CZYLI GDZIE CHOWAŁY SIĘ "SZCZURY"
KOMUNISTYCZNA PARTIA POLSKI
(CZYLI DZIAŁALNOŚĆ SOWIECKIEJ EKSPOZYTURY W POLSCE)
Cz. VII
"System moich kalkulacji zawsze rozbijał się nie o co innego, jak o tę siłę agentur obcych, płatnych przez obcych dla szkodzenia Polsce, aby nie była ona zbyt silna, aby nie miała
tej siły, jaką mogłaby mieć w tej czy innej chwili"
MARSZAŁEK JÓZEF PIŁSUDSKI
Wraz z zajęciem części Górnego Śląska i wkroczeniem Wojska Polskiego do śląskich garnizonów w czerwcu 1922 r. Zakończone zostało powiększanie ziem odrodzonej Rzeczypospolitej Polski. Państwo polskie obejmowało obszar 386 600 km² (czego 260 000 km² należało do dawnego zaboru rosyjskiego, ponad 80 000 km² do austriackiego i ponad 46 000 do pruskiego). Powszechny spis ludności z roku 1921 ustalił, iż odrodzone państwo zamieszkiwało 27 164 000 mieszkańców (z czego samych Polaków było 18 632 000). Poza granicami Rzeczpospolitej (na całym świecie) pozostawało zaś, według ówczesnych obliczeń jakieś 6 500 000 rodaków. W czasie walk o Niepodległość od listopada 1918 r. do października 1920 r. zginęło 45 492 żołnierzy (z czego bezpośrednio w walce 16 139), rannych zostało 110 210, a zaginionych 50 709 (część z nich potem powróciła do Polski z sowieckiej niewoli). O ile więc każde życie ludzkie jest ważne, o tyle nie ma czegoś takiego jak Niepodległość i Wolność która ma być realna (a nie tylko wydumana, też naciągana jak w przypadku III RP) bez przelania za Nią zaledwie kilku kropel krwi. To co zdobywamy w pocie czoła, ma bez wątpienia znacznie większą wartość niż coś, co dostajemy bez większego wysiłku i z łaski innych. A w tym właśnie przypadku dokonało się, Polska wreszcie zjednoczyła się ze swoimi (prawie) wszystkimi dzielnicami. Wcześniej rozerwana na części, ponownie zrosła się, niczym Feniks, który odradza się z popiołów. Wielu ziem nie udało się odzyskać, tysiące (a nawet miliony) rodaków pozostały czy to na Wschodzie czy na Zachodzie, w obcych państwach. Ale to, czego wówczas dokonano, przeszło i tak najśmielsze wyobrażenia. Przecież we wszystkich planach państw toczących I Wojnę Światową Polska - nawet jeśli miała istnieć po wojnie - to miała być małym krajem, nie większym od Serbii i całkowicie zależnym od zwycięzców, czyli Niemców lub Rosjan. Nawet najwięksi optymiści nie mogli bowiem przypuszczać, że wszystkie trzy zaborcze mocarstwa upadną podczas tej wojny, a z ich gruzów odrodzi się nowa Polska. Nowa, ponieważ budowana od zera, ale posiadająca też ciągłość kulturową z dawną Rzeczpospolitą. Wojna została wygrana, państwo odbudowane i zjednoczone, ale walka wcale się nie zakończyła, a wręcz przeciwnie wręcz spotęgowała. Teraz bowiem toczyła się walka o przyszłość Polski, bowiem wrogów nigdy nam nie brakowało, a niektórzy, jak Komunistyczna Partia Robotnicza Polski wręcz dążyli do ponownego wciśnięcia nas w kolejną rosyjską niewolę.
KPRP była zdelegalizowaną partią już od stycznia 1919 r., ale ponieważ zbliżał się okres wyborczy pierwszych wyborów do Sejmu zjednoczonego państwa (bowiem wybory ze stycznia 1919 r toczyły się jeszcze w atmosferze wojennej i odbywały na części terytorium państwa polskiego) przeto również i owa ekspozytura Moskwy (od kwietnia 1922 r. rządzona przez tzw. partyjną "prawicę" - o czym pisałem w poprzedniej części) postanowiła mimo wszystko również wziąć udział w owych wyborach. Oczywiście nie mogła startować pod szyldem partii komunistycznej, dlatego też w sierpniu 1922 r. komuniści polscy utworzyli oficjalny komitet wyborczy pod nazwą Związku Proletariatu Miast i Wsi. Przewodniczącym owego komitetu wyborczego został Stanisław Łańcucki, wiceprzewodniczącym - Szczepan Rybacki, a sekretarzem - Jakub Dutlinger. Oczywiście nie muszę wspominać że wszyscy oni należeli do Komunistycznej Partii Robotniczej Polski, oraz że ów komitet wyborczy był w całości finansowany przez Komintern. Takich właśnie partii, a co gorsze takich ludzi - którzy niekoniecznie musieli być komunistami, ale czy to z pobudek materialnych czy też jakichkolwiek innych działali przeciwko interesowi państwa polskiego - najbardziej obawiał się Józef Piłsudski, który w tamtym czasie jeszcze pełnił funkcję Naczelnika Państwa. Stwierdził On potem iż: "Nieraz uciekałem ze swymi zamiarami do odległego pokoju, aby sekretów państwa nie wydać na rozszarpanie obcym. Uciekałem nieraz od moich najbliższych pomocników, dlatego, aby moje prawdy i moje zamiary nie były wydane na łup kogokolwiek bądź, byle był cudzoziemcem. Nigdy nie byłem pewien, że gdy piszę rozkaz, nie będzie on czytany prędzej w biurach wszystkich obcych państw, niż przez moich podwładnych. Nie byłem nigdy pewny, czy taki czy inny mój zamiar polityczny nie będzie natychmiast skontrolowany przez agentury państw obcych z taką siłą i pewnością, że musiałbym się go wyrzec (…) Nie poprawiliśmy się, moi panowie, pod względem agentur obcych, idących krok w krok za naszym państwem. Mówię to śmiało, gdyż to jest to moja prawda, jako Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza podczas wojny, prawda, którą śmiało zostawiam historii, jako prawdę przeze mnie zbadaną aż do dna, a odczutą bardzo boleśnie, niż wszystkie inne prawdy".
GABRIEL NARUTOWICZ
Od 31 lipca nowym premierem (był to już dziewiąty rząd Rzeczypospolitej od 14 listopada 1918 r.) wybrany został (kandydatura Wincentego Witosa zaaprobowana przez Naczelnika Państwa) krakowski konserwatysta Julian Nowak. Po słabych rządach Ponikowskiego i Śliwińskiego był on nie tylko kandydatem kompromisowym (we wciąż toczącej się wojnie politycznej pomiędzy Piłsudskim a Sejmem) ale również dawał nadzieję na zakończenie tej niezbyt pomyślnej dla Polski zagranicznej passy (układ w Rapallo, dążenia premiera Wielkiej Brytanii Lioyda George'a do korekt granicznych na Wileńszczyźnie i w Małopolsce, oraz konflikt z Rosją Sowiecką w sprawie zwrotu naszego złota i dzieł sztuki, do których Sowieci się w zobowiązali w traktacie ryskim z marca 1921 r., a których postanowień nie byli chętni wypełnić). Marszałek nie zaakceptował bowiem kandydatury Wojciecha Korfantego na premiera (chociaż ten podczas wizyty u Naczelnika Państwa prosząc o swoją nominację stwierdził: "Panie Naczelniku, nigdy nie miał pan bardziej oddanego premiera, niż będzie go pan miał we mnie"). Piłsudski uważał jednak Korfantego za dwulicowca (wcześniej bowiem ten sam Korfanty proponował Marszałkowi "współrządy" i "rozpędzenie sejmu"). Julian Nowak zaś powierzył Naczelnikowi Państwa mianowanie nie tylko Ministra Spraw Wojskowych (co było naturalną praktyką kolejnych rządów), ale również Ministra Spraw Zagranicznych. Na to stanowisko Marszałek wyznaczył Gabriela Narutowicza, człowieka do którego miał bardzo duże zaufanie i nawet twierdził, że jest to jedna z nielicznych osób, z którą gdy rozmawia, to jest absolutnie pewien, że to co powie, nie wyjdzie następnie do osób trzecich (w tym do obcych wywiadów). Narutowicz był naukowcem od 1889 r mieszkającym w Szwajcarii (przyniósł się tam w wieku 24 lat, oskarżony przez rząd carski o działalność antyrosyjską). Od 1907 r. był jednym z najwybitniejszych profesorów Polite zechniki w Zurychu, prowadzącym prace na kierunku elektryfikacji i budownictwa wodnego zarówno w Szwajcarii jak i we Włoszech, Hiszpanii oraz Francji, po odzyskaniu przez Polskę niepodległości powrócił do kraju. Narutowicz był przedmiotem licznych ataków ze strony Narodowej Demokracji i jej podobnych środowisk prawicowych, głównie jako "germanofil" oraz posiadający "wrogi stosunek do Francji", co w ani jednym, ani w drugim przypadku nie było prawdą. Za to konsekwentnie dążył do odrodzenia polityki realizowanej przez Piłsudskiego jeszcze w czasie Wojny z bolszewikami, a po jej zakończeniu nieco zapomnianej, którą dzisiaj nazwalibyśmy koncepcją Międzymorza. Zerwał z nieudaną do tej pory polityką Śliwińskiego umizgiwania się do Pragi (pretekst do tego było niesławna mowa marienbadzka premiera Czechosłowacji Edwarda Benesza, której stwierdzał iż Czechosłowacja nie godzi się z przyznaniem Polsce Galicji Wschodniej) na korzyść Bukaresztu i zacieśnienia wiązów z Rumunią (to właśnie dzięki jego zabiegom doszła do skutku podróż Piłsudskiego do Rumunii w połowie września 1922 r.).
24 września odbyły się wybory do Sejmu Śląskiego I kadencji (prowincja ta od 15 lipca 1920 r. cieszyła się autonomią, oddzielnym samorządem i Sejmem). Frekwencja wyniosła 74%. uprawnionych do głosowania. Najwięcej głosów zdobył Blok Narodowy (endecja i chadecja) - 33,5% a także Polska Partia Socjalistyczna - 17%. Komunistyczna Partia Robotnicza Polski wzięła oczywiście w nich udział, ale nie uzyskała żadnego mandatu. Był to przedsmak klęski, jakiej doznają komuniści również w wyborach krajowych. Ale jednak nie samą polityką człowiek żyje, warto też odnotować że 17 września 1922 r. na ekranach niemieckich kin (a w zasadzie berlińskich, bo tylko tam ów film wyświetlano) ukazał się pierwszy film dźwiękowy że zintegrowaną ścieżką świetlno-dźwiękową pod tytułem "Der Brandstifter" ("Podpalacz"). Kino niemieckie lat 20-tych XX wieku przeżywało prawdziwe Eldorado. Wychodziły przecież wspaniałe filmy, takie jak: "Nosferatu" Friedricha Murnaua (1922), "Doktor Mabuse" Fritza Langa (1922), "Gabinet doktora Cagliari" Roberta Wiene (1920), czy "Metropolis" Fritza Langa (1927). Ale w latach 1921-1922 wyszły też inne sławne filmy, jak choćby "Szejk" z Rudolfem Valentino (październik 1921 r.), "Brzdąc" z Charlie Chaplinem (luty 1921), "Gorączka" Louisa Delluca (1921), czy "Kobieta znikąd" (1922). Oczywiście wszystkie to były filmy nieme i oprócz tego jednego niemieckiego przypadku, tak naprawdę era filmu dźwiękowego rozpocznie się dopiero w roku 1927 wraz z filmem: "Śpiewak jazzbandu" Croslanda (w Polsce zaś to będzie rok 1930). Tak już zupełnie na marginesie warto też odnotować że 2 stycznia 1922 r. ukazuje się po raz pierwszy pismo "Rycerz Niepokalanej", wydawany przez franciszkanina ojca Maksymiliana Marię Kolbe (który 14 sierpnia 1941 r. w niemieckim Obozie Zagłady w Auschwitz, odda swoje życie za życie innego więźnia skazanego przez Niemców na śmierć). "Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat" - jak głosi Talmud (choć akurat więźniem skazanym na śmierć za którego własne życie oddał ojciec Kolbe, nie był Żyd, a Polak, który bardzo bał się umierać. Ja tak już prywatnie spytam jak można bać się umierać? Po pierwsze robiliśmy to już tyle razy że powinno wejść nam to w krew 😉, a po drugie to chyba nie ma niczego przyjemniejszego niż to. Takie pozbycie się całego balastu, zostawienie tej kupy mięcha która nas blokuje i która nie jest nam już do niczego potrzebna. Bo tak naprawdę jesteśmy Świadomością, a Świadomość jest nieśmiertelna stąd i my jesteśmy nieśmiertelni, dlatego też nie ma nic dziwnego w tym że możemy być wszędzie w tym samym czasie (czego doznają np. ludzie, którzy przeżyli śmierć kliniczną, i twierdzą że gdy tylko pomyśleli o danym miejscu to nagle tam się znaleźli. Oczywiście nie piszę tego po to, aby kogokolwiek namawiać do tego typu działań - w żadnym razie. Tak jak kiedyś przeczytałem, że pewien indyjski maharadża, doznawszy wszystkiego czego mógł już skosztować na tym świecie, popełnił samobójstwo z nudów. Każdy ma bowiem swój czas i swoją rolę do spełnienia na tej Ziemi, nawet jeśli ta rola wydaje się nam nie zrozumiała. Dlatego też samobójstwo to jest najgorsze co możemy uczynić - chyba że nie ma już innego wyjścia, jak na przykład żeby oszczędzić sobie tortur, albo tego typu nieprzyjemnych doświadczeń. Wcześniej czy później i tak porzucimy to cielsko, także nie ma co się śpieszyć. Ale jednocześnie trzeba pamiętać i to jest najważniejsze - że nie istnieje nic przyjemniejszego na tym świecie niż śmierć - która oczywiście sama w sobie nie istnieje i jest tylko zerwaniem się z łańcuchów które tutaj dźwigamy. A ja już naprawdę nie chcę tutaj wracać, chociaż moje życie jest przyjemne, wygodne i dosyć dobre, to jednak chciałbym bardzo, żeby to była moja ostatnia podróż na tym świecie i żebym już nie musiał się tutaj pojawiać - czy tutaj czy gdziekolwiek indziej - to takie moje prywatne pragnienie. Ale wróćmy do tematu).
23 października 1922 r. Sejm Rzeczypospolitej podjął uchwałę o budowie portu w Gdyni, jedynego naszego morskiego okna na świat. Co prawda Polska posiadała pewne prawa w Wolnym Mieście Gdańsku jak również reprezentowała to miasto na arenie międzynarodowej, jednak to było za mało i aby państwo które co prawda wywalczyło sobie dostęp do morza - ale jednak był to zaledwie skrawek - mogło rozwijać nie tylko swoje ambicje mocarstwowe, ale również i kolonialne, Gdynia - która już w 1938 r stała się najnowocześniejszym portem morskim na Bałtyku - doskonale się do tego zadania nadała i spełniła pokładane w niej nadzieje. 28 października grupy bojowe Fascio di combattimento pod wodzą Benito Mussoliniego (chociaż on osobiście nie brał w tym udziału) maszerują tego dnia na Rzym i król Wiktor Emmanuel III nie reaguje na ów zamach stanu. Zresztą powiedzmy sobie szczerze, grupy faszystów które szły na Rzym, były słabo uzbrojone i słabo zdyscyplinowane i wystarczyłoby wysłać przeciwko nim większe siły policyjne aby je rozpędzić. Król jednak odmówił podpisania dekretu który miał wprowadzić w kraju tak radykalne działania, czego efektem było ustąpienie dotychczasowego rządu i powierzenie Mussoliniemu misji tworzenia nowego, już faszystowskiego rządu Włoch. Zwycięstwo faszystów w Italii stało się inspiracją przede wszystkim dla nazistów w Niemczech i dla samego Hitlera (chociaż już w roku 1945, gdy cała Rzesza waliła się w gruzy, a Hitler siedział w swoim bunkrze w Berlinie, stwierdził, że sojusz z Włochami był największym błędem jaki popełnił, gdyż Włochy nic dobrego nie wniosły do tego sojuszu, a tylko nieustannie trzeba im było pomagać, tym samym odciągając niemieckie siły z innych frontów. Chociaż sympatię dla Mussoliniego prawdopodobnie utrzymał do końca życia, szczególnie gdy w roku 1938 Włochy zgodziły się na Anschluss Austrii. Hitler powiedział wówczas do ambasadora Włoch w Berlinie: "Proszę przekazać Duce, że nigdy mu tego nie zapomnę. Nigdy! I zawsze będzie mógł na mnie liczyć"). A tymczasem 5 listopada 1922 r. odbyły się wybory do Sejmu Rzeczypospolitej I kadencji, w których udział wzięła również Komunistyczna Partia Robotnicza Polski.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz