POLSKA ENKLAWA W EMSLANDZIE
1945-1948
"PODCZAS OKUPACJI TRAKTOWANO NAS NIEMAL JAK ZWIERZĘTA GOSPODARSKIE (...) SZCZEGÓLNIE WREDNA BYŁA JEDNA FRYZJERKA, KTÓRA MIAŁA ZAKŁAD NIEDALEKO NASZEGO OBOZU. ILEKROĆ NAS ZOBACZYŁA, ZAWSZE SŁYSZAŁYŚMY "SCHWEINE", "HURE" ("ŚWINIA", "KU...A"). SYTUACJA ZMIENIŁA SIĘ PO WYZWOLENIU. GDY OTRZYMAŁYŚMY SWÓJ PIERWSZY ŻOŁD, PIERWSZE KROKI SKIEROWAŁYŚMY DO FRYZJERA. SPECJALNIE POSZŁYŚMY WŁAŚNIE DO TEJ NIEMKI. GDY NAS WTEDY ZOBACZYŁA, W MUNDURACH, Z ORZEŁKAMI NA CZAPKACH I NAPISEM "POLAND" NA RAMIENIU, DOSŁOWNIE ZSIUSIAŁA SIĘ ZE STRACHU. MYŚLAŁA ŻE ZARAZ JĄ ZASTRZELIMY (...)
JEJ I POMOCNICOM RĘCE SIĘ TRZĘSŁY GDY NAS CZESAŁY. POTEM PODPATRZONYM U JANKESKICH CHŁOPAKÓW POGARDLIWYM GESTEM RZUCAŁYŚMY ZAPŁATĘ, MÓWIĄC: "KEEP YOUR CHANCE". TAKA BYŁA NASZA ZEMSTA. I PODZIAŁAŁA PIORUNUJĄCO. NIEMKA I JEJ PRACOWNICE KŁANIAŁY NAM SIĘ OD TEJ PORY W PAS. JUŻ NIE BYŁYŚMY "PODLUDŹMI", TYLKO WIELCE SZANOWNYMI "SOLDAT-FRAUEN"
FRAGMENT RELACJI Z MACZKOWA ANNY PRZYBYSZ, WYWIEZIONEJ NA ROBOTY DO NIEMIEC PODCZAS II WOJNY ŚWIATOWEJ DO OBOZU W POBLISKIM WUPPERTALU. PO WYZWOLENIU OBOZU, SŁUŻYŁA W POLSKICH, KOBIECYCH (POMOCNICZYCH) FORMACJACH WOJSKOWYCH, POD OPIEKĄ AMERYKANÓW
Maczków, czyli niemieckie miasto Haren, leżące w dorzeczu Emslandu, wchodzącego w skład Dolnej Saksonii - kraju związkowego Niemieckiej Republiki Federalnej, rozpoczęło swą polską epopeję dnia 19 maja 1945 r. wkrótce po kapitulacji III Rzeszy (a właściwie samego Wehrmachtu, bowiem Niemcy po dziś dzień nie podpisały aktu kapitulacji). Wówczas to na ulicach miasta zawisły plakaty, informujące niemiecką ludność o niezwłocznym opuszczeniu swych domów, przy czym w domach należało zostawić wszystkie meble i wystrój mieszkań. Tego dnia bowiem do Haren wkroczyła 1 Dywizja Pancerna gen. Stanisława Maczka, tzw.: "Czarne Diabły" (która wsławiła się chociażby w bitwach pod Falais - gdzie Polacy z tej dywizji stanowili istny "korek" zatykający zamknięte w wielkim "worku" dywizje niemieckie i uniemożliwiając im wycofanie się na zachód, pod Górą Ormel oraz w walkach w Belgii, Holandii i północnych Niemczech). Żołnierze polscy z 1 Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka, niedawno powrócili z portu w Wilhelmshaven, którego kapitulację przyjęli (5 maja 1945 r.) i w drodze powrotnej dotarli do Haren, które to miasto miało stać się ostoją polskości w północnych Niemczech. Zgodę na założenie polskiej enklawy wydał wcześniej brytyjski marszałek polny - Bernard Law Montgomery i teraz przystępowano do tworzenia polskiego miasta w dorzeczu rzeki Ems (stąd właśnie kraj ten zwano Emslandem).
Pierwszego dnia, gdy żołnierze wkroczyli do miasta, było ustalone z burmistrzem, aby na urzędach i domach publicznych wywieszono białe flagi, symbol kapitulacji. Tak też się stało, choć jednocześnie burmistrz zaprotestował przeciwko planom wysiedlenia mieszkańców z ich domów, ale od razu dano mu do zrozumienia że w tej kwestii nie ma nic do powiedzenia. W kolejnych dniach nastąpiło zorganizowane wysiedlanie niemieckich rodzin z ich domów, które teraz miały zostać przekazane polskim pracownikom przymusowym (ściąganym i zmuszanym siłą do ciężkiej pracy w Niemczech od września 1939 r. czyli od początku wojny), jeńcom wojennym i więźniom obozów koncentracyjnych z tej części Niemiec. 1 Dywizja Pancerna objęła władzę nad sporą częścią Dolnej Saksonii i kilkoma innymi miastami (dowództwo 1 Dywizji rozlokowano w Meppen a dowództwo 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej w Bersenbruck), jedynie Haren miało zostać polskim miastem w Niemczech. Zaraz po wysiedleniu Niemców, Haren przemianowano na Lwów, zmieniając jednocześnie nazwy ulic. I tak oto powstały nowe ulice: Armii Krajowej, Legionów, Jagiellońska, Zygmuntowska, Lwowska, Łyczakowska, Wileńska, Polna, Ogrodowa, Kopernika, Mickiewicza, Akademicka czy Aleje Ujazdowskie. Szybko jednak (4 czerwca 1945 r.) ponownie zmieniono nazwę miasta na Maczków, tym samym honorując dowódcę 1 Dywizji Pancernej - Stanisława Maczka. Założono tam polski uniwersytet, dwa gimnazja (jedno o profilu mechanicznym), liceum, teatr, szkołę, straż pożarną i katolicką parafię. Wychodziła polska prasa: "Dziennik" i "Defilada".
Wydano całkowity zakaz wstępu Niemców do miasta. Były niemiecki burmistrz Haren, musiał zająć się teraz przesiedleniem niemieckich rodzin z miasta i znalezieniem im miejsc do osiedlenia w innych miastach Emslandu (całkowicie kontrolowanego przez Polaków). Nie dał jednak rady, to zadanie go przerosło. Był to czas, gdy wszystkiego brakowało, żołnierze polscy dzielili się swymi kontyngentami z ludnością Maczkowa, ale Niemcy w wielu innych miastach Dolnej Saksonii, zaczęli odczuwać skutki wywołanej przez nich wojny choć nie było im aż tak źle, zważywszy że część z nich po prostu wyrzucała ofiarowany chleb prosto na podłogę, jak bowiem wspominała w pamiętnikach jedna z Polek pracujących w Haren: "Karmiliśmy głównie Polaków, ale pamiętam, że przychodziły też i niemieckie dzieci. "Bitte Kaugummi, bitte", "Bitte Bonbon, bitte" - prosiły. Chodziło im o amerykańską gumę do żucia i słodycze, jakie dostawaliśmy (...) Któregoś dnia dałam jednemu niemieckiemu dzieciakowi, który tak prosił, kawał chleba z masłem, a ten wyrzucił to na ziemię, że chleb to on ma, a chce "Kaugummi". Wkurzyłam się i naskarżyłam polskiemu wartownikowi, a ten pognał małego Fryca. Zirytowało nas to, że tutaj są ludzie po kacetach, ledwo żywi, a ten szczeniak jeszcze wybrzydza".
Mimo to, część Niemców (a raczej Niemek), aby poprawić swoje położenie, zaczęła wchodzić w kontakty towarzyskie z Polakami. Było ich sporo, bowiem znajomość z Polakami, jako jedną ze zwycięskich nacji II Wojny, dawała niekiedy korzyści, chociażby w postaci otrzymania bardziej luksusowych towarów. Polacy jednak byli rozbitkami politycznymi, bez ojczyzny, bez domu i bez nadziei na powrót. Polska wówczas została bowiem już zajęta przez Armię Czerwoną i całkowicie podporządkowana Moskwie. Nie było więc już drogi powrotu, nikt bowiem nie chciał wracać do kraju rządzonego przez Sowietów i ich polskie marionetki. Z czasem jednak alianci zachodni zaczęli dawać (początkowo nieoficjalnie, potem bardziej zdecydowanie) znaki, że może już czas wrócić do kraju, że wojna już się skończyła i nie ma potrzeby by dłużej pozostawać na obczyźnie. Niektórzy na to poszli i wrócili do komunistycznej Polski (wielu z nich potem przeszło ciężkie tortury i wieloletnie więzienia, a inni stracili życie za wydumane oskarżenia typu: "A ty to amerykański szpicel jesteś"). Część wyjechała do Anglii i Stanów Zjednoczonych, a tylko niewielka część Polaków zdecydowała się pozostać dalej w Haren - od 1948 r. już z powrotem pod władzą Niemców. Wojsko zaczęto wycofywać do Anglii od połowy 1946 r. (3 maja 1946 r. zorganizowano jeszcze w Maczkowie wielką defiladę wojskową, na cześć 155 rocznicy uchwalenia pierwszej nowożytnej Konstytucji w Europie i drugiej na świecie po Stanach Zjednoczonych, o której to amerykański historyk Robert Howard Lord powiedział iż: "Konstytucja 3 Maja stanowi bezcenny skarb wartości duchowych", zaś XIX-wieczny niemiecki historyk Friedrich Raumer stwierdził: "Jakże wielką jest przeto dla Polaków chwałą (...) iż umieli nadać sobie konstytucję, w której lepiej, aniżeli w jakiejkolwiek innej próbie tego rodzaju, prawdziwe zasady rozsądku i nauki politycznej zdają się być urzeczywistnione"). Ostatecznie Maczków przestał istnieć 10 września 1948 r. gdy Niemcy powrócili do miasta i ponownie zmienili jego nazwę na Haren. Tak oto zakończyła się krótka polska epopeja w północnych Niemczech.
POST SCRIPTUM
Na zakończenie moje krótkie, prywatne refleksje na temat Niemiec, Niemców i niemieckości. Czasami, gdy najdzie mnie chwila nostalgii, gdy zaczynam głębiej zastanawiać się nad tym otaczającym nas zewsząd światem - przypominam sobie mimochodem o moich niemieckich korzeniach. Zastanawiam się wtedy na ile prawdziwe byłoby wypowiedzenie przeze mnie słów: "Niemcy - moja Ojczyzna". Na ile czuję się związany z tym społeczeństwem (nie państwem - co należy rozdzielić), z jego kulturą, historią, współczesnością i przyszłością. Otóż Niemcy - to dla mnie słowo, które nie powoduje żadnych emocjonalnych reakcji, nie tworzy żadnych w umyśle mym "rozkoszy prawdziwych", jest po prostu zwyczajnym słowem, które być może w zupełnie innych warunkach znaczyłoby więcej - warunki te jednak nie zaistniały. Chciałbym tutaj opowiedzieć Wam o moich prywatnych opiniach na temat tego narodu i kraju, o tym jakim społeczeństwem są dzisiejsi Niemcy (jak ja ich widzę).Jakie więc są dzisiejsze Niemcy? Gdy obserwuję Niemców, gdy wchodzę z nimi w rozmowy (np. o polityce światowej, roli Niemiec i Polski w przyszłej geopolitycznej układance europejskiej, o duginowskiej koncepcji euroazjatycyzmu i innych alternatywnych temu rozwiązaniach), każdy z nich ma oczywiście swoje opinie na ten temat, ale podświadomie wyczuwam że niewiele ich to wszystko obchodzi. Dzisiejszy Niemiec znajduje prawdziwą przyjemność mogąc pozostawać w w swej szlafmycy, delektując się "pięknem" swych ogrodowych krasnali, to daje im swoisty - gemütlichkeit - spokój wewnętrzny i pewnego rodzaju dumę ze swego lokalnego heimatu. Widoczny jest również ów - bildung, który można by określić jako dumę z własnych osiągnięć cywilizacyjno-edukacyjnych oraz przemożna chęć eksportowania swych wzorców innym "tubylczym" i "nieoświeconym" jeszcze ludom, który łączy się z odpowiednią dla tego narodu weltanschauung (ideologią). Niemcy i Niemców cechuje również bardzo silne przekonanie o własnej niezwykłości i doskonałości, o tym że są lepsi od innych narodów w Europie i że dzięki temu mają prawo wygłaszać napominania i pouczenia. Dziedzictwo nazistowskiej przeszłości częściowo tępi ich zachowania w tej materii, dlatego właśnie pragną je odrzucić - oficjalnie, bowiem w rzeczywistości byli naziści dożyli spokojnej starości w nowych Niemczech.
Podobnie jak mówił niedawno Wojciech Cejrowski o Heinzu Reinefarthcie - rzeźniku Woli, który systematycznie mordował i palił mieszkańców tej warszawskiej dzielnicy, i jak mówi Cejrowski, słał listy do Berlina, pisząc: "Nie mogę ich wszystkich wykończyć bo mi amunicji nie starcza", po wojnie stał się politykiem niemieckiej republiki i wybranym w demokratycznych wyborach burmistrzem Westerlandu. Zmarł w 1979 r. w wieku 75 lat, jako szanowany obywatel i polityk. Krwawy morderca, który mordował mężczyzn, kobiety i dzieci - wszystkich, tylko dlatego że byli Polakami, stał się po wojnie miłym, starszym panem i godnym zaufania politykiem nowych Niemiec. O czym to świadczy? Że Niemcy rozliczyli się z epoką nazistowską tylko powierzchownie. Skazano tylko największych nazistów, tych którzy byli na samej górze i którzy z reguły nikogo nie zamordowali, oni wydawali "tylko" rozkazy (bo ich już obronić się nie dało). Zaczęto mówić o Holokauście i niemieckich zbrodniach w Związku Sowieckim, ale na tym koniec. Realni wykonawcy makabrycznych zbrodni, niemieccy oficerowie i żołnierze w ogromnej większości przeszli spokojnie z III Rzeszy do Niemieckiej Republiki Federalnej, szukając schronienia w pracy w wielu instytucjach publicznych (np. w Auswartiges Amt, gdzie po wojnie paradoksalnie pracowało więcej nazistów, niż w czasach III Rzeszy). Mordercy spokojnie więc dożywali swych dni na państwowych posadach.
"NIEMCOM TRZEBA PRZYPOMINAĆ KIM SĄ, BO TO NIE JEST TAK, ŻE ONI BYLI NAZISTAMI, A TERAZ NAGLE PRZESTALI BYĆ. PÓKI ŻYJE OSTATNI Z NICH NIE UPOLOWANY I POBIERA NIEMIECKĄ EMERYTURĘ, TO ONI CIĄGLE JESZCZE, JAKO NARÓD MAJĄ W SOBIE HITLEROWCÓW, NAZISTÓW - SĄ NIMI!
NIEMCY WYBRALI ADOLFA HITLERA W DEMOKRATYCZNYCH WYBORACH, TAK JAK ANGELĘ MERKEL, I ROZSTRZELIWALI POLAKÓW, ZA TO ŻE POLACY RATOWALI ŻYDÓW. NIEMCOM TRZEBA TO PRZYPOMINAĆ - ZABIJALIŚCIE POLAKÓW ZA RATOWANIE ŻYDÓW"
Niemcy są więc takim tyglem połączonych ze sobą sprzeczności, które kotłują się wewnętrznie tak długo, aż wreszcie nie doprowadzą do jakiegoś niszczącego lub twórczego wybuchu. Wola czynu - to właśnie zauważyłem w rozmowie z dzisiejszymi Niemcami, ale nie tylko, również dość silnie zakorzeniony w tym narodzie jest... strach. Strach przed tym co nieznane, co może doprowadzić do ponownego samozniszczenia, strach przed zaślepieniem i przed unicestwieniem. To właśnie - wola czynu i strach - są dziś wykładnikami niemieckiej duszy.Ja jednak, pomimo mojej sympatii dla wielu Niemców (których znam osobiście lub z którymi rozmawiałem będąc w Niemczech), nie mogę utożsamiać się z tym narodem. Mój pra-pra dziad był pruskim oficerem z zachodnich Niemiec, stacjonującym (ok. 1900 r.) w Królewcu. Ale już mój pradziadek wyemigrował do Królestwa Kongresowego (jak wówczas zwały się ziemie polskie, będące pod zaborem rosyjskim), tu się ożenił z Polką i sam potem stał się Polakiem. Tym samym sprawił mnie i mojej rodzinie ogromną przysługę, za którą ja jestem mu dozgonnie wdzięczny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz