CZYLI CZTERY HISTORIE
WSPÓŁCZESNYCH KOBIET
KTÓRE STAŁY SIĘ PRAWDZIWYMI
NIEWOLNICAMI
HISTORIA DRUGA
TEHMINA
NIEWOLNICA Z PAKISTANU
Cz. XXV
Wylądowaliśmy na lotnisku w Islamabadzie. W dniu, w którym wysłałam dzieci, by odwiedziły ojca w więzieniu, Mustafa był pod nadzorem policji w sądzie i tłumnie zgromadzeni fotoreporterzy utrwalali na zdjęciach tonące we łzach spotkanie Lwa ze swoimi lwiątkami.
Odwiedziłam Mustafę następnego dnia i zauważyłam, że bardzo schudł. Przez dłuższą chwilę żadne z nas się nie odzywało, aż wreszcie Mustafa przełamał lody:
- Dajmy naszemu małżeństwu jeszcze jedną szansę - zaczął prosić. - Spróbuję cię zrozumieć, a ty musisz spróbować zrozumieć mnie. Zapomnijmy o tym, co było.
Opowiadał mi, jak bardzo był przygnębiony z powodu mojej nieobecności, że cały czas się modlił i płakał tak głośno, że jego żałość udzielała się nawet strażnikom. Byli oni podobnie jak ja załamani widząc, jak ten tak potężny człowiek cierpi. Prawo islamskie zabrania posiadania jakichkolwiek podobizn Proroka i jego towarzyszy. Zakaz ten został wprowadzony po to, by zapobiec bałwochwalstwu. Jednakże członkowie sekty Shia, zwłaszcza ci w Iranie, noszą przy sobie obrazki Hazrata Alego, kuzyna Proroka. Hazrat Ali, czczony przez wszystkie sekty, uznawany jest za tego, który wstawia się za niewinnymi do Proroka, za symbol siły, do którego muzułmanie zwracają się w nieszczęściu o obronę. Mustafa miał w swojej celi taki właśnie obrazek i wyznał mi, że kiedy tylko nawiedzało go uczucie bezradności, zwracał się do Hazrata Alego błagając go o pomoc.
- Gdyby nie moja wiara, załamałbym się dawno - przyznał. - Samo jego imię wyzwala we mnie moc, która pozwoliła mi przetrwać.
Po wejrzeniu w głąb siebie, co było dla niego bolesne, ale konieczne, zdał sobie sprawę z wszystkich okropności, których od niego doznałam. Wspomnienie własnej gwałtowności nie dawało mu spokoju. Wyznał mi, że często ukazywała mu się w snach moja udręczona twarz. Wspomniał też o historii z Adilą. Był przekonany, że wstąpił wtedy w niego zły duch. Zrozumiał, że kiedyś mnie więził, że byłam przez niego samotna i uważał, że Bóg ukarał go skazując go na więzienie, podczas gdy ja byłam na wolności. Myślał, że utracił mnie na zawsze i że wszystko, co teraz posiada, to ta cela i Bóg. Zdał sobie sprawę, co musiałam czuć podczas porodu Alego, samotna i opuszczona przez wszystkich. Trapił się także, że byłam młoda i atrakcyjna i że w każdej chwili mogę spotkać innego mężczyznę i rozpocząć z nim nowe życie. Doszły go słuchy o tym, co robiłam na wolności, i szalał z zazdrości.
- Nareszcie jestem w stanie zrozumieć, jak cierpiałaś - powiedział. - I mogę to zrobić dzięki własnym doświadczeniom.
Obiecał się zmienić. Po raz pierwszy naprawdę mu uwierzyłam. Ale czy mogłam jeszcze raz zaryzykować i zaufać mu? Nikt nie znał na to odpowiedzi, a jednak podjęłam decyzję już wcześniej, wtedy gdy kupiłam bilety lotnicze na powrót do Pakistanu. Nie obchodziło mnie, co myślą inni. Kiedy dziennikarze poprosili mnie o wyjaśnienie przyczyn mojego braku zdecydowania, przypomniałam sobie, co Mustafa mówił mi kiedyś o znaczeniu pewności siebie w życiu: "ludzie są jak barany, pójdą za tobą, jeśli czują, że znasz drogę". Sama podjęłam decyzję o wyjeździe i sama zdecydowałam się na powrót. Będę kontynuować walkę o uwolnienie mojego męża.
Bardzo się ucieszyłam, gdy znów zobaczyłam Shuguftę i dai Ayeshę. Shugufta stała się teraz elegancką młodą damą, zaczęła naśladować mój sposób ubierania i stała się znacznie pewniejsza siebie. Mustafa mawiał często, że jestem jak cesarzowa Noor-jahan, która słynęła z propagowania wśród służby nowej mody. Dai Ayesha smuciła się nieco widząc zażyłość, jaka łączyła mnie z Shugufta, ale ja to rozumiałam.
Podczas każdej mojej wizyty Mustafa raczył mnie historiami z więziennego życia.
- Tutaj działa czarny rynek - objaśnił mi któregoś razu. - Za odpowiednią cenę można nabyć wszystko. Więzienia działają na podobnych zasadach jak mafia. Naczelnik jest szefem. Zdaję sobie sprawę z wszystkiego, co się wokół mnie dzieje i wyrwę to z korzeniami.
Innych więźniów traktował jak rodzinę; był dla nich feudalnym ojcem biorącym na swoje barki ich problemy. Po nocach straszyło mnie wspomnienie wyrazu oczu pozostałych więźniów, gdy zwracali się do Mustafy; wyglądali, jakby tylko w nim była ich nadzieja.
- Naczelnik bierze od wszystkich więźniów pieniądze za ochronę - wyjaśnił mi Mustafa. - Płaci się co tydzień. Kto odmówi lub nie może zapłacić wymuszonego podatku, jest karany chłostą lub zostaje zakuty w kajdany. Wielu więźniów pozbawianych jest posiłków za to, że nie mogą zapłacić. Całe rodziny muszą przychodzić im z pomocą i uginają się przez to pod ciężarem długów.
Znał wszystkie rodzaje tortur. Niektóre z nich są zbyt straszne, by je opisać. Mustafa patrzył na mnie nie widzącym wzrokiem i ciągnął dalej:
- Naczelnik to wstrętny pasożyt, Tehmino. On żyje z ludzkiego cierpienia, rozkwita na czyimś bólu. Zbiera od tych nieszczęśników pięćdziesiąt do osiemdziesięciu tysięcy rupii miesięcznie i część tej sumy rozdziela jak łup między swoich podwładnych. To nie jest więzienie, gdzie można wprowadzić jakieś ulepszenia, to obóz niewolników, którzy wskutek tego bezmiaru niesprawiedliwości stają się zbrodniarzami. To jest powód, dla którego zajmuję się polityką i nie spocznę, dopóki ten nieludzki system nie zostanie zmieciony z powierzchni ziemi.
Mój gniew wzrósł jeszcze, gdy sama stałam się świadkiem kilku okrucieństw. Widziałam kobiety, z których wiele więzionych było razem z dziećmi, i które w więzieniu były napastowane i wykorzystywane. Widziałam błagalny wzrok niewinnych ludzi skazanych na podstawie fałszywych zeznań. Jeśli istniało na ziemi jakieś piekło, to było ono właśnie tutaj. Mustafa widział, jakie to robi na mnie wrażenie i żartował:
- Gdy dojdę do władzy, mianuję cię ministrem do spraw więziennictwa.
- Trzymam cię za słowo - odrzekłam poważnie.
Pewnego dnia naszą rozmowę przerwał rozdzierający krzyk.
- To brzmi tak, jakby wyrywano komuś duszę z ciała - powiedziałam do Mustafy.
- Otwierać!
Przestraszony strażnik pośpiesznie otworzył drzwi i zasalutował. Mustafa odepchnął go na bok jak jakąś natrętną muchę i udał się w kierunku, skąd dochodziły krzyki. Biegłam za nim próbując dotrzymać mu kroku, a strażnik, obawiając się konsekwencji, trzymał się w pewnej odległości za nami. Wyszliśmy na zewnątrz. Na ogromnym placu siedziało w koło wielu więźniów i otrzymywało brutalną lekcję, która miała na celu ich zastraszenie. Na środku leżał rozpostarty na ziemi jeden z więźniów i kilku policjantów kopało go i biło pałkami. Lała się z niego krew i był prawie nieprzytomny, ale wciąż jeszcze wydawał z siebie przeraźliwe jęki. Cierpiałam widząc, jak dwóch strażników złapało go nagle za nogi i zaczęło z całej siły ciągnąć w przeciwne strony. Mężczyzna znów zaczął krzyczeć i z bólu wywrócił oczami, tak że widać było tylko białka. Potem nastąpiła śmiertelna cisza. Mustafa szybko, niczym błyskawica, rzucił się w kierunku zastępcy naczelnika. Jego oczy ciskały gromy. Złapał go za kołnierz i z całej siły uderzył kilka razy w twarz. Urzędnik był jak rażony piorunem, nie wiedział, co zrobić; Mustafa Khar mógł być więźniem, ale nie był człowiekiem, którego można było lekceważyć.
- Jeśli jeszcze raz usłyszę jęki więźniów, zrobię z ciebie miazgę! - ryknął Mustafa, po czym popchnął go tak, że tamten upadł na siedzenie z nogami w powietrzu.
Wtedy Mustafa odwrócił się i odszedł w kierunku swej celi. Pozostali więźniowie, gdyby się odważyli, z pewnością biliby mu brawo, ale poprzestali jedynie na niemym wyrażeniu wzrokiem swego podziwu. Wkrótce potem w celi Mustafy pojawił się zastępca naczelnika w towarzystwie trzech policjantów.
- Proszę pana - powiedział do niego cicho - nie powinien był pan uderzyć mnie na oczach wszystkich więźniów. Straciłem ich szacunek. Musimy trzymać ich w posłuchu, wie pan o tym.
- Nie zasługujesz na ich szacunek - odparł Mustafa stanowczym tonem. - Nie można rządzić za pomocą strachu i gwałtu. Każę zwolnić cię z pracy, ty draniu! Nie będę się nad tobą litował! Wynoś się stąd! Nie będę marnował więcej czasu na rozmowę z tobą. Zajmę się tobą, jak przyjdzie czas.
Nieszczęśliwy zastępca naczelnika wykrztusił przeprosiny i odszedł. Byłam ogromnie dumna z swojego męża i zapytałam go:
- Co cię skłoniło do zrobienia tego? Jesteś ich więźniem, a przeciwstawiłeś się im.
Opowiedział mi historię, o której przeczytał w jednej z polecanych mu przez Bhutto książek.
- Napoleon Bonaparte kopnął kiedyś w drzwi celi, w której był więziony, i oznajmił oniemiałym strażnikom, że jest Napoleonem! To wystarczyło, bo był tak sławny. Pamiętaj, polityka opiera się na przeświadczeniu, że to, co się zrobiło, było słuszne. W sensie moralnym racja była po mojej stronie, ale gdybym zawahał się choćby na moment, zastępca nie oszczędziłby mnie. Można się dużo nauczyć od pełnego pewności siebie oszusta, który bez skrupułów wykorzystuje naiwność swojej ofiary, udając szczerość i życzliwość. Nie możemy sobie pozwolić na pokazanie naszych słabych miejsc, w naszej zbroi nie może być żadnej luki.
Opór, który stawił Mustafa, przeszedł do legendy więzienia. Naczelnik znienawidził go jeszcze bardziej, ale nie mógł nic zrobić, ponieważ Mustafę chroniła rosnąca wśród więźniów popularność. Władze zdawały sobie sprawę, że podobnie jak iskra może wywołać pożar, tak wystarczy jedno skinienie Lwa Pendżabu, by w więzieniu wybuchł bunt.
Moja polityczna edukacja rozpoczęła się na serio. Mustafa wiedział, że to polityka skusiła mnie do powrotu do niego i podsycał tkwiący we mnie idealizm. Zachęcał mnie do stawiania mu pytań i czułam, że czasami zmuszałam go do wyjaśniania mi spraw, którymi nigdy przedtem nie zaprzątał sobie głowy. Jego zachowanie było nienaganne. Zrozumiał, że przygotowywaliśmy się nawzajem do spektakularnego powrotu na pakistańską scenę polityczną i wiedział, że przywódca powinien służyć przykładem. Uczył mnie swojego rzemiosła, objaśniał strategię działania i uświadamiał ideologicznie. Był to powolny proces "klonowania". Miałam stać się na wolności jego drugim "Ja". Kombinacja jego umysłu z moim całkowitym oddaniem sprawie zapewni mu zwolnienie. Podzielił się ze mną szczegółami wizji, która powstała w jego umyśle podczas długich lat kontemplacji. Już wcześniej miałam o niej jakieś pojęcie, ale teraz mogłam to wszystko ułożyć w logiczną całość. Punktem wyjścia dla niego był naród. Aspiracje i oczekiwania prostego człowieka zostały według niego zapomniane przez goniących za władzą polityków. Mówił o wyzysku, o istniejącym porozumieniu między biurokracją cywilną i wojskową a feudałami oraz panami z miasta.
- Współcześni politycy - oświadczył - zapominają, jaką siłę stanowi naród, i to jest ich słabość.
Mustafa kładł nacisk na potrzebę organizowania się na najniższych szczeblach. Wyobrażał sobie system polityczny, którego siła płynęła od dołu.
- Przewrócimy piramidę władzy do góry nogami - zapowiadał.
Orędował za powrotem do dawnych zasad islamu. Polemizował z marksizmem wskazując na jego wady, ale podziwiając uniwersalne znaczenie tej ideologii. Ponownie przekonywał mnie o potrzebie redukcji sił zbrojnych.
- Musimy odebrać tej bestii nasze znikome zasoby - mówił mi. - Nasz naród potrzebuje jedzenia i dachu nad głową, ubrań, sprzętu medycznego, wody do picia oraz oświaty. To wojsko pochłonęło bogactwa naszego państwa. Wojsko to strata siły roboczej i stałe zagrożenie dla konstytucyjnej władzy. Jeśli dojdę do władzy, będzie ono wykorzystywane wyłącznie do budowy dróg i mostów.
Mustafa stał się żarliwym orędownikiem bratniej współpracy ze Związkiem Sowieckim. Nie uznawał stanowiska generała Zii, który potępiał inwazję wojsk sowieckich na Afganistan, i występował przeciwko przyjmowaniu przez Pakistan afgańskich uchodźców.
- Zia poświęca naszą przyszłość dla doraźnych korzyści - twierdził. - Nie może zrozumieć, jakie ogromne straty poniesiemy w związku z naszym niepotrzebnym angażowaniem się w tę sprawę. Rosjanie nigdy nam tego nie zapomną. Handel bronią i narkotykami to naturalne rezultaty tego konfliktu. Generałowie są krótkowzroczni, zaślepieni dolarową dyplomacją Amerykanów. A ci nie są sojusznikami, na których można polegać, będą się z nami przyjaźnić dotąd, dopóki nie osiągną własnych celów.
Przekonany był, że z wyjątkiem Związku Sowieckiego Pakistan powinien zachować dystans w stosunku do innych mocarstw. Według niego naród powinien przynajmniej na jakiś czas być izolowany od świata zewnętrznego, aby stworzyć w nim poczucie niezależności.
- Spójrz na Chiny, spójrz na Indie - mówił do mnie. - One rozwijają własne technologie produkcji, nie chodzą i nie żebrzą u innych. Posiadają własną dumę narodową. My wybraliśmy łatwiejszą drogę, wszystko jest u nas importowane, nawet nasze własne pomysły.
Był naturalnym spadkobiercą polityki swego nauczyciela. Bhutto pozostawił po sobie kłopotliwy spadek - był populistą, miał gotowe slogany, którymi elektryzował naród, lecz zabrakło mu czasu na przeprowadzenie koniecznych reform. Mustafa głęboko wierzył, że teraz nastąpił jego czas. Czułam, że w końcu narodził się mężczyzna, jakiego zawsze pragnęłam. "Oto pozbawiony egoizmu polityk - myślałam - który razem ze mną zgłębia istniejące problemy kraju i ukazuje mi prawdę". Miał w sobie cechy Mesjasza, które jego status więźnia jeszcze uwydatniał. Mustafa w bardzo subtelny sposób przygotowywał mnie do uczestniczenia w życiu publicznym kraju, w którym wygląd, zwłaszcza w przypadku kobiety, ma duże znaczenie. Dowcipkując, ale bez złośliwości drażnił się ze mną na ten temat i nakłaniał do najbardziej korzystnych dla mnie zmian. Zdarzało się, że prawił mi komplementy mówiąc, że wyglądam jak modelka, która przed chwilą opuściła strony magazynu mody, a gdy się z tego cieszyłam, zaczynał się śmiać i mówić, że mój wygląd jest jednak trochę niestosowny jak na żonę znanego więźnia politycznego. Któregoś dnia zrobiłam sobie miedziane, złote i popielate pasemka na moich kasztanowych włosach. Tak strasznie go to zaskoczyło, że wybuchnął śmiechem, zaproponował jednak, bym powróciła do swoich "długich kasztanowych warkoczy, które go zniewoliły" piętnaście lat temu. Jeszcze bardziej był zszokowany, gdy po zrobieniu trwałej ondulacji pojawiłam się u niego z długimi, poskręcanymi lokami.
- Co to? Wyrosły ci na głowie sprężyny? - zapytał mnie.
Pewnego dnia weszłam do jego celi bezpośrednio po zakończeniu mityngu politycznego w Gujrat. Przepełniał mnie optymizm, spotkanie bowiem okazało się wielkim sukcesem. Ubrana byłam tradycyjnie: miałam na sobie luźne czarne spodnie, biało-czarną bluzkę z czerwonym kołnierzem i mankietami oraz narzuconą na ramiona czerwoną pelerynę z kaszmiru. Rozpuszczone włosy spływały mi luźno na plecy. Mustafa spojrzał na mnie i rzekł:
- Wiesz, jak wyglądasz? Jak Margaret Thatcher ubrana w czador. Gdzie odbyło się to spotkanie? W Birmingham, w Southall czy w Gujrat?
Uśmiechnęłam się i przyznałam z niepewną miną, że powinnam była ubrać się bardziej odpowiednio.
Innym razem kręcił ze zdumieniem głową widząc mnie wchodzącą na dziedziniec więzienia bez zasłony.
- Że też musiałem dożyć takiego dnia - lamentował. - Moja żona wchodzi do więzienia, w którym dookoła jest pełno mężczyzn, bez zasłony na twarz.
- Zapomniałam jej włożyć - powiedziałam wzruszając ramionami.
- Czy o tym można zapomnieć? - zapytał ostrym, lecz pozbawionym złośliwości tonem. - Zapomniałaś o podstawowej rzeczy. Ona ma świadczyć o twojej nieśmiałości oraz kobiecej skromności.
Zawstydziłam się, Mustafa miał rację, wolność to nie to samo co swoboda. Zawsze fascynowały mnie kolory, ale któregoś dnia coś się we mnie zmieniło i zdecydowałam, że od tej chwili będę nosiła jedynie prostą, białą bawełnę. Kiedy poinformowałam Mustafę o mej decyzji, nie wyraził zdziwienia; wręcz przeciwnie, zachował się tak, jakby tego oczekiwał. Chodziło mu o to, żebym nie wzbudzała zainteresowania w świecie mężczyzn, w którym się obecnie obracałam. Wiedział jednak, że nie mógł mnie do tego zmusić. Jeśli chodzi o mnie, czułam, jakbym pozbyła się wielkiego ciężaru. Biała bawełna nie stanowiła tylko symbolicznego gestu, była rezultatem długiego i bolesnego procesu odkrywania własnej siebie. Moje nadmierne zainteresowanie strojami i potrzeba bycia piękną to spuścizna okresu dzieciństwa spędzonego u boku matki jako jej garderobiana. Wykorzystałam to w moim dorosłym życiu do maksimum. Swoim wyglądem oczarowałam i usidliłam Mustafę wpadając przy tym we własne sidła. Za pomocą strojów usiłowałam utrzymać go przy sobie, a Adila próbowała mi go zabrać za pomocą swoich. Stroiłam się, żeby zrobić wrażenie na innych - oto pojawiła się czarująca i elegancka żona więźnia politycznego, przeciwieństwo smutnej, niepozornej kobiety, którą spodziewano się zobaczyć. Ale teraz koniec z tym. Teraz miała się tylko liczyć moja osobowość i moje idee. Uświadomiłam sobie sprzeczność, jaka we mnie tkwiła: pycha oddalała mnie od ludzi, których chciałam reprezentować.
Podczas długiego pobytu w więzieniu Mustafa pisał do mnie listy z instrukcjami, doręczane zawsze do rąk własnych. Pouczał mnie w nich, żebym w czasie negocjacji nie ujawniała swoich prawdziwych uczuć.
- Nie pokazuj po sobie emocji - mówił - a wtedy przeciwnicy nie będą w stanie przewidzieć twoich reakcji.
Radził mi, abym była życzliwa, lecz stanowcza, wypytywała o wszystko, lecz sama nie udzielała informacji. Ostrzegał o niebezpieczeństwach, jakie czyhają w pozornie niewinnych rozmowach, oraz uczył sztuki wychodzenia cało z podstępnych pytań zadawanych przez dziennikarzy podczas konferencji prasowych. Okraszał te listy romantycznymi wstawkami. Wyjaśniał w nich swoją obsesyjną potrzebę posiadania oraz brak poczucia bezpieczeństwa. Pisał: "Wszystkie znane legendy o miłości kończą się tragicznie... ich miłość była wielka, lecz niepraktyczna i nierozsądna. W miłości nie ma równowagi, dlatego jeśli pragniesz miłości, musisz być przygotowana na udźwignięcie jej ciężaru". Przemawiał do moich kobiecych uczuć, wyznawał, jak bardzo mnie potrzebuje i jak bardzo jest ze mnie dumny. "Bez ciebie nie mogę niczego osiągnąć - pisał. - Gdy czuję twą obecność u mojego boku, wiem, że mogę osiągnąć wszystko. Mogę wtedy podjąć największe ryzyko. Z radością bym umarł, nawet dzisiaj, gdybym wiedział, że pozostaniesz mi oddana". Czasami proponowałam Mustafie, żeby swoje poglądy przelewał na papier, tak abyśmy mogli to wydrukować i w formie broszur rozdać ludziom. Byłam pewna, że pobudziłyby one wyobraźnię ubogich. Ale on odpowiadał na to:
- Nasz naród jest niepiśmienny. Ludzi nie obchodzą broszury. Pragną przywódcy, który jest w stanie ubrać w słowa ich żądania i który wyczuwa ich potrzeby. Trzeba stanąć przed nimi przemawiając językiem, który oni rozumieją. Jeśli spiszę to wszystko, czego chcę dokonać, władze na pewno się tym zainteresują i szybko się mnie pozbędą. Dlaczego mam im to ułatwiać? Zaatakuję ich na polu bitwy, nie na papierze.
Musiałam przyznać mu rację. Mustafa był zwolennikiem Związku Sowieckiego. Sprzeciwiał się natomiast militaryzacji, feudalizmowi, uprzemysławianiu kraju i korupcji. Ci, którzy byli u władzy, nigdy nie zaakceptowaliby takiego programu przemian socjalistycznych. Plany te Mustafa musiał więc zachować na razie dla siebie, podzielić się nimi mógłby jedynie wtedy, gdyby był na wolności i przemawiał do mas, a i wtedy nie ujawniłby ich w całości. W oczekiwaniu na ten moment musiał usypiać czujność sił reakcyjnych. Często rozmawialiśmy o przyszłości oraz o tym, że doświadczenie więzienne zmusiło nas do wielu zmian w naszym życiu. Władza jako taka nie stanowiła już celu samego w sobie. Przeciwnie, przejęcie władzy za pomocą naszej strategii politycznej zmusiłoby nas do obniżenia naszego poziomu życia. Pragnęliśmy prostego życia, chcieliśmy czcić Boga i służyć ludziom.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz