FILIP II AUGUST - CZŁOWIEK KTÓRY "ODZYSKAŁ" FRANCJĘ
Był 21 sierpnia 1165 r gdy w Pałacu królewskim na Ile de La Cité w Paryżu, małżonka króla Ludwika VII Adelajda z Szampanii leżała na łożu połogowym. Przed 27 lat panowania tego króla nie narodził się żaden następca tronu (we Francji panowało bowiem prawo salickie mówiące o tym, że tron dziedziczyć mogą tylko potomkowie płci męskiej). Król miał już co prawda cztery córki (Marię, Alix, Małgorzatę i Alys) i prawdę powiedziawszy był tym faktem przerażony. Teraz istniała wreszcie nadzieja, że narodzi się długo oczekiwany następca tronu. Przed Pałacem na wyspie Cité gromadził się tłum poddanych, ciekawych informacji o narodzinach królewskiego potomka "szlachetniejszej płci" (jak mawiano o synach). Król bezpośrednio nieobecny podczas samego porodu, przypatrywał się jednak wszystkiemu przez dziurkę od klucza dobrze zaryglowanych drzwi gdy okazało się że wreszcie narodził się chłopiec, Ludwik VII nie posiadał się ze szczęścia. Wkrótce też informację o szczęśliwych narodzinach ogłoszono całemu miastu, które rozbłysło aureolą pochodni i dźwiękami klarnetów oraz dzwonów kościelnych. Tak Paryż radował się ze swego dziedzica, przyszłego króla. Pewien angielski student przebywający wówczas w Paryżu, obudził się na dźwięk owej powszechnej radości mieszkańców i widząc płonące pochodnie oraz iluminację świateł, myślał że miasto płonie. Ujrzał też dwie kobiety ze świecami w dłoniach które spieszyły pod pałac, zapytał je o powód tego całego zamieszania, na co one odparły: "Bóg dał nam tej nocy królewskiego dziedzica, z ręki którego twój król dozna hańby i nieszczęścia". Tak narodził się Philip le Dieu-donné (Filip posłany z Nieba), lepiej znany jako Filip August lub też po prostu Filip Rozczochrany (jako że rzadko dbał o własną fryzurę).
Rzeczywiście w tym czasie Królestwo Francji nie było tym, czym mogło się wydawać. Realnie domena królewska (czyli bezpośrednie władztwo króla Francji - władzy centralnej) ograniczało się do ziem wokół samego Paryża, Orleanu, Bourges i niewielkich terenów wokół Compiègne, cała zaś reszta "Francji" należała do królewskich wasali, a realnie mniej lub bardziej niezależnych książąt. Ludwik VII był synem i następcą Ludwika VI Grubego (to właśnie za jego panowania rozpoczyna się francuska komedia "Goście, Goście" z Jean Reno i Christian Clavier). Według opłata Saint-Denis - Sugera (który tworzył w czasach Ludwika Grubego), na panowanie tego króla złożyły się trzy elementy: element niemiecki, element rzymski i element chrześcijański z których powoli tworzyła się Francja. Król ten większość swego panowania (1108-1137) poświęcił walce ze swoimi wasalami, starając się zmusić ich do uległości, a także odebrać im ich domeny. Pod koniec zaś życia ów król-wojownik był już tak tęgi, że nie był w stanie wsiąść na konia. Twierdził też że wiedzę nabył wraz z doświadczeniem, a jednocześnie utracił siły witalne, które posiadał w młodości i rozpaczał mówiąc: "Jakże żałosny jest nasz stan, nigdy nie mieć wiedzy i siły jednocześnie". Pod koniec swego życia jednak Ludwik Gruby odniósł sukces polityczny, a mianowicie młoda dziedziczka ogromnych ziem Akwitanii, Poitou, Saintogne, Gaskonii i kraju Basków - Eleonora, miała zostać żoną jego syna Ludwika, a co za tym idzie ziemie te mogły zostać włączone do Królestwa. Ślub odbył się pod koniec lipca 1137 r. a 8 sierpnia książę Ludwik został koronowany w Poitiers na króla Akwitanii. W drodze powrotnej do Paryża dowiedział się, że 1 sierpnia zmarł jego ojciec, a on w ten sposób został również królem Francji. Rządy nowego władcy był nieco inne od jego ojca, który był raczej człowiekiem dążącym do zjednoczenia ziem Królestwa Francji i raczej niezbyt przywiązującym wagę do kwestii religijnych (w tym również do krucjat, które w tamtym czasie były popularne chrześcijańskiej Europie). Jego syn, Ludwik VII wziął zaś udział w drugiej (nieudanej) wyprawie krzyżowej w latach 1147-1149, w którą wplątał się trochę przypadkiem.
Mianowicie w roku 1142 22-letni wówczas Ludwik VII wdał się w konflikt z papieżem Innocentym II na temat wyboru arcybiskupa Bourges. Król i papież mieli bowiem swoich kandydatów na obsadę to tego stanowiska i żaden z nich nie zamierzał z tego zrezygnować. Papież powiadał: "Król jest jeszcze dzieckiem, musi się uczyć i nie wolno mu nabywać złych nawyków". Natomiast Ludwik twierdził: "Nigdy póki żyję Piotr de la Chatre (kandydat papieża) nie wjedzie do miasta Bourges". Kapituła miasta Bourges wybrała jednak Piotra na to stanowisko, a poparł go również hrabia Szampanii - Teobald II, choć Bourges nie leżało w granicach jego domeny. "Zajmij się swoimi sprawami! Twoje posiadłości są wystarczająco duże, abyś się nimi zajął, a mnie pozwól rządzić mini własnymi, tak, jak mam na to ochotę" - napisał Ludwik w liście do Teobalda. Ten jednak nie przestał wspierać Piotra de la Chatre, co doprowadziło do wybuchu wojny francusko-szampańskiej (1142-1144). Papież również nałożył na króla Ludwika ekskomunikę - oficjalnie z powodu masakry w mieście Vitry, w którego kościele schroniła się spora część mieszkańców i który w wyniku walk został spalony wraz z chroniącymi się tam ludźmi (prawie 1500 osób). Wywołało to powszechne oburzenie na postępowanie króla Ludwika. Św. Bernard, opat Clairvaux - czołowy autorytet kościelny tamtej epoki, oficjalnie wsparł hrabiego Teobalda. Król Ludwik wycofał się więc z Szampanii, uznał Piotra de La Chatre za arcybiskupa Bourges i odprawił pokutę, ale to było za mało. Tak więc na Boże Narodzenie 1145 r. ogłosił chęć udziału w wyprawie krzyżowej do Ziemi Świętej. Powodem tej decyzji był upadek hrabstwa Edessy, które to w roku 1144 zostało zdobyte przez Turków Seldżuckich. Miasto Edessa już w roku 1094 zostało wyzwolone z muzułmańskich rąk przez Ormian (zresztą w mieście tym zawsze było więcej chrześcijan niż muzułmanów). A gdy w roku 1097 pod Edessę przybył wydzielony oddział krzyżowców prowadzony przez Baldwina z Boulogne, mieszkańcy byli niezwykle tym faktem uradowani. Jak pisał Fulcher z Chartres: "Kiedy przyjeżdżaliśmy przez wioski Ormian, było zadziwiające widzieć ich, jak biegli do nas z krzyżami i chorągwiami, całując pokornie z miłości do Boga nasze stopy i szaty, ponieważ słyszeli, że będziemy ich bronić przed Turkami". Miastem władał wówczas ormiański król Toros, który był już w podeszłym wieku i nie miał dzieci. Baldwin więc (w kilka miesięcy później) przekonał Torosa, aby to właśnie jemu zostawił władzę nad miastem po swej śmierci. Tak też się stało, a niespełna dwa tygodnie później po ceremonii adopcji Baldwina przez Torosa, ten drugi zginął w trakcie zamieszek w mieście (prawdopodobnie sprowokowanych przez Baldwina), gdy próbował uciekać przez okno ze swego pałacu wpadł w ręce rozgniewanego ludu, który rozszarpał go na kawałki. W ten sposób Baldwin przejął władzę nad miastem i założył hrabstwo Edessy (1098 r.) którym aż do jego upadku w roku 1144 władał ród Courtenay. Baldwin poślubił ormiańską księżniczką, a skarbiec Torosa użył na opłacanie się muzułmańskim władcom, aby nie atakowali jego włości, ale niewiele to pomogło jego następcom, w grudniu 1144 r miasto padło z rąk Turków z emiratu Aleppo, a frankijskie hrabstwo przestało istnieć.
Święty Bernard Clairvaux głosił więc potrzebę zorganizowania kolejnej wyprawy krzyżowej przeciw niewiernym do Ziemi Świętej, jako że upadek Edessy spowodował w szeregach muzułmanów potrzebę zrodzenia z nowego dżihadu i wyzwolenia wszystkich ziem, które wcześniej opanowali chrześcijanie na Bliskim Wschodzie. Król Ludwik VII - klęcząc przed Bernardem na zebraniu możnych i biskupów w Bourges (grudzień 1145 r.) - przyjął z jego ręki krzyż, symbol nowej krucjaty, podobnie uczyniła królowa Eleonora Akwitańska. Bernard głosił że nie godzi si,ę aby puszczać płazem gwałty poczynione przez muzułmanów nie tylko w Edessie (gdzie większość mieszkańców została wymordowana), ale we wszystkich królestwach, powstałych w Ziemi Świętej, dlatego też krzyczał: "Biada temu, którego miecz nie zabarwi się kolorem krwi!", a reszta zgromadzonych w Bourges odpowiadała: "Bóg tego chce, Bóg tego chce!". Wyprawa francusko-niemiecka (bo udział w niej wziął również król rzymski - Konrad III z rodu Staufów) ruszyła w maju 1147 r. W przeciwieństwie do pierwszej wyprawy krzyżowej która szła oddzielnie (rycerstwo z różnych ziem Europy szło swoimi trasami), ta szła wspólnie (chociaż Francuzi postępowali za Niemcami mniej więcej w odstępie kilku tygodni) na trasie przemarszu idącej przez Austrię i Węgry. W wyprawie tej wzięła również udział królowa Eleonora wraz ze swymi damami, które ubrała w zbroję. Żadna z nich jednak nie zamierzała zrezygnować z wygodnego życia Podczas tej kampanii i każda była niesiona w lektyce lub też jechała na wozach, w otoczeniu wielu swych służących. W ogóle większość z tych kobiet które wzięły udział w drugiej wyprawie krzyżowej, traktowała ją jako niesamowitą przygodę, jako wycieczkę, a wręcz safari, które urozmaici ich nudne dworskie życie. W Konstantynopolu (do którego dotarli 4 października) po powitaniu przez cesarza Manuela I Komnena i jego świeżo poślubioną małżonkę Irenę (wcześniej Bertę z Sulzbach), para królewska Ludwik i Eleonora zostali ulokowani w letnim pałacu Filopation, usytuowanym niedaleko pałacu Blacherny. Krzyżowcy byli pod wielkim wrażeniem Konstantynopola, a także Kościoła Mądrości Bożej - symbolu tego miasta. Poza tym w trakcie uczt Bizantyjczycy zaszczycili ich różnymi potrawami, które wcześniej były nieznane przez Franków, jak karczochy, kawior i wiele innych warzyw. Królowa Eleonora była zaś pod wielkim wrażeniem widelców o dwóch ząbkach, które wkrótce potem wprowadziła na dwór królewski (wcześniej bowiem jedzono potrawy głównie rękoma, ewentualnie małymi nożami). Franków jednak bardzo odpychała taka wschodnia uniżoność. Żaden poddany cesarza bizantyjskiego (choćby nie wiem jaką pełnił funkcję), nie miał prawa w jego obecności usiąść do stołu bez jego pozwolenia, co na Zachodzie było uważane za naturalne, a królowie nie mieli aż takiej władzy, aby mogli swym lennikom i wasalom narzucać kiedy mogą usiąść do stołu, a kiedy nie. Poza tym odpychał ich język, który był tak uniżony, że sam Ludwik robił się czerwony na twarzy, gdy zwracano się do niego w słowach całkowitego poddaństwa które na Wschodzie, w Bizancjum było naturalną praktyką dworu i rządu.
Te kilkanaście dni jakie para królewska spędziła w Konstantynopolu, były szczęśliwą oazą spokoju i wytchnienia po trudach krucjatowej wędrówki. Ludwik brał udział wraz z cesarzem Manuelem w polowaniach w lasach otaczających Filopation. Król i królowa oklaskiwali zwycięskich woźniców na hipodromie - mogącym pomieścić 35 000 widzów, gdzie do wyścigu stawali przedstawiciele dwóch frakcji zielonej i błękitnej, ubrani w takowe tuniki. Eleonora wraz z swym królewskim małżonkiem podziwiali także obelisk przywieziony z Egiptu, a liczący sobie prawie 20 stuleci. Oglądali posąg karmiącej Romulusa i Remusa wilczycy, a także sławne konie z brązu, przywiezione z Aleksandrii (które to po roku 1204 zostaną zabrane z Konstantynopola i przewiezione do Wenecji, od tej pory zaś staną się symbolem tego miasta i chodź na krótko, w roku 1797 Napoleon Bonaparte zabierze je do Francji, to po Jego upadku wrócą z powrotem do Wenecji). Ludwika niepokoiły jednak informacje jakie otrzymywał, że cesarz Manuel pragnie porozumieć się z sułtanem Ikonium Masudem i odprawić zachodnie rycerstwo ze swych ziem. Przykład Niemców (których w Konstantynopolu nazywano "wieprzami gerazeńskimi" i o których mawiano że są brudni, demoniczni i dzicy oraz że mają niszczycielskie zamiary) był dla Ludwika niezwykle symboliczny. Zresztą Niemcy w czasie swego pobytu w Konstantynopolu zrobili bardzo złe wrażenie na ludności miasta. Dochodziło do częstych konfliktów pomiędzy nimi a ludnością Konstantynopola (w których to uczestniczyła również cesarska gwardia wareska). Sam pałac Filopation (w którym wcześniej ulokowany był król Konrad i możni niemieccy), został przez nich kompletnie zniszczony, tak, że nim przybyła do Konstantynopola francuska para królewska, należało ten pałac generalnie odmalować i odnowić (a Niemcy wyszli z Konstantynopola niecały miesiąc przed przybyciem króla Ludwika i jego małżonki). Manuel nie miał żadnego interesu w tym, aby wyprawa krzyżowa (szczególnie ta niemiecka) zakończyła się fiaskiem (w końcu żona Konrada Gertruda, była siostrą jego małżonki Ireny/Berty). Ale po tym co urządzali niemieccy rycerze najpierw w Konstantynopolu (i w pałacu Filopation), a potem w dzielnicy Fanar po drugiej stronie Złotego Rogu, doprowadziło do tego, że cesarz Manuel zażądał od Konrada odszkodowania za zniszczenia i gwałty poczynione przez jego rycerzy. Konrad początkowo uznał straty za niewielkie i odmówił zapłaty, a potem (gdy Manuel naciskał) zagroził, że w przyszłym roku przywiedzie jeszcze więcej rycerstwa (wiódł ze sobą ok. 50 000 rycerzy, giermków i osób cywilnych uczestniczących w wyprawie) i wówczas zdobędzie Konstantynopol. Ostatecznie we wrześniu 1147 r. Ostatecznie Manuel zaproponował Konradowi, aby kierując się do Ziemi Świętej szli przez jego tereny, wzdłuż Morza Egejskiego, wówczas nie napotkają niebezpieczeństwa i bezpiecznie dotrą do celu. Konrad uznał jednakże znacznie szybciej będzie przejść wzdłuż Anatolii i tak też uczynił. Wymarsz z Nikei nastąpił 15 października 1147 r. W tym czasie król Ludwik był już wraz z małżonką w Konstantynopolu.
Przewodnik jakiego dał Konradowi i rycerstwu niemieckiemu cesarz Manuel - Stefan, dowódca gwardii Wareskiej, radził im aby szli przez tereny bizantyjskie i aby odesłano do domu cywilnych pielgrzymów, gdyż będą spowalniać wojsko i utrudniać jego manewry. Cesarz Manuel dostarczył im też znaczne ilości jedzenia, ale wojsko Konrada nie robiło żadnych zapasów, jedzono na bieżąco - co doprowadziło do szybkiego opustoszenia taborów (potem Niemcy oskarżyli Bizantyjczyków, że ci fałszowali ilość dostarczanej mąki i... dosypywali tam kredę). Największym problemem był jednak brak wody. Nie pomyślano O tak podstawowej rzeczy jak zaopatrzenie wojska w żywność i wodę gdy armia dotarła do Doryleum (gdzie 50 lat wcześniej w czasie pierwszej wyprawy krzyżowej rycerstwo zachodnie odniosło wspaniałe zwycięstwo nad Sułtanatem Ikonium) 25 października 1147 r. uderzyła na nich szybka, lekka jazda seldżucka. Zaskoczenie było totalne, a poza tym rycerze byli spragnieni i nieprzygotowani do walki - doszło do masakry. Poległa większa część żołnierzy Konrada, a on sam ratował się ucieczką do Nikei. Natomiast w zdobytym niemieckim obozie Turcy seldżuccy zdobyli takie łupy, że potem handlowano nimi na bazarach w wielu muzułmańskich krajach, nawet w Persji. Natomiast król Ludwik (który wówczas wciąż przebywał w Konstantynopolu), dowiedziawszy się o klęsce pod Doryleum, obawiał się że było to spowodowane dywersją cesarza Manuela i jego próbami porozumienia się z muzułmanami i zastanawiał się czy warto dalej ufać Bizantyjczykom oraz kontynuować tę wyprawę.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz