HAREMY WYBRANYCH WŁADCÓW
OD MEHMEDA II ZDOBYWCY
DO ABDUL HAMIDA II
SERAJ SULEJMANA WSPANIAŁEGO
Cz. VII
MATKA
SERAJ POD RZĄDAMI AYSE HAFSY
(1520 - 1534)
Cz. VI
"NIECH TWOJA WOJNA BĘDZIE UŚWIĘCONA, SULEJMANIE GHAZI"
Po powrocie sułtana Sulejmana do stolicy (w listopadzie 1526 r.) pozycja Roksolany/Hurrem wzrosła jeszcze bardziej. Teraz stała się już jego oficjalną kobietą a jej pozycji nie mogła zagrozić żadna inna haremowa nałożnica. Hurrem zaczęła też organizować spotkania dla żon sułtańskich wielmożów, gdzie spotykano się na piciu sorbetu i plotkowaniu (swoją drogą kobiety z ówczesnych haremów mogły spotykać się jedynie we własnym gronie bez możliwości jakiegokolwiek kontaktu z innymi mężczyznami, a jednocześnie często przez kilkanaście miesięcy nie widziały one własnych mężów - którzy uczestniczyli na przykład w wyprawach wojennych, lub towarzyszyli sułtanowi w podróżach po kraju - zatem zapewne musiały jakoś odreagowywać samotność i wzajemne kontakty służyć mogły nie tylko dostarczaniu rozrywki, ale też - o czym oczywiście się nie mówi - podtrzymywaniu zdrowia psychicznego i... redukcji napięcia seksualnego). W haremie (mowa tu oczywiście o haremie sułtańskim, jako że haremy wielmożów nie posiadały całej tej bajecznej oprawy, choć oczywiście w każdym haremie istniała hierarchiczna zależność) kobiety miały możliwość (zapewne po to, aby się tam nie zanudziły na śmierć) osiągnięcia rozmaitych stanowisk, takich jak na przykład: mistrzyni sukien, strażniczka klejnotów, mistrzyni stołu, strażniczka łaźni. Każda z nich jednak marzyła o tym (a wiele z nich na tym nie poprzestawało i zdecydowanie starało się dopomóc losowi - jak czyniła to właśnie owa Hurrem) aby zostać zauważoną przez sułtana i spędzić w jego alkowie co najmniej jedną noc. Jeśliby zaś dana kobieta zyskała wzgląd władcy, mogłaby opuścić dolny harem (w którym dziewczęta sypiały w jednym pomieszczeniu - najczęściej po ok. dziesięć osób) i otrzymałaby własną komnatę, a co za tym idzie również służbę (byłaby wówczas masowana, malowana, depilowana, perfumowana i ubierana) oraz mogłaby skupić się jedynie na utrzymaniu względów sułtana co do jej osoby. Każda nowa nałożnica która miała trafić do alkowy władcy, musiała być wcześniej dokładnie obejrzana przez młode dziewczęta, pełniące rolę łaziebnych (do tej roli przeznaczano dziewczęta do 15 roku życia, lub takie, które utraciły już urodę i osiągnęły wiek starczy, przez co nie mogły już liczyć na względy i musiały podjąć się prac fizycznych). Były to zwykłe niewolnice, które pełniły rolę służących kobiet z haremu oraz pracowały także w kuchni i pralni.
Wyżej w hierarchii znajdowały się specjalistki (kalfalar) które były gospodyniami domowymi i miały dbać o czystość w seraju, kierując jednocześnie do prac młode i stare niewolnice. Wyżej od nich znajdowały się ulubienice sułtana (gozo), które umilały mu czas śpiewem i tańcem oraz pełniły rolę osobistej służby. Nad nimi górowały sułtańskie odaliski (odaliktar) czyli konkubiny władcy - które były najbliżej do osiągnięcia statusu faworyt. Faworyty zaś to kobiety, które posiadały już własne komnaty w haremie i własną służbę - dbającą o ich urodę i kaprysy. Wyżej były już tylko żony (co należało do rzadkości w Osmańskiej Turcji) i siostry władcy, a na samym szczycie owej hierarchii znajdowała się matka sułtana - valide sultan - która kierowała całym haremem w interesie swego syna i miała pieczę nad wszystkimi żonami, faworytami, odaliskami, niewolnicami i eunuchami. Tę rolę w czasach sułtana Sulejmana Wspaniałego od jego wstąpienia na tron, pełniła sułtanka-matka Ayse Hafsa. To ona wyznaczała nałożnicę, która następnie miała spędzić noc z padyszachem (chyba że oczywiście sułtan wskazał własną faworytę) więc to od niej zależało czy któraś z kobiet awansuje w owej hierarchii i ze zwykłej niewolnicy stanie się odaliską, konkubiną lub nawet... żoną (nawet jednak gdyby sułtan się ożenił to i tak pozycja żony nie była wcale pewna, gdyż równie szybko z powrotem mógł ją władca sprowadzić do roli niewolnicy, a wywyższyć inną, która w tym czasie wpadłaby mu w oko. Dlatego też ciągłe upiększanie ciała i dbanie o urodę było tak istotne dla owych kobiet, zamkniętych w sułtańskim haremie i z niecierpliwością oczekujących zmiłowania, w postaci przynajmniej "jednej nocy z władcą świata"). Hurrem od 1520 (czyli od czasu, gdy jako niewolnica trafiła do sułtańskiego seraju), szybko pięła się po szczeblach haremowej hierarchii, rodząc sułtanowi synów, oraz utrzymując nad nim swój miłosny wpływ (stąd niektórzy twierdzili że Hurrem truła Sulejmana miłosnymi napojami, które całkowicie go od niej uzależniały). W każdym razie od końca 1526 r. jej pozycja wzrosła jeszcze bardziej.
A tymczasem 24 października 1526 r. królem Czech po Jagiellonach został arcyksiążę austriacki - Ferdynand I Habsburg (poprzez swą żonę - Annę Jagiellonkę, siostrę króla Ludwika II, który zginął w bitwie z Turkami pod Mohaczem), zaś 24 lutego 1527 r. został on (wraz z żoną) uroczyście koronowany w katedrze św. Wita w Pradze. Tymczasem w rozdartych klęską Węgrzech, tamtejsza szlachta na zjeździe w Tokaju wybrała sobie (10 listopada 1526 r.) na króla - Jana Zapolyę (był on bratem pierwszej żony Zygmunta I Jagiellończyka, królowej Polski w latach 1512-1515 - Barbary Zapolyi), który został koronowany 16 listopada. Jednocześnie Habsburgowie (starający się wcześniej uzyskać przynajmniej neutralność dworu polskiego i z tego właśnie powodu arcyksiążę Ferdynand wysłał na Wawel swego przedstawiciela, biskupa Wiener Neustadt - Tomasza Kammerera, który optował za kandydaturą swego pana na węgierski tron. Kammerer przyjęty uroczyście na kolacjach, przez kanclerza wielkiego koronnego - Krzysztofa Szydłowieckiego [o którym Kammerer pisał że jest: "bardzo austriackim"] oraz podkanclerzego koronnego, biskupa Piotra Tomickiego, wyjechał stąd bardzo usatysfakcjonowany, sądząc iż osiągnął zamierzony cel) starali się unieważnić ową koronację i na sejmie węgierskim w Pozsonyu, dnia 16 grudnia 1526 r., głosami proniemieckiej magnaterii i zależnej od niej szlachty - wybrali na króla Węgier właśnie Ferdynanda, co spowodowało że pomiędzy Zapolyą a Habsburgiem musiało dojść do krwawej potyczki o tron i pełnię władzy. W międzyczasie kanclerz Szydłowiecki (już po spotkaniu z Kammererem i mydleniu mu oczu austriackim poparciem), wysłał do Szekesfehervaru dwóch posłów. Sekretarza królowej Bony Sforzy - Andrzeja Krzyckiego i kasztelana bieckiego - Stanisława ze Sprowy z zadaniem zgłoszenia jeszcze jednej kandydatury do tronu węgierskiego - Zygmunta I Jagiellończyka, króla Polski i wielkiego księcia Litwy. Zwolennik Habsburga, węgierski magnat - Stefan Batory rzekł wówczas: "Po co król Polski stara się o koronę węgierską, skoro sam nie potrafi obronić swego kraju przed Tatarami". Było to nawiązanie do ostatniego najazdu tatarskiego na Podole z 1524 r., w czasie którego 40 000 bisurmanów zdołało rozpuścić swe czambuły po ziemi podolskiej i pomimo rozbicia większego czambułu przez kasztelana wojnickiego - Jana Armora Tarnowskiego w bitwie pod Komarnem, reszta Tatarów szybko zwinęła kosz (tak nazywał się tatarski obóz, zakładany w celu koncentracji łupów) i czym prędzej (z łupami) powróciła do siebie. W 1527 r. doszło do kolejnego najazdu na Podole i Polesie, lecz książę Konstanty Ostrogski (przy wsparciu Tarnowskiego), dowodząc paroma tysiącami wojska, dopadł Perekopców pod Olszanicą i doszczętnie ich rozbił (z 34 000 Tatarów poległo lub dostało się do niewoli 24 000).
Krzycki pisał z Frysztadu (gdzie zatrzymał się w gościnie u księcia cieszyńskiego - Kazimierza z Piastów śląskich, który był jednocześnie wujem Jana Zapolyi) do króla: "Na Węgrzech panuje tak wielka nienawiść do Niemców, że wobec nich Turków uważają za braci i przyjaciół", jednocześnie przestrzegał przed forsowaniem stanowiska Zygmunta Jagiellończyka w staraniach o węgierski tron, pisząc że kraj jest zrujnowany i podzielony a szlachta i magnateria wzajemnie sobie wroga. Dodawał też że Węgrów niszczy: "ta nadmierna wolność, która i nas gubi!" Królowa Bona zamierzała wymienić swoje włoskie posiadłości (księstwa Bari i Rosano) i tak wzięte w sekwestr (w grudniu 1524 r.) przez króla Hiszpanii i cesarza rzymskiego - Karola V Habsburga w zamian za księstwa śląskie (choć jednocześnie odebrała przysięgę jej włoskich poddanych, złożoną w Kaplicy Mariackiej na Wawelu dnia 22 maja 1526 r. Siedząc na tronie, w otoczeniu senatorów i trzymając na kolanach swego syna, sześcioletniego Zygmunta Augusta, wysłuchała roty przysięgi wygłoszonej przez Andreę Molegenio. Ta uroczystość - choć nieco zapomniana - była zwana wówczas... hołdem włoskim) jednocześnie (gdy okazało się że kandydatura Zygmunta nie ma szans na realizację) żywo zaczęła wspierać Zapolyę - ułatwiając mu werbunek wojsk w Rzeczpospolitej i planując nawet porozumieć się w tej kwestii z sułtanem Sulejmanem (który również nie chciał widzieć Habsburgów na Węgrzech). Głównymi przeciwnikami układu z Osmanami na krakowskim dworze, byli kanclerz Szydłowiecki i podkanclerzy Tomicki, a za ich radą król Zygmunt I ogłosił (24 lutego 1527 r.) swą neutralność w konflikcie węgierskim (tym samym Zapolya utracił możliwość werbunku ochotników na ziemiach polskich), jednocześnie Habsburgowie zaproponowali zaręczyny córki Ferdynanda - arcyksiężniczki Elżbiety (urodzonej w lipcu 1526 r.) z królewiczem Zygmuntem Augustem Jagiellonem. Król Zygmunt Jagiellończyk wysłał w marcu 1527 r. do Czech kanclerza Szydłowieckiego, który (przyjęty życzliwie przez Ferdynanda) doprowadził do chwilowego zawieszenia broni pomiędzy zwaśnionymi stronami, uzgadniając jednocześnie na 2 czerwca 1527 r. wspólny zjazd do Ołomuńca. Wcześniej jednak cesarz Karol V zajął Rzym (6 maja 1527 r.) i dokonał masakry jego mieszkańców (owe niesławne "Sacco di Roma" które na kilkadziesiąt lat zatrzymało rozwój Wiecznego Miasta, a jego populacja zmniejszyła się wówczas radykalnie z 55 000 do 10 000), zaś arcyksiążę Ferdynand przygotowywał się do ataku na Budę i zdobycia korony św. Stefana, którą to dokonywano koronacji węgierskich monarchów.
W kwietniu 1527 r. na Węgry wyjechał Hieronim Łaski (bratanek arcybiskupa gnieźnieńskiego i prymasa Polski - Jana Łaskiego), który był zwolennikiem wsparcia Jana Zapolyi w jego walce o tron Węgier z Ferdynandem Habsburgiem, a ponieważ król Zygmunt zadeklarował neutralność, Łaski twierdził iż jego wyjazd związany jest z odbyciem pielgrzymki do Matki Bożej Loretańskiej (w rzeczywistości zapewne posłany został z misją dyplomatyczną przez królową Bonę Sforzę, której celem stało się znalezienie w Europie wsparcia dla Zapolyi kosztem Habsburga). Na Węgrzech spotkał się Łaski z Zapolyą, a następnie wyjechał na dwór francuski, angielski i duński, wszędzie starając się o stworzenie antyhabsburskiego sojuszu (w czerwcu 1527 r. wyjechał z Paryża i udał się do Anglii kierując się do Londynu. Jednak w Londynie w tym czasie nie było króla Henryka VIII, który bawił ze swym dworem w Enfield - notabene Henryk spędzał tam czas już w towarzystwie Anny Boleyn. Po drodze spotkał się z nim kardynał Thomas Wolsey, który potem zarekomendował Łaskiego królowi Henrykowi jako: "człowieka wymownego i (...) wielce uczonego". W Anglii jednak Łaski także niczego nie zdziałał, gdyż król Henryk - mając inne problemy - nie zamierzał angażować się zbrojnie na tak dalekich ziemiach Europy). W tym czasie zaś (20 kwietnia 1527 r.) na Wawel przybył poseł Zapolyi - Jan Statilius, który przywiózł plan adopcji młodego Zygmunta Augusta przez swego pana, dzięki czemu po nim na tron Węgier mieli znów powrócić Jagiellonowie. Król Zygmunt Jagiellończyk oświadczył że o adopcji jego syna może zadecydować jedynie sejm, na co Statiliusz stwierdził że bez zdecydowanej pomocy udzielonej jego panu z Polski i innych krajów niechętnych Habsburgom, Zapolya może się nie utrzymać, a to zmusi go do złożenia hołdu sułtanowi Sulejmanowi. Zygmunt odradzał mu takie posunięcie, ale jednocześnie pozostawał pod wpływem silnego na krakowskim dworze stronnictwa prohabsburskiego, którego głównymi przedstawicielami byli: kanclerz Szydłowiecki i podkanclerzy Tomicki. Niewiele też udało się ugrać na zjeździe w Ołomuńcu w czerwcu 1527 r., którego głównym reprezentantem strony polskiej był właśnie Szydłowiecki. Doszło tam do wręcz jawnych porozumień polsko-austriackich kosztem Zapolyi, któremu - w zamian za zrzeczenie się korony Węgier - łaskawie oddawano królestwo Bośni, notabene najbardziej narażone na tureckie ataki. Austriacy starali się utrzymać poparcie dworu polskiego wobec Ferdynanda Habsburga (Szydłowieckiemu na przykład oferowano 40 tysięcy dukatów i dodatkowo 8 tysięcy stałej rocznej pensji), ale jednocześnie silny był też sprzeciw stronnictwa antyhabsburskiego, kierowanego przez królową Bonę Sforzę i księżniczkę Jadwigę Jagiellonkę (córkę króla Zygmunta i jego pierwszej żony Barbary Zapolyi). Ta dwoistość działań polskiego dworu nie służyła jednak interesom Rzeczypospolitej.
3 lipca do Niepołomic (gdzie wówczas przebywał król Zygmunt) wysłany został poseł Ferdynanda Habsburga - Jerzy von Logschau. Tam król przekonał go o swej "braterskiej miłości" do Ferdynanda i jednocześnie zapowiedział że wojska hetmana Tarnowskiego (które zbierały się nad granicą z Węgrami z zamiarem udzielenia wsparcia Janowi Zapolyi), nie wejdą na Węgry (rzeczywiście, wojska te musiały bowiem zostać przerzucone na wschód, gdzie doszło do wspomnianego wyżej najazdu Tatarów). Natomiast Ferdynand rozpoczął działania zbrojne już 7 lipca, a 20 sierpnia 1527 r. zdobył i uroczyście wjechał do Budy. Odtąd na stronę Habsburga zaczęli przechodzić węgierscy możni, którzy dotąd wspierali Zapolyę (np. niejaki Iwan Nenada zwany też - od pręgi biegnącej od twarzy do stopy - "Czarnym Mężem", który sam wcześniej będąc stajennym, ogłosił się carem Serbów i zebrał wokół siebie zbrojną grupę zwolenników), więc ten szukając pomocy, wysłał (5 września) ponownie poselstwo do Krakowa. Król Zygmunt jednak (pomimo nalegań żony i córki) odmówił wsparcia Zapolyi, choć zadeklarował "swą przyjaźń" wobec niego. Sprawa Zapolyi była więc już przesądzona, choć niektórzy posłowie nie byli tego tacy pewni i upatrywali w pomocy Zapolyi bardzo silnych wpływów królowej Bony na króla, twierdząc (jak np. ów wspomniany wyżej Longschau) iż: "Król rozkazuje, a inni i tak czynią co chcą", zaś kanclerz Szydłowiecki dodawał że król: "jest tak przez królową opanowany, że nic stać się nie może bez jej woli" - co akurat w tym wypadku nie było prawdą. Zresztą nawet zwolennicy Habsburgów przestrzegali przed zbytnim umocnieniem się niemczyzny na Węgrzech (jak choćby podkanclerzy Tomicki pisał we wrześniu 1527 r. jakże prorocze słowa o Niemcach: "których nadmierna pycha i wyobrażenia o sobie, gdyż wierzą, że obejmą władzę nad całym światem chrześcijańskim i nie chcą zadowolić się swymi granicami, doprowadzi ich za sprawą Boga do jakiegoś wielkiego upadku", w listopadzie zaś sam Longschu zdziwiony licznymi deklaracjami ochotników chcących walczyć po stronie Zapolyi przeciwko Habsburgom, pytał w swym liście: "Jak się owi poczciwi Niemcy tam zachowywali, że ich tak śmiertelnie nienawidzą". Pisząc "tam" miał na myśli północne i środkowe Węgry, które rzeczywiście zostały doszczętnie spustoszone przez siły Habsburgów po zwycięstwie Ferdynanda w bitwie pod Tokajem we wrześniu 1527 r., o czym jeszcze wspomnę).
KRÓLOWA BONA SFORZA
"URODZONA BY WŁADAĆ MĘŻCZYZNAMI"
A tymczasem w sierpniu królowa Bona urządziła w pałacu Jordana pod Wawelem huczny ślub dla swej dwórki - Magdaleny Bonerówny ze starostą uszpolskim, księciem Stanisławem Radziwiłłem. Celem tego mariażu było wzajemne pogodzenie owych skonfliktowanych ze sobą rodów. Królowa sama będąc już w zaawansowanej ciąży - oczywiście nie tańczyła, ale na uroczystość tych zaślubin zjechało do Krakowa ok. 600 gości z Włoch (część potem wyjechała, ale duża część została już w Polsce), którzy wyśmienicie bawili się przez trzy dni na owym weselu (niektórzy starali się o uzyskanie polskiego szlachectwa). Bona bardzo dbała o swój dwór, a szczególnie swoje dwórki, wśród których były zarówno Polki jak i Włoszki (jak pisał Stanisław Górski: "Przez odpowiedni dobór pań i panien z najlepszych rodzin (...) utworzyła królowa wzorowy zespół kobiet o wysokich wartościach moralnych i kulturalnych". Tak na marginesie należy też dodać że Górski był, łagodnie mówiąc - srogim krytykiem niewieścich przywar, którego dziś uznano by po prostu za... mizogina. Często bowiem krytykował on w swych listach poszczególne dwórki Bony a nawet... samą królową, której zarzucał iż wpuściła na Wawel włoskich: "wszeteczników, pederastów, rozpustników, ateuszy epikurejczyków i innych". Niestety, Górski często sam sobie wzajemnie przeczył, pisząc najpierw o przykładnym prowadzeniu się dworu królowej, a następnie wciskając takie wstawki o rozpuście). W drugiej połowie września 1527 r. dwór królowej (podobnie jak i dwór króla) przeniósł się do pałacu w Niepołomicach, gdzie zamierzano radośnie spędzić ostatnie tygodnie lata. Tam, podczas polowania na dzikiego zwierza doszło do tragedii, która całkowicie odmieniła losy Polski i całej Środkowo-Wschodniej Europy. Królowa Bona Sforza miała bowiem wiele pasji, którymi oddawała się w sposób niekiedy budzący zgorszenie. Uwielbiała bowiem antyki (szczególnie wazy), zatrudniała i opłacała na swym dworze mistrzów hafciarstwa oraz jubilerów, założyła na Wawelu ogród (w Łobzowie zaś drugi, znacznie większy), który sama doglądała (gdzie sadziła m.in. zioła i owoce). Kolekcjonowała również ptaki (także i te egzotyczne) w swojej ptaszarni, jak również dzikie zwierzęta (w tym lwy i niedźwiedzie). Pasjami oddawała się również... tresurze pcheł. Zbierała także lustra, zegary i gustowne wachlarze (wykonane ze strusich piór i wysadzane klejnotami), a poza tym uwielbiała pisać listy i korespondowała z wieloma władcami ówczesnej Europy (pisywała listy m.in. do sułtana Sulejmana, do Hurrem, do swej matki - Izabelli Aragońskiej, do Lukrecji Borgii, do króla Francji - Franciszka I, do cesarza i króla Hiszpanii - Karola V, jak również do włoskich książąt . Do dziś zachowało się ponad 140 listów z jej korespondencji). Królowa była też doskonale wykształcona, znała kilka języków, interesowała się astronomią i nowinkami naukowymi tamtej epoki, ale najbardziej ze wszystkiego kochała konie i uwielbiała polowania (często dosiadała konia jak prawdziwa amazonka, mimo że wówczas kobiety wciąż jeszcze jeździły konno w długich i ciężkich sukniach) i właśnie podczas takiego polowania w Niepołomicach z 20 września 1527 r. życie królowej i przyszłość dynastii stanęła pod znakiem zapytania.
Oto bowiem podczas polowania na niedźwiedzia, rozjuszone i ranne zwierzę, zabiwszy kilka psów myśliwskich i kilku śmiałków - którzy podjęli się powstrzymania jego szaleńczego ataku - posmakowawszy ludzkiej krwi, z rykiem rzucił się w stronę stojącego na wzgórzu królewskiego orszaku. Zwierzę to działało jak w amoku, niczego się nie bało i atakowało z furią. Gdy zaś okazało się że niedźwiedź ruszył w stronę siedzącej na koniu królowej Bony, damy z jej orszaku czym prędzej czmychnęły by ratować życie. Zatrzymać bestię próbował co prawda podkomorzy królewski, ale niedźwiedź siłą swych łap przewrócił go wraz z koniem. Następnie do walki stanął krajczy koronny z oszczepem w dłoni, ale na próżno, gdyż zwierzę wytrąciło mu oszczep, nim ten zdążył zadać cios. Teraz bestia skierowała się bezpośrednio w stronę królowej, która niewiele myśląc pogoniła konia do galopu i ucieczki. Był to jeden z jej najlepszych rumaków i dzikie zwierzę nie miałoby z nim szans w równej gonitwie, jednak wystraszony koń potknął się o wystający korzeń drzewa i zrzucił ze swego grzbietu królową Bonę. Niedźwiedź zabił rumaka i gdy już zamierzał ruszyć w stronę monarchini, dopadli go ludzie z jej orszaku i zakuli oszczepami na śmierć. Królowa co prawda przeżyła, ale będąc już w zaawansowanej ciąży (piąty miesiąc), zakrwawiona i półprzytomna, przedwcześnie urodziła tam syna. Jeszcze nie w pełni wykształcone niemowlę, nie mogąc samodzielnie oddychać, zmarło po kilku chwilach. Dano mu na imię Olbracht i pochowano w małej, ołowianej trumience w kaplicy pałacowej w Niepołomicach. Król i królowa przywdziali żałobę, ale dla niej był to prawdziwy koniec świata (notabene, w tym momencie staje mi przed oczami scena z "Nocy i Dni" [której to powieści akcja dzieje się w XIX wieku, począwszy od lat 60-tych i Powstania Styczniowego, a skończywszy na wybuchu I Wojny Światowej w 1914 r. i barbarzyńskim spaleniu przez Niemców Kalisza, gdzie nie było już rosyjskiego wojska, tylko sami cywile. Swoją drogą jest to wybitny dowód na to, iż Niemcy zbrodnie wojenne popełniali nie tylko w czasie II Wojny Światowej, ale już na samym początku Pierwszej]
Wówczas to Barbara Niechcic po stracie swego ukochanego syna - Piotrusia - który zmarł na zapalenie płuc w wieku 4 lat, dzień w dzień wymykała się do odległego kościoła, na którego terenie został pochowany ów chłopczyk i nie mogąc zaakceptować straty, obwiniała się o jego śmierć, uznając że dla niej życie już się skończyło. Jej małżonek - Bogumił Niechcic co chwila pędził konno by ją stamtąd zabrać. Gdy jej powtarzał że trzeba żyć dalej, ona mówiła: "Co tym możesz o tym wiedzieć, ty utraciłeś jedynie syna, a ja straciłam wszystko". Z czasem jednak, po wyprowadzce do Serbinowa - kompletnie zrujnowanego majątku, gdzie Bogumił podjął się stanowiska tamtejszego rządcy - i narodzinach kolejnych dzieci, Barbara zmieniła się. Cierpiąca z powodu niespełnionej miłości do człowieka którego kochała - a który ożenił się z inną - z czasem jej uczucie do Bogumiła, którego początkowo uważa za gbura i prostaka - zaczęło wzrastać, a on kochał ją nad życie i starał się jej we wszystkim dogodzić, co w końcu zostało przez nią docenione, gdy w pewnym momencie przyznała: "Jakie to szczęście mnie spotkało w życiu, że to właśnie za ciebie wyszłam za mąż").
Oto bowiem podczas polowania na niedźwiedzia, rozjuszone i ranne zwierzę, zabiwszy kilka psów myśliwskich i kilku śmiałków - którzy podjęli się powstrzymania jego szaleńczego ataku - posmakowawszy ludzkiej krwi, z rykiem rzucił się w stronę stojącego na wzgórzu królewskiego orszaku. Zwierzę to działało jak w amoku, niczego się nie bało i atakowało z furią. Gdy zaś okazało się że niedźwiedź ruszył w stronę siedzącej na koniu królowej Bony, damy z jej orszaku czym prędzej czmychnęły by ratować życie. Zatrzymać bestię próbował co prawda podkomorzy królewski, ale niedźwiedź siłą swych łap przewrócił go wraz z koniem. Następnie do walki stanął krajczy koronny z oszczepem w dłoni, ale na próżno, gdyż zwierzę wytrąciło mu oszczep, nim ten zdążył zadać cios. Teraz bestia skierowała się bezpośrednio w stronę królowej, która niewiele myśląc pogoniła konia do galopu i ucieczki. Był to jeden z jej najlepszych rumaków i dzikie zwierzę nie miałoby z nim szans w równej gonitwie, jednak wystraszony koń potknął się o wystający korzeń drzewa i zrzucił ze swego grzbietu królową Bonę. Niedźwiedź zabił rumaka i gdy już zamierzał ruszyć w stronę monarchini, dopadli go ludzie z jej orszaku i zakuli oszczepami na śmierć. Królowa co prawda przeżyła, ale będąc już w zaawansowanej ciąży (piąty miesiąc), zakrwawiona i półprzytomna, przedwcześnie urodziła tam syna. Jeszcze nie w pełni wykształcone niemowlę, nie mogąc samodzielnie oddychać, zmarło po kilku chwilach. Dano mu na imię Olbracht i pochowano w małej, ołowianej trumience w kaplicy pałacowej w Niepołomicach. Król i królowa przywdziali żałobę, ale dla niej był to prawdziwy koniec świata (notabene, w tym momencie staje mi przed oczami scena z "Nocy i Dni" [której to powieści akcja dzieje się w XIX wieku, począwszy od lat 60-tych i Powstania Styczniowego, a skończywszy na wybuchu I Wojny Światowej w 1914 r. i barbarzyńskim spaleniu przez Niemców Kalisza, gdzie nie było już rosyjskiego wojska, tylko sami cywile. Swoją drogą jest to wybitny dowód na to, iż Niemcy zbrodnie wojenne popełniali nie tylko w czasie II Wojny Światowej, ale już na samym początku Pierwszej]
Wówczas to Barbara Niechcic po stracie swego ukochanego syna - Piotrusia - który zmarł na zapalenie płuc w wieku 4 lat, dzień w dzień wymykała się do odległego kościoła, na którego terenie został pochowany ów chłopczyk i nie mogąc zaakceptować straty, obwiniała się o jego śmierć, uznając że dla niej życie już się skończyło. Jej małżonek - Bogumił Niechcic co chwila pędził konno by ją stamtąd zabrać. Gdy jej powtarzał że trzeba żyć dalej, ona mówiła: "Co tym możesz o tym wiedzieć, ty utraciłeś jedynie syna, a ja straciłam wszystko". Z czasem jednak, po wyprowadzce do Serbinowa - kompletnie zrujnowanego majątku, gdzie Bogumił podjął się stanowiska tamtejszego rządcy - i narodzinach kolejnych dzieci, Barbara zmieniła się. Cierpiąca z powodu niespełnionej miłości do człowieka którego kochała - a który ożenił się z inną - z czasem jej uczucie do Bogumiła, którego początkowo uważa za gbura i prostaka - zaczęło wzrastać, a on kochał ją nad życie i starał się jej we wszystkim dogodzić, co w końcu zostało przez nią docenione, gdy w pewnym momencie przyznała: "Jakie to szczęście mnie spotkało w życiu, że to właśnie za ciebie wyszłam za mąż").
A tymczasem 27 września 1527 r. wojska Ferdynanda Habsburga rozbiły pod Tokajem siły Jana Zapolyi, który musiał się ratować ucieczką do Polski (zamieszkał w Tarnowie w gościnie u hetmana Jana Armora Tarnowskiego). Otrzymał on ogromne wsparcie ze strony królowej Bony, która dążyła do umożliwienia mu powrotu na Węgry (stąd we własnych dobrach zgodziła się na prowadzenie werbunku do nowych wojsk Zapolyi) i wysłała mu swego dworzanina - Wawrzyńca Myszkowskiego, który miał pomagać w zebraniu nowego wojska. Niestety, w sytuacji w której Hebsburg zdobył zarówno Czechy jak i Węgry, poparcie królowej dla Zapolyi (król nadal utrzymywał neutralność Rzeczpospolitej w tym konflikcie) to było zbyt mało, dlatego też nie mogło się obyć bez wsparcia ze strony sułtana Sulejmana. W tym właśnie celu w grudniu 1527 r. królowa i Zapolya wysłali do Konstantynopola Hieronima Łaskiego. Jednak wsparcie sułtana i sojusz z Osmanami nie leżał w koncepcji politycznej króla Zygmunta (który uważał że: "Zbawienie i pokój Rzeczypospolitej Chrześcijańskiej, nad którą wyżej nic stawiać nie należy" jest najważniejsze, a pokój pomiędzy chrześcijanami jest dobrem z którego nie można rezygnować, bez względu na interesy danych dworów czy narodów. Król był więc idealistą który bardziej cenił sobie dobro chrześcijańskiej Europy, niż interes własnego kraju), dlatego też poprzez swego posła w Madrycie - Jana Dantyszka, starał się wpływać na cesarza Karola V aby ten powstrzymał nieco swojego brata - Ferdynanda. Dantyszek jednak niewiele w Hiszpanii wskórał, choć bez wątpienia podniósł tam prestiż Polski (z drugiej jednak strony, gdy czyta się jak hiszpańscy grandowie - co prawda oczarowani wiedzą i aparycją Dantyszka - podchodzili do niego i pytali się: "jak wielkim miastem jest ta Polska", to świadczy to niezbyt dobrze o ich umiejętnościach politycznych i ukazuje raczej niewiedzę lub wręcz dyletanctwo na temat państw leżących na wschód od Łaby). A tymczasem Zapolya ze sformowanym w Rzeczpospolitej (jedynie w dobrach królowej Bony) wojskiem, wkroczył ponownie na Węgry i (przy wsparciu hetmana Tarnowskiego) w bitwie pod Saros-Patak rozbił habsburskie siły niemieckich lancknechtów, co dodało mu pewności siebie i dawało nadzieję na powrotu do walki o koronę św. Stefana. Niestety, ostateczny cios sprawie Zapolyi wyszedł od samego króla Zygmunta, który 4 marca 1528 r. pod karą utraty dóbr, zakazał poddanym udawania się na Węgry i wstępowania do wojsk swego byłego szwagra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz