CZYLI RZECZ O TYM,
JAK TO PRZEZ WIEKI
POLACY FRANCUZÓW CYWILIZOWALI
I JAK OSTATECZNIE SAMI PODDALI SIĘ
ICH "CYWILIZACJI"
POLACY W PARYŻU - 1573
"MY, GALLOWIE, DZIWIMY SIĘ, POLACY, WASZYM POSTACIOM, WASZEJ OGŁADZIE, JAKBY PÓŁBOGOM"
JEAN DORAT
I znów zostaliśmy skrytykowani przez nowego francuskiego prezydenta, Emmanuela Macrona (zwanego też "Makaronem", gdyż Polacy mają tendencję do spolszczania niepolskich nazw i imion, już Henryka d'Anjou, nazywano nad Wisłą w latach 70-tych XVI wieku - "Panem Gaweńskim", od spolszczonego słowa d'Anjou czyli Andegawen), za to że nie jesteśmy solidarni z resztą Europy i sprowadzamy nasze uczestnictwo w Unii Europejskiej do "supermarketu", czyli na zasadzie brania pieniędzy, zaś odrzucania wartości europejskich (swoją drogą ja się pytam co to są owe "europejskie wartości", bo ja nie mam bladego pojęcia czym to w ogóle jest? Czy zgodą na islamizację Europy i jej powolne zasiedlanie przez muzułmańskich "kardiochirurgów" oraz "kobiet z biednymi sierotami na rękach"? Czy może totalny upadek praworządności i utrata poczucia bezpieczeństwa wśród obywateli zachodnich krajów, które przyjęły do siebie owych "kulturowych ubogacaczy", których nie chciały nawet islamskie, bogate i bezpieczne państwa, takie jak Arabia Saudyjska, Kuwejt, czy Katar. A w Europie wszystkich przyjmują, jak leci. Mało tego sponsorowane przez międzynarodową wielką finansjerę tzw.: "organizacje pozarządowe", zgarniają imigrantów już spod samych wód terytorialnych państw Afryki Północnej - głównie Libii. Jeszcze trochę, i zaczną dokonywać inwazji na libijskie plaże i zgarniać wszystkich jak leci do pontonów i na statki, którymi odwiozą ich do "bezpiecznej Europy", po to tylko aby dusić się z nimi i apelować do państw Europy Środkowo-Wschodniej o "solidarność". Prawdopodobnie więc to są te mityczne wartości europejskie, bo według mnie Europa dziś nie ma już żadnych wartości - tam jest totalna duchowa, kulturowa i cywilizacyjna pustka).
Tak więc, pan Makaron (notabene mający bardzo ładną babcię, zwaną żoną), znów popisuje się swoją elokwencją na poziomie inteligencji ameby, ale mniejsza o niego. W zasadzie to co on i jego protektorka - pani Angela "Makrela" Merkel mówią, ma takie samo znaczenie co kwestia zeszłorocznych opadów śniegu. Pogadają sobie, powygłupiają się, a tymczasem ich obywatele (zresztą nie tylko ich, bowiem pod Calais zginął już kolejny polski kierowca, co jest dla mnie szczególnie niepokojące ze względu na moją zawodową działalność), powoli są napadani,gwałceni i uśmiercani (ale spokojnie, to jeszcze nie jest ten etap. Prawdziwe gwałty i morderstwa dopiero przed wami, drodzy Francuzi, Niemcy, Szwedzi czy Włosi, co pokazuje w swej twórczości finansowany przez francuską gałąź Rotschildów - rysownik Cleon Peterson, którego obrazy pokazują jawnie przyszłe wydarzenia (czyżby Rotschildowie znali przyszłość? A może sami ją współtworzą?), czyli... powszechne mordy i gwałty białej europejskiej ludności, przez czarnoskórych napływowych "migrantów", oraz niszczenie zdobyczy europejskiej cywilizacji. Ale spokojnie, to dopiero przed wami, na razie zgarniajcie wszystkich muzułmanów z libijskich wybrzeży - bierzcie ich wszystkich, zapewne "ubogacą was kulturowo", tylko nie zmuszajcie nas, abyśmy uczestniczyli w tej waszej samobójczej działalności.
Jednak nie pragnę się tutaj wcale skupiać ani na prezydencie Makaronie, ani na pani Makreli, ani tym bardziej na "kobietach z biednymi sierotkami", zgarnianych z Afryki do Europy przez tutejsze lewactwo. Pragnę bowiem poruszyć inną kwestię, mianowicie taką, jak to przez wieki Polska była cywilizacyjnym wzorem dla Francji i Francuzów i jak ostatecznie (w XVIII wieku) ulegliśmy wpływom kultury francuskiej, która niestety oznaczała kulturowe cofnięcie się w rozwoju na naszych ziemiach. Pragnę zaprezentować kilka wymownych przykładów Francuzów, którzy odwiedzając nasz kraj, nie mogli się nadziwić jaka to cywilizacyjna przepaść dzieli Rzeczpospolitą od Francji, oczywiście w pozytywnym tego dla Polski znaczeniu. Jakiś czas temu głośna była sprawa widelców, które miały zostać importowane do Francji właśnie z Polski (Francuzi głównie jedli wówczas rękoma), oraz toalet i prysznica na Zamku Królewskim na Wawelu w Krakowie, którymi był oczarowany francuski królewicz (wybrany na polskiego króla - właśnie ów "Pan Gaweński") Henryk Walezy, który po powrocie do Francji kazał zamontować w Pałacu Królewskim w Paryżu pierwszą toaletę (notabene, taka ciekawostka z Francji, podczas wesela w jednym ze szlachetnych francuskich pałaców zapowiedziano, aby gdy młoda para będzie schodziła po schodach, nie oddawać na nie moczu, bowiem może on młodej parze skapywać na głowy). Ale to nie wszystko. Wystarczy bowiem poczytać sobie pamiętniki, pisane przez francuskich (zresztą nie tylko francuskich, ale na nich teraz się skupimy) dyplomatów i podróżników, którzy w XVI i XVII wieku odwiedzali nasz kraj. Lektura tych pism może być porażająca dla człowieka urodzonego we Francji, który uważał że cała sztuka, moda i kultura współczesna narodziła się właśnie nad Sekwaną.
Jednym z tak przekonanych o własnej kulturowej przewadze, był pewien francuski oficer, który przyjechał do Polski w czasie wojny z bolszewikami w 1920 r. Jak opisuje Tadeusz Dołęga-Mostowicz, który się z nim zaprzyjaźnił: "W czasie wojny z bolszewikami zaprzyjaźniłem się z pewnym oficerem francuskim. Był to człowiek inteligentny, poza swoją adwokaturą, którą sprawował w cywilu w jednym z zachodnich miast Francji, interesował się historią, studiował literaturę - słowem musiał wyróżniać się wśród kapitanów w ogóle, a wśród kapitanów francuskich w szczególności znacznie mniejszym stopniem ignorancji. Podczas jednej z naszych długich rozmów mój Francuz, któremu na ogół Polska bardzo się podobała, zaczął narzekać na brak w naszym kraju zamiłowania do czystości fizycznej, na brak łazienek w wielu domach, na zupełny ich brak we dworach i w miasteczkach. Na zakończenie pocieszał mnie jednak tym, że kultura Zachodu szybko zostanie przez nas przyjęta i jako pierwszy postęp przyniesie nam łazienki, bowiem miarą poziomu kulturalnego danego kraju, jest jednak naprawdę ilość zużywanego przezeń mydła. A czy widział pan - zapytałem - w Warszawie park i pałac nazywający się "Łazienki"? - Owszem. Nawet dowiedziałem się, że nazwa ta pochodzi od tego, że ostatni wasz król Stanisław August urządził tam pokój kąpielowy, co było takim w Polsce curiosum, że aż cały pałac nazwano Łazienkami. Myli się pan - odparłem - Stanisław August nigdy się nie kąpał. Nie mył się w ogóle. Jedynie przy jedzeniu płukał w wodzie końce palców. Niemożliwe! Skądże zatem nazwa? Nazwa? - rzekłem skromnie - nazwa prawdopodobnie przechowała się z XII-go wieku od wielkiej łaźni, jaka na tym miejscu została wzniesiona przez książąt Mazowieckich".
I tutaj właśnie dochodzimy do sedna sprawy, mianowicie król Stanisław August Poniatowski jak i większość żyjących w XVIII wieku magnatów i szlachciców polskich, była już całkowicie oddana kulturze francuskiej, której ogromną część stanowiła niechęć do kąpieli i do mycia. Większość z nas zapewne wie, jak bardzo cuchnęły wykwintne pokoje Wersalu, gdzie mocz lub odchody znajdowano nie tylko w kominkach, ale wprost na korytarzach lub nawet w samych pokojach. W Wersali Ludwika XIV nie było... ani jednej łazienki - ani jednej. Gdzie ci wszyscy ludzie tam zgromadzeni, ta cała szlachta miała się wypróżniać? Gdziekolwiek, załatwiali swoje potrzeby tam gdzie była po prostu możliwość. I ta "kultura" przyszła w XVIII wieku do Polski i przetrwała w dużej części przez większość XIX stulecia. Uważano że nie tylko modnie (po francusku), ale również zdrowo jest się nie myć w ogóle, lub raz, dwa razy... w życiu. Zobaczcie jak żyjący wówczas mieszkańcy Rzeczpospolitej, uznali że polska kultura mycia ciała i prania ubrań jest "zaściankowa" i że bardziej po "europejsku" będzie nie myć się wcale, jak we Francji czy innych krajach Zachodu Europy. Wcześniej bowiem, już od czasów słowiańskich w każdym mieście, każdej wiosce była co najmniej jedna łaźnia publiczna - co najmniej (niektóre z nich były to łaźnie parowe). Zresztą miasta budowano w pobliżu rzek, gdzie też można było się wykąpać i odświeżyć. Nic dziwnego że nasi przodkowie do XVIII wieku byli zdrowi, silni, dzielni i mądrzy, a czystość fizyczna szła w parze z czystością obyczajów i zdrowiem duchowym. Życie było bujne, polityka mądra, dobrobyt wszystkich warstw imponujący. Potęga państwa rosła, póki nie uznano że odchody korytarzach i brak łazienek są wyznacznikiem kultury europejskiej, tak samo jak dziś za "wartości europejskie" pan Makaron i pani Makrela uważają przyjmowanie niekontrolowanych mas muzułmańskich nachodźców (a tak na marginesie już, wiecie że Polskę zupełnie ominęła, grasująca po Europie Zachodu i Wschodu epidemia tzw.: "Czarnej Śmierci", która w średniowieczu zebrała ogromne śmiertelne żniwo ponad 100 milionów mieszkańców kontynentu? Spójrzcie na mapkę, tam gdzie była Polska jest biała plama, co oznacza że epidemia nie dotarła na nasze ziemie - ciekawe dlaczego - prawda?)
Ale wracając do tematu, oto fragment relacji Jeana de Choisnyn (sekretarza biskupa Walencji Jeana de Montluc'a), z lat 1572-1573 (wydanych książkowo w 1574 r.). Opisuje on i podkreśla wielkość i chwałę Królestwa Polskiego z kilku powodów:
"(...) z uwagi na wielki - bo co najmniej dwukrotnie większy od Francji - obszar, jaki ten kraj zajmuje (...) ze względu na dużą urodzajność kraju i nadmiar produktów koniecznych do zaspokojenia potrzeb życiowych i przyjemności ludzkich, z wyjątkiem jedynie wina, chociaż pomimo wszystko nie ma tutaj ani miasta, ani wsi nawet, które by nie były w ten trunek dobrze zaopatrzone. W dodatku można go tam nabyć po wiele tańszych cenach niż przeciętnie w Paryżu. Przy tym win węgierskich, reńskich, gaskońskich i małmazji tak wielkie ilości dostarczają Polakom Ormianie znad Morza Czarnego, że szlachcic, który nie uraczy przyjaciela czterema lub pięcioma gatunkami wina i innymi smakołykami, sprowadzonymi z Italii lub Lewantu jest przekonany, że nie dość gościnnie przyjął gościa (...) szlachta polska jest polecenia godna jeszcze z powodu cechującej ją odwagi i zręczności w rzemiośle wojennym. Pod tym względem może iść w zawody z każdą inną szlachtą na świecie. Nie ma narodu, który by równie dobrze i cierpliwie znosił mrozy i upały, i wszelkie trudy - jak Polacy (...)
Należy podkreślić jeszcze i to, że nawet w czasie pokoju i w czasie przebywania w domu sposób ich życia bardziej przypomina tryb obozowy niż domowy. Można też stwierdzić naocznie, że zwykle po wielkich biesiadach, trwających niemal zawsze od rana do późnej nocy, resztę nocy poświęcają na powrót do domów konno, i to w czasie największych mrozów. A jeśli coś ważnego mają wykonać, nie jedzą aż dopiero wieczorem. Nie należy przypuszczać, by znalazł się na świecie naród, który by tak długo i tak łatwo znosił głód jak naród polski (...) szlachta polska przewyższa każdą inną jednością i bystrością oraz podtrzymywaniem raz zadzierzgniętych węzłów przyjaźni. Wprawdzie wiele tam jest wyznań (...) jednakże szlachta - w zgodnym przekonaniu, że waśnie na tle religijnym spowodowałyby ruinę kraju - nigdy z tego powodu wzajemnie na siebie nie nastaje. Przeciwnie, pełna jest nadziei, że dzięki rozsądkowi króla nadejdzie dzień, który doprowadzi do zjednoczenia wszystkich, pomimo tak wielkiej różnicy poglądów religijnych. Oto przyczyna bardzo troskliwie kultywowanych wzajemnych stosunków przyjacielskich. Gdyby bowiem - jak utrzymują - raz dobyli przeciw sobie miecza, nie tylko uległyby zerwaniu łączące każdego z nich wzajemne węzły przyjaźni, ale już nigdy z tak powszechną gorliwością nie stanęliby do wspólnej obrony państwa. Na piąty i najbardziej zasługujący na pochwałę punkt składa się wierność i posłuszeństwo Polaków wobec prawnie obranych królów. Wiadomo, że chociaż przysługuje im prawo wyboru króla, to zawsze dotychczas wybierali synów królów panujących. Nie wydaje mi się, by wśród innych narodów można było spotkać się z podobnym przykładem"
No cóż, ciekawe ile jeszcze czasu (i krwi rdzennych Europejczyków) upłynie, nim Europa dostrzeże, że przykład i stanowisko Polski jest tutaj nie tylko godne polecenia, ale przede wszystkim konieczne do realizacji, jeśli zamierzamy ratować życia własnych obywateli i resztki kultury europejskiej, które przetrwały jeszcze w krajach Zachodu? Osobiście mam nadzieję że Europejczycy wcześniej niż później przejrzą na oczy, bo to leży w ich własnym interesie.
PS: Wkrótce może powrócę do kulinarnego tematu kuchni kresowe, jako że tydzień temu podczas kameralnego przyjęcia w gronie przyjaciół, zrobiłem jedno ze staropolskich dań - którym będę chciał się pochwalić. Przyznać się jednak muszę, że ja prawie w domu nie gotuję, no chyba że zdarza się jakieś święto, wtedy najczęściej sięgam po staropolskie dania, które smakują (i wychodzą) mi wyśmienicie. Do tego kieliszek Sauternes, albo zwykłej polskiej "gorzałki" i przyjęcie gotowe
"ZA SPOKÓJ DUSZY BOHUNA"
"BRATEŃKI, TO JUŻ TRZECI RAZ ZA JEGO DUSZĘ PIJEMY?"
"TRZECI? ALE ŻE SPOKOJU DUSZY I ZDROWIA NIGDY ZA WIELE - PIJMY OD POCZĄTKU"
PS: STAROPOLSKĄ TRADYCJĄ BYŁO RÓWNIEŻ PO WYPICIU ROZBICIE SZKŁA O WŁASNĄ GŁOWĘ - ABY NIE URAZIĆ GOSPODARZA
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz