Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 30 kwietnia 2024

13 GRUDNIA... SPAŁEM DO POŁUDNIA!

CZYLI FILMOWE PRZYPOMNIENIE CZASU STANU WOJENNEGO


DZIŚ KRÓTKO ALE TREŚCIWIE. DWA CIEKAWE, KRÓTKOMETRAŻOWE FILMY KONRADA ŁĘCKIEGO OPOWIADAJĄCE O WYDARZENIACH ZWIĄZANYCH Z WPROWADZENIEM W POLSCE STANU WOJENNEGO - 13 GRUDNIA 1981 - PRZEZ MOSKIEWSKIEGO PACHOŁKA - WOJCIECHA JARUZELSKIEGO, MAJĄCY ZA ZADANIE STŁUMIĆ RUCH "SOLIDARNOŚCI". HISTORIA TA OPOWIEDZIANA JEST Z PUNKTU WIDZENIA ZWYKŁYCH ŻOŁNIERZY, MUSZĄCYCH BRAĆ UDZIAŁ W TYCH TRAGICZNYCH WYDARZENIACH. NOTABENE ROK 1981, TO BYŁ RÓWNIEŻ ROK MOICH NARODZIN







"GRUDNIOWE ROZMOWY"




"ZOMOZA"





"BLUZG" 
CZYLI ŻYCZENIA DLA gen. JARUZELSKIEGO W WYKONANIU EMILIANA KAMIŃSKIEGO



DZIĘKUJĘ 

NIEWOLNICY DO ZADAŃ SPECJALNYCH - Cz. XXIII

CZYLI JAKIE BYŁY NAJWIĘKSZE
OŚRODKI HANDLU NIEWOLNIKAMI W
STAROŻYTNOŚCI I ŚREDNIOWIECZU,
ORAZ SKĄD I Z JAKICH
WARSTW SPOŁECZNYCH NAJCZĘŚCIEJ
POCHODZILI KANDYDACI
NA NIEWOLNIKÓW





II

STAROŻYTNY RZYM

(II wiek p.n.e. - V wiek)

Cz. XIV







SPRZEDAŻ, DZIEDZICZENIE I WYZWOLENIE NIEWOLNIKÓW
(NA PODSTAWIE ZACHOWANYCH LISTÓW I DOKUMENTÓW STAROŻYTNOŚCI)
(XIX wiek p.n.e. - I wieku naszej ery)
Cz. XI



XXII
SOSTUS
DELFY
(144 r. p.n.e.)
Cz. VI





Polibiusz - syn stratega Ligii Achajskiej Lykortasa, wraz z 999 innymi greckimi zakładnikami (głównie spośród młodych mężczyzn) spędził w Rzymie długie lata, począwszy od roku 167 p.n.e. Rzymianie co prawda pokonali i uzależnieni od siebie Macedończyków i Greków, ale sami padli ofiarą triumfu greckiej kultury (Katon Starszy, wróg hellenizacji rzymskiego życia kulturalnego i politycznego, twierdził wręcz otwarcie, że Grecy nie potrafiąc zwyciężyć Rzymian orężem, postanowili wytracić ich swymi miksturami. Miał tu oczywiście na myśli ogromny wpływ kulturowy greckiej myśli i religii na rzymską rzeczywistość. Notabene on, wróg hellenizmu, pod koniec życia sam musiał nauczyć się języka greckiego, aby lepiej funkcjonować w coraz bardziej hellenizującym się rzymskim społeczeństwie klas wyższych). Boliwiusz żył w domu Lucjusza Emiliusza Paulusa, gdzie zaprzyjaźnił się z jego dwoma synami (adoptowanymi co prawda do innych rodów), Kwintusem Fabiuszem Maksimusem Emilianem (adoptowanym przez Fabiuszy) i późniejszym zdobywcą Kartaginy Publiuszem Korneliuszem Scypionem Emilianem (adoptowanym przez Korneliuszy). Ojciec - miłośnik hellenizmu - zapewnił wcześniej swym synom prawdziwie greckie wychowanie, i wszyscy nauczyciele, służący oraz całe ich otoczenie było greckie. Wspaniałe greckie posągi, obrazy i dzieła (Emiliusz Paulus zabrał przecież całą wielką bibliotekę ostatniego króla Macedonii - Perseusza) trafiły do Rzymu, pokazując jednocześnie triumf greckiej kultury.

Sam Katon Starszy sprowadził do Rzymu Kwintusa Enniusza - "człowieka o trzech sercach" znakomitego poetę i piewcę greckiej kultury (stwierdzenie o "trzech sercach" wzięło się stąd, że Enniusz władał trzema językami - oskijskim {urodził się bowiem na Sardynii}, greką i łaciną. Jego działalność poetycka była bardzo żywa i bogata, stąd w pamięci potomnych przetrwał jako "rzymski Homer", lub "rzymski Eurypides" (pisał bowiem zarówno dramaty jak i komedie, napisał też poetycką historię Rzymu zwaną "Annales", czyli "Kroniki"). Enniusz jednak porzucił Katona i przyłączył się do frakcji hellenistycznej, sam stając się piewcą hellenizmu w Rzymie. Enniusz co prawda nie żył już, gdy Polibiusz przybył do Rzymu jako zakładnik (zmarł dwa lata wcześniej), ale w jego ślady poszedł siostrzeniec - Pakuwiusz, oraz Akcjusz. Żył również jeszcze (zmarł w 159 r. p.n.e.) Publiusz Terencjusz Afer - naturalizowany Rzymianin, urodzony w Kartaginie, a piszący po grecku (twórca rzymskiej komedii). Byli wsza grze i inni, jak grecki filozof stoicki - Panecjusz (twórca etyki obowiązku), czy poeta Lucyliusz (ten był najbardziej rzymski ze wszystkich wyżej wymienionych, chociaż też nie urodził się w Rzymie, a w municypium italskim, mimo to jako jedyny posiadał obywatelstwo i należał do stanu ekwitów (rzymską klasa średnia). Tak więc historyk Polibiusz i reszta jego towarzyszy, odnalazła w Rzymie drugą Helladę (w końcu każda rzymska rodzina z klasy nobilitas za punkt honoru przyjęła sobie posiadanie przynajmniej jednego greckiego niewolnika, jako nauczyciela ich dzieci), tak więc nie było im aż tak źle, jak mogłoby się wydawać, biorąc pod uwagę że wciąż byli zakładnikami.




Ale to właśnie najbardziej ciążyło, niemożność powrotu do ojczyzny, niemożność ujrzenia tych achajskich wzgórz i dolin, była powodem głębokiego smutku wielu z nich (Polibiusz np. który przez lata przesiąkł rzymskim duchem politycznym i który twierdził że Rzym nie bez przyczyny stał się najpotężniejszym mocarstwem świata - oczywiście świata rozumianego w kategoriach ludzi o tamtym poziomie umysłowym, dla których świat ograniczał się co najwyżej do rejonu Morza Śródziemnego, Morza Czarnego i kawałku wokół, choć oczywiście zdawali sobie sprawę że tam dalej też coś jest, ale to, co było dalej, już nie miało większego znaczenia, dla nich bowiem tam już był świat zamieszkał przez dzikie, barbarzyńskie ludy, czyli nic godnego uwagi. Należy podkreślić że Grecy byli strasznie ksenofobiczni - ów Polibiusz twierdził jednocześnie, że nie ma bardziej demokratycznego miłego bogom systemu politycznego, jak system Związku Achajskiego).  Senat przez te szesnaście lat, konsekwentnie odmawiał zgody na powrót owych greckich zakładników do ich ojczyzny, ale nagle zmieniło się to właśnie w roku 151 p.n.e. Co było powodem tej zmiany? Bez wątpienia ogromnie przysłużył się tutaj sam wróg hellenizmu czyli Katon Starszy. To właśnie on stał za wszelkimi tego typu działaniami, zmierzającymi do usunięcia Greków z Rzymu. Już 22 lata wcześniej (w 173 r. p.n.e.) doprowadził Katon do usunięcia z Rzymu dwóch greckich filozofów epikurejskich, zarzucając im wywieranie szkodliwego wpływu na młodzież. W 161 r. p.n.e. również on stał za wnioskiem senackim, potępiejącym pewnych greckich retorów (starał się bowiem zatrzymać potęgującą hellenizację rzymskiego świata, ale na dobrą sprawę była to tylko walka z wiatrakami). Gdy zaś w 155 r. p.n.e. Ateńczycy wysłali do Rzymu wielkie poselstwo, złożone z trzech mężów: parypatetyka Kritolaosa, stoika Diogenesa i akademika Karneadesa (którzy mieli załatwić dla swego miasta zniesienie pewnych opłat nałożonych przez Rzymian), Katon wpadł w panikę, widząc jak ci mężowie gromadzą wokół siebie tłumy rzymskiej młodzieży (szczególnie impulsywny Karneades przyciągał na wykłady mnóstwo młodych mężczyzn). Wówczas Katon jako pierwszy złożył wniosek aby zniesiono Atenom owe opłaty, tylko po to, aby ci filozofowie jak najszybciej opuścili Rzym. Dla niego bowiem wpływ jaki wywierali na Rzymian był niczym trucizna. 




I teraz właśnie, w owym 151 r. p.n.e. w czasie senackiej debaty na temat dalszych losów greckich zakładników, to właśnie Katon był tym, który postulował by czym prędzej opuścili oni Rzym i wrócili do siebie. Tak więc podczas debaty, ten wielki rzymski moralizator i piewca tradycji przodków, stwierdził: "Siedzimy tu już cały dzień i jakbyśmy nie mieli nic lepszego do roboty, spieramy się, czy tych starszych panów z Grecji mają chować nasi, czy też achajscy grabarze". Rzeczywiście, z pierwotnej liczby 1000 greckich zakładników, których Emiliusz Paulus przywiódł ze sobą do Rzymu, w tym czasie zostało ok. 300, reszta zmarła w Rzymie lub Italii nie doczekawszy się powrotu do ojczyzny. Dla Rzymian ci ludzie nie stanowili już zagrożenia, najlepsze lata mieli już za sobą (teraz byli po pięćdziesiątce lub około tego), cóż więc złego mogli uczynić w swych krajach przeciw Rzymowi? A ich utrzymywanie też rodziło koszty, szczególnie że trzeba było ich pochować na koszt państwa. Zgodzono się więc że nie ma sensu ich tutaj trzymać skoro i tak nie stanowią zagrożenia, niech więc wracają do siebie i tam niech ich chowają, przynajmniej tak odciąży to rzymski budżet. Tak oto Polibiusz (i reszta pozostałych przy życiu jego towarzyszy niedoli) dowiedział się że jest wolnym człowiekiem i może wracać do swej ojczyzny. Grecy bardzo się ucieszyli, że na stare lata ujrzą ponownie rodzinne strony, ale część z nich postanowiła sobie w jakiś sposób odpokutować lata niedoli i poprosili Polibiusza aby ten uruchomił swoje wpływy i doprowadził do przyznania im przez Senat dawnych godności, które wcześniej piastowali w ojczyźnie. Polibiusz zdając sobie sprawę że łatwiej uzyska to zdobywając przychylność Katona, zwrócił się najpierw do niego z taką właśnie prośbą. Ten jednak był zirytowany ową propozycją i odpowiedział Polibiuszowi aby ten nie bawił się w Odyseusza który wybiera się ponownie do jaskini Cyklopa, bo zostawił tam swój pas i czapkę. Było to ostrzeżenie aby nie przeciągał struny, bo samo uwolnienie było już według Katona wystarczającą łaską dla Greków. Tak więc Grecy wyjechali do swej ojczyzny, ale nie Polibiusz. Ten bowiem poproszony został przez swego przyjaciela Scypiona Emiliana, aby wybrał się wraz z nim do Hiszpanii i tak też się stało.

W Hiszpanii bowiem wciąż trwała wojna rozpoczęta przez Luzytan i Celtyberów w 154 r. p.n.e. Co prawda w nowym roku 151 p.n.e. prokonsul Marek Klaudiusz Marcellus zmusił Celtyberów do złożenia broni (w 152 r. p.n.e. założył też Kordobę, jedno najwspanialszych miast hiszpańskich i długoletnią stolicą średniowiecznego Emiratu Kordobańskiego), zaś konsul Marek Licyniusz Lukullus zmasakrował plemię Wakków (Vaccaei) z północnej Hiszpanii, I choć również padło miasto Interkatia, to jednak Luzytanie nie zamierzali się poddać. Rozbili też armię wodza Serwiusza Galby gdzie polec miało 7 000 Rzymian, a Galba musiał uratować się ucieczką. Hiszpania stała się jedną z pierwszych rzymskich prowincji. Pierwszą ziemią jaką Rzymianie opanowali poza Italią, to była Sycylia (zdobyta oficjalnie w traktacie pokojowym z Kartaginą po zakończeniu I Wojny Punickiej w 241 r. p.n.e., chociaż realnie podbita już 10 lat wcześniej, co prawda poza tym skrawkiem na południowym-wschodzie wyspy należącym do greckiego tyrana Syrakuz). W 238 r p.n.e. Rzym wymusił na Kartaginie również zwrot dwóch pozostałych wielkich wysp - Sardynii i Korsyki (oczywiście wyspy te zostały zajęte tylko wokół wybrzeży, gdyż ich środek był zasiedlony przez lokalne plemiona z którymi Rzymianie musieli jeszcze przez dziesięciolecia się zmagać). Sardynię przejęto w owym 238 r. p.n.e. Korsykę zaś w roku następnym. Dopiero jednak w 227 r. p.n.e. Rzymianie stworzyli pierwsze dwie prowincje: Sycylię i Sardynią z Korsyką. Były to pierwsze elementy rzymskiej administracji, istniejące poza Italią. Kolejną prowincją była właśnie Hiszpania, a raczej dwie Hiszpanie Citerior (Bliższa) i Ulterior (Dalszą) założone 30 lat po tamtych, czyli w 197 r p.n.e. (choć pierwszy przyczółek w północnej Hiszpanii Rzymianie zdobyli już w 217 r. p.n.e. i potem konsekwentnie go poszerzali, szczególnie od roku 209 p.n.e.). Tak więc Sycylia (Syrakuzy zdobyte zostały po 2-letnim oblężeniu w 212 r. p.n.e. Wówczas zginął sławny grecki wynalazca Archimedes, którego wynalazki - jak choćby wielka łapa która niszczyła rzymskie okręty, przez dłuższy czas ratowały to miasto. Archimedes znany jest również z odkrycia prawa, mówiącego że ciało zanurzone w cieczy, wypiera jednocześnie taką samą ilość cieczy. Odkrył to prawo siedząc w wannie i wówczas krzyknął swoje sławne i znane po dziś dzień "Eureka"), Sardynia i Korsyka oraz dwie Hiszpanie, to były jedyne rzymskie prowincje (cztery) przez kolejne 50 lat (czyli dokładnie w czasach o których opowiadam). W tym czasie dominowała scypionowska polityka Divide et Impera (czyli Dziel i Rządź), czyli wygrywania swoich interesów kosztem osłabiania silnych a wzmacniania słabych państw wschodniego wybrzeża Morza Śródziemnego. Zostanie ona zmieniona dopiero na początku drugiej połowy II wieku p.n.e. (po zdobyciu Kartaginy i Grecji) gdy zatriumfuje polityka katonowska - brutalnego podboju i eksploatacji zajętych ziem.




Tak więc Polibiusz wyjechał teraz do Hiszpanii wraz ze swym przyjacielem z Scypionem Emilianem i dotarli do Nowej Kartaginy (kartagińskiego miasta w południowo-wschodniej Hiszpanii, zajętego przez Publiusza Korneliusza Scypiona Afrykańskiego Starszego {notabene ojca człowieka, który adoptował Scypiona Emiliana do swego rodu} w roku 209 p.n.e.). Tam właśnie Scypion pokazał Polibiuszowi wielkie kopalnie srebra, w których pracowało 40 000 niewolników, przynosząc Rzymowi dziennie 25 tysięcy drachm czystego zysku. Następnie popłynęli do Słupów Herkulesa (Heraklesa - jak mówili Grecy, albo Melkarta - jak mówili Fenicjanie i Kartagińczycy) czyli Cieśniny Gibraltarskiej, po czym wylądowali w północnej Afryce. Następnie wrócili do Gades (dzisiejszy Kadyks), gdzie zobaczyli sławne źródło, którego poziom wody zmieniał się w zależności od przypływów i odpływów morza. Nadszedł oto rok 150 p.n.e. i prokonsul Marek Licyniusz Lukullus walczył w pobliżu Gades z Luzytanami i Turdetanami. Galbie też udało się zmasakrować Luzytan (których wcześniej podstępnie namówił do złożenia broni w celu prowadzenia rozmów na temat zakończenia walk). W tym czasie Polibiusz i Scypion Emilian pojechali do kraju Luzytan (dzisiejsza Portugalia) gdzie podziwiali usłane różami pola i niezwykłą obfitość tamtejszych drzew i krzewów rodzących wspaniałe owoce (swoją drogą odbywali swoistą podróż krajoznawczą, co bardzo przypomina wycieczkę w cieniu wojny). Poza tym Polibiusza w kraju Luzytan urzekło mnogość zwierząt hodowlanych, których nikt nie sprzedawał, gdyż takie ich było mnóstwo. Następnie obaj przyjaciele wyruszyli w drogę powrotną do Rzymu, z tym tylko że postanowili obrać dłuższą drogę lądową i pójść "drogą Hannibala", zamiast krótszej drogi morskiej. Przekraczając Pireneje, a szczególnie Alpy Polibiusz był urzeczony ich majestatyczną wielkością i stwierdził, że przy nich nawet największy grecki Olimp wypada mizernie. W alpejskich lasach Polibiusz poluje na po raz pierwszy widziane przez siebie łosie, następnie łowi ryby w jeziorach Galii Cisalpejskiej: Benacus (Lago do Garda), Larius (Lago do Como) i Verbamus (Lago Maggiore). W mijanych tawernach jedzenie (jak twierdzi sam Polibiusz) jest tak tanie, że nie ma sensu targować się o cenę. Jego zainteresowanie przyciągnęli również mieszkańcy tej krainy, których nazywa "Czerwonowłosymi olbrzymami", czyli Celtami, którzy dotąd sprawili Rzymianom wiele problemów. Wreszcie dociera do Rzymu, gdzie żegna się ze swym przyjacielem Scypionem Emilianem (który puszcza go tylko i wyłącznie pod warunkiem, że raz jeszcze wybiorą się na taką zachodnią eskapadę. Polibiusz zgadza się i odpływa ku Helladzie której nie widział już od 17 lat). 

A tymczasem w Grecji nie jest spokojnie. Powstał bowiem konflikt pomiędzy Związkiem Achajskim a Atenami, gdyż to właśnie miasto zajęło Oropos - rejon w północno-wschodniej Attyce, który zarówno Ateńczycy jak i Beoci uważali za część swego kraju. Strateg Związku Achajskiego - Menalcidas zostaje przekupiony przez mieszkańców Oropos, aby interweniował przeciwko Ateńczykom (150 r. p.n.e.), wyjdzie z tego potem niezły pasztet (😉). 

A tak na marginesie jeszcze dodam, że Polibiusz i Scypion Emilianus będąc w Massylii (czyli dzisiejszej Marsylii) dowiadują się od tamtejszych greckich mieszkańców i celtyckich przybyszy o istnieniu... Wysp brytyjskich.

Z innych ciekawostek - oto jeszcze w 151 r. p.n.e. na wniosek Publiusza Korneliusza Nazyki (znanego nam tutaj już jegomościa który występuje po raz któryś z kolei), rozebrano w Rzymie budowany od 154 r. p.n.e. teatr. Uznano bowiem że obiekt ten jest niepożyteczny i szkodliwy dla obyczajów publicznych. Nazyka choć należał do politycznych przeciwników Katona (szczególnie jeśli chodzi o politykę w stosunku do Kartaginy), to jednak w kwestii moralności szedł z nim ramię w ramię i również sprzeciwiał się wszelkim hellenistycznym nowinkom, jakie tylko pojawiały się w mieście Romulusa. W każdym razie na rozebraniu teatru cierpi lud, gdyż mieszkańcy Rzymu wciąż muszą oglądać przedstawienia teatralne stojąc.




CDN.

niedziela, 28 kwietnia 2024

ZABAWNE SCENY Z POLSKICH FILMÓW I SERIALI - Cz. XXXII

Z WIZYTĄ W KRÓLOWYM MOŚCIE


DZIŚ KILKA ZABAWNYCH FRAGMENTÓW Z FILMU JACKA BROMSKIEGO pt.: "U PANA BOGA W OGRÓDKU" ZAPRASZAM.



Film Jacka Bromskiego z 2007 r. pod tytułem "U Pana Boga w ogródku" jest kontynuacją filmu tego samego reżysera z 1998 r. pt.: "U Pana Boga za miedzą". Opowiada on historię młodego policjanta, który zostaje zesłany do jednej z podlaskich miejscowości o nazwie Królowy Most. Tutaj czas płynie inaczej, wolniej, spokojniej. Ludzie też mają zupełnie inne problemy niż w dużym mieście. Zostaje tu również przywieziony przez Centralne Biuro Śledcze skruszony gangster o nazwisku Józef Czapla (w tej roli nieżyjący już Emilian Kamiński), który na mocy programu ochrony świadków otrzymuje nowe życie i nowe nazwisko - Jerzy Bocian. Powoduje to szereg zabawnych problemów która ostatecznie kończą się happy endem.



























0:11 - "Od razu po szkole go do mnie przysłali, do terminu - Terminator" 🥴

0:37 - "Chcę ja u nas na komisariacie założyć wydział zabójstw"

"To tu są jakieś zabójstwa?"

"Jeszcze by tylko tego brakowało" 🤭

0:50 - "To ksiądz tutaj bimber pędzi, tak?" 😂

1:00 - "Żebym ja jego na mszy w niedzielę zobaczył!"

"Kogo proszę księdza?"

"Jego, jego samego, co ludzkiej mowy nie rozumie - tak?" 😄

1:05 - "Chyba pan po tym raczej nie wsiądzie do samochodu, co?"

"Zobaczę, piechotę raczej nie będę szedł po pijaku" 😭👍

(Niesamowity Emilian Kamiński)

1:12 - "Skoro pan żonaty, życie już pana ukarało"

1:15 - (Ksiądz złapany na rowerze za przekroczenie prędkości) "75 km. na godzinę ja jechał? To ten grat tyle wyciąga?" 😀

1:23 - "Ty ciemna, on ciemny, a wszystkie wasze dzieci blondyny" 😉





Policjanci "podrasowali" miernik prędkości żeby zawsze pokazywał 120 km/h


"O proszę, kobieta za kierownicą od razu kłopoty"

0:50 - "Adaś, gazu! Aparatkę nam zabrała" 🤣😂😭





"Byłam w kościele kilka razy i słyszałam co co też ksiądz wygaduje"

"A co ja takiego wygaduję?"

"A nic tylko tradycyjne wartości, co my tu z dziada, pradziada wiemy i to jest dobre, a to co nowe - podejrzane. A świat tymczasem do przodu pędzi, tylko tego ksiądz nie uczy"

"Do przodu - tak?! Wiadomo że świat dokąd idzie, ale czy do przodu? A może do tyłu, albo w bok? To nie lepiej rozsądnie poczekać i przekonać się czy to jest dobry kierunek, a nie iść, byle się poruszać, jak jakie takie barany, wpakować się w pułapke moralne..." 👍👍👍





Zabawny moment jest również wówczas, gdy policjanci z drogówki w Królowym Moście zatrzymują przyjeżdżającego tam Józefa Czaplę, znanego teraz jako Jerzy Bocian (czyli Emiliana Kamińskiego) byłego gangstera, który zeznaje w procesie przeciwko mafii i otrzymał nowe życie na mocy programu ochrony świadków. O to komiczny dialog policjantów i Bociana 😉:


"Dobry. Czy zdaje pan sobie sprawę z jaką szybkością pan jechał?"

"No, ciekawe"

"220 km/h"

"Niezły wynik. Nie wiedziałem że ta fura tyle wyciąga"

"Będę musiał obejrzeć pana dokumenty. Prawo jazdy proszę!"

"Nie mam kochany, dopiero będę zdawał na prawko. Egzamin mam za dwa tygodnie, więc teraz trochę ćwiczę" 😂

"Co tam jest Rysiu?" (Pyta drugi policjant)

"Chodź no tu, facet prawo jazdy nie ma. Dowód rejestracyjny!"

"W domu zostawiłem, żeby po pijaku nie zgubić" 😭

"A ten samochód to w ogóle pana? Jaki numer rejestracyjny ma?"

"Zabij, nie wiem"

"Numeru własnego samochodu nie pamięta?!"

"A co, ja do niego dzwonię?" 👍😂

"Wysiadać i ręce na maskę!"

"Człowieku, człowieku bądź rozsądny. Jak ja wysiądę jak ja się ledwo trzymam na nogach. Kierownicy nie mogę puścić" 

"Wysiadasz, czy mam ci pomóc?!"

"Ręce opadają" 


(Po czym Bocian odjeżdża, zostawiając zdziwionych policjantów)






PAMIĘCI EMILIANA KAMIŃSKIEGO 







sobota, 27 kwietnia 2024

WALKA Z KOMUNISTAMI W PRZEDWOJENNEJ POLSCE - Cz. X

CZYLI GDZIE CHOWAŁY SIĘ "SZCZURY"





KOMUNISTYCZNA PARTIA POLSKI
(CZYLI DZIAŁALNOŚĆ SOWIECKIEJ EKSPOZYTURY W POLSCE)
Cz. X


 15 marca 1923 r. Konferencja Ambasadorów Rady Ligii Narodów ostatecznie uznała wschodnią granicę Rzeczpospolitej na odcinku z Rosją sowiecką i z Litwą. Było to ostateczne dopełnienie naszych starań o odzyskanie dawnych polskich ziem na Wschodzie. Było to też ostateczne pogrzebanie traktatów rozbiorowych i chociaż tereny które wytyczone zostały w traktacie ryskim z marca 1921 r. nie odpowiadały realnie polskiemu osadnictwu na Wschodzie (sięgało ono bowiem znacznie dalej), to jednak można z całą pewnością stwierdzić, że dopełniła się wówczas dziejowa sprawiedliwość - Rzeczypospolita Polska wracała na swe odwieczne ziemie. Był to również wielki triumf rządu gen. Władysława Sikorskiego, który już 16 marca w Sejmie stwierdził: "Uchwała stanowi uwieńczenie dzieła wskrzeszenia Polski niepodległej (...) stwierdza fakty, dobrze Polakom znane i sercu polskiemu tak drogie, bo polską krwią okupione, stwierdza, że polskie Wilno, dwukrotnie wysiłkiem naszego żołnierza wyrwane barbarzyństwu, także i ze stanowiska międzynarodowego należy odtąd na zawsze do Macierzy - stwierdza, że obroniony piersiami własnych synów prastary polski Lwów wraz z Małopolską Wschodnią, dzielić będzie z państwem polskim na wieki wieków dolę i rozkwit". Wkrótce potem skomponowano piosenkę, której słowa brzmiały: "Nie damy morza ani Pomorza, skoro wróciła je ręka Boża, nie damy Śląska bo to piastowska ziemia ojcowska, nie damy Wilna nie damy Lwowa, bo to też nasza scheda ojcowa. Nie chcem cudzego, nie damy swego!" Amen.




A tymczasem kotłuje się na Zachodzie. 13 lutego zachodnia granica celna Rzeszy, zostaje przesunięta na wschodnią granicę okupowanego przez Francję i Belgię Zagłębia Ruhry. Wcześniej zaś, 24 stycznia za odmowę dostarczenia węgla do Francji, właściciel kopalni Fritz Thyssen zostaje skazany przez francuski sąd wojskowy w Moguncji na wysoką karę finansową. Bierny opór społeczeństwa niemieckiego w Zagłębiu Ruhry i w całej Nadrenii postępuje, Francuzi i Belgowie nie mają więc z owej okupacji (która rozpoczęła się 11 stycznia 1923 r., 15 stycznia Francuzi zajęli Bochum, Witten, Recklinghausen i Dortmund, a 4 lutego Offenburg i Appenweier) zbyt wiele pożytku. Sytuacja zaognia się z każdym kolejnym tygodniem i 20 lutego dowódca francuskich wojsk okupacyjnych w Zagłębiu Ruhry, wydaje zakaz wjazdu i pobytu na teren Zagłębia członków rządu niemieckiego, a 1 marca Francuzi grożą karą śmierci każdemu Niemcowi, który dokona aktów sabotażu, lub będzie kontynuował bierny opór w transporcie kolejowym. Premier Rajmond Poincaré jest głodny sukcesu, a poza tym chce złamać upór Niemców w Zagłębiu i zmusić ich do wypłat zaległych reparacji, których Francja bardzo potrzebuje. Władze niemieckie odpowiadają jednak równie konfrontacyjnym tonem. 3 marca prezydent Rzeszy - Friedrich Ebert podpisuje dekret o szpiegostwie, na mocy którego każda współpraca z francuskimi i belgijskimi siłami okupacyjnymi w Zagłębiu Ruhry będzie karana długoletnim więzieniem. Sytuacja się zaognia jeszcze bardziej, gdy tego samego dnia wojska francuskie okupują warsztaty kolejowe w Darmstadt i obiekty portowe w Karlsruhe.




18 marca w Moskwie zostaje utworzona Międzynarodowa Organizacja Pomocy Rewolucjonistom, zwana również (szczególnie w Polsce) "Czerwoną Pomocą". Pierwszym przewodniczącym MOPR został Julian Marchlewski. Pamiętam te filmowe hasła takich prl-owskich "dzieł" z lat 50-tych, jak "Żołnierz Zwycięstwa" czy "Pod gwiazdą frygijską", gdzie padały hasła: "Towarzysze! nie dawać na kopiec Piłsudskiego, wszyscy dajemy na więźniów politycznych, na Czerwoną Pomoc" itd. itp.

W dniach 21-26 marca 1923 r. odbył się w Moskwie pokazowy proces arcybiskupa sufragana mohylowskiego - Jana Cieplaka i 14 innych księży katolickich (Polaków). Arcybiskup Cieplak i prałat Konstanty Budkiewicz zostali skazani na karę śmierci, a pozostali księża na długoletnie więzienie na Wyspach Sołowieckich. Oczywiście zarzuty były takie same jak zawsze, szpiegostwo na korzyści Polski, podburzanie do kontrrewolucji i tym podobne. W sprawie Cieplaka i Budkiewicza interweniował rząd Rzeczypospolitej. Premier Władysław Sikorski osobiście zajął się tą sprawą i ostatecznie doprowadził do zmiany wyroku na arcybiskupa, którego wyrok został teraz zamieniony na dożywotnie więzienie, jednak prałata Budkiewicza uratować się nie udało i został rozstrzelany przez Sowietów. Stanowisko rządu polskiego utrudniał również fakt, że owi skazani na śmierć kapłani byli obywatelami sowieckimi, a nie polskimi. Natomiast powoływanie się na zapisy traktatu ryskiego odnośnie mniejszości narodowych też były niebezpieczną praktyką, gdyż w drugą stronę pozwalały Sowietom na ingerencje w wewnętrzne sprawy Rzeczypospolitej

W ogóle antyreligijna paranoja w Związku Sowieckim nabiera wówczas rozpędu. Dla bolszewików bowiem religia była "opium dla mas" (a raczej konkurencją dla ich własnej religii totalnej kontroli, tyranii i mordu). Cerkwia prawosławna na terenach kontrolowanych przez bolszewików została rozwiązana już 20 stycznia 1918 r. a wielu duchownych stało się teraz ludźmi drugiej kategorii (wraz z kapitalistami, obszarnikami, kupcami, funkcjonariuszami dawnej carskiej policji, kryminalistami i "imbecylami" - jak głosiło sowieckie prawodawstwo). Wielu prawosławnych popów i księży katolickich zostało zabitych w czasie Rewolucji I Wojny Domowej, wielu innych trafiło do więzień i wciąż było prześladowanych po zwycięstwie bolszewików. Komuniści jednak zdawali sobie sprawę że nie wystarczy zabić paru księży, nie wystarczy rozwiązać Cerkwi, gdyż lud jest w dalszym ciągu przywiązany do religii. Należy więc "uświadamiać" ciemne masy, jakim niebezpieczeństwem i głupotą jest religijność oraz wiara w Boga. Symbole religijne oczywiście były wyszydzane lub niszczone w czasie Rewolucji, ale po jej zakończeniu sądzono, że okres prześladowań dobiegnie już końca - a przynajmniej mocno złagodnieje. Oczywiście ci którzy tak sądzili byli w błędzie, bowiem komuniści nie mogli pozwolić sobie na utrzymywanie konkurencyjnej ideologii (jak oni to określali) w państwie socjalistycznym. Już 6 stycznia 1923 r. odbyło się pierwsze komsomolskie Boże Narodzenie (Komsomoł to komunistyczny Związek Młodzieży). Wówczas to odbyła się karnawałowa parada studentów i młodzieży (z klasy robotniczej) przebranych za klaunów, którzy śpiewali "Międzynarodówkę" i palili wizerunki świętych oraz postaci biblijnych. Tym sposobem miano przekonać wiernych do porzucenia religii (🤭). Jednak taki pokaz spowodował tylko, że ludzie wierzący byli bardzo zniesmaczeni owym cyrkiem, a oburzenie było tak duże, że Komitet Centralny Partii bolszewickiej stwierdził, że kolejne komsomolskie Boże Narodzenie powinno już przebiegać inaczej, a młodzież skupiać się ma na wykładach, filmach i sztukach teatralnych pokazujących szkodliwość religii. Już wkrótce (bo w roku następnym - 1924) zacznie ukazywać się gazeta "Bezbożnik" i powstaną też kółka przyjaciół "Bezbożnika", złożone z czytelników i nowych "nawróconych" na bolszewizm ateistów.

Jednak sowiecka prasa oczywiście znacznie wcześniej podjęła się zdecydowanej walki z ciemnotą. Oto 15 maja 1923 r. "Moskiewska Prawda" zaprezentowała taki tekst: "Komitet Gubernatorski Iwanowo-Woźnieseńska Rosyjskiej Partii Komunistycznej poświęca wystarczającą uwagę propagandzie antyreligijnej. W ostatnim okresie prowadzono zakrojoną na szeroką skalę akcję antyreligijną, Odbywały się dysputy i wykłady, składano sprawozdania i referencje, w czym czynny udział brała Gubernatorska Administracja Edukacji Politycznej. Ale rezultaty nie zawsze były takie same: spory toczone w okręgach przemysłowych i między robotnikami dawały wspaniałe rezultaty, natomiast wśród chłopów i drobnej burżuazji rezultaty nie zawsze były pozytywne, a w niektórych przypadkach nawet negatywne. Duchowni rosyjscy, korzystając z prostoty audiencji, stosowali z bardzo dobrym skutkiem wszelkiego rodzaju zabiegi demagogiczne. Na przykład w Boniachalu podczas sporu, gdzie obecni byli chłopi, starsze kobiety i mężczyźni, duchowny wzruszył zgromadzenie do łez, narzekając na obecne i przeszłe prześladowania Kościoła. Wrażenie i efekt tego wzruszającego dyskursu były ogromne. Jest rzeczą oczywistą, że spory wśród prostych chłopów wzbudzą uczucia na korzyść Kościoła i papieży. Zdarzały się przypadki, gdy mówca nie mógł dokończyć swoich wniosków. Ale takie spory wywarły zupełnie inne wrażenie wśród robotników, a zwłaszcza wśród młodzieży. Publiczność stanęła całkowicie po stronie komunistów, a spory odniosły prawdziwy sukces we wszystkich fabrykach i w mieście. Wykłady cieszyły się większym powodzeniem wśród chłopów, nie mówiąc już o ludności miasta. To prawda, czasem słychać od starego chłopa: "Ale miejmy Boga, nie dotykajmy tego". Ale to wszystko. Stosunek do duchowieństwa staje się zdecydowanie niekorzystny. Środowiska antyreligijne Komitetu Gubernalnego wzięły pod uwagę te doświadczenia i zdecydowały się trzymać następujących metod: Każdy wykładowca musi przede wszystkim wziąć pod uwagę swoją publiczność, a sposób i treść sprawozdania lub wykładu musi być zgodna z odpowiednimi przepisami publiczność. Jest jeden sposób dla Czerwonej Gwardii i dla młodzieży; inne metody należy stosować wobec chłopów i robotników. Nie należy już prowadzić sporów pomiędzy prostymi chłopami i niewykształconymi klasami ludności, lecz poważne raporty i wykłady, nie raniąc uczuć religijnych słuchaczy. Świetne rezultaty dają antyreligijne wieczorne spotkania poświęcone Brunonowi, Galileuszowi i Kopernikowi. Spotkania takie organizował Komitet Związku Młodzieży i uczestniczyły w nich tysiące członków młodzieżowych kół robotniczo-chłopskich i Gwardii Czerwonej. Nie ma już wątpliwości, że młodzież wymknęła się ze sfery mistyfikacji religijnej i klerykalnej".

Czyli jak zwykle: starzy ludzie to ciemnota i zabobon, a młodzi to nowoczesność i przyszłość. Problem tylko polega na tym, że starych już trudniej do czegoś głupiego namówić, a młodych można kształtować od zera, jak czystą kartę i stąd ta propaganda która miała wbić klin między pokolenia (Hitler przecież też mówił, że najbardziej lubi "psy i dzieci" 🤪). Wszystkie reżimy totalitarne zawsze zaczynają od dzieci, bo tylko tak mogą zapewnić sobie fanatycznych zwolenników i oddanych żołnierzy. Jednak biorąc pod uwagę samą kwestię wiary, to muszę powiedzieć, że choć oczywiście szanuję ludzi którym wiara jest potrzebna i którzy muszą wierzyć, to jednak ja sam wiary już nie potrzebuję. Może zabrzmi to trochę cynicznie, może trochę pysznie, ale ja skupiam się na wiedzy, nie na wierze. Wiara (szczególnie ta wiara która jest w obecnych religiach na świecie) jest tak prymitywna, że na dłuższą metę trudno pogodzić ją z moją wrażliwością, aczkolwiek uważam że jest ona potrzebna, szczególnie biorąc pod uwagę korzenie na których wyrośliśmy i na których powinniśmy nadal chować nasze dzieci. Nie ma bowiem możliwości porzucić wiary religijnej i nagle stwierdzić że ateizm to jest ta droga, którą ja wybieram (choć oczywiście nie potępiam ateistów, każdy może sobie żyć jak chce, to nie ma żadnego znaczenia w co wierzysz, czy w co nie wierzysz, znaczenie ma tylko wiedza. Wiedza, że przyszliśmy tutaj w jakimś celu i wrócimy wcześniej czy później do Domu i że Świat do którego wrócimy jest tak niesamowicie cudowny, że brakuje nam słów aby choć w drobnej części próbować to opisać). Większość ludzi potrzebuje wiary, potrzebuję jej jak powietrza, bowiem nie jest w stanie pewnych rzeczy sobie uświadomić i przypomnieć (mnie akurat było to dane, i nie chodzi już tylko o to, że przypomniałem sobie poprzednie wcielenie - o czym wielokrotnie pisałem. Zapewne było to mi potrzebne do rozwoju tutaj, w tym życiu, inaczej nie zachowałbym tej pamięci). W każdym razie strach przed śmiercią powoduje to, że ludzie potrzebują wiary w Siłę Wyższą, nawet przedstawianej w tak prymitywny sposób, w jaki czynią tą religie na świecie. Nie chciałbym znów się powtarzać, ale warto rozmawiać z ludźmi i przekonywać ich, że pewne utarte schematy które tutaj zostały im wpojone do głów (jak choćby strach przed śmiercią) są głupotą (bez obrazy oczywiście). Śmierć tak naprawdę nie istnieje, jedyne co istnieje to My, a skoro My istniejemy bez początku i bez końca i jesteśmy częścią Bożej Miłości (a raczej częścią tej energii Bożej Miłości) to ta energia nie może cały czas być jednorodna i ona musi co jakiś czas się zmieniać. A wówczas następuje coś takiego jak śmierć, choć to jest tylko zmiana energetyczna - wyzwalamy się z pewnego materialnego obciążenia, które było nam potrzebne tutaj, aby się czegoś nauczyć i czegoś doświadczyć i tyle. Dlatego też nie myślmy sobie że Bóg jest tak bardzo niesprawiedliwy że odbiera dzieci które niczemu nie zawiniły, w młodym wieku, często w chorobie, w okropnych bólach, a innym (często ludziom o bardzo podejrzanej reputacji) daje długie życie i finansową wolność. To są tylko nasze karmiczne naleciałości, każdy zbiera to, co zasiał. A poza tym musimy się wciąż rozwijać i jeżeli dziecko umiera w wieku 6 lat (chodzi dla nas jest to tragedią - bo jest), to on wybrał sobie takie życie, on sam (widocznie takie właśnie życie było mu potrzebne, ani dłuższe, ani krótsze). Póki my uświadomimy sobie że jesteśmy częścią niesamowitego oceanu życia, które tutaj pulsuje i które potrzebuje tego świata materialnego po to, aby się kształcić i rozwijać, dopóki będziemy naprawdę potrzebowali ciemnych religijnych zaklęć, które będą nam wmawiać że jak oddamy pokłon temu Bogu to będzie dobrze, a tamtemu to będzie źle, a jak złożymy temu ofiarę (np. krwawą) to wtedy urośniemy w siłę i w ogóle osiągniemy wszelkie możliwe łaski. Jedyne co mamy sobie przypomnieć i do czego powinniśmy dążyć - to jest Miłość i to Miłość Boża, Bezinteresowna - choć rzeczywiście jest to cholernie trudne. Kończąc ten długi wykład nie na temat, zacytuję słowa papieża Jana Pawła II który często powtarzał: "Nie lękajcie się!" Ja bym dodał jeszcze: Nie lękajcie się! Istniejecie! Śmierci nie ma a jedynie po trudach nauki wracacie do Domu który jest niesamowite miejsce z którego najchętniej nigdy byśmy nie wyszli gdybyśmy nie musieli się kształcić. 




W Rosji sowieckiej w latach 20-tych wyraźnie zaznaczyła się przepaść pokoleniowa pomiędzy starszymi (rodzicami a szczególnie dziadkami, wychowanymi w innej rzeczywistości), a młodzieżą przesiąkniętą komunistyczną propagandą. W rodzinach pojawiał się dylemat, bo z jednej strony starano się wdrażać dzieciom stare tradycje i przekonania, z drugiej strony dzieci musiały być kształcone na dobrych komunistów, a do tego również przyczynić miało się wychowanie domowe - nie tylko szkolne i pozaszkolne. Jelena Bonner (wychowywana przez babcię, bo rodzice byli albo w pracy albo na masówkach partyjnych), wspominała po latach w swych pamiętnikach: "Istniał kolosalny spór co do naszego wychowania. Babcia przynosiła do domu książki ze Złotej Biblioteki Dziecięcej, rozmaite głupstwa, i mama z dezaprobatą
sznurowała usta, choć nigdy nie śmiała zwrócić babci uwagi. Mama dawała mi do
czytania inne książki, na przykład o Pawce Korczaginie którą przyniosła mi jeszcze w maszynopisie. Nie wiedziałam, które książki bardziej mi się podobają". Jelena pisała dalej: "Zawsze uważałam przyjaciół mamy i taty za ludzi mojego pokroju, a przyjaciół Batanii (babci) za obcych. W gruncie rzeczy już wtedy należałam do partii". Anatolij Gołowni (późniejszy operator filmowy) wspominał zaś, że jego mama - Lidija uczęszczała przed Rewolucją do szkoły panien z dobrych domów, mieszczącym się w petersburskim Instytucie Smolnym i przez całe życie miała maniery arystokratki, chodź ubierała się skromnie. Dbała ona również o to, aby dzieci jej syna były ochrzczone (uczyniła to bez wiedzy i zgody Anatolija), z wnukami chodziła do cerkwi i uczyła je religijnych obrzędów. Tak było w sporej części rosyjskich domów, ale rodzice dzieci najczęściej starali się aby wpływ babć i dziadków był jak najmniejszy na ich pociechy. Jeśli dziecko bowiem przyznałoby się do swojej wiary, mogło to mieć poważne konsekwencje dla kariery rodziców (a w okresie późniejszym również dla ich bezpieczeństwa). Jewginija Jewangułowa (urodzona w 1918 r.) wspominała zaś, że gdy babcia dała jej krzyżyk który nosiła na szyi pod ubraniem, i gdy koledzy w szkole się o tym dowiedzieli, to robili jej przykrości, krzycząc wszem i wobec "Patrzcie ona wierzy w Boga!". Wiele więc rosyjskich rodzin - by dalej praktykować swoją wiarę, w niedziele i święta paliło świece i modliło się do ikon (które następnie chowano do szuflad lub w inne zakamarki, aby tylko nie wydało się że są wierzący). 




Z takich ciekawostek warto też dodać, że w dniach 27-29 stycznia 1923 r. w Monachium (w Circus Krone) odbyła się pierwsza konferencja Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników - czyli kierowanej przez Adolfa Hitlera NSDAP. Założona 5 stycznia 1919 r przez Antona Drexlera Niemiecka Partia Robotników, do której jesienią 1919 r. przyłączył się Adolf Hitler - 24 lutego 1920 r podczas masowej imprezy w monachijskim Hofbraühaus - zmieniła nazwę na NSDAP. Doskonały mówca - Hitler (którego bano się utracić) wygrał walkę o przewodnictwo w partii i na walnym zgromadzeniu 29 lipca 1921 r. uzyskał władzę dyktatorską w partii.


"HITLER PRZEMAWIA"
MONACHIUM - CIRCUS KRONE
(27-29 stycznia 1923 r.)



20 marca 1923 r bawarskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych odrzuca wniosek Socialdemokratycznej Partii Niemiec (SPD) i Niemieckiej Partii Demokratycznej (DDP) o rozwiązanie Brygad Szturmowych SA. Hitler jak na razie skupia się głównie na Bawarii. Tutaj czuje się dobrze, tutaj jego ludzie zawierają kontakty z przedstawicielami wojska, policji a także częściowo rządu, i tutaj wreszcie czuje się w miarę bezpieczny, planując swój wielki zamach. W tych latach bowiem Hitler brzydził się parlamentaryzmem i planował zdobycie władzy w sposób siłowy. Dopiero później dojdzie do wniosku, że równie dobrze władzę może zdobyć w sposób parlamentarny - i tak też się stanie.

Tymczasem w Prusach, minister spraw wewnętrznych tego kraju - Carl Severing (z SPD), obawiając się próby zamachu stanu, której dokonać miała prawicowa Niemiecka Partia Wolności Narodowej (DVFT), 22 marca nakazuje zakaz działalności tej partii.

31 marca zaś w Zagłębiu Ruhry dochodzi do rozlewu krwi, gdy francuscy żołnierze zabijają 13 niemieckich robotników z zakładów Kruppa w Essen, którzy protestują przeciwko konfiskacie samochodów należących do fabryki. Europa krótko żyje tym wydarzeniem (choć początkowo europejskie gazety - szczególnie brytyjskie - wypowiadają się dosyć ostro na temat francuskiego okrucieństwa). Natomiast 7 kwietnia również w Essen francuska żandarmeria aresztowała byłego żołnierza Freikorpsu - 28-letniego Alberta Leo Schlagetera, oskarżonego o udział w ataku na linię kolejową Dortmund-Duisburg (i tym samym zapobieżenie transportowi węgla do Francji). Schlageter już w 1914 r. na początku I Wojny Światowej zgłosił się na ochotnika do Armii (do 76 Pułku Artylerii Polowej), a w 1918 r został odznaczony Krzyżem Żelaznym I klasy. W latach 1919-1920 wstąpił do Freikorpsu, a następnie wyjechał do Prus Wschodnich gdzie pracował jako robotnik rolny. W styczniu 1921 r. wyjeżdża na Górny Śląsk, gdzie w maju-lipcu tego roku bierze udział w walkach z polskimi powstańcami na Górnym Śląsku. W 1922 r. zapisuje się do NSDAP i w styczniu 1923 r. bierze udział w pierwszym zjeździe tej partii w Monachium. Potem wyjeżdża do Nadrenii gdzie dokonuje kilku aktów sabotażu. 7 kwietnia zostaje aresztowany przez Francuzów, a miesiąc później francuski sąd wojskowy skazuje go na śmierć. Wyrok zostaje wykonany 26 maja 1923 r. w Dusseldorfie. Od tej pory Schlageter staje się jednym z męczenników ruchu narodowosocjalistycznego. Akty sabotażu w Nadrenii jednak nie ustają. Tego samego 7 kwietnia (gdy aresztowano Schlagetera), dokonany został akt sabotażu na kanale Ren-Herne, co znacznie utrudniło wydobycie dużych ilości węgla przez Francuzów.

10 kwietnia w berlińskim Reichstagu (z udziałem prezydenta Rzeszy Friedricha Eberta) odbyło się nabożeństwo żałobne za robotników rozstrzelanych w Essen. Problem jednak pozostał i doskwiera on zarówno Niemcom jak i Francuzom, którzy niewiele osiągnęli po zajęciu Zagłębia Ruhry. Rząd niemiecki zaś ma o tyle problem, że musi rekompensować straty przedsiębiorcom, których namawia do stosowania biernego oporu wobec wojsk francuskich, a co za tym idzie, ponoszą oni straty finansowe z tego tytułu. W takiej sytuacji - aby sprostać wypłatom odszkodowań dla przedsiębiorców z Nadrenii - rząd drukuje coraz więcej pieniędzy, co jeszcze bardziej napędza już tak szalejącą hiperinflację. Ktoś będzie musiał ustąpić w sprawie tego konfliktu, pytanie tylko kto będzie pierwszy?

Ale żeby nie było nam tak różowo, przenieśmy się teraz do naszego Sejmu i przyjrzyjmy się wypowiedzią jakie padają z trybuny sejmowej. Otóż w kierunku Witosa i Dąbskiego padają takie epitety: "Bandyto! Nie parobkuj! Kulka w łeb! Jak wam zęby wybiją, będziecie inaczej patrzeć! Cicho, fornalu! Taki kretyn był prezydentem ministrów! Był pan lalką, pociąganą za czerwony sznurek z Belwederu! Marionetka belwederska! Oszukujecie cały świat! Fałszujecie Konstytucję, wszystko fałszujecie! Wariat wyrabia sceny!" itp. Konstanty Ildefons Gałczyński dodaje do tego jeszcze taki oto wierszyk: "Skumbrie w tomacie, skumbrie w tomacie! Chcieliście Polski, no to ją macie!" I dzięki Bogu, bowiem jaka by Ona nie była - jest święta i jest Nasza.




CDN.

NIEZNANE OBLICZE NAZISTOWSKICH NIEMIEC

CIEKAWA FILMOGRAFIA Z CZASÓW

 III RZESZY



ZAPRASZAM DO OBEJRZENIA CIEKAWYCH MATERIAŁÓW FILMOWYCH Z CZASÓW NAZISTOWSKIEJ III RZESZY, NAKRĘCONYCH PRZEZ FILMOWCÓW AMATORÓW. SĄ TO NAJCZĘŚCIEJ UJĘCIA PRYWATNE, ŚLUBY, PRZYJĘCIA RODZINNE WAKACJE etc. etc. PIĘKNA IDYLLA UCHWYCONA WOKÓŁ DZIEJĄCEGO SIĘ DOKOŁA PIEKŁA 




czwartek, 25 kwietnia 2024

HISTORIA ŻYCIA WSZECHŚWIATA - WSZELKIEJ CYWILIZACJI - Cz. CLXXXI

TWÓRCY EUROPEJSKICH CYWILIZACJI SŁOWIANIE I CELTOWIE





PIERWSZE EUROPEJSKIE CYWILIZACJE

SŁOWIANIE

(POD SKRZYDŁAMI ASYRII - UPADEK IZRAELA)

(ok. 738 r. p.n.e. - ok. 635 r. p.n.e.)

Cz. I







FILISTEA
PONOWNIE ODRODZENIE
(738 r. p.n.e. - ok. 635 r. p.n.e.)
Cz. I






DEWARIM
(738 r p.n.e. - 586 r p.n.e.)
Cz. III



 Od czasu zwycięstwa nad Urartyjczykami pod Kummuch (ok. 742 r. p.n.e.) i haniebnej ucieczki Sarduriego III do Tuszpy, król Asyrii Tiglat-Pilesar III stał się najpotężniejszym władcą Bliskiego Wschodu. W 740 r. p.n.e. zdobył Arpad. W latach 739-738 p.n.e. zhołdował miasta Felicji i północno-zachodniej Syrii i wreszcie w roku 738 p.n.e. wtargnął na ziemie Izraela, którym wówczas władał król Pekach (który w 741 r. p.n.e. obalił króla Pekachiasza syna Menachema, który sam przejął władzę w wyniku zamachu stanu w 753 r. p.n.e.). Zdobył Tiglat-Pilesar wówczas wiele izraelskich miast (jak twierdzi Druga Księga Królewska, zajął Ijjjon, Abel-Bet-Maaka, Janoach, Kadesz, Chasor, Gilead i cały kraj Naftalego), a ludność z tych terenów przesiedlił w głąb Asyrii. Tiglat-Pilesar spędził w Syrii i Palestynie kilka kolejnych lat, tak, że kazał zbudować dla siebie pałac w Hadatu (między Karkemisz a Harranem). W roku 737 p.n.e. przeniósł się jednak na Wschód i po przejściu gór Zagros wkroczył na ziemie medyjskie. Wyprawa do Medii była podyktowana zapewne chęcią zdobycia wyśmienitych medyjskich koni dla rozrastającej się jazdy asyryjskiej (notabene stworzenie mobilnych oddziałów jazdy spowodowało iż armia asyryjska zyskiwała znacznie nad nieposiadającymi takich oddziałów przeciwnikami, a poza tym Asyryjczycy w tym okresie na szeroką skalę zaczęli używać broni z żelaza, zastępując nim dotychczasowe wyroby z brązu). Kampania medyjska została powtórzona raz jeszcze w roku 736 p.n.e., zaś rok później Tiglat-Pilesar III postanowił ostatecznie rozprawić się z Królestwem Urartu, które jego przodkom napsuło tyle krwi i stanowiło realne zagrożenie istnienia państwa asyryjskiego. Udało mu się podejść pod samą stolicę Tuszpę, którą obległ, ale oblężenie tej twierdzy w warunkach górskich musiało potrwać, natomiast już wiosną 734 r. p.n.e. do władcy Asyryjczyków przybył poseł od króla Judy - Achaza z prośbą o pomoc i wsparcie. Juda bowiem została zaatakowana wówczas z trzech stron, przez koalicję anty-asyryjskich krajów: Edomu (od południowego-wschodu), Izraela i Damaszku (od północy) i Filistei (od zachodu) która zapragnęła odzyskać swoje wcześniejsze (sprzed inwazji faraona Szeszonka w 925 r. p.n.e.) polityczno-militarne przewodnictwo nad całą Palestyną.

Warto jednak się zastanowić, które miasta po stronie filistyńskiej wzięły udział w tej inwazji, biorąc pod uwagę archeologiczny wykaz miast filistyńskich i ich rozwoju lub regresu w poszczególnych wiekach. Otóż bez wątpienia największy skok cywilizacyjny w VIII wieku p.n.e osiągnęło filistyńskie miasto Aszdod (leżące w Dolinie Sefata, oczywiście w Kraju Nadmorskim). Skok bowiem jest niesamowity w porównaniu z wiekiem wcześniejszym (gdy miasto to zajmowało zaledwie 7 hektarów). W VIII bowiem wieku p.n.e. Aszdod zajmowało już teren 30 hektarów i prawdopodobnie było najsilniejszym miastem odrodzonej Filistei. Piszę "prawdopodobnie", bowiem nie posiadam niestety żadnych wykazów co do rozwoju miasta Aszkelon (a ostatnie które posiadam są z XII wieku p.n.e.), więc trudno mi powiedzieć jak to miasto rozwijało się w kolejnych stuleciach. Należy jednak założyć że Aszkelon (leżący bezpośrednio nad Morzem Śródziemnym, zwanym wówczas Wielkim Morzem), był jednym z kluczowych motorów rozwoju Filistei w epoce odrodzenia (handel zewnętrzny szedł bowiem głównie przez porty). Ekron zaś co prawda w VIII wieku wciąż był jeszcze małym miastem (zajmującym obszar 4 hektarów), ale radykalnie zmieni się to już w wieku VII p.n.e. gdy miasto to wzrośnie aż... sześciokrotnie i stanie się wówczas najsilniejszym grodem Filistei (całkowicie też podporządkuje sobie gospodarczo Judę - szczególnie zaś handel oliwką będzie odbywał się tylko przez Ekron, przynosząc tamtejszym serenom olbrzymie dochody). Miasto Gat zaś po inwazji Szeszonka nie wróciło już nigdy do dawnej świetności i pozostało małym miasteczkiem pod kontrolą Aszdod, obejmującym obszar 1 hektara. Biorąc pod uwagę owe wytyczne, należy stwierdzić z dużą dawką prawdopodobieństwa, że w inwazji na Judę w owym 734 r. p.n.e. brali udział serenowie z Aszdod, Ekronu i zapewne Aszkelonu. Co się zaś tyczy samych serenów (czyli władców), to w Aszkelonie panował wówczas król Mitinti, w Ekronie król Jair, w Gazie zaś Hanon, natomiast w Aszdod... dokładnie nie wiadomo (🥴).




Teraz zagrożony z trzech stron jednocześnie król Judy Achaz, poprosił asyryjskiego władcę Tiglat-Pilesara III o pomoc, jednocześnie składając mu hołd jako jego lennik. W liście który wysłał do "Pana z Kalchu", było zapisane: "Jestem twoim sługą i twoim synem. Przyjdź i wybaw mnie z ręki króla Aramu i z ręki króla izraelskiego, którzy stanęli przeciwko mnie". Achaz ograbił również Świątynię Jerozolimską (i dużą część swego pałacu), aby owym złotem przekonać Tiglat-Pilesara do szczerości swych słów i do interwencji. Jednak zwrócenie się Achaza do władcy obcego mocarstwa, zostało bardzo źle przyjęte przez proroka Izajasza (o którym to pisałem w poprzedniej części), ten zaś zaledwie 30-letni prorok, stanął przed władcą Judy i wygarnął mu w twarz, że jego działanie jest nie tylko karygodnym błędem (a wręcz głupotą, gdyż ściąganie obcych wojsk to własnego kraju niczym innym być nie może), ale przede wszystkim stanowi karygodny brak zaufania w siłę i potęgę Jahwe. Achaz więc zgrzeszył pychą i niewiarą. Poza tym Izajasz miał do króla wiele innych zarzutów, przede wszystkim oskarżył go o to, że składał ofiary w sanktuariach poza Jerozolimą (innymi słowy, w sanktuariach pogańskich bożków), jak również że nakazał przebudowę Świątyni, dodając tam wiele elementów aramejskich - czyli w rozumieniu Izajasza pogańskich (zlikwidował np. "umywalnię" świątynną i przebudował krytą halę sabatową). Największą jednak uwagę, jaką Izajasz miał dla króla haza, to wzięcie przez niego udziału w ofierze typu molk, czyli innymi słowy poświęcenie własnego dziecka w starodawnym kananejskim rycie, związanym z oddawaniem czci Baalowi (a wcześniej zapewne Molochowi). Polegało to na zabiciu, a raczej spaleniu pierworodnego syna (najczęściej syna, córki zabijano w ten sposób bardzo rzadko chociaż też się zdarzało. Zabicie syna bowiem miało przynieść ojcu boże wsparcie i siłę - ☹️). Praktyki typu molk nie były stosowane w Palestynie od czasów zjednoczonego Królestwa, czyli od Dawida i Salomona, ale pod wpływem dawnych kultów i uleganiu modzie na wierzenia armejskie, fenickie, syryjskie czy kananejskie, ta okrutna praktyka zamordowania własnego dziecka na ołtarzu boga również czasem się pojawiała. O tym że Achaz również wziął w niej udział, mówi nam Druga Księga Królewska.




Nim jednak przybyło wsparcie asyryjskie, armie koalicji rozpoczęły marsz na Judę (734 r. p.n.e.). Pierwsza faza wojny zakończyła się dla Achaza klęską, Edom opanował obszar zwany Ecjon-Gewer, władcy Izraela (Pekach) i Damaszku (Recin) zadali Judejczykom ciężką klęskę pod Anatot i zagrozili samej Jerozolimie, natomiast królowie miast-państw Filistei dokonali prawdziwego spustoszenia, zajmując Bet-Szemesz, Ajjalon, Gederot i Socho a także Timnę i Gimzo, zajmując tym samym całą zachodnią Judeę (i osiedlając tam swoich pobratymców). Sytuacja Achaza była tragiczna. Armie koalicji zmierzały ku Jerozolimie, a pomoc asyryjska nie nadchodziła. Tiglat-Pilesar oczywiście zamierzał interweniować w Palestynie, ale niestety - choć nie udało mu się zdobyć Tuszpy, to jednak - jego uwaga została zajęta innym problemem który wówczas się pojawił, a mianowicie w Babilonią. W owym 734 r. p.n.e. po czternastu latach panowania zmarł król Babelu - Nabonasir. Jego rządy gwarantowały utrzymanie wpływów asyryjskich na południu i póki on był królem Babilonu w podległym Asyrii kraju panował spokój porządek (było to ważne, biorąc pod uwagę fakt, że Tiglat-Pilesar toczył wiele wojen zarówno na zachodzie jak i na północny i na wschodzie, zatem utrzymanie spokoju na południu było bardzo potrzebne). Teraz na tron Babelu wstąpił syn zmarłego władcy - Nabunadinzeri, który od razu musiał zmierzyć się z silną chaldejską opozycją. Kraj Nadmorski bowiem (czyli ujście Eufratu i Tygrysu do Zatoki Perskiej) od dawna bowiem kontrolowali Chaldejczycy, a szczególnie plemię Bit-Ammukani. Przywódcą ich był niejaki Ukinzer, który postanowił teraz zawładnąć samym Babilonem. Nabunadinzeri musiał więc mierzyć się z najazdem chaldyjskim na swoją stolicę, a to oznaczało poważne niebezpieczeństwo utrzymania asyryjskich wpływów na południu, co też spowodowało że Tiglat-Pilesar III musiał na razie odłożyć planowaną inwazję na Palestynę. Oferując swą pomoc królowi Babelu Tiglat-Pilesar spotkał się jednak z odmową, gdyż Nabunadinzeri - pragnąc wykazać się jako nowy, silny król przed swym ludem - stwierdził, że sam jest w stanie utrzymać miasto i region pod swoją kontrolą i pokona Chaldejczyków. I rzeczywiście, początkowo wojska babilońskie nie dopuściły Chaldejczyków do stolicy, ale nim uświadomił sobie to sam Tiglat-Pilesar i nim wyruszył na zachód, minęło niezwykle istotnych kilka miesięcy. 




Co prawda armie koalicji podeszły pod Jerozolimę, ale jej nie zdobyły i zawróciły, mimo to kraj Judy był mocno zniszczony i osłabiony (szczególnie na zachodzie i południu, gdzie grasowali Filistyni oraz Edomici). Achaz nie miał sił aby móc realnie z nimi walczyć i praktycznie nie opuszczał Jerozolimy. Wreszcie z początkiem 733 r. p.n.e., gdy Tiglat-Pilesar - zapewniony przez Nabunadinzeri że tamten poradzi sobie w walce z Chaldejczykami - wyruszył przeciwko siłom koalicji, Achaz mógł wreszcie odetchnąć. "Pan z Kalchu" spadł teraz jak lew na bezbronną gazelę, na Damaszek. Miasto to było jednak bardzo dobrze obwarowane i potężne, dlatego też nie obawiało się upadku. Oczywiście król Recin zdążył wcześniej wrócić z wyprawy judzkiej do Damaszku i przygotować miasto do obrony, ale Tiglat-Pilesar był zdeterminowany aby ostatecznie podporządkować sobie cały ten region - zarówno Aram, jak Izrael, judę i Filisteę. Poza tym Asyryjczycy byli mistrzami w zdobywaniu miast (w końcu aby zapanować nad wieloma ludami, należało nie tylko pobić ich w polu, ale również zdobyć ich stolicę, a do tego potrzebni byli znakomici inżynierowie oraz machiny oblężnicze). Akurat posiadali oni znakomitą służbę inżynieryjną, szczególnie po reformach wojskowych Tiglat-Pilesara ( wcześniej bowiem oblężenie miast starano się zakończyć jak najszybciej, gdyż armia poborowa musiała wrócić do swoich domów, a przedłużająca się walka powodowała tylko to, że armia zamiast łupów zabierze ze sobą jedynie rannych i zabitych towarzyszy. Zmieniło się to z chwilą, gdy Tiglat-Pilesar III wprowadził armię zawodową, uzupełnianą jedynie armią z poboru). Tak więc, chodź oblężenie Damaszku trwało ponad rok, ostatecznie miasto zostało zdobyte przez Asyryjczyków (po raz pierwszy udało im się zdobyć Damaszek, wcześniej bowiem co prawda bijali Aramejczyków w polu, ale miasta tego nigdy nie udało im się zdobyć). Król Recin został nabity na pal, jego harem stał się własnością Tiglat-Pilesara, a miasto zostało doszczętnie złupione (ludność deportowano w inne regiony Imperium asyryjskiego, natomiast do Damaszku sprowadzono ludność z terenów już podporządkowanych Asyryjczykom). Było to niesamowite zwycięstwo, które otwierało Asyryjczykom drogę do Izraela i dalej do Jerozolimy. Po upadku Damaszku owa anty-asyryjska koalicja się rozpadła. Izrael został spustoszony, król Pekach obalony i zabity (732 r. p.n.e.), a na jego miejsce Tiglat-Pilesar wprowadził Ozeasza, który oczywiście musiał złożyć mu hołd lenny i opłacić złotem swoje wyniesienie. Królowi z Kalchu było jednak mało. Ruszył do Jerozolimy i tam przyjął również hołd lenny od Achaza. Następnie skierował się przeciw Filistei.




Początkowo Filistyni podjęli się obrony przed asyryjskim atakiem, ale potem dojdą do wniosku że znacznie łatwiej będzie im budować swoją siłę regionalną w oparciu o asyryjską potęgę i rzeczywiście, póki byli pod ochroną Asyryjczyków ich siła rosła kosztem Judei. Zmieniło się to dopiero z chwilą, gdy Asyria osłabła, a władcy Judei złożyli hołd Egiptowi, który postanowił rozprawić się z Filistynami. Ale stanie się to dopiero w sto lat później, więc na razie ten okres nas nie interesuje. Pierwszą ofiarą gniewu Tiglat-Pilesara stał się teraz Ekron (który posiadał doskonałe, podwójne umocnienia - Górnego i Dolnego Miasta). Miasto zostało zdobyte, król Jair zabity, a na jego miejsce jako swego lennika "Pan z Kalchu" wprowadził niejakiego Adę. Podobnie było w Aszdod, gdzie Azuriego zastąpił Ahimti, w Aszkelonie Mitintiego - Rukibti. Nowi władcy uznali teraz że walka z taką potęgą jaką są Asyryjczycy, jest głupotą. Lepiej bowiem budować swoją własną siłę pod skrzydłami Asyrii i rzeczywiście, tak też się stanie, a kolejny wiek będzie wiekiem Filistei wspieranej przez władców Assuru. Zwycięski Tiglat-Pilesar mógł mieć teraz powód do dumy, osiągnął bowiem to, czego nie udało się jego przodkom. Zdobył Damaszek i podporządkował sobie Syrię, Fenicję i Palestynę (łącznie z takimi krajami jak Amon czy Edom). Był więc zwycięzcą, ale czy na pewno? Otóż nie, bowiem wówczas gdy osiągnął na Zachodzie wszystko co mógł, przyszła doń informacja katastrofalna. Butny i pewny siebie król Babelu - Nabunadinzeri, syn Nabonasira już nie żył, został zabity przez zwycięskich Chaldyjczyków, a jego głowę Ukinzer wystawił przed bramą Isztar dla przestrogi i pośmiewiska. Jak to się jednak stało, że "Wrota Boga" (jak zwano Babilon), zdobyty został przez koczowniczych Chaldyjczyków, lud, który życie w mieście przedkładał nad życie w namiocie? Jak to się stało że Chaldejczycy zawładnęli tak potężnym, mającym grube i solidne mury miastem? Na to pytanie Tiglat-Pilesar nie znajdował odpowiedzi. Wiedział jednak że będzie musiał ponownie interweniować na Południu, gdyż w przeciwnym razie wierne mu plemiona przyłączą się do Chaldejczyków a on utraci kontrolę nad najważniejszą częścią swego imperium - żyzną Babilonią.




CDN.

środa, 24 kwietnia 2024

WU ZETIAN... Cz. II

PIERWSZA I JEDYNA KOBIETA NA

CHIŃSKIM TRONIE IMPERIALNYM





CHINY HAN
Cz. II





 Wszystkie imperia upadają nie pod ciosami obcych najeźdźców, którzy przybywają aby zawładnąć ziemiami dotąd kontrolowanymi przez daną wielką cywilizację, ale w wyniku wewnętrznej niemocy i wewnętrznego rozkładu społeczno-polityczno-moralnego. Tak działo się ze wszystkimi wielkimi cywilizacjami i imperiami, począwszy od Imperium perskich Achemenidów, oraz hellenistycznych królestw, powstałych po rozpadzie Imperium Aleksandra Wielkiego, skończywszy na Imperium Rzymskim, Bizantyjskim, Cesarstwie Karolingów i wielu innych tego typu przykładach. Siły zewnętrzne, które atakowały te wielkie cywilizacje, były jedynie wisienką u tortu, były zwieńczeniem panującego wcześniej w tych państwach upadku społeczno-politycznego i związanego z nim rozkładu struktur wspólnotowych. Taka sama sytuacja wystąpiła w przypadku chińskiej dynastii Han, która po okresie odrodzenia w I wieku naszej ery, już w połowie II wieku weszła w fazę postępującego upadku (notabene Rzym również przeżywał podobne sinusoidalne zmiany. Po okresie nieprawdopodobnego rozkwitu na przełomie I wieku p.n.e. i I wieku naszej ery - który trwał praktycznie do końca II wieku, nastąpił okres upadku zwany 50-letnią anarchią i dopiero odrodzenie w czasach Dioklecjana i Konstantyna Wielkiego (czyli w latach 80-tych III wieku, oraz w wieku IV pozwoliło Rzymowi nabrać ponownie trochę powietrza do symbolicznych płuc. Swoją drogą mówimy tutaj oczywiście o symbolice, ale jak się tak dobrze zastanowimy co dla mnie do tej pory wydawało się niemożliwe, bo tym się wcześniej nie interesowałem, ale jeżeli uświadomimy sobie że wszystko wokół nas jest energią i wszystko wokół nas posiada duszę, a przynajmniej duszę posiadają takie byty jak choćby drzewa, góry, kamienie a nawet... planety, to wówczas jakże miałkie wydają się te nasze pytania czy zwierzęta też mają duszę? Żyjemy w oceanie nieprawdopodobnego życia i często w ogóle nawet nie zastanawiamy się nad tym fenomenem, którego notabene sami też jesteśmy częścią).

Cesarstwo Han zaczęło chylić się ku upadkowi wówczas, gdy chęć zysku klas posiadających, połączona z niesprawiedliwością społeczną zaczęła tam brać górę. Gdy ziemię uprawną przyjmować zaczęły wielkie rody i wielkie latyfundia, a pozostali drobni chińscy rolnicy musieli utrzymywać tą całą rzeszę darmozjadów ze swoich podatków, których oczywiście rząd Han im nie szczędził. Marszałek Piłsudski powtarzał zresztą, iż: "Nie może być w państwie za wiele niesprawiedliwości względem tych, co pracę swą dla innych dają, nie może być w państwie - gdy nie chce ono iść ku zgubie - zbyt wiele nieprawości". Natomiast cesarze izolowali się od społeczeństwa w swym pałacu w Luoyang, otoczeni niesamowitym zbytkiem, wielością swych żon, konkubin i eunuchów (którzy również zyskiwali na znaczeniu politycznym), a przykład z góry brali również wielmoże Cesarstwa, którzy mnożyli swoje latyfundia kosztem drobnych rolników, a to oznaczało załamanie się systemu finansowego państwa (podatki płacili bowiem głównie drobni wieśniacy). Do tego doliczyć należy wszech panującą korupcję, oraz ambicje poszczególnych generałów, którzy mając pod swymi rozkazami liczne armie, uważali się za równych cesarzowi. Prawdziwa pod tym względem katastrofa, przyszła za czasów rządów cesarza Huana, 27 cesarza z dynastii Han (panował w latach 146-168), gdy korupcja w państwie osiągnęła punkt kulminacyjny, a rządy eunuchów stały się naturalnym aspektem polityki cesarskiego dworu. W 166 r. studenci uniwersytetu w Luoyang (akademia Taixue - założona w 124 r. p.n.e.) zbuntowali się przeciwko panującej korupcji i zażądali aby cesarz ukrócił wszechwładzę urzędników oraz eunuchów ze swego dworu. Cesarz jednak uznał że ów bunt jest wymierzony w jego władzę i nakazał aresztować owych studentów (wielu z nich zostało potem pobitych i torturowanych, niektórych zabito) i uznał że rozwiązał problem (innymi słowy zbij termometr to nie będziesz miał gorączki, a przynajmniej nie zobaczysz że ją masz 🥴). Jako ciekawostkę można dodać, że w owym 166 r. do Chin przybyło rzymskie poselstwo, wysłane tam przez cesarza Marka Aureliusza, w celu zwiększenia wymiany handlowej pomiędzy oboma imperiami.




Następca Huana, cesarz Ling (168-189) żył w jeszcze bardziej oderwanym od rzeczywistości świecie. Praktycznie nie zajmował się sprawami państwa, poświęcając się całkowicie swemu haremowi i nie dostrzegając cierpień swego ludu. A rządzący w imieniu cesarza urzędnicy, nakładali na ten lud coraz większe podatki. W 184 r. chłopi, nie mogąc podołać wciąż rosnącym obciążeniom fiskalnym, wzniecili trzecie wielkie powstanie chłopskie w Chinach, zwane powstaniem Żółtych Turbanów (dwa wcześniejsze miały miejsce w latach 17-27 w Shandong i północnych regionach Jiangsu był to tzw. bunt Czerwonych Brwi - nazwa wzięła się z tego, że chłopscy powstańcy malowali sobie brwi na czerwono, aby odróżnić się od wojsk przeciwnika. Czerwone Brwi początkowo zyskały przewagę i nawet udało im się wprowadzić własnego cesarza na tron, ale z czasem ich niekompetencja i nieumiejętność rozwiązania spraw wobec których powstali, spowodowała utratę poparcia społeczeństwa chińskiego i w konsekwencji ich ostateczną klęskę w 27 r. Po raz drugi zaś wielki bunt chłopski wybuchł w roku 126, lecz szybko został stłumiony). Na czele buntu Żółtych Turbanów stanął Czang Czuje (Zhang Jue) oraz jego bracia, którzy należeli do taoistycznej sekty, obiecującej nastanie "Powszechnego Pokoju" ("T'ai P'ing"). Nazwa buntu wzięła się oczywiście od żółtych chust, którymi rebelianci owijali swoje głowy. Miało ono pierwotnie wybuchnąć w samej stolicy Luoyang w lutym 184 r. ale ze względu na wykrycie owego buntu (przez pojawienie się zdrajcy), zwolennicy Żółtych Turbanów w stolicy zostali aresztowani i zabici. Mimo to bunt wybuchu na prowincji i bardzo szybko zyskał znaczne rozmiary, a rebelianci zagrozili samej stolicy, z której uciekali urzędnicy i eunuchowie cesarscy, obawiając się o swoje życie. Los jednak sprzyjał władzy, gdyż w sierpniu zmarł sam Czang Czue, a jego bracia - którzy teraz przejęli przewodzenie buntem - nie mieli aż tyle charyzmy i zdolności aby utrzymać jedność i dyscyplinę w swoich oddziałach. Ostatecznie w listopadzie armie cesarskie rozbiły rebeliantów Żółtych Turbanów, co oczywiście doprowadziło do krwawych prześladowań w praktycznie wszystkich regionach Chin. Każdy, choćby tylko podejrzany o sprzyjanie Żółtym Turbanom był natychmiast zabijany, jak pospolity przestępca. To spowodowało że członkowie rozbitych oddziałów ponownie się schodzili i na początku 185 r. powstała nowa organizacja o nazwie Armia Czarnej Góry, która przybrała taktykę partyzancką dzięki temu przetrwała aż do 205 r. ale i ona została ostatecznie rozbita. Jednak tradycja buntu Żółtych Turbanów miała ogromny wpływ na chińskich chłopów, którzy utrzymywali tę pamięć o wielkim buncie ich przodków, z pokolenia na pokolenie aż do XIX wieku.




Jednak walka z buntem Żółtych Turbanów i Armią Czarnej Góry spoczywała całkowicie na barkach namiestników prowincji, co powodowało że z biegiem czasu zyskiwali oni na znaczeniu, a dowodzone przez nich armie, przestawały być armiami cesarskimi, a stawały się prywatnymi oddziałami, należącymi do lokalnych watażków. W latach 80-tych i 90-tych II wieku rosły więc kariery takich wodzów jak Cao Cao, Liu Bei, czy Sun Jian, rosły kosztem władzy cesarskiej i dynastii Han. Ostatnie lata panowania cesarza Lianga upłynęły mu praktycznie tak samo, jak jego początek, czyli w haremie, wśród jego żon i konkubin. Sprawy państwa powierzył zaś zaufanym eunuchom (chińscy cesarze posiłkowali się eunuchami, którzy najczęściej byli niewolnikami pozbawionymi męskości, a to była jedna z dwóch najgorszych rzeczy jakie w świadomości Chińczyka można było doświadczyć - drugą była dekapitacja czyli pozbawienie głowy. Usunięcie bowiem jąder oznaczało, iż taki człowiek nie mógł już spłodzić potomka, czyli nie mógł zapewnić sobie nieśmiertelności. W rozumieniu bowiem chińskiej religii imperialnej, cesarz jako "Syn Niebios", budował - głównie w stolicy, ale również w innych miastach Imperium - świątynie swych poprzedników, zaś dbałość o nie była podstawą uzyskania przez tamtych nieśmiertelności i ubóstwiała samego cesarza. Eunuchowie zaś, nie mogąc pozostawić po sobie potomków, byli pozbawieni zarówno możliwości ubóstwienia, a co za tym idzie realnej możliwości zdobycia tronu i dlatego właśnie cesarze woleli opierać się na eunuchach, niż na własnych krewnych lub innych biurokratach Cesarstwa). W ostatnich dekadach rządów cesarzy Huana i Lianga, pozycja eunuchów wzrosła niewspółmiernie do czasów wcześniejszych. Na dworze wręcz powstała klika dziesięciu eunuchów, którzy realnie rządzili państwem. Najważniejszymi wśród nich byli zaś Czang Rang, Czao Czong i Cao Jie. Tuż przed swą śmiercią w maju 189 r. cesarz Liang chciał ogłosić następcą swego młodszego, 8-letniego syna Liu Xie. Ale frakcja na której czele stała cesarska małżonka He i jej brat, wielki generał He Jin, wyniosła do władzy 13-letniego księcia Liu Biana. Ostatecznie gdy we wrześniu 189 r. grupa eunuchów zamordowała He Jina, inni generałowie dokonali (jeszcze w tym samym miesiącu) masakry owych dziesięciu eunuchów i ich rodzin (łącznie zginęło ponad 2000 osób). Powstała teraz polityczna pustka, a poszczególni generałowie zaczną zabijać się o pozyskanie cesarza, gdyż aby założyć nową dynastię cesarz musiał zgodnie z tradycją ustąpić i przekazać władzę oraz wszelki insygnia następcy. Dlatego też każdy z nich pragnął zająć stolicę i "zdobyć cesarza", co powodowało że cesarze od tej pory będą przekazywani między jednym a drugim generałem, w zależności od tego, który zwycięży.




Jeszcze 189 r. do stolicy wkroczył ze swoją armią, ambitny watażka z prowincji Dong Czou. Był on niezwykle otyłym mężczyzną (tak, że ledwie mieścił się w swój pancerz), a jednocześnie jego tyrańskie rządy w Luoyang bardzo szybko zrodziły opór. Cesarz Liu Bian został zdetronizowany jeszcze we wrześniu 189 r. (zamordowany zostanie pół roku później), a w jego miejsce Dong Czou mianował ośmioletniego Liu Xie, który odtąd panował jako cesarz Xian Han i był pod całkowitą kontrolą otyłego watażki. Z początkiem 190 r. zawiązała się koalicja innych generałów, niezadowolonych z dyktatorskich rządów Dong Czou, a w ich skład wchodzili Cao Cao, Sun Jian i Juan Shao. Dong Czou obawiając się że obrona Luoyang się nie powiedzie, opuścił to miasto (oczywiście zabierając ze sobą marionetkowego cesarza), spalił je (w wyniku pożaru zginęła część mieszkańców) i przeniósł się na zachód, do bezpieczniejszego Cz'angan. W ślad za nim postępowała armia koalicji, dowodzona przez Cao Cao (zresztą głównie to jego siły brały udział w tej operacji wojennej). Do bitwy doszło pod Xianyang (na północny-zachód od Cz'angan) i zakończyła się ona zwycięstwem Dong Czou. Cao Cao musiał się wycofać i ruszył do Suanzao gdzie zobaczył że generałowie koalicji codziennie ucztują i trawią czas na przyjemności, natomiast nie myślą o walce. Cao Cao zaproponował ambitny plan, podwójnego ataku na Dong Czou, ale reszta generałów nie zgodziła się na niego, co spowodowało opuszczenie przez Cao Cao Suanzao i realnie koalicja przestała istnieć. W roku 191 doszło do kilku bitew pomiędzy byłymi koalicjantami, w każdym razie Cao Cao udało się pokonać ambitnego watażkę o imieniu Juan Shu w bitwie pod Jangcheng (191) dzięki czemu stał się najpotężniejszym generałem na północy Chin. W maju 192 r. w swym pałacu w Ch'angan zamordowany został Dong Czou, którego nie mogli pokonać koalicjanci, a pokonał go jego adoptowany syn Lü Bu (którego on traktował zresztą dosyć pogardliwie), wraz z jednym z ministrów z czasów Han - Wang Luna. Ta śmierć (choć Dong Czou był tyranem, a za jego krótkich rządów korupcja stała się wręcz pandemiczna), jeszcze bardziej doprowadziła do rozpadu państwa Han i stworzyła sytuację, w której poszczególni generałowie - którzy do tej pory sprzeciwiali się tyrani Dong Czou - teraz mogli sami rzucić się sobie do gardeł.




CDN.