CZYLI JAK TO NIEMCY
PODCZAS II WOJNY ŚWIATOWEJ,
ZAMIERZALI URZĄDZIĆ SOBIE
POLSKĘ "OD NOWA"
(1939-1945)
"SZKOPY I KACAPY"
"WRACAJĄ POTWORY - ZŁOWROGIE NARODY
ICH ZBRODNIE ICH BREDNIE - ICH HITLER I STALIN
SZKOPY I KACAPY - DZIECIŃSTWA KOSZMARY
"DWA WRAŻE IMPERIA - POSTRACH EUROPY
ZŁOWIESZCZE, PONURE KACAPY I SZKOPY
I TAK OD STULECI - ZŁODZIEJE I ZBÓJE
NIEZNOŚNE WATAHY NAPASTLIWYCH DRANI
CO WCIĄŻ OD POKOLEŃ WALCZĄ Z SĄSIADAMI
NAJBARDZIEJ ICH DRAŻNIĄ POLACY PRZEDZIWNI
KOCHAJĄCY WOLNOŚĆ I NIEAGRESYWNI
"ZŁOWIESZCZE - PONURE
KACAPY I SZKOPY"
NIM POLECIAŁY PIERWSZE BOMBY -
OSTATNIE MIESIĄCE WOLNEJ POLSKI
Cz. II
II RZECZPOSPOLITA POLSKA - NASZA DUMA
Dwadzieścia lat prawdziwej niepodległości! Dwadzieścia lat, podczas których wykonano prawdziwie syzyfową, tytaniczną pracę podniesienia kraju z totalnej nędzy i zniszczenia lat I Wojny Światowej. Ale te dwadzieścia lat, to było jednak za mało, aby skutecznie przeciwstawić się zjednoczonej potędze dwóch sprzymierzonych totalitaryzmów - niemieckiego nazizmu i rosyjskiego komunizmu (należy bowiem pamiętać, że o ile komunizm leninowski i trockistowski realnie nie posiadał barw narodowych i głównie był skierowany przeciwko samej Rosji i wszystkiemu co dawna, carska Rosja sobą reprezentowała, o tyle komunizm stalinowski był już pełnoprawnie rosyjski - Stalin przywrócił bowiem komunizmowi jego rosyjski charakter, gdyż uznał że połączenie haseł internacjonalistycznej ekspansji, może był realizowane również pod wielkomocarstwowymi hasłami, odwołującymi się do rosyjskiego narodu. Komunizm stalinowski był więc już komunizmem przede wszystkim narodowym - rosyjskim). Zresztą Polska, nawet gdyby miała więcej niż te dwadzieścia lat, nie zdołałaby osiągnąć takiej potęgi, która umożliwiłaby jej górowanie nad połączonymi Niemcami i Związkiem Sowieckim, to po prostu było niemożliwe.
Aby przetrwać, najprościej więc byłoby sprzymierzyć się z którymś z owych mocarstw, przeciwko drugiemu, ale z którym? Ze Związkiem Sowieckim? W czasach komuny w polskich filmach, opowiadających o II Wojnie Światowej, co jakiś czas pojawiali się tacy "patrioci", którzy wieszczyli upadek "zaślepionej i wiodącej kraj ku upadkowi" - sanacji. Twierdzili oni (ci aktorzy, w tych filmach), że najlepiej byłoby sprzymierzyć się z Sowietami, aby razem pokonać Niemców. Ja rozumiem propagandową wymowę tamtych czasów - realnego socjalizmu, ale sama myśl o tym, aby zwalczać dżumę - cholerą, mogłaby pojawić się jedynie w najbardziej przeżartym propagandą (lub innymi "dopalaczami") umyśle. Gdyby bowiem Sowieci weszli do Polski - pod pozorem wspólnej walki z Niemcami - do moi drodzy, żadna siła by ich stąd potem nie wygnała. Należy bowiem pamiętać że nie tyle ideologia komunistyczna, co w ogóle wielkoruska - moskiewska, zakładała że tam, gdzie stopę swą postawił żołnierz sowiecki (rosyjski - do wyboru to nie ma aż tak wielkiego znaczenia), tam jest już ziemia sowiecka (rosyjska). I tyle w temacie, nikt o zdrowych zmysłach nie wpuściłby sobie do organizmu bakterii, która by go potem zżerała od środka.
Co zaś się tyczy sojuszu z Niemcami przeciwko Związkowi Sowieckiemu - taka ewentualność również nie wchodziła w grę. Dziś jednak wśród polskich historyków i publicystów pojawia się taka opinia, że gdybyśmy wspólnie z Niemcami poszli na Moskwę, zdobylibyśmy ja i rozbili ową sowiecką klatkę - uwalniając więzione w niej ludy - ok. najprawdopodobniej przy wsparciu Wojska Polskiego rzeczywiście Wehrmacht pokonałby Armię Czerwoną - tylko co potem. Przecież sojusz z Polską był dla Hitlera gwarancją spokoju na Wschodzie, podczas gdy on najpierw rozniósłby Francję i (najprawdopodobniej) dokonałby udanego desantu i podboju Wielkiej Brytanii (tym bardziej że brytyjskiego nieba nie strzegliby już polscy piloci, którzy, choć nieliczni - wnieśli ogromny wkład w zwycięstwo Aliantów w tzw.: powietrznej Bitwie o Anglię). Tak więc mamy na Zachodzie rozbitą Francję i Wielką Brytanię, teraz przyszłaby kolej na wspólny atak na Sowiety. Zdobywamy Moskwę, polscy i niemieccy żołnierze wspólnie szturmują Kreml i co dalej. Kto chciałby żyć w takiej niemieckiej Europie? Bo przecież nie ulega żadnej wątpliwości że po podboju Rosji, sojusz z Polską byłby dla Niemiec coraz bardziej niewygodny.
Pojawiałyby się coraz większe punkty wzajemnego sporu (jeszcze podczas wojny, większość ludności żydowskiej czy rosyjsko-ruskiej uciekałaby na tereny na których operowałoby Wojsko Polskie, aby uniknąć mordów z rąk "dzielnych niemieckich chłopców z Wehrmachtu". Nie sądzę że ochrona Żydów i ludności ruskiej ze strony Polaków by się Niemcom podobała. Tutaj więc pojawiałyby się pierwsze zarzewia konfliktu. Polacy chcieliby też odbudowywać państwa wschodnie, zniszczone przez komunistów - Ukrainę, Białoruś, dążyli by do odtworzenia Litwy ponownie zjednoczonej z Polską, a Niemcom marzyłby się podbój, aneksja i bezwzględna eksploatacja tych ziem, połączona z fizyczną eksterminacją "ras niearyjskich". W tych warunkach jest bardziej niż pewne, że pokój na linii Polska-Niemcy długo by nie przetrwał, a do wojny doszłoby (gdyż Polacy zapewne nie chcieliby stać się niemiecką kolonią w "Nowym Niemieckim Świecie"). Sądzę jednak że bez wsparcia Zachodu (w tym przypadku USA, które sądzę że na etapie wojny ze Związkiem Sowieckim, weszłyby już do wojny), Polska uległaby potędze zwycięskiego Wehrmachtu.
Nie było więc innej drogi w 1939 r. jak tylko powstrzymanie kolejnych "pokojowych żądań" Niemiec, na drodze wojennej, tym bardziej że plan polskiego dowództwa był bardzo dobry i przewidywał zwycięstwo nawet w sytuacji: "czasowego zajęcia całości lub cześć terytorium polskiego" przez Niemców. Mieliśmy najlepszych sojuszników, jakich tylko w tamtym czasie można by sobie było wymarzyć - zwycięskie mocarstwa z I Wojny Światowej - Francję i Wielką Brytanię, cóż można było chcieć więcej? Niestety, polski plan nie zakładał jednego, że Francuzom ... odechce się walczyć nie tylko "o Gdańsk" (jak to we francuskich mediach przedstawiali proniemieccy i prosowieccy propagandyści), ale nawet o Paryż. Francuzi okazali się nie tylko TOTALNYMI idiotami, ale wręcz zbrodniarzami. Tak - zbrodniarzami, to na ich barkach bowiem również (wraz z Niemcami i Rosjanami), spoczywa odpowiedzialność za potworne zbrodnie, jakie dokonały się podczas tej ostatniej wielkiej wojny. To co zrobili Francuzi w 1939 r. (gdy wystarczyło skierować na front niemiecki zaledwie kilka dywizji, aby sytuacja diametralnie się odmieniła, tym bardziej że cała potęga niemieckich sił zbrojnych, skierowana była wówczas przeciwko Polsce, a na tzw.; "Linii Zygfryda" stacjonowały niewielkie, złożone głównie z weteranów poprzedniej, pozycyjnej wojny, pozbawione wsparcia pancernego i praktycznie bezbronne siły), woła wręcz o pomstę do nieba.
Francuska niechęć do niewielkiego wysiłku zbrojnego, doprowadziła do tego, że cały kontynent stanął w ogniu (nie mówiąc już o zniszczeniach i śmierci milionów ludzkich istnień). W tych warunkach zwykły żart: "Co się stanie jeśli Włochy będą walczyć z Francją? Włochy przejdą na stronę wroga, a Francja w tym zamieszaniu - zdąży skapitulować", nabiera wręcz przerażającego wrażenia. A najbardziej przerażające w tym wszystkim jest to, że Francuzi w 1939 r. mieli znacznie lepszą armię od Niemców, i to praktycznie pod każdym względem (liczebności, liczby czołgów, samolotów, dywizji etc. etc.). To dopiero trzeba być nie lada specjalistą, aby przegrać już wygraną wojnę i aby poddać się armią, która swą siłą i liczebnością biłaby (gdyby chciała) przeciwnika na każdym froncie? Ale wojny (jak i każdej walki) nie wygrywa się jedynie siłą liczebną swych jednostek - wojnę należy wygrać najpierw we własnym umyśle. Jeśli nie ma determinacji lub myśli się kategoriami "jakoś to będzie" - to nie będzie wcale - NICZEGO. A na koniec dochodzi do rzezi i potwornych cierpień ludzi. No cóż, należy tylko pogratulować takim państwom jak Francja ich "bojowej determinacji" w ... nadstawianiu tyłka.
Wracając jednak do ostatnich miesięcy wolnej Polski sprzed wrześniem 1939 r. W poprzednim temacie zaprezentowałem osiągnięcia i zdobycze odrodzonego państwa (podane w dość ekspresowym tempie, co spowodowało że wiele z osiągnięć pominąłem - ale już nie będę do nich wracał). Teraz chciałbym opisać te ciemne (i ciemniejsze) strony naszej Ojczyzny, bowiem i takie też były. W zasadzie to nie wiem od czego zacząć, bo wszystko co przychodzi mi na myśl z owych negatywów II Rzeczypospolitej, jest albo niezwykle banalne, albo też występujące w znacznie ostrzejszej formie w innych państwach, w takim razie postanowiłem zacząć od ... sowieckich kretów. Oj, nie brakowało w przedwojennej Polsce ludzi, którzy gotowi byli by służyć obcym, w tym wywiadowi sowieckiemu (choć należy też dodać, że z biegiem lat liczba chętnych do współpracy z obcym wywiadem znacznie spadła, było to spowodowane uświadomieniem sobie, że odrodzona Polska, to jakieś tam "saisonstaat", tylko realny i silny organizm polityczny, który nie rozpadnie się, tak jak myślało wielu głównie w Niemczech i Rosji, pod wpływem kryzysów wewnętrznych lub akcji zewnętrznych, tylko oparte jest na solidnych podstawach). Było jednak kilka głośnych nazwisk jawnych współpracowników wywiadu sowieckiego, ulokowanych dość wysoko na szczeblach władzy II Rzeczpospolitej.
Jednym z nich był niejaki - Bakowski, aktywny działacz Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem (czyli piłsudczykowskiego BBWR-u), a wcześniej członek Polskiej Organizacji Wojskowej, obracający się w otoczeniu wielu polityków, w tym z Walerym Sławkiem (który jest dla mnie prawdziwym wzorem przyzwoitości - człowiek do cna uczciwy, oddany pracy dla Ojczyzny całym sercem, najwierniejszy bodajże współpracownik Józefa Piłsudskiego). W umiejętny sposób wmanewrował on jednego z oficerów "Dwójki" (Oddziału II Sztabu Głównego Wojska Polskiego - czyli innymi słowy wywiadu i kontrwywiadu wojskowego), niejakiego rotmistrza Władysława Borakowskiego. Borakowski był bawidamkiem i po pracy często wpadał do klubów dancingowych potańczyć i poflirtować z pięknymi kobietami. To właśnie go zgubiło, Bakowski czyhał bowiem na swe ofiary właśnie w takich miejscach. Widząc że rotmistrz lubi się zabawić, przysiadł się do niego i po kilku kieliszkach zaproponował przejście na ty. Gdy dowiedział się zaś że Borakowski pracuje w wywiadzie, zaproponował że zapłaci za niego rachunek. Potem pokrywał kilka kolejnych wyskoków rotmistrza, aż w końcu przedstawił mu swoją "dobrą znajomą" (wiedząc że Borakowski lubi otaczać się pięknymi kobietami), która została jego kochanką. Nazywała się (przynajmniej oficjalnie) Tosja Makowska i ... była komunistką, pracującą dla sowieckiego wywiadu.
Po kilku dniach, zaproponował Borakowskiemu, wspólny (we trójkę) wypad nad morze, do Sopotu. Tam rotmistrz (który był do tego hazardzistą), dużo przegrał w tamtejszym kasynie. Wówczas Bakowski stwierdził, że on co prawda nie ma już pieniędzy, ale w Gdańsku (wówczas Wolnym Mieście Gdańsku), ma znajomego finansistę, który na pewno pożyczy mu pieniądze. Wyjechali więc do Gdańska i tam ów "finansista" (również agent sowiecki, a dodatkowo kochanek Makowskiej, którą się dzielił z Borakowskim - "dla dobra sprawy"), nazwiskiem Ładowski (oczywiście ani imiona ani nazwiska nie były prawdziwe), pożyczył pieniądze na dalszą zabawę, ale wcześniej Borakowski musiał podpisać pokwitowanie. Wrócili więc do Sopotu, ale szczęście znów nie dopisywało rotmistrzowi i przegrał te "pożyczone" pieniądze, wrócili więc po kolejną pożyczkę do Ładowskiego, ale wówczas on stwierdził że działa w "Stowarzyszeniu Walki z bolszewizmem" (dlatego przeraża mnie, jak ludzie, głównie młodzi ludzie dają się nabierać na starą, perfidną ruską propagandę medialną, mówiącą że Rosja stanowi jakiekolwiek duchowe odrodzenie od "zgniłego i skazanego na upadek Zachodu" - Rosja bowiem nie stanowić nie może, nie ma bowiem żadnej , totalnie ŻADNEJ wartości duchowej, nic pięknego nigdy nie wyszło z tego Mordoru. Ale za to są mistrzami kłamstwa, propagandy i intrygi, tak potrafią wszystko wywrócić do góry nogami, że doprawdy można się pogubić w tym wszystkim, dlatego zawsze należy zachować zdrowy rozsądek i jak widzimy takich - nie wiem jak ich nazwać pożyteczni idioci czy głupawe agenciaki - jak pan "jaszczurka", czyli ten Olszański vel Jabłonowski, albo na odwrót, czy Grigorij Braun - to od razu możemy sobie wyrobić zdanie o skuteczności moskiewskiej propagandy. Wojna informacyjna o "dusze młodzieży" toczy się dziś bowiem głównie w internecie).
Tak więc Ładowski zaproponował Borakowskiemu pracę dla swojej organizacji. Rotmistrz chętnie się zgodził - nie podejrzewał bowiem wywiadowczej intrygi. Poproszono więc go aby udzielił informacji na temat tego, czego już dowiedział się o Sowieckiej Rosji. Borakowski początkowo się wzbraniał, twierdząc że to są informacje ściśle tajne, ale uspokojono go, że chodzi jedynie o informacje ogólne, wręczono mu też kolejną "pożyczkę", którą wkrótce rotmistrz przegrał w kasynie. Zresztą nic się nie zmieniło - Borakowski dalej brylował w klubach i na dancingach, zaś Bakowski płacił za niego rachunki. Trzeba być idiotą, aby sądzić że na tym świecie cokolwiek będzie za darmo, no i się skończyło - któregoś dnia Bakowski podliczył ile wydał na rotmistrza i poprosił o uregulowanie długu. Ten pieniędzy nie miał (zresztą nie o pieniądze chodziło), więc zaproponowano mu współpracę z wywiadem sowieckim, a jeśli by odmówił, grożono ujawnieniem takowej współpracy i pokwitowań pobrania odpowiednich sum pieniędzy. Borakowski nie miał wyjście - musiał podjąć współpracę z Sowietami. Był o tyle niebezpieczny, że przez jego ręce przechodziły raporty polskiego attache w Moskwie, który jednocześnie kierował tamtejszą polską agenturą. Wkrótce został on wydalony z Moskwy. Polski wywiad wpadł na trop Borakowskiego na przełomie 1933/1934 r. Wkrótce został on aresztowany i stanął przed sądem. Został skazany na karę śmierci (1934 r.). Takich przypadków w polskim wojsku i polityce było kilka.
MŁODE POKOLENIE JEST NAJBARDZIEJ PODATNE NA WSZELKIEGO TYPU "RUSKĄ" (CHOĆ NIE TYLKO) AGENTURĘ, OPAKOWANE W PIĘKNE SREBERKA NAJWIĘKSZE ZDOBYCZE ROSYJSKIEJ KULTURY - KNUT, STRYCHNINA I RUSKIE WALONKI
MŁODE POKOLENIE MUSI MYŚLEĆ PO POLSKU - PRZEDE WSZYSTKIM
MYŚLEĆ PO POLSKU
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz