Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 17 listopada 2020

NIEWOLNICE - Cz. XLVIII

CZYLI CZTERY HISTORIE

WSPÓŁCZESNYCH KOBIET

KTÓRE STAŁY SIĘ PRAWDZIWYMI

NIEWOLNICAMI

 
 
 
 
 

HISTORIA DRUGA

TEHMINA

NIEWOLNICA Z PAKISTANU

Cz. XXVII

 
 
 
 
Głodujący byli właśnie w trakcie modłów, gdy pojawiła się policja. Wyszłam policjantom na spotkanie i oświadczyłam, że nie mogą aresztować strajkujących podczas modlitwy, więc zawahali się i zdecydowali się zaczekać. Ale modły nie miały końca. Tymczasem zebrały się tłumy ciekawskich, którzy chcieli zobaczyć, która strona pierwsza się złamie. Działacze nie przestawali się modlić. Policja straciła w końcu cierpliwość, wtargnęła do środka, wyciągnęła modlących się z meczetu i w akompaniamencie okrzyków antyrządowych oraz żądań wypuszczenia więźniów politycznych prowadziła ich w kierunku więzienia. My natomiast z pomocą prasy postaraliśmy się, żeby cały naród usłyszał o profanacji meczetu przez funkcjonariuszy rządu, który nazywał się islamskim. Nastąpiły dalsze strajki. Wszystkie odbywały się w najbardziej uczęszczanych miejscach Islamabadu: ponownie przed Senatem, przed prezydencką rezydencją, w innych meczetach, a nawet w centrach handlowych. Fala pokojowych protestów ogarnęła całą stolicę, a centrum tego wszystkiego byłam ja. Wiedziałam już wtedy, że rodzina przywódcy także musi ponieść ofiary. Jak dotąd brano do więzienia jedynie biednych robotników. Namówiłam więc dwóch synów Mustafy, Abdura Rehmana i Bilala, by wzięli udział w jednym ze strajków głodowych. Aresztowano ich przed budynkiem Senatu.
 
Posuwaliśmy się naprzód. Nasze akcje wywoływały poruszenie, prasa przedstawiała nasze pokojowe próby wymuszenia zmian w pozytywnym świetle oraz rozpisywała się na temat represji stosowanych przez policję. Za każdym następnym posunięciem zauważaliśmy, że coraz więcej ludzi stoi po naszej stronie i wspiera strajkujących, drwiąc przy tym z władz. Mimo to Mustafa i tysiące innych więźniów politycznych nadal marniało w więzieniach. "Jak znaleźć wyjście z tej sytuacji?" - zastanawiałam się. Zaproponowałam Mustafie, że ja również przyłączę się do strajku głodowego. Zdawałam sobie oczywiście sprawę, że ta nieprzemyślana decyzja mogłaby doprowadzić do mojej śmierci, ponieważ gdybym raz zaczęła, nie mogłabym się wycofać, miałam jednak przeświadczenie, że wzbudzi to takie zainteresowanie krajowych i zagranicznych środków przekazu, że rząd uświadomi sobie, że nie może dopuścić do tego i uwolni więźniów politycznych. Wiedziałam, że mam za sobą życzliwość prasy - rola żony walczącej o uwolnienie męża dobrze się prezentowała na jej łamach i reporterzy coraz częściej chcieli wiedzieć, co zamierzałam. Poznałam nową generację wykształconych dziennikarzy, oddanych sprawie zaprowadzenia sprawiedliwości w Pakistanie, którzy, dzięki temu że używali do pracy komputerów, uzyskali przezwisko "komputerowych partyzantów". Wiedziałam, że będą po mojej stronie. Poza tym Mustafa i ja mieliśmy świadomość, że mój ojciec także będzie zmuszony wstawić się za mną, żeby mnie ocalić. Miał wielu wpływowych przyjaciół w wojsku oraz w Senacie i z pewnością byłby w stanie wywrzeć na nich w tej sprawie silny nacisk. Rozpoczęliśmy przygotowania. Zorganizowaliśmy grupę lekarzy, która była gotowa zająć się mną, gdy zostanę aresztowana. Mustafa włączył do tej grupy doktora Sułtana, lekarza związanego z więzieniem Adyala, żeby mógł on dokładnie informować go o moim stanie. 
 
W ciągu dwudziestu czterech godzin poczuje pani zmęczenie - uprzedził doktor. - Możliwe, że w miarę upływu czasu ulegną zmniejszeniu ważniejsze organy w pani ciele, takie jak na przykład nerki. Jeśli będzie to trwało zbyt długo, to równiez pani mózg może przestać funkcjonować i zapadnie pani w śpiączkę. - Po czym dodał: - Ale nie pozwolimy pani umrzeć. Będzie pani otrzymywać dożylnie płyny oraz będzie pani pić mleko! 
 
Byłam bardzo przestraszona, lecz w dalszym ciągu zdecydowana. Sytuacja jednak nagle się zmieniła i na moje szczęście prezydent zapowiedział uwolnienie niektórych więźniów politycznych. Wprawdzie nie obejmowało to Mustafy, ale proces się rozpoczął i mój strajk głodowy odłożyłam na pewien czas. Rozmawiałam z każdym politykiem i generałem, jakiego udało mi się przydybać. Jeden z nich wypowiedział w rozmowie ze mną rozpowszechnianą przez niektórych opinię: 
 
- Mustafa to zdrajca! Nie mogę pomóc zdrajcy mojego kraju. 
 
Chaos jeszcze się spotęgował, gdy zapowiedziano wybory. Nasz stary przyjaciel Mustafa Jatoi bez uprzedzenia nas przyłączył się do IJI - sojuszu partii wspieranym przez Zię i będącym obecnie przy władzy - i zaproponował Mustafie, by zrobił to samo. Jeśli się zgodzi, drzwi jego celi zostaną natychmiast otwarte. Mustafa rozpaczliwie pragnął wolności, by móc przystąpić do wyborów i rozmyślał nad ubiciem interesu. Odbierałam mnóstwo telefonów, w których moi rozmówcy próbowali mnie przekonać, żebym namówiła mojego męża do przyłączenia się do tego narodowego frontu pakistańskiego. Jeden z nich ostrzegł mnie, że Mustafa nigdy nie wyjdzie z więzienia, jeśli się do nich nie przyłączy.
 
- Zgnije tam - zapowiadał. - Pani tego nie chce, nieprawdaż?
 
 

 
Zmieniłam się. Po piętnastu latach małżeństwa nie byłam już dłużej zaprogramowanym przez Mustafę robotem, lecz myślącą i zdolną do podejmowania niezależnych decyzji osobą. Odrzucałam wszelkie argumenty przemawiające za wstąpieniem Mustafy do IJI i przyczyny tego wyjaśniałam mu następująco: Jeśli by się do nich przyłączył, wyparłby się wszystkiego, o co walczył. To są partie, które swój nienaturalny wzrost zawdzięczają temu, że biły przed Zią pokłony. One wyrosły na krwi Bhutto. Sprzymierzyć się z IJI znaczy zaprzepaścić walkę przeciwko stanowi wojennemu i wieloletnie starania o demokrację. Lata spędzone na wygnaniu byłyby stracone. Poza tym byłoby to dla Mustafy upokarzające, ponieważ liderem IJI jest Nawaz Sharif, człowiek, którego Mustafa przez długi czas określał publicznie mianem politycznego karła. Oświadczyłam swojemu mężowi, że straciłabym dla niego szacunek, gdyby się teraz sprzedał. Lepiej jest pozostać do końca życia otoczonym szacunkiem w więzieniu, niż pędzić pełne upokorzeń życie na wolności. Mustafa rozważał możliwe wyjścia: albo opuści w ciągu dwudziestu czterech godzin więzienie, albo zachowa honor i żonę. Zdecydował się odrzucić propozycję Jatoi.
 
- To twoja siła pozwoliła mi podjąć tę decyzję - powiedział, chwaląc mnie za radę, jakiej mu udzieliłam. - Jestem zadowolony, że tak postąpiłem. Dojście do władzy na skróty jest niehonorowe. 
 
Zawiadomiłam dziennikarzy w imieniu Mustafy o odrzuceniu przez niego propozycji Jatoi oraz o odłączeniu się od niego i utworzeniu w ramach NPL Grupy Khara.
 
- Więźniowie nie mogą prowadzić negocjacji, a Mustafa nie jest wolnym człowiekiem - oświadczyłam im cytując słowa Nelsona Mandeli. 
 
Zdecydowaliśmy, że Mustafa będzie się ubiegał o miejsce w Parlamencie z celi więziennej! Zgłosi swą kandydaturę na dwa miejsca w Zgromadzeniu Narodowym i na trzy w Lokalnym Parlamencie i w czasie walki wyborczej zdecyduje, gdzie skoncentruje swoje wysiłki. Najważniejsze starcie miało się odbyć w Lahorę, gdzie rywalem Mustafy był Nawaz Sharif, sam ówczesny główny komisarz Pendżabu. Gdy Mustafa zgłosił swój udział w wyborach, znów był tym samym odważnym i niepokonanym Lwem Pendżabu ryczącym teraz spoza krat więzienia. Okazało się to jednak niełatwe. Bracia Mustafy zdecydowali się również kandydować w swym rodzinnym okręgu wyborczym Muzaffargarh i zdołali uzyskać poparcie wpływowych kół powiązanych z rządem. Wypełniłam konieczne do rozpoczęcia przez Mustafę pięciu kampanii wyborczych formularze, ale wiedziałam, że wygrana nie przyjdzie nam łatwo. Rozpoczęłam w zastępstwie Mustafy kampanię wyborczą w Muzaffargarh. Zebrany tłum był zdezorientowany sytuacją. Mustafa przysłał kobietę, żeby przemawiała w jego imieniu? Dlaczego nie przysłał swojego brata lub syna? Mustafa przewidział trudności tego rodzaju i przygotował mi odpowiednie argumenty. Wznosząc do góry ramię powiedziałam do nich:
 
- Sardarowie (przywódcy) innych prowincji ukrywają swoje żony przed biednymi, wyzyskiwanymi ludźmi z wiosek. Trzymają je za zasłoną, czadorem, abyście wy, którzy pochodzicie z tej samej co oni ziemi, nie mogli spojrzeć na to, co stanowi ich "honor", chociaż w miastach pozwalają swym żonom zdjąć zasłonę i przebywać w towarzystwie obcych. Mustafa prosił mnie, żebym im powiedziała, że nie należy do tego rodzaju mężczyzn. - Tłum zaczął głośno klaskać i wznosić hasła poparcia dla Mustafy. - Mustafa udowodnił wam za pomocą mojej tu obecności, że możecie oglądać jego kobietę, ponieważ dla was jestem córką, matką i siostrą - mówiłam dalej. - Stanowicie jego rodzinę. Nie będzie przed wami ukrywał swojej żony, zrywa dzisiaj dla was z tradycją fałszu i hipokryzji! Te argumenty przekonały tłum, który zaczął teraz ryczeć i modlić się głośno o uwolnienie Mustafy oraz o jego sukces w wyborach. 
 
Bracia Mustafy sprzymierzyli się przeciwko mnie rozpowiadając, że przynoszę hańbę ich ojcu. Niektórzy utrzymywali, że chciałam wysłać męża na szubienicę. Odbywałam w Lahore liczne spotkania z członkami partii. Wszyscy oni wyrażali swoje zadowolenie z decyzji Mustafy, ale zdawaliśmy sobie sprawę, że pozbawiła go ona poparcia głównych sił politycznych. Omawialiśmy więc możliwość innych sojuszy, nie wiedzieliśmy jednak, czy powinniśmy ponownie połączyć się z Partią Ludową, czy też wejść w koalicję ze zdymisjonowanym premierem Junejo. Mustafa poprosił mnie, abym spotkała się z Benazir Bhutto, więc skontaktowałam się z jednym z jej asystentów i zapytałam go o możliwości uzyskania poparcia Benazir i jej partii dla Mustafy. Jego odpowiedź była enigmatyczna:
 
- Myślę, że musimy poczekać na uwolnienie pana Khara - powiedział. 
 
Zrozumiałam, że Benazir nie spodziewa się uwolnienia Mustafy i nie chce udzielić poparcia człowiekowi, którego odrzuca wojsko. Być może chciała także, by jej stary "wujek" pozostał w więzieniu i nie wchodził jej tym samym w drogę. 
 
Prowadzenie kampanii w zastępstwie męża było dla mnie bardzo trudne. Mustafa powiedział, że jedynym sposobem na uzyskanie dla niego poparcia w najważniejszym okręgu, jakim było Lahore, pod jego nieobecność będzie tradycyjne chodzenie od drzwi do drzwi, ludzie będą wzruszeni osobistym wstawiennictwem jego żony. Mnie wydawało się to jednak krępujące, w przeciwieństwie do rozemocjonowanego tłumu prostych ludzi w Muzaffargarh, wyborcy w Lahore, gdzie nie byłam tak popularna, odnosili się do mnie nieufnie. Wyczuwałam, że według nich nie nadawałam się do zastępowania swojego męża, zwłaszcza że jego przeciwnikiem w tym okręgu wyborczym był aktualny główny komisarz. Powinien tu koniecznie być sam Mustafa, tylko on mógł odnieść zwycięstwo. 
 
 

 
Skontaktowałam się z Wewnętrzną Służbą Wywiadowczą i wyraziłam chęć spotkania z jej dyrektorem, generałem Hameedem Gulem, ale jego zastępca, dowódca brygady Imtiaz powiedział mi, że go zastąpi. Nasze spotkanie w głównej kwaterze WSW przemieniło się w pięciogodzinną dyskusję, była ona dobrze przygotowana i prowadzona profesjonalnie. Dowódca miał przed sobą kompletne akta Mustafy, które zawierały dowody jego nieszczęsnego powiązania z Indiami. Twierdził na podstawie tych dowodów, że mój mąż jest zdrajcą. Próbowałam bronić Mustafy jako dalekowzrocznego patrioty, ale nie udało mi się go przekonać. Kiedy powiedziałam mu o moich spotkaniach z generałem Rehmanem, bardzo się zdziwił, wywiad nic o nich nie wiedział! Spotkaliśmy się kilka razy, zanim pozwolono mi w końcu na rozmowę z generałem Hameed Gulem i poleciałam w tym celu do Islamabadu. Wiedziałam, że to nasza ostatnia szansa. Spotkanie nie było łatwe, generał wysłuchał uważnie moich argumentów, nie byłam jednak w stanie ocenić jego reakcji. W końcu zdesperowana zaczęłam go prosić, żeby osobiście spotkał się z Mustafą. Wierzyłam, że Mustafa dzięki swym zdolnościom krasomówczym zdoła go przekonać, żeby wypuszczono go z więzienia. Byłam bardzo podniecona i szczęśliwa, gdy generał Gul wyraził zgodę. Zdawałam sobie sprawę, że świadczyło to także o tym, że nasz kraj wkroczył na drogę przemian - nigdy przedtem nie zdarzyło się, by tak wysoki rangą oficer złożył wizytę więźniowi. Nikt nie miał jednak wiedzieć o tym planowanym spotkaniu, nawet Mustafa! 
 
Dowódca brygady zawiózł mnie do więzienia Adyala o północy. W biurze naczelnika zastałam generała Gula, a następnie przyprowadzono do nas bardzo zdziwionego Mustafę. Ku mojemu przerażeniu Mustafa zachowywał się podczas rozmowy niepewnie i nienaturalnie, tak jakby siedzący naprzeciw niego odgadywał, co dzieje się w jego sercu. Podczas gdy w zachowaniu generała wyczuwało się cechującą go charyzmę, on sam zaś był bezpośredni i wyrażał się precyzyjnie, Mustafa był nijaki. Zarówno jako mój mąż, jak i przywódca zmalał w moich oczach. "Odwagi, Mustafa - zachęcałam go w myślach. - Musisz to powiedzieć. Musisz ich przekonać. To twoja jedyna i ostatnia szansa". Gdy spotkanie dobiegło końca, asystent generała dał nam do zrozumienia, że decyzja została podjęta już wcześniej. Uśmiechnął się do mnie skinąwszy głową, a następnie zwrócił się do Mustafy:
 
- Nie mógł pan znaleźć sobie lepszego ambasadora.
 
- Bez Tehminy niczego bym nie dokonał! - odrzekł z uniesieniem Mustafa, po czym opanował się i już spokojnie zwrócił się do mnie: - Jeśli kiedykolwiek napiszę swoją autobiografię, przedstawię cię w niej jako mego najmądrzejszego doradcę politycznego. 
 
Następnego dnia, po prawie trzech latach spędzonych w więzieniu, sąd wydał nakaz zwolnienia Mustafy. Radość i smutek szły jednak w parze. W tym samym czasie otrzymałam niepokojącą wiadomość od moich sióstr, Zarminy i Rubiny: ojciec zakochał się w innej kobiecie! Ta kobieta to Sabiha Hasan, która pracowała z ojcem, w czasie gdy był on prezesem Narodowego Banku Pakistanu. Matka się kompletnie załamała. Moje siostry chciały zwołać rodzinną naradę i podjąć próbę ocalenia małżeństwa rodziców. Matka była gotowa ponownie przyjąć mnie do rodziny, bym mogła pomóc jej przetrwać ten ciężki okres. Ta przedziwna kombinacja szczęścia i smutku, które pojawiły się jednocześnie, wprowadziła w mojej głowie zamęt. Moje życie było jak kalejdoskop w niespokojnych rękach dziecka.
 
 

 
Przez ponad rok latałam co niedziela z Lahore do Islamabadu tym samym samolotem o szóstej trzydzieści rano, lecz tego dnia, czwartego listopada 1988 roku było inaczej. Gdy jak zwykle pewna siebie przechodziłam wraz z czworgiem dzieci przez odprawę paszportową, zostałam nagle zatrzymana. Sprawdzono nasze dokumenty i poddana zostałam kontroli osobistej, niczego jednak nie znaleziono. Personel lotniska witał nas uśmiechami. Gdy znaleźliśmy się na pokładzie samolotu, załoga odszukała nas, by złożyć nam gratulacje, a kiedy po zapięciu pasów zajęłam się przeglądaniem prasy, jeden ze współpasażerów nachylił się do mnie i powiedział:
 
- Pani mąż musi być z pani bardzo dumny. 
 
Uśmiechnęłam się tylko życzliwie do niego zdając sobie sprawę, że walka dopiero się zaczynała. Podczas lotu wpatrywałam się w okno, przyglądając się, jak zawieszony w nicości zabłąkany obłok błyszczał oświetlony pierwszymi promieniami słońca. Czułam narastające we mnie podniecenie, dwa etapy mojego małżeństwa dobiegły końca. Pierwszym było wygnanie, które przyniosło ze sobą zdradę i przemoc, w tym czasie znajdowałam się w środku burzy, nieustannie walcząc o przetrwanie. Następnym etapem było więzienie Mustafy, które dla mnie oznaczało frustrację, samotność i zmęczenie, ale także dało mi możliwość praktycznego poznania polityki, pozwoliło mi dojrzeć i uzyskać niezależność. Teraz rozpoczynaliśmy z Mustafą nowy etap, etap wolności i zaufania. Przeżyliśmy wiele nieszczęść, a teraz po raz pierwszy czekała nas normalność.     
 
 
 

 
 
 CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz