Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 2 stycznia 2020

MEMORIAM - Cz. XIII

ZEMSTA JEST ROZKOSZĄ BOGÓW





SULLA SZCZĘŚLIWY

 


 
 Nim jeszcze Lucjusz Korneliusz Sulla dotarł z wojskiem do Kapui - zmierzający do niego na czele sformowanych przez siebie w Picenum trzech legionów - młody Gnejusz Pompejusz musiał rozprawić się z atakami mariańskich oficerów, jak choćby Gajusza Karrynasa, Celiusza i Marka Juniusza Brutusa. Brutusa pobił na samym początku, dając przykłady wielkiego męstwa, gdy ciosem włóczni powalił zmierzającego ku niemu jeźdźca i rzucił się w tłum walczących a za nim cała jego armia. Potem wystąpiła przeciw Pompejuszowi armia konsularna Lucjusza Korneliusza Scypiona, ale wojsko to nie parło od razu do decydującej bitwy i zamknęło się w obozie czekając sposobniejszej chwili do ataku. Tymczasem pod Kapuą naprzeciw Sulli stanęła armia drugiego konsula - Gajusza Norbanusa, która jednak w tejże bitwie została kompletnie rozbita (tracąc siedem tysięcy poległych żołnierzy). W tym czasie Pompejusz musiał zmierzyć się nad Aesis (graniczna rzeczka między Picenum a Umbrią, dziś nosi nazwę Esino) z jazdą, wysłaną przez Gnejusza Papiriusza Karbona (stronnika Mariusza i Cynny, który wraz z tym ostatnim władał Rzymem od 86 r. p.n.e. a po śmierci Cynny w 84 r. p.n.e. już niepodzielnie jako przywódca stronnictwa popularów). Pompejusz jednak zwyciężył te oddziały i zmusił je do ucieczki, zaś Sulla doprowadził do kapitulacji armii konsularnej Lucjusza Korneliusza Scypiona, obiecując jego żołnierzom (w zamian za przyłączenie się do wojsk Sulli) wyższy żołd (Scypion zachował życie i został puszczony wolno). Tak oto Karbon już na początku wojny utracił dwie armie konsularne, oraz większą część południowej i środkowej Italii, a jego władztwo sprowadzało się przy końcu tego roku (83 p.n.e.) zaledwie do Lacjum, Etrurii, Umbrii i Galii Przedpadańskiej. Sulla - powiadomiony o bohaterstwie Pompejusza -  wreszcie się z nim połączył, a powitany jak na wodza naczelnego przystało (żołnierze stali przystrojeni w galowe płaszcze i w paradnej zbroi), zwrócił się do tego zaledwie 23-letniego młodziaka słowami: "Witaj Imperatorze" (które to określenie zarezerwowane było tylko i wyłącznie dla dowódcy całej armii). Było to doprawdy niezwykłe widowisko, gdy stary polityk i wódz, mający na swym koncie wiele zwycięstw i uporczywie walczący o władzę imperatorską z Mariuszem, Cynną i Scypionami, teraz nie tylko zwracał się tym tytułem do młodzieńca - który nie rozpoczął własnej kariery politycznej i nawet jeszcze nie zasiadał w senacie - ale także zdjął na jego widok swój hełm wojskowy, co było bez wątpienia niezwykłym wydarzeniem.

Nim do tego jednak doszło, w nocy, na dzień przed nonami miesiąca Kwinktilis, który to miesiąc dziś zwiemy już Julius (noc z 5 na 6 lipca 83 r. p.n.e.) Kapitol, ze swą sławną Świątynią Jowisza Największego Najlepszego - stanął w płomieniach (spłonął wówczas również egzemplarz proroctw Sybilli z Kum italskich). Ludzie powszechnie przywoływali sobie słowa wyroczni sybillińskiej, które brzmiały w odniesieniu do tysiąc setnej rocznicy upadku Troi, która to data przypadała właśnie na ten rok: "Kiedy spełni się okres dla życia ludzkiego najdłuższy (...) Wtedy, o Rzymie, pamiętaj, chociażbyś o sobie zapomniał - o tym, co powiem, pamiętaj (...) Cała zaś ziemia italska i cała kraina latyńska , berłu powolnemu twojemu, swój kark tobie odda pod jarzmo". Była to doprawdy przepowiednia iście przerażająca, tym bardziej że przypadała na okres, w którym to kapłani haruspikowie wyznaczali kres istnienia Rzymu, a czas ten liczono w tysiąc sto lat po upadku Troi, czyli dokładnie wówczas gdy toczyła się owa krwawa wojna pomiędzy Sullą a Karbonem i między stronnictwem optymatów a popularów. Spłonięcie Świątyni Kapitolińskiej było tylko tego potwierdzeniem i teraz dopiero spodziewano się nastania jeszcze większych klęsk i zniszczeń, aż po kres istnienia rzymskiego świata. Lud cały w trwodze zapełniał świątynie, gdzie w przejęciu i z wyraźnym lękiem oczekiwano trzeciego uderzenia pioruna, po którym to miała nadejść ostateczna zagłada Rzymu. Świątynia Jowisza na Kapitolu była bowiem tak stara, że pamiętała początki Republiki (dokładnie miała zostać otwarta 13 września 509 r. p.n.e.). Jej zniszczenie więc, symbolizowało całkowity upadek dotychczasowego świata. Wówczas to, niesiony mistycznym zapałem, udał się Kwintus Sertoriusz na poszukiwanie Wysp Szczęśliwych i minąwszy Słupy Herkulesa (Gibraltar), dotarł ponoć do jakichś wysp na Zachodzie (były to Wyspy Kanaryjskie).

A tymczasem zbliżała się zima i dalsze walki odłożono do wiosny roku następnego. Jednak obie strony nie próżnowały i o ile Karbon zdołał odbudować utracone wojsko, o tyle Sulla powysyłał swych zwolenników do wielu pozaitalskich ziem, aby zdobyć tamtejsze placówki i tym samym uniemożliwić nadejście stamtąd jakiejkolwiek odsieczy dla popularów. Legat Sulli - Lucjusz Filip zajął wówczas Sardynię, wypędziwszy stamtąd mariańczyka - Kwintusa Antoniusza. Pompejusz zaś posłany został do Galii Narbońskiej (dzisiejsza Prowansja), aby wesprzeć tam propretora Kwintusa Cecyliusza Metellusa Piusa, który niezbyt dobrze radził sobie ze zwolennikami Mariusza. Ponoć gdy Pompejusz przybył na miejsce i miał już w dłoni rozkaz Sulli zastąpienia Metellusa Piusa na stanowisku dowódcy tamtejszych legionów oraz namiestnika Galii (południowej - gdyż reszta ówczesnej Galii wciąż była niepodległa i zdobędzie ją dopiero Juliusz Cezar w kampanii z lat 58-51 p.n.e.), stwierdził, że jako młodszy wiekiem i doświadczeniem nie zamierza odbierać dowództwa Piusowi, a jeśli tamten zechce, dołączy do niego i będzie go jedynie wspierał w dalszej wojnie. Ten oczywiście przystał na taki układ i wspólnie objęli kontrolę nad Narbonną oraz alpejskimi szlakami górskimi wiodącymi do Italii. Sukcesy Pompejusza, jego sława oraz uznanie w oczach Sulli, powodowały zazdrość drugiego wielkiego wodza - Marka Licyniusza Krassusa. On, który osiem miesięcy ukrywał się przed siepaczami Korneliusza Cynny w południowej Hiszpanii, teraz miał olbrzymie ambicje co do dalszej swej kariery u boku Sulli. Notabene z czasów gdy ukrywał się w Hiszpanii, przetrwała ciekawa opowiastka o tym jak w ogóle przetrwał ten okres. Ponoć ukrywając się w pewnej grocie skalnej, stojącej nad brzegiem morza - żywność i wodę dostarczał mu wówczas jego przyjaciel - Wibiusz Pakcjanus, mający majatek w nieodległej równinie. Dbał on nie tylko o to, aby jedzenie było obfite i smaczne, ale również starał się zapewnić Krassusowi i inne przyjemności. Pewnego razu wziął bowiem ze sobą dwie piękne niewolnice i poszedł z nimi nad morze. Następnie kazał im wejść do jaskini i choć dziewczęta początkowo obawiały się na co mogą natknąć się wewnątrz, ten poradził im aby się nie bały, gdyż w środku znajdą ukojenie. Tam obie dziewczyny znalazły ukrytego Krassusa, który na pytanie skąd są i po co przyszły - odpowiedziały że pouczono je iż w środku odnajdą swego pana, który się tam ukrywa. Potem owe niewolnice przychodziły jeszcze co jakiś czas i stały się informatorkami Wibiusza czego jeszcze potrzebuje jego przyjaciel (jedna z tych niewolnic dożyła sędziwego wieku i potem już jako staruszka, w czasach Oktawiana Augusta, wspominała tamte lata, gdy w grocie skalnej oddawała się miłosnym igraszkom z Krassusem, późniejszym pogromcą Spartakusa i jednym z członków - wraz z Pompejuszem i Cezarem - pierwszego triumwiratu z lat 60 r. p.n.e. - 53 r. p.n.e.). 




Po ośmiu miesiącach takiego życia, gdy dowiedział się Krassus o śmierci Cynny (84 r. p.n.e.) opuścił jaskinię i zaczął formować po okolicy swych zwolenników (ponoć miał nawet splądrować Malagę - czemu potem stanowczo zaprzeczał). Ostatecznie udał się najpierw do Afryki, gdzie wraz z Kwintusem Cecyliuszem Metellusem Piusem dotarł do Italii i tam przyłączył się do wojsk Sulli. Sulla miał o nim jednak znacznie gorsze zdanie, niż o Pompejuszu. Gdy wysłał go więc do kraju Marsów (środkowa Italia nad jeziorem Fucinius), ten jednocześnie zażądał ochrony, gdyż był to region opanowany przez przeciwnika. Sulla jednak odpowiedział mu na owe żądanie tymi oto słowy: "Daję ci strażników w twym ojcu, bracie, w przyjaciołach i w krewnych" (innymi słowy, już samo urodzenie i pozycja społeczna rodziny Licyniuszów miała być odpowiednią i wystarczającą gwarancją bezpieczeństwa). Swoją drogą doszło tu też do pewnego odwrócenia wektorów, gdy bowiem młody Krassus nie mając zbyt dobrej opinii wśród sobie współczesnych (oczywiście zdania te były podzielone, bowiem dla przyjaciół potrafił być niesamowicie towarzyskim kompanem), o tyle Pompejusz zdobywał uznanie nie tylko swą przystępną naturą, ale i czynami bojowymi, i stanowił przeciwwagę dla swego ojca, który raczej zapisał się niekorzystnie w opinii jemu współczesnych, zaś ojciec Krassusa na odwrót - był bardzo popularnym i niezwykle szanowanym obywatelem oraz dobrym dowódcą wojskowym. W tym przypadku jabłka padły więc znacznie dalej od jabłoni. Negatywną opinię o Krassusie Młodszym potwierdziły też oskarżenia z Umbrii, gdy zajął jedno z tamtejszych miast - Tudercję - ponoć przywłaszczył sobie dużą część majętności należących do tamtejszych mieszkańców. Oskarżony o to przed Sullą, zarzekał się iż próbowano go spotwarzyć oraz odebrać dobrą cześć jego rodzinie i całej formacji optymatów. Do dziś nie wiadomo jaka była prawda, gdyż niczego Krassusowi nie udowodniono, ale pamiętać należy że w swym życiu odczuwał on tylko dwie wielkie namiętności - do złota i do pięknych kobiet. 

W ciągu zimy (83/82 r. p.n.e.) Gnejusz Papiriusz Karbon zdołał odzyskać utracone wpływy w południowej Italii, a szczególnie kraj Samnitów. Poza tym konsulem nowego roku (82 p.n.e.) został 27-letni syn Gajusza Mariusza, noszący to samo imię co ojciec - Gajusz Mariusz Młodszy (drugim konsulem był oczywiście Karbon). Już samo nazwisko mobilizowało dotychczasowych weteranów jego ojca, którzy niezbyt chętnie garnęli się do służby w poprzednim roku. Teraz zaś, dowodzeni przez syna wielkiego Mariusza, zgłaszali się ochoczo, zdając sobie sprawę że ewentualna klęska ich patrona, będzie jednocześnie ich własną klęską a ziemie które otrzymali, przejdą we władanie weteranów Sulli. Tak oto po jednej i drugiej stronie głos decydujący w wojnie zaczęli zdobywać młodzi wodzowie, którzy jednak byli w taki czy inny sposób związani z wcześniejszymi układami, sojuszami oraz stronnictwami. Aby zdobyć pieniądze, potrzebne na wyposażenie i opłacenie wojska, Mariusz Młodszy zdecydował się na krok świętokradczy a mianowicie polecił ograbić z wszelkich  kosztowności rzymskie świątynie, zaś pretor Lucjusz Damasyppus otrzymał rozkaz zabicia każdego, kto tylko odważy się w tej sprawie protestować (tak ponoć miał zginąć przewodniczący kolegium pontyfików - Kwintus Mucjusz Scewola. A należy też pamiętać że przewodniczący kolegium pontyfików był jednocześnie Najwyższym Kapłanem w Rzymie, zaś kolegium to - składające się z 4 patrycjuszy i 5 plebejuszy - wyznaczało święte dni w rzymskim kalendarzu, natomiast dom najwyższego Pontifexa musiał być zawsze otwarty dla ludu rzymskiego, jeśli ten tylko potrzebował wsparcia w kwestii religii czy duchowości. To właśnie z tego kolegium zostało przejęte w późnej epoce średniowiecza - kolegium kardynalskie a sam papież stał się następcą Pontifex Maximusa).




Z początkiem nowego roku (82 p.n.e.) linia frontu biegła od Kampanii na południu, przez kraj Samnitów, ku północnym wybrzeżom Adriatyku, jednak bardzo szybko ta sytuacja zaczęła ulegać zmianom. Oto bowiem Sulla ruszył na północ, w kierunku Lacjum, gdzie pod Sakryportem rozbił wojska Mariusza Młodszego, które próbowały zamknąć mu drogę na Rzym. Po klęsce Mariusz Młodszy zbiegł do pobliskiego miasta Praeneste, gdzie zamierzał się schronić, ale wieści o klęsce dotarły tu szybciej niż on sam i bramy miasta zastał już zamknięte. Jednak na wieść że do środka zamierza dostać się syn wielkiego Mariusza, spuszczono mu z murów liny, po których musiał się wdrapać. Droga do Rzymu została otwarta dla wojsk Sulli, lecz ten forsownym marszem ruszył na północ, omijając stolicę w której popularzy dopuścili się ostatniego pogromu nobilów, co do których istniała obawa iż potajemnie wspierają Sullę. Gdyby Sulla wkroczył wówczas do Rzymu, położyłby kres masakrze, ale ten postanowił najpierw ostatecznie rozprawić się wojskami Karbona, które stacjonowały w Etrurii, pod miejscowością Kluzjum. Tam też doszło do kolejnej bitwy w której wojska Sulli okazały się górą, ale nie udało im się ostatecznie rozbić nieprzyjaciela tak jak pod Sakryportem, zaś Karbon zdołał się wycofać najpierw do Galii Przedpadańskiej, gdzie poniósł ostateczną klęskę w bitwie pod Fawencją (na drodze emiliańskiej pomiędzy Ariminum a Placentią), a potem dostać się na okręt i uciec z Italii, co też oznaczało że cała jego armia na północy albo została ostatecznie rozbita, albo też poddała się zwycięskiemu Sulli i innym jego wodzom (Krassus i Pompejusz wtargnęli z Picenum w dorzecze Tybru, Kwintus Metellus wkroczył na nizinę italską i miał swój udział w zwycięstwie Sulli w bitwie pod Fawencją), ewentualnie rozproszyła się zdążając na południe. Front północny uległ całkowitemu rozbiciu i jedyną jeszcze siłą zdolną oprzeć się zwycięskim legionom optymatów, stały się nieliczne oddziały Mariusza Młodszego zamknięte w Praeneste, oraz 70-tysięczna armia samnicka pod wodzą Telesynosa, który zmierzał na odsiecz odciętemu Mariuszowi.

Już jednak kroczyły ku niemu dwie armie, jedna pod wodzą samego Sulli, a druga, mająca wyjść na jego tyły, pod dowództwem Pompejusza. Telesynos, dowiedziawszy się o zbliżających się ku niemu legionach nieprzyjaciela i zdając sobie sprawę że owe połączone armie z pewnością rozbiją jego własne siły, postanowił wyjść temu naprzeciw i odciągnąć armię Sulli, pobić ją, a potem ruszyć na Praeneste, by tutaj zniszczyć siły Pompejusza. Dokonał iście genialnego manewru (który był powtórzeniem marszu Hannibala z Kapui sprzed ponad stu trzydziestu lat) i postanowił... zdobyć Rzym. Gdyby to mu się udało, z całą pewnością doprowadziłby do spalenia tego miasta (i wówczas przepowiednia Sybilli sprawdziłaby się w całej swej pełni, Rzym uległby zagładzie w ogniu płomieni, spalony przez samnijskich żołnierzy których kolejne pokolenia marzyły by wreszcie tego dokonać na znienawidzonej stolicy swego wymuszonego sojusznika). Sulla jednak, powiadomiony o obejściu Telsynosa, podzielił swoje siły na dwa korpusy i ruszył za nim w pościg. Dopadł go już pod Rzymem, dziesięć stadiów od Bramy Kollińskiej - gdzie doszło do ostatecznej bitwy w tej wojnie domowej, której koniec miał jeszcze długo nie nastapić, przerywany kolejnymi buntami i ambicjami poszczególnych wodzów. O prawdziwych zamiarach Telesynosa w stosunku do Rzymu niech zaświadczy to, jak postąpił z witającymi go jako wybawiciela (spod rządów popularów) młodzieńcami z senatorskich rodów, którzy na koniach wyjechali aby powitać go u Bramy Kollińskiej. Telesynos jednak, bez zdania racji nakazał ich zrzucić z koni i zamordować. W mieście wybuchła panika, a kobiety wszczęły srogi lament, obawiając się nie tylko mordów swych ojców, synów i braci ale i gwałtów na nich samych. Telesynos zaś czekał, uradowany przerażeniem jakie potęgowała jego armia, stojąca u bram Wiecznego Miasta. Wreszcie w oddali dostrzeżono też pierwsze oddziały Sulli. Bitwa, która się wówczas rozpoczęła, była krwawa i niezwykle zacięta, a zwycięstwo długo niepewne. Na lewym skrzydle wojsk Sulli Rzymianie poczęli się cofać przed przeważającymi siłami niaprzyjaciela, a widząc to Sulla sam ruszył w to miejsce na białym rumaku i z obnażonym mieczem w dłoni. O mało tam wówczas nie zginął, gdy dwukrotnie ciśnięto w jego stronę oszczepy, lecz udawało mu się odskoczyć na koniu (potem owe cudowne ocalenie przypisywano figurce Apollina, jaką Sulla ponoć cały czas nosił na szyi). 




Jego interwencja na niewiele się jednak zdała, gdyż całe lewe rzymskie skrzydło zostało przerwane, a sam Sulla musiał schronić się w swym obozie. I w tym czasie poczęło mu się zdawać że stolica jest już stracona, przeto modlił się głośno do Apollina: "Apollo Pytyjski! Ty, który Sullę Korneliusza Szczęsnego już w tylu bitwach do sławy i wielkości wyniosłeś, chyba nie na to prowadziłeś go tutaj, by u bram ojczystego miasta powalić na ziemię i pozwolić mu zginąć najhaniebniej wraz ze wszystkimi jego współobywatelami". Dopiero nocą, gdy wydawało się już że bitwa została przegrana (nawet gruchnęła wiadomość o śmierci Sulli, która dotarła też i do Praeneste), do obozu Sulli przybył posłaniec od Krassusa z prośbą o prowiant dla żołnierzy i wiadomością że ten przeniósł się do miejscowości Antemna, gdyż w czasie bitwy na prawym skrzydle zmusił Samnitów do ucieczki w tamtym właśnie kierunku. Czyli nie wszystko było jeszcze stracone. Co prawda Samnici na lewym skrzydle byli górą, ale na prawym ponieśli całkowitą klęskę. Przeniósł się więc Sulla obozem pod Antemnę, gdzie do niewoli Krassusa dostało się 3 000 żołnierzy nieprzyjaciela. Wódz naczelny obiecał im darowanie życia oraz wolność, jeśli przyłączą się do jego sił i sami napadną na swych współbraci. Jeśli by zaś odmówili - czekałaby ich natychmiastowa egzekucja - przyjęli więc tę nieszczęsną propozycję. Następnego dnia doszło do drugiej części bitwy pod Rzymem, która teraz zakończyła się już całkowitą klęską Samnitów. Wielu z nich, w tym sam Telesynos - zginęło w walce, zaś do niewoli ostatecznie dostało się 8 000 żołnierzy nieprzyjaciela. Rzym był ocalony - Sulla Szczęśliwy, Rzeczpospolita w rękach optymatów - mógł więc ze spokojem zwycięski wódz wkroczyć w mury stolicy. Witany jak wybawiciel, na początku nakazał rozgłosić, by lud cały zgromadził się na arenie Cyrku Wielkiego, gdzie miano urządzić (wedle tego co rozgłaszano) wielkie widowisko. Jednocześnie polecił Sulla zebrać się senatorom w świątyni bogini Bellony (rzymska bogini wojny - siostra Marsa). Tam też przemówił do senatorów, zapowiadając nastanie nowych rządów, które ocalą i odbudują Republikę. W tym samym czasie urządzono przedstawienie dla ludności, polegające na... zbiorowym uśmiercaniu wziętych do niewoli samnijskich wojowników (i to pomimo danego wcześniej przez Sullę słowa o darowaniu im życia). Po kolei, w okrutny sposób mordowano ludzi, aż wreszcie 8 000 samnickich jeńców, wśród krzyków odcinanych im członków - wyzionęło ducha a piasek Cyrku Wielkiego zabarwił się na kolor czerwony od nadmiaru przelanej krwi. Była to jednocześnie zapowiedż nadejścia zemsty, jaka czekała nobilów pod nowymi, sullańskimi rządami. Zemsty, która bez wątpienia dla Sulli była wyczekiwaną od dawna rozkoszą bogów.       

 

 

CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz