczególnych (największych) krajów w Unii Europejskiej, takich jak Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Włochy, Hiszpania i Polska, by zdiagnozować co ewentualnie zmieniły te wybory dla poszczególnych państw i ich społeczeństw (jeśli w ogóle cokolwiek) i jak to się przełoży na powyborcze rozdanie kart w Parlamencie Europejskim?



POLSKA


 PRAWO I SPRAWIEDLIWOŚĆ




 Jak już wyżej wspomniałem, zwyciężył PiS całkowicie deklasując rywali. Partia Jarosława Kaczyńskiego, która notabene deklaruje się jako konserwatywna, chrześcijańska (katolicka), narodowa i euro-realistyczna - tak naprawdę niewiele ma wspólnego z wyżej wspomnianymi wartościami. Owszem jest chrześcijańska (katolicka) - przynajmniej publicznie mocno to demonstruje, narodowa - wszelkie te patriotyczne deklaracje o Ojczyźnie, Godności, Honorze, Żołnierzach Wyklętych i polskim Bohaterstwie są co prawda medialne i głośne, ale... niestety realnie kończą się z reguły jedynie na słowach. A jak mówił Jezus w Ewangelii św. Mateusza: "Po owocach ich poznacie", a te owoce to albo zgniłe robaczywki są, albo też zwykły ugór. Gdzie jest tak zapowiadany hucznie pomnik 100-lecia zwycięstwa w Bitwie Warszawskiej 1920 r. Sierpień 2020 już blisko a nic w tej dziedzinie nie zostało nawet zaczęte. Pomnik zwycięstwa w wojnie z bolszewikami musi stanąć tak czy siak i musi być na tyle duży, aby z czasem stał się wizytówką stolicy (pisałem już o tym kiedyś, że ja widzę go w formie Łuku Triumfalnego podobnego do tego stojącego w Paryżu, ale... większego, na tyle aby przykryć tego socrealistycznego potworka podarowanego Warszawie przez towarzysza Józefa Stalina o nazwie "Pałac Kultury i Nauki", który według mnie powinien być stopniowo lecz konsekwentnie rozmontowywany. A zacząć należy od usunięcia iglicy. Jest to bowiem prawdziwy wrzut na tyłku Warszawy i symbol komunistycznego zniewolenia Polski. Spójrzcie bowiem jak w połowie lat 20-tych rozprawiono się z rosyjskimi cerkwiami w Warszawie, większość z nich (tych największych) po prostu wyburzając, choć były to znacznie lepsze przykłady architektonicznego kunsztu niż ten sowiecki potworek. Jednak stanowiły również symbol władzy rosyjskiego zaborcy nad Polską i bez względu na ich piękno - musiały zniknąć. Teraz tym symbolem powinien stać się Łuk Zwycięstwa 1920 r, który, być może mógłby spinać oba brzegi Wisły. Zresztą już należałoby rozpisać konkurs na ten pomnik - a jak do tej pory nic w tej materii nie zostało zrobione).


 COŚ TAKIEGO JAK TO, TYLKO ZNACZNIE WIĘKSZY


 
Nie chodzi zresztą tylko o pomnik, co prawda przedstawiciele PiS-u często publicznie demonstrują swój patriotyzm, ale jak przychodzi co do czego, to szybko potrafią schować głowę pod siebie, jak choćby miało to miejsce w przypadku bandyckich prób wymuszenia na Polsce przez międzynarodowe organizacje mieniące się żydowskimi - ogromnego haraczu za tzw.: "mienie bez-spadkowe" czyli bezdziedziczne. I to tylko dlatego że na ziemiach polskich Niemcy wymordowali Żydów (obywateli polskich). Czyli wychodziłoby na to że mamy zapłacić za to, że inny bandyta zamordował naszych współobywateli na naszych ziemiach? To może zapłaćmy jeszcze za to że Polska została kompletnie zniszczona w czasie wojny i że cofnęło to nas pod względem rozwoju cywilizacyjnego o jakieś 20-30 lat w stosunku do Europy Zachodniej. Warszawa została zamieniona w jedno wielkie gruzowisko, nie było nic - tylko ciała pomordowanych Powstańców Warszawskich i gruzy zniszczonego miasta. Zapłaćmy więc bandyckim organizacjom quasi-żydowskim za to że kraje Zachodu wystawiły nas w 1939 r. na pastwę Hitlera a w 1945 oddały w łapy Stalina. Straciliśmy podczas wojny ponad 6 milionów mieszkańców (3 miliony obywateli polskich - Polaków i 3 miliony obywateli polskich pochodzenia żydowskiego), co w przeliczeniu na ilość obywateli przedwojennej (35 milionów - tyle ludności liczyła międzywojenna II Rzeczpospolita) Polski stanowi największe straty wojenne wśród wszystkich państw uczestniczących w wojnie (220 osób zamordowanych lub poległych na 1 000 obywateli, w porównaniu z nami Związek Sowiecki stracił 116 osób na 1 000 obywateli, Francja - 15, Wielka Brytania - 8, a USA - 3). Nie mówiąc oczywiście o stratach materialnych, czyli całkowitym zniszczeniu Warszawy (tego "Paryża Północy" jak mówiono o stolicy przed wojną. Dziś Warszawa jest miastem-grobem, choć odbudowana i wskrzeszona do życia przez jej mieszkańców, którzy własnymi rękoma odbudowywali to miasto, gdy pierwotnie władze komunistyczne planowały pozostawić te gruzy w nienaruszonym stanie, jako żywy przykład niemieckiego bestialstwa. Dziś z każdego zakamarka, z każdej warszawskiej ulicy woła krew i wołają duchy ludzi pomordowanych tam przez niemieckich barbarzyńców. Za to też może powinniśmy zapłacić tym bandyckim organizacjom?).

Można by dalej wymieniać w nieskończoność dalsze straty, jakie poniosła Polska w czasie II Wojny Światowej, całkowite zniszczenie i rozkradzenie przemysłu, zastój rolnictwa, zniszczenia wielu budynków w wielu miastach Polski, rabunek dzieł sztuki (w latach 90-tych w Niemczech krążył taki dowcip o Polakach: "Jedź do Polski, twój samochód już tam jest" - mający pokazać że Polacy to złodzieje samochodów, ale czy Niemcy pamiętają że to samo mówiono w czasie wojny o ich ojcach i dziadach, którzy niczym zwykli bandyci rabowali dosłownie wszystko - od złotych zębów, wyrywanych ofiarom w obozach koncentracyjnych, pierścionków, obrączek (całe skrzynie były wyładowane w obozach złotymi obrączkami po pomordowanych więźniach). Rabowano dosłownie wszystko, nawet klasery ze znaczkami, nie było takiej rzeczy, na którą niemiecki okupant (czytaj złodziej-morderca) by się nie skusił - NIE BYŁO! Dlatego też powstało powiedzenie: "Jedź do Niemiec, twoje meble już tam są"). Poza tym straty terytorialne. Straciliśmy wszystkie ziemie wschodnie, te, które były od średniowiecza najbardziej złączone z Polską. Utraciliśmy nasz Lwów - stary, gród zasiedlony przed Polaków i bardziej polski niż nawet taka Warszawa. Straciliśmy Wilno - "miasto-symbol naszej wielkiej kultury, państwowej ongiś potęgi", jedno z najpiękniejszych miast na świecie - dziś będące stolicą Litwy. Miasta Wołynia i Podola z przepiękną Kołomyją, Oszmianą i Lidą, z Baranowiczami z ich klasyczną atmosferą (którą również współtworzyli miejscowi Żydzi - obywatele polscy). Co zyskaliśmy w zamian? Ziemie na Zachodzie do granicy Odry i Nysy Łużyckiej, czyli innymi słowy totalnie rozgrabiony przez Sowietów i stanowiący część ich bazy wypadowej w ewentualnej III wojnie światowej, wyludniony po wojnie teren. Zniszczone i rozkradzione były wszystkie niemieckie fabryki, brakowało nawet prostych narzędzi takich jak śrubokręt czy młotek. Nie było NIC - wszystko trzeba było zaczynać od nowa (nic więc dziwnego że powstawały filmy o kolonistach przybywających na Ziemie Odzyskane niczym rewolwerowcy z Dzikiego Zachodu, którzy próbowali jakoś się urządzić wśród Indian). 


"JUŻ MI RAZ ZABRALI WILNO, JUŻ MI RAZ ZABRALI LWÓW. ALE SERCA MI NIE WYRWĄ, MOICH DWÓCH NAJMILSZYCH SŁÓW. ZRABOWALI MI JUŻ SPORO, Z MOICH SNÓW I MOICH ŁEZ, LECZ TĘSKNOTY NIE ZABIORĄ, BO TĘSKNOTA WE MNIE JEST! (...) I CHOĆ MÓWIĄ MI - "IDŹ SOBIE, TO NIE TWOJA ZIEMIA DZIŚ, POLSKI W WILNIE I WE LWOWIE - KAŻDY KAMIEŃ, KAŻDY LIŚĆ (...) WSZYSCY NA ŚWIECIE TO WIEDZĄ, ŻE WOLNOŚĆ CO PRAWDA NAM DANA, A POLSKI PÓŁ LEŻY ZA MIEDZĄ (...) CHCĄ WMÓWIĆ MI W BEZWZGLĘDNYM TONIE, ŻE POLSKIE NIE BYŁY TO KRAJE (...) WIĘC NIECH MÓWIĄ SIŁY NIECNE, ZE NIE MOJE ZIEMIE TAM, PRZECIEŻ DO NICH JA ODWIECZNE, PRZEZ TE (PRZODKÓW) PROCHY PRAWO MAM!"  

 

Utraciliśmy więc nasze ziemie a otrzymaliśmy zniszczone tereny poniemieckie (oczywiście ziemie te kiedyś też były polskie, ale było to w średniowieczu i od tego czasu Niemcy skutecznie je zniemczyli). Stalin przyznał Polsce te tereny celowo, aby w przyszłości wygrywać konflikty polsko-niemieckie (gdyby Polska chciała się wyrwać spod sowieckiej kurateli, można by było zagrozić oddaniem Ziem Odzyskanych Niemcom). Każdy kamień na Wschodzie wciąż (choć już bardzo cicho) krzyczy: "Polska", natomiast ziemie na Zachodzie stały się karą dla Niemiec za rozpętaną przez nich bandycką wojnę i przez sam ten fakt wróciły do dawnej Macierzy. Ale Wschód straciliśmy! Dlatego też, bez względu na to że obecnie żyjące w Niemczech pokolenie dawno już nie ma nic wspólnego z II Wojną Światową (a część nawet dokładnie nie wie o co ta wojna się toczyła i jakie były strony konfliktu), to jednak muszę powiedzieć i stwierdzam to z pełną odpowiedzialnością i świadomością historycznych krzywd, jako osoba w żyłach której płynie jeszcze niemiecka krew - Drodzy Przyjaciele - MUSICIE ZAPŁACIĆ ZA II WOJNĘ ŚWIATOWĄ, gdyż wbrew temu co się mówi w samych Niemczech, wy do dziś dnia nie rozliczyliście się z tej wojny. Nie rozliczyliście się ze zbrodni ludobójstwa, z potwornych zniszczeń, z kradzieży wszystkiego co miało (lub nawet nie miało) wartości. Nie rozliczyliście się z zamordowanych i porwanych przez was polskich dzieci, które potem trafiały albo do obozów zagłady albo do niemieckich rodzin celem zniemczenia (dziś to samo robi Jugendamt). Nie rozliczyliście się przede wszystkim moralnie, przed sobą samym. Naziści, którzy po wojnie byli pod ochroną państwa niemieckiego (Republiki Federalnej Niemiec) i którzy znajdowali posady w różnych rządowych instytucjach, o ministerstwach nawet nie wspomnę (W niemieckim MSZ po wojnie pracowało więcej nazistów niż... w czasach Hitlera, a to tylko jedna instytucja) - o czym to świadczy? Że stworzyliście tym zbrodniarzom miękkie lądowanie i pozwoliliście im dożyć ich dni w spokoju i dostatku (z nakradzionych w Polsce i innych krajach Europy - kosztowności). Dodatkowo wasi przodkowie zabijali Polaków za to, że ci ratowali Żydów a teraz uważacie że wszystko jest w porządku, że rozliczyliście się z nazizmu i że "to było tak dawno temu, że nie warto już do tego wracać?" Powiem to raz dobitnie - ja osobiście wstydzę się tego, że moi przodkowie byli pochodzenia niemieckiego - naprawdę WSTYD mi wpół-należeć do narodu morderców i złodziei, którzy po dziś dzień nie potrafią skutecznie przerwać tej nazistowskiej pępowiny i uregulować (oczywiście głównie finansowo, bo jakże inaczej) tych kwestii. 




 

I to jest też mój kolejny kamyczek w kierunku PiS-u, konsekwentne zabieganie o niemieckie odszkodowania za popełnione w Polsce zbrodnie wojenne i totalną dewastację kraju. Za to nikt nam nie zapłacił a Ziemie Zachodnie nie są żadnym zadośćuczynieniem, gdyż po pierwsze utraciliśmy ziemie na Wschodzie, a po drugie - Niemcy przegrały wojnę do cholery. Wojnę którą sami wywołali, kierując się opętańczą wizją Lebensraumu jednego chorego człowieka, który zdołał tym opętać cały naród. Więc jak czytam komentarze pod postami na niemieckich forach, w których ludzie w piszą że Ziemie Zachodnie są ekwiwalentem i zadośćuczynieniem to ja mówię zdecydowanie NIE! Mordowaliście, gwałciliście, rabowaliście, niszczyliście na potęgę i nie ma takiego zadośćuczynienia na tym świecie, abyście się z niego wypłacili. Te marne 700 400 000 000 dolarów nie wrócą nikomu życia, nie spowodują że ci ludzie zapomną o traumie i lęku jaki przeżyli podczas wojny i długiej, pięcioletniej niemieckiej okupacji - będą jedynie drobną (i spóźnioną) rekompensatą moralną od narodu sprawców dla narodu ofiar. Są też inne moje zarzuty do PiS-u, np. konsekwencja w kwestii przekopu Mierzei Wiślanej w celu uniezależnienia się od kaprysów Rosjan z Obwodu Kaliningradzkiego dla żeglugi elbląskiej na Zalewie Wiślanym (zobaczymy co PiS zrobi z tym dalej), oraz w kwestii wybudowania Centralnego Portu Komunikacyjnego (lotniczego i kolejowego), będącego największym tego typu przedsięwzięciem w Europie (podobnym do wielkiego przedsięwzięcia II Rzeczpospolitej, czyli Centralnego Okręgu Przemysłowego, powstałego w latach 1937-1939 na wielkich terenach środkowej i południowej Polski). Najważniejsze jednak kwestie na dziś, jakie pokładam w Prawie i Sprawiedliwości (i to zaważy na moim głosie w październiku tego roku) to kwestia zabezpieczenia Polski (realnego) przed bandyckim wymuszeniem roszczeń organizacji żydowskich z USA i Izraela za tzw.: mienie bezdziedziczne. Konsekwentne dążenie do uzyskania odszkodowań dla Polski od Niemiec (to na początku, po jakimś czasie również i od Rosji, bo oni także dołożyli się do zniszczenia nam kraju i wymordowania naszych elit). Jasna deklaracja w sprawie emigrantów (nie tylko tych z Północnej Afryki i Bliskiego Wschodu, których ponoć nie przyjmujemy, lecz również tych z Azji, z Bangladeszu, Pakistanu i Indii, którzy przyjeżdżają tu tabunami. Jestem zaś pozytywnie nastawiony w kwestii Ukraińców - bo to mimo wszystko też nasi bracia Słowianie (wykluczając banderowców), ale należy pamiętać że ci ludzie powinni zostać sprawdzeni i nie mogą być wykorzystywani przez nikogo, do jakichkolwiek antypolskich akcji - np. przez obce wywiady). Postawienia zdecydowanej tamy patologii i dewiacji spod znaku LGBT, gender i tego typu marksistowskiej degrengolady moralnej. Zwiększenia siły zbrojnej i zorganizowania przysposobienia obronnego dla mężczyzn (i kobiet) w każdej gminie, połączonego z nauką posługiwania się bronią, głównie zaś bronią palną. Oraz (jako ostatnie, ale nie mniej ważne) obniżenia podatków i likwidacji napompowanej biurokracji. To tyle jeśli chodzi o PiS.



KOALICJA OBYWATELSKA

(PLATFORMA OBYWATELSKA i WSZELKIE JEJ PRZYBUDÓWKI BEZ WIĘKSZEGO ZNACZENIA, CZYLI: SOJUSZ LEWICY DEMOKRATYCZNEJ, POLSKIE STRONNICTWO LUDOWE, NOWOCZESNA, ZIELONI etc.)



 
Klasyczna partia tzw.: liberałów (czy też lyberałuf - gdyż z prawdziwymi liberałami nie mają oni nic wspólnego poza nazwą). Ciężko mi pisać o wyniku tej partii czy też koalicji, gdyż jak dla mnie jest to klasyczna mentalna (a często realna) Targowica. Uzyskali co prawda 22 mandaty, liczyli na więcej - przegrali i tyle. Co tu jeszcze dodać. To jest partia z którą nigdy nie było mi po drodze, gdyż ja nie mam tej mentalności (a znam zarówno polityków jak i oczywiście sympatyków tej partii i czuję  czasem jakbyśmy pochodzili z zupełnie innych cywilizacji, a nawet z innych galaktyk). Oczywiście nie znaczy to że nie należy rozmawiać, wręcz przeciwnie (ja ze względu na pewne moje relacje zawodowe, dość często rozmawiam ze zwolennikami tej właśnie opcji politycznej), ale musimy postawić sobie twarde podstawy, które są niezaprzeczalne dla obu stron. Taką podstawą musi być fakt, iż Polska dla nas wszystkich jest najważniejsza - Najjaśniejsza Rzeczpospolita przede wszystkim, dopiero potem Europa (USA) i inne kraje (w tym miast sprowadzania imigrantów do kraju, udzielanie im pomocy na miejscu, w ich krajach ojczystych poprzez organizacje rządowe czy pozarządowe). Ich proniemieckość i pro-unijność mnie (którego korzenie rodzinne także sięgają Niemiec, ale w którego duszę polski orzeł srebrnopióry mocno "wbił pazury") bardzo razi. Nie potrafię zrozumieć mentalności tych ludzi (sympatyków, bo o politykach to nie ma o czym mówić - to są z reguły ludzie którzy już dawno przestali wierzyć w polską suwerenność, a teraz utracili również wiarę w polską niepodległość. Oczywiście stało się to z różnych względów, również finansowych - ale powód nie ma znaczenia, liczy się bowiem ostateczne nastawienie). Niby zależy im na Polsce a wspierają te wszystkie odśrodkowe, antypolskie ruchy, które finansowane są często albo w Berlinie, albo w Moskwie, albo w Brukseli, albo w Pekinie, albo w Tell Awiwie, albo w Waszyngtonie. Należy do nich bezsprzecznie wsparcie dla ruchów antykościelnych i pro-gejowskich.

Kwestia pedofilii w polskim Kościele, która wybuchła na krótko przed wyborami do Europarlamentu, pokazuje dobitnie iż atak ten został spreparowany celowo, podobnie zresztą jak ów film Sekielskich: "Tylko nie mów nikomu". Co nie znaczy że ten film był niepotrzebny, wręcz przeciwnie - bardzo dobrze że powstał taki obraz degeneracji polskiego Kościoła, bowiem każdy, kimkolwiek by nie był (a księża w szczególności) którzy wykorzystują seksualnie dzieci powinni dostać najwyższy możliwy wymiar kary. Brak mi bowiem słów na określenie takiego dewianta. Takich ludzi należałoby chemicznie kastrować i nie ma zmiłuj gdyż takie gnidy wyrządzają dzieciakom ogromną krzywdę na całe życie. Dla takiego kogoś to nie ma nawet litości, najlepiej więc stosować wobec nich maksymalne wyroki kar więzienia, a tam współwięźniowie już zrobią z nimi porządek. Wybaczcie ale nie mam zrozumienia ani litości dla tego typu zboczeńców. Dlatego też bardzo dobrze że powstał taki dokument, ale nie mówi on niestety całej prawdy o polskim Kościele. Przede wszystkim większość księży w nim ukazanych, to dawni ubeccy donosiciele, którzy szpiegowali dla komunistów wśród innych księży. Sam fakt że pedofile najczęściej okazywali się kapusiami (bezpieka wiedziała dokładnie gdzie uderzyć), dobitnie pokazuje skalę patologii i inwigilacji w tzw.: Polsce Ludowej - tej moskiewskiej kolonii. Cieszę się również że taki film ujrzał światło dzienne, bo wydaje mi się że polski Kościół (nie tylko polski) musi wreszcie przejść gruntowną przemianę. Musi zostać coś w nim przepalone, potrzeba bowiem duchowej odnowy i zwrócenia się w kierunku Jezusa Chrystusa (wiem że takie porównanie jest nie na miejscu, ale należałoby powiedzieć że Chrystus w swoim czasie był takim Piłsudskim, Paderewskim, Dmowskim razem wziętymi - czyli człowiekiem czynu, który zdecydowanie i bez obaw mówił co należało zmienić i nie bał się wykrzyczeć faryzeuszom: "Wy macie diabła za ojca (...) Od początku był on zabójcą (...) bo prawdy w nim nie ma" i z pewnością aż do chwili swego ukrzyżowania nie działał na zasadzie "nadstaw drugi policzek". Jezus nie nadstawiał drugiego policzka, On był typem bojownika - co oczywiście nie znaczy że nie nauczał o przebaczaniu i o tym jak wielkie ma to znaczenie dla nas samych. Potrafił bowiem powiedzieć takie oto słowa: "Zaprawdę, powiadam wam: Kto powie tej górze: "Podnieś się i rzuć się w morze", a nie wątpi w duszy, lecz wierzy, że spełni się to, co mówi, tak mu się stanie. Dlatego powiadam wam: Wszystko, o co w modlitwie prosicie, stanie się wam, tylko wierzcie, że otrzymacie. A kiedy stajecie do modlitwy, przebaczcie, jeśli macie co przeciw komu, aby także Ojciec wasz, który jest w niebie, przebaczył wam wykroczenia wasze").




Dzisiejszy Kościół jednak (mam na myśli Kościół jako całość), to już jest jakaś parodia wiary i wylęgarnia patologii. Kościół dziś to takie ciamcia-ramcia - nadstaw drugi policzek, zdejmij krzyż ze ściany bo muzułmanin lub ateista może się poczuć urażony, preferuj ekumenizm, mów że Żydzi nie chcieli zabić Jezusa  i całą winę zrzuć na Piłata (notabene Piłat był wielkim sukinsynem i to jest fakt historyczny, skazywał Żydów na krzyż za najdrobniejsze wykroczenia, ale to nie on wystąpił z propozycją zamordowania Jezusa, tylko właśnie Żydzi - sadyceusze i faryzeusze, którym nie podobał się ten buntownik, który gromadził tysiące ludzi na swoich kazaniach pod otwartym niebem i który czynił cuda - rozmnażał pokarm, chodził po wodzie a nawet wskrzeszał zmarłych. Należało więc go szybko uciszyć, gdyż Jahwe cholernie nie lubił konkurencji. I do dziś Żydzi uważają że Jezus w piekle pływa w kotle z... ekskrementami). Taki właśnie jest dzisiejszy Kościół słaby, kalający się za wszystko (podczas gdy pedofilia jest oficjalnie propagowana przez Judaizm, Islam i Buddyzm - słyszeliście aby któryś z tamtejszych kapłanów tłumaczył się z tej patologii?). Dziś w Kościele brakuje powera Jezusa, brakuje tej Siły i Odwagi, tej moralnej Pewności Siebie i Przebojowości - brakuje kapłanów Czynu, za to są kapłani od nadstawiania drugiego policzka (o pedofilach w sutannach już nie wspomnę). Czy taki Kościół jest w stanie przyciągnąć do siebie wiernych? Oczywiście że nie i nie dziwota że kościoły zamieniane są na puby czy dyskoteki, bowiem jeśli ma tam mszę odprawiać kapłan o podejściu ciamcia-ramcia to może lepiej aby rzeczywiście zamienić to miejsce na jakiś pub, przynajmniej ludzie będą zadowoleni a ktoś na tym zarobi.

Pedofilia w Kościele jest oczywiście wielkim problemem, podobnie zresztą jak i cała ta ideologia "nadstawiania drugiego policzka" i bez wątpienia odpycha z seminariów nowych adeptów. Co taki młody mężczyzna, którego przepełnia testosteron i który widziałby się w Służbie Bogu i Chwale Jego Syna - Jezusa Chrystusa, miałby robić w dzisiejszym Kościele? Nie ma tam woli walki, nie ma tam woli chrystusowej misji ("Idźcie i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego"), natomiast zalęgły się tam patologie: od pacyfizmu i nadstawiania drugiego policzka, po homoseksualizm i pedofilię. Doprawdy niezły wybór na życiową drogę, prawda? Nic dziwnego że głównie mężczyźni odwracają się od Kościoła. Nie znajdują bowiem w nim nic dla siebie, nic z Chrystusowej misji, zaś mnóstwo patologii. Dlatego też Kościół nie ma szans się sam oczyścić i powinno mu się w tym pomóc (należałoby pomyśleć jak zorganizować takie rady ekumeniczne, które przede wszystkim rozpoczną zdecydowaną walkę z mafią homoseksualną,  bardzo dziś potężnej i wpływowej w Kościele Katolickim, która notabene kryje większość przypadków pedofilii - również w ogromnej większości homoseksualnej). Trzeba odrzucić cały posoborowy ekumenizm i wrócić do korzeni Kościoła, do poweru jaki dał nam Chrystus abyśmy nie zapomnieli kim jesteśmy, co potrafimy i dokąd zmierzamy. I wykrzyczmy to na całą Europę, cały Świat: Chrystus jest naszym Mistrzem, jest potężną Duchową Istotą, zesłaną po to abyśmy dostąpili zbawienia. To tyle jeśli idzie o Platformę i jej przybudówki pod wspólną nazwą Koalicji Europejskiej (zwanej również POKOT-em) o której nie ma sensu więcej pisać (przynajmniej na razie).  




 WIOSNA

 



No i wreszcie Wiosna. Jak to było w tej piosence: "Wiosna, wiosna, wiosna ach to ty?" O tym czymś - powiem krótko, Wiosną powinien szczegółowo zainteresować się kontrwywiad, choćby dlatego że finansowana jest przez niemieckie fundacje (z czego publicznie cieszył się "sympatyczny zwolennik czyszczenia odbytu" pan Robert Biedroń). Co tu napisać o tej partii - koń jaki jest każdy widzi. Jednym zdaniem - zbieranina wszelkiej maści homosiów, zwolenników LGBT, feministów i feministek i ludzi o "bardzo małym rozumku", ale za to "sympatycznych zwolenników czyszczenia odbytu". I w zasadzie wszystko. Od siebie tylko dodam że wszelkie tego typu patologie, jak nauka dzieci masturbacji i dotykania narządów płciowych przez jakichś latarników-edukatorów-masturbatorów w szkołach od najmłodszych lat - WON! Natychmiast WON! Won z tym pedofilskim gównem, z tym ideologicznym homoseksualnym szlamem, wlewającym się dzieciom do głów od najmłodszych lat, aby uczynić z nich przewrażliwione na swoim punkcie i myślące tylko o kopulacji istoty. Jeżeli walczymy z pedofilią w Kościele, która stanowi zaledwie czubek góry lodowej, to przede wszystkim należy uderzyć w lobby homoseksualne, które już w szkołach szykuje haremiki dla pedofili. Bo czymże innym jest uczenie dzieci, których psychika jest bardzo delikatna i nie ukształtowana, oraz które chłoną wszystko jak gąbka - nakładania prezerwatyw na sztucznego członka czy głaskania się po genitaliach? To jest mega patologia i to musi być karalne. Taki latarnik powinien ze szkoły wylecieć na kopach od rodziców (łącznie z tym całym Czaskoskim - pożal się boże prezydencikiem), a następnie trafić za kratki. To samo dotyczy marszów LGBT. 

Tutaj jest Polska, tu nie ma przyzwolenia na propagowanie dewiacji. Czym innym jest homoseksualizm, który kto sobie chce, niech praktykuje w domu za zamkniętymi drzwiami (byle nie z dziećmi), a co innego marsze dewiantów pod tęczową flagą LGBT, publicznie obcałowujących się, półnagich lub przebranych za kobiety. Oczywiście prawo nie zabrania im tych "parad", ale oni muszą zrozumieć, że Polska jest krajem konserwatywnym i to bardzo. Konserwatywnym i chrześcijańskim (katolickim), co udowodniły ostatnie wybory do Europarlamentu. Lewactwo stanowi jakieś 6-7 % wyborców, to wszystko na co ich stać. Polacy nie chcą rewolucji obyczajowych w duchu marksistowskim, my już to przeszliśmy. Gdy na Zachodzie kraje rozwijały swoje gospodarki dzięki powojennej amerykańskiej pomocy w ramach Planu Marshalla, u nas i w całym bloku Środkowo-Wschodnim Sowieci wtłaczali nam do głów Marksa i Lenina. Dlatego uodporniliśmy się na tę chorobę i nawet inna forma tego dziadostwa niewiele tu zmienia. Polacy mówią "Nie" - LGBT i gender, mówią nie radykalnemu feminizmowi. Chcemy się normalnie rozwijać, chcemy pozostać wierni naszej tradycji i kulturze czego byliśmy pozbawieni przez 50 lat od 1939 r., a nie walczyć z Kościołem i pozwalać na patologie wkraczające do szkół i na nasze ulice. To tyle jeśli chodzi o "Wiosnę", która sądzę że do zimy całkowicie zniknie. A wtedy pan Biedroń i jego partner Śmiszek mogą sobie codziennie "sympatycznie czyścić odbyt" czym chcą, byle tylko nas o tym nie uświadamiali.        





KONFEDERACJA

 



 I na koniec Konfederacja. Jak już wspomniałem, to była partia na którą zagłosowałem, ale od razu muszę dodać że kilka postaci w tym ugrupowaniu mnie bardzo razi. Przede wszystkim pan Janusz Korwin-Mikke czyli sławny "Korwin Krul". Jest to dla mnie człowiek-zagadka, który potrafi zmobilizować elektorat i stworzyć prężną partię. Problem polega na tym że... on nigdy nie chce z tą partią (a zakładał ich już kilka) zwyciężyć i gra tylko na siebie, na własną popularność. Zauważcie że Korwin przez jakiś czas buduje swoją partie i przyciąga wyborców, czyli pompuje balonik i tuż przed samymi wyborami on ten balonik po prostu... przekuwa. Zauważyliście to? Zawsze przed wyborami mówi jakąś kompletnie głupią lub szkodliwą frazę, typu np.: "kobiety są dużo głupsze od mężczyzn", lub "niepełnosprawnych powinno się poddawać aborcji", lub "Hitler nie wiedział o Holokauście", lub jakieś brednie o Piłsudskim, lub jeszcze coś wybitnie gorszącego, co powoduje że popularność jego partii tuż przed wyborami gwałtownie spada. Ale on sam zyskuje znaczną popularność. I chyba o to właśnie mu chodzi - o podtrzymywanie własnej kariery politycznej, nic więcej go nie interesuje. Tak samo było teraz, gdy powiedział coś pochlebnego na temat Putina i Rosji (nie pamiętam już dokładnie bo tego pana bardzo rzadko słucham). Dlatego według mnie Korwina należy z Konfederacji "odpalić". Drugą taką osobą jest Grzegorz Braun - który ma dziwne (chyba bezrozumne, bo mimo wszystko nie posądzam go o wpływanie na rzecz Rosji) prorosyjskie i pro-chińskie wyskoki w stylu pana Jabłonowskiego. Też wydaje mi się że szkodzi Konfederacji. Trzecim zaś jest pan Winnicki za którym także nie przepadam, ale głównie ze względu na jego jakąś taką flegmowatość. Natomiast sama idea Konfederacji jest bez wątpienia potrzebna, choćby po to aby punktować PiS w kwestii bandyckich roszczeń bezdziedzicznych organizacji żydowskich i podtrzymywania sprzeciwu w sprawie imigrantów. Mam też nadzieję że w wyborach parlamentarnych na jesieni, uzyskają znacznie lepszy wynik niż teraz. To tyle na dziś, kolejne kraje zaprezentuje w innych częściach tego tematu.  





CDN.
 

wtorek, 28 maja 2019

REFORMY AUGUSTA - Cz. VII

CZYLI JAK ZMIENIAŁA SIĘ

RZYMSKA REPUBLIKA

U PROGU NARODZIN

JEZUSA Z NAZARETU


 "CECHĄ CHARAKTERYSTYCZNĄ PAŃSTWA RZYMIAN BYŁA WIELKOŚĆ: JEGO CNOTY I JEGO WADY, JEGO ROZWÓJ I JEGO KLĘSKI, JEGO CHWAŁA I JEGO NIESŁAWA, JEGO ROZKWIT I UPADEK - WSZYSTKO TO BYŁO RÓWNIE WIELKIE. NAWET KOBIETY, POGARDZAJĄCE OGRANICZENIAMI (...) NAŚLADOWAŁY BOHATERSTWO I ODWAGĘ MĘŻCZYZN"

MARY HAYS 
"BIOGRAFIA KOBIETY"
(1801 r.)

 


SYCYLIJSKI NEPTUN

Cz. I 

  


 Po raz pierwszy zaręczył się Oktawian jeszcze za życia swego wielkiego stryja - Cezara. Wybranką jego (a być może samego Cezara, który te zaręczyny sprowokował) stała się niejaka Serwilia, córka Publiusza Serwiliusza Izauryjskiego (być może Cezar, który zapewne stał za tymi zaręczynami, chciał jakoś powiązać swój ród Juliuszy - do którego przez matkę Atię, należał również Oktawian - z równie szlachetnym rodem Serwiliuszy, z którego to członkinią - Serwilią miał romans. Pochodząca z możnego rodu Serwilia, która do historii przejdzie jako matka Marka Brutusa - jednego z morderców Cezara, w bardzo młodym wieku została osierocona. Jej dziadek Kwintus Serwiliusz Cepio, jako oskarżony o klęskę w bitwie z Cymbrami pod Arausio w 105 r. p.n.e., został skazany na wygnanie (104 r. p.n.e.) i konfiskatę majątku (102 r. p.n.e.). Jego syn, a ojciec Serwilii - Kwintus Serwiliusz Cepion Młodszy, związał się wówczas politycznie z Markiem Liwiuszem Druzusem - z którym potem się mocno poróżnił a Druzus zapałał do niego wręcz żywą nienawiścią, choć wcześniej byli przyjaciółmi. Ojciec Serwili zginął na początku wojny z Italikami w 91 r. p.n.e., gdy ona nie miała jeszcze 12 lat. Wychowywała się więc wraz z rodzeństwem w domu zamordowanego również w 91 r. p.n.e. owego Marka Liwiusza Druzusa, czyli w domu swej ciotki Serwili Starszej. Została wydana za mąż, za Marka Juniusza Brutusa ok. 86 r. p.n.e. i wkrótce urodziła mu syna - Marka Juniusza Brutusa Młodszego. Po śmierci męża w 77 r. p.n.e. ponownie wyszła za mąż za Decimusa Juniusza Silanusa i miała z nim syna i trzy córki. Jej drugi mąż zmarł w 62 r. p.n.e. Właśnie wówczas (ok. 60 r. p.n.e.) rozpoczęła Serwilia swój romans z Cezarem. Zakochali się w sobie a Cezar uznał Brutusa za swego synowca i wspomagał go w karierze politycznej. Cezar wspomagał też samą Serwilię, umożliwiając jej np. nabycie na licytacji olbrzymich dóbr nieopodal Neapolu, po bardzo niskiej cenie, lub ofiarowując jej drogie prezenty - jak choćby perłę o wartości bagatela 6 milionów sesterców. Serwilia nie stała jednak za zamachem na Cezara a jego śmierć postawiła ją w dość niezręcznej sytuacji. Wsparła jednak oficjalnie syna - podczas narady rodzinnej w Ancjum z udziałem jej samej, Brutusa, Kasjusza, Junii Tertii, siostry Brutusa i żony Kasjusza, oraz Porcji, żony Brutusa) i działała na jego korzyść aż do swej śmierci w 42 r. p.n.e., przeciwko cezarianom - Oktawianowi i Antoniuszowi). 


 

Jednak same zaręczyny z Serwilią - córką Serwiliusza Izauryjskiego dobiegły końca po śmierci Cezara. W 42 r. p.n.e. Oktawian poślubił młodziutką Klodię - córkę Fulwii i politycznego warchoła - Publiusza Klodiusza Pulchera - stronnika Cezara, który w latach 50-tych I wieku p.n.e. stworzył w Rzymie jedną z najdoskonalszych przestępczych band (Cyceron nazywał tych watażków na usługach Klodiusza mianem "greges" - czyli "stado bydła"). Nakładali oni haracze i rabowali co im się podobało, a do tego przede wszystkim byli niezawodną bronią w polityce (na zgromadzeniach ludowych przepędzali niewygodnych polityków i przeciwników stronnictwa popularów, fałszowali tabliczki wyborcze i zmuszali tłum do głosowania za określoną opcją). Klodiusz zginął 20 stycznia 52 r. p.n.e. w walce z bandami Milona (konkurencyjnej grupy zbrojnej, za którą stało stronnictwo optymatów) na Via Appia przy samej bramie miejskiej. Obie bandy starły się tam i Klodiusz, który pokonany uciekł do karczmy, został stamtąd wyciągnięty przez gladiatorów Milona i zamordowany, a jego banda poszła w rozsypkę). Klodia w chwili ślubu z Oktawianem nie miała jednak nawet 15 lat. Małżeństwo trwało dwa lata, po czym Oktawian odprawił dziewczynę do matki, twierdząc iż "pozostała nienaruszona", czyli że wciąż jest dziewicą. Po rozwodzie, poślubił starszą od siebie o ok. 7-8 lat Skrybonię, kuzynkę Sesktusa Pompejusza, który od kwietnia 43 r. p.n.e. władał potężną flotą Morza Tyrreńskiego, a za siedzibę obrał sobie Messynę. Sekstus - syn Pompejusza Wielkiego, uważał się za prawdziwego wybrańca bogów. Utrzymał kontrolę nad flotą republikańską, zdobył Sycylię i zamienił ją w swoje prywatne pirackie państewko, odparł nieudolny atak Oktawiana w 42 r. p.n.e., zwerbował pod swoje sztandary wielu ludzi, dawnych weteranów ojca, legionistów walczących w armiach republikanów, a także tych, którzy padli ofiarą wielkich proskrypcji i wywłaszczeń w Italii. Oni wszyscy teraz pałali żądzą zemsty na cezarianach za swoje cierpienia i ślub Oktawiana z kuzynką Sekstusa Pompejusza nic nie mógł tutaj zmienić. Flota Sekstusa skutecznie odcięła więc Italię oraz Rzym od dostaw zboża z Egiptu i Afryki.


 SEKSTUS POMPEJUSZ 
(NAZYWANY W SERIALU KWINTUSEM)



Było jednak coś, co łączyło ze sobą Oktawiana i Sekstusa. Otóż zamiłowanie do... brody. Tak, obaj  nosili wówczas krótkie brody, choć kanon mody w tym czasie dla mężczyzn, wymuszał gładko ogoloną twarz. Moda na krótkie brody była już w Rzymie obecna w latach 60-tych I wieku p.n.e. czyli wówczas gdy zarówno Sesktus jak i Oktawian dopiero przychodzili na świat. Wówczas to młodzież na znak protestu (przeciwko rygorowi swych ojców), zaczęła masowo zapuszczać brody. Były one jeszcze widoczne z początkiem lat 50-tych, lecz potem szybko zniknęły. Tak więc przełom lat 40-tych i 30-tych dawno już powrócił do kanonu gładkolicego mężczyzny, bez cienia choćby owłosienia na twarzy. Sekstus dodatkowo nie był wysoki a raczej lekko przysadzisty. Miał orli nos i ponoć tępe oczy pełne dzikości. Poza tym był niezwykle towarzyskim człowiekiem i potrafił szybko nawiązywać nowe przyjaźnie (podobnie jak i antypatie). Jednak małżeństwo Oktawiana z jego kuzynką nie spowodowało zmiany jego nastawienia do tego triumwira. Wręcz przeciwnie - piraccy kapitanowie na usługach Sekstusa - Menas i Menakrates, łupili Italię jak mogli i jednocześnie zamknęli ją szczelnym kordonem, uniemożliwiającym jakikolwiek przywóz towarów z zewnątrz i całkowicie sparaliżowali żeglugę. W Rzymie z nowym (39 r. p.n.e.) zapanował więc głód. Niezadowolenie ludu ze wzrastających lawinowo cen produktów przybrało rozmiary rebelii, tym bardziej iż dowiedziano się, że w czasie gdy ludzie głodowali i gdy wydzielane były im jedynie niewielkie racje pszenicy dziennie, w tym samym czasie Oktawian urządził sobie zabawę, podczas której biesiadnicy byli przebrani za bogów i boginie (Oktawian wystąpił w roli Apolla), i nie brakowało tam wykwintnych dań. Dlatego też gdy po nowym roku wprowadzono prawo, nakazujące dodatkowe opłaty od każdego posiadanego niewolnika (100 sesterców od osoby), oraz czwartą część ze wszystkich nadań testamentowych, lud Rzymu obrzucił Oktawiana (który to próbował przemówić do ludu) i towarzyszące mu osoby na Forum Romanum kamieniami. Tylko szybka interwencja wojska (notabene oddziałów Antoniusza) uratowała wówczas Oktawiana, ale wojsko dość brutalnie obeszło się z protestującymi ludźmi (padło kilkudziesięciu zabitych i rannych).

Tłum szalał przez kolejne dni. Zrywano ogłoszenia o podwyżkach i nowych opłatach, obalano posągi Oktawiana i Antoniusza (który co prawda był dość popularny wśród ludu, ale gdy usłyszano że zamierzał porozumieć się z Sekstusem Pompejuszem, co blokował dowóz żywności do Rzymu, oraz to on dopuścił się rzezi na Forum Romanum, jego popularność szybko spadła). Trzeba było jednak jakoś lud ułagodzić, a trupy płynące Tybrem nie były żadnym rozwiązaniem problemu. Zaczęła się też wzajemna nieufność wśród triumwirów, gdyż Oktawian podejrzewał Antoniusza o próbę potajemnego dogadania się z Sekstusem. Postanowił więc go ubiec i pierwszy zawrzeć z nim układ. Co prawda nowa żona doprowadzała go do pasji swą zazdrością (z pewnością Oktawian nie był jej wierny, ale też nie należał do ludzi lubieżnych. Takie zabawy jak ta w "bogów", kończyły się z reguły jakąś orgią, choć należały raczej do rzadkości. Mimo to Skrybonia kazała donosić sobie o wszystkich kobietach z którymi kontaktuje się jej mąż, co powodowało że w ich małżeństwie nie działo się dobrze). Oktawian prawie nie odwiedzał żony w sypialni (od początku traktował to, podobnie jak i poprzednie małżeństwo, za czysto polityczny zabieg) i wolał spędzać czas w senacie, wśród swoich oficerów lub w jeszcze innym towarzystwie. Skrybonia potrafiła również urządzać karczemne awantury, gdy dowiadywała się np. o kontaktach męża z innymi kobietami (jak wówczas, gdy poinformowano ją że podczas pewnego przyjęcia, Oktawian na moment wyszedł z sali z żoną jednego z gości. Gdy wrócili, ona miała potarganą fryzurę i różowiła się na twarzy). Jednak mimo wszystko w połowie lutego okazało się iż Skrybonia jest w ciąży. Narodziny nowego dziecka miały poprawić pożycie małżonków, tak się jednak nie stało a to z prostej przyczyny - Oktawian po prostu zakochał się w pewnej kobiecie. 




Jego wybranką okazała się niejaka Liwia Druzilla. Wywodziła się ona od strony ojca z szanowanej i patrycjuszowskiej rodziny Liwiuszy, a od strony matki, z równie zamożnej i równie szlachetnej rodziny Aufidiuszy z Fundi (którzy szczycili się rodem sięgającym czasów założenia Rzymu, oraz wydali Ojczyźnie od czasów Republiki: 28 konsulów, 5 dyktatorów i sześciu triumfatorów). Liwia była cztery lata młodsza od Oktawiana, urodziła się bowiem 30 stycznia 58 r. p.n.e. (on zaś 23 września 63 r. p.n.e. ponoć gdy się rodził, jego ojciec Gajusz Oktawiusz do końca towarzyszył swej żonie Atii przy porodzie, i ponoć nawet spóźnił się na posiedzenie senatu, bo czekał na narodziny syna). W wieku 15 lat (43 r. p.n.e.) poślubiła ona politycznego renegata, starszego od niej o 26 lat - Tyberiusza Klaudiusza Nerona (Tyberiusz Neron należał bowiem do zwolenników Cezara i służył w jego armii - m.in.: w Egipcie - po jego śmierci zmienił jednak poglądy i przeszedł do obozu jego morderców, występując zdecydowanie przeciwko cezarianom). Obowiązkiem rzymskiej żony ("dobrej żony" czyli "matrona bona"), było przede wszystkim urodzić syna, dlatego też wśród wielu rzymskich kobiet istniały różne sposoby na wykonanie tego (zleconego im) zadania. Liwia ponoć, aby na świat przyszedł chłopczyk, nosiła w dłoniach kurze jajo i chowała je w fałdach sukni, aż do czasu wyklucia się z niego małego kogutka. Poza tym jadała lekkie posiłki i poddawała się masażom. Podczas porodu wszyscy mężczyźni byli natychmiast wypraszani z sali, w której małe dziecię przychodziło na świat (często sami wcześniej się ewakuowali, przypadek wspomnianego Gajusza Oktawiusza należał do bardzo nielicznych i wówczas dość... dziwnych zachowań. Spóźnienie się na obrady senatu ze względu na narodziny dziecka, nie były przecież żadną wymówką, ponieważ... co jedno miało wspólnego z drugim?). Porody odbierały tylko kobiety-akuszerki, w całych dziejach Rzymu nie ma nawet wzmianki, aby poród odebrał lekarz-mężczyzna. Tak oto dnia 16 listopada 42 r. p.n.e. na świat przyszedł chłopczyk, który w dziesięć dni później (podczas uroczystości zwanej lustratio - oczyszczenie), otrzymał imię po tacie. Zwał się teraz Tyberiusz Klaudiusz Neron Młodszy (a do historii przejdzie jako cesarz Tyberiusz - o którym pisałem już nieco w innym temacie, jak choćby TUTAJ). Zadanie zostało wypełnione i wkrótce Liwię obsypały pochwały ze strony (głównie) samych kobiet z rodu jej męża, które deklarowały pomoc w wychowaniu małego Tyberiusza.

A tymczasem polityka nie dawała o sobie zapomnieć. Radość z narodzin synka, zbiegła się dla Liwii z smutną wiadomością, oto bowiem jej ojciec - Marek Liwiusz Druzus Klaudianus, popełnił samobójstwo na wieść o klęsce Brutusa i Kasjusza w bitwie z Antoniuszem i Oktawianem pod Filippi w październiku 42 r. p.n.e. Widząc że strona republikańska jest przegrana i starając się jakoś zabezpieczyć byt rodziny - Tyberiusz Klaudiusz Neron postanowił przejść do obozu zwycięzców. Z tym tylko że zwycięzców było dwóch i szybko wzajemnie się poróżnili, więc znów trzeba było opowiedzieć się za jednym z nich. Tyberiusz wybrał Antoniusza. Stało się to podczas wojny peruzyńskiej, rozpętanej przez Fulwię (żonę Antoniusza) i jego brata Lucjusza Antoniusza. Wówczas to (41 r. p.n.e.) Neron wraz z rodziną opuścił potajemnie Rzym i skierował się w kierunku Peruzji. Gdy Peruzja skapitulowała, rodzina znów musiała uciekać, tym razem na południe, w kierunku Palestriny, by stamtąd dostać się do Neapolu i potem do Grecji, gdzie była domena władzy Antoniusza. Wysłano za nimi pogoń, która o mały włos by ich dopadła (ukryli się na okręcie który miał płynąć na Sycylię), przez płacz małego Tyberiusza który prawie ich zdradził, jednak siepaczom Oktawiana nie udało się ich odnaleźć. Następnie przedostali się na Sycylię, ale nie było mowy aby tam pozostali (jako że Sesktus Pompejusz chciał się wówczas porozumieć z Oktawianem), więc musieli popłynąć do Grecji. Znaleźli schronienie w Sparcie (rodzina Tyberiusza prowadziła w tym mieście jakieś interesy i jednocześnie czymś się tam zasłużyła dla mieszkańców), ale okazało się że i tam wyśledzili ich nasłani przez Oktawiana łowcy. Znów musieli uciekać, z tym że na ich drodze stanęła jeszcze inna przeszkoda. Oto las, w którym próbowali się schronić, stanął w ogniu. Nie wiadomo kto zaprószył ogień i czy było to celowe działanie czy też nie, w każdym razie znów o mały włos (dosłownie) straciliby tam życie, bowiem uciekająca z synkiem na rękach Liwia opaliła sobie włosy i kawałek szaty i gdyby nie mąż, który ugasił ogień na jej sukni, spaliłaby się żywcem. Ich tułaczka trwała do września 40 r. p.n.e. czyli do zawiązania kolejnego sojuszu pomiędzy Antoniuszem i Oktawianem, zakończonego małżeństwem tego pierwszego z siostrą Oktawiana - Oktawią. Dopiero wtedy rodzina Klaudiusza Nerona mogła wrócić do Rzymu.




Nie wiadomo w jakiej sytuacji i kiedy Oktawian poznał Liwię. Wiadomo tylko że z początkiem 39 r. p.n.e. definitywnie zgolił brodę (i odtąd golił się dokładnie), co uznano za wyraz sympatii dla pewnej damy. Szybko okazało się że jest nią właśnie Liwia. Bez wątpienia była to miłość (przynajmniej z jego strony), miłość wręcz od pierwszego wejrzenia. Lecz choćby bardzo chciał, nie mógł Oktawian od razu rozwieść się ze Skrybonią, oto bowiem podjął się nawiązania kontaktu z jej kuzynem - Sesktusem Pompejuszem, celem uwolnienia Italii od pirackiej blokady morskiej tego watażki. Pokoju pragnęli również emigranci polityczni na Sycylii, którzy chcieli już powrócić do swoich rodzin i majątków. Nawoływały do pokoju również matka Antoniusza - Julia, jak i matka Sekstusa - Mucia Tertia, oraz jego żona - Skrybonia (spokrewniona ze Skrybonią, żoną Oktawiana). Notabene wówczas za szlachetne uważano gdy kobiety optują za wsparciem i karierą swych mężów i synów, jednak gdy stawały się nazbyt śmiałe lub próbowały coś ugrać dla siebie, przestawały budzić poważanie (mówiono iż kobieta powinna być widoczna ale cicha i że cnotą dla rzymskiej matrony jest jej wygląd a nie głos i to co ma do powiedzenia). Wstępne rokowania toczyły się już od początku 39 r. p.n.e. na wyspie Ischii w Zatoce Neapolitańskiej. Ostatecznie ich uwieńczeniem było spotkanie trzech wodzów, które odbyło się latem 39 r. p.n.e. na nasypie u przylądka Misenum. Było to ciekawe widowisko, gdzie Sesktus, niczym Neptun przybywał na czele swej floty, zaś Oktawian i Antoniusz, jak Apollon i Dionizos na czele swych armii. Zbudowano dwa, przylegające do siebie i wybiegające w morze - pomosty. Na jednym z nich stanęli Oktawian i Antoniusz a na drugim Sesktus (pomosty były dość blisko siebie, więc nie trzeba było krzyczeć, aby się zrozumieć). Uzgodniono tam że Pompejusz zdejmuje blokadę Italii i pozwala na kontynuowanie normalnej żeglugi morskiej, oraz zaprzestaje wszelkich pirackich ataków na Etrurię czy Kalabrię a w zamian otrzymuje na 5 lat namiestnictwo Sycylii, Sardynii (którą kontrolował już od roku), Korsyki i Peloponezu, oraz po wygaśnięciu namiestnictwa dostanie też urząd konsula oraz wejdzie w skład najwyższego kolegium kapłańskiego (które zagwarantuje mu nietykalność). Otrzyma również rekompensatę w wysokości 70 milionów sesterców, za utracony majątek ojca. Wszyscy zbiegowie będą mogli bezpiecznie powrócić do Italii (z wyjątkiem ukrywających się jeszcze nielicznych morderców Cezara). Osoby proskrybowane otrzymają rekompensatę w wysokości 1/4 utraconego majątku, niewolnicy, którzy służyli w armii Pompejusza zostaną uwolnieni a wszyscy sądownie skazani otrzymają pełną rehabilitację. 

Po podpisaniu tego dokumentu  i podaniu sobie rąk (Rzymianie podawali sobie ręce do wysokości łokcia, a nie dłoni jak współcześnie), nastąpił po obu stronach przylądka jeden wielki niekończący się okrzyk radości. Oto wreszcie zakończono bratobójcze wojny, które pochłonęły tyle ludzkich istnień i spowodowały ekonomiczny upadek państwa - rzucono więc się sobie w ramiona. Nieznający się ludzie obejmowali się i płakali jak dzieci, pytali się o rodzinne strony o bliskich. Wszyscy dziękowali też bogom za nastanie upragnionego pokoju. Po zakończeniu oficjalnych dyplomatycznych gestów, zaczęło się losowanie. Losowano bowiem który z wodzów podejmie pozostałą dwójkę u siebie na wykwintnej wieczerzy. Wypadło na Sekstusa Pompejusza. Wówczas zaskoczony Antoniusz zapytał: "A gdzie będziemy goszczeni", na co Sekstus wskazał mu swój okręt i powiedział: "Tutaj, bo tylko ten okręt pozostał Pompejuszowi jako mieszkanie po ojcu" (była to wyraźna aluzja w stronę Antoniusza, który po ucieczce Pompejusza Wielkiego do Grecji, zajął jego dom, a potem zakupił go za niewielką część jego wartości). Oczywiście nikt nie ufał Sesktusowi, więc triumwirowie przybyli na okręt w otoczeniu swej straży przybocznej (i z ukrytymi pod tunikami sztyletami). Przyjęcie było wystawne, a biesiadnicy nawet żartowali i dopytywali się Antoniusza o jego wrażenia z pobytu w Egipcie i stosunku do Kleopatry (notabene ciekawe o jakim innym "stosunku" do królowej Egiptu mógł im opowiedzieć, skoro w Aleksandrii już na niego czekały bliźnięta które spłodził z Kleopatrą i które już miały roczek). W pewnym momencie do Sesktusa podszedł jeden z jego oficerów - Menas. Nachylił się i rzekł mu do ucha: "Możemy natychmiast wypłynąć na morze. Ze wszystkimi, którzy są na pokładzie. Zrobię cię panem świata!" Na te słowa Pompejusz zastanowił się chwilę i ponownie odrzekł półszeptem do Menasa: "I czemu nie uczyniłeś tego nic mi nie mówiąc Menasie? Teraz już jest za późno. Ja słowa nie łamię". Uzgodniono tam również zaręczyny 3-letniego synka Oktawii (z jej pierwszego małżeństwa) Marka Klaudiusza Marcellusa (którego potem Oktawian będzie widział jako swego następcę i który umrze w młodym wieku, zaledwie 19 lat, najprawdopodobniej otruty z polecenia Liwii) z ok. 2-letnią córką Sekstusa Pompejusza - Pompeją. Teraz, gdy pokój został podpisany, małżeństwo ze Skrybonią straciło jakikolwiek polityczny sens, więc Oktawian mógł poświęcić się przygotowaniom do poślubienia Liwii (wcześniej odpowiednio przekonując jej męża do dania jej rozwodu). Tylko że zarówno ona, jak i Skrybonia były w ciąży. Trochę głupio porzucać żonę z córką i brać sobie dzieciatą mężatkę. Głupio, ale przecież miłość nie zna żadnych przeszkód, jest ślepa i głucha, a poza tym: "miłość ci wszystko wybaczy..."            


 OKTAWIAN AUGUST POD KONIEC ŻYCIA Z JEDNYM ZE SWOICH WNUKÓW - AGRYPĄ POSTUMEM
(OSTATNIM Z NASTĘPCÓW MARCELLUSA, 
KTÓRY MIAŁ OBJĄĆ PO NIM SCHEDĘ)




CDN.
 

piątek, 24 maja 2019

KATON I JEGO RADY - Cz. VI

CZYLI JAK TRAKTOWAĆ

NIEWOLNIKÓW,

ABY LEPIEJ POMNAŻALI

MAJĄTEK GOSPODARSTWA?





"POZNACIE NASZE WARUNKI, 
SKORO OBÓZ ETOLSKI STANIE NA WYBRZEŻU TYBRU"

ODPOWIEDŹ DAMOKRYTOSA Z KALYDOMU DO RZYMIAN


 Po zwycięstwie w Cieśninie Termopilskiej, rzymski wódz - Maniusz Acyliusz Glabrion, wysłał do Rzymu z dobrą nowiną dwóch ludzi. Pierwszym był Lucjusz Korneliusz Scypion (brat PubliuszA - pogromcy Hannibala), drugim zaś, główny autor zwycięstwa termopilskiego - Marek Porcjusz Katon. Szczęśliwie dopłynęli oni do portu w Brundyzjum, skąd w ciągu jednego dnia dotarli do Tarentu. Tam wsiedli na kolejny okręt który w ciągu pięciu dni dowiózł ich (najpierw do portu w Ostii, a następnie) do Rzymu. Tutaj Katon był świadkiem potęgującego się orgiastycznego kultu Bachusa (jak Rzymianie nazywali Dionizosa) i innych przejawów hellenizacji rzymskiej religii i kultury. Co prawda od sprowadzenia na przełomie 205/204 r. p.n.e. kultu Matki Idajskiej (zwanej również Kybele) z frygijskiego Pesynuntu, wraz z jej pozbawionymi "męskości" i przebranymi w kobiece szaty kapłanami, coraz częściej utożsamiano grecką religię z religią rzymską, co budziło sprzeciw jedynie kół konserwatywnych w rzymskim społeczeństwie, na których czele stanął właśnie ów Marek Porcjusz Katon. Proces hellenizacji Rzymu trwał już od kilku ładnych dekad i w czasach Katona miała miejsce jego końcowa i ostateczna formacja. Mater Dea Kybele (Matka Idajska - jej nazwa wzięła się z jej pierwotnego sanktuarium umieszczonego na górze Ida w Troadzie) gdy została sprowadzona spod góry Dindymos we Frygii, przez okręty (sprawującego wówczas dowództwo w Grecji) Marka Waleriusza Lewinusa (któremu w tym dziele pomagali propretor Marek Cecyliusz Metellus i pro-edyl Serwiusz Sulpicjusz Galba), też nie przez wszystkich Rzymian została dobrze przyjęta. Reakcja nacjonalistyczna była jednak słaba i nie zapobiegła wówczas aklimatyzacji nowego kultu w Rzymie, jednak na tyle mocna, że została odnotowana przez współczesnych temu wydarzeniu. Stronnictwo konserwatywne nie zdołało co prawda wówczas zapobiec ściągnięciu czarnego kamienia Kybele do Rzymu i zastępowaniu "religii Numy" (od Numy Pompiliusza - rzymskiego króla z VIII/VII wieku p.n.e.) hellenistycznymi odpowiednikami, ale już wkrótce zyska ono znaczniejsze wpływy i zapoczątkuje trwający kilkanaście łatnych lat okres zwany "patrios ritus servanto" ("uroczyste obrzędy przodków").

Lud rzymski bowiem mógł podziwiać nowych, hellenistycznych bogów, uważanych za część panteonu bóstw państwowych, takich jak: Apollon, Bachus, Asklepios czy Kybele, mógł godzić się na sprowadzanie obcych bóstw i ich aklimatyzację w Rzymie, ale prywatnie, w swym domu rodzinnym i tak oddawał cześć przede wszystkim bóstwom osobistym - Penatom, Larom i Manom oraz oczywiście świętej trójcy kapitolińskiej - Jowiszowi, Marsowi, Kwirynusowi i uzupełniającym ich: Janusowi, Junonie i Wescie. Każda uroczystość w życiu Rzymianina (narodziny dziecka, małżeństwo czy śmierć członka rodu) miała swoją prywatną ceremonię ku czci Penatów, Larów i Manów (ołtarzyki ku ich czci stały w każdym, nawet najbiedniejszym rzymskim domu, bowiem te pomniejsze bóstwa były mityczno-rytualnymi personifikacjami przodków). Penatom i Larom codziennie ofiarowano też rodzaj posiłku jako ofiarę i trzy razy w miesiącu przystrajano ołtarzyk świeżymi kwiatami. Penatom i Larom składano ofiary z okazji narodzin dziecka, ślubu czy innego ważnego wydarzenia w życiu rodziny, natomiast Many czyli "divi parentes" ("zmarli krewni"), miały swe główne święta w lutym (Parentalia) i maju (Lemuralia). Pierwsze święto można nazwać "świętem zmarłych", gdyż w tych dniach Rzymianie rozpamiętywali swoich bliskich zmarłych (jednocześnie składano ofiary aby przodkowie chronili dom i rodzinę oraz modlono się by nie mieli o nic pretensji do żyjących). W tych dniach nie urządzano ślubów ani nie palono ognia przed ołtarzami - były to bowiem dni zadumy i wspomnień. Parentalia nie na darmo urządzano w lutym, jako że w jeszcze w czasach Katona ten miesiąc był ostatnim w rzymskim kalendarzu (nowy rok rozpoczynał się z początkiem marca). Tak było do 153 r. p.n.e. czyli do pierwszej wielkiej reformy kalendarza (drugą reformą będzie wprowadzenie przez Juliusza Cezara nowego, egipskiego kalendarza w 46 r. p.n.e. zwanego kalendarzem juliańskim, używanego w niektórych państwach jeszcze w XX wieku, m.in.: przez carską Rosję czy niekomunistyczne Chiny), w wyniku którego to grudzień stał się ostatnim a styczeń pierwszym miesiącem nowego roku. Zwieńczeniem Parentaliów były Luperkalia, czyli uroczystości oczyszczające, oznaczające odnowę świata, rodziny czy osoby (czyli świat zaczynał się na nowo).




Jednak w tym czasie coraz większe wpływy zaczęła zdobywać tajemnicza sekta religijna związana z kultem Dionizosa/Bachusa. Opowiadano iż podczas wtajemniczania dzieją się w niej rzeczy niegodne i bluźniercze (łącznie z praktykami homoseksualnymi). Mawiano iż mężczyżni oddają się tam innym mężczyznom niczym "młodzi niewolnicy". Wielka afera związana z tą sektą wybuchnie już za cztery lata (187 r. p.n.e.) i pozwoli stronnictwu konserwatywnemu zdobyć wpływ na rzymską moralność na kilkanaście kolejnych lat (nie mówiąc już o niezwykle brutalnym prześladowaniu i wyłapywaniu członków kultu Bachusa, które można tylko porównać z prześladowaniami pierwszych chrześcijan), ale do tego jeszcze wrócę. A tymczasem poinformowany o wielkim zwycięstwie w Helladzie senat, ogłosił trzydniowe modły dziękczynne i ofiary z czterdziestu dużych zwierząt. Rzymianie osiągnęli w Grecji swoje cele - udało się wyprzeć stamtąd wojska Antiocha i rozmieścić własne siły w kluczowych punktach Hellady. Mimo to przemawiający przed senatem Publiusz Korneliusz Scypion stwierdził, że wojna wcale nie jest jeszcze skończona. Będzie takową, gdy wyprze się Antiocha za góry Taurus w Azji Mniejszej, dlatego też należy czym prędzej dokonać desantu do Azji. Senatorowie nie mieli ku temu zastrzeżeń i przyjęto konieczność dalszego prowadzenia wojny. Scypion był najpopularniejszym politykiem, ale rosła mu już konkurencja w postaci odnoszącego coraz większe sukcesy Marka Katona, który jak już wspomniałem preferował wartości starorzymskiej moralności i cnoty (pewnego razu, gdy dowiedział się że pewien młodzieniec doprowadził do postawienia przed sądem i skazania wroga swego ojca, odnalazł go na Forum Romanum, podszedł doń i podając rękę powiedział: "Takie oto powinno się składać ojcom naszym ofiary, a nie jagnięta czy koźlęta lecz wrogów łzy i wyroki skazujące"). Nie wrócił już do wojska, pozostając w Rzymie i zajmując się praktyką sądową i ostro zwalczając pleniący się wśród zamożnej rzymskiej arystokracji hellenizm.

Walka z hellenizmem była jednak w dużej mierze walką z wiatrakami, bowiem praktycznie wszyscy wielcy bogowie zostali implementowani do rzymskiej religii z Grecji. Nawet sławne "Księgi Sybillińskie", spoczywające na Kapitolu, zostały przeniesione z greckiego miasta Kyme (Kampania) i spisane były w greckich heksametrach, co powodowało że kapłani interpretujący te przepowiednie, musieli znać język grecki. Poza tym kulty Demeter (Cerery) - której świątynia prawie zawsze była pełna ze względu na jej ludowe odniesienia (prosty lud upatrywał w tej bogini obrończyni przed wyzyskiem ze strony patrycjatu i nobilitas), kult Apollina (bardzo popularny w Rzymie i uważany za niezwykle "helleński", choć notabene Apollo pierwotnie nie był bogiem Greków i też został przez nich przejęty od innych ludów), kult Asklepiosa (sprowadzonego w 293 r. p.n.e. - boga zdrowia i medycyny, zwanego w Rzymie Eskulapem), czy wreszcie Dionizosa (Bachusa) - były to wszystko przejęte przez Rzymian bóstwa Hellady. Zresztą zamożna część społeczeństwa rzymskiego notabene też w pewnym sensie uważała się za Greków, a popularność hellenizmu w sferze rzymskiej kultury została spotęgowana od mniej więcej połowy III wieku p.n.e. czyli od sprowadzenia do Rzymu z Tarentu (272 r. p.n.e.) niejakiego Andronika, który jako wyzwolony niewolnik potem otrzymał obywatelstwo i jako Marek Liwiusz Andronikus - stał się pierwszym propagatorem kultury oraz greckiej religii w Rzymie (249 r. p.n.e). Po raz pierwszy wystawił on grecką sztukę podczas ludi Romani (we wrześniu 240 r. p.n.e.) z okazji zwycięskiego zakończenia I wojny punickiej (marzec 241 r. p.n.e.) z Kartaginą. Za nim poszli inni twórcy (już italskiego lub rzymskiego pochodzenia), jak Gnejusz Newiusz (autor chociażby "Corollarii" - "Kwiaciarki", "Tarentilli" - "Dziewczyny z Tarentu" czy "Paelex" - "Nierządnicy" oraz najsławniejszej "Belli Punici Carmen" - "Pieśni o Wojnie Punickiej"), Tytus Macciusz Plaut (autor "Satyr" czy "Casiny" - "Panny Młodej"), Kwintus Enniusz (autor wielu komedii, w tym "Soty" "Satyr" czy "Opery Minory"), Cecyliusz Stacjusz (autor komedii - "Plocium"), Marek Pakuwiusz (autor tragedii: "Antiopa", "Atalanta", "Hermiona", "Iliona" czy "Paulus") i wreszcie Kwintus Fabiusz Piktor - który po grecku napisał pierwszą historię Rzymu. Wszyscy wyżej wymienieni żyli albo nieco wcześniej, albo bezpośrednio w czasach Katona.

Dlatego też walka z hellenizmem była ciężkim zmaganiem, jako że powiązał on się (niczym jakiś symbiont) z rzymską literaturą, religią i kulturą tak bardzo, iż rozróżnienie niehelleńskiej kultury Rzymian byłoby już niezwykle trudne. Ze szkoły Andronika wyszło też wielu twórców, którzy potem nie potrafili już stworzyć nic innego, co nie byłoby powiązane w jakiś sposób z grecką religią czy greckimi mitami. Młodzi synowie z rodzin nobilitas (rzadziej ekwitów) byli wysyłani do Grecji, aby tam nauczyli się języka i greckich obyczajów, co było uważane za niezwykle nobilitujące i godne poważania i aby w greckich świątyniach odnaleźli inspirację dla postaw obywatelskich i patriotycznych (co samo przez się łączyło rzymską elitę ze światem greckim znacznie bardziej niż lud rzymski, oddający się starym, prostym rzymskim wierzeniom z jego zhellenizowaną elitą). Rzymska nobilitas chciała bowiem stać się bardziej grecka od samych Greków, a wysyłanie młodzieży do świątyń Apollina w Delfach, Demeter w Eleusis, Hipokratesa na Kos (greckiego lekarza z V/IV wieku p.n.e. którego potem ubóstwiono i którego dewizą stało się: "Zdrowie chorego najwyższym prawem"), należało do obowiązków kulturalnego i obytego w świecie człowieka (podobnie jak potem wysyłanie młodzieży świata chrześcijańskiego do zakonów i uniwersytetów, świata muzułmańskiego do meczetów i szkół koranicznych czy świata buddyjskiego do buddyjskich świątyń - przynajmniej na jeden dzień, aby nabrać uprawnień buddyjskich mnichów - którzy notabene wcale nie byli takimi miłującymi pokój uczonymi, jak ich obecnie przedstawia zachodnia popkultura, taka politycznie poprawna papka dla zachodnich idiotów - a raczej ciemiężycielami prostego tybetańskiego ludu, gdzie krew lała się po ulicach Lhasy strumieniami a obdzieranie ludzi ze skór - przeciwników buddyzmu lub innowierców - i wystawianie tych skór na widok publiczny przez mnichów było tam na porządku dziennym. Notabene któż wie iż pedofilia jest obecnie akceptowana - a niekiedy nawet preferowana - przez trzy wielkie światowe religie - Judaizm, Islam i... Buddyzm? Ciekawe prawda - pierwsza religia odnosi się do jakiegoś pustynnego, rządnego  krwawych ofiar z ludzi, holokaustu wrogów i rasizmu "Narodu Wybranego" - demonicznego bóstwa. Druga wielbi istotę, która w sposób niezwykle brutalny nawiedziła Mahometa i nakazała mu wystąpić przeciwko Jezusowi - choć ten sam był analfabetą. Trzecia zaś ma związki z kosmogonicznymi okrutnymi demonami, od których jedyną drogą zbawienia jest "droga Buddy").

 


Drugą kwestią, jaka zajmowała wówczas Katona, była sprawa moralności młodzieży i odniesienia do obyczajności kobiet. Jakiekolwiek formy hellenistycznego rozpasania były ostro piętnowane przez zwolenników powrotu do starorzymskiej moralności (notabene należy tu odróżnić hellenistyczną swobodę obyczajową od niezwykle konserwatywnej postawy chociażby wobec kobiet - jaką preferowali Grecy przed okresem wielkich podbojów Aleksandra Macedońskiego. Kleopatra VII przebywając w 46 r. p.n.e. w Rzymie, dziwiła się iż rzymska kobieta ma takie prawa jak: "niemowlęta lub kury". Notabene żyjąca w owej kulturze hellenistycznej, nie mogła ona pamiętać iż w antycznej Grecji, skąd był jej ród - pozycja kobiety była dużo, dużo gorsza). Nawoływano kobiety do powrotu do wzoru "dobrej żony" ("matrona bona"), której głównym elementem był obowiązek posłuszeństwa wobec władzy męża (wyrażony w milczącej aprobacie wszystkich jego poczynań), oraz oszczędności w wydatkach na siebie i dom. Często zdarzało się że nagrobki kobiet zawierają mężowskie pochwały, np. "za spędzenie 10 lat z mężem bez kłótni", "za pracowitość", "za przędzenie wełny", "za strzeżenie domu". Żona musiała zachować opinię nieskazitelnie moralnej osoby, aby nie dać wrogom powodu do oczerniania rodziny i umniejszania jej znaczenia. Wierność, cnota, posłuszeństwo - to były najważniejsze ideały kobiety wśród odwołujących się do tradycji Rzymian (zresztą wielu mężów wolało mieć za żony właśnie takie kobiety, niż np. zazdrośnice, które wciąż będą go podejrzewać np. o zdradę czy pijaństwo, dlatego też wielu mężów narzekało publicznie na swe żony, co zostało ukazane choćby u Terencjusza, który przytaczając mężowską skargę, pisze: "Wziąłem żonę (...) ilem biedy w tym widział". Jednak już Salustiusz podkreśla że żona, bez względu na jej charakter, może być: "towarzyszką życia" swego męża, pod warunkiem że "nie przekracza granic skromności"). Plaut zaś (żyjący w czasach Katona) tak oto puentuje pozycję sobie współczesnej rzymskiej kobiety: "Twarde prawo dalibóg, krępuje kobietę i tak biedną ją czyni, jak nigdy mężczyznę! Bo jeśli mąż w sekrecie przed swą małżonką weźmie sobie kochankę, nic mu się nie stanie. Choć żona na to wpadnie. A jeśliby żona bez wiedzy swego męża choć krok wyszła z domu, już jest powód do skargi - mąż żonę wypędza. Niech żeby dla obojga było jedno prawo! Wszak żonie, gdy uczciwa, mąż jeden wystarczy".




Te oznaki emancypacji kobiet pod wpływem greckich pierwiastków kulturowych, były widoczne już w czasach Katona (choć do pełnej emancypacji rzymskich "feministek" z I czy II wieku naszej ery było jeszcze bardzo daleko, ale pierwsze symptomy dało się zauważyć właśnie z początkiem II wieku p.n.e.). Jednak w czasach Katona, ojciec miał prawo zabić dziecko (które podejrzewał iż pochodzi z małżeńskiej zdrady) do trzeciego roku życia (zwolennicy powrotu do starorzymskich zasad postulowali aby mąż miał prawo zabić żonę i dziecko za dowiedzioną i świadomą zbrodnię cudzołóstwa, bez względu na ograniczenia wiekowe dziecka, jednak jeśli to ojciec porzucał żonę z dziećmi - które były jego potomkami - musiał świadczyć przymusowe opłaty alimentacyjne na ich utrzymanie do czasu - aż żona nie wyjdzie ponownie za mąż a dzieci nie osiągną "wieku męskiego", czyli do czasu gdy chłopcy przywdzieją togę męską. Na córki płacono znacznie mniej niż na synów i alimenty płacono do czasu, aż dziewczyna nie wyszła za mąż - często w młodym wieku). Nie dochodziło jednak do przypadków aborcji ze względu na płeć czy zbyt liczną rodzinę (chyba że dziecko urodziło się już zdeformowane, wówczas rzeczywiście zabijano takie niemowlaki, o czym wspomina chociażby Liwiusz, pisząc o częstym "mordowaniu potworków"). Ideałem było piękno i zdrowie, brzydota i choroba dyskwalifikowały taką osobę z życia społecznego, więc zabijając ją uważano iż wyświadcza się jej przysługę. Dzieci nazywano pieszczotliwie, np. do dziewczynek mówiono: "parva muliercula honesta" ("mała, dostojna kobietka"), zaś do chłopców "fortissimum parum militiem" ("mały, dzielny żołnierzyk"). Katon (co ciekawe) postulował również zwiększenie roli ojca w wychowaniu dzieci, bowiem praktyka była taka iż rola ojca ograniczyła się tylko do zapewnienia bezpieczeństwa osobistego i finansowego, zaś rola matki do kontrolowania procesu wychowania dziecka (też była mocno ograniczona, bowiem dzieckiem zajmowały się w majętnym domu głównie niewolnice/piastunki). I dawał temu wyraz chwaląc się iż jego żona - Licynia, osobiście karmi ich dziecko piersią, osobiście je przewija i sama kąpie. 




Katon postulował aby matki zajmowały się swymi dziećmi nie tylko podczas oficjalnych zabaw, gdy dziecko było im przynoszone przez specjalnie przyuczone do tego niewolnice, ale również podczas karmienia, przebierania, mycia czy dbania o jego bezpieczny sen. Matka i ojciec mają być przy dziecku - taki przyświecał mu przekaz (przypomniał mi się zabawny fragment z filmu Barei z 1978 r. pt.: "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?" w którym pragnący ożenić się z córką partyjnego kacyka, z którą wcześniej nieświadomie w Paryżu spłodził dziecko, dyrektor podupadającego przedsiębiorstwa, mówi do niej tak: "Dziecko musi mieć matkę... matkę i ojca. Ojciec jest tak samo ważny jak matka, jak matka gdzieś wyjedzie to nawet ważniejszy - dlatego uważam że powinienem się z tobą ożenić!" "Ale przecież ty jesteś żonaty?", "Żonaty, żonaty - żona cię bardzo polubi"). Ponoć Licynia po ciąży miała dużo mleka, na tyle dużo że... karmiła nim nawet dzieci niewolnic. Mało tego, Katon uważał że ojcowie też powinni niańczyć na rękach do snu swoje dzieci (postuluje to również Katullus) i kontakt pomiędzy dzieckiem a rodzicem musi być częsty i nie może ograniczać się tylko do zdawkowych zabaw, jednak takie praktyki były niezwykle rzadkie, a nawet nie akceptowane przez ogromną większość społeczeństwa rzymskiego - dla którego ojciec jest panem życia swej żony i dzieci - czyli takim absolutnym królem, którego słowo jest święte i nie podlega najmniejszej dyskusji. Natomiast rola kobiety (zamożnej) w rozwoju dziecka sprowadzała się ma do nadzorowania pracy niewolnic-piastunek i co jakiś czas zabaw ze swymi dziećmi (oczywiście w rodzinach ubogich, to matki same dbały o rozwój i wychowanie dzieci, jedynie synowie po skończeniu 7 roku życia przechodzili pod ojcowską władzę i byli przysposabiani do pracy lub wojaczki).

Ale wróćmy teraz do wydarzeń dziejących się z dala od Rzymu - w Grecji, gdzie ponownie pojawił się opór Etolów przeciwko rzymskiemu władztwu. Rzymianie okazali łaskę wszystkim miastom, które dotąd wspierały Antiocha III (nie chciano prowokować zadrażnień w samej Grecji w sytuacji gdy planowano desant do Azji), ale opór Etolów musiał być zmiażdżony. Acyliusz Glabrion w końcu maja 191 r. p.n.e. ruszył więc przeciwko dobrze umocnionemu miastu Heraklei Trachińskiej (położonej u wejścia do cieśniny termopilskiej), której akropol wznosił się na stromej skale. Etolowie odznaczali się w obronie tego miasta wielkim bohaterstwem (nie posiadając siatek niweczących uderzenia taranów kruszących mury, osobiście wypadali z miasta i próbowali podpalić taran lub katapulty ciskające na miasto głazy). Oblężenie trwało dalej, a w międzyczasie król Macedonii - Filip V postanowił zdobyć Lamię. Lamia i Heraklea Trachińska były ulokowane nieopodal siebie a dzieliło je zaledwie kilka kilometrów, przez co żołnierze rzymscy i macedońscy mogli wzajemnie się obserwować. Filip V jednak, w przeciwieństwie do Rzymian nie użył machin oblężniczych, tylko postanowił zdobyć miasto kopiąc pod nim tunel. Niestety, teren na którym stała Lamia był górzysty, a przebicie się saperów przez twardą kamienną skałę nastręczało sporo wysiłku i pracy. Natomiast Rzymianie ostatecznie poczynili wyłom w murach miejskich i zmusili obrońców do ucieczki na akropol. Tam jednak, tłumy ludności (głównie kobiet, starców i dzieci) i brak żywności spowodował iż Etolowie nie mając innego wyjścia - musieli po 24 dniach obrony - skapitulować. Do rzymskiej niewoli dostało się wielu wojowników (ok. 2 000) w tym przede wszystkim ów Damokrytos z Kalydomu, który przed wybuchem wojny z Antiochem III (192 r. p.n.e.) w sposób niezwykle butny odpowiadał Rzymianom na propozycje pokojowe. Powiedział wówczas: "Poznacie nasze warunki, gdy obóz etolski stanie nad Tybrem", teraz zaś był jednym z rzymskich jeńców. Zaraz też po zwycięstwie rzymski wódz wysłał posłów do Filipa V, nakazując mu odstąpienie od Lamii, gdyż (jak to uzasadniał): "To Rzymianom powinno przypaść zwycięstwo". Filip, choć potwornie upokorzony, musiał na to przystać i się cofnął.

 


A tymczasem w Hypacie zebrała się rada Związku Etolskiego. Uradzono tam wysłanie posłów (pod przywództwem Nikandera) do Antiocha III z prośbą o ponowne przysłanie armii i floty do Grecji (a w przypadku gdyby okazało się to niemożliwe, przynajmniej wsparcie Etolów posiłkami i pieniędzmi). Argumentowano w taki sposób że w przypadku uporania się Rzymian z Etolami, następnym celem będzie właśnie Antioch i wojska "Synów Wilczycy" przeprawią się z Grecji do Azji by go ostatecznie zniszczyć. Król wysłuchawszy posłów, zwołał naradę i nawet zamyślał czy nie powinien osobiście stanąć na czele drugiej wyprawy do Grecji, ostatecznie jednak stwierdził że taka podróż zbytnio go męczy i wyśle ponownie armię, ale już pod innym dowództwem (przygotowania się rozpoczęły, ale postępowały tak ślimaczym tempem, że do wiosny 190 r. p.n.e. niewiele w tej kwestii uczyniono). A tymczasem po upadku Heraklei Trachińskiej, Etolowie doszli do wniosku że lepiej będzie w jakiś logiczny sposób porozumieć z Rzymianami, aby uniknąć całkowitej klęski i upokorzenia. Wysłano więc posłów do Glabriona, któryich  jednak nie przyjął (odpowiadając pogardliwie że nie ma na to teraz czasu i dodając że być może z nimi porozmawia, ale dopiero wtedy, gdy... rozbiją obóz nad Tybrem), odesłał ich też do swego trybuna - Waleriusza Flakkusa, a ten od razu dał posłom do wiadomości że nie życzy sobie żadnych usprawiedliwień czy propozycji pokojowych, a jedynie prośbę o łaskę i bezwarunkową kapitulację. Posłowie wrócili wiec do siebie aby przedstawić sprawę na radzie Związku i tam doszła ich wiadomość że król Antioch postanowił ponownie przeprawić się do Grecji i wspomóc ich w walce z rzymskim najeźdźcą. Zapanowała powszechna euforia, nikt też nie myślał już o kapitulacji, a jedynie o przepędzeniu okrutnego najeźdźcy z Hellady. Cieszyła również postawa Macedonii, jako że posłowie etolscy wracający z Azji, zostali pod Lamią ujęci przez Macedończyków i postawieni przed obliczem króla Filipa V - sojusznika Rzymian. Obawiano się że ten wyda ich w rzymskie ręce lub każe osobiście ukarać - nic z tych rzeczy. Filip ugościł posłów (szczególnie zaś Nikandera) na wieczerzy i polecił ich następnie uwolnić - dając tym samym do zrozumienia że sojusz z Rzymem zaczyna go już drażnić. 

Rzymianie zaś, dowiedziawszy się że Etolowie nie zamierzają kapitulować, ruszyli przeciwko nim pod miasto Naupaktos w Lokrydzie Ozylijskiej (był to jednocześnie największy i najważniejszy port Związku Etolskiego na południu, czyli nad Zatoką Koryncką. W czasach współczesnych Naupaktos nosiło nazwę Lepanto i pod tym miastem w październiku 1571 r. flota chrześcijańska wystawiona przez Hiszpanię, Wenecję, Genuę, Sabaudię, Piemont, Papiestwo i Zakon Kawalerów Mieczowych odniosła wielkie zwycięstwo nad muzułmańską flotą Imperium Osmańskiego, którym wówczas zarządzał syn Sulejmana Wspaniałego - sułtan Selim II). Appiusz Klaudiusz z 4 000 żołnierzy, miał opanować przełęcze górskie (i niezwykle strome przejścia, z których w przepaść spadło wielu, obciążonych bronią i pakunkiem legionistów. Stracono tam też bardzo dużo zwierząt jucznych). Siły Appiusza zostały przez to mocno przerzedzone i gdyby Etolowie wówczas na nich uderzyli, bez wątpienia odnieśliby zwycięstwo - do tego jednak nie doszło. W sierpniu 191 r. p.n.e. Naupaktos zostało więc oblężone przez siły Appiusza Klaudiusza. A tymczasem Tytus Kwinkcjusz Flamininus już rozdzielał nagrody wśród sprzymierzeńców Rzymu (zezwolił np. Związkowi Achajskiemu na przyłączenie Mesenii - potem do Związku dołączy jeszcze Elida ze słynną Olimpią - gdzie odbywano panhelleńskie igrzyska olimpijskie), zaś z Italii wyruszyła na Morze Egejskie flota rzymska pod dowództwem Gajusza Liwiusza (80 okrętów), która miała się zmierzyć z operującą tam flotą syryjską Antiocha III, której dowódcą był niejaki Poliksenidas z Rodos (70 okrętów wojennych i 100 statków patrolowych). Był to pierwszy krok pod spodziewaną inwazję na Azję, do której dojdzie w roku następnym (190 p.n.e.). Wcześniej jednak należało ostatecznie rozprawić się z Etolami i ponownie udobruchać króla Macedonii - Filipa V, który dawał oznaki swego zniechęcenia sojuszem z Rzymem (nierozsądnie byłoby tworzyć sobie wroga na przedpolu, przed spodziewanym desantem do Azji i nierozstrzygniętą jeszcze wojną). Tego zadania podjął się właśnie Glabrion, który (zdając sobie sprawę iż postąpił nierozsądnie odmawiając Macedończykom zdobycia Lamii), teraz wydał zgodę na opanowanie przez Filipa V wszystkich wrogich krain i miast, które ten zechce zdobyć. Prawdziwa rozgrywka Rzymian z Antiochem III tak naprawdę dopiero teraz się rozpoczynała.  





CDN.