MOJE OPOWIADANIE FANTASY
Cz. II
- Gdzie
jesteśmy - zawołała niewyraźnie kobieta - Dlaczego mnie tu
przyprowadziliście, dlaczego tu trafiłam - wciąż powtarzała z
wyczuwalnym przerażeniem w głosie. Nikt jednak jej nie odpowiadał.
Orszak kroczył dalej wzdłuż ciasnego korytarza.
- Cóż uczyniłam, odpowiedz mi, nie rozumiem, nie rozumiem tego? - wciąż powtarzała kobieta.
Korytarz
kończył się wielką, kopulasto sklepioną jaskinią, wewnątrz znajdowało
się kilkanaście wylotów do kolejnych korytarzy, Synella weszła do
jednego z nich, a żołnierze ruszyli za nią, wciąż poganiając prowadzoną
przez siebie kobietę, która była coraz bardziej zdezorientowana.
Wreszcie zaczęły pojawiać się cele, które pełne były wszelakich więźniów.
Ci jednak pomimo ogromnej ciasnoty i przebywania w ciemnych i niezwykle
wilgotnych skalistych celach twierdzy Tol Kar, mogli uważać się za
szczęśliwców, najgorzej mieli ci, którzy przywieszeni byli ciężkimi
łańcuchami za ręce lub nogi do góry. Niektórzy jeszcze wydawali bolesne
jęki, inni już byli martwi. To byli przede wszystkim mężczyźni, kobiety trzymane były zaś w
maleńkich klatkach, uwieszonych wysoko nad ziemią, nad ogromnym
podziemnym skalistym jeziorem. Te które miały więcej szczęścia, trzymano
w lepszych od "męskich" celach.
Jedzenie
było ohydne, a była to zmielona szczurza papka, pełna wszelakiego
robactwa. Czasami jednak, tak dla żartów, strażnicy pozbawiali więźniów
nawet tego pożywienia, by potem przypatrywać się, jak ci nieszczęśnicy
próbują upolować żywe szczury, by wręcz połykać je "na surowo".
Oczywiście była też możliwość zdobycia lepszego jedzenia, za wszystko tu
trzeba było jednak zapłacić. A zapłatą było szpiegostwo i
donoszenie na współwięźniów - jeśli informacja spodobała się strażnikowi
(który za wykrycie ewentualnego spisku otrzymywał nagrodę), można było
otrzymać czerstwy chleb i kilka kropel w miarę świeżej wody. Jeśli nie
było donosów, strażnicy sami znajdowali sposób na zdobycie nagrody -
zaczęto organizować pokazowe "kontrolowane ucieczki" więźniów. Taka
ucieczka zawsze kończyła się śmiercią uciekającego, a wcześniej takiego
kandydata wybierał sobie właśnie strażnik. Nieszczęśnik otrzymywał tylko
wiadomość że dziś ma uciekać, jeśli wszystko pójdzie dobrze - zginie
natychmiast, a jeśli nie - to czeka go powolna śmierć w męczarniach,
trwająca niekiedy nawet kilka tygodni. W tym czasie z więźnia pasami zdzierana
była skóra, wyrywano mu paznokcie, zęby, obcinano po kolei
poszczególne członki ciała, a ów nieszczęśnik, póki jeszcze mógł mówić, błagał o swych ciemiężców o szybką śmierć.
Istniał też i inny sposób zdobycia
lepszego jedzenia, uniknięcia chłosty, a niekiedy nawet zwolnienia z
codziennych, ciężkich prac. Była to prostytucja więzienna, preferowana w
ogromnej większości przez uwięzione w Tol Kar kobiety. Dzieci, zrodzone
z takich związków były odbierane matkom zaraz po urodzeniu i dalszy
słuch po nich ginął. Przy jednej z takich kobiecych cel, stanęła teraz
Synella. Kobieta, którą ponaglali popchnięciami eskortujący ją
żołnierze, na widok miejsca swego uwięzienia - rozpłakała się.
Cz. III
Długi tabor składający się z dwóch grup wojowników, począł zbliżać się do
drewnianych zabudowań wioski. Zbrojni w spiczastych hełmach i długich
mieczach, zbliżali się jeden za drugim do pierwszych umocnień
drewniano-ziemnych wałów.
- Otworzyć bramy - krzyknął starszy mężczyzna o siwej brodzie.
Ogromne
wrota poczęły się rozszerzać aż w końcu żołnierze obu połączonych
oddziałów, mogli swobodnie przejechać przez bramę wjazdową.
- Witaj w Romurii - przyjacielu - powiedział starzec, spoglądając na
towarzyszącego mu jeźdźca - Rozgośćcie się tu i czujcie jak u siebie.
Kobiety Gudrun, Hallgerdo, Hertrudo, Vigilio, szykujcie ucztę, dziś w
nocy będziemy śmiać się i ucztować, dziś w nocy powitamy naszych
przyjaciół, którzy pomogą nam wygnać te gehanneńskie szakale z naszej ziemi.
Starszy mężczyzna zsiadł z konia, zdjął hełm i podszedł do stojącej w najbliższej odległości kobiety
- Przedstawiam ci Balorze mą żonę, Gudrun, która obdarzyła mnie aż
trójką synów - powiedział starzec. Balor również zsiadł z konia i
podszedł do kobiety.
- Na Mitrę,
zaprawdę nie sądziłem że ujrzę jeszcze kobietę takiej urody, prawdziwa
bogini stoi przed nami Haraldzie - stwierdził Balor.
- Tak, jest ona mym wielkim skarbem i największym szczęściem jakie
mnie w życiu spotkało. Choć gdy porwałem ją z jej wioski, lata temu,
okazała się bardzo wojownicza. Najpierw chciała ściąć mi głowę toporem
jej ojca, a potem, hm, potem podrapała mi całe ręce. Oto prawdziwa
kobieta, dzielna i odważna, taka doskonale zadba o szczęście domowego
ogniska.
- Co racja, to racja przyjacielu - dodał Balor
- Dlatego też radzę swym synom,
najlepszą partią na żonę jest branka, ale tylko taka, która broni się do
upadłego nawet wtedy gdy ją chędożysz - dodał od siebie gospodarz
wioski, po czym obaj mężczyźni wybuchnęli gromkim śmiechem.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz